W piątek, 1 stycznia małżonek doszedł do wniosku, że powinniśmy pojechać w kaniony. Już mi się nie chciało szukać czegoś zastępczego… W sobotę rano pojechaliśmy. Droga minęła spokojnie, jak to z rana w dzień wolny od pracy. Oczywiście pojechałam najpierw pod Visitors Center. Mają tam karmniki dla różnego ptactwa i zawsze (szczególnie o tej porze roku) któryś z moich ulubieńców się „pasie”. Minęłam kilka zakrętasów na drodze i szok!!! Parking zamknięty do odwołania, bo cały zalany przez Illinois River!!! Małżonek popatrzył na mnie i stwierdził ze złośliwym uśmiechem, że chyba dzisiaj z ptaszków to nic nie będzie. Chyba nie zna swojej żony?!!! Zawróciłam i pojechałam na hotelowy parking. Bo w Starved Rock State Park jest piękny hotel na skałach, wokół stoją drewniane domki kempingowe, jest też restauracja i coś tam jeszcze. Nigdy tam nie zajeżdżaliśmy, bo nie było takiej potrzeby… Doszłam do wniosku, że musi być stamtąd jakieś przejście do moich ulubieńców… i rzeczywiście było!!! Muszę przyznać, że na te schody w dół patrzyłam ze wstrętem. Chyba ze 200 stopni. Pomyślałam, że jakoś potem trzeba będzie po nich wejść na górę do samochodu, ale zmieniłam tok myślenia, żeby nie zawrócić… Doszłam do wniosku, że jakieś wyjście się znajdzie…
Zawsze parking od rzeki oddzielał taki półtorej metrowy murek (lustro wody z drugiej strony było jeszcze niżej). Teraz tego murku nawet widać nie było… Visitors Center jest na górce, karmniki również. Małżonek poleciał do łazienki, a ja oczywiście wiadomo gdzie…
Ludzi było niewiele. Wiadomo, parking nieczynny, to nie ma gdzie zaparkować. Ale i ci co byli, działali mi na nerwy. Czy ci Amerykanie zawsze muszą się tak drzeć?!!! Głuche to wszystko, czy jak? Płoszyli mi ptaszki i byłam gotowa walnąć co niektórych „turystów” w japę.
Opstrykaliśmy z małżonkiem co się dało przy karmnikach i nad rzeką. Poleciałam jeszcze w stronę skał. Małżonek szedł za mną z niezadowoloną miną. Skręciłam nie na Starved Rock, skałę sterczącą pionowo z rzeki, ale w drugą stronę – do French Canyon. Zauważyłam kierunkowskaz i napis, że tędy można dojść do hotelowego parkingu. Ten „francuski kanion” jest malutki, ale dość głęboki – kolejne schodki. Małżonek zadecydował, że nie schodzimy, bo tam nic ciekawego nie ma, a szkoda moich nóg. Zastanowiła mnie ta troskliwość… Oczywiście!!! Chciał jeszcze pojechać do Matthiessen State Park!!! Przez ten kanion droga na hotelowy parking była dużo łatwiejsza… nie mieliśmy aż tylu schodków pod górkę.
Matthiessen. Byliśmy prawie w połowie schodów z parkingu do kanionu, gdy małżonek sobie przypomniał, że nie wziął jakichś tam filtrów do aparatu. Zawrócił, a ja poszłam na dół. Widok kanionu mnie zaskoczył. Jeszcze tak wysokiej wody nie widziałam. Jaskinie na dole, do których już nieraz schodziliśmy, były zalane. Środkiem płynęła szeroka rzeka. Czekałam na małżonka i czekałam… Zaczęła mnie po trochu trząść cholera. Co on do diabła tak długo tam robi?!!! Zasłabł, czy co? Zadzwoniłam. Odebrał i w tym momencie zobaczyłam go na szczycie schodów. Jak mi wytłumaczył ganiał za „dużym dzięciołem” po lasku dokoła parkingu… A ciągle mi powtarza, że ma dość pstrykania ptaszków… i jak tu zrozumieć faceta?
Małżonek taszczył swój statyw. I już wiedziałam co mu się zamarzyło. Chciał zrobić zdjęcie wodospadu na tzw. długich czasach. Woda wygląda wtedy zupełnie inaczej… Przymierzanie się do tych zdjęć zajęło mu ponad pół godziny. Znowu deptałam w miejscu nie bardzo wiedząc co mam robić. Nie chciałam go poganiać, bo jakby się wkurzył, to zajęłoby mu to znacznie więcej czasu… czasami lepiej milczeć, chociaż tysiące słów ciśnie się na usta…
Do domu wróciliśmy po 17 utuptani dokładnie. A jeszcze wieczorem trzeba było odebrać synka z lotniska…
Zapraszam na wycieczkę po kanionach

O tyle to dobre, że nie trzeba się nachodzić, najwyżej palce zabolą od klikania
Oczywiście jak to na moich wycieczkach bywa, głównie są pierzaste
Ale wydaje mi się, że już tyle razy pokazywałam Wam te skały, że nie ma sensu robić tego ponownie 
I jeszcze jedno… Człowiek słucha tych wiadomości w telewizji jednym uchem i nie zawsze kojarzy fakty. Byliśmy zaskoczeni zalanym parkingiem przy Visitors Center w Starved Rock, byliśmy zaskoczeni wysokim poziomem wody w Matthiessen, a przecież telewizornia mówiła o powodziach w dorzeczu Mississippi. Illinois River wpada do tej rzeki… jest jej dopływem. W Saint Louis zginęło w powodzi 14 osób, a drugie tyle zaginęło. Ilu jeszcze martwych znajdą – nie wiadomo. St. Louis leży tuż za ujściem Illinois River i Missouri River, czyli dwóch dużych rzek. No to jak tyle wody z wezbranych rzek wpadło do jednej, to musiała opuścić swoje koryto!!! Nie pomyśleliśmy, że to ma związek… a powinniśmy
Nie ma to jak ktoś wyłączy mózg z funkcji „myślenie” 

Chociaż w sumie… i tak byśmy pojechali na tą wycieczkę
Miłego dnia życzę
i udaję się na zasłużony odpoczynek 

Rano (u mnie) poczytam i w razie zapytań odpowiem… a teraz
DzieńDobry:)) Wspaniała wycieczka, kolejna bo przed chwilą wróciłem z wycieczki po parku z pieskiem. Zachciało mu się przywitać trzech Króli tak wcześnie. Niestety nie spotkałem żadnego ptaszka, tylko coś mi mignęło myślałem, że to kot a to był tylko woreczek plastikowy gnany przez wiatr. Prawdziwa sztuka Mirelko, te Twoje zdjęcia. Niegdyś w dzieciństwie próbowałem fotografii aparatem Druh 6X6, niestety całkowity brak talentu w tej dziedzinie. Na zdjęciach wychodziło zupełnie coś innego niż to co moim zdaniem pstryknąłem! Pewnie robienie zdjęć polega na czym innym niż pstrykanie i wymiana rolki z filmem :)))
Dzień dobry, Stateczku
Fakt, Ptaszki o tak wczesnej porze jeszcze śpią i nie latają. Trudno jakiegoś zobaczyć. I też fakt, że gdy mieliśmy tylko „Zenita”, małżonek nie pozwalał mi niczego pstrykać, bo szkoda kliszy
Teraz jest o tyle łatwiej, że masz podgląd i od razu wiesz jak Ci zdjęcie wyszło. Nie aż taki żal wywalać… Może nauczenie się robienia zdjęć artystycznych wymaga talentu i tak zwanego „oka”. Przy ptaszkach nie musisz o takich rzeczach myśleć. Nie masz na to czasu
Pstrykasz co Ci weszło w obiektyw i już.
Szczególnie jak taki ptaszek przysiada na kilka sekund i ucieka… kto by miał czas przymierzać się i cokolwiek ustawiać w aparacie?
Także przy robieniu zdjęć ptaszkom, potrzebny jest tylko refleks, w miarę dobry aparat i dużo, dużo szczęścia 
Porządnych skał nigdy za wiele, uważają niektórzy
.

Przy czym nieporządne są, ich zdaniem, mało które.
Ależ mnie przegoniłaś, jeszcze przed świtem!
Mam nadzieję Bekso, że nie dostałaś zadyszki
Tych skał w Starved Rock i Matthiessen jest wystarczająco dla ich miłośników 
Łaaał… pięknie zaczęliście ten nowy rok!
A co do drących się Amerykanów, to zauważyłam, że koszmarnie drą się Azjaci. Kosz-mar-nie. W sklepach, centrach handlowych słychać ich na kilometr. A niedawno myślałam, że na naszym osiedlu coś się stało, a to pani azjatycka wyszła z oglądanego domu i rozmawiała przez telefon tak wrzeszcząc, że ją słyszałam przez zamknięte okna.
Azjaci mają ten typ języka (jak Włosi), że wrzeszczą
A przynajmniej nam się tak wydaje. Oni muszą… Amerykanom (a przynajmniej części z nich) wydaje się, że są jedyni na świecie, są panami i wszystko im wolno
Za każdą naszą bytnością w Starved Rock, spotykamy dzieci kopiące w żelazne ogrodzenie karmników i cieszące się, gdy ptaki w popłochu uciekają. A głupi rodzice, zamiast wytłumaczyć pociechom, że nie powinny tak robić, śmieją się razem z nimi. Jedynie raz spotkałam matkę, która zaczęła tłumaczyć swemu dziecku (po polsku) o niewłaściwości takiego postępowania. Ale to było dawno… 
No patrz – NASI 😉
Ale powiem Ci, że w Polsce jest podobnie. Ludzie kompletnie nie zwracają uwagi (tak uogólniając, bo są wyjątki) swoim dzieciom. I te dzieci są coraz bardziej rozwydrzone. Ja mam trudne dzieci, ale nie wyobrażam sobie, żeby latały ludziom między stolikami w restauracji, albo darły pysk na pół księgarni. A to, co obserwuję, nie napawa optymizmem. Dzieciom wszystko wolno. Żeby ich nie stresować… A już we Włoszech – szkoda słów. Wyszłam na ostatnią jędzę świata, kiedy opieprzyłam kuzynkę moich siostrzeńców, pięciolatkę, która dla zabawy chodziła za jedenastoletnim wówczas Jaśkiem i na niego pluła. Angela (czyli babcia dzieci) niemal dostała zawału z oburzenia, jak śmiałam huknąć na dziecko. Ale przez dwa dni, kiedy byłam jedyną osobą, która zwracała jej uwagę, co ta zresztą olewała, bo udawała, że mnie nie rozumie, NIKT nie zareagował.
Eeej, trzeba było jak ten student z miejskiej legendy odpłacić pięciolatce pięknym za nadobne – chodzić i pluć na nią, a na ewentualne oburzenie odpowiadać równie oburzonym „Noalejakto? Przecież tak zostałam wychowana jako dziecko?!?”
Jedyny minus, że Jasiek mógłby uznać, że jemu też wolno tak albo i gorzej.
No właśnie.
Ale Ariel do tej pory jak mnie widzi to jest idealnie grzeczna 😀
To chyba taki trend międzynarodowy. To bezstresowe wychowanie
Moim zdaniem to idiotyzm, bo i tak nie da się wychować dziecka bez stresu. A jeśli nie ma jasno określonych ram, wzorców zachowań, to rośnie taki sobek, przekonany o własnej niepowtarzalności i niekaralności. Nie jestem zwolenniczką bicia dzieci (o katowaniu nie wspominając), ale jakieś ograniczenia wprowadzać trzeba. W rodzinie miałam opinię „kapo”, ale ja tylko konsekwentnie stosowałam system zakazów i nakazów. I nie było, że jestem zmęczona, to dzieci mogą robić co chcą. Oczywiście, w miarę jak dorastały, miały większą swobodę i możliwość decyzji…
Brak reakcji jest oznaką przyzwolenia, a nie można pozwalać na wszystko. Robi się dziecku ogromną krzywdę. Tylko wiele osób tego nie rozumie…
Konsekwentnie.
KONSEKWENTNIE.
Jeden przysłówek, bez którego cały system nakazów i zakazów traci sens.
No niestety… Jeśli brak konsekwencji w działaniu rodzica, to dziecko głupieje. Bo raz mu czegoś zabraniają, a potem może to robić i znowu nie może… to już sam nie wie, czy robi dobrze, czy źle.
I w końcu robi jedno z dwojga (albo oba naraz) – albo postępuje po swojemu, kompletnie nie przejmując się niekonsekwentnymi opiekunami, albo z ciekawości zaczyna przeginać, badając, gdzie leży granica.
Dzieci zawsze próbują
I od tego jest ta konsekwencja, żeby je sprowadzić na odpowiednie tory


To nie są zaprogramowane maszyny, a ludzie. Nie da się ich zaprogramować… trzeba mozolnie wszystkiego uczyć… ale warto
Prawda. Na dodatek wszyscy mądrzy dachowcy powtarzają: dziecku potrzebne są granice bo dają poczucie bezpieczeństwa.
Mam taką znajomą Amerykankę. Jej córka urodziła swego synka, gdy była w wieku…hm… no takim nie za bardzo na pierwsze dziecko (miała prawie 48 lat). Gdy był jeszcze mały, zachorowała na raka. Dziadkowie (rodzice ojca dziecka) byli zachwyceni wnukiem i pozwalali mu na wszystko. Córka też, bo (jak tłumaczyła) gdyby zmarła, chciałaby, żeby synek ją jak najlepiej zapamiętał
Teraz gówniarz ma 8 lat i jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Kiedyś byłam u tej znajomej. Przyszli też tamci dziadkowie z wnuczkiem. Usiedliśmy do pogawędki. W pewnym momencie gówniarz kazał wszystkim być cicho, bo teraz on będzie mówił i wszyscy mają go słuchać
Od razu wszyscy zamilkli. Ręce i język mnie swędziały, ale się powstrzymałam. To nie ja odpowiadam za to dziecko… a na wychowywanie dziadków już trochę za późno…
Z różnych doświadczeń w mieszanym międzynarodowym towarzystwie wnoszę, że np. w restauracjach najdonośniejsi są Niemcy, osobliwie z południa kraju, być może przez basowe tony z głębi piwnych brzuchów (jeżeli takowe występują), a najgłośniej i najbardziej nieopanowanie śmiali się zawsze Hiszpanie. Azjaci kojarzą mi się raczej z piskliwością, za którą idzie zapewne przenikliwość.
Z moich obserwacji, najgłośniejsi są Murzyni. Drą się, jakby ktoś obdzierał ich ze skóry. Głównie ich słychać w sklepach, czy na wycieczkach. Bardzo głośni są Meksykanie, tylko ci z kolei uwielbiają głośną muzykę. Nawet nad jeziora, do lasu, zabierają swoje „sprzęty grające”, które ryczą niesamowicie. Chociaż też fakt, że i tym białym Amerykanom niczego w głośności nie brakuje. Przenoszą ten hałas z domów do lasu… Tylko nie wiem, po co jechać daleko, skoro i tak niczego nie zobaczą, ani nie usłyszą…
Siebie można posłuchać i w domu…
W Stanach chyba tak. No i ten stereotyp – Murzyn w getcie z bumboksem na ramieniu, grającym muzykę (?) z przewagą rytmicznego basu – niestety ma pokrycie w rzeczywistości. Aczkolwiek parę razy w metrze w DC natknąłem się na Murzynów nucących sobie coś i wyklepujących rytm tu i ówdzie, i było to całkiem nienachalne i „wkaszalne”. No ale to nie było chamstwo, bo nie nucili na tyle głośno, żeby komukolwiek przeszkadzać (chyba – nikt się nie skarżył).
Takie nucenie mi nie przeszkadza. Wrzaski tak. Czasami jedzie samochodem taki głupol i aż mu blachy brzęczą, tak daje te basy. Mój żołądek od razu wywraca się na lewą stronę i mam wrażenie, że bębenki w uszach wciskają się w mózg
I co się potem dziwić, że społeczeństwo głuchnie…
No.
A że głupota jest globalna, to takich łomoczących basami spotkasz i w Polsce, i we Włoszech, i w Niemczech, i w USA…
Niestety…
W starym mieszkaniu miałam takich sąsiadów. Jak robili imprezę to ściany chodziły. Czyli co weekend. A u mnie 2 autystów z nawrażliwością na dźwięki…
Jeden z głównych powodów rozpaczliwego szukania domu.
No i ten wodospad też miodzio!
Witajcie!
i 
Jezu, jak się ciszę… śpiewał ongiś Klaus Mittfoch – i to jest ten poziom entuzjazmu, z jakim witam reportaże Miralki!
Czy pomnik bielika na zdjęciu 2/1 ma kolory zaprojektowane przez twórcę, czy został ubielony przez wdzięcznych następców modela?
Dzień dobry. Wycieczka z powodziową niespodzianką – zdjęcia jak zwykle znakomite, zwłaszcza te detale – a to gęś podrywająca się do lotu i „tuptająca” po wodzie, a to ziarenko wypadające temu ptaku z dzioba. Niby bardziej okazałe ptaki wydają się bardziej „sensacyjne” (wczoraj czy przedwczoraj media donosiły, że w Małopolsce jeden obserwator ptaków dostrzegł dropia /albo dropa/, który w tej części Europy i Polski był poprzednio widziany ponoć 120 lat wcześniej), ale te czyże, sikory i wróble są doprawdy śliczne, nawet jeśli nie tak efektowne jak większe ptaki. Ich foty tym bardziej zasługują na uznanie, że – jak piszesz – małe ptaszki przylatują do karmnika tylko na kilka sekund, więc wychwycenie takich detali w ogóle graniczy z cudem.
A ten wróbel, co siedzi na karmniku i sam nie je, to nie wróbel – to pies ogrodnika!
Dzień dobry, Mistrzu Q
To nie „wychwycenie detali” a szczęście przy pstrykaniu
Czasami coś się uchwyci, czego nawet się wcześniej nie widziało
Tych ptaków na karmnikach było bardzo dużo. Latały w te i nazad i czasami można było dostać oczopląsu. Kilka razy musiałam się uchylić, bo to kowalik, to sikora uciekając z karmnika, mało nie wpadły mi na głowę
Robienie zdjęć ptakom na karmniku jest o tyle proste, że „ostrzysz” aparat na jednym z nich i po prostu czekasz. Taki ptaszek siada na te króciutkie sekundy i to wystarczy, żeby go cyknąć.
Nie ma innej metody. Chyba że ktoś ma aparat, który „ostrzy” w ułamkach sekund… 
Ha, nie uchylaj się następnym razem to będzie zdjęcie z ptakiem wpadającym prosto w obiektyw aparatu – i nagroda w National Geographic!
Ale te ptaszki nie leciały prosto w obiektyw, a na moją głowę (bez obiektywu)


Zanim bym podniosła obiektyw i „wyostrzyła” obraz, to nie byłoby czego pstrykać
Hmm, to trzeba stworzyć okazję, żeby leciały w obiektyw. Ziarna nasypać w siateczkę i podwiesić pod albo tuż nad obiektywem…
No proszę jakie masz dobre pomysły
Chyba będę musiała wypróbować

Sprawdź potem jednak bagaże na obecność świeżo złożonych ptasich jaj…
Dzień dobry

Dziękuję za tak miłe opinie.
Miło się gawędzi, ale czas mi się do pracki zbierać
Muszę wciągnąc jakieś śniadanko…
i do pracy…
Moje pierzaste nakarmione, ale ja jeszcze nie
Pomyślności!
Dzięki

Już najedzona, czas lecieć do pracy… miłego i do popotem
Do urody ptaszków na Twoich zdjęciach już się przyzwyczaiłam, ale skały z soplami i wodospad urzekły mnie całkowicie
Pan dzięcioł w czerwonej czapeczce i pani drozdowa złotawa są prześliczne.! A te inne też, tylko troszkę inaczej 🙂
Gdyby solidnie przymroziło, to dopiero by te skały, sople i wodospad wyglądały!!!

Ja rozumiem, że ja te nazwy pamiętam, a Wy nie musicie… to tylko małe sprostowanie

Kiedyś pokazywałam zamarznięty „mały wodospad”, czyli ten, który opstrykał mój mąż (w niedzielę). To był taki widok, że dech mi w piersi zamarł. Pstrykałam jak głupia i mąż z trudnością mnie stamtąd wyciągnął
Cieszę się, że podobały Ci się ptaszki, tylko to nie pani „drozdowa”, a „czyżowa”
Mogę jedynie dodać, że dla mnie te wszystkie ptaszęta są cudne, każdy w swoim rodzaju…
A dzieci ? uczą się przez przykład i ZAWSZE sprawdzają granice.
Wychowanie dziecka to jest naprawdę ciężka praca, jeśli traktuje sie to z należną uwagą.
Dlatego ja na ten przykład wolałbym już nie mieć więcej.
Na wypadek, gdybyś o tym zapomniał, warto sobie zawiązać węzełek…
Zgadza się Wiedźminko. Dzieci zawsze sprawdzają na ile mogą sobie pozwolić. I to jest faktycznie ciężka praca, bo nie ma od niej ani urlopu, ani świąt.
fajnie tak, nie ruszając się z domu zaliczyć zimową wycieczkę !
Dobry wieczór po królewsku 🙂 Galeria zdjęć wspaniała , tylko moim zdaniem obszerność materiału prowokuje , aby oglądać ” po łebkach ” . Być może , że się mylę , ale natura ludzka jest taka , że zawsze się gdzieś śpieszy , co jest wrogiem dokładności , a niektóre ujęcia zawierają poza głównym tematem , ciekawe inne drobiazgi jak np. otoczenie . Nie czepiam się , dziękuję , bo będąc dzieckiem z Puszczy Białowieskiej , jestem trochę na bakier z cywilizacją ( czytaj dzikus ).
Masz rację, Maksiu. Trochę za dużo na raz dałam, ale czekają starsze wycieczki i nie chciałam przeciągać. Może następnym razem dam mniej zdjęć? Tylko tyle ich mamy i wydają mi się ciekawe, że ciężko się pozbyć i nie pokazać
Proszę nie oczerniać tak miłych i zaprzyjaźnionych osób!!! Ode mnie do Puszczy Białowieskiej też daleko nie było… Z Białegostoku to rzut beretem
Czyżbym więc też tym dzikusem była?!!! Chociaż w tak miłym towarzystwie, to mogę…

A dzikusem nie jesteś
Też spokojnej!
A ja wróciłem z kręcenia i jeszcze chwilę popracuję. Z przerwą na zagranie dobranocki, ma się rozumieć.
[frazę „Ma się rozumieć” pod wpływem innej dobranocki, tej o Misiu Uszatku, do końca życia będę kojarzył z Prosiaczkiem, tym od Uszatka. Jak mówią Amerykanie „The damage was done”]
Tym od Puchatka, I suppose?
Cztery łabądki ze szczuplutkimi nóżkami i takie równiutko zgrane
Dzień dobry!
Wiem, wiem – pora nieludzka, ale co robić? Jak mam wolne to się budzę przed świtaniem. Strasznie to złośliwe.
Dzień dobry
Faktycznie to budzenie jest złośliwe
Ja co prawda budzę się o podobnej godzinie, ale to nie tylko w dni wolne od pracy… po prostu tak mam

Z drugiej strony się cieszę, bo noc wyspana, nie zarwana. To ja wolę wczesną pobudkę niż przewracanie się z boku na bok przez cztery godziny.
Dziś przeżyłam szok. Wczoraj widziałam akcję policji. „Zbiegło” się z 10 samochodów policyjnych… A było to tak. Polskie małżeństwo przestało płacić raty za dom. Wiadomo na bank, że bank nie podaruje i albo trzeba będzie zapłacić, albo pożegnać się z domem. Ten Polak był trochę poszkodowany na umyśle, bo kilka lat temu w Chicago został postrzelony w głowę. Uratowali, ale zmiany w mózgu spowodowały zmianę w psychice…
Policji najechało od groma. Każdy w kamizelce kuloodpornej… Przyjechał też facet z walizeczką i podszedł do drzwi. Nie stałam i nie patrzyłam cały czas, ale po jakiejś godzinie przyszedł John (który zerkał na sytuację ze swojego garażu) i powiedział, że faceta aresztowali. Komornicy zaczęli wynosić rzeczy na chodnik przed domem. John powiedział mi, że zaraz powinni się zjawić ochotnicy, którzy te rzeczy zabiorą. Dodał, że małżeństwo miało trzy telewizory, w tym jeden nowiutki. Pomyślałam o Carlu, któremu zepsuł się telewizor, a nie stać go na nowy… powiedziałam, że jeśli nie ma przeszkód, to ja bym jeden z tych telewizorów wzięła. John popatrzył na mnie dziwnie. Dodałam, że nie dla siebie, ale dla Carla. Zapytałam, czy już mogłabym iść i wziąć… John powiedział, że to dopiero jak szeryf odjedzie, a telewizory właścicielka zaniosła do sąsiadki, żeby jej nie ukradli… To mnie zastanowiło. John użył określenia „volunteers”(ochotnicy), a to chodziło o zwykłych złodziei, takie hieny żerujące na ludzkim nieszczęściu. Aż mnie odrzuciło
Odechciało mi się nie tylko telewizora dla Carla… Kilka godzin później John przyszedł z informacją, że już Meksykanie zaczynają szperać wśród wystawionych rzeczy i jeśli bym coś chciała, to mogę iść i obejrzeć. Z tym, że legalnie. Polka powiedziała sąsiadce, że jeśli chciałaby coś z tych rzeczy, to może wziąć. No i ta sąsiadka może tam ze mną pójść i za jej pozwoleniem mogę coś sobie wybrać. Chyba ręka by mi uschła gdybym cokolwiek wzięła!!! Mam być jak ta hiena?!!! Wyszłam na papierosa i patrzyłam z obrzydzeniem na dwie Meksykanki grzebiące w wystawionych rzeczach. Miałam ochotę coś im powiedzieć do słuchu, ale nie zdążyłam. Przyjechał policjant i zapytał co tu robią. Za moment zjawił się drugi policjant. Tylko zatarłam ręce. Może chociaż im mandat wlepi???
Hieny i złodziejki!!! Wracałam do domu smutna. Ja wiem, że to wina tych Polaków… mieli 4 miesiące na uporządkowanie tej sprawy… ale szkoda mi ich było. Mimo wszystko… Wiem też, że do rana na pewno duża część tych rzeczy zniknie. Policja nie upilnuje, to pewne…
I teraz nie wiem… czy ten Polak był tak chory, że stres go zabił, czy policjanci go gdzieś tam przytłukli i odnowiła mu się kontuzja po postrzale? Sama nie wiem co o tym myśleć… Nie chciałabym nikogo bezpodstawnie oskarżać… W każdym bądź razie jestem w szoku…. 
We wrześniu, małżeństwo dostało powiadomienie, że do 5 stycznia ma się wyprowadzić. A wczoraj (u mnie wczoraj) była właśnie ta data… Nie wyprowadzili się, więc komornicy z policją przyjechali „wyprowadzić” ich na ulicę. Facet otworzył drzwi i powiedział policjantowi, że ma w domu bombę i jeśli będą chcieli wejść na siłę, to ją zdetonuje. Po czym spokojnie zakłapnął drzwi przed nosem. Tego nie wiedzieliśmy. Zobaczyliśmy tylko jak zamykają dokoła wszystkie ulice. John powiedział, że lepiej nie wychylać nosa za drzwi, bo facet może mieć broń i może odstrzelić zadek każdemu, kto się pojawi w zasięgu wzroku. Dom tych Polaków jest prawie naprzeciwko domu Johna i Holly… Strachliwa nie jestem, ale bałam się wyjść nawet na dymka. To znaczy wyszłam, ale schowana za samochody
Dziś w wiadomościach wieczornych usłyszałam, że ten Polak, aresztowany wczoraj, zmarł w areszcie… Czyli ta kobieta straciła nie tylko dom, ale i męża… Szok!!!
Straszne. Takie rzeczy widuje się w filmach z gatunku dramat obyczajowy. A Ty tak na własne oczy… Straszne.
Straszne… Nie rozumiem tych ludzi… Przecież wiedzą, że te wszystkie rzeczy na ulicy (chodniku) to czyjaś własność, że spotkało ich nieszczęście… Jak można starać się dobić, okraść tych poszkodowanych?!!!
Gdybym nawet szpilkę wzięła, to gryzłaby mnie za ręce!!! Nie wyobrażam sobie żerowania na cudzym nieszczęściu. Prędzej bym starała się pomóc niż okraść… 
No i jeszcze to, że ten Polak zmarł… nie wiem jak się im w małżeństwie układało, bo ich nie znałam, ale myślę, że to dodatkowy cios… W ciągu dwóch dni straciła wszystko… Szok!!!
Witaj Mirelko
! Paskudna sprawa.Nie chciałabym być świadkiem takiego zdarzenia.
Wygląda na to, że ta rodzina była jakaś nieporadna, bo przecież dostali czas na jakieś działania.
A hieny ? Były i są, znajomą panią potrącił samochód i migiem straciła zawartość torebki, zanim ktokolwiek mógł zareagować.
Są ludzi i ludziska ?
Witaj Wiedźminko
Do czegoś takiego trzeba mieć parszywy charakter. Normalnemu człowiekowi nawet by to do głowy nie przyszło!!!
Nie wiem co w tych ludziach drzemie i dlaczego tak robią. Okradać pokrzywdzonego!!!
Za oknem noc. Co tu robić?
Mój dziadek mówił, że jak nie wiesz co robić, to się rozbierz i ubrania pilnuj
Ale myślę, że po krótkim zastanowieniu jakieś zajęcie znajdziesz

Przy tej temperaturze???
Idę spać, bo na mnie czas już i pora


Miłego dnia życzę
i hop pod kołderkę
O jakie ładne fotki.
Dzień dobry.
Witajcie!
O rany, jaki krótki weekend!
Dzień dobry. Z niejakim wysiłkiem po wolnym dniu biorę się do roboty.
Dzień dobry

Dziś jadę wcześniej do pracy, ale jest nadzieja, że i wcześniej wrócę
Dziwny ten poniedziałek…
O!!! Jak ten czas leci!!! U mnie już czwartek


Coś się nam ta różnica czasu zwiększyła!!!
No bo co może być po takim obrzydliwie długim, dwutygodniowym weekendzie? Poniedziałek przecież!
To się działo na Wyspie! A ja jeszcze w pracy, z jednej strony wciąganie się do roboty przy nowym zleceniu trwa, a z drugiej miałem parę takich orzechów do zgryzienia dzisiaj, że proszę siadać.
Jeszcze popracuję, a potem idę kręcić.
Twarde orzechy? Zęby całe, mam nadzieję?
Zęby tak, ale wprost przeciwna strona (wedle recepty Jagienki ze Zgorzelic) już nie tak dobrze…
Przeczytałam kolejny kryminał, Po pogrzebie. Bardzo nastrojowo. Ja chyba jednak pójdę spać za chwilę.
To ja zaraz idę pokryncić.
Wymiękam. Nie dam rady dłużej. Od 5.30…

Śpiącym dobrych snów! Jeżeli już fabularnych, to lekkich romansów raczej niż kryminałów!
I żadnych ziarenek grochu!
dosyć niesforne te dobranockowe l
istki
Witajcie!
Ustępująca zima zostawia ariergardę – mgły…
Dziędooobryyy
Ciężko jakoś. Zatoki zawalone. Spaaać!
Dzień dobry. Żadnego śniegu na razie nie zaobserwowano, ale wiem skądinąd, że w Toruniu rano trzeba było odśnieżać samochody, żeby wyjechać.
Dzień dobry.
i oglądam zamieszczone zdjęcia.
Właśnie zaparzyłem kawę
Suuper widoki i ptaszki
Zapraszam na filiżankę czegoś ciepłego 😉
Praca. Praca. Praca. Dzień dobry. Praca.
Ooo, to tak jak ja!
Dlatego niestety zmykam…
Dzień dobry !
Obudziła mnie biała zima, a teraz pada marznący deszcz. Ślizgawka, wiem już jak sie szło Porannej
Parasolka była pomocna, by nie pojechać na….. pupie:)
Spaać ? chętnie!
Dzień dobry
Chyba mnie to nie cieszy, bo najpierw ma napadać deszcz, a potem przymrozić. Aż strach pomyśleć jaka będzie „szklanka” na ulicach 
U Was coraz cieplej, a u mnie odwrotnie, czyli idą solidniejsze niż dotychczas mrozy
Im bardziej pada śnieg,
Bim – bom
Im bardziej prószy śnieg,
Bim – bom
Tym bardziej sypie śnieg
Bim – bom
Jak biały puch z poduszki.
I nie wie zwierz ni człek,
Bim – bom
Choć żyłby cały wiek,
Bim – bom
kiedy tak pada śnieg,
Bim – bom
Jak marzną mi paluszki.
A.A.Milne, Kubuś Puchatek albo Chatka Puchatka – nigdy nie pamiętam 🙁
Ooo, cudeńko. Tymczasem i do Trójmiasta przyszedł śnieg, popadał, popadał i przestał, nie wiem, czy centymetr napadał. W sumie wystarczy, żeby ładnie wyglądało.
Kubuś Puchatek
DobryWieczór:)))
Dobry wieczór, chociaż zasypany śniegiem.
Umarłam…
Czy można mieć ostrą alergię na LUTEINĘ???
Na tę, co reklamują? No nie wiem.
Spotkałem wszakże kiedyś w poradni alergologicznej młodszego ode mnie chłopaczka, który miał uczulenie na ziemniaki (!). Od tamtej pory niczego nie wykluczam.
O. Ja też mam alergię na ziemniaki. Na szczęście tylko na surowe. Bardzo mi to odpowiada, zwłaszcza podczas przygotowania obiadu.
Tamten chłopak miał na ziemniaki w każdej postaci, surowe, gotowane, smażone (frytki), chipsy, pieczone – brać wybierać.
Jeśli mam być szczera, to nie wiem co to LUTEINA, to tym bardziej nie wiem czy można być na nią uczulonym. Ale wydaje mi się, że można się uczulić na wszystko. Mnie ostatnio bierze uczulenie na politykę
I polską i amerykańską
Uszami i dziurkami w nosie mi już wychodzi. Musze się na dobre pozbyć tego co uczulenie wywołuje

Zwiedzałem kilka razy wąwóz Homole, równie piękny i ciekawy.
Ps. Uczulenie na luteinę ??? Nie widziałem :)))
Potwierdzam. Homole jest ciekawe i o wiele bliżej 🙂
Zgodzę się w ciemno, bo nie byłam i nie widziałam
A możecie podać, gdzie ten wąwóz Homole jest? Chociaż w przybliżeniu… 
Nie wytrzymałam i sprawdziłam sama
Wąwóz ma 800m, czyli jest przyzwoicie długi i tak samo wapienny jak te w Starved Rock State Park
Na pewno jest piękny!!! A ile musi być w nim ptaszków!!! 
O, la la ! Rio Bravo jak żywe ! 🙂
Dzień dobry
Wybieram najlepsze zdjęcia różnych gatunków i zaniosę to do sklepu, gdzie mi to wydrukują. Potem tylko je opiszę, wkleję i jak zapomnę jak który ptaszek się nazywa, to tylko zajrzę i będę wiedziała
Mam na zdjęciach ok. 100 różnych gatunków, także zajmie mi to trochę czasu, ale co tam!!!
Już nawet odłożyłam kasę na to drukowanie… A wpadłam na pomysł, gdy robiłam album dla Margaret i Carla. W jednym ze sklepów mają taką promocję, że jak się robi więcej niż 70 zdjęć, to wychodzą po 10 centów za sztukę (normalnie prawie 40) A że mam trochę tych zdjęć, to na pewno wyjdzie tego ze trzy setki, a może i więcej…
Już się cieszę!!!
Małżonek orzekł, że już mi chyba całkiem odbiło, bo postanowiłam zrobić sobie album z ptaszkami
Świetny pomysł!
Ja tak sobie robię co roku album i czasami bardzo się przydaje. Na przykład, żeby przypomnieć które było czyje, albo gdzie były święta.
Idę spać, bo u mnie już północ



Miłego sobocenia się życzę
I dobranoc
PS. A może ktoś by zmienił wycieraczkę? Ta się zrobiła jakaś tak długa… i ciężko latać w górę i w dół
Dzień dobry. Sobota u mnie jest dzisiaj pracująca. Albo zaraz będzie.
Witam ciepło i słonecznie:)) W temacie ptaszków, najwięcej u mnie jest kawek, wron, gawronów, srok, gołębi, synogarlic, trochę wróbelków, czasem sikorka się pojawi :))
Tutaj rządzą mewy – największe, najgłośniejsze, najbardziej łapczywe.
Witajcie!
Kiedy widzę Homole
to Sobczański chromolę…
Sztaudynger czy Lec?
Na życzenie autorki niniejszego reportażu – zapraszam wyżej, pięterko zaimprowizowane 🙂