« The Kingdom of Balanga Rzecz o subiektywnym spojrzeniu »

Przekład, którego (chyba) nie było

Cała ta historia wzięła się z, że tak nieskromnie zauważę, mojej fascynacji wspartej dociekliwością. Fascynacji światowej klasy opowiadaniami fantastycznonaukowymi, a dociekliwości, nie wiem, może wrodzonej, może nabytej.

Otóż w 1988 roku wydano w zbiorze Twonk. Opowiadania pewne opowiadanie Henry’ego Kuttnera, w przekładzie Jolanty Kozak. Nosi ono tytuł Chociaż mu się nie przelewa, a dla potrzeb niniejszego wpisu muszę niestety zdradzić jego treść

UWAGA! SPOILER ALERT/ PONIŻEJ ISTOTNE SZCZEGÓŁY TREŚCI!

Jeżeli pamiętacie skecz komików z grupy Monty Pythona
o najbardziej zabójczym dowcipie na świecie, to jesteście blisko.
W opowiadaniu Kuttnera trwa właśnie druga wojna światowa
(w rzeczywistości powstało w 1942 r., więc wszystko się zgadza). Grupa amerykańskich naukowców-lingwistów wpada na pomysł opracowania wierszyka, który – w wersji niemieckiej – zapadałby w pamięć tamtejszym żołnierzom tak, że stawałby się natręctwem językowym nie do zniesienia, zakłócającym ich funkcjonowanie i uniemożliwiającym skuteczną służbę wojskową. Wierszyk jest niewinny, nie niesie żadnych wywrotowych treści i przypomina raczej dziecinną rymowankę, dlatego podstęp się udaje, a wierszyk dociera do samego fuehrera.

Clou opowiadania jest oczywiście rymowanka, która w wersji angielskiej, czyli oryginale, brzmi następująco:

„LEFT!

LEFT!

LEFT a wife and SEVenteen children in

STARVing condition with NOTHing but gingerbread LEFT

LEFT!

LEFT a wife and SEVenteen children”

(mowa o bliżej niesprecyzowanej osobie, która zostawiła żonę i siedemnaścioro dzieci przymierających głodem, wyłącznie z zapasami piernika – oczywiście nie ma to krztyny sensu, mniej więcej tak jak polskie „Trumf, trumf, misia bela”, natomiast opiera się na identycznym brzmieniu w j. angielskim przymiotnika „lewy/a” i form czasownika „to leave” – „pozostawić” – „LEFT”.)

A w przekładzie Jolanty Kozak:

„LEWA! 
LEWA! 
LEWANtyńczyk SPOLEgliwy 
LEWAtywę DOBRZE znosi 
CHOCIAŻ mu się NIE PRZElewa 
LEWA! 
LEWA!”

Opowiadanie przeczytałem po raz pierwszy jeszcze w liceum, więc przed 1990 rokiem, i kompletnie nie zastanawiałem się, jak brzmi oryginał. Jak wiele osób, jeżeli nie większość, nie byłem świadomy istnienia tłumacza i jego roli w tworzeniu polskiego tekstu. Jednak na tym przykładzie widać, jak istotna jest praca nad przekładem.
O ile bardziej rytmiczna jest polska wersja, przy podobnym stężeniu absurdu! 🙂

Po chwili poszukiwań okazało się, jednak że wierszyk w wersji angielskiej nie został najprawdopodobniej stworzony przez Kuttnera, który wykorzystał tylko rymowankę używaną od dawna w armii amerykańskiej, a wcześniej zdaje się też brytyjskiej, podczas ćwiczenia marszu. To zrozumiałe, skoro w fabule opowiadania wierszyk miał doprowadzać do „rytmicznej egzaltacji nerwowej” Niemców, nację mówiącą językiem skłonnym do wpadania w marszowe rytmy (kto nie wierzy, niech posłucha dowolnych piosenek śpiewanych po niemiecku). Jestem jednak przekonany,
że gdyby tłumaczka wiedziała o tym źródle, zamiast tłumaczyć, poszukałaby raczej jakiegoś polskiego odpowiednika, używanego podczas musztry marszowej. To znaczy, gdyby prezentował odpowiedni poziom absurdu. Tymczasem zamiast tego dostaliśmy znakomity własny pomysł pani Jolanty. Jestem przekonany, że gdyby przekład powstawał obecnie, tłumacz(ka) wykorzystał(a)by Internet, by dotrzeć do źródła. Być może wtedy wierszyk w polskiej wersji nie brzmiałby tak rewelacyjnie?

To była jednak dopiero połowa drogi. Opowiadanie Kuttnera zaczyna się bowiem od słów (w polskim przekładzie): ” Aby historię te uczynić wiarygodną, należałoby ją napisać po niemiecku.” Aż mnie skręciło z ciekawości: a jak brzmi przekład NIEMIECKI? Skoro polska tłumaczka poradziła sobie tak znakomicie, to wierszyk w wersji niemieckiej, jakkolwiek absurdalny, powinien być jeszcze lepszy: raz ze względu na wspomnianą skłonność niemieckiego do marszu, dwa – bo tłumacz powinien być kongenialny, by dorosnąć do poziomu sugerowanego przez autora, a ja chętnie bym doświadczył tego geniuszu, mimo słabej znajomości niemieckiego.

Zacząłem więc szukać i drążyć po bibliografiach i katalogach dostępnych przez sieć. Poświęciłem na to ładnych parę godzin i… niczego nie znalazłem. Podrapałem się w głowę, stwierdziłem
„co dwie głowy, to nie jedna” i zadałem pytanie o przekład (lub bibliografię, w której można by potwierdzić sam fakt jego istnienia) w zaprzyjaźnionych grupach zrzeszających tłumaczy na Facebooku. Efekt – jak wyżej. Po kilku dniach doszedłem więc do wniosku,
że niemiecki przekład tego akurat opowiadania nie istnieje!
Co zdziwiło mnie o tyle, że niemal wszystkie pozostałe krótkie formy Kuttnera zostały na ten język przełożone. Co więcej, Niemcy wydają się ignorować w ogóle samo istnienie tego opowiadania, tak w artykule o autorze na niemieckiej Wiki (https:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/de.wikipedia.org/wiki/Henry_Kuttner), jak i w przeróżnych niemieckich bibliografiach.

Możliwości są dwie: albo niemieckie wydawnictwa i tłumacze nie przyjmują do wiadomości, że takie opowiadanie powstało, a to ze względu na stawiane przez autora tezy i antyniemiecką wymowę, albo też ze względu na to, że tego się NIE DA przełożyć na niemiecki. Byłoby to zatem jedno z nielicznych znanych mi dzieł nieprzekładalnych na jakiś język (a to niełatwe, biorąc pod uwagę, że na polski przełożono na przykład takie Finnegans Wake Jamesa Joyce’a). Nieco wyżej zacytowałem pierwsze zdanie polskiego przekładu – najlepszą puentą będzie więc chyba przytoczenie DWÓCH pierwszych zdań: „Aby historię te uczynić wiarygodną, należałoby ją napisać po niemiecku. To zaś nie miałoby sensu, gdyż świat niemieckojęzyczny i tak ma już dość kłopotów z tej racji, że mu się nie przelewa.”

________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

 

170 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dobry wieczór na nowym piętrze. Czasem dociekliwość daje ciekawe rezultaty. Sam się nie spodziewałem czegoś takiego Happy

  2. Quackie pisze:

    Aha, jutro rano czeka mnie bieganie, więc na Wyspę dołączę zapewne nieco później.

  3. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór ! Tego na pewno nie czytałam wcześniej, a jest warte uwagi ! Poklon

    • Wiedźma pisze:

      Swego czasu pisałam o Tuwima kłopotach z tłumaczeniem z rosyjskiego… Wink Ale przyznam, że wierszyk p. Kozak dość swobodnie odnosi sie do oryginału !

      • Wiedźma pisze:

        No tak… ale przecież Kubuś Puchatek też odbiega od oryginału a jest, dzięki Irenie Tuwim – wręcz znakomity. Wierność literze czy duchowi utworu ? Hmmmm……

        • miral59 pisze:

          Jestem za wiernością ducha utworu Pleasure
          Bardzo często ktoś, kto tłumaczy słowo w słowo, gubi sens i tego właśnie ducha. To co jest czymś znajomym w danym języku, czy kraju, w innym nic nie znaczy i traci sens.
          I na ten przykład oglądałam Shreka w polskiej wersji i angielskiej. To nie jest tłumaczone dokładnie. Ale odnośniki do amerykańskich dobranocek, czy bohaterów filmów, niekoniecznie muszą coś polskim dzieciom mówić. Happy-Grin

          • Quackie pisze:

            Oczywiście, że tak! Mówi się nawet, że przekład jest sztuką ekwiwalencji, tak ilościowej, jak i jakościowej. Nieprzetłumaczalna gra słów? Można z niej zrezygnować, o ile wprowadzi się w innym miejscu, najlepiej gdzieś niedaleko, podobny żarcik. Absurdalny wierszyk? Napiszmy go po swojemu.

            Przekładu dialogów ze Shreka dokonał pan Bartosz Wierzbięta, z którym kiedyś miałem kontakt. To jest bardzo dobry przekład, stosujący właśnie to, o czym napisałem wyżej – ekwiwalencję. Np. skoro jako Osioł w polskim dubbingu występuje Jerzy Stuhr, to pojawiają się nawiązania do „Seksmisji” etc.

            • Jo. pisze:

              Uwielbiam przekłady Wierzbięty! I myślę, że czytelne dla Polaka aluzje czy parafrazy tylko podnoszą atrakcyjność filmów.
              Zresztą w ogóle nasze adaptacje disneyowskie są genialne.

              • Jo. pisze:

                PS. Wiem, że Shrek to nie Disney. To coś jak dawniej adidasy o każdym obuwiu sportowym, pepegi, elektroluks, junkers, a sięgając głębiej – rower.

                • Quackie pisze:

                  A to dla mnie pewna nowość (w sensie disney jako rzeczownik pospolity na określenie animacji), ale jeżeli bywa używane w tym sensie, to przecież nie będę szedł pod prąd języka (w tym względzie).

                • miral59 pisze:

                  Fakt. Każda amerykańska animacja, to Disney, nawet jak nie ta wytwórnia jest autorem Wink
                  Z adidasami też masz rację, bo do tej pory każde sportowe buty, to dla mnie adidasy Happy-Grin Może dlatego, że łatwo się zapamiętało nazwę firmy, a do innych nie ma się głowy Pleasure

                • Tetryk56 pisze:

                  Na wsi mojego dzieciństwa każdy samochód osobowy nazywany był „taksówką” Overjoy

            • miral59 pisze:

              Ze wstydem wyznaję, że nie wiedziałam, kto tłumaczył Shreka Ashamed Nigdy się tym nie interesowałam. Ale faktem jest, że zrobione jest to wspaniale.

    • Quackie pisze:

      Dobry! To świeża sprawa, tzn. dopiero niedawno na to wpadłem.

  4. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Wydaje mi się, że Twoja teza jest słuszna. Powstało wiele utworów literackich o antyniemieckiej wymowie. Może akurat ten im szczególnie dopiekł? I stąd nie ma jego tłumaczenia… Thinking
    Nie czytałam, więc trudno mi określić na ile jest to antyniemieckie…
    Sam wierszyk jest w sumie głupi, tak w angielskiej wersji, jak i polskiej Wink Ale masz rację. Chociaż nie jest wiernym tłumaczeniem, świetnie oddaje charakter marszowego zawołania Delighted I absurdu…

  5. miral59 pisze:

    A tak abstrahując od tematu. Wczoraj oglądałam pogodę i byłam zdziwiona. Kobieta, która mówiła o tej pogodzie, była strasznie podekscytowana, że temperatura spadnie… I to z 50F (ok. +10C) do 31F (trochę poniżej 0C, bo 32F to 0C). Tak to mówiła, jakby miały przyjść niesamowite mrozy… a czy w lutym to nie jest normalne, że może być zimno? Thinking No i jeszcze jakie zimno, skoro to tylko ok. 0C? Overjoy
    A w sumie ta zima jest niezwykle łagodna. Nawaliło nam śniegu na samym początku i przymroziło solidnie, ale śnieg już dawno zlazł, a temperatury utrzymują się od +5C do -5C, czyli nic tak nadzwyczajnego. Co jakiś czas wyskoczy ocieplenie…
    Nie rozumiem skąd taka ekscytacja? Thinking

    • Jo. pisze:

      Może przyjechała z Florydy?

    • Quackie pisze:

      Och, w Marylandzie u Chrześnicy potrafią ogłosić dni wolne od szkoły przy opadzie śniegu, po którym zostaje pokrywa śnieżna o grubości 5-10 cm. Im dalej na południe, tym większa panika. Wink1

      • miral59 pisze:

        Nie wiem jak jest w Marylandzie, ale tutaj uzależnione jest to od odśnieżania. Im sprawniej działają służby, tym mniej jest tych wolnych dni z powodu opadów.
        Na 6 lat moich dzieci w high school (córka 3 lata i syn 4), można na palcach jednej ręki policzyć dni, które były wolne, bo za dużo śniegu napadało Pleasure

  6. Zoe pisze:

    Dzień dobry w środę.
    A propos notki: myślę, że da się przetłumaczyć to opowiadanie a powodem jest jego wydźwięk. Podejrzewam, że istnieją utwory w literaturze światowej, w których nasz naród jest źle przedstawiony i te dzieła również są nieprzetłumaczone.

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry. Znakomity pomysł na kierunek poszukiwań! Niekoniecznie żeby przełożyć, ale choćby tylko się zapoznać.

  7. Jo. pisze:

    Dzień dobry
    Kawa? Herbata? Bo ja zaraz zmykam!
    expresso Kawa1

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Ponieważ za oknem pada, a mnie zaraz czeka bieganie, zapowiada się, że zostanę bałwanem, na szczęście tylko śniegowym 🙂

  9. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Przypuszczam, że powody mogą być dwa:
    – Niemcy nie mają swojego Macieja Słomczyńskiego
    – Kuttner nie zyskał sławy na miarę Joyce’a
    Faktem jest, że rymowanka o lewatywach Lewantyńczyka do tej pory siedzi i w mojej głowie Wink

    • Quackie pisze:

      Ha, ale pozostałe opowiadania Kuttnera jakoś przetłumaczono na niemiecki, a co do tego – jako się rzekło – zdaje się, że Niemcy ignorują jego istnienie.

      Wkręca się w zwoje, prawda? Sam czasem recytuję to sobie w myślach podczas marszu, znakomicie pomaga utrzymać rytm.

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Też kiedyś recytowałem w czasie marszu, ale dużo lepiej sprawdza się następująca (obstawiam, że to przeróbka z niemieckiego 😉 )
        Pod Aus
        Pod Aus
        Pod Austerlitz
        Dostaliśmy w d…
        Nie mówiliśmy nic
        Bo taką od Boga naturę już mamy,
        Że gdy dostajemy to nic nie gadamy
        (da capo al fine)
        Wink

        • Quackie pisze:

          Oj, nie słyszę/ nie widzę akcentów marszowych na 2?

        • Tetryk56 pisze:

          Dostaliśmy w d.. i nic

          • Quackie pisze:

            Spróbowałem to wyrecytować, akcentując na dwa, i przy tym „dostaliśmy w d… i nic” wyszła mi transakcentacja Amazed

          • Quackie pisze:

            Żeby pasowało do marsza, trzeba by to kapkę przerobić.

            [z akcentami:]

            Pod AU, pod AU, pod AUsterLITZ
            DoSTAli NAsi W DE i NIC

            Pozostałe dwie linijki nie zgadzają się pod względem liczby sylab, można by wszakże nieco przyśpieszyć i wyrecytować:

            Bo TAką od BOga naTUrę już MAmy
            Że GDY dostaJEmy to NIC nie gaDAmy

            • Krzysztof z Gdańska pisze:

              Tak właśnie się to wymawia Happy-Grin
              Gratulacje za intuicję, dzięki której nawet nie słysząc wyliczanki w „realu” potrafiłeś ją poprawnie wyrecytować Approve

              • Quackie pisze:

                Najmocniej przepraszam, ale to nie intuicja, tylko ładnych parę lat nauki o poetyce i teorii literatury, w tym o metrum, sylabice i sylabotonice, a potem kilkadzieścia lat praktyki (powiedzmy, że w czasie tej praktyki nie było zbyt wielu okazji do zastosowania wspomnianej wiedzy, ale parę było). Pleasure

            • Tetryk56 pisze:

              DoSTAliśmy w DUPĘ i NIC

  10. Tetryk56 pisze:

    BTW ja to pamiętam odrobinę jeszcze rytmiczniej:
    LEWA!
    LEWA!
    LEWANtyńczyk SPOLEgliwy
    DOBRZE znosi LEWAtywy
    CHOCIAŻ mu się NIE PRZElewa
    LEWA!
    LEWA!

    • Quackie pisze:

      Ooo, a skąd to tak pamiętasz? Czyżby przekład zaczął żyć własnym życiem?

      • Tetryk56 pisze:

        Z pustej głowy! Overjoy

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Mistrzu!
        Tak sobie myślę, że może trzeba wspomóc naszych braci Niemców i SAMEMU przetłumaczyć rymowankę na ich język Thinking
        Przyczynili byśmy się w ten sposób do popularyzacji Kuttnera za Odrą i Dunajem a przy okazji przetestowali byśmy czy takie „wierszydło” pozwoliło by przykładnym Niemcom odpuścić sobie trochę niemieckiego „ordnungu”.

        Początek tłumaczenia jest prosty:
        Links
        Links
        Yes-Sir

        • Quackie pisze:

          Otóż moja znajomość niemieckiego ogranicza się do „Bitte zwanzig liter bleifrei auf tankstelle sieben” na stacjach benzynowych (i niewiele więcej), więc bardzo mi przykro, ale się nie podejmę. Ale początek doskonały!

          Happy-Grin

    • Quackie pisze:

      Przy okazji – nie wiem, czy ktoś zwrócił uwagę, że jeśli recytujemy to podczas marszu, to we frazie „NIE PRZElewa” cząstka „lewa” przypada na nogę PRAWĄ, przy założeniu, że wszystkie pozostałe akcentowane „lewe” faktycznie przypadają na krok lewą nogą.

      Nie wiem, czy taka była intencja tłumaczki, ale wyobraźcie sobie, jak takie coś musiałoby dekoncentrować osoby przyzwyczajone do marszu (domyślnie: Niemców z opowiadania)!

      Happy

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Zwróciłem na to uwagę już dawno (28 lat temu) kiedy pierwszy raz przeczytałem opowiadanie. Jednak nie dotarło WTEDY do mnie, że to mogło być celowym zabiegiem tłumaczki Wink

        • Quackie pisze:

          Właśnie nie wiem, czy celowym. Gdyby jednak, byłby to swego rodzaju majstersztyk, i to schowany w treści opowiadania, bo przecież żadna z postaci (np. amerykańskich „twórców wierszyka”) nie tłumaczy zasady działania poza tym, że ma „doprowadzać do rytmicznej egzaltacji nerwowej”.

          Hmm. Zorientować się, czy tłumaczka jeszcze żyje… I skontaktować się z nią? Pondering

        • Quackie pisze:

          Otóż żyje. A co do kontaktu, zobaczymy.

  11. Wilma pisze:

    Dzień dobry,
    tekst przeczytam z uwagą, jak wrócę od fryzjerki. Póki co miłego dnia wszystkim i każdemu z osobna! Happy

  12. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry

    W młodości czytałem to opowiadanie. Rymowanka bardzo mi się podobała, chociaż nie bardzo wyobrażałem sobie jak jej powtarzanie mogło by wywołać „natręctwo językowe” uniemożliwiające wykonywanie swoich obowiązków. Tak, czy inaczej potraktowałem wówczas opowiadanie jako ciekawą hipotezę i… zapomniałem o całej sprawie Wink

    Odnośnie maszerowania to mnie najlepiej się maszeruje w takt utworu „Pstrąg” F. Schuberta co jest o tyle ciekawe, że w/w kompozycję prezentuje się zwykle na salach koncertowych w pozycji „spocznij” Happy-Grin

    • Quackie pisze:

      Ha, do „Pstrąga” nie maszerowałem. Chyba trzeba by było przyspieszyć tempo?

      Zdarzyło mi się natomiast do melodii z filmu „Most na rzece Kwai”, co dość naturalne, bo to właśnie marsz.

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Tempo faktycznie przyspieszam Delicious
        Natomiast zastanawia mnie jak łatwo można przerobić kompozycje naszych braci Niemców na rytm marszowy.
        Nawet piosenkę „Lili Marlene” używano w tym celu Amazed

        • Quackie pisze:

          A widzisz? (chociaż właściwie to „słyszysz”)

          Mnie tę skłonność uświadomiła Mama. Mieliśmy ubaw zwłaszcza podczas turniejów Eurowizji, gdzie każdą, literalnie każdą piosenkę niemiecką, napisaną w myśl kanonów muzyki lekkiej, łatwej, przyjemnej i popularnej, można było bez problemu zaśpiewać/ zanucić jako marsza 🙂

  13. Quackie pisze:

    Dla porządku, jakby się kto pytał, to poranne bieganie mam już za sobą.

  14. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry Hi Usmażyłam 24 naleśniki, mogą być : z
    – z twarożkiem truskawkowym
    – z konfiturą morelową
    – z szynką pod ostrym serem 🙂

    Zapraszam chętnych Delicious

  15. Gimi**** pisze:

    Dzień dobry;-)
    Podobno przekłady jak kobiety: wierne nie są piękne, a piękne nie są wierne;-)

    • Quackie pisze:

      Czasem się nie da „wiernie”. Wtedy trzeba, jak napisałem wyżej, „ekwiwalentnie”. A „pięknie” powinno być zawsze, chyba że oryginał naumyślnie zgrzyta i obrzydza.

      • Gimi**** pisze:

        Jak oryginał taki zgrzytający, to lepiej może nie tłumaczyć?
        Wiadomo, że nie wystarczy znać znaczenia słów, żeby być tłumaczem, albo inaczej żeby to tłumaczenie ktoś chciał jeszcze później czytać;-)

        • Quackie pisze:

          O ile mi wiadomo, tłumacz musi bardzo dobrze znać język, NA KTÓRY tłumaczy. Źródłowy oczywiście też, ale niekoniecznie tak dobrze. Myśl oryginału można zrozumieć, szkopuł w tym, jak ją potem wyrazić w przekładzie.

          A zgrzytające oryginały też bywają zabawne… Happy

  16. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  17. Max pisze:

    Oczywiście powinno się znać język na który się tłumaczy , ale również zwroty , powiedzonka i całą resztę ludowego języka . Ludowego , bowiem język literacki przez swoją poprawność , nie zawsze wiernie opisuje wydarzenia . Jako przykład niech posłuży odpowiedz na pytanie : co pan sądzi o migracji etnicznej w ujęciu socjologiczno – marenistycznym ? ” W konkretnym idenferentyzmie każda ,chociażby minimalna inteligencja agralimująca abstrakcyjne orbity idealizmu egzakieruje się , a modyfikując frekwencję za pomocą klerykalnych prolikronizmów – jest kakofonią społecznych perkusji libretto Cięzka sprawa jak widać , ale tak już jest z zawiłościami języka …. Tears

  18. miral59 pisze:

    Miło się gada, ale czas się zbierać do pracy Sad
    Miłego popołudnia życzę Delighted

  19. Quackie pisze:

    Na marginesie chciałem nadmienić, że jak komuś nie przeszkadza czytanie z ekranu, to można znaleźć opowiadania z tego tomiku w pewnej bibliotece. W pliku. Zaryzykowałbym nawet przypuszczenie, że ta biblioteka znajduje się na Madagaskarze.

  20. Jo. pisze:

    …bry
    Jutro biorę wolne. A dziś jeszcze trzeba się sprężyć.
    To co? Kawka? Herbatka?
    expresso Kawa1 PofCooks Roll

  21. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wieczorem pokażę wam Pieski – już są. Delighted

  22. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Dzisiaj robota, bieganie, a potem robota, a potem bieganie. Innymi słowy dla odmiany pracowity dzień.

  23. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Ciekawa jestem tych Ukratkowych piesków…

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry po raz kolejny, w przerwie między kolejnym bieganiem a kolejną robotą. Tak to już jest, że jak się robi jedno, to drugie i kolejne się nawarstwia.

    Weary

  25. Jo. pisze:

    Przeżyłam.
    Teraz muszę odpocząć.

Skomentuj Jo. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)