Poszukując szczegółów na temat żab i małego, zimnego kraju, trafiłem na prowadzonego po angielsku bloga, którego autor – niejaki C.G.P. Grey – postanowił wyjaśnić zamieszanie wokół nazewnictwa państwa holenderskiego, czyli Niderlandów. A może Królestwa Niderlandów?
Powyżej film z angielską ścieżką dźwiękową, a poniżej – przełożony przeze mnie tekst polski. Oryginał pod adresem http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.cgpgrey.com/blog/the-difference-between-holland-the-netherlands. Wszystkie uwagi i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych pochodzą ode mnie.
____________
Witajcie we wspaniałym państwie – Holandii, gdzie rosną tulipany, obracają się skrzydła wiatraków, na śniadanie jada się czekoladę, ludzie są pracowici, a morze… próbuje to wszystko zatopić.
Tylko że to państwo wcale nie nazywa się „Holandia”. Czas na film:
„Różnica pomiędzy Holandią a Niderlandami (a to jeszcze nie wszystko)”
Właściwa nazwa dla tego kraju, w którym hoduje się tulipany, buduje wiatraki, je słodką czekoladową posypkę, wysyła wielkie kontenerowce i podbija oceany, to Niderlandy.
Zamieszanie z nazwą jest jednak zrozumiałe – cały ten region zmieniał nazwę w ciągu ubiegłych wieków jakiś tysiąc razy. Okolice te nazywały się na przykład tak:
- Republika Zjednoczonych Prowincji
- Królestwo Zjednoczonych Niderlandów
- Królestwo Holandii
Ale zamieszanie wokół nazwy nie wynika tylko z historii. Niderlandy składają się z dwunastu prowincji:
- Groningen
- Drenthe
- Overijssel
- Geldria
- Limburgia
- Brabancja Północna
- Zelandia (od której, tak na marginesie, wzięła nazwę ta druga Zelandia, Nowa)
- Fryzja (ze ślicznymi małymi serduszkami na fladze)
- Felvoland
- Utrecht, a teraz uwaga, zaczynają się schody:
- Holandia Północna oraz
- Holandia Południowa
Jeżeli więc ktoś nazywa Niderlandy Holandią, to wychodzi to mniej więcej tak samo, jak gdyby nazywał Stany Zjednoczone – Dakotą. Różnica polega na tym, że obie Dakoty są w większości puste, może tylko czasem trafi się jakaś królikolopa [w oryginale „jackalope” – mityczne stworzenie], natomiast obie Holandie to prowincje o największej gęstości zaludnienia, w których znajdują się wielkie turystyczne atrakcje, takie jak Amsterdam czy Keukenhof [słynny, olbrzymi ogród].
Jest więc spora szansa, że jeśli słyszeliście o jakiejś holenderskiej atrakcji, to znajduje się ona w jednej z dwóch prowincji z Holandią w nazwie.
Nawet rządowa strona promująca turystykę ma adres Holland.com – oficjalnie w związku z tym, że brzmi to przyjaźnie dla użytkownika, nieoficjalnie – prawdopodobnie dlatego, że większość ludzi szuka Holandii, a nie Niderlandów.
Zamieszanie się wzmaga, ponieważ [i tu uwaga, bo nie mam jasności co do nazw – proszę o poprawkę, jeżeli coś sknocę]: Ludzie, którzy mieszkają w prowincjach z Holandią w nazwie, to Holendrzy, ale wszyscy obywatele Niderlandów są także zwani Holendrami – od języka holenderskiego, w jakim mówią. Jednak po holendersku mówi się „Nederlands sprekende Nederlanders in Nederland”, co brzmi tak, jakbyśmy powinni raczej nazywać ich Niderlandczykami, mówiącymi po niderlandzku. Tymczasem za miedzą, w Niemczech, ludzie mówią o sobie: „Deutsche sprechen Deutsch in Deutschland”, dlatego też to raczej oni zasługują na to, by po angielsku określać ich mianem „Dutch” [czyli właśnie Holendrów 🙂 ].
Ze względu na to całe zamieszanie tacy na przykład Amerykanie nazywają grupę, która wywodzi swoją odrębną kulturę od niemieckich imigrantów, „Pennsylvania Dutch” – mimo że członkowie owej grupy to z pochodzenia Niemcy.
Dobra, szybkie podsumowanie do tego momentu [po angielsku brzmiące wszakże nieco inaczej]: kraj to Niderlandy, zamieszkują go Holendrzy [Dutch], którzy mówią po holendersku [Dutch]. Nie ma kraju o nazwie Holandia, ale są dwie prowincje, które się tak nazywają: Holandia Północna i Południowa.
Łapiecie? Świetnie, bo teraz dopiero sprawy zaczną się komplikować.
Niderlandy to część królestwa o tej samej nazwie, Królestwa Niderlandów, w którym panuje holenderska rodzina królewska.
Królestwo Niderlandów obejmuje jeszcze trzy kraje. Żeby je znaleźć, musimy przepłynąć przez lodowate Morze Północne aż na Karaiby, i dotrzeć do Aruby, Curaçao oraz Sint Maarten.
Nie są to terytoria zamorskie, ale samodzielne kraje, stanowiące części składowe Królestwa Niderlandów. Każdy z nich ma własny rząd i własną walutę.
Tutaj dygresja dla szajbusów geograficznych:
Aruba i Curaçao to wyspy, ale Sint Maarten to tylko południowa połowa małej wysepki o nazwie Saint Martin, której drugą połowę zajmuje terytorium zamorskie Francji, noszące nazwę – jakżeby inaczej – Saint-Martin. Tak więc, mimo że na mapie Europy Belgia oddziela Królestwo Niderlandów od Republiki Francuskiej, mają one granicę lądową po drugiej stronie świata, na wyspie tak fajnej, że nosi trzy takie same nazwy.
Ale dlaczego właściwie Królestwo Niderlandów sięga aż na Karaiby? Ponieważ imperium.
W siedemnastym wieku Holendrzy, zawsze szukający okazji, żeby zdobyć nowe rynki, kładli łapę na każdym ważnym porcie, na którym się dało. Przez pewien czas wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej nosiło nazwę „Nowych Niderlandów”, a jego stolicą był Nowy Amsterdam [obecnie Nowy Jork]. Na mapie pojawiła się, jak już wspominaliśmy, Nowa Zelandia [bez zmian], a w pobliżu – królowa wszystkich wysp, Nowa Holandia [obecnie Australia]. Mimo że imperium przeminęło, trzy wyżej wymienione karaibskie kraje pozostały na swoich miejscach.
Ale to jeszcze nie wszystko. Cztery kraje w jednym królestwie – to się zdarza. Jednak granice Niderlandów jako państwa sięgają JESZCZE dalej, obejmując trzy inne karaibskie wyspy: Bonaire, Sint Eustatius i Saba.
Nie mają one statusu krajów Królestwa Niderlandów, ale są miastami należącymi do państwa holenderskiego i tak też wyglądają. Mieszkańcy tych daleko położonych miast głosują w wyborach, wyłaniających holenderski rząd tak samo, jak każdy inny mieszkaniec Holandii. Mimo to – żeby było dziwniej – nie należą administracyjnie do żadnej z prowincji, na ich terenie nie używa się też euro, lecz amerykańskich dolarów. To trochę tak jakby Hawaje nie były stanem, ale technicznie rzecz biorąc częścią Dystryktu Kolumbii, a do tego ich oficjalną walutą byłby japoński jen.
Te holenderskie miasta i kraje należące do Królestwa Niderlandów razem znane są jako Karaiby Holenderskie [oryg. Dutch Caribbean]. Ich obywatele są obywatelami holenderskimi, a ponieważ Królestwo Niderlandów należy do Unii Europejskiej – są także Europejczykami.
Ostatecznie podsumowując: mamy sześć karaibskich wysp, cztery kraje, dwanaście prowincji, dwie Holandie, dwoje Niderlandów, w tym jedno królestwo, a wszystko to razem jest holenderskie.
Przypisy i notatki [autora]:
- Literkę „ç” w nazwie „Curaçao” wymawiamy jak „s”.
- Fryzyjczycy twierdzą, że małe serduszka na ich fladze to właściwie nie serduszka, tylko lilie wodne, ale to tylko dlatego, że nie chcą się przyznać do serduszek, uważając je za nieco żenujące.
Witam na nowym pięterku. Wszelkie uwagi co do detali i nazewnictwa – zwłaszcza od Reni! – mile widziane, jako że żaden ze mnie praktyk i w Holandii, czy też Niderlandach, byłem może ze dwa razy w życiu, a i to dosłownie przejazdem.
Jezu… Jaką my mamy prostą historię geopolityczną… Nam tylko wszyscy zabrali, żeby zniszczyć naszą potęgę.
Proszę w tej chwili przełączyć telewizor na jakiś inny kanał (poza TVP, Trwam i Republiką)!
OBRAZIŁAM SIĘ
Oj no bo tak zabrzmiało.
Nie odzywam się do ciebie. I wszystko powiem pani.
E, no nie bądź taka. Do pani latać.
Skarżypyta.
A propos telewizora: za kwadrans Kultura daje Macbetha w wizji Jarzyny (akcja toczy się w r. 2007)
Oj, nie wiem, czy wyrwę TV ze szponów Juniorów, którzy mają podłączoną doń konsolę…
Jednak nie wytrzymałem do końca… Jakoś nie mogę się przekonać do „nowoczesnego” teatru najmodniejszych polskich reżyserów. Chyba nie dość nowoczesny i dokształcony jestem…
Ano właśnie. A oglądałem kiedyś „Hamleta”, trochę się pochwalę, bo w teatrze biblioteki szekspirowskiej Folgera w Waszyngtonie (oczywiście po angielsku, ale nie chciałbym sprawiać wrażenia, że wszystko świetnie rozumiałem, bo tak nie było), który to teatr jest rekonstrukcją „Globe’a”, tyle że w całości pod dachem. To była inscenizacja zaaranżowana kostiumowo pod lata dwudzieste, troszkę tak jak film „Ryszard III” z 1995 (no, tam realia są o jakieś 10-15 lat późniejsze, ale wystarczająco blisko), ale jednocześnie w jakiś sposób ponadczasowa – broń biała w użyciu i jeszcze parę innych rzeczy. I to się broniło. A Jarzyna jakoś nie.
Wczoraj czy przedwczoraj oglądałem Mela Gibsona, Glenn Close i Helen Bonham-Carter w filmowej inscenizacji „Hamleta”. Nie uwspółcześniany, ale widziałem zarazem postaci sprzed wieków jak i zupełnie naturalnych, współodczuwalnych ludzi. I obyło się bez rozbierania kogokolwiek.
Mimo, że już kiedyś ten film widziałem, z przyjemnością i zainteresowaniem obejrzałem aż do końca.
No właśnie, to jest ważne – spójność wizji i jakaś tam jej wiarygodność w ramach przedstawionych realiów (no bo trudno mówić o wiarygodności ogólnie pojętej np. w przypadku fantasy).
Mości Tetryku, okazało się, że Juniorzy skończyli wcześniej, ale szczerze mówiąc, nie przekonał mnie pan Jarzyna do swojej wizji. Okupacja Iraku a sytuacja w „Makbecie” moim zdaniem nijak się do siebie mają, a podciąganie tekstu Szekspira pod wojskowy żargon, tym bardziej że zmieniono tylko część słownictwa, tam, gdzie nie pasowała do realiów, a resztę zostawiono w oryginale – niestety również nie. Ale dzięki za rekomendację, bo warto próbować.
Bingo!
Oj no cię proszę – nie uważasz tych serduszek na fladze za pewien obciach?
Ja tam widzę małe, ciemnoróżowe dupki, jak u pawianów, ale mnie się wszystko z dupą kojarzy, więc…
No to dupki tym bardziej chyba?
Czy ja wiem, co jest większym obciachem dla cieszących się swobodą obyczajową Holendrów?
A (angielska) wiki znów podaje: „Na białych pasach znajduje się w sumie siedem czerwonych 'pompeblêden’, liści grążela żółtego, które mogą kojarzyć się z serduszkami, ale zgodnie z oficjalną instrukcją 'nie powinny mieć kształtu serc’ ” i dalej „Siedem czerwonych liści stanowi nawiązanie do fryzyjskich „krajów nadmorskich” w średniowieczu – niepodległych regionów wzdłuż wybrzeża od Alkmaar do Weser, które zjednoczyły się przeciw Wikingom.”
Bardzo ciekawa historia. Nie sposób wspominając historię pominąć słynnego Zagłobowego ofiarowania, które jako jeden z nielicznych znanych memów utrwala w Polakach nazwę Niderlandy…
A Holland to przecież Agnieszka!
Znaczy Europa nadal nasza?
Tak jest, a ze względu na p. Agnieszkę nawet „Europa, Europa”!
Ano właśnie, ciekawe, czy imć Zagłoba miał świadomość, że ofiarowuje wraz z wyspami na Karaibach? Szwedzi by docenili, przecież do dzisiaj chętnie wypoczywają w ciepłych krajach!
Jakbyś Pan żył w kraju opanowanym przez żaby, też byś wypoczywał w tropikach!
Ha, a kojarzysz najgorszych zawalidrogów z kamperami na trasach do Włoch? Na Brennerze? Wszystko to z tablicami NL.
1. Moja psiapsióła, od lat naturalizowana Niderlandka, opowiadała dowcip rysunkowy: Holendrzy lecą samolotem na wakacje, a do samolotu przyczepiony kamper.
2. Pamiętasz Europa da się lubić i Niemca, co Holendrom mówił: „Jasne, a potem parkujecie swoje kampery na poboczach niemieckich autostrad”?
1. W punkt!
2. Nie pamiętam, ale to swobodnie mogłaby być odpowiedź na zarzuty o niemiecką okupację w czasie drugiej wojny światowej.
🙂
Żegnam się z Państwem na dziś i idę spać. Na wszelki wypadek, gdyby te żaby, wilgoć i niska temperatura – biere se sobą kordełkę.
Spokojnej i suchej (znaczy a propos tych żab, niczego innego!).
Ja już śpię. Tak tylko rzucam. Śpiąc, rzecz jasna.
NO PEWNIE ŻE NIE NA SUCHO! A CO JA NIBY CAŁY WIECZÓR ROBIŁAM?
To ja jutro opiszę proces przygotowywania parmigiany.
A teraz idę spać i wyłączam kompa, żeby nie było, że znowu podglądam.
Dobranocka piętro niżej.
Dzień dobry
jak ten czas leci… 
W Holandii (Niderlandach)byłem tylko raz, trochę przez przypadek – po prostu droga z Niemiec do Belgii wiodła przez Maastricht.
Pamiętam, że specjalnie tam wysiedliśmy, żeby na dworcu zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia. To by zresztą oznaczało, że do Maastricht dojechaliśmy koleją, czyli było to w czasach gdy jako kolejarzowi przysługiwały mi bezpłatne bilety po całej Europie…
…bry


Komuś kawy?
Lub herbaty?
Czy jakaś filiżanka dla spóźnionego wędrowca się znajdzie?

Zapraszam!
Ciasteczko?
Avec plaisir, jak mawiają „Holendrzy z Senegalu” krótko po otrzymaniu prawa stałego pobytu w Niderlandach.
Witajcie!
Ponury i deszczowy, ale jednak… nowy dzień! I nowe nadzieje!
Deszcz potrzebny. Oby tylko ciepło było.
A u mnie znowu zimno i pochmurno
Szanse na deszcz niewielkie, dopiero jutro ma popadać.
Jakbyśmy mieli jakąś niewidzialną zaporę
Zimą było podobnie. Wisconsin i Indiana (czyli stany na północ i południe od nas) miały śniegu po pas, a u nas tyle co nic… Ciekawe czemu? 
Sama nie wiem, może to prawda co ludzie gadają, że na lotnisku mają jakieś prototypy urządzeń odganiające opady?
Wszędzie sypało gradem, padał deszcz, tylko nas to jakoś omijało… Dochodziło w pobliże i skręcało to na północ, to na południe…
Odganiające opady? Śmiem podejrzewać, że to raczej niemożliwe. Mogą mieć ILS, system umożliwiający lądowanie niezależnie od pogody (widoczności, zachmurzenia czy zamglenia). Mogą mieć sokoły, tresowane do odganiania ptaków, które mogłyby się zderzyć z samolotem i go uszkodzić. Ale o odganianiu opadów nie słyszałem. Gdybyś wiedziała coś więcej, chętnie poczytam!
Dzień dobry. Środa zrobiła się raptem nadspodziewanie biegająca, aczkolwiek za chwilę. Pogoda bardzo ładna, tyle że chłodno.
DzięDobry:)) Jak będzie dalej chłodnieć to sobie poholendrujemy niebawem :))
No może aż tak, to nie. Na przykład w tym miejscu pod Żywcem, z którego ostatnio pokazywałem foty, dzisiaj zamiast śniegu pada już deszcz. Znaczy jest postęp.
To ja wybywam pobiegać za różnymi sprawami.
Takie sobie moje, holenderskie trele – morele : Czy pan profesorze bywa w Szkocji ? Nie miałem okazji ,ale staram się , kiedy lecę do Stanów , aby zawsze lecieć nad Szkocją …, Czy pan , panie Iwanie zna świat ? Da ,da , ja w swajoj żizni ,był wiezdie ! Był pan wszędzie ? Ot ty sukinkot, w Wszędzie jeszczo nie był , no budu striemitsa ….W okresie słusznie minionym , w Berlinie na tarasie restauracji dla piwoszy ,kufle przymocowane były do stolików łańcuszkami . Zatem , to niemiecki patent , anie polski jak to pokazano na filmie Barei . Kłaniam się wiosennie …
Dzień dobry! Nad tą Szkocją stara się latać z grzeczności dla Szkotów, czy z jakiegoś innego powodu?
W 1985 r. Mama Quackie była na stypendium we Frankfurcie (nad Menem) i opowiadała, że w jednej słynnej piwiarni, nazwy nie pomnę, kufle miały na dnie napis „ukradziono z piwiarni…”. Jak rozumiem, wstyd miał zniechęcić gości do kradzieży, skuteczniej niż łańcuszki. Być może różnica polegała na tym, że Berlin leży dalej na wschód?
Być może .Niemcy naród praktyczny tych łańcuszków się nie wstydził tak jak np. w Poczdamie w Muzeum Wojskowym w każdej gablocie obok manekina w ubiorze wojskowym niemieckim ,był odpowiednik w ubiorze Armii Czerwonej . Można się z tego śmiać , ale tak naprawdę , to mundury niemieckie były bardziej eleganckie…Jeśli chodzi o pana profesora ,który łaskawie przelatywał nad Szkocją , to przykład , jak my Polacy staramy się zaimponować w towarzystwie „swoim ” wyjątkowym oblataniem . A często jest to zwykła wiocha spuszczona z łańcucha ….
Ach, mundury niemieckie mi się kojarzą z kolei z muzeum w twierdzy salzburskiej, które zwiedzałem w międzynarodowym towarzystwie, będąc w pobliżu na stypendium. Przewodnik pokazał nam piętra prezentujące broń i barwę średniowieczną, renesansową, barokową, osiemnasto- i dziewiętnastowieczną, potem okres pierwszej wojny światowej… i tuż przed ekspozycją dotyczącą lat trzydziestych XX wieku i późniejszych okazało się, że już, już musimy kończyć zwiedzanie, bo spóźnimy się na kolejny punkt programu 🙂 jak więc widać, niektórzy nie są chętni, by się chwalić pewnymi mundurami, nawet eleganckimi 🙂
W klubie studenckim na Wydziale Biologii UJ „Pratchawiec” zastosowano podobny myk: nadruki na szklankach „Skradziona w 'Pratchawcu'”. Od pojawienia się tych szklanek każdy pokój w akademiku za punkt honoru miał posiadać przynajmniej jedną…
To się nazywa przeciwskuteczność!
Rożnie to bywa . Facet , który na chwilę musiał przerwać spożywany posiłek , zostawił przy talerzu kartkę : ja tu naplułem !! … Kiedy wrócił , miał już dodatkowe wpisy : ja też !!
…
Słyszałem, że to (nieskuteczna, z powodów podanych przez Ciebie) metoda zabezpieczająca przeciwko podjadaniu z firmowej lodówki przez współpracowników. Natomiast o wiele bardziej skuteczne jest przechowywanie pożywienia w takiej lodówce w plastikowych, przezroczystych torebkach z NADRUKIEM udającym śliczną, zieloną pleśń.
Pobiegałem, teraz muszę popracować. Zjawię się, jak tylko się będzie dało.
Dzień dobry
Nie tylko masę nowych informacji, ale i ciekawą dyskusję 
A poza tym naiwania „britiszem”, aż ciężko zrozumieć
Jeszcze się chyba nie obudziłam do końca, bo oglądając filmik i potem czytając tekst, zastanawiałam się, gdzie on powiedział, że ten Nowy Amsterdam to teraz Nowy Jork… Dopiero później doczytałam, że te informacje w nawiasach podane są przez Mistrza Q
Ale dzięki temu obejrzałam filmik dwa razy wsłuchując się uważnie

Ale miałam do poczytania!!!
Ten facet po angliczańsku nasuwa jakby mu się bardzo śpieszyło
Bo na filmie masa rzeczy jest dodatkowo pokazywana, np. ta Australia jako Nowa Holandia.
Co to jest w ogóle za pogoda??? Leje, zimno. Idę spać.

Spokojnej!
No i skończyłem na dzisiaj. Wszystko przez bieganie do południa.
Witajcie!
Dołączyłem do Bożenki i słoneczka…
Dzień dobry

Dla kogo kawkę
Właśnie dopijam, ale chętnie się przysiądę.
Dzień dobry. A ja go zacząłem od badań, tym razem z kłuciem, ale błyskawicznie to poszło i już jestem po, a nawet i po śniadaniu i kawie, co mnie cieszy podwój… nie, potrójnie.
Ooo zaspałam…
I jakoś dziwnie mi się Wyspa wyświetla na telefonie…
Na telefonie zawsze jest dziwnie, u mnie też. Może dlatego, że nowy?
DzieńDobry:)) Słońce, błękitne niebo i lód na dachach zaparkowanych aut:))
Dzień dobry.
W takich razach cieszę się, że nie mam samochodu
Czyli dobrze mi zaprzyjaźniony ogrodnik mówił, że słusznie czynię czekając z kupowaniem pelargonii…
Wcześniej dzisiaj wstałem, ze względu na badania, więc pewnie i wcześniej padnę (mimo kawy), bo nic w przyrodzie nie ginie. W związku z tym lepiej, żebym się wziął do pracy wcześniej, jeżeli chcę wyrobić dzienną normę.
Zjedz dzisiaj co miałeś zjeść jutro, nie umrzesz głodny. Zrób jutro to co miałeś zrobić wczoraj, będziesz miał ekstra dwa dni wolne :))
Dzień dobry 🙂 Postawiony do pionu przez Maxa, melduję posłusznie, że dzień dobry 🙂 🙂
Dzień dobry! Coś ostatnio Ziemie Odzyskane nie mają na Wyspie silnej reprezentacji, nad ani pod kreską. Czas to zmienić, towarzyszu pancerny!
Witaj Misiu 🙂 Nie wiem jak tu wstawia się kawę ,bo bym Ciebie poczęstował, (nie cierpię garów ) ale odsapnij , poczytaj trochę , zapal papieroska (nie ma zakazu ) i powiedz jak tam Twoje Zdrowie ,bo wszystko inne jest diabła warte
to ja wstawię!
Ha! Witaj, Miśku!
Właśnie wróciłam ze spaceru. Nie umarłam. Pies też przeżył, chociaż gorzej ode mnie. Żadne kolanko mi po drodze nie zastrajkowało. Może jeszcze nie jestem stracona?
Spacer nie imponujący, jakieś czterdzieści minut, ale z rana nie mogłam zejść po schodach, więc dla mnie sukces.
No, może by się faktycznie trzeba przejść? Ale tu akurat się chmurzy.
A żeby rower zainaugurować, deczko za zimno (taki jestem rozpaskudzony).
U nas wczoraj lało. Dziś jest słonecznie i nawet niezbyt zimno.
No nic to. Pora do roboty. Dzisiaj tarta ze szparagami. Ktoś ją musi zrobić…
Cudna wyszła. Aż poszedłem sobie zrobić musli na chudym mleku.
Ale pomyśl – ja będę coraz bardziej przypominać baleron, a Ty będziesz startować w konkursie Mister Madagaskaru! No pomyśl tylko!
Jo, profilaktycznie nie obwiązuj się zbyt mocno!
Przypomina mi się dowcip Manna i Materny: „Proszę pana, ja jestem lekarzem, przy mnie nie musi się pan krępować.”
Wiesz co, ja rozumiem, że w przyrodzie musi panować równowaga (co się sprawdza np. w przypadku mojego najmłodszego brata i mnie), ale bez przesady.
To ja tradycyjnie o tej porze idę przygotować kordełkę, termoforek i herbatkę z melisą. Paaa paaa
Spokojnej!
Właśnie przeżyłem POTĘŻNE rozczarowanie. Mianowicie tak: od czasów filmu „Vinci” pani Kamila Baar była jedną z moich ulubionych aktorek, w sensie urody. I jakoś tak widywałem ją w tym czy tamtym serialu i nie zauważyłem, że się zmienia – aż właśnie przechodząc mimo telewizora zobaczyłem ją w bieżącym odcinku „Ojca Mateusza”. I mnie ścięło, bo zobaczyłem, jak się zmieniła po operacjach plastycznych (m.in. nosa). Ja rozumiem, że to jest JEJ twarz, JEJ wizerunek i JEJ prawo do robienia z pierwszym i drugim, co zechce, ale właśnie straciła jednego fana. Może i obiektywnie rzecz biorąc jest bliżej jakiegoś tam kanonu piękna, ale – w mojej opinii – zmiany sprawiły, że całkiem straciła indywidualność.
Smutno.
Ja wiem, że zasadniczo śpię od godziny. Ale mam taką sprawę… Bo widzisz – nie zamierzam se robić żadnych operacji urodowych. Mógłbyś być moim fanem internetowym?
Ależ proszę bardzo, tym bardziej, że zwolniło mi się miejsce po p. Kamili. Czy to w kontekście jakichś konkretnych części twarzy, których NIE zamierzasz sobie zmieniać?
Nieee… Tak ogólnie. To znaczy – owszem, schudłabym, ale bez skalpela. I botoks też odpada. I w ogóle: abyśmy zdrowi byli!
Deklaruję, że jestem absolutnym zwolennikiem naturalności!
Ta postawa i mnie jest bliska!
No to jest nas więcej
Też nie uznaję operacji plastycznych dla „poprawiania” urody
A jedynie dopuszczalnymi zabiegami są takie, które albo ratują życie (pourazowe), albo usuwają zmiany genetyczne.
Wyglądała gorzej niż paskudnie, a na pewno gorzej niż przed operacją
Ale jak ktoś ma za dużo kasy i sam nie wie co z nią robić… jego sprawa 
Pisałam Wam, że kiedyś pracowałam tu w serwisie sprzątającym. Nasza szefowa poddała się operacji plastycznej dla poprawienia urody i odmłodzenia twarzy… Spotkałam ją w sklepie trochę czasu po zabiegu i aż się wystraszyłam
O ile mi wiadomo, w wielu przypadkach osoba operowana dopiero po pewnym czasie dochodzi do siebie i pożądanego wyglądu, noale nie wszyscy mają czas, żeby przeczekać w zaciszu kliniki lub chociaż domu. A poza tym faktycznie, są uparci ludzie, którzy uważają, że po operacji wyglądają lepiej, chociaż wiele osób z ich otoczenia twierdzi inaczej…
Opowiadał mi ojciec, że w dawno i słusznie minionych czasach jakaś jego znajoma, zresztą zaangażowana działaczka partyjna, została w nagrodę wysłana na operację plastyczną do Moskwy, do kliniki sławnego wówczas profesora, aby poprawić braki urody z powodu których bardzo cierpiała (być może chodziło o jakąś bliznę?).
Operacja doszła do skutku, kobitkę uśpiono. Pierwsze, co do niej dotarło podczas wybudzania, był głos profesora, który najgrubszymi słowy op…ł swojego asystenta, który operował:
– Jak można było tak sp…ć taką prostą operację!!!
W sumie, jak wziąć pod uwagę, co spotykało polskich działaczy partyjnych w Moskwie, to może s…olona operacja plastyczna nie była jeszcze taka najgorsza?
Dzień dobry
Chociaż… zimno i mokro
Dziś cały dzień chmury, chłód (tak trochę ponad 10C) i momentami cóś mokrego z nieba. Taka jakby mżawka, bo na miano deszczu to nie zasługiwało 
Ale dam radę, bo muszę

Zbliża się weekend i jestem z tego zadowolona
Jutro ma być tak samo. A przy takiej pogodzie wyłącza mi się mózg i jestem śpiąca i połamana
Tak mi się właśnie skojarzyła Twoja pogoda z prognozą majówkową dla Trójmiasta – 30 stopni Celsjusza: 10 w niedzielę, 10 w poniedziałek i 10 we wtorek…
Dziś, mimo pogody uśmiałam się zdrowo. Byłam u Marka i nasłuchałam się mnóstwa komplementów
Popatrzył na mnie ze zdumieniem i zapytał skąd wiem?!!! Przecież nie mogę ich znać, a on mi nie powiedział o nich ani słowa!!! Powiedział jedynie kto to jest. Nie wiem… ale ta kobieta miała coś w rysach twarzy, w oczach… tego nie da się określić słowami. To się po prostu widzi… Usłyszałam, że jestem niesamowicie inteligentna i umiem patrzeć głębiej niż większość ludzi
No bo faktycznie ten gość ze zdjęcia jest bardzo przyjazny dla wszystkich, ale jego żona tylko dla niektórych. Dla pracowników bywa bezwzględna i wredna… Wydaje mi się, że pomylił inteligencję z intuicją, ale niech mu będzie
W sumie to dobrze. Niech myśli, że w Polsce są same inteligentne osoby 
Syn Marka ma jakąś tam plantację na Jamajce (o ile mnie pamięć nie myli, herbaty) i często tam bywa. Mark mu równie często towarzyszy. Pokazywał mi zdjęcia szefa tej plantacji, który jest tam cały czas i pilnuje biznesu. Na zdjęciu uśmiechnięty facet z kobitką i dwójką dzieci. Murzyni. Obejrzałam i powiedziałam Markowi, że ten facet wygląda na miłego, ale ta kobitka nie tak do końca… niby się uśmiecha jak jej mąż, ale ma w oczach trochę wredoty
Hm, faktem jest, że wykształcenie ogólne w Polsce przebuja amerykańskie, natomiast co do intuicji i inteligencji, to już chyba zależy od człowieka. Np. małżonek mojej amerykańskiej Kumy, który potrafi znakomicie się kamuflować pod maską abnegata i półinteligenta, wybranym prezentuje zgoła inną twarz, piekielnie inteligentnego i życzliwego faceta.
A tak w ogóle, to mogę się pochwalić, że nie tylko u Marka tak zabłysłam
Kilka razy jak rozmawiałyśmy z Margaret o zwierzątkach i na wiele innych tematów i zabłysłam wiadomościami (właściwie widomostkami), to pytała ze zdumieniem skąd to wszystko wiem? Najpierw chciałam powiedzieć, że z wykopalisk, ale nie wiedziałam jak te „wykopaliska” są po angielsku. Tak więc powiedziałam, że u nas w Polsce, takich rzeczy uczą już w podstawówce
A że mam dość dobrą pamięć…
Z Margaret mam o tyle łatwiej, że ona tylko podziwia. Z Markiem mam gorzej, bo on wszystko, na bieżąco, sprawdza w internecie. Prawie nie odchodzi od kompa
Najczęściej opowiadam mu o ptasich zwyczajach, ale czasami też o zwierzątkach. Niektóre nazwy muszę mu przeliterować, bo nawet ich nie słyszał
Gorzej, gdy pamiętam tylko polską nazwę, a tej angielskiej przeliterować nie potrafię… ale jakoś sobie radzimy


I potrafię na to wszystko spojrzeć z dystansu
Takich „inteligentów” jak ja jest na pęczki, ale nie wszyscy Amerykanie muszą o tym wiedzieć i niech myślą, że co Polak, to inteligent 
Po tych wszystkich komplementach chyba w końcu wbiję się w dumę i będę się uważała za chodzącą inteligencję, no ciut nie „gieniuś”
PS. Dobrze, że z poczuciem humoru jest u mnie OK
No to jeszcze miłego piąteczku wszystkim
Oby Wam było cieplej i słoneczniej niż do tej pory 

Krótko mówiąc, miłego dnia Wyspiarze
Witajcie!
Przygotowania do długiego weekendu w toku?
Dzień dobry

Dla kogo kawy?
Dodam, że to OSTATNIA KAWA przed krótkim/długim weekendem!
Kawa KONIECZNIE. Co prawda zjawił się niezapowiadany (chociaż całkiem miły) gość, więc raczej z nim niż na Wyspie, ale zawsze.
Dzień dobry. Zaraz po długim weekendzie są matury, więc ze względu na Juniora darowaliśmy sobie jakiekolwiek wyjazdy i imprezy.
Może i szkoda, bo pogoda wydaje się być jak drut (no, tyle że chłodnawo).
Zmykam sami-wiecie-dokąd-i-po-co
O, internet mi wrócił:-). Witam piątkowo.
Witaj, powrócony!
O znowu mi net się pojawił na 5 minut już…:-)
Dzień dobry. A już myślałem, że Cię zasypały… te tam, białe, błędy w druku czy cuś.
Późne dzień dobry, bo noc odsypiałam. Jakaś herbatka się znajdzie?

Dzień dobry [chyba], a przynajmniej słoneczny 🙂 🙂
Nno. To jestem, mimo gości i innych przeciwności wyrobiwszy normę.
I co tak będąc robisz?
Podglądam, co u Was się pichci. To carbonara ze szparagami albo fasolką?
Chyba zaraz pójdę po jogurt 0% albo szklankę wody.
Szparagi.
Niestety niedietetyczne. Bardzo nie.
Ale można sobie szparagi ugotować… albo podsmażyć na patelni grillowej bez tłuszczu.
No, mam taki przepis w diecie. Ale mi się nie chce.
No coś ty? Dobre są! I zdrowe. Trzeba jeść szparagi. Nerki czyszczą!
To jeszcze podpowiedz, jak wybrać i/lub zrobić, żeby były kruche, a nie łykowato-włókniste (fuj).
Kupować zielone. I nie ugotować na śmierć, tylko al dente. Odłamać końce.
A najlepiej ugrillować na patelni.
Dzięki
Bardzo Państwa przepraszam, ale nastrój tak mi się właśnie zwarzył z powodów na szczęście pozawyspowych, że nie wiem, czy dzisiaj jeszcze zajrzę na Wyspę. W razie, gdyby nie, dobranoc.
Nie dawaj się życiu pozawyspowemu! 🙂
Potomstwo wielokrotnie zatankowane okupuje prysznic.

Czas na weekend. Dobranoc.
Witajcie!
Aha!
Żegnamy (bez żalu) chłody kwietniowe!
Jak to leciało…
Umarł król, niech żyje król!
A u mnie pod oknem Chińczyki się drą na całe gardło…
Że niby im też zimno? Aż tak???
No właśnie nie jestem pewna, o co chodzi. Wiesz… PO CHIŃSKU się drą.
Czekaj, a to nie są ci północni Koreańczycy, co to ostatnio było głośno, że deweloperzy korzystają z ich pracy niewolniczej?
Nie wyglądają… Facet taki raczej garniturowy biznesmen. A babkę tylko słychać, więc nie wiem jak wygląda.
A, bo to sąsiedzi, nie budowlańcy. Budowlańcy swojsko kurwami rzucają. I petami papierosowymi.
Jak za płot, to bym chyba pozbierał i zwrócił hurtem ze stosownymi życzeniami wszystkiego najlepszego.
Nie chce mi się rąk brudzić. Korą zasypuję. Ale szlag mnie trafia.
Otóż to jest sytuacja – jak również wówczas, gdy widzę nieposprzątane g… po piesku – kiedy żałuję, że nie mam różdżki z Hogwartu i nie znam zaklęcia excremento regressum, które przesyłałoby inkryminowane odchody za kołnierze właściciela pieska. Mogłoby być stosowane z drobną wariacją w ruchu ręki i do petów, najlepiej jeszcze się żarzących.
A, sąsiedzi. Z tego, co słyszałem, to czuła rozmowa o miłości po chińsku w uszach Europejczyka może brzmieć jak pyskówka, natomiast autentyczna pyskówka…
Oni strasznie wrzeszczą. Nigdy nie rozmawiają normalnym tonem tylko drą się.
O! To prawie jak Meksykanie
Też nigdy nie wiedziałam, czy te wrzaski za ścianą (całe szczęście słyszalne tylko latem, przy otwartych oknach) to normalna rozmowa, czy się kłócą… ale chyba trochę trudno żyć razem i nie rozmawiać normalnie, tylko ciągle się kłócić?

Dzień dobry. Zwarzone jak zwarzone, ale zsiadłe na pewno, teraz trzeba będzie wypić i może minie.
Pamiętaj o swojej diecie! Nie aplikuj sobie ciężkostrawnych… dań…
Taa, łatwo powiedzieć. Wczoraj wszakże zafundowałem sobie spacer na odświeżenie i owszem, nastrój TROSZKĘ się poprawił, ale za to nogi bolą.
Lepiej nogi niż serce.
Wejście numer trzy, wycieram łapki i kłaniam się zamaszyście, to ciekawe zrządzenie losu, fatum wręcz, że ledwie napisałem „dzień dobry” na Wyspie, a natychmiast wydarzało się coś kompletnie absorbującego mój czas na resztę dnia, odpuszczam sobie zatem zwyczajowe powitanie, bo prawem serii wybuchnie grill, a z talerza uciekną ośmiorniczki porywając po drodze karkówkę, która z przystawionym do skroni ogórkiem małosolnym zażąda uwolnienia z pala tortur nadzianego na wzór Azji szaszłyka i polityki integracyjnej dla kaszanki i wątróbki. 🙂 🙂
Jak miło Cię widzieć Misiaczku!!!


Oby częściej Ci się to przytrafiało
To znaczy wizyty na Wyspie, a nie to fatum
Ps. Z wrażenia zapomniałem pojechać Blejkiem, więc jadę, przecież miła memu sercu Wiedźminka nie darowała by mi takiego afrontu 🙂 🙂
„Do wiosny”
Ty, z włosami ciężkimi od rosy, co patrzysz
Przez jasne okna świtu na ziemię, o Władco
Wiosny, i na tę naszą u zachodu wyspę
Spojrzyj. Ona wszechgłosów powita cię śpiewem.
Od wzgórz do wzgórz wieść biegnie; jakże się radują
Doliny! Wszystkie oczy z tęsknotą szukają
Twoich jasnych namiotów. O, przybądź! Niech święte
Stopy twoje przebiegną przez naszą krainę.
Znad tamtych wzgórz u wschodu przyjdź! Niech wiatr znad łąki
Ucałuje twe szaty wonne. Rozsiej perły
Na smutnej ziemi, która w samotności płacze.
Oddechu twych wieczorów pragniemy i świtów.
Ujmij tę ziemię w piękne swe dłonie, jej nagość
Okryj pocałunkami. Swą własną koroną
Ozłoć jej głowę, która chyli się omdlała.
Ona przecież dla ciebie zaplotła warkocze.”
Vivat Blake! Vivat Misiek! I smacznego!
O to to. Smacznego.
Ale niech będzie chude i niskokaloryczne…
Ja bym karkówkę zjadła…
No więc ja też.
Z tego wszystkiego wydałam majątek u ogrodnika (pod pretekstem męża urodzin), w sklepie odzieżowym męskim (NIC sobie nie kupując po drodze) a na koniec zrobiłam lasagne (której nie zdążyłam udokumentować, bo zeżarli).
Jestem wyczerpana altruizmem.
Lepiej nie bądź taki Dobrycy – Lem to już dawno temu przewidział (w obszernym opowiadaniu „Altruizyna, czyli opowieść prawdziwa o tym, jak pustelnik Dobrycy kosmos uszczęśliwić zapragnął i co z tego wynikło”).
Jutro sobie odbiję. Żeby zachować równowagę we wszechświecie.
Czyli krótko mówiąc, znalazłaś w sobie ogromne pokłady samozaparcia


Nie cierpię sklepów i nienawidzę zakupów!!! Staram się wpaść do sklepu, złapać co jest mi potrzebne i zrobić ostry wypad, płacąc że tak powiem w biegu. Jeszcze nie próbowałam w biegu wypadać nie płacąc, ale myślę, że niewielu by mi uwierzyło, że to awersja do sklepu…
Gotowania też nie lubię…
Ja już nawet nie myślę, czego nie lubię. Mus to mus.
Ile tu schodów… By się kto zlitował i machnął nowe pięterko!

Się pożegnam na dziś. Może jeszcze zajrzę spod kordełki, ale na wszelki wypadek szykuję użeczko.

Dzień dobry pod wieczór
Teraz się „przypięłam” i przynajmniej przez jakiś czas, oderwać się nie dam 
Bardzo pracowity dzień i miałam podobnie jak Misiek. Co wchodziłam na Wyspę i chciałam coś tam napisać, od razu byłam brutalnie odrywana od kompa dla niesamowicie ważnych rzeczy
Podaję ci pomocną dłoń!
Pomocna dłoń i tak nie na wiele się przydała, bo i tak w końcu zostałam oderwana
Pojechaliśmy na zakupy, chociaż… tym razem nie byłam aż tak zniesmaczona koniecznością wyjazdu. Mieliśmy po drodze zajechać do Best Buy, czyli sklepu ze sprzętem różnego rodzaju, i mieliśmy zobaczyć nowy aparat dla mnie 

Musimy sprawdzić na internecie. Na stronie sklepu mają większy wybór… Na nasz wyjazd pod namiot w maju (pod koniec) chciałabym mieć sprawny aparat… 
Nie wiem czy pisałam, ale coś mi się zaczęło kiepścić w aparacie. Te zdjęcia, które robię z bliska, jeszcze jakoś wyglądają, ale jak wysuwam obiektyw, to obraz zaczyna mi „pływać” i nie ostrzy. A mało który ptaszek chce usiąść blisko i poczekać aż zrobię mu zdjęcie
Próbowaliśmy skontaktować się z firmą i dowiedzieć się czy to da się naprawić i za ile. Oczywiście, że da się!!! Trzeba im wysłać aparat (oczywiście na swój koszt), oni to naprawią za prawie dwie stówy i odeślą mi już naprawiony (oczywiście też na mój koszt). Pogadaliśmy z mężem i doszliśmy do wniosku, że to się nam absolutnie nie opłaca. Postanowiliśmy kupić nowy.
Teraz panuje jakaś dziwna moda, że aparaty nie mają wizjera, a tylko ekraniki. A ja takiego nie chcę. Wolę patrzeć „przez ta dziurka”!!! Szczególnie w pełnym słońcu nic na tych ekranikach nie widać i „strzela się” fotki na oślep. Poza tym bez okularów nie widzę za dobrze. Aparat ma specjalne pokrętło ustawiające wizjer w zależności od jakości wzroku. Przy robieniu zdjęć nie muszę mieć okularów na nosie (bardzo ich nie lubię). Kilka aparatów miało wizjery i w zasadzie mogłam kupić… ale ceny były takie… najtańszy kosztował ponad tysiaka. Podziękuję…