Wbrew pozorom to nie będzie tekst o kilku naszych murowanych medalistach, którzy w Rio okazali się całkiem niemurowani. Tych zawodów w Rio to się naoglądałem, że hej, a wszystko w trakcie tradycyjnego wyjazdu na Kaszuby.
Jak zwykle wszystko rozbiło się o pogodę. Przyjechaliśmy nad jezioro, na działkę, którą przez lata wynajmowaliśmy od pewnych przyjaznych starszych państwa, a teraz od ich zięcia. Znamy ten domek tak dobrze, że czujemy się w nim nader swojsko, nawet jeśli czasem wystąpią trudności obiektywne, takie jak zatkany spływ od umywalki lub uszkodzona instalacja elektryczna w kuchni i jednym pokoju (w tym roku nie działały lampy pod sufitem, natomiast gniazdka były sprawne, ale to jednak nieco uciążliwe). Któż by jednak zwracał uwagę na takie drobiazgi, jeśli można zejść na dół, na pomost, i rozkoszować się takim widokiem?
Jeżeli jeszcze dodać do tego fakt, że jezioro to jest strefą ciszy (co nie przeszkadza zarządzającym ośrodkiem po prawej stronie organizować hucznych dyskotek), to otrzymamy przemiłe, ciche miejsce, w którym wypoczywa się jak mało gdzie. Nic więc dziwnego, że po przyjeździe, zauroczony po raz kolejny widokami i bujną naturą, dałem upust emocjom, zapowiadając bogatą relację na Wyspie. Ale też jak tu nie dawać upustu, jak z prawej gramoli się na pomost rodzina kaczek, z lewej trąbią z dala żurawie, na wprost przepływa podejrzliwy perkoz, skory, by dać nura i wypłynąć kilkadziesiąt metrów dalej, a pod trzcinami po przeciwnej stronie coś się bieli, i z całą pewnością są to rezydujące na jeziorze łabędzie? To chyba zrozumiałe, że chciałoby się złapać za aparat i pokazać to wszystko później na Wyspie?
Już jutro, zapewniałem sam siebie, już jutro wezmę w dłoń aparat i machnę taką fotorelację, że klękajcie, narody. A Wyspiarze będą gremialnie bić brawo i może nawet sama Ptasia Pani rzuci łaskawe słowo? A tymczasem następnego dnia poszliśmy od rana na grzyby, całą trójką, bo trzeba Wam wiedzieć, że na Kaszubach byliśmy we troje, z Najjuniorem (tym razem Junior grzecznie podziękował za propozycję wyjazdu, a że jest już osobą pełnoletnią, nie robiliśmy mu trudności). Plon grzybobrania był umiarkowanie okazały, ale też i wyszliśmy przypóźno, koło dziesiątej. Kurek na jajecznicę wystarczyło jednak, a jedliśmy z takim smakiem, że zdążyłem uwiecznić już tylko smętne resztki…
Tego dnia zdążyliśmy jeszcze pojechać na rowerach do pobliskiego sklepu spożywczego po parę niezbędnych drobiazgów. Co ciekawe, alternatywą dla dwuipółkilometrowej drogi przez las jest kilkanaście kilometrów objazdu asfaltówkami! Dołączył do nas jeszcze stryjeczny bratanek małżonki, który – jak się okazało – właśnie przyjechał na działkę kilka domków obok, toteż droga upłynęła nie tylko szybko i miło, ale także pouczająco. Młody, ledwie dobiegający trzydziestki człowiek pracuje bowiem jako nurek. Uraczył nas kilkoma opowieściami ze swojej kariery i gdyby nie to, że to JEGO opowieści… Ledwie wróciliśmy do domku, zaczęło kropić, potem padać i w końcu lać jak z cebra. Nie wiem, czy na zdjęciu będzie to widać (mokra poręcz i betonowe chodniczki nieco niżej).
I tak już lało – do piątku. Chociaż autokorekta w moim telefonie sugerowała inaczej, to nie ja lałem, lecz niebiosa obdarzały nas łaską wody w stanie ciekłym. W związku z tym zrobiliśmy dwie rzeczy: po pierwsze, znaleźliśmy w garażu kalosze dla małżonki i Najjuniora (mojego rozmiaru i fasonu nie było), którzy dzięki temu wybyli znów na grzyby, uznające deszcz za okoliczność sprzyjającą rośnięciu. Nasi grzybiarze przynieśli tego tyle, że byliśmy zmuszeni zaopatrzyć się w słoiczki i wiekszą część kurek po prostu zaprawić. Mam nadzieję, że udało nam się wypasteryzować słoiki jak trzeba, bo strata by to była niepowetowana, gdyby tyle dobra się zmarnowało!
Po drugie zaś, zrobiliśmy to, co zawsze robimy w takim wypadku: zaczęliśmy jeździć po okolicy. Byliśmy więc w Bytowie, który dorobił się niewielkiego, ale foremnego akwaparku, zresztą w pobliżu stacji miejskich pomp. Tym razem zrezygnowaliśmy z podziwiania uroków pięknego krzyżackiego zamku na rzecz pizzerii (z widokiem na zamek!), a w drodze powrotnej doświadczyliśmy prawdziwie wielkomiejskich korków (o których zdążyliśmy już zapomnieć przez parę dni na łonie natury). Z kolei następnego dnia wybraliśmy się na obiad do restauracji „Nostalgia” w Poganicach, z której pobliża roztacza się piękny widok na wody rzeki Łupawy.
Należy dodać, że w celu podniesienia atrakcyjności restauracji, tak jakby same znakomite dania z pstrąga nie wystarczyły, w pobliżu założono minizoo, w którym podziwiać można strusie, króliki i konie, a także faunę niezrzeszoną – koty i przeróżne ptactwo, takie jak pliszki czy sroki.
Po powrocie nad jezioro kontynuowaliśmy działalność grzybiarsko-słoiczkową i oglądaliśmy występy sportowców w Rio. Za oknem z większą lub mniejszą intensywnością lało, aż wreszcie nadeszło piątkowe południe i niebo się rozpogodziło. Małżonka wróciła z ostatniego, samotnego tym razem wypadu grzybiarskiego, a potem po raz pierwszy i ostatni tego roku poszliśmy popływać. Sobotni ranek upłynął nam zaś na pakowaniu i czynnościach okołowyjazdowych. Wróciliśmy do Gdyni w sam raz przed imprezą, blokującą nam na ładne parę godzin wjazd na podwórko.
Jak więc widać, nasze nadzieje zostały zawiedzione: nie opalaliśmy się błogo nad jeziorem, nie pływaliśmy w nim, płosząc kaczki i inne ptactwo (nie wyobrażacie sobie, jaki kwik potrafi wydać z siebie spłoszona młoda kaczka, kiedy niedaleko niej wynurza się spod wody człowiek w masce do nurkowania), ale za to odwiedziliśmy kilka miejsc w okolicy, no i najważniejsze – zebraliśmy mnóstwo grzybów, którymi przyjdzie się delektować w długie, zimowe wieczory!
No i udało się napisać i opublikować. A ja już się żegnam na nowym pięterku – dobranoc!
I Ty narzekasz??? No wiesz co? Bardzo przyjemny urlop!
To znaczy: przyjemny dla kogoś, kto nie jedzie na urlop z dwoma autystami – dodaję, żeby nie było, że jestem zakłamana, czy co.
Ja bym sobie pojechała. Sama. Z książkami.
Marzenie.
A wiesz, że tym razem nie wziąłem ani jednej książki? Nawet czytnika z e-bookami? Jak mnie sparło któregoś dnia, to przeczytałem od deski do deski starą (sprzed 2 lat) gazetę motoryzacyjną, z tych, co to gospodarze zostawili na rozpałkę.
To faktycznie byłeś w desperacji 😀
Ale umysł odpoczął od czytania, raz na jakiś czas dobrze się tak wypościć.
I dlatego czyta się starą gazetę?

To tak jak z dietą – raz na jakiś czas bierze pokusa, żeby pokątnie przekąsić coś niedozwolonego
A w ogóle dzień dobry, bo ja ostatnio śpię, jak niemowlę, budzę się równo z kotem koło szóstej i w zasadzie mogłabym się brać do jakiejś roboty, tylko nie chcę stwarzać pozorów, bo mi już niczego w domu te moje chłopaki (śpiące niemal do dziesiątej)nie zrobią.

Kawa? Herbata?
Kawa! Koniecznie!
Witajcie!
Relacja bardzo sympatyczna, a góry kurek tylko pozazdrościć!
N.b. na Mazurach poznaliśmy ciekawy sposób na grzybową klęskę urodzaju: nadwyżki pakowano do dużej plastikowej butli po wodzie (5 l) i zalewano roztworem octu. Ponoć tak potraktowane zbiory bez problemu doczekują do końca rejsu i dalszej obróbki w domu.
P.S. Czy pierwsze zdjęcie się wam wyświetla?
Pierwsze mi się nie wyświetla.
Ale które pierwsze? Pierwsza jest panorama jeziora z przyległościami, zrobiona z pomostu. Wyżej między akapitami jest przerwa, bez zdjęcia.
Dzień dobry, i do mnie dotarł dzisiaj deszcz!
To ja idę popracować, ale dzisiaj będę zerkał na Wyspę, bo jak pięterko świeże, to trzeba doglądać.
Dzień dobry wszystkim.
Relacja ciekawa, oaza spokoju, aż się prosi o fotel, koc, kawę i książkę;)
Kurek pozazdrościć, dodać tylko cebulkę i śmietankę udusić i polać placki ziemniaczane;)
Miłego dnia dla Wszystkich;)
oooo – widzisz! placki ziemniaczane!
Haa, oczywiście, że były i placki z sosem jw. Tyle że placki „z proszku”, więc nie ma się czym chwalić.
placki to placki i już;-)
Jest pogoda. Tak z pięć godzin dziennie. Wszystko przez Q., który musi się urlopowac w tym samym czasie co ja. A propos relacji – fajna. Jako, że piszę z tabletu to nie będę się rozpisywać.
Ale dlaczego przez Q??? Czy to jest jakiś rebus? Czy fatum, że on ściąga niepogodę na czas urlopowania?
No oczywiście, że mr. Q jest fatumem:).On mi zawsze bruździ:) Nawet własnym kosztem.
Cóż za poświęcenie z jego strony!
A ja cały czas w prognozach słyszę, że jak na północy leje, to na południu upały i wicewersa. To gdzie się Pan urlopuje, Panie Z, że tak Panu brużdżę, hę?!
Czekaj, czekaj – coś w tym jest! Wróciłeś z wakacji i u mnie przestało lać!
Dzisiaj ostatni dzień w Górze. Jastrzębiej Górze! I co Pan na to? Się pytam:)
Aaa, w Jastrzębiej („Z Jeleniej Góry przywiozłem (…) Z Jasnej Góry oczywiście! Pamiątka. Pan wie, KTO po nim stąpał?!! Tu kładę.”) To trzeba tak było od początku.
Ja na to, że jakbym wiedział, to bym pojechał gdzieś na południe, np. do Żywca i już by było wszystko OK, tzn. przynajmniej JEDEN z nas miałby piękną pogodę. Na przyszłość proszę dawać znać z wyprzedzeniem.
Pojednawczo – zapamiętam i dam znać w przeszłości coby nasze urlopy były w różnych terminach i miejscach:)
Przyszłości oczywiście
Przeszłości, przyszłości… A bo Panu się zawsze te wymiary i wektory mieszają. A mówiłem, nie siedzieć tyle w siódmym wymiarze!
No to już nie wiem, co z tą panoramą. Wg mnie to wszystko przez google, te zdjęcia można zobaczyć, wchodząc na „starą” stronę pod adresem Picasa Web Albums, albo na „nową” – Zdjęcia Google (Google Photos). Jeden link jest długaśny, coś z pięć linijek, a drugi – ten, co Tetryk zamieścił – krótszy. I widzę, że wśród Wyspiarzy panuje podział, część widzi tylko panoramę podlinkowaną krótszym linkiem, a część – długim.
To może spróbuję dać obie wersje? W osobnych komentarzach? I poproszę o odpowiedzi pod jednym i drugim komentarzem, kto widzi jedną, a kto drugą?
Co ciekawe, ja widzę w obu wersjach to samo zdjęcie
Na tablecie obie fotki takie same. Wyświetlają się.
Tablet pewnie z Androidem? Chociaż to też niczego nie tłumaczy.
Android.
No to to już są szczyty. Włączyłem komputer Najjuniora, bo nieobecny nie może protestować. Inny system, inna przeglądarka, inne IP, bez logowania na Wyspie i teraz tak:
Panoramy we wpisie nie widać.
Panoramę w wersji nr 1 w komentarzu widać.
Panoramę w wersji nr 2 w komentarzu widać.
Nic z tego nie rozumiem.
Panorama w tekście głównym nie wyświetla się. Android.
To dam oba linki do tekstu i teraz komuś zawsze jedna się będzie wyświetlać, o.
Najwyżej część Wyspiarzy będzie widziała podwójnie…
W sumie to każdy już ma 3 panoramy. To chyba jakaś promocja.
Ale takie same. To na zapas, jakby jedna się skończyła, zawsze jest następna.
PS. Jeszcze raz zajrzałem do wpisu (w trybie edycji) i widzę, że teraz wszystkie linki do zdjęć są „długie”. Niczego to nie tłumaczy, co prawda.
Dzień dobry


O grzybach wolę nie pisać, bo aż mnie zazdrość gryzie
Od lat ich nie zbieraliśmy i chyba już nie pamiętam przynajmniej połowy zjadliwych gatunków 
Relacja z urlopu podoba mi się bardzo. Moim zdaniem rewelacja!!!
Deszcz jest pewną przeszkodą, ale to i tak nie jest źle, bo w domku można się później wysuszyć. Pod namiotem jest znacznie gorzej
Cisza i spokój są najważniejsze, gdy chce się wypocząć, a to mieliście
Gimi**** – może Ty wiesz, dlaczego czasem widać, a czasem nie widać?
U mnie te niewidoczne przy próbie „pokaż obraz” żądają zalogowania w google… te widoczne nie żądają. W domu jestem zalogowany, więc pewno zobaczę.
Najjunior też może mieć zapamiętane swoje zalogowanie.
A ja widziałem wszystko nawet po wylogowaniu z konta google i odświeżeniu strony. Chyba że przeglądarka „nie zauważyła”, że się wylogowałem.
Sugerowałbym zatem umieszczanie zdjęć w wyspowej Bibliotece Mediów – wtedy nikt, kto otwiera Wyspę, nie będzie miał kłopotów z dostępem…
Wiesz co, mogę, a ile miejsca jest jeszcze w Bibliotece?
Tyle że np. część zdjęć mam na komórce, część na karcie pamięci z aparatu i zgrywam z jednego i drugiego bezpośrednio „do chmury”, bo np. Picasa i Zdjęcia Google mają osobną apkę do tego celu, więc z telefonu łatwiej mi tam. Ale może już po selekcji do wpisu faktycznie wrzucać do wyspowej BM?
Zdecydowanie tak 🙂
Ja zazwyczaj przeskalowuję je do rozmiarów nie przekraczających 800 px (z telefonu to 800×480) – żeby się szybciej ładowały oglądającym. Ale przestrzeni jest dużo: wykorzystane 3GB na 200GB…
E, to mnóstwo miejsca. Można wrzucać.
Już w domu – zalogowany do G., zmieniło się tylko tyle, że stąd widzę kominek – ale żadnej panoramy…
Jak to żadnej? Ani żadnej z dwóch we wpisie, ani żadnej w dwóch osobnych komentarzach???
Tak właśnie…
Już wiem – Firefox nie obsługuje standardu .webp (krótki link), który jest świeżym wynalazkiem Google’a… Na Chrome oglądam tę tajemniczą panoramę.
Mozilla odrzuciła poprawki do Firefoksa zapewniające obsługę WebP (wiki)
Dobranoc.

Spokojnej.
Pozwoliłem sobie przenieść panoramę do zasobów Wyspy i zmodyfikować odpowiednio wpis…
Dziękuję pięknie, na przyszłość postaram się samodzielnie.
Ale że też tylko z tą panoramą takie problemy, przecież pozostałe zdjęcia z tego samego albumu?
Sęk w tym, że panoramka nie została zapisana jako standardowy obrazek, tylko w nowym i jak widać nieugruntowanym standardzie. Musiałem skopiować obraz z chrome, aby go zapisać w programie graficznym jako jpg i w tej postaci zapisać w BM.
Dzień dobry

I od razu dobranoc
Dzień dobry.

To ja bufecik przygotuję.
Bardzo to wszystko dziwne…
Nie spałam 16 lat. Przespane miałam w tym czasie pojedyncze noce.
W styczniu i lutym tego roku to już w ogóle była masakra (z powodu leku na tocznia).
Pierwsza „kuracja” plastrami: spałam do 8.30. Regularnie.
Teraz znowu przyklejam plastry na spanie – od 3 dni. I od 3 dni budzę się wyspana o 6.00. Dzień w dzień.
Dziwne to.
Witajcie!
Miło zacząć dzień od uśmiechu wyspanej i zadowolonej bufetowej!
Oj w Stolicy to teraz (chyba) nie jest komplement.
Mają podobno odwoływać. I to komisarycznie.
Dzień dobry, jakoś tak się złożyło, że spałem krócej niż ostatnio, a czuję się w miarę w formie.
Do kawy tak czy inaczej się przysiadam.
To ja zakasowuję… zakasuję… znaczy podciągam rękawy i zabieram się za prackę.
A na Wyspę będę zerkał podobnie jak wczoraj.
Pójdę „odpalić” żelazko. I wyjąć bitki wołowe z zamrażarki.
Zjawimy się o 15ej. Tak więc spokojnie zdążysz:)
Mam nadzieję. Kurki się duszą. Jeszcze te placki ziemniaczane… Ziemniaki pójdę trzeć, jak skończę z prasowaniem.
To my przywieziony łososia w prezencie:)
Placki ziemniaczane z łososiem też miodzio. Tylko nie za żywym i najlepiej uwędzonym.
No. Jeszcze parę minut i opuszczam tę niegoscinną pod względem pogody nadmorską krainę:)
Taa, teraz, jak się pogoda robi!
Podwójnie wredna jest ta okolica. Gdybym z powrotem wpakował bagaże to od razu pojawi się jakieś oberwanie chmury albo przyjdzie taki wiatr, że nie będzie plaży…
Hm… ciekawe, co będzie, jak nie będzie plaży?
Bo coś tam pod spodem chyba jest?
No więc to jest dobre pytanie. Pod plażą jest zwykle dalszy ciąg piasku (chyba że sztucznie usypana, to może być wszystko), ale jak przyjdzie morze i zabierze plażę, to ten dalszy ciąg jest już pod wodą, więc plażować na nim się specjalnie nie da. Chyba że jest na tyle płytko, że leżaki postawisz we wodzie. Ale do tego musisz lubić, jak Ci fale regularnie omywają kostki.
Ale jak ten wiatr i oberwanie chmury i NIE BĘDZIE PLAŻY, to co BĘDZIE???
Dużo słonej wody, tak w ogólności, a zaraz potem to, co było, zanim zaczęła się plaża. Czyli np. trawa albo wysokie, klifowe wybrzeże.
A jeżeli już postawisz ten leżak we wodzie, a potem zacznie się wiatr i oberwanie chmury, to jest spora szansa, że za chwilę fale zaczną Ci regularnie omywać szyję.
Też lubię moczyć nogi, nad jeziorem przy pogodzie często siadam na pomoście ze stopami we wodzie
Dzień dobry 🙂
za ten zbiór ! O ! 🙂
Fajnie, że macie taką wieloletnią oazę spokoju 🙂 Domniemam, że zwłaszcza dla mieszkających w mieście to taki mały raj na ziemi 🙂 U mnie takie widoki to codzienność, jako że od xx lat mieszkam nad jeziorami 🙂 Co nie oznacza, że nie lubię takich miejsc. Wręcz przeciwnie 🙂
Ale ja tu nie o jeziorach głownie 🙂 Chciałam napisać, że ta jajecznic z kurkami spowodowała, że moje kubki smakowe oszalały 😉 Dobrze że nie widzicie jak wyglądam z tym ślinotokiem 😀
I biję
Uwielbiam grzybobranie i okropnie mi tych spacerów po lesie brakuje, niestety z przyczyn niezależnych ode mnie
Wszystkich Wyspiarzy pozdrawiam miło i miło
No to przynajmniej nie zawiodłem nadziei Czytelników
Odpozdrawiam!
Witaj, Kopciuszku! Miło cię znów widzieć!
Hop, hop!
Ciszej nieco! Bo mi tu szyby z okien lecą!

Ho ho, jak z Krakowa do Was dociera…
No z góry leci, nie?
Fale dźwiękowe i tak dalej…
A, że z góry schodków?
Nie. Że z góry góry. Poziomicowej.
No tak. To by było jakieś 100-120 m przewyższenia krakowskich okolic Tetryka w stosunku do Waszej okolicy.
Cieszę się, że jednak dosłyszeliście!
Więc i ja mówię cichutko: dobranoc!
Dojechaliśmy. Dobranoc…
Witajcie!
Ja też dojechałem. Do pracy 🙁
A u mnie jeszcze za chwilę. Nie żebym jechał, raczej praca zbliża się do mnie w czasie…
Dzień dobry

Wszyscy zaspani?
A GDZIE poranna kawa?
Zapraszam wyspiarzy na filiżankę „małej czarnej”
Czołgam się ku filiżance jako ten spragniony wędrowiec na pustyni ku źródełku w oazie…
Dzień dobry. Jakoś dzisiaj ledwo na oczy widzę. Poza tym chyba zaczynają się zapowiadane upały, aż się boję, co będzie w weekend, jak już zaczyna przygrzewać.
O ja, ale mnie dopadło „niechcemisie”! Trzeba będzie jakoś zwalczyć…
Nu, udało się przezwyciężyć. Można skikać do pracki, bo to już dziewiąta. Będę wszakże zerkał.
Dzień dobry
Wstałam przed 4:30, bo jakoś spać nie mogłam. Chyba dlatego, że poszłam wcześniej spać… 
A ja wyspana
Dzień dobry! Tu już po południu, u mnie robota wre, i jak widać, reszta Wyspiarzy też dość zalatana.
Ale żeby wstać o takiej porze, to mi się ostatnio zdarzyło, jak wróciłem ze Stanów i miałem poprzestawiany rytm dobowy…
Dzień dobre popołudnie.
Wprawdzie pięterko dość świeże, ale i wysokie. Awaryjnie w szkicach (tutejszych) coś wrzuciłam, więc jakby komu było za dużo schodów, to służę. Albo niech będzie na zaś.
Zrobione!
Zapraszam na sierpniowy spacer, trasą codziennie przemierzaną przeze mnie, psa i dwóch takich na hulajnogach.