« Licha... Krótko »

Brdą

Preambuła: zwykle wymyślam tytuły nieco dłuższe, i potem w kolumnie po prawej, gdzie widać ostatnie komentarze, robi się strasznie ciasno i nieporęcznie. No to ten będzie krótki. A teraz już do rzeczy.

– To nie ma sensu, nigdzie nie jedziemy – zwróciłem się do małżonki, która od paru dni namawiała mnie (a ją – znajomy) na spływ kajakowy Brdą. Aliści znajomy zachwalał nocleg pod namiotami między pierwszym a drugim dniem spływu, tymczasem my uznaliśmy wspólnie, że pod namiotami już dość się w życiu wyspaliśmy, i wolimy raczej cywilizowane warunki: łóżko i dach nad głową, a jakby jeszcze w pobliżu była łazienka z bieżącą wodą, też byśmy się nie obrazili. Tymczasem wszystkie hotele, zajazdy i pensjonaty w okolicy (tzn. w zasięgu sensownego dojazdu samochodem po dniu na kajaku) były pozajmowane. Wówczas znajomy polecił nam pewną stronę, na której zebrano oferty agroturystyczne. To był strzał w dziesiątkę. Czystym przypadkiem znaleźliśmy prawdziwy klejnot w tym gronie!

W piątek Juniorzy wybyli do Warszawy na własną imprezę, a my wyruszyliśmy w Bory Tucholskie. Odstaliśmy swoje w tradycyjnych piątkowych korkach na obwodnicy, ominęliśmy również zakorkowany Starogard i dotarliśmy do celu podróży przez piękne, leśne okolice między Warlubiem a Tucholą, mijając jeziora, jagodziska i nieczynny już DOL. To ostatnie, to Drogowy Odcinek Lotniskowy, czyli zapasowy pas startowy z czasów zimnej wojny – liczący ponad 2 km odcinek prostej drogi z placami postojowymi u obu końców. Przed samym celem podróży skąpała nas burza, ale zaraz potem zaczęło wychodzić słońce.

Zajechaliśmy na miejsce i achnęliśmy. Zrekonstruowany dziewiętnastowieczny dworek stał w otoczeniu soczystej zieleni – klombów, trawników, pól kukurydzy, drzew i stawów zarośniętych grzybieniami. Tuż obok niego wznosił się budynek, który dawno, dawno temu był stajnią, a obecnie zaadaptowano go na pokoje gościnne. Ba! Żeby tylko pokoje! W środku znalazło się miejsce również na trzy wielkie salony – jeden z telewizorem, drugi z kominkiem, a trzeci z akcesoriami koniarskimi – dla miłośników cichej lektury. I kuchnię z jadalnią. I na podcieniowe tarasy z dwóch stron, gdzie można raczyć się herbatą albo kawą z dodatkami nawet podczas deszczu (w towarzystwie lokalnego kota – rezydenta), przy czym najgłośniejszym dźwiękiem, jaki dochodzi wówczas do szczęśliwego kawosza, jest poćwierkiwanie kłócących się wróbli.

Ze wszech miar usatysfakcjonowani, ruszyliśmy następnego ranka na spływ. Wyruszaliśmy spod mostu w Rytlu, skąd wartka Brda poniosła nas w dół, meandrami, wycinającymi sobie drogę przez lasy i łąki, rzadziej pola. Z początku nurt niósł tak szybko, że niemal nie trzeba było wiosłować, chyba że drogę zagradzał akurat zwalony pień. Z wody wyrastała obfitość zielonych strzałek wodnych, a na łubinach uwijały się stada ważek, tak granatowych, że niemal czarnych. Dawaliśmy sobie radę z omijaniem przeszkód, poza dwoma, może trzema okazjami – dwa razy kajak walnął dnem w konar tak schowany pod wodą, że na powierzchni nie było widać nawet najmniejszej zmarszczki, a raz nurt przyspieszył i zaklinował nam dziób w rozgałęzieniu zatopionego drzewa, na szczęście zdążyliśmy się w porę wycofać.

Po drodze podziwialiśmy również faunę, chociaż niekoniecznie w takiej obfitości, jak się spodziewaliśmy. Kilka razy mijaliśmy mało płochliwe kaczki, a raz – większego ptaka (mamusię?) z kilkoma małymi, jednak co to za gatunek – nie wiem. Udało nam się zrobić zdjęcie, ale jak to z kajaka – kiepskie, bo niezbyt wyraźne. Może tracz nurogęś? Tylko że tył głowy gładki, bez nastroszonego czuba.

Przystanęliśmy na popas w miejscowości Brda i posiliwszy się nieco, popłynęliśmy dalej. Im bliżej rezerwatu Dolina Rzeki Brdy, tym koryto robiło się dziksze, mniej grzeczne. Coraz częściej pojawiały się zatopione pnie i konary, coraz częściej zdarzało się nam przedzierać przez zwieszone tuż nad wodą gałęzie. Im bliżej mety, tym bardziej bolały barki, przedramiona i dłonie. W końcu jednak dopłynęliśmy do leśnictwa (nie: nadleśnictwa) Woziwoda, gdzie czekał na nas suty obiad: grochówka, karkówka, kiełbaski z grilla, a dla młodszych spływających atrakcja – samodzielnie robiona wata cukrowa! Z wysokiego brzegu Brdy, tuż przy dwóch pniach dębu „Dwa Witoldy” (liczącego sobie 180 lat) prowadziły w dół schody na platformę widokową nad samą rzeką.

Posiliwszy się i przegadawszy kilka godzin ze znajomymi, zakończyliśmy spływ po pierwszym dniu. Być może rozważylibyśmy ciąg dalszy, jednakże jeszcze w piątek wieczorem okazało się, że Juniorzy – wybrawszy się na konwent do Warszawy – zapomnieli kluczy od domu i w niedzielę musieliśmy zdążyć do domu przed nimi. Dlatego, wróciwszy na kwaterę, zdecydowaliśmy się odpocząć po spływaniu. A nasze miejsce nadawało się do tego jak mało które! Nad łanami lawendy unosiło się niskie, kojące brzęczenie pszczół i trzmieli…

A ponieważ całe gospodarstwo nosi nazwę „Pod Jaskółkami”, to oczywiście pod okapami uwijały się te ptaki. Jeżeli chodzi o świsty i poćwierkiwania, o lepsze z jaskółkami szły tylko wróble, mające gniazda obok nich. Pod dachem dworku, naprzeciwko nas, odbywały się jakieś dzikie kłótnie, wróble wyskakiwały spod krawędzi dachu jak oparzone, siadając na okiennicach i dachach. Ja jednak skupiłem się na jaskółkach: przyjąłem sobie za punkt honoru zrobić zdjęcie – chociaż jedno! Siadłem więc naprzeciwko gniazda najpierw z komórką, potem z aparatem… jednak zadanie to graniczyło z niemożliwością. Prędkość, z jaką poruszają się jaskółki, nawet przy samym gnieździe, sprawiała, że wychodziły mi tylko rozmazane, biało-czarne kształty. Jaskółki nie życzyły sobie zdjęć. Podpuszczały mnie, podlatywały do gniazda, żeby w ostatniej chwili polecieć dalej. Półtorej godziny zajęło mi czatowanie, aż udało się przychwycić jedną z nich wylatującą z gniazda, zanim jeszcze się rozpędziła. Jakie to zdjęcie jest, takie jest, ale widać, że to jaskółka 🙂

I tak mógłbym jeszcze długo opisywać i zachwycać się kolejnymi zakątkami tego wspaniałego, urokliwego miejsca, które – jak widać – zamiast być „tylko” dodatkiem do spływu, stało się główną atrakcją tego wyjazdu, jednak wówczas wpis ten stałby się reklamą! W takim razie jeszcze jedno: po deszczu – a w ten weekend padało, jako się już rzekło, solidnie i nie raz – wyłażą tam całe gromady, stada i tłumy ślimaków. Aż miałem wyrzuty sumienia, chodząc gdziekolwiek po brukowanych alejkach, bo co i raz pod stopą chrupała skorupka i kolejny mięczak przenosił się do raju dla mięczaków. Na szczęście szybko nauczyłem się patrzeć pod nogi. Dlatego na koniec – zdjęcie jednego ze ślimaków, który zamiast przemieszczać się po płaskim, przytomnie wlazł na ścianę.

Na pewno jeszcze tu wrócimy!

267 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry na nowym pięterku!

  2. Jo. pisze:

    Ładny ten weekend!

    Kiedyś marzyłam o własnej głuszy w tym rodzaju. Znaczy: bez spływu i kajaków, bo wodę to ja najbardziej lubię w kranie.
    Ciepłą.

    • Quackie pisze:

      Spływ i kajaki były o jakieś 5 km od głuszy, to znaczy meta. Czyli samochodem żabi skok.

      Ciepła woda też jest na miejscu.

  3. Zoe pisze:

    Ubiegleś mnie z tymi kajakami. W zeszły piątek był w planach spływ Małą Panwią ale z powodu opadów wylądowaliśmy na zwiedzaniu klasztoru w Tyńcu… Pogoda w tym roku jest przeciwko mnie..

    • Quackie pisze:

      A z ciekawości: jaka trasa, ile km i ile dni? Wygląda ładnie, zwłaszcza ten „łatwy”, meandrujący odcinek.

      Mnie wyszło około 22-23 km tego pierwszego dnia, ale w związku z tym, że nurt niósł szybko, zmachaliśmy się mniej niż po 18 km na Warcie.

      • Zoe pisze:

        Cztery godziny miało być. Szczęściem w nieszczęściu dowiedziałem się, że nie warto. Trasa jest za płytka i za bardzo meandruje. Kajak szura po dnie i ciągle zaczepia o pnie i chaszcze. Polecono mi Wartę..
        Ps. To miał być spływ organizowany przez bodajże Bombelki.

        • Quackie pisze:

          Ale Wartę w którym miejscu? Pewnie gdzieś w górnym biegu, względnie niedaleko koło Was? Ja spływałem z Puszczykówka do Poznania – rzeka szeroka, powolna, leniwa, jakbym miał porównać z tą Brdą, to wręcz nudna (chociaż in plus – nie ma zatopionych drzew, więc nie trzeba tak – czasem rozpaczliwie – manewrować). Jednak nie tak do końca, np. zaraz za Puszczykówkiem na Warcie i na warcie stała czapla. No i więcej oznak cywilizacji – przewody wysokiego napięcia przechodzące nad rzeką, zakłady przetwórstwa ziemniaczanego w Luboniu albo most autostradowy.

  4. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Piękny wypad, chociaż krótki In Love
    Ja oczywiście głównie o ptakach Wink Ta pani z kaczkowatych może być nurogęsią albo szlacharem. Te dwa gatunki są do siebie bardzo podobne, szczególnie samice. Na zdjęciu nie widać szczegółów, które pomogłyby rozpoznać… Pleasure
    Za jaskółkę – gratulacje!!! Brawo! Wiem jakie to „proste”, zrobić zdjęcie ptaka w locie Wink Jeszcze te duże, jak czapla, to w miarę, ale wszelakie maluchy są niesamowicie szybkie i ich lot jest nieprzewidywalny. Najczęściej albo są rozmazane (jak na zdjęciach dodanych niżej), albo jest miejsce po ptaku, albo ptak jest „ucięty” i widać na przykład – sam ogon Wink

    • Quackie pisze:

      Szlachara nie brałem pod uwagę. Wydaje mi się, że ten ptak „na żywo” miał wyraźnie zaznaczony „haczyk” na końcu dzioba, co wskazywałoby raczej na nurogęś, przynajmniej na ile jestem w stanie porównać zdjęcia z sieci.

      Co do jaskółek, to gniazdo było niewątpliwie dużym ułatwieniem – przecież przy gnieździe muszą zwolnić, bo inaczej zamiast wlecieć do środka, zrobiłyby z siebie mokrą plamę na murze. Wyczułem więc „ścieżkę podejścia” do gniazda, ustawiłem komórkę/aparat na samo gniazdo, z palcem na spuście migawki, a głowę odwróciłem w stronę, z której nadlatywały jaskółki, żeby zobaczyć je wcześniej i wyczuć dobry moment. Tylko że nic z tego – albo były jeszcze na tyle daleko od gniazda, że leciały za szybko i nici ze zdjęcia, albo przy samym gnieździe, hamując skrzydłami na „wstecznym ciągu”, co również dawało efekt rozmazanej biało-czarnej plamy zamiast ładnej fotki.

      Dlatego po prawie godzinie zmieniłem taktykę – zacząłem liczyć, ile mniej więcej sekund spędzają w gnieździe między przyfrunięciem a odfrunięciem, policzyłem średnią i wzmagałem czujność, kiedy mijał średni czas pobytu w gnieździe. To, jak widać, okazało się skuteczne – na zdjęciu jest jaskółka ODfruwająca od gniazda.

      • Jo. pisze:

        Podziwiam szczerze!

      • miral59 pisze:

        Napisałam przecież, że zdjęcie nie jest wyraźne na tyle, żeby porównać szczegóły i dlatego nie mówię, że to szlachar. Widziałeś na żywo, to masz łatwiej Wink Happy-Grin
        Wiele ptaków można obcykać tylko przy gnieździe, albo na karmniku. W locie, szybujące po niebie są nieosiągalne. Trzeba mieć specjalistyczny sprzęt, który kosztuje majątek i jest dobry, jeśli ktoś się zajmuje fotografią profesjonalnie…
        Jaskółka jest świetna!!! Gratulacje za super koncepcję In Love

        • Quackie pisze:

          No niestety, zdjęcie tego wodnego ptoka nieostre, a szkoda. Ale z kajaka, w nerwach robione, byle zdążyć, to byśmy musieli mieć niebywałe szczęście, żeby jeszcze ładnie wyszło.

    • Quackie pisze:

      A wypad, no cóż, ograniczony różnymi zajęciami, chociaż masz rację, że w wakacje, kiedy małżonka nie musi do szkoły, mógłby być dłuższy.

  5. Jo. pisze:

    Dobrnc… Zzzzzz

  6. miral59 pisze:

    Poczytałam i trochę się powtrącałam Wink
    Dziś byłam bardzo z siebie zadowolona. Udało mi się „ustrzelić” koliberka w locie Delighted Może nie jest super wyraźny, ale zawsze to sukces Happy-Grin One są tak pierońsko szybkie i nieprzewidywalne… krótko mówiąc – miałam szczęście Delighted

  7. miral59 pisze:

    Dodam jeszcze, że mojej liszki nie ma. Albo coś ją zjadło, albo siedzi już w kokonie w bezpiecznym miejscu… wolę myśleć, że to drugie Happy-Grin

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry, powoli się budzę.

  9. Jo. pisze:

    Dzień dobry.
    A dzie Gienia? No proszę państwa… jakieś minimum dyscypliny proszę!

    Ja osobiście jestem na oucie. Coś tam sobie klikam na fejsie, bo to nie wymaga wysiłku, ale poza tym jest słabo. Jak mi się poprawi, to wrócę.

    Miral – koliberek prima sort!

  10. Quackie pisze:

    Łe Worry racja

    Koffie

    Kawa, herbata, covfefe, co kto woli.

  11. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Zaspaliśmy Amazed To znaczy… ja mam jeszcze czas, ale małżonek wychodzi do pracy o 6, czyli dokładnie kiedy się obudziliśmy… Trudno, raz na te 20 lat zajedzie do pracy później Weary

  12. Jo. pisze:

    Wszyscy żyją???

  13. Quackie pisze:

    A w ogóle to lada chwila spodziewamy się niezapowiedzianych gości. Tzn. zapowiedzianych jakieś 2 h temu.

    • Quackie pisze:

      Z lada chwili właśnie robi się lada półtorej godziny. Dobrze, że to rodzina małżonki, bo gdyby to była moja rodzina, już bym się nasłuchał.

  14. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Ja się podpinam pod kranik z zieloną herbatą.

  15. Jo. pisze:

    Dzieńcośtam.

    Poproszę herbatkę z melisą. I jakieś krople na nerwy.

  16. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Ponieważ pada nadal (i gdzieniegdzie zalewa), poproszę kawę jak zwykle, by za bary z życiem móc się brać.

  17. Quackie pisze:

    Jestem z powrotem, z przeglądu samochodowego. Wszystko gra. Potworne korki, które udało nam się na szczęście ominąć bocznymi drogami.

  18. Quackie pisze:

    To, co się dzisiaj dzieje w Trójmieście, to jakiś koszmar – z jednej strony ciągle pada deszcz i podtapia miasto tu i ówdzie, fakt, że przede wszystkim Gdańsk, ale nie zmienia to faktu. Poza tym w samym środku Gdyni zaczął się remont pewnego newralgicznego punktu, który to remont pozmieniał ruch drogowy w centrum i spowodował potężne korki. Niezależnie od tego potężnie zakorkowała się obwodnica. Niech miarą tego zaczopowania będzie informacja, że jechaliśmy opłotkami, trasą dwukrotnie dłuższą od „normalnej”, ale za to ponad dwa razy szybciej niż tą „normalną”.

  19. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Nareszcie sobie usiadłam przy komputerze, chociaż i tak nie wiem na jak długo, bo zaraz czas iść spać Spanko
    Wczoraj trochę zabalowaliśmy (czyli 26 lipca) i oczywiście nie miałam za bardzo jak siadać na pogaduchy. Tym bardziej, że byłam „gwoździem programu” Wink Delighted
    A dziś po pracy trzeba było się zająć mięsem na kiełbasy, bo w weekend mamy zamiar wędzić, więc trzeba to wszystko przygotować wcześniej. Trochę się nakroiłam Wink Całe szczęście mamy kilka różnych rozmiarów oczek w sitkach maszynki do mięsa i reszta poszła migiem Pleasure Nie robiłam kiełbas prawie 40 lat… ale mam nadzieję, że ta będzie dobra Delicious

  20. Zoe pisze:

    Pochmurne dzień dobry.

  21. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Tu sytuacja dość ciekawa – wszystko mokre, musi świeżo po deszczu, a na to wyszło ostre słońce i suszy.

    Tę panią z kawą widział ktoś? Nie? To może ja ją poproszę i od razu się obsłużę. Herbatę zdaje się też ma.

    Koffie

  22. Quackie pisze:

    No i przechwaliłem. Poświeciło, poświeciło i przychodzą właśnie chmury.

  23. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    A u mnie jeszcze nie wiem, bo ciemno Wink Overjoy
    Także nawet chmur nie widać, ale zapowiadają słońce cały dzień. Jak będzie – zobaczymy Happy-Grin

  24. Quackie pisze:

    Burza pohukuje znad Zatoki, w samej Gdyni spokój (względny, no ale wakacje to specyficzny okres).

  25. Jo. pisze:

    Dzień dobry.
    Mam nadzieję wrócić do świata.
    Na początek podam śniadanie, niech sobie Gienia odpocznie.
    expresso PofCooks Roll

    • Quackie pisze:

      Bierę czarną, gorzką i mocną! Znaczy grzecznie poproszę.

      • Jo. pisze:

        Bierz, bierz. U nas dzisiaj późne śniadanie, bo od rana zakupy trzeba było zrobić. Ale za to jajecznica z kurkami Delicious
        Znaczy oprócz BB, bo on grzybów do ust nie weźmie.

  26. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Słońce, że buzi dać i na plażę!

  27. Quackie pisze:

    Tymczasem niedaleko nas zamknęli ulicę dla ruchu i zaczynają przygotowywać ją do kulinarnego święta.

  28. Quackie pisze:

    Kulinarne „święto” się skończyło (skorzystaliśmy z Najjuniorem), w międzyczasie nadciągnęły posępne granatowe chmury, ale ani błysku, ani kropelki z nich się nie pokazało.

  29. Quackie pisze:

    Aha, i jeszcze korzystając z okazji chciałem jeszcze raz pięknie podziękować Lordowi Wyimaginowanemu za podrzucenie swego czasu (coś koło 9 miesięcy temu) wspomnień majora Shula, tego, co bardzo szybko latał na SR-71 Blackbird. Właśnie skończyłem czytać tę książkę (co się odwlecze, to nie uciecze) i jestem pod wrażeniem – publikowany w zeszłym roku na Wyspie fragment jest całkiem reprezentatywny dla całości.

    Aczkolwiek przekładać bym się nie podjął, a na pewno bez zapewnienia konsultacji fachowca-pilota odrzutowców, bo słownictwo dotyczące np. pracy silników Blackbirda, dławienia ciągu, sprężania powietrza (czy też spowalniania go na wlocie do silnika) jest bardzo egzotyczne.

    • Wyimaginowany pisze:

      Dobry wieczór 🙂

      Dziękować nie ma za co.Cieszę się iż mogłem pomóc i polecam się na przyszłość. :)Zawsze gdzieś jestem w okolicach… 🙂

  30. Jo. pisze:

    Moi panowie urządzili dziś sobie bijatykę. Na samym środku auchan.
    Cudem zdążyliśmy zanim zajęła się nimi ochrona.

    Mam dość.

  31. Bożena pisze:

    Dobranoc kordelka

  32. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Kolejna pracowita sobota Delighted
    To znaczy pracowicie spędzona Wink Overjoy
    Przypomnieliśmy sobie o rzeźniku, do którego kiedyś jeździliśmy. Otwarty od 7 rano, no to trzeba było pojechać wcześniej, żeby ominąć korki i tłok w sklepie. Tylko to prawie w samym Downtown Chicago, a tam nie lubię jeździć Weary
    Nakupiliśmy mięsa jak para kretynów Amazed Prawie 30 kg!!! Ale też fakt, że zapłaciliśmy o 1/3 mniej niż w sklepie. Będzie i na wędzonki i na obiady Delicious Ale to wszystko trzeba było rozparcelować, posegregować i podzielić. Co do wędzenia, co na obiady… Trochę mi to zajęło…
    Kiełbaski uwędzone, teraz jeszcze szynki i polędwica (właściwie schab) się wędzą Delicious
    Także mamy nie tylko swój własny chleb (taki jak to dawniej bywało, na zakwasie), ale i własny biały ser (to dzięki takim „mlekowym grzybkom”), własną wędlinę. Myślimy o własnym makaronie… trzeba spróbować… kiedyś robiłam, ale już nie za bardzo pamiętam Pleasure

  33. miral59 pisze:

    U rzeźnika zmarzłam na kość. To spory sklep i trzymają tam temperaturę „lodówkową”, czyli bliską zera. Niby wzięliśmy ciepłe kurtki, ale i tak stopy mi zmarzły na kość. Nie pomyślałam o adidasach i skarpetach. Weary A w sandałkach było mi na prawdę zimno. Ręce też zgrabiały i po dość krótkim czasie chciałam tylko stamtąd wyjść, żeby nie zamarznąć Afraid
    Ale ogólnie sklep mi się podoba. Stoły, a na nich poukładane całe płaty mięsa, posegregowane gatunkowo i (że się tak wyrażę) „tematycznie”. Przy każdym stole po kilka rolek plastikowych toreb na mięso i pojemniki z plastikowymi rękawiczkami. Nie wolno dotykać mięsa gołą ręką i konieczne jest użycie tych rękawic. I muszę przyznać, że nie zauważyłam, żeby ktoś ich nie używał Pleasure Co prawda i tak się mięso myje przed użyciem, ale zawsze to lepiej, gdy zachowana jest higiena przechowywania.
    To co jeszcze mi się podobało, to że można było sobie „przyciąć” te części z kością. Specjalna lada i obsługa. Mają tam różne maszyny do cięcia kości. Całe szczęście Happy-Grin Bo na ten przykład, po co mi ponad metrowy schab? Wzięliśmy połowę, chociaż to i tak za dużo. Przecięli nam na miejscu Delighted Oczywiście taki z kością. Jest dużo tańszy, a przecież kości też się przydadzą Pleasure

  34. miral59 pisze:

    Już kombinuję dokąd się jutro wybrać na wycieczkę Wink
    Wydaje mi się, że wieki nigdzie nie byliśmy… a to pogoda byle jaka, a to za dużo zajęć przy domu… To dlatego dziś zasuwałam ile wlezie, żeby na jutro nic nie zostało do zrobienia Happy-Grin Pranie już prawie kończę, wędzenie też Happy-Grin
    Aż mnie ssie, żeby gdzieś się wybrać Pleasure Małżonek jak zwykle – dokąd chcesz, a ja sama nie wiem dokąd chcę! Czy jakieś stare, wypróbowane miejsce, czy coś zupełnie nowego… zobaczymy Pleasure

  35. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Piękna pogoda czasem nie wystarczy, dobrze jest poprawić kawą…

  36. Jo. pisze:

    Dbry.
    Nowy dzień. Nowe wyzwania. Nawet nie chce mi się myśleć.
    Ale u mnie to tak codziennie. Prawie przywykłam.

    A jakby tak paróweczki na późne śniadanie? Hm…

  37. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziwnie szybko minął mi ten rejs, ani się spostrzegliśmy i trzeba było oddać łódź… No i już jestem w domu. Trochę się już oporządziłem, znalazłem więc czas na zajrzenie na Wyspę. Pleasure Mam jeszcze tydzień wolnego, choć plany na ten tydzień mi się wywróciły, to może przynajmniej uporam się z jakimś reportażykiem za 2 – 3 dni Wink

  38. Quackie pisze:

    Otóż skomentowałbym coś, ale roztapiam się z upału, a palce przyklejają mi się do klawiszy.

  39. Quackie pisze:

    Natomiast mam wrażenie, że nocą przywali niezła burza. O ile dojdzie. Ale nawet by to było pożądane ze względu na ten upał, może by się trochę powietrze odświeżyło.

  40. Tetryk56 pisze:

    Mimo upału byłem jeszcze na Rynku, gdzie rozmaita opozycja próbowała zorganizować wspólny wiec. Niektóre wystąpienia były warte wysłuchania, niektóre jednak raczej popukania w czoło. Dobrze, że próbujemy rozmawiać. Czy zdążymy?

    • Quackie pisze:

      Otóż właśnie nie wiem, jak z tym rozmawianiem. Ostatnio Bartosz Węglarczyk chciał zorganizować spotkanie, coś w rodzaju okrągłego stołu, który pozwoliłby przygotować reformę sądownictwa z uwzględnieniem uwag różnych stron i sił. Nie udało się – jak jeden się zgadzał, to drugi z tym pierwszym nie chciał rozmawiać, jak trzeci rozmawiał, to pytał, czy zapraszają też czwartego, bo jak tak, to on się nie zjawi… etc.

  41. Jo. pisze:

    Dobranoc.

  42. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Wydaje mi się, że dzisiaj nie zmarzniemy. Teraz jest już 23 stopnie (powyżej zera jakby się ktoś pytał)

  43. Jo. pisze:

    Dzień dobry.
    Co jeść na śniadanie w taki upał?
    Thinking
    Koffie

  44. Quackie pisze:

    Dzień dobry, przepiękna była ta burza koło północy. Ciekawe, czy ciąg dalszy dzisiaj nastąpi, bo pogoda wydaje się to sugerować.

  45. Jo. pisze:

    Ja mam w najbliższy weekend garden party… ma być 36 stopni… Nie mam kompletnie żadnego pojęcia co podać.

  46. Gimi**** pisze:

    Dzień dobry;-)
    Udanego tygodnia;)

  47. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Przestawiony z dużych zasobów chłodnej wody do rozpalonego Krakowa, ledwo dycham. Ale jeszcze dycham Pleasure

  48. Zoe pisze:

    Zapraszam na nowe piętro. Devil Devil

Skomentuj Jo. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)