« W sprawie zakonu o.o. regulantów Ballada o trzęsących się portkach »

Wielkie i małe ryby

– Z drogi, parchu! – wchodzący do gospody mężczyzna w pysznym stroju nie ma najmniejszych skrupułów. Z rozmachem kopie obszarpanego żebraka, który nie dość szybko odczołgał się na bok. Elegant wybucha chrapliwym śmiechem i rozgląda się zwycięsko naokoło, jak gdyby rzucał wszystkim obecnym wyzwanie. „No? Który pierwszy?” Nikt nie podejmuje rękawicy. Nawet w przyćmionym świetle latarni goście – ci trzeźwi i ci pijani – doskonale widzą wielkie pomarańczowe „T” na czarnej bluzie eleganta. To ogłoszenie i ostrzeżenie, znak cechowy i symbol dumy, wspólnej dla tych, którzy go noszą. Telepatów.
Ostatnia wojna nie cofnęła nas w rozwoju aż tak, żeby następna miała odbyć się na maczugi, ale niewiele brakowało. Twórcy literatury postapokaliptycznej pomylili się tylko nieznacznie: promieniowanie i epidemie w istocie sprawiły, że pojawiło się wiele mutacji. Tyle tylko, że większość ze zmutowanych istot nie była zdolna do życia na Ziemi. Większość nie, ale niektóre – owszem, i to całkiem nieźle. Telepaci należeli do nielicznej mniejszości, radzącej sobie w świecie przemocy znakomicie. No cóż, najlepszy miecz i szermiercze umiejętności, najmocniejsza kusza i znakomite oko nie pomogą, kiedy przeciwnik czyta ci w myślach. A kiedy umie zmienić ich tok… Najsilniejsi z nich potrafili i to. Niejeden napastnik rzucał z wrzaskiem broń na widok ognia tańczącego mu na ramieniu lub wielkiego węża-dusiciela, owijającego się naokoło nóg.

Nie wszystkim telepatom chciało się tak bawić, najczęściej ten, który próbował ich ograbić, w ułamku sekundy tracił przytomność i budził się po dłuższym czasie… przywiązany do drzewa tuż obok mrowiska, albo na środku stawu pełnego aligatorów. Nic więc dziwnego, że chętnych szybko zabrakło. Telepaci zaś szybko urośli w siłę, odnaleźli swoich wśród zgliszcz społeczeństwa i połączyli w nową kastę panujących. Żadni to zresztą byli panujący, raczej pasożyty, bo czerpali tylko korzyści, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności.

Tak jak ten, który teraz wkracza na środek sali, zakłada dłonie za szeroki pas i przez chwilę stoi bez słowa, marszcząc brwi. Wiemy, że skanuje umysły obecnych, szukając zagrożenia: słów lub tylko buntowniczego nastroju… Ale nie – nikt nie pozwala sobie na podobną niesubordynację. Starsi mamroczą modlitwy, młodsi starają się myśleć o czymś kompletnie nieistotnym, byle tylko zająć mózg, byle nie podpaść temu, który potrafi czytać w myślach. Ja też wciskam się głębiej w kąt tu, gdzie siedzę, tak, by tamten nie zauważył, że coś się nie zgadza.

Kończy, uśmiecha się pogardliwie – tak go bawi ludzki strach. Podchodzi do baru, pstryka palcami, karczmarz zaś usłużnie podsuwa szklanicę pełną najlepszego bimbru. Telepata wychyla ją, przymykając z lubością oczy, odstawia pustą na blat i wyciera usta wierzchem dłoni.

– A teraz przyprowadź tu swoją córkę. Wiem, że zamknąłeś ją w pokoju od tyłu. Ładna chociaż? Pokaż, zobaczymy, czy warto się z nią zabawić przy wszystkich!
Teraz w postaci gospodarza nie ma już usłużności. Facet trzęsie się z gniewu, lecz telepatę bawi jego opór. – No, nie daj się prosić, staruszku! Z karczmarza żaden staruszek, raczej wielkie byczysko z łapami jak cepy. Mimo to świetnie wie, że nic nie wskóra, uderza więc w błagalny ton: – Panie, władco, toć to jeszcze dziecko, szesnaście lat! Tamten wybucha szyderczym śmiechem. – Dziecko! W zeszłym miesiącu sam przyłapałeś ją, jak gziła się z chłopakiem! Poza tym szesnaście lat to doskonały wiek, żeby zacząć się kształcić w ars amandi. Zmienia ton na rozkazujący: – Dawaj ją tu!

Miejscowi z rozdziawionymi gębami patrzą, jak karczmarz z ociąganiem zmierza na zaplecze. Widać, że w ich umysłach gniew miesza się z ciekawością – jakże to będzie, co pokaże karczmarzówna? – a telepata już się oblizuje na myśl o młodym ciele. Teraz jest doskonały moment, żeby wkroczyć. Zamykam oczy i budzę bestię, czarną istotę, ukrytą w najdalszych zakamarkach mojego umysłu. Przyszła do mnie dawno, dawno temu i oznajmiła, że zamieszka w mojej głowie. Nie pożałujesz, szeptała kusząco, obdarzę cię mocą, której nie ma nikt inny na świecie, mogę być tylko z tobą, przydam ci się, uczynię cię niezwyciężonym… Zgodziłem się, a wówczas czarna, bezkształtna masa, istniejąca tylko na płaszczyźnie wyobrażeń, w abstrakcyjnym świecie myśli, znalazła się nagle we mnie, w miejscu, które czekało tam na nią od lat.

Istota rzuca się naprzód i przejmuje nade mną kontrolę. Nie opieram się, wiem, że tak trzeba, to za chwilę minie. Wyczuwam, że telepata odkrył naszą obecność i zamarł, zaskoczony. Sięga myślą ku mnie, najpierw próbując nakazać, żebyśmy się nie wtrącali, a potem uderza z całą siłą, usiłując nas zniszczyć, wymazać z mojego umysłu całą świadomość. Tylko o to mi – nam – chodziło! Im silniejsze połączenie telepatycznym mostem, tym łapczywiej bestia wgryza się w jego jaźń i po kilku sekundach zaczyna ją wysysać. Wiem, że goście w karczmie, zaskoczeni, wpatrują się z oczekiwaniem w telepatę, który zastygł na swoim miejscu przed barem z napiętą twarzą, nie wiedząc na dobrą sprawę, co się z nim dzieje. Milczy, więc pewnie coś knuje?

Nie, nic już nie knuje, teraz skupia się tylko na tym, żeby przeżyć. Nie uda mu się to. Czarna istota wciąga go w siebie, w nicość, gdzie umysł wiruje w próżni bez wymiarów, rozpaczliwie szukając punktów odniesienia, jakiegoś wyjścia z matni, aż po kilku chwilach, które złapanemu wydają się eonami, rozpuszcza się całkowicie, znika, oddając swoje wspomnienia, doświadczenia, uczucia polującemu drapieżnikowi. Na zwykłych ludzi to nie działa – moja wewnętrzna bestia potrzebuje połączenia, które nawiązują tylko telepaci, tacy jak ten, który teraz usiłuje złapać blat baru, żeby ustać na nogach… Już wiem, że nic z tego. Dłonie kurczowo zaciskają się w powietrzu i oto niezwyciężony, budzący strach władca umysłów zwala się na zakurzoną podłogę jako roślina, ciało bez umysłu, któremu pozostały tylko najprostsze odruchy.

Ten, kto pierwszy rzuci się na to, co pozostało z telepaty, i zada decydujący cios, wyświadczy mu tylko przysługę. W tym świecie nie ma już urządzeń ani środków, żeby podtrzymać życie w ciele bez świadomości, a nawet gdyby były, to nikt nie potrafiłby mu jej przywrócić. Wygasła, zniknęła, pożarta przez czarną istotę, mieszkającą w moim umyśle. Pierwszy reaguje karczmarz. Doskakuje do ciała, sprawdza puls, otwiera powieki, odsłaniając białe, wywrócone oczy, po czym z dziką satysfakcją łapie za olbrzymi tasak… Nie widzę, co dzieje się potem, widok zasłaniają mi gapie i ci, którzy uznali, że gospodarzowi należy pomóc. Nie interesuje mnie to, widziałem i czułem już dość.

Wychodzimy z karczmy, to znaczy wychodzę z niej sam, bez słów i gestów gładząc bestię po nieistniejącym grzbiecie. Przeciąga się mentalnie, przysiągłbym, że słyszę w głowie pomruk zadowolenia. Oboje czujemy się nasyceni. Tamten miał potężną, bogatą osobowość, która starczy czarnej istocie na długo. Idę przed siebie, nogi prowadzą mnie same, nie dbam o to, dokąd. Ściskam w kieszeni zielony kamyk na szczęście. Wiem, że gdziekolwiek pójdę, będą ludzie, a gdzie są ludzie, tam prędzej czy później pojawią się również telepaci. Będę tam, cierpliwie czekając, by spuścić ze smyczy drapieżne stworzenie, drzemiące teraz w moim umyśle.

Pójdziemy przez świat, przypominając rzekomo niezwyciężonym, że jest ktoś, kto w łańcuchu pokarmowym stoi ponad nimi. Tylko czasem dopada mnie natrętna myśl, której nie potrafię się pozbyć: co będzie, gdy moja bestia napotka godnego przeciwnika? Wtedy gdzieś z dna umysłu pojawia się leniwe, beztroskie przeczucie, że nie nastąpi to szybko. Jeszcze nie teraz.

 

_________
Tekst chroniony prawem autorskim, opublikowany na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

229 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry na nowym. Pomysł sensacyjno-wakacyjny, w sam raz na sezon ogórkowy, dający się streścić w zdaniu „Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”

    Wink1

    Dojrzewał przez dłuższy czas, aż okazało się, że już można zerwać. Smacznego!

  2. Tetryk56 pisze:

    Szacunek, Mistrzu Q.!
    Służąc bestii, zyskujemy ograniczone gwarancje bezpieczeństwa. Niestety, zawsze ograniczone…

  3. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry raz jeszcze ! to jest fascynujące Mistrzu Q. i aż się Poklon prosi o rozwinięcie. 🙂

    • Wiedźma pisze:

      „Czarna bestia ” jest budzona, więc nie do końca włada umysłem bohatera 🙂

      • Quackie pisze:

        No, stosunek między bohaterem/ narratorem a pożeraczem (telepatycznych) umysłów to jest raczej symbioza niż pasożytnictwo.

  4. Jo. pisze:

    Cóż – każdy czas potrzebuje swojego wiedźmina. Ostatecznie lepszy wiedźmin, niż nawiedzony 😀

    Bardzo fajna opowieść. Mam nadzieję, na ciąg dalszy.
    Approve

    • Wiedźma pisze:

      Witaj JO !!Zdecydowanie lepszy wiedźmin ! Taki jak Geralt? nie do końca maszyna do zabijania potworów ?

  5. Quackie pisze:

    Bardzo się cieszę, że się podobało, ale wydaje mi się, że postać bohatera/ narratora nie ma takiego potencjału jak wiedźmin – w końcu jego zdolność ogranicza się do kasowania telepatów, ze zwykłymi ludźmi nie ma powodu zadzierać, a ile można pisać o telepatycznych potyczkach, które – w tym świecie – wyglądają z grubsza tak samo?

    Poza tym znacie mój stosunek do ciągów dalszych – niewiele ich powstało.

    • Wiedźma pisze:

      Ojjj, wiemy, wiemy, że tylko pan Ignacy był w kontynuacji. Bardzo sie za nim stęskniłam Chlip

      • Quackie pisze:

        No, nie tylko, jeszcze agent Nowak i świat cesarsko-królewskiej arystokracji. Ale pan Ignacy najbardziej wyrazisty. Wróci, kiedy się wszystko wyprostuje, na pewno.

        • Wiedźma pisze:

          Nieustająco czekam, a słusznie piszesz, że pan Ignacy jest postacią wyrazistą. Nowak i świat cesarsko-królewski nie trzyma sie tak dobrze pamięci. Mojej, rzecz jasna Wink

    • Yo la pisze:

      Czy rycerze mają branie, that is the question. Celowo częstochowsko pofrunąłem, bo przecież mają – głównie u (uuu… niedostatek…uuu…) Księżniczek. Albo w książkach, ale tylko w bardzo dobrych, jak to opowiadanie zresztą, wystarczy spojrzeć na podpis.
      Dzięki, czyta się, wiadomo, dzień dobry.

  6. Quackie pisze:

    Niestety muszę wybyć na chwilę, potem mam gości… trudno powiedzieć, do kiedy :/

  7. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dobre popołudnie

    Moje gratulacje. Bardzo dobry tekst a rysunek Breugla na zakończenie wręcz REWELACYJNY!
    Poklon

  8. Quackie pisze:

    Kochani, nie wiem, czy z powodu burzy właśnie nie trafił szlag głównego komputera w domu, a zanim się nie skończą błyskawice i przepięcia, widoczne choćby przez przygasanie lamp ,nie będę próbował go włączyć. Na razie piszę z telefonu.

  9. Quackie pisze:

    A w ogóle to tekst za szybko opublikowany i należy się jeszcze gruntowną przeróbka stylistyczna (o tempora, o mores, o powtórzenia!). Po burzy wszakże.

  10. Jo. pisze:

    Ja też lulu

  11. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  12. miral59 pisze:

    Przeczytałam tekst kilka razy. Jakiś wydał mi się krótki Wink
    Mistrzu Q to jest wspaniałe opowiadanie!!! Brawo! Poklon Brawo! Za pierwszym razem przeczytałam jednym tchem, a potem tylko się delektowałam Happy-Grin Cudo!!!

  13. Alla pisze:

    Dzień dobry… No jak nic, w mojej głowie siedzi uśpiona bestia. Czasem się budzi, ale niemrawa jakaś… bo nikt trupem nie pada. A szkoda /żeby nie było, to ja nikomu źle nie życzę!/. Niechby się chociaż skręcił. Ze wstydu, na ten przykład Wink
    Słomiane wdowieństwo służy Mistrzowi Q. / nie bij, tłumacz/ Happy-Grin
    Może jeszcze pociągnie temat?? Angel
    Jakby co – od poniedziałku jestem na urlopie. Teoretycznie.
    Spokojnego dzionka i zmykam Bye

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry, dziękuję. Służy? Być może. Na pewno się nie nudzę, bo rzeczywistość zapewnia nieustający potok rozrywek, a właściwie „rozrywek”.

  14. miral59 pisze:

    Nie mam głowy do tytułów, ani autorów, ale ta czarna… nie wiem jak to nazwać… „istota”(?), przypomina mi jedno opowiadanie, które kiedyś czytałam. Tam „zdobywca kosmosu” dostaje od kosmitów „prezent”. Nikt z ludzi nie jest w stanie wytrzymać jego obecności. To „coś”, co z niego emanuje wzbudza w innych nieopanowany wstręt. Bohater zaszywa się więc w opuszczonym labiryncie… Wyciągnięty z niego niemal na siłę (przy użyciu „łagodnej perswazji”) oddaje to „coś” kolejnej misji pozaziemskiej, z którą żaden człowiek nie mógł sobie poradzić… po czym wraca do swojej samotni…
    Pamiętam, że kiedyś na Wyspie mogliśmy przeczytać fragment tej powieści…
    Ten sam motyw… Coś co przyszło z kosmosu i było z zasadzie złe, pomaga przełamać zło…

  15. miral59 pisze:

    Już nie kontaktuję i czas mi najwyższy do łóżeczka Spanko
    Miłego środowania się życzę Buziaczki

  16. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry

    Zapraszam na tradycyjną filiżankę kawy 😉
    expresso
    Może być espresso na szybkie rozbudzenie Delicious

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Za oknem deszcz, budynki nadal nagrzane i duszne, ale ogólnie jest fajnie – zwłaszcza z perspektywą kawy! :Mniam:

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry. To znaczy na razie niestety wcale nie, ok. 6:30 a potem 7:00 budziły mnie głuche telefony, wściekłem się niemożebnie.

    Kawa bardzo wskazana. Jak to pisała Szymborska?

    Kawa
    Radość dawa
    Lecz gorzała
    Lepiej działa.

    Pozwolę sobie nie zgodzić się, przynajmniej rano wolę kawę.

  19. Jo. pisze:

    Chwilowo spokój. Żale wylałam tam, gdzie zawsze, i teraz ze spokojem mogę wstawić krupniczek dla potomstwa i iść do ogrodu zastanawiać się, co mi, do diabła, zżera jałowce??? Nigdy nie miałam problemu z jałowcami, a tu mi drugi idzie w cholerę. No jak ja tego nie lubię Angry

    O, lawendę pościnam… Może jakieś badyle przesadzę, bo ten mój ogródek weryfikacji wymaga. Koncepcyjnej.

  20. Wiedźma pisze:

    Dzie dobry ! Delighted Powiadają, że nie ma ludzi Wink1 zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Zmieniłam sobie lekarza rodzinnego i wyszłam od miłej pani doktor z plikiem skierowań na różne badania.
    Rozumiem, że to jest dowód rzetelności pani doktor, ale szczęśliwa nie jestem.
    No to kawa raz : Kawa1

    • Quackie pisze:

      Mnie też to czeka w najbliższym czasie (znaczy wizyta u rodzinnego :-/ )

      • Wiedźma pisze:

        Autoironicznie zacytuję znów Barańczaka : „Kłopot ze starością, na prawdziwe życie jest już za późno”. A Tobie? ” Kłopot z wiekiem dojrzałym, na prawdziwe życie nie ma czasu, bo trzeba zarabiać na życie „. !

        Prawda to czy fałsz? Happy-Grin

  21. Jo. pisze:

    Pamiętacie kurs po holter dla Jaśka?
    Dzwonimy dzisiaj z pytaniem o wyniki. Pani doktor A – lekarz prowadzący, u której byliśmy na wizycie kontrolnej i która zleciła holter, jest na urlopie. Kazała nam się zgłosić, do pani doktor B, która miała holter opisać. Pani doktor B zdziwiona. Ona w tym tygodniu nie opisuje holterów, tylko pani doktor C, której już nie ma, bo poszła do domu.
    Czy nasz holter w ogóle został przez kogoś opisany?
    Jakie są wyniki 24godzinnego badania?
    Czy z Jaśka sercem wszystko jest OK? A jeśli nie – to co nie i co dalej robimy?
    Zostańcie z nami! Jutro ciąg dalszy telenoweli „Z medycyną nie wygrasz”.

    • Quackie pisze:

      Zaraz po aspekcie zdrowotnym, znaczy pacjencie, najgorszym aspektem tej sprawy jest rozmywanie się odpowiedzialności, bo jak widać – odpowiedzialnych nie ma. A gdyby ktoś konkretnie odpowiadał za to (doktor A za skierowanie do B i/lub niezawiadomienie B, że ma opisać ten holter, i/lub nieskojarzenie, że w tym tygodniu robi to dr C ALBO dr B za nieprzekazanie tego obowiązku dr C, albo jeszcze jakoś inaczej), to może można by tę odpowiedzialność wyegzekwować. Gdyby w ogóle się to robiło tu i teraz, przy takiej służbie zdrowia.

    • Tetryk56 pisze:

      Bajeczka o orzeszku…

    • Jo. pisze:

      Jeśli mojego męża szlag trafił po tej rozmowie, no to sobie wyobraźcie.
      Robimy dwa kursy do Łodzi – po holter, i potem oddać aparat. Dziecko jest prowadzone przez nich od 3 lat, po operacji, wykrywają nieprawidłowości, nam się robi ciepło w gaciach, za przeproszeniem, a teraz: „Holter? Jaki holter? Ale że my mieliśmy odczytać? Taaa?”.
      A jest pan pewien, że nie chodzi o Zieloną Górę?

      Przecież ja tu na szpilkach siedzę i czekam na ten wynik! Może znowu powinniśmy użyć rodzinnych koneksji? No ręce opadają.

  22. miral59 pisze:

    Zachmurzone dzień dobry Happy-Grin

  23. Quackie pisze:

    No i proszę, ledwie wyszedłem, żeby zamontować bagażnik na samochodzie, a lunęło. Zdążyłem na styk.

  24. Jo. pisze:

    Żegnam się na dzisiaj. Za dużo emocji. Wykończyły mnie.

  25. Quackie pisze:

    Mać-żeż!

    Burza. Wybywam z Wyspy i wyłączam kompa, mam nadzieję, że wrócę jeszcze dzisiaj.

  26. Quackie pisze:

    No, wygląda, że się uspokoiło, bo wcale nie wygląda (bo jest ciemno).

  27. Wiedźma pisze:

    Nie, to co Jo pisze jest wręcz niewyobrażalne. Poszłabym z tym do ordynatora, bo to skandal.Ktoś jest przecież lekarzem prowadzącym Jaśka ? Shout

    • Quackie pisze:

      Ha. Kwestia odpowiedzialności, o której pisałem wyżej. Po pierwsze, każdy z lekarzy (A, B, C) może twierdzić, że to wina/ odpowiedzialność któregoś z pozostałych, co więcej, może to twierdzić bezkarnie. Po drugie, nawet gdyby ktoś (np. ordynator, dyrektor szpitala) arbitralnie stwierdził, że odpowiedzialność ponosi A, B lub C, Jasiek (lub dowolny pacjent) miałby w przyszłości u tego lekarza przerąbane.

    • Tetryk56 pisze:

      Za podsumowanie stanu obsługi można wszak polecieć z ordynatury… a nie każdemu pomoże pani premier!

    • Jo. pisze:

      No właśnie lekarz prowadzący pojechał na urlop i nikt nic nie wie. Burdel totalny.

  28. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    My, południowcy, mamy słoneczko i perspektywę gorącego dnia. A w taki dzień kawa też dobrze robi! Kawa2

  29. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Ponieważ Krzysztof już nakreślił sytuację pogodową w tych okolicach, ja sobie daruję. Koniecznie muszę wypić kawę, miłe towarzystwo doda jej smaku!

  30. Jo. pisze:

    Heloł. Spaaać! Tears

    • Quackie pisze:

      No chyba raczej wstaaać?

      Znaczy sugerujesz, że noc NIE była spokojna?

      • Jo. pisze:

        O rany… męczyłam się do 5tej. Potem o 7.00 kot darł się pod moimi drzwiami. A teraz mam piękną migrenkę i chęć wymordowania połowy ludzkości. A nie mogę, bo muszę dokończyć konfitury… Nie mam czasu na roz-rywkę 😉

        • Quackie pisze:

          Zgłoś to do organizacji zajmującej się prawami człowieka, do nich zdaje się można zgłaszać pozbawienie snu jako torturę naruszającą te prawa.

          • Jo. pisze:

            Tylko kogo powinnam skarżyć?

            Podobne refleksje nachodzą mnie z okazji dzieci. Znaczy dawniej nachodziły częściej, więc albo te dzieci się ucywilizowały, albo ja znieczuliłam. Bo są różne organizacje ochrony praw dziecka – również przed rodzicami. A kto obroni rodziców przed dziećmi?
            Wink Worry

        • korab1 pisze:

          Nec Hercules contra confitures :)))

          • Jo. pisze:

            Sama prawda.

            • Wiedźma pisze:

              Zrobiłam truskawki i morele metodą żekfiksu i tylko powidła jeszcze usmaże. Ale najpierw muszą dojrzeć węgierki. Że żelfix jest chemiczny ? Ba, a co nie jes Wink t.

              • Jo. pisze:

                Ja robię dżemy z pektynami, bynajmniej nie ekologicznymi. Jak zobaczyłam różnicę między wygotowanymi na śmierć truskawkami, a zachowującymi piękny kolor tymi z pektyną, to przestałam zawracać sobie głowę.
                Ostatecznie nie jemy dżemów kilogramami, a w domowych przynajmniej wiem, co jest.

  31. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Dopadły mnie skutki lenistwa, już od jakiegoś czasu zbierałem się by odkamienić ekspres. Dzisiaj pyknął, pstryknął i nie nakapał. Trzeba chyba zawieźć do serwisu. Znowu kawa plujka:))

  32. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Delighted A ja mam ulubioną porę roku tzn. wieje i leje 🙂 Aby do wiosny ! Worry

  33. Wiedźma pisze:

    Kawa1 duża kawa! Na dziś porządki domowe ? Znowu wsiąknę w jakąś książkę 🙂

  34. Jo. pisze:

    Słuchajcie… ja nie wiem już czy się śmiać, czy co…
    Dr C powiedziała, że nie ma czasu odczytać holtera, bo ma bardzo dużo odczytów z oddziału. MOŻEMY się dowiadywać w przyszłym tygodniu. Ale bez gwarancji.
    To ja mam takie pytanie: po cholerę na cito była ta cała akcja z holterem i nasze dwukrotne jeżdżenie do Łodzi???

    • Quackie pisze:

      Pardon, jak to jest – bo nie mam jasności jako laik: czy TYLKO w TYM szpitalu TA konkretna osoba może odczytać tego holtera? Czy też DOWOLNY odpowiednio wykształcony kardiolog w DOWOLNYM szpitalu mógłby to zrobić? Czy chodzi o biurokrację – ten holter z tego szpitala może być odczytany tylko w tym szpitalu i żadnym innym (bo prawo, bo obyczaj, bo tak)?

      • Jo. pisze:

        Tak, bo to był ICH holter.
        Gdybym wiedziała, jak to będzie wyglądać, to w cholerę – poszłaby w Warszawie i zrobiła za 150 zł.

        • Quackie pisze:

          Przychodzi mi do głowy parę dalszych pytań, ale są czysto teoretyczne, zwłaszcza w tej sytuacji, więc sobie daruję.

          A praktycznie chyba bym jednak uruchomił tę kuzynkę czy tam chrzestną stryjenkę. Pal licho skrupuły.

    • miral59 pisze:

      Faktycznie… jak się czyta co Ci się przytrafiło, to nóż się w kieszenie otwiera i same nieparlamentarne słowa przychodzą do głowy Angry Przypomniało mi to jak ponad 30 lat temu znaleźli u mnie guza. Lekarz prowadzący kazał natychmiast kłaść się do szpitala i wycinać. Miałam wtedy małe dziecko i trochę mi było nie na rękę. Ale jak mus, to mus. Spakowałam wszystko, co w szpitalu potrzebne i poszłam raniutko na onkologiczną izbę przyjęć. A tam mi powiedzieli, że ma miejsc i może zgłoszę się za miesiąc, to wtedy będzie lepiej… a najlepiej, to żebym dowiadywała się telefonicznie jak z tymi miejscami jest… Wściekłam się, bo jeden mi mówi, że to wymaga natychmiastowej operacji, a tu mi mówią – może za miesiąc? Wróciłam do domu i już więcej tam nie poszłam Wink Niech się ukąszą w odwłok i to kilka razy. Conceited A guza usunęłam ok. 6 lat później i to w swoim szpitalu. Na onkologię nie chciałam więcej iść.
      Także może i z tym holterem, to nie było aż takie pilne i niepotrzebnie Was denerwowali. Co nie zmienia faktu, że takie postępowanie z odczytaniem wyniku jest nie do przyjęcia!!!

  35. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    I to słoneczne dzień dobry Delighted Słońce świeci całym niebem, na razie 23C, czyli może być Wink Później ma wzrosnąć do 32C, czyli nie do końca może być, bo trochę za ciepło Weary Planowałam prace ogródkowe, ale nie wiem czy się wezmę. W pełnym słońcu, przy takiej temperaturze, to samobójstwo Amazed I tak już jestem obrzydliwie opalona (ciągle zapominam o filtrach przeciwsłonecznych), także nie mam ochoty na dalsze zaciemnianie skóry Weary

  36. miral59 pisze:

    A tak w ogóle, to wczoraj synek kupił sobie samochód (w końcu) i nie muszę się zastanawiać jak biedactwo dojedzie do pracy Happy-Grin Tym bardziej, że od poniedziałku zaczyna nową pracę i nie miałby kto go wozić. A że będzie zaczynał o 6 rano…
    Wink

    • Jo. pisze:

      I to jest dobra wiadomość!

      • miral59 pisze:

        Dobra wiadomość Happy-Grin A co najśmieszniejsze… Synek planował, że kupi jakiś używany, starszy samochód, bo na nowy go nie stać. A dowiedział się, że taki nowiutki z pożyczką na 0%, wychodzi niewiele drożej niż ten używany Overjoy No to kupił ten nowiutki, prosto z fabryki. Samochód miał raptem 14 mil przebiegu… Synek jest zachwycony, bo autko ma całą masę bajerów, chociaż jest to podstawowa wersja. Chyba nie pisałam, że jest to Toyota Corolla… biała… jak tatusia. Tylko tatuś kupił pięcioletnią Corollę Wink Happy-Grin bo nie było go stać na nową Overjoy Brawo synek!!!

  37. miral59 pisze:

    Dodam jeszcze, że w nowej pracy ma zarabiać trzy razy więcej niż w tej i może w końcu się usamodzielni. Czas mu najwyższy i pora… we wrześniu skończy 30 lat… Worry Wink

    • Wiedźma pisze:

      Mirelko – to po trosze wina rodzicieli, znam to z autopsji Wink
      Synka wyprowadziłam z domu, ale mieszkanie dostał 🙁

      • miral59 pisze:

        Po trosze tak, Wiedźminko Ashamed
        Nasz syn mieszkania nie dostanie Wink Happy-Grin Może sobie wynająć Happy A jeszcze jak jego dziewczyna – Sara przeprowadzi się z Portland (Maine), to będą mogli zamieszkać razem i coś wspólnie wynająć. I jeśli mam być szczera, to właśnie na to liczę Happy-Grin
        I wcale nie chodzi mi o to, że syn w domu mi przeszkadza Pleasure Jak dla mnie, to mógłby mieszkać. Tylko dla niego to nie jest dobre. On nawet nie wie ile co kosztuje… ile kosztuje utrzymanie domu. Jak będzie musiał sam wszystkie rachunki opłacić, nauczy się prawdziwego życia, a nie wiecznie pod kloszem…

  38. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Wróciliśmy z Juniorem z kina, tak się rozbestwiliśmy w wakacje, a co! Dzisiaj animacja – „W głowie się nie mieści”, czyli film o emocjach, dość spersonifikowanych.

  39. Jo. pisze:

    Kochani – idę spać. Mam tylko nadzieję, że obudzę się dopiero rano, a nie w środku nocy 🙁
    Miłego wieczoru!
    Misio lulu

  40. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Z uśmiechem zaczynam nowy dzień Delighted
    Dziś opowiedziałam małżonkowi swoje plany na weekend i chyba troszkę się wystraszył Wink Happy-Grin
    Przez te ponad 30 lat powinien się przyzwyczaić do moich pomysłów…
    Postanowiłam zrobić porządek z truskawkami. Mam dość tej ich ekspansji na betonowe ścieżki. Poza tym rosną już tak gęsto, że zaczynają dziczeć. Co to za truskawka wielkości poziomki? Mam trochę drewnianych skrzynek. Chcę z nich zbudować „grządki”… Czyli taką kaskadę truskawek. Wystarczy do skrzynek dobudować nóżki o różnej długości i odpowiednio je ustawić Happy-Grin W sam raz zajęcie na weekend Overjoy Takie „grządki” zajmą mniej miejsca w ogródku i można je postawić wszędzie… nawet pod domem na trawniku Pleasure

  41. miral59 pisze:

    Dodam tylko, że nasz ogródek jest malutki i nie możemy sobie pozwolić na zbyt wiele gatunków roślin. Musimy jakoś zwiększyć powierzchnię, żeby nam więcej weszło Happy-Grin
    Nasi sąsiedzi (drugi koniec budynku) mają na rogu krzak czerwonej porzeczki. Zaczyna im to dziczeć, bo oczywiście nie jest odpowiednio przycinane. Małżonek powiedział mi, że chciałby takie w naszym ogródku… nie dziwię się, bo ja też lubię czerwone porzeczki (i nie tylko… białe i czarne też lubię). Nasi sąsiedzi nawet nie wiedzą, że to jadalne (to Meksykanie). Porzeczki są już przejrzałe i tylko czasami ptaki je skubią. Jako „nadworny ogrodnik” obejrzałam dokładnie krzak i znalazłam kilka młodych odgałęzień. Można je będzie wyciąć z korzeniami i posadzić u nas Happy-Grin Z doświadczenia wiem, że w czerwonej porzeczce najlepiej owocują pędy siedmioletnie (np. czarnej porzeczki – roczne), czyli na konkretniejsze zbiory będziemy musieli trochę poczekać Happy-Grin

Skomentuj Krzysztof z Gdańska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)