Tak właściwie to te zdjęcia powinny być w poprzedniej części, ale co tam… wybaczycie (a przynajmniej mam taką nadzieję). No i poprzedni odcinek byłby za długi, a ten za krótki 😉
Dzieci wstały znowu około 8 i zaczęliśmy się zastanawiać co będziemy robić. Postanowiliśmy jechać do tego Holy Hill. Mapa i wio… Na miejscu byliśmy przed 11. Faktycznie jest tam cudnie. Polecieliśmy na wieżę widokową… Przed drzwiami stał facet i nikogo nie wpuszczał. Jak nam wytłumaczył akurat trwa msza, a schody są bardzo akustyczne i wszystko słychać w Bazylice. Przeszkadza to wiernym. Jedna msza zaczęła się o 11, druga miała zacząć się o 12:30. Wejść na wieżę można będzie dopiero o 13:30… Obeszliśmy zabytkową Drogę Krzyżową. Tak trochę śmiesznie, bo zaczęliśmy od końca, a skończyliśmy na pierwszej stacji. Po drodze mijaliśmy zdziwionych ludzi. Nikt za (ani przed) nami nie szedł. Wszyscy w odwrotnym kierunku… Wróciliśmy na parking. Została ponad godzina. Nie chciało nam się siedzieć w tym skwarze tyle czasu.
Pojechaliśmy z powrotem, obiecując sobie wrócić tu za rok. W drodze do namiotu zajechaliśmy do sklepu… oczywiście po lód. Było jeszcze w miarę wcześnie. Postanowiliśmy zajrzeć do tego Old World Wisconsin… Faktycznie było blisko, ok. 6 mil (ok. 10 km). Niestety też przyjechaliśmy nie w porę. Dochodziła 16, a oni zamykają o 17. Ale dowiedzieliśmy się przynajmniej co to jest. Na powierzchni 240 hektarów rozmieszczono różnego typu gospodarstwa. Jest tam nawet polskie osiedle. Spod budynku Visitors Center, co 15 minut, odjeżdża trolejbus i zabiera chętnych na przejażdżkę. Zatrzymuje się przy wszystkich „osiedlach”. Można wysiąść, obejrzeć, obcykać co się chce i skorzystać z kolejnego trolejbusika, żeby dojechać do kolejnego przystanku. Nie dziwię się, że nie chcieli sprzedać nam biletów, bo w godzinę nie ma szans tego wszystkiego objechać. To wycieczka na cały dzień… Także za rok jedziemy w to samo miejsce…
Przed Visitors Center, na trawnikach, leżały różnego rodzaju dawne gry. Można było sobie porzucać wiklinowymi krążkami do celu, pograć w krykieta, palanta, czy pochodzić na szczudłach… Nikt tych zabawek nie pilnował i zastanowiło mnie czy sami uczciwi to miejsce odwiedzają, czy mają tu dobry, dyskretny monitoring? Małżonek złapał się za szczudła. Coś nie za bardzo mu szło. Zrobił góra dwa kroki i spadał. Synek rzucił się na drugą parę szczudeł. Nawet jednego kroku nie dał rady zrobić… Patrzyłam jak oni to robią i doszłam do wniosku, że chyba nie tak te szczudła trzymają… Mąż zniechęcony rzucił je na trawę. Podniosłam i spróbowałam (ale swoją metodą). Sykowi szczęka opadła, bo maszerowałam dziarsko, jak po ziemi. A przecież nie umiem chodzić na szczudłach!!! Poradziłam, żeby złapał te kije jak ja, czyli częściowo pod pachy, to łatwiej będzie nimi operować i łatwiej zachować równowagę. I udało mu się!!! Nawet te wsporniki na nogi przestały być śliskie 😉
Duchota była straszna. Zjedliśmy coś niecoś i zaczęliśmy się zastanawiać co jeszcze… Nic nie przychodziło do głowy… to znaczy nic sensownego. Pojechaliśmy na plażę. Zmierzchało i zrobiło się trochę luźniej. Chociaż i tak było dość gęsto. I nagle szok. Przy plaży, między ludźmi, chodziły po trawie dwa żurawie. Zaglądały ludziom w koszyki z żarciem i patrzyły co by tu skubnąć. Ktoś wysypał im trochę popcornu, wcinały z godnością. Za moment doszłam do wniosku, że tumanów nie brakuje. Najpierw jakiś baran (przepraszam miłe zwierzątko) prawie wlazł na jednego z żurawi, bo chciał mu zrobić dobre zdjęcie komórką, na której (chyba) nie miał zoomu, a gdy spłoszone odleciały kawałek dalej, następny tumanisko wyskoczył do nich z wrzaskiem i odleciały. Ten wrzeszczący trzymał na rękach (może) roczne dziecko… Nie wiem czy chciał pokazać dziecku jaki to tatuś odważny (chyba głupi), czy chciał pokazać jak te wielkie ptaki latają. W każdym bądź razie żurawie odleciały na dobre…
Obudziłam się chyba o 3. Męża nie było w namiocie. Pomogłam mu pochować nasze krzesła i część innego sprzętu. Przed 4 rozpętała się burza. Wiecie jakie to wrażenie, gdy siedzi się w namiocie, a dokoła szaleje żywioł? Momentami było jasno jak w dzień i ten jednostajny szum wody lecącej z nieba i drzew. Nie wiem kiedy usnęłam z powrotem. Wstałam późno (ok. 7) deszcz przestał już padać, ale wszystko było mokre. Jak tu się pakować?!!! Znowu musieliśmy byle jak zwijać namiot do worka i suszyć w domu.
A w domu… przed wyjazdem wyłączyliśmy klimatyzację. Doszliśmy do głupiego wniosku, że skoro nas nie ma, to po co chłodzić. Dom się niemal zagotował. Nie dało się w nim wysiedzieć. Klima chodziła i chodziła, a ciągle było gorąco. Dobrze, że w mojej łazience mogę wziąć zimny prysznic i nie muszę się kąpać we wrzątku…
Miłego wędrowania
Całe szczęście nie musicie pod tą górę włazić

Wschody i zachody słońca zwykle są urocze
Szczególnie te nad wodą…
Czy ludzie je zrywali zanim urosły, czy po prostu w USA rosną inne odmiany?
Bez wysiłku i bez kłopotu żołądek się zapełnia 
Huby też zrobiły na mnie wrażenie, bo zwykle w Polsce widywałam dużo mniejsze. I nie wiem dlaczego?
A żurawie, tak jak inne ptaki… czy zwierzaki. Jedne są bardzo płochliwe, a drugie tak przywykły do ludzi, że pozwalają podejść zupełnie blisko. I to w obrębie tego samego gatunku. Dużo chyba zależy od pory. W okresie lęgowym wszystkie ptaki i zwierzaki są mniej ufne. Nawet koty czy psy, gdy mają małe nie zawsze pozwolą właścicielowi dotykać takie nowo narodzone maluchy. Trzeba poczekać aż trochę podrosną
Żurawie prawdopodobnie doszły do wniosku, że czasami ludzie mają smaczne rzeczy i warto podejść bliżej, to zawsze się coś użebrze
Dzisiaj jestem w domu, ale na Wyspie będę tylko z doskoku. Za dużo mam zajęć w realu…

Jutro przyjeżdża Sara, ta dziewczyna mojego syna. Muszę wylizać chatę do ostatniego pyłeczka, bo chociaż to Amerykanka, a u nich w domach najczęściej nie ma którędy normalnie wejść, to ja jestem Polka i chyba ze wstydu bym się spaliła, gdyby coś było niedoczyszczone
Zjawisko zasiedlania przez dzikie zwierzęta miejsc pobytu człowieka jest szeroko opisane, nawet dorobiło się uczonej nazwy: synantropizm. Tak jak skunksy i wiewiórki w mieście, tak i żurawie przyzwyczaiły się do obecności człowieka; zwłaszcza, że w parkach narodowych występuje najczęściej „człowiek piknikujący”, obficie dostarczający okazji do pożywiania się.
Tak jak w tym Kettle Moraine żurawie łaziły między ludźmi, tak w każdym parku pełno jest mew. Tam gdzie byliśmy widzieliśmy oprócz susłów (których całe tabuny latały po polu namiotowym i wokół plaży) pręgowce amerykańskie i wiewióry…
Z drugiej strony, ludzie zagrabiają coraz rozleglejsze rejony, a zwierzaki muszą gdzieś mieszkać. Nie zawsze mają gdzie się wynieść… więc albo wyginą, albo się przystosują. Część wyginęła…
Wczoraj nie tylko pracowałam, ale i bawiłam się w fotografa. Tłumaczę ludziom, że nie jestem fotografem i w zasadzie dobrze wychodzą mi tylko niektóre zdjęcia ptaków, a oni ciągle chcą żebym robiła im jakieś fotki. Nie jestem ani artystką, ani profesjonalistką, a moja wiedza na temat zdjęć jest bliska zerowego poziomu. Nie znam się na kompozycji i wielu innych rzeczach. Tylko nie umiem tego ludziom wytłumaczyć
Margaret zdecydowała w końcu, że uśpi swojego psa. Uważam, że o kilka miesięcy za późno. Sunia ma raka kości. Odcięli jej jedną łapę (przednią) i dostała całą serię chemioterapii. Mimo to porobiły jej się przerzuty (tylna łapa, żebra). Pies tylko się męczy bez potrzeby. A Margaret weszła w takie długi, że głowa mała. Odcięli jej gaz, bo nie płaciła rachunków, nie ma telewizji (co Amerykańcom jest nie do przyjęcia), odcięli jej też internet. No i wczoraj straciłam przynajmniej dwie godziny na pstrykaniu zdjęć Margaret i jej psom. Jedyna pociecha, że podbudowałam Margaret psychicznie, wykazując zrozumienie dla jej stanu. Wiem, że nie jest łatwo uśpić zwierzaka, który był z nami przez wiele lat. Sama to przerabiałam i łatwo nie było…
Może dlatego łatwiej mi zrozumieć Margaret, niż osobników zostawiających zwierzaki w lesie, przywiązane do drzewa, czy zabijających z zimną krwią stare i nieprzydatne im zwierzę…
Tylko się zgłaszam, że żyję, bo właśnie skończyłem pracę, za chwilę jedziemy do Bojana, stamtąd na Chylonię, stamtąd do Gdańska, i dopiero z powrotem do Gdyni… Jak już na spokojnie usiądę, to się objawię.
Dobry wieczór 🙂 Jak zawsze, materiał o przyrodzie i komentarz autorki doskonały . Dla mnie , wychowanka Puszczy Białowieskiej , przyroda jest treścią mojego życia . Fotografia utrwala chwilowy obraz jakiegoś realu , a przecież jest jeszcze dynamika i dla tego, warto poświęcić czas na obserwację tego, co wokół nas się dzieje. Dziękuję Miral za trud w przygotowaniu materiału .
Dzięki Maksiu
Lubię obserwować naturę, jest ciekawsza niż ludzie…
Wiewióra wskoczyła do dziupli, a po chwili wystawiła z niej łepek rozglądając się dokoła. Wydedukowałam, że w dziupli urządziła sobie spiżarnię, a kowaliki trochę jej tych zapasów wrąbały
Małe złodziejaszki
I jakoś mi tej wiewióry nie za bardzo szkoda. Latem wyżera młode z gniazd… czyli… malutki rewanż?
Matka Natura jest również częścią mojego życia… od zawsze. Masz rację, fotografia nie jest w stanie pokazać wszystkiego. Nawet profesjonaliści tego nie potrafią
Ostatnio obserwowałam kowaliki. Zachowywały się tak, jakby budowały gniazdo w dziupli. Właziły do niej na zmianę i cały czas były w pobliżu. To było zastanawiające, bo przecież już jesień i młode są odchowane!!! Wyjaśnienie było zaskakujące… przybiegła wiewióra i kowaliki momentalnie dały nogę (czyli odleciały)
Dobrywieczór:)) Wschód od zachodu różni się tym że po zachodzie robi się chłodno, po wschodzie przeważnie odwrotnie. Na zdjęciu trudniej poznać ponieważ zgodnie z logiką zachód powinien być na odwrotnej stronie zdjęcia. tymczasem ustalenie która strona jest odwrotna jest trudniejsze niż nalanie kawy do termometru :)))
Termometr wg. klasyka trzeba stłuc , a kawę wylewa się na ławę , czy coś takiego ……
Wywód iście salomonowy, Stateczku
Coś w tym jest…
Korzystając z okazji przypomniałem sobie , że kiedyś sprawdziłem zachowanie mrówek na zagrożenie pożarowe .Położyłem na mrowisku zapalonego papierosa i zauważyłem , że niektóre mrówki sikały na niego ! (proszę o wybaczenie mojego zachowania ) Wniosek jest taki , że mrówki mają swoich strażaków !!
W życiu nie widziałam sikającej mrówki
Mrówki po ugaszeniu papierosa , wyniosły intruza poza obręb mrowiska . Byłem takim zachowaniem mrówek zaskoczony .
Ja nie jestem, Maksiu, zaskoczona takim zachowaniem. Mrówki, podobnie jak pszczoły mają swoje kasty i każdy z owadów do czegoś przynależy. Jedne są od karmienia całego mrowiska (ula), inne od opieki nad larwami i jajeczkami, jeszcze inne są od obronności, czy sprzątania. Mrówki budują swoje mrowiska lepiej niż ludzie osiedla
Mają wentylację, nawadnianie, odwadnianie, a nawet hodowle różnych grzybków, czy mszyc. Doją je, jak ludzie krowy
To co my, ludzie uważamy czasami za bezładną bieganinę, ma swój sens i jest przekazywaniem informacji o większej ilości pokarmu, czy o zagrożeniu młodego pokolenia. Potrafią w ekspresowym tempie ewakuować wszystkie jajeczka i larwy z zagrożonego terenu. Rodzą się by pracować i pracują całe życie, aż do śmierci. Może dlatego, że większość z nich nie ma zdolności rozrodczych. Tylko praca im w głowie, bo nie znają seksu, ani relaksu 
Coś w tym jest.
A z tą organizacją – polecam lektury dla początkujących socjologów 🙂 Na pierwszym roku jest cała masa takich różnych tekstów, pomagających odróżnić zachowania społeczne mrówek, pszczół, czy termitów, od typowo ludzkich.
Właściwie to one są o wiele lepiej zorganizowane, jako społeczeństwa, ale nie chciałabym być mrówką.
Okazuje się , że mrówki znają sposób na forsowanie rzek . Łączą się odnóżami w ogromne plastry i zsuwają do koryta rzeki , a dalej , to już decyduje los gdzie wylądują na drugim brzegu .
Stary dowcip astronomiczny:
Lądujący na Księżycu Amerykanie zastają tam Chińczyków.
– Jak wyście się tu dostali? Przecież nie macie rakiet…
– Jeden na drugiego, jeden na drugiego .. i tak doszliśmy az tutaj…
W pewnym sensie jesteś mrówką, Jo. Pracujesz na okrągło… bez wolnego i urlopu. Może tylko nie masz „specjalizacji”, bo zajmujesz się wszystkim i jednokierunkowa nie jesteś
Nie słyszałam, Maksiu, o takim „pływaniu” mrówek. Logicznie rzecz biorą, cały taki „plaster” z mrówek, powinien pójść na dno.

Wiem tylko, że co jakiś czas niektórym mrówkom rosną skrzydła i lecą szukają miejsca na nowe mrowisko. Są to przedstawiciele wszystkich „kast społecznych”… Pszczoły też czasami się „wyrajają” i lecą szukać lepszych „pastwisk”…
Ale o „wodnym sposobie” szukania nowego miejsca do życia, to nic nie wiem… czy to aby nie jakaś podpucha
Plaster mrówek może się utrzymać na powierzchni dzięki napięciu powierzchniowemu wody – podobnie jak komaropodobne nartniki, ślizgające się po wodzie wyłącznie na cienkich, ale źle zwilżalnych nóżkach.
Nie wiem… nartniki, topiki, czy inne takie wodne (właściwie nawodne) stworzonka mają specjalny kształt „stóp”, pomagający im utrzymać się na powierzchni. I faktycznie wykorzystują one napięcie powierzchniowe wody. Ślizgają się, nie przebijając lustra. Mrówka jednak jest stworzeniem typowo lądowym. Jej nóżki są ostre i dlatego może się wspinać na śliskie powierzchnie. Nawet po pionowym szkle są w stanie łazić. To jest coś za coś.
Dlatego powątpiewałam w prawdziwość informacji. Z tym, że jeśli Maksio wie to na pewno, nie będę się spierać, bo znawcą nie jestem 
Proszę Państwa zauważyłem , że futro susła amerykańskiego , tak jakby było pierwowzorem flagi narodowej USA . Nasze susły , nie maja nic z patriotyzmu …..
Maksiu, suseł jest lamparci (a nie amerykański) i stąd te kropki, bo lamparty są kropkowane
Nasze polskie susły też mają kropki, tylko pasków nie mają. Po angielsku ten gatunek susła nazywa się „thirteen-lined ground squirrel”, czyli w wolnym tłumaczeniu „trzynastoliniowa wiewiórka ziemna”. Jak napisali u cioci Wiki, te kropki u niektórych osobników są tak gęste, że wyglądają jak kolejne paseczki. I u każdego susła jest ich 13. 
Patrzyłem na zwierzę bez okularów i może nie dostrzegłem szczegółów . Znam historię z wydarzenia w Anglii dot. opłaty za przewóz swinki morskiej . Finał był taki , że własciciel się powiesił , a konkluzja była taka , ze swinia jest zawsze swinią i nie ma znaczenia przymiotnik .
Nie znałam tej historyjki, ale wniosek jest słuszny
Miralko, i jak? Udało się odsprzedać Koryckiego z Żukowską? Puściło? 😉
Jedno puściło, uczepiło się drugie
Nie będę przecież co drugi dzień puszczała czegoś nowego… chociaż lubię piosenki w ich wykonaniu 
Heloł
A u mnie: deszcz padał całą noc.
Kot się wykłócał o wypuszczenie na dwór o świcie.
Potem pies – pies, który NIGDY nie szczekał – urządził awanturę domagając się wyjścia na siku.
BB przypomniał sobie, że nie ma kieszonkowego i uznał, że powinien zaprotestować. Stanowczo.
Mężowi nie chce się jechać po zakupy.
A Faretta chce pożyczyć odstraszacz na myszy, ale najlepiej z dowozem.
Wracamy do rzeczywistości.
Ooo, z dowozem. Kurczę, a jakbyś tak zaczęła wystawiać faktury za dowóz? Wobec bryndzy finansowej?
Oczywiście proponuję z przekąsem, ale wobec takiej rzeczywistości nie przychodzi mi do głowy nic lepszego.
Warto przemyśleć. Ale raczej wątpię, biorąc pod uwagę sześć lat żerowania na dowozach na wieś.
Teraz w sumie też było niejakie zdziwienie, że nie lecimy galopkiem z odstraszaczem w zębach…
Hmmm
Taka mi się nasunęła refleksja, czy Ty czasem nie rozpuściłaś rodziny? Wiem, że rodzina to rodzina, niemniej stopień roszczeniowości czasem wprawia mnie w zdumienie.
Co za pytanie? OCZYWIŚCIE, że rozpuściłam. To w ogóle nie tyle kwestia rozpuszczenia przeze mnie, ile emocjonalnego szantażu stosowanego przez nich przez jakieś cztery dychy. Albo robisz to, co chcemy, albo wylatujesz. To jest: sama spędzasz wigilię, nie masz do kogo iść na niedzielny obiad, nie pomożemy ci itd. Znaczy – i tak nie pomagali, ale takie pozory. A przez czterdzieści lat to każdemu można zrobić pranie mózgu.
Kochany, to że ja się wreszcie obudziłam i powiedziałam NIE, to jest największy cud świata. Sama się dziwię. Rodzina tym bardziej. Do tej pory nie mogą się otrząsnąć.
Współczuję, Jo
Kiedyś można było bić dzieci i dostawałam paskiem regularnie, ale jakoś to nie pomagało. I tak robiłam po swojemu
Tą przekorę mam do dziś i czasami zastanawiam się, jak moje szczęście ślubne ze mną wytrzymuje 
Mnie by takim szantażem nikt nie wziął. Na nakazy czy zakazy reagowałam przekorą i zawsze robiłam odwrotnie, niż tego ode mnie wymagano.
Dzień dobry. Około siódmej obudził nas SMS od Juniora, który grzecznie prosił o transport z osiemnastki kumpla w Bojanie. Pojechaliśmy tam więc, po drodze nabywając mu preparat 2KC
No a w drodze załatwiliśmy jeszcze przeróżne zakupy, więc poranek miałem, powiedzmy, wypełniony aktywnością.
Witajcie!
Ja już też po cotygodniowych zakupach. Na niebie i ziemi luj! A było tak pięknie…
Dzień dobry
Muszę jednak poczekać, aż małżonek wróci z pracy.
Ja jeszcze cotygodniowe zakupy mam przed sobą
Dziś też przylatuje Sara… będzie cały tydzień. Do następnej niedzieli.
A u mnie od kilku dni pogoda jak marzenie
W dzień cieplutko (najwyżej 26C, co upałem nie jest), a w nocy dużo chłodniej i możemy w ogóle nie zamykać okien
Taka pogoda mogłaby być cały rok!!! 
No proszę, pogratulować.
A ja na… jakiś czas wybywam. Jakby rano było mało atrakcji 😉
Ooo… to bym lubiła!
Dzień dobry 🙂 Huba wymiata Miralko, cudo 🙂 🙂
Huba Misiu jest piękna , ale moim zdaniem równie piękna jest kolorowa liszka . Huba być może osiągnęła już szczyt swojej urody , a liszka ma jeszcze wszystko przed sobą . Nie wiem jak ona to robi , że zawija się w jakiś welon , ucina długa drzemkę i kiedy się budzi – jest pięknym motylem , którego nie sposób skojarzyć z robakiem . Gdyby taka przemiana była znana człowiekowi …..
A ty Maksiu w jakiej postaci chciałbyś wyjść z kokona?
Trudne pytanie , ale jest pole do marzeń . Kolekcja motyli jest dość znaczna , może i w naszym gatunku dało by się coś zmienić np. z łysielca na chłopca z czupryną ?
Tylko z czupryną? A czemu nie z koroną jak żuraw, grzywą jak lew lub efektownymi płytami stegosaura?
Z koroną ? Nie , z koroną kojarzy się rządzenie , a ja nie umiem trzymać krotko za twarz …. Nie , muszę wymyślić coś innego…
Nooo do trzymania krótko to jednak trzeba mieć predyspozycje. Albo ćwiczyć. Latami. Trening czyni mistrza.
W życiu wszytko jest możliwe ….. wpadłem kiedyś przypadkowo na rozmowę telefoniczną dwóch znajomych z której dowiedziałem się , że jestem cięzkim frajerem , bo nie wziąłem pieniędzy za wykonaną pracę od jednego z rozmówców …..
Ale korona żurawia, czy pawia nie oznacza władzy
To tylko efektowna ozdoba.
Ja też nie nadaję się do rządzenia. Chyba mam w sobie za dużo empatii. Nie potrafiłabym karać (nawet jeśli robiłby to ktoś za mnie), ani nakazywać…
A koronę masz???
No nie mam Ukratku… gdzieś mi się zapodziała

Mnie podoba się wszystko, Misiaczku
Ta różnorodność w przyrodzie wręcz powala na kolana. Ile razy jestem w parku, czy lesie, czy nad wodą, chłonę te wszystkie cuda oczami i pełną piersią… bo każde miejsce ma też swój niepowtarzalny zapach… nawet jeśli jest to zapach gnijących w wodzie traw… 

Motyle, Maksiu są piękne, ale ich życie jest króciutkie. Nie wiem czy chciałbyś zamienić swoje na te kilka tygodni życia, które jest im dane. Tym bardziej, że składając jajeczka często strzępią sobie skrzydełka i już tak piękne nie są. Co prawda nie czują bólu, bo te skrzydełka nie są unerwione… utrata włosów też nie boli (jeśli odbywa się samoistnie)
Napisałem o liszce , bo jestem zdumiony procesem przemiany robaka w motyla ,który niczym nie przypomina jakim był ” brzydulą” Moim zdaniem ,ta przemiana zasługuje na miano ” cudu ”
Wiem, Maksiu. Takich „cudów” jest trochę więcej. Nie tylko u motyli… Matka Natura jest przebogata. A motyle są piękne
Kolorowych, Jo
Co do frajerów i kasjerów…
Jeszcze na studiach jechałem kiedyś pociągiem i trafiłem na drobną starszą kobietę z wielką walizką. Pomogłem jej wnieść walizkę do przedziału, wyrzuciłem na półkę. Pogadaliśmy. Była Polką, która dawno wyemigrowała do Danii, a teraz na emeryturze wracała na lato do rodzinnej chałupy pod Brzeskiem. W Brzesku również pomogłem jej z walizką, a ona uparła się płacić za przysługę – ponieważ odmówiłem, to już z peronu rzucała do mnie piątakiem. I nie to, że jej się przewalało – piątak wpadł na tory, więc czekała aż pociąg pojedzie, żeby go podnieść…
Najbardziej zabolało mnie to , że taka opinię wygłosiła osoba , którą uważałem za przyjaciela . Zawiodłem się ,ale przecież nie wszyscy są obłudnikami i warto być optymistą . Łatwiej znosi się nieuniknione życiowe zakręty ….
I tak trzymać Maksiu!!!


Warto być optymistą!!! Na świecie są i obłudnicy i ludzie szczerzy, uczciwi. Nie zawsze się na tych drugich trafi… Ból zawodu mija, a optymizm zostaje
Jak to mówiła Bożenka? Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, toż to nie piwo
Muszę powiedzieć, że rozumiem i Ciebie i tą starszą kobietę

Tobie pomoc osobie starszej wydawała się czymś normalnym, ona nie wiedziała jak Ci się odwdzięczyć. Podejrzewam, że ciężko by jej było samej się z tym bagażem szarpać.
Tylko opisana przez Ciebie sytuacja jest trochę inna niż te, o których mówiliśmy z Maksiem. Ty tej kobiety nie znałeś…
Ale boli, gdy ktoś, kogo uważasz za swego przyjaciela, wykorzysta Cię, Twój czas, Twoją pracę, czasami nakłady finansowe, a potem powie, że jesteś frajer, bo dałeś się wykorzystać. I jeszcze znajdzie powód, żeby się na Ciebie obrazić i zakończyć znajomość. To boli… i to bardzo. Szkoda, że nie leczy z frajerstwa
Bardzo dobrze, że nie leczy… wszyscy bylibyśmy już dawno „wyleczeni” w takiej sytuacji.
Ale czy bylibyśmy sobą?
Pewnie nie bylibyśmy sobą i dlatego uważam tak jak Ty – dobrze, że nie leczy
Kiedyś nakrzyczała na mnie, że pomagam starszej pani, a ona przecież i tak mi za to nie zapłaci. Trochę mnie tym wkurzyła, więc jej powiedziałam, że zapłaci. Zamilkła, a ja dopowiedziałam, że zapłaci wdzięcznym słowem i dobrą myślą o mnie. I mnie to wystarczy
Trzeba było widzieć minę tej wspólniczki…
Jakby żywą żabę połknęła 
Jak sobie pomyślę, że mogłabym być taka jak moja była wspólniczka, to robi mi się niedobrze
…doobryyy
Mąż wieczorem piekł szarlotkę. Pójdę sprawdzić, czy coś zostało
Witam ciepło i słonecznie :)))
Dzień dobry! Słońce co jakiś czas wygląda zza chmurek, a mnie czeka dzisiaj jeszcze trochę biegania, ale to za chwilę, po południu zaś mam nadzieję być, kwestia tylko jak wczesnym/późnym popołudniem.
Masz ci los. JUż się zaczyna bieganie, i to bez gwarancji, że jak się zaczyna wcześniej, to i wcześniej się skończy 🙁
Słoneczne Dzień Dobry!
Wreszcie nieco słońca między eleganckimi cumulusami.
Dzień dobry 🙂 Jedna trzecia ciężkiej pracy Miral została poświęcona kościołom . Jak widać , w Ameryce tak jak na całym świecie dba się o wygodę Opatrzności . Wyjątkową troskę o dobre samopoczucie bóstwa wykazuje cerkiew prawosławna obu odłamów i Islam . Ale przecież świątynie Buddy , tez ociekają złotem . Musi zatem istnieć jakiś związek między potrzebami wiernych , a potrzebą Opatrzności …..
Co do tego nie ma różnicy zdań. Wątpliwości dotyczą jedynie tego, kto kogo stworzył na obraz i podobieństwo swoje: Bóg człowieka, czy człowiek Boga?
Trzeba jednak przyznać , że nasza Opatrzność w Dekalogu zadbała o swoje interesy : Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną i pamiętaj , abyś dzień święty święcił . Nie ma tam jednak żadnego słowa o wystroju obiektów przeznaczonych do obchodów ” dnia świetego ”
To jest zawarte w sformułowaniu „na obraz i podobieństwo swoje”…
Legenda mówi ,że Bóg miał jednak partnerkę tylko była cholerną zołzą i stad decyzja o stworzeniu Adama . Pojawienie się Ewy ,to wyrównanie sił damsko – męskich . Adam za opieszałość i flirt z Ewą został wygnany z Raju . Siedząc zmartwiony na kamieniu u bram Raju dostał olśnienia i wstąpił do Armii Czerwonej ! Że co ? Że nie było wtedy Czerwonej Armii ? Armia Czerwona była zawsze , jest i będzie – tak mówi legenda……
Legenda ciekawa, Maksiu
Coś chyba w niej jest z prawdy
bo przecież w każdej legendzie jest ziarnko prawdy

Nie jedną trzecią, a jedną szóstą poświęciłam na Holy Hill
Pomijając religijne znaczenie tego klasztoru, to piękne miejsce. Pięknie położone i z pięknymi widokami, panoramą. I głównie dlatego tam pojechaliśmy.
Oczywiście wygodniej ma być tylko garstce, reszta ma za to płacić 
Według mnie to nielogiczne…
A co do potrzeb Opatrzności… wydaje mi się, że to ludzie wymyślają te potrzeby, żeby to im było wygodniej. Przecież duchy nie mają materialnych potrzeb
Logicznie rzecz biorąc… jeśli Pan Bóg stworzył wszystko, to stworzył również złoto, więc jaki jest sens dawać mu jego własność w prezencie?
Dzień dobry
Od razu wziął się za daszek na tylnym wejściem. Oczywiście pomagałam mu…Budowa w zasadzie zakończona
Zostało tylko daszek uszczelnić, żeby nigdzie nie zaciekał i mogę wychodzić na dymka nawet w deszcz. 

Wczoraj nie byłam na zakupach, bo małżonek wrócił z pracy o 19
Zakupy będziemy robili dzisiaj
Jestem, zaraz się obszerniej wypowiem, tylko ochłonę.
Zajrzę później, bo teraz czas jechać na zakupy
Mamy przecież gościa (gościówę), a w lodówce, szukając jedzenia, można sobie ręce odmrozić
No, może niezupełnie… ale na pewno pełna nie jest 
JEST pełna! Pustki egzystencjalnej
Wybiera się kto dzisiaj na dach oglądać księżycowe hopki?
Trochę późno się zaczynają…
Niestety…
Witajcie!
Księżyc widziałem ok. 4-tej – nic specjalnego, niczym nów, tylko nieco obrócony.
DD
Mam dość. Spałam 4 godziny. Nie dlatego, że księżyc oglądałam, tylko dlatego, że nie mogłam zasnąc do drugiej. A o szóstej normalne życie: kot na dwór, Kuba do szkoły, Jasiek się tłucze na schodach…
Dzień dobry. Zobaczymy, jak tam dzień się rozwinie, ale z obecnego rozkładu wynika, że nie wiadomo, czy dam radę w ogóle być jeszcze dzisiaj na Wyspie. Oby się udało, a teraz zmykam.
No chyba nas nie zostawisz bez dobranocki?
Witam Słonecznie :)))
Dobry wieczór 🙂 Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do dyskusji o mrówkach . Oglądałem film przyrodniczy na którym pokazano w jaki sposób mrówki przeprawiają się przez rzekę . Na skarpie łączą się odnóżami w plaster, o średnicy kilkudziesięciu centymetrów i zsuwają do nurtu rzeki . Jest to zatem dowód , że mrówki mają jakieś doswiadczenie w pokonywaniu przeszkody wodnej
Dobry wieczór. Wszystko, ale to wszystko załatwione, norma wykonana, poza tym czas – znakomity, jak na poranne obawy. Doprawdy wolę się mylić w tę stronę, niż odwrotnie!
Mam jeszcze pytanie do specjalistki od ” pierzastych ” Zauważyłem , że mazurskie sroki są prawie dwukrotnie większe od warszawskich .Czy istnieje może jakiś podgatunek srok ?
Zachciało mi się rano krakać, to teraz mam. Padł internet w całym domu i dobranocki nie będzie, chyba że zaraz włączą. Na razie piszę z telefonu, z komórkowego netu.
No żeż mać. Ruszyło. Jeżeli za chwilę jeszcze będzie OK, wrzucę dobranockę.
Witajcie!
A sporo obecnych ciężko zapracowanych! Wstawcie choć jedną mordkę co jakiś czas!
To ja
Dzień dobry! To ja już dzisiaj nic nie zapowiadam, zobaczymy, jak się sytuacja w ciągu dnia rozwinie, ale w tym celu faktycznie muszę pozasuwać. Pojawię się, gdy tylko to będzie możliwe.
Ogólnopolskie DzińDybry :))
Dzień dobry
Już od 18 (czyli zaraz po powrocie z pracy) pachniało mi łóżeczko. Wytrzymałam do 19:30… Ciśnienie gwałtownie spadło i pewnie dlatego byłam tak nieprzytomna. Dziś o 4 pobudka
Doleżałam do 4:30 i doszłam do wniosku, że muszę wstać, bo inaczej cały dzień będę jak połamana. No to wstałam
Do pracy wyjeżdżam o 8… Ale przynajmniej zrobiłam sałatkę z tuńczyka, którą miałam zrobić wczoraj 
Wczoraj padłam jak kaczka po strzale
Tuńczyk się ucieszył ??? One zawsze mówią zjedz dzisiaj co miałeś zjeść jutro, zrób jutro to co miałeś zrobić dzisiaj, będziesz miał dwa dni wolnego :))
Nie wiem na ile radosny był ten tuńczyk… był zapuszkowany, a ja go uwolniłam
Więc chyba się ucieszył?

Takie życie… 

Z tym wolnym, to różnie bywa. Nie mogę zrobić jutro, tego co mam zrobić dzisiaj, bo praca przeciągnęłaby się ze środy na czwartek, a w czwartek też nie mam wolnego. Także wolę zaczekać na dwa dni wolne, czyli sobotę i niedzielę
Dziś i jutro mam przechlapane. w planach po 12 godzin poza domem
Lecę, miłego dnia wszystkim życząc
I tak w skrócie.

Też ostatnio jakoś więcej śpię i nie wiem dlaczego
Jakieś przesilenie jesienne czy cóś?
A może dość gwałtowne zmiany ciśnienia atmosferycznego? I też mam nadzieję, że jeszcze trochę i mi przejdzie… nie chcę przespać reszty życia!!! Jest jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia i tyle rzeczy do obejrzenia (o pracach domowych nie wspominając)

Księżyc oglądaliśmy z przerwami, bo częściowo zasłaniały go chmury. Był czerwoniutki…
Co do mrówek. Jeśli Maksio widział je na filmie, nie zgłaszam żadnych zastrzeżeń. Jak pisałam, specjalistą nie jestem, a przyroda swoje prawa ma, nie zawsze zgodne z naszą logiką
Bożenko, możemy sobie podać rączki
Hej, to ja. Żyję. Ograniczam kompa. I zaraz idę się trochę rozerwać. Znaczy: poćwiczyć przed jutrem
Żyję, praca ma się ku końcowi, będę wieczorem!
Maksiu, łap gołąbka!
Próbuję drania złapać ,ale wymyka się i bawi się ze mną . Może trzeba przekręcić ten nowy klucz ??
posłałem na vp… jeszcze raz z innego mojego konta…
Przykro mi , ale nic nie przyleciało . Próbowałem wstukać dokładnie treść polecenia , ale kreator odrzucił
Jakiego polecenia? Może moje maile trafiły do spamu?
Nie otrzymałem żadnego maila , to wstukałem : Maksiu, łap gołąbka ! jako propozycję hasła -klucza .
Napisz do mnie maila, jeśli łaska…
Są kłopoty ,bo zmieniłem sprzęt i nie mam Twojego adresu
Znalazłem adres .Wysłałem maila . Przepraszam za zamieszania
Posłałem odpowiedź, nawet dwie (roztrzepanie..)
Wszystko się znalazło . Dziękuję
A może i teraz się przez chwilę uda? Tyle że nie ze swojego komputera. Czy można powiedzieć, że komputer jest nieswój, nie przypisując mu ludzkich emocji???
Dzień dobry. Dzień się zaczyna po pierwsze wcześniej, po drugie – jeszcze zobaczymy. Lecę do pracki…
Witajcie!
Ostatni dzień września… Hmmm… Może coś zasugeruję?
Nie da się ukryć. Ja dziś jestem podatna na sugestie…