Minęliśmy starożytnych Indiańców i doszliśmy do „Polarników”, czyli ludów zamieszkujących północną Kanadę, Alaskę i Syberię. Stroje z futra, oręż, łodzie… Zatrzymałam się przy miejscu, gdzie był wyświetlany film (takich miejsc, z siedzeniami, było trochę). Facet tarzał się po lodzie, klaskał w dłonie i wydawał dźwięki podobne do foczych. Bardzo zabawnie to wyglądało. Stałam i śmiałam się. Koło przerębli pojawiła się foka. Zaciekawiona podchodziła do człowieka coraz bliżej… Gdy była w odpowiedniej odległości od wody, facet zerwał się i skoczył do niej. Nie zdążyła biedulka uciec. To znaczy… nurknęła w wodę, ale gość zdążył ją czymś dziabnąć. Wyciągnął na lód i trzasnął pięścią w głowę. Potem zaczął tłumaczyć jak się ją oprawia, żeby mieć jak najwięcej korzyści. Gdy zaczął to robić – odeszłam. Wiem, że takie jest życie, ale nie mogłam na to patrzeć…
Za „Polarnikami” kolekcja totemów. Od takich małych, jak kieszonkowe, po ogromne na kilka metrów. Zadzieraliśmy głowy, żeby je zobaczyć w całości…
Malutki korytarzyk i byliśmy w świecie Indian. Głównie ich strojów. Opisane z jakiego szczepu, które codzienne, a które świąteczne. Specjalna gablota na Indian z terenów obecnego Chicago. Niektóre nazwy szczepów były mi już znane. Mieszkając i jeżdżąc na różne wycieczki, spotykam pomniki, czy tablice pamiątkowe z nazwami indiańskich szczepów…
Po Indiańcach wyszliśmy na hol… Koniec wycieczki do historii obu Ameryk…
Przeszliśmy na drugą stronę holu i trafiliśmy na świat ptaków. Muszę przyznać, że nie zachwycił mnie. Wolę je żywe, latające, skaczące, świergolące… Takie wypchane tracą przynajmniej połowę uroku… Nie robiłam tam zdjęć… wolę to robić w naturze… Chociaż z drugiej strony… nie każdy może jeździć na takie wycieczki, a nawet jak się wybierze, to czy spotka te ptaki? Tym bardziej, że były tam pierzaste z całego świata. Różne, różniste… od koliberków po strusie…
Za ptakami zwierzęta. Też z całego świata… To obeszliśmy już w tempie prawie ekspresowym. Rzadko kiedy zatrzymując się na dłużej. Z ulgą wyszliśmy znowu na hol główny. Postanowiliśmy nigdzie więcej nie łazić, tylko wracać do domu…
W sumie obeszliśmy tylko jedno piętro. Tak zwany „main level”. Zostały nam do obejrzenia dwa piętra. Czy się tam kiedyś wybierzemy? Mam nadzieję, że tak…
I jeszcze kilka uwag. Ciekawie to wszystko urządzone, tylko moim zdaniem za bardzo oszczędzają światło. Gdy się podchodziło do gablot z eksponatami, zapalało się światło i je oświetlało. Wystarczyło jednak odejść dwa, trzy kroki w tył i światło przygasało. Trudno jest robić w takich warunkach zdjęcia. Szczególnie duże rzeczy… nie da się ich obcykać z bliska, z daleka, po ciemku też nie za bardzo…
Ale podobały mi się te wszystkie interaktywne zabawki. Jeśli ktoś był zainteresowany jakimś tematem, mógł klikać w ekran dotykowy i wyszukiwać informacje, które go interesują najbardziej. Mógł to być filmik, wypowiedź, rysunek… Przy takich zabawkach można było spędzić dużo czasu, bo możliwości miały wiele…
Po wyjściu z muzeum obcykałam jeszcze tablicę pamiątkową, która stoi na granicy tego muzeum i Soldier Field, czyli historycznego (chociaż nadal używanego) stadionu do futbolu amerykańskiego.
Zapraszam serdecznie na drugą część. Nie opisywałam ptaków i zwierzaków, bo i tak w zasadzie wszyscy je znają… a przynajmniej większość z nich.
Dodam jeszcze, że jakoś te wszystkie stroje indiańskie wyglądają inaczej niż na filmach fabularnych o Dzikim Zachodzie… Ciekawa jest dlaczego?
Szalenie ozdobne, a więc i pracochłonne te szatki ! nie miałabym nic przeciwko kiecce od Siuksów 🙂
Ja też wybrałabym sobie kilka strojów, że o butkach nie wspomnę
Bardzo często używa się nazwy „wigwam” do określenia domów indiańskich i równie często „tipi” nazywa się wigwamem…
Wigwam, to był „dom” budowany z drewnianych bali, wybity od środka skórami, a z zewnątrz obłożony gliną, trawami, trzciną, czy gałązkami, w zależności gdzie te domu stały. Na mapce w muzeum jest taki punkt „Pawnee Earth Lodge” i zaglądałam tam. Duży, przestronny wigwam. Z paleniskiem na środku, z sypialnią i jadalnią. Co prawda to było tylko jedno pomieszczenie, ale podział na użyteczności był wyraźny.
Z tipi korzystano tylko w podróży. Na stałe używały je plemiona koczownicze. Wiadomo, nikt nie będzie się trudził z budowaniem solidnego domu, skoro pobędą w danym miejscu tylko kilka dni czy tygodni… Na filmach widziałam tylko tipi. Względnie budowle Pueblosów, przyklejone do skał, czy w nich wykute. Czy twórcy filmowi uważali wigwamy za mało atrakcyjne i widowiskowe? Bo przecież musieli wiedzieć jak właściwie ten wigwam wygląda…
Ciekawe te ptaki, bo widzę wśród nich pawia i coś jakby bażanty – to też są ptaki amerykańskie? Czy może już są amerykańskie?

Wyprawa bardzo ciekawa. Szkoda, że niewiele pozostało z tej dawnej Ameryki, ale cóż, taki już bieg historii – odwrócić się nie da.
Tak, to też są ptaki amerykańskie 🙂 Tutaj bażanta nazywają „pheasant” i o ile mnie pamięć nie myli, żyje na wolności. Z tego co wyczytałam, został introdukowany do USA w latach 1800 (czyli w XIX wieku) z Chin, bo Azja jest właściwą kolebką bażantów

Ale fakt, nie aż tak wiele zostało z tej dawnej Ameryki… Może na południu, w Ameryce Południowej… te potężne miasta są lepiej zachowane. No i tam nie było tak łatwego dostępu, jak tutaj. A na terenach dzisiejszego USA, czy Kanady mieszkało wiele plemion wędrownych. Na lato szły na północ, na zimę na południe. Tak jak stada bizonów… Tam gdzie mieszkali na stałe, tych zachowanych resztek trochę naukowcy znajdują…
I znowu mi się przypomniało… Tak na prawdę, to jeszcze będąc w Polsce potrafiłam wymienić głównieszych bogów z mitologii greckiej, rzymskiej, egipskiej… ale jeśli chodzi o naszych, słowiańskich… to w zasadzie na palcach jednej ręki (niemal) dałoby się ich policzyć. Nie aż tak wiele wiemy o naszych przodkach, praojcach. O ich kulturze czy życiu… Czy aż tak mało po nich zostało?
Witaj Mirelko
– zostało nam malutko . Zauważ, że kultury z opanowanym pismem mają się lepiej…..
Witaj Wiedźminko

Tak, wiem… ale to trochę przykro, że obcych się zna, a o swoich wie niewiele…
I jeszcze coś, co mi się przypomniało
Do żywego krokodyla bałabym się dotknąć, bo nawet taki mały mógłby mi odgryźć jeśli nie rękę, to przynajmniej palec
Wydaje mi się, że takie poznawanie, szczególnie dla dzieci jest bardzo fajne. Nie tylko obejrzą, ale i dotknął… może w ten sposób lepiej zapamiętają, albo przestaną się bać…
Przy ptakach, czy zwierzakach można było pomacać ich futerka, piórka, czy skórę. To znaczy nie tych eksponatów, bo były one za szybami, ale w wielu miejscach były takie „próbki do macania”. To nawet miłe. Wiem już jaki w dotyku jest krokodyl, bizon, anakonda czy kameleon
Oczywiście nie wszystkiego można dotknąć. Podejrzewam, że gdyby tak każdy macał te dwa wypchane słonie, to już dawno nic by z nich nie zostało. Podobnie jest z innymi zabytkowymi eksponatami. Ale słyszałam od swojej znajomej, która chodziła dość często do tego muzeum, że w podziemiach, niedaleko działu o starożytnym Egipcie, jest m.in. wielka piaskownica, gdzie dzieci mogą kopać i szukać w piasku zakopanych kosteczek dinozaurów. Dla starszych jest pracownia DNA i wiele innych. Można się tam dużo nauczyć, czy poszerzyć swoje zainteresowania… i tak sobie myślę, że chyba takie powinno być zadanie każdego muzeum. Uczyć i zachęcać do poszerzania swoich wiadomości…
Dzień dobry

Przeczytałam, ale zdjęcia, na pewno b.ciekawe i piękne, oglądnę dopiero w domu.
Nowy tydzień czas zacząć! Miłego… i do popotem
Dzień dobry. Ciąg dalszy rewelacyjny, natomiast co do wierzeń po naszej stronie Wielkiej Wody, to z tego, co się pojawia u paru znajomych na Facebooku wiem, że rodzimowierstwo kwitnie, ludzie się interesują tymi tradycjami i przypominają sobie bóstwa i systemy wierzeń słowiańszczyzny, włącznie z powrotem do tamtych rytuałów, więc nie jest z tym tak najgorzej 🙂
PS. Dzisiaj będę trochę w kratkę i z doskoku, ale powinienem co jakiś czas się pojawiać.
Dzień dobry ! 🙂
DzieńDobry :))
Dzień dobry
Dobry! Czy za Wielką Wodą też już wiosna?
Trochę się ociepliło i śnieg zaczyna pomału złazić

W piątek, chociaż było jeszcze dość zimno, widziałam pierwszego drozda wędrownego, czyli zaniedługo będzie wiosna
U nas kwiczoły przyleciały i świergolą po nocach, aż miło. 🙂
A mnie czas wychodzić do pracy

Poczytam Was jak wrócę, a na razie
Dobry wieczór :-)Do zwiedzania muzeum trzeba się przygotować . A do skomentowania bogatej ilustracji trzeba cierpliwości i czasu .Mam nadzieję ,że obrazki powiszą trochę i zdążę spokojnie przesledzić ten zbiór . Miałem okazję odwiedzić kilka ciekawych muzeów , ale jedno , zawsze wraca w mojej pamięci . Było to muzeum w Poczdamie , w którym można było obejrzeć eksponaty armii NRD . W wielu szklanych gablotach , obok np. manekinu żołnierza werhmachtu , czy żołnierza NRD ,zawsze obok stał manekin czerwonoarmisty z gwiazdą na czapce . Tak , żołnierz radziecki nawet w muzeum pilnował powojennego porzadku
Zapewne miało to symbolizować braterstwo broni… 😛
Braterstwo broni? Czy to, że tak łatwo się tej armii nie pozbędą

No to do juterka! 🙂
Robi się późno i czas mi do łóżeczka

Myślałam, że będę miała dużo do czytania… a tu prawie „bezludna Wyspa”… Może jutro będzie lepiej
Witajcie!
Dzięki, Bożenko! Jako pierwsza z brzegu męcizna pozwolę sobie złożyć wyrazy podziękowań w imieniu całej pci wyspiarskiej!
Dzień dobry
Dziękuję za życzenia 😉
W ramach rewanżu zapraszam na kawę 😀


Najlepiej z czekoladką
Dzień dobry, dziękuję również za życzenia 🙂 zapowiada się kolejny dzień w kratkę. Będę się jednak starał wpadać, kiedy to tylko możliwe!
Kawa powoli zaczyna działać…
Dzień dobry 🙂 Faktycznie stroje troszkę się różnią od filmowych, oglądałem ostatnio z rozrzewnieniem odcinek Bonanzy w którym kowboje nosili nieskazitelnie czyste i odprasowane stroje, bez cienia kurzu na lśniących butach, mieszkali w nieskazitelnie czystych domach i wpadali do lśniącego czystością baru 🙂
Ale pili whisky, a nie czystą…
W rzeczywistości na ogół zdaje się pili lokalny bimber, jeżeli był z kukurydzy, to mógł przypominać z grubsza obecnego bourbona, ale jeżeli z czegoś innego, to może czasem i jabola albo wódkę z ziemniaków?
W sumie, to nie wiem co oni pili, ale jak się ogląda westerny, to w tych saloonach zamawiają tylko whisky, tak jakby inne trunki nie istniały

Hmm, z tego, co czytam o historii bourbona w Wiki, to może i tak jednak było? Ale nie wyobrażam sobie, żeby amerykańska whiskey w wydaniu oryginalnym z Kentucky, jakiejś uznanej wówczas marki (jeżeli takowe już wtedy były) trafiała do każdego miasta i miasteczka na Dzikim Zachodzie, biorąc pod uwagę ówczesną komunikację.
No jak nie jak tak? Wyłącznie uznanej marki – sąsiad, który ją pędził cieszył się dużym uznaniem 😉
A mnie zastanawia coś innego.

Dlaczego Indianin z plemienia Winebagów (zdjęcie DSC04862)ma czapkę z pięcioramienną gwiazdą na czole, z kolei jego sąsiad po prawej z plemienia Menominów ma na głowie czapkę przypominającą papachę kozacką?
Czyżby indianie mieli kiedyś styczność z „ojczyzną wszechświatowej rewolucji”?
Niezłe oko Krzysiu, faktycznie wyglądają jak kozacy dońscy 🙂
Ha, przecież Autorka pisała, że przywędrowali z Azji :)))
I pisałam też, że ten ostatni Indianin przypomina mi rosyjskiego bojara
No i Alaska dość długo należała do Rosji, to też ma swój wpływ, szczególnie na tych Indian z północy. 
To plemię i jego stroje są starsze niż rewolucja. Także nie wiem, Krzysiu, kto od kogo sobie ten znak „pożyczył”. Może na tej samej zasadzie, jak naziści swastykę?
Hmmm

Myślisz, że Lenin miał jakich krewnych lub znajomych wśród indian?
Wiem, że miał domieszkę krwi kałmuckiej ale o pokrewieństwo z indianami go nie posądzałem… 😀
Swego czasu mówiło się zamiast czerwoni, Siuksowie, więc może i coś w tym jest???

Filmy fabularne często pokazują życie trochę inaczej niż jest to w rzeczywistości… Pamiętam film o polskim szpitalu… warunki jakie w nim pokazywali, czasami rozśmieszały mnie niemal do łez. Pracowałam w szpitalu 15 lat i jakoś nie zauważyłam, żeby to chociaż było podobne. Nie tylko stosunek personelu do pacjentów, ale i ten sprzęt, czy sale chorych…
Normalny kosmos 
Przecież to pastuchy, tyle że na koniach 
A westerny… to też taka bajka dla dorosłych i dzieci. Rzadko który film mówi czym faktycznie ci kowboje byli
Dzień dobry



Podłączę się do życzeń Bożenki
Wszystkiego najlepszego Panowie!!!
Niech Wam jak najdłużej dopisuje zdrowie
Ooo, przyda się. Dzięki!
A tak w ogóle, to wczoraj się trochę pośmiałam. Byłam u Sandy i Stevena i oczywiście pochwaliłam się, że od męża na Dzień Kobiet dostałam słodki prezent. Steven zdziwił się, bo o takim święcie nie słyszał i zapytał mnie po co jest takie święto, przecież mamy w maju Dzień Matki!!! Odparowałam, że nie każda kobieta jest matką i dla tych pań też się święto należy
Sandy od razu powiedziała, że takie święto jej się podoba i może je świętować
Steven popatrzył na nas i zapytał, czy mężczyźni też mają jakieś święto oprócz Dnia Ojca. Powiedziałam krótko – jutro
No to się też ucieszył, a pod wieczór zabrał Sandy na świąteczny obiad do knajpy 
Baardzo pozytywne wpływy międzykulturowe 🙂
Zaraz, zaraz…
Przecież Dzień Kobiet to do nas z USA przybył! Pierwsze obchody Narodowego Dnia Kobiet odbyły się w 1909 r. w Stanach Zjednoczonych. To on (Steven) American nie wie, że istnieje takie święto?
Widocznie to były pierwsze i ostatnie obchody Dnia Kobiet, a od tamtego czasu zdążyli już zapomnieć

Poczytałam o Dniu Kobiet u cioci Wiki… W Ameryce i Australii nie obchodzi się tego święta w ogóle. Wydaje mi się, że w USA głównie dlatego, że usiłowała to święto wprowadzić Socjalistyczna Partia Ameryki. Teraz już nie tak, ale wiele lat temu, Amerykanie dostawali gęsiej skórki na komunistycznym tle
Tępili ostro każdy przejaw socjalizmu… także nic dziwnego, że to święto się tutaj nie przyjęło 
Dziś jadę wcześniej do pracy, także pora się pożegnać

Wkurza mnie ta zmiana czasów, ale nic nie można na to poradzić 


Co prawda pierzaste już nakarmiłam, ale sama jeszcze bez śniadanka i zaczyna mi w brzuchu burczeć
A tak jeszcze… u mnie już czas przestawiony na letni, także różnica między nami jest inna. Nie 7, a 6 (chyba) godzin
Miłego dnia!!!
i
Muszę powiedzieć, że jechałam dziś jak w mleku. Mgła była że widziałam tylko kilka samochodów przede mną i kilka jadący z naprzeciwka. Po obu stronach autostrady było tylko mleko
Ale dojechałam i to najważniejsze 
Kawał chłopa ? Ślepia , łeb i czopa ! Tak to było drzewiej proszę Państwa . A dziś ? No , dziś prawdziwy chłop , ma z obu stron łba wygolone brzytwą pole , a pośrodku łba , z krótkich włosów , coś w rodzaju szczura .Dobrze widziany jest szczur z powichrzonym włosem . Pozostałe ciało chłopa , aż do gałek ocznych ,jesst kolorowo wytatuowane w różne obrazki , wzorki , a nawet w poetyckie wersy ! Taki chłop , to wypisz , wymaluj obraz spotykany w różnych jaskiniach z bardzo ,bardzo dawnych czasów . Czy zatem , nie jest to przejaw tęsknoty chłopów do czasów pierwotnego człowieka ? Ja takiej tęsknoty nie mam .
Całę szczęście takich „chłopów”, jak to opisałeś Maksiu, jest tylko trochę. Nadal większość kultywuje męskie tradycje
Czyli nie tęsknią do czasów jaskiniowców… Czują się mężczyznami w 100% i nie muszą się wygłupiać, ani niczego udowadniać

Masz rację , dzisiaj jest to jeszcze margines , ale …..telewizja pokazała przestronną halę w Paryżu, na której dokonywano tasmowego tatuowania młodych kobiet , od stóp do głów . Jest to zatem jakiś trend , o trudnych do przewidzenia skutkach
Wszystko się zmienia, to fakt…
Za czasów mojej wcześniejszej młodości (wcześniejszej, bo nadal jestem młoda 😉 ), tatuaże mieli tylko więźniowie (oczywiście, który chciał)… może dlatego mam do nich uprzedzenie (mój małżonek również)
I chociaż niektóre rysunki są faktycznie piękne, mnie jakoś nie zachwycają. Zrobienie tatuaży kosztuje sporo i są już na stałe. Nie tak łatwo jest je usunąć. Nie mówiąc już o zagrożeniach w postaci zakażeń, czy niewłaściwego tuszu (zdarzały się toksyczne)…
Wiem jedno, mnie by nikt na coś takiego nie namówił
Masz za to moją piątkę i buziaczki
Uff, właśnie wróciłem z miasta, m.in. z poczty. Taka sytuacja:
Trzy okienka. Państwo ze skomplikowaną reklamacją trafiają do najbardziej niekumatej pani. Pan po odbiór przesyłki trafia do praktykantki, która miota sierpnia zapleczu w poszukiwaniach. Pani z 50 przelewami trafia do najstarszej pani w okienku, która pisze na komputerze jednym palcem. Kolejka w połowie wystaje poza pocztę. Nauka liczenia do 10 w obie strony okazuje się uzasadniona.
To ja, proszę Państwa, wybieram się kręcić, po raz pierwszy od dawna, a całe opóźnienie ze względu na to dolegające ścięgno, co zdaje się wyleczyłem (oby na dłuższy czas).
Udanego krętactwa! 🙂
A dziękuję, było udane. Co prawda nie obciążałem nogi jeszcze na 100%, ale myślę, że coś tam przepłoszyłem z kalorii 🙂
Biedne te twoje kalorie… 😉
Jakby były biedne, to by nie były takie okazałe! 😛
Biedne, bo na tyle tęsknią do Ciebie, że nawet przepłaszane wracają

Miłego dnia wszystkim życzę

I udaję się na zasłużony odpoczynek
Śpij spokojnie i szybko 😀
Dzień dobry

Ostatni będą pierwszymi… czy jakoś tak 😉
Zdróweczka kochani Panowie i niech Was te małe potworki zwane kaloriami nie męczą
To ja tak specyficzniej – Dobra środa!
Pewnie, bo jeszcze tylko dwa dni rannego wstawania 😀
Witaj, Ukratku
Witam przedwiosennie:) Ciekawi mnie sprawa fotografowania w amerykańskich muzeach, w naszych nie wolno nagrywać nawet kamerami w telefonach komórkowych. Czy amerykańskim eksponatom nie szkodzą lampy błyskowe, niszczące polskie obiekty muzealne ???
Witaj Stateczku

Jakoś tutejszym eksponatom lampy nie szkodzą i jak do tej pory nie spotkałam się nigdzie z zakazem fotografowania. W Shedd Aquarium co prawda był zakaz używania lamp błyskowych, ale przy wrażliwości niektórych żyjątek, uważam to za słuszne. W Świątyni Wszystkich Wyznań, czyli Baha’i Temple jest też zakaz robienia zdjęć w środku świątyni (przy każdych drzwiach stoi stosowna tabliczka), ale to nie jest muzeum, a czynna świątynia…
W Polsce w ogóle był zakaz fotografowania wielu miejsc (całe szczęście z części zakazów zrezygnowano) i pamiętam tabliczki o takim zakazie na dworcach kolejowych, czy na lotnisku.
Dzień dobry. Całkiem ładny dzień się szykuje, oby tylko pogoda się nie popsuła (i inne aspekty).
Dzień dobry
Zapraszam na poranną kawę
Szaro, buro i ponuro. Dzień dobry 🙂
Dzień dobry

Na razie nie wiem jaka będzie u mnie pogoda, bo za oknem ciemno
Dobry! To może wróć do łóżka i zaczekaj, aż będzie jasno? 😉
Dobry
Zanim dojadę do tego Elgin, to już będzie jasno
Mam do pokonania trochę ponad 50 km, a biorąc pod uwagę roboty drogowe na prawie całej trasie… to z godzinkę mi zajmuje 
Z chętnością bym wróciła, ale niestety czas się zbierać do pracy
To ładne macie korki 🙁 żywy dowód, że zdarzają się wszędzie na świecie, i w zautostradyzowanych Niemczech, i we Francji (gdzie wszyscy Francuzi gremialnie wyjeżdżają na urlopy w tym samym czasie – w lecie jest to sierpień), i za Wielką Wodą.
Te korki wcale nie są aż takie straszne, jakby się wydawać mogło. Zanim dojadę do autostrady mam ograniczenia prędkości (jak to w mieście), a potem w samym Elgin też muszę jechać znacznie wolniej (też miasto). Jeszcze z roczek tych przeróbek autostrady i będę mogła jeździć znacznie szybciej. I-90 przerabiają z trzypasmówki na czteropasmówkę (w tej chwili są czynne po trzy pasy w każdą stronę, plus pas policyjny). Gorzej mają ci, którzy jadą do Downtown Chicago. Tam to dopiero są korki!!! Prędkość rzadko kiedy przekracza 5 mil na godzinę, a bardzo często się po prostu stoi. Przynajmniej w godzinach szczytu. I tak jak kiedyś skoro świt dojechałam do Downtown w 20 minut, w godzinach szczytu zajmuje to przynajmniej godzinę, a czasami dłużej
Dobrze, że tam nie jeżdżę 
Pożegnam się na razie z Państwem
Poczytam Was wieczorkiem 

Zanim wyjdę z domu, muszę nakarmić pierzaste, a potem siebie
A może ktoś będzie łaskawy i zmieni wycieraczkę?
A ja chwilowo przeprowadzam się na rower (stacjonarny).
Dzień dobry
Czyżbym był pierwszy tego ranka?
Zapraszam na smakowitą kawę
Służba wprawdzie ma wolne (bezterminowo 🙂 ) przez co obowiązuje samoobsługa, jednak ma to wiewątpliwy plus:
Każdy może sobie przygotować kawę dokładnie taką, jaką lubi
Dodatkowo, na dobry początek dnia proponuję odrobinę słodyczy
Nietuczące, bo wirtualne 😀
Chłodną..

Witaj, Krzysiu
Ogólne dzieńdobry bardzo 😀
Jeszcze jeden ranek…
Dzień dobry, prognoza pogody jest minorowa, tym bardziej liczy się dobra, mocna kawa – więc się przysiadam z samodzielnie zrobioną 🙂
Poza tym dzień nawet nie biegający, ale wręcz jeżdżony, przynajmniej przed południem, a co po, to się zobaczy.
Ja z kolei mam odwrotnie. Właściwie cały dzień bez konkretnego zajęcia.
W środku dnia mamy naradę, więc ani przed nią ani po niej nie da się nic zrobić porządnie (bo nie starczy czasu)…
Dzień roboczy jak stosunek… nie powinien być przerywany
No cóż, ja czasem mam więcej zajęć pozazawodowych przed południem, czasem po, ale NAJgorzej (jak już pisałem) jest wtedy, kiedy przez cały dzień w odstępach niewielkich ktoś mi przerywa robotę z błahych powodów. Wtedy czas przecieka przez palce, bo to jest tak jak z tonącym statkiem (ktoś może czytał i pamięta „W lodach Eisfiordu” Centkiewiczów? Tam jeden z dzielnych radzieckich nurków mówi, że łatwiej zatkać jedną dużą dziurę w kadłubie niż tysiące małych, kiedy kadłub jest jak sitko).
PS. Właśnie wybywam, na razie.
Dzień dobry
Obudziłam się tak zaraz po 4 i nijak nie dałam rady zasnąć 
A ja dzisiaj jakoś wcześniej się wyspałam
Dzień dobry!
Aj, jak ja chciałbym być wyspany!!!
Dzień dobry! Wróciłem, a tu niespodzianka – nieduża pracka czeka w skrzynce mailowej.
Niemniej będę zaglądał!
A wyspany też bym chciał być, i podejrzewam, że kiedyś mi się to nawet uda 🙂
A teraz już lecę do pracy



Porządek w zdjęciach zrobiony, także można jechać po nowe
Miłego dnia Wyspiarze
Buu, jak ja pracuję w domu, to Dzień Drzemki w Pracy mi nie robi. Żądam ekwiwalentu, odszkodowania lub trzynastki, a jak nie, wyjdę na ulicę i będę protestował!
Protestuj do skutku! SZEF się w końcu ugnie!
Jak sam sobie jestem szefem, to to jest więcej niż pewne.
To ja idę pokręcić tym i owym.
A mi jest smutno z powodu autora „Świata dysku”. No tak, zmarł Terry Pratchett… 66 lat? co to jest.
66 lat to niewiele. 8 lat z wyrokiem to diabelnie dużo…
Zapraszam na pięterko