« "Z pamiętnika młodej lekarki" Ewa Szumańska Kochanemu Jubilatowi - Maxiowi!! »

Governor Dodge State Park

Jak co roku na Labor Day wybraliśmy się całą rodziną pod namiot. W Governor Dodge State Park byliśmy już kilka razy, ale nie zdążyliśmy obejść wszystkiego. Postanowiłam więc, że pojedziemy tam jeszcze raz…
Przed samym naszym wyjazdem pogoda uległa znacznemu pogorszeniu i trochę zaczęłam się martwić. Bo co można robić z dziećmi pod namiotem? Spać? Ile można? Zrezygnować z wyjazdu nie chcieliśmy. Trudno spędzić długi weekend w domu, szczególnie, że z Colorado przyleciała do nas, specjalnie na ten wyjazd, niewidziana od roku córka…
W piątek, gdy wyjeżdżaliśmy pogoda była piękna. Słonecznie i niezbyt gorąco… Trochę się zaniepokoiłam podczas rejestracji w parku. Kobieta wpisała w komputer moje imię i nazwisko, popatrzyła na mnie i zapytała czy potwierdzałam rejestrację. Nie. Oczywiście, że nie, bo nigdy tego nie robiłam!!! Zawsze wszystko grało… Podeszła do niej inna pracownica, popatrzyła w komputer, popatrzyła na moje dokumenty i powiedziała, że brakuje w imieniu jednej literki. Odetchnęłam z ulgą… Dalsza rejestracja przeszła bez problemu… Na zakończenie zapytała nas, czy mamy ze sobą jakieś drzewo na ognisko – nie mieliśmy i wyraziliśmy chęć kupna u nich. Nie wiem jak jest w innych stanach, ale i w Wisconsin i w Illinois prawo pod tym względem jest restrykcyjne. Nie można przewozić takiego opałowego drzewa na odległość większą niż 25 mil (kilka lat temu było 50 mil, a jeszcze wcześniej 100 mil). To ze względu na przenoszenie różnych szkodników, które te drzewa niszczą… A wolę wydać 10 „zielonych” na dwie duże paki porąbanych polan, niż zapłacić kilka stów kary, w razie gdyby mnie złapali na paleniu drewna przywiezionego z domu (181 mil).
Byliśmy wściekle głodni. Była już 16, a śniadanie zjedliśmy dość wcześnie. Chłopcy zabrali się za ustawianie namiotu, a ja z córką, oczywiście do „kuchni”. Każdy dostał po kanapeczce i szklance herbaty. Zanim nasi panowie ustawili namiot, my nie tylko zdążyłyśmy z kanapkami, ale i ustawiłyśmy nasz „siatkowy domek”, który zawsze ustawiamy nad stołem. Może nie do końca on działa, ale zawsze chociaż trochę chroni nas przed dokuczliwymi komarami i muchami. Część tego tałatajstwa zostaje na siatce, na zewnątrz. Zanim się rozpakowaliśmy, nadmuchaliśmy materace i uporządkowali nasze obozowisko, zaczęło robić się ciemno. Postanowiliśmy zajrzeć nad jezioro. Zachód słońca powinien być cudny…

Już po ciemku rozpalaliśmy ognisko, żeby coś sobie upichcić na kolację. Trochę posiedzieliśmy, popatrzyliśmy w ogień i do spania… Zrobiło się duszno i gorąco. Małżonek otworzył w namiocie okno, żeby wpuścić chociaż trochę powietrza. Obawiałam się, że jak zacznie padać, to nam naleje się do namiotu, ale małżonek zamknął je wystarczająco wcześnie…
Poranek wstał mglisty i deszczowy. Nie do końca wiedzieliśmy, co właściwie powinniśmy robić. Na dłuższą pieszą wędrówkę nie było szans. Gdyby deszcz nas złapał daleko od samochodu, czy namiotu, przemoklibyśmy na amen. Pojeździliśmy więc tylko po okolicy, co jakiś czas wyłażąc z samochodu. Byłam zdumiona. Na małym stawie, gęsto porośniętym rzęsą wodną, spotkaliśmy całe stado karolinek. Do tej pory widywałam tylko pojedyncze sztuki, czy parki. A tu było ich chyba ze dwadzieścia. Oczywiście obcykaliśmy je dokładnie 😀 Małżonek stwierdził, że są z nimi jakieś inne kaczkowate. Zobaczył w obiektywie kaczkę z czerwonymi obwódkami przy dziobie i oczkach. Ale gdy się dokładnie przyjrzałam zdjęciom, doszłam do wniosku, że są to młode samce karolinki, które jeszcze nie nabrały odpowiednich dla nich kolorów…

W sobotę wieczorem pomyślałam sobie, że spokojnie mogliśmy się poszwendać… deszcz pokropił może ze dwa razy, a i to niezbyt rzęsisty…
W niedzielę rano, gdy tylko wstałam, małżonek powiedział mi, że chciałby pojechać nad jezioro obcykać zamglony wschód słońca. Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Już siedziałam w samochodzie… Pojechaliśmy trochę za późno. Słońce już praktycznie wstało i mgły pomału opadały. Nie było takiego efektu… ale oblecieliśmy spory kawał zanim wróciliśmy do namiotu.

Nasze dzieci, o dziwo, już wstały. Były nawet po wizycie w łazience i po śniadaniu. Ucieszyłam się, bo zwykle trzeba je było wyciągać z namiotu niemal na siłę. Zadecydowałam, że pójdziemy do jaskiń. Byliśmy tam z małżonkiem w maju i teraz chciałam pokazać dzieciom. Przynajmniej nie musieliśmy błądzić, odpracowaliśmy to wiosną 😀
Najpierw jednak wybraliśmy się do sklepu. Nasze lodówki potrzebują lodu i musieliśmy kupić nowy. Po drodze, mimo delikatnych protestów rodziny skręciłam do samolotu stojącego na terenie motelu i restauracji. Obiecałam przecież Miśkowi, że oprócz ptaszków i kwiatków pokażę coś innego.

W sumie to ten samolot, to żadna specjalna atrakcja. Zwykły transportowiec… Do kabiny pilotów nie da się wejść, bo odgradza ją solidna krata. I tak nikt by tym nie poleciał, ale jest tam sporo różnych przycisków i guziczków. Nie byłoby ich już, gdyby nie ta krata 😉 Rodzinka została w samochodzie, a ja w tempie ekspresowym obleciałam samolot dokoła i nawet zajrzałam do środka…

CDN…

179 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Zapraszam do Wisconsin, czyli sąsiedniego stanu Happy-Grin
    Mam nadzieję, że wycieczka przypomni o cieple lata i trochę ogrzeje…
    Nie opisywałam samolotu, bo co tam można napisać… nie znam się zupełnie na samolotach…
    Mam nadzieję wybaczycie Pleasure

  2. miral59 pisze:

    Jak pisałam na poprzednim wątku, pojechaliśmy do sklepu. Wybierałam sobie kalafiorka, gdy facet rozkładający warzywka na półkach, poprosił jakiegoś młodego o pomoc. Pokazał Amerykańca i powiedział, że ten go o coś pyta, ale nie wiadomo o co… Usłyszałam „kabydż” (cabbage). Młody pomyślał krótką chwilkę i powiedział, że gość się pyta o sałatę. Nie wytrzymałam. O jaką sałatę?!!! Sałata po angielsku to „letys”(lettuce)!!! On się pyta o kapustę Happy-Grin Młody zmył się minuta osiem. Pokazałam Amerykańcowi gdzie leży kapusta, ale on mi wytłumaczył, że chodzi mu o czerwoną. To też nie problem. Pokazałam gdzie może to znaleźć. Facet ucieszony podziękował i zaczął pakować do torby (wziął chyba z pięć główek). Ten, który układał warzywka patrzył na mnie z podziwem.
    – Jak to dobrze tak dobrze znać język – powiedział. Myślałam, że padnę. Jakie dobrze?!!! Że odróżniłam kapustę od sałaty? ROTFL
    Nie chciałam robić przykrości temu starszemu człowiekowi, ale pracując na warzywach w sklepie, mógłby się nauczyć ich angielskich nazw. Ostatecznie to nie jest takie trudne… i nie jest tego aż tak strasznie dużo…
    I od razu przypomniała mi się koleżanka ze szkoły (razem chodziłyśmy na angielski). Też pracowała w sklepie. Gdy zaczęła chodzić do szkoły, pracodawca zaczął wymagać od niej, żeby obsługiwała również amerykańskich klientów. I kiedyś jedna zapytała koleżankę z czym jest ta mortadela. „With paper” (z papierem) odpowiedziała koleżanka. A mortadela była z papryką (pepper) Z tym ,że różnica w wymowie nie jest aż tak duża. Papier to „pejper”, a papryka to „peper”. Współpracownice koleżanki kładły się ze śmiechu, ale klientka zrozumiała i też się śmiała. Delighted

  3. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Co za niesamowita przyjemność pić kawę o poranku i radować oczy takimi pięknymi widokami Pleasure
    Wspaniała wycieczka Miralko Roses-are-red
    Każde zdjęcie niezaprzeczalnie bardzo ładne, ale osobiście uważam, że te z pajęczynkami to kwintesencja piękna Rose

  4. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Piękne widoki, piękne zdjęcia, żal że nie jest się na miejscu.

    • Kopciuszek pisze:

      Dzień dobry Stateczku Happy To prawda … żal… Ja naoglądałam się zdjęć, na chwilę zamknęłam oczy i przez moment tam byłam Wink

    • miral59 pisze:

      Zawsze możesz mnie odwiedzić i być tam na miejscu, Stateczku Pleasure Przecież to nie jest takie niewykonalne… Parę godzin lotu i już Delighted

      • korab1 pisze:

        Dziękuję :))) Lecz trochę jakby zbyt późno, jak mawiali starożytni Czukcze, „jak się nie najadłeś, to się nie naliżesz” :)))

        • miral59 pisze:

          Zanim byś doleciał, zrobiłoby się wcześnie Wink
          A na podróże nigdy nie jest za późno. To tylko w Polsce istnieje takie przekonanie, że w starszym wieku to tylko piec (kaloryfer) i różaniec, bo nic innego nie zostało. A jesień (szczególnie ta „życia”) wcale nie musi być szara, może być i złota Happy-Grin

  5. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry:) Wycieczka na słoneczny dzień…. w sam raz 🙂 Delighted

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Dzisiaj wybywamy w plener, ale nie tak zaraz, więc chwilkę pobędę.

  7. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Wspaniałe zdjęcia, urzekły mnie zwłaszcza młode jaskółki, taka ptasia biżuteria, pełen profesjonalizm Mirelko 🙂 🙂

    • Wiedźma pisze:

      Piękne te fotki i wdzięczne modelki… aż chciałoby się złapać jakąś muchę i wetknąć w ten szeroko rozwarty dziób 🙂

    • miral59 pisze:

      Do profesjonalizmu, to nam jeszcze trochę brakuje, Misiaczku Delighted Ale faktycznie, młode jaskółczaki były cudowne i tak jak Wiedźminka, miałam ochotę złapać jakiegoś mucha i pokarmić Happy-Grin

  8. Kopciuszek pisze:

    Jeszcze serdeczne dzień dobry powiem dla Państwa niewitanych In Love i zmykam do kuchni, czas zabrać się za obiadek Delicious

  9. Tetryk56 pisze:

    Zanim poczytam i pooglądam, powiem tylko krótko: Dzień dobry! 🙂

  10. Quackie pisze:

    No – zaraz wybywam, dam znać, jak wrócimy. Na razie i do hipopotem 😉

  11. Tetryk56 pisze:

    Ach, Miralko! Fantastyczny z ciebie reporter!
    Wszystkie zdjęcia cieszą oczy, dodatkowo dosmaczone zwięzłym, interesującym tekstem. Zarówno krajobrazy, jak szczegóły i zwierzątka.
    Najwyżej oceniam czaplę w locie i tajemnicze kotary mgieł w lesie. Bardzo plastyczne!
    Dziękuję! Brawo!

    • miral59 pisze:

      To ja dziękuję Ukratku Buziak
      Jak sam wiesz, nasze oko ma lepszą percepcję niż aparat. Dlatego zdjęcia tylko w drobny sposób oddają to co się widzi. Tam było na prawdę cudnie Happy

  12. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry

    Co to jest „Labor Day”?
    Dzień pracy? Wszak 1 maja był już 5 miesięcy temu…
    Pytam się (może głupio) ale „no comprendo” tego święta…

    p.s. Piękne zdjęcia… Ech…

    • miral59 pisze:

      Kto pyta nie błądzi, Krzysztofie Pleasure Nie pisałam co to jest Labor Day, bo już kiedyś opisywałam to święto i nie pomyślałam, że to konieczne. Niezawodny Mistrz Q już Ci wyjaśnił, więc nie będę powtarzała. Tutejsze święta są trochę inne niż w Polsce. 1 Maja jest we wrześniu, a na cmentarze Amerykanie chodzą nie 1 listopada, a w ostatni poniedziałek maja. Worry

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Jak żyją na drugiej stronie ziemi, to im się święta przestawiły.
        Też ładnie 🙂
        Ale z tym świętem pracy, to „coś nie halo”!
        W końcu święto 1 maja, to do nas z Ameryki przybyło (pamiątka masakry robotników w Chicago)
        Więc jak to jest – nam „podrzucają” święto a sami świętują kiedy indziej?
        Bardzo to dziwne 😕

        • miral59 pisze:

          Z tego co wiem, to oni nie chcieli świętować razem z komunistami Wink Ideologicznie im nie pasowało. Chociaż słowo „komuna” też nie pochodzi z Rosji, a z Francji Overjoy
          Teraz już tego nie ma, a przynajmniej nie w takim zakresie, ale wiele lat temu, to na każdy przejaw socjalizmu, Amerykanie reagowali bardzo żywo. Bali się tego jak ognia i tępili wszelkimi możliwymi metodami Pleasure

          • Krzysztof z Gdańska pisze:

            Co kraj to obyczaj… Nam „palma odbija” na śmigus dyngus a w Ameryce mają haloweeny i indyki w listopadzie 😀
            Może by zrobić zestawienie świąt amerykańskich z wyjaśnieniem o co w nich chodzi? Dlaczego np. „Pulaski Day” jest świętem a „Kosciusko Day” nie…

            • miral59 pisze:

              Bo Pułaski jest tu bohaterem narodowym Happy-Grin Kościuszko już nie takim…
              Halloween jest bardziej zabawą niż świętem. To normalny dzień pracy. Ale jaka świetna okazja do zorganizowania balu przebierańców Wink No i dla dzieci frajda. Też mogą się przebierać za co chcą, a na dokładkę robią sobie zawody kto najwięcej nazbiera cukierków Pleasure Przewalają się potem po domach kilogramy tego Worry No i połowa (przynajmniej) ląduje do kosza…
              Thanksgiving Day, czyli Święto Dziękczynienia ogłosił jako oficjalne święto narodowe Abraham Lincoln w 1863 roku, ale świętowano je już od ponad 200 lat. I tak na dobrą sprawę jest to tutaj ważniejszym świętem niż Boże Narodzenie czy Wielkanoc, bo uznają je wszyscy bez względu na religię.

            • miral59 pisze:

              A takie zestawienie można by kiedyś zrobić, czemu nie Happy-Grin Mogłoby to wyjść ciekawie. Tylko czy masz na myśli te święta z dniami wolnymi od pracy, czy wszystkie o jakich słyszałam? Bo na ten przykład St. Patryk Day też jest tu świętem z kolorowaną wodą w Chicago River, z różnymi festynami i paradami, ale nie jest dniem wolnym od pracy.

              • Krzysztof z Gdańska pisze:

                Trzymajmy się „tylko” tych federalnych.
                „U nas” też jest sporo świąt lokalnych choćby święta miast (np. Gdańsk cały czas świętuje 30 marca – dzień „wyzwolenia miasta” – za komuny nazywany „dniem zmiany okupanta” 😀 ). Myślę, że z opisaniem federalnych świąt byłoby wystarczająco dużo pracy 😉

                • miral59 pisze:

                  Nie wiem co się stało, ale Twojego komentarza nie było widać. Weszłam do kokpitu, żeby skończyć drugą część swojego opowiadania o naszym długim weekendzie i dopiero wtedy go zobaczyłam. Czyżby to dlatego, że nie jesteś zalogowany? Trzeba zapytać Ukratka, on na pewno będzie wiedział Happy
                  A odpowiadając… Tych świąt z dniami wolnymi od pracy wcale nie będzie aż tak trudno. Z tego co pamiętam jest ich tylko 7 w roku. W tym Niedziela Wielkanocna, która i tak jest wolna. Poniedziałek Wielkanocny jest już normalnym dniem pracy…

  13. Wiedźma pisze:

    Obiad gotowy i mogę się podzielić wrażeniami : zdjęcia są wprost precyzyjne i zachwycają i mgły i pajęczyny i czaple…. Bukiet Ten pierwszy kwiatek jako żywo przypominał nasturcję, choć liście i zapewne wymiary miał zupełnie inne 🙂

  14. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Bardzo się cieszę, że Wam się wycieczka podoba Pleasure Muszę przyznać, że miałam straszne problemy z wyborem zdjęć. Zrobiliśmy ich ponad 600 sztuk i przynajmniej połowa mi się podobała… Trudno jednak aż tyle tu wstawić Amazed Zapchałabym Wyspę dokładnie…

  15. Alla pisze:

    Dzieńdoberek Delighted
    Piękną, naturalną biżuterię przedstawiłaś Mirelko. Brylanciki rosy… Mgły – cudne i tajemnicze, wschód słońca przebijający się przez konary drzew, to jest, to co skowronki kochają Happy-Grin
    Żarłoczne młode jaskółki i płaczące diamentami szyszki sosny wejmutki… I ten „duch odbity w wodzie”, który pilnuje zapewne ryb przed rybołapami Wink
    Wszystkie piękne – Nadworna Pani fotograf – jest Roses-are-red

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      dołączam się w zachwycie 😀

      • Alla pisze:

        O! Cześ Krzyś 😀
        A Ty nie w plenerze??? Delighted

        • Krzysztof z Gdańska pisze:

          Bardzo chciałem 🙁
          Na działce od tygodnia winogrona fioletowieją (zaraz opadną) 🙁
          Niestety muszę dziś skończyć składanie gazetki osiedlowej (jutro rano chcę ją wysłać do przygotowania w drukarni). Piękną, ciepłą pogodę widzę tylko przez okno 🙁

          • Krzysztof z Gdańska pisze:

            No! Skończyłem (mniej więcej) skład gazetki. Teraz jazda się przebrać i do Oliwy wyprowadzić psa (moja mama, staruszka, pojechała właśnie dzisiaj do Brukseli 🙂 odwiedzić „nasz europejski” parlament 😀 a ja dostałem psa… do karmienia i wyprowadzania )
            Takie czasy nam nastali 😉
            Niestety na dziś już koniec mojej bytności na „wyspie” Za to jutro zapraszam na wspólną kawę (jak zwykle o 7.55) 😀

            Do widzenia / dobranoc

  16. Alla pisze:

    Spokojnie, cicho i kręgosłup przestał napierniczać!! Tfu x 3… i odpukać w niemalowane.. 😀
    Fajnie jest, tylko gdzie to zapowiadane ciepłe, żółte lub pomarańczowe ?? Hę?? Znowu kłamią?? Pondering

  17. miral59 pisze:

    U mnie też zimno, Skowroneczku Worry
    Jak na razie tylko 6 stopni, a docelowo ma być 14. To coś niebywałego w tutejszym klimacie, żeby o tak wczesnej porze roku było tak zimno Amazed Będę musiała zamienić sandałki na adidaski Weary To chyba w związku z tym globalny ociepleniem jest tak zimno Wink

  18. miral59 pisze:

    Małżonek siedzi na dachu i go reperuje, chociaż niedziela Wink Wczoraj padało i nie bardzo miał jak się za to zabrać. Ktoś, kto kładł nowy dach, czegoś tam nie zrobił porządnie i co prawda nie ma dziury, ale boczne, uszczelniające blachy są położone nierówno. Woda tam zacieka i dostaje się na nasz sypialniany sufit Angry Trudno mieszkać z miednicą na środku sypialni…

  19. miral59 pisze:

    A tak w ogóle, to nie napisałam, że na 4 zdjęciu, przy samolocie, widać mój samochód z siedzącym obok kierowcy małżonkiem. Z tylu widać córeczkę Happy-Grin Przeczekiwali moje szaleństwo cykania w spokoju Wink To ten szary samochód zaparkowany obok czerwonego. Pod samą górką z samolotem…

  20. miral59 pisze:

    Drabinka zrobiła się już trochę przydługa, to zacznę tutaj Happy-Grin
    Zaczynając od stycznia. Jak na całym świecie pierwszy dzień roku jest dniem wolnym od pracy.
    Potem Niedziela Wielkanocna
    Memorial Day – ostatni poniedziałek maja
    Dzień Niepodległości – 4 lipca
    Labor Day – pierwszy poniedziałek września
    Thanksgiving Day – czwarty czwartek listopada (zwykle ostatni)
    Boże Narodzenie – 25 grudnia. 26 grudnia, normalnie do pracy.
    I to wszystko. Dla szkół i administracji państwowej jest tych świąt trochę więcej, ale reszta ma tylko te Worry
    Niektóre tak jak Pulaski Day są do wyboru. Można świętować ten, albo Columbus Day. W zależności co sobie wybierze dany dystrykt szkolny, czy dział administracji państwowej, to ten jest u nich wolny od pracy. Trochę to głupie, ale tak tu jest Pleasure

  21. Quackie pisze:

    No, już jesteśmy. Właściwie cała wizyta w plenerze, mimo że liczyliśmy na jako taki poddaszek… ale okazało się, że jedziemy niego gdzie indziej, niż myśleliśmy. Różnica jakichś 50 metrów, ale w infrastrukturze – kolosalna.

    I wcale nie do ZOO, tym razem…

  22. miral59 pisze:

    Ja to tak tylko z doskoku, co jakiś czas zerkam na Wyspę.
    Robi się słonecznie, ale nie wiem czy gdzieś się wybierzemy… Sad

  23. miral59 pisze:

    Ale przed chwilą przeżyłam szok Amazed Zajęta pracą usłyszałam straszny łomot. Poleciałam do kuchennego okna i zobaczyłam, że to drabina poleciała. Leżała oparta o nasz składzik. Męża w pobliżu nie było. Aż mi się ciemno przed oczami zrobiło, bo pomyślałam, że złaził, poleciał z drabiną i wylądował za płotem, u sąsiadów. Nawet butów nie zdążyłam nałożyć, ani kurtki… wyleciałam jak stałam. Zawołałam męża po imieniu… odezwał się z dachu. To wiatr wywalił drabinę… Uffff jeszcze mi się ręce trzęsą Worry We dwójkę z synem postawiliśmy drabinę z powrotem. Ciężka jak piorun Tired Nie wiem jak małżonek może sam ją ustawiać. Taka wielka, rozkładana… Sięga naszego dachu, chociaż małżonek jej całej nie rozłożył. I jak ten wiatr mógł ją zdmuchnąć? Amazed

    • Quackie pisze:

      Ooo, nie chciałbym zapeszyć, tym bardziej, że to nie sezon, ale zdaje się, że Aleja Tornad i do Was sięga? A poza tym czy czasem Chicago nie bywa nazywana Wietrznym Miastem?

      • miral59 pisze:

        Chicago jest zwane Wietrznym Miastem, to fakt Happy-Grin I słyszałam dwie wersje genezy tej nazwy. Jedna jest oczywista. Wiatr wieje tu przez większą część roku. Czasami mniejszy, czasami prawie jak huragan.
        Drugą wersję usłyszałam chodząc tutaj do szkoły. Co prawda jeszcze za dobrze nie znałam języka i chyba nie do końca zrozumiałam, ale nauczycielka mówiła, że nazwę Wietrzne Miasto Chicago zawdzięcza tutejszym politykom. Ciągle mają wiatr w gębach… Wink
        A co do tornad… W samym Chicago zdarzają się niezwykle rzadko (a przynajmniej te o dużej sile), ale do stanu Illinois dochodzą. Jeszcze nie widziałam żadnego i jeśli mam być szczera, nie tęsknię. Mój małżonek widział takie malutkie i niezbyt silne. Rzucało po ulicy urwanymi gałęziami, ale nic więcej. Mojej byłej wspólniczce urwało dach z domu w którym mieszka. Ale też nic się nikomu nie stało i za dużych szkód nie było… Delighted

  24. Kneź pisze:

    No tak, znów przychodzę jak wszyscy poszli spać?!
    Zdjęcia obejrzane jedno po drugim. Nawłoć kandyjska (ta z pszczołą) i czeremcha amerykańska (to te bulki) takie same jak u nas. 🙂
    Ja siedzę dla odmiany nad „architekturą”. A co do ptaszków, to już mi się zdarzało je podglądać, kwiczoły w tym roku miały udany wylęg, a na początku września pstryknąłem parę ujęć wróbelkowi. Muszę tego wróbelka odkopać, jak się uporam z kolejnym nocnym szwendactwem.
    Dobranoc. Misio

    • miral59 pisze:

      Nie wszyscy poszli spać, ale niektórzy są zajęci Happy-Grin
      Jak to dobrze pokazać swoje zdjęcia szerszemu kręgowi osób. Każdy dorzuci trochę informacji i można się dokształcić. Nawet nie wiedziałam, że jest coś takiego jak „nawłoć kanadyjska”, tak samo jak nie wiedziałam co to „czeremcha amerykańska” Pleasure Co prawda nie wiem na ile będę w stanie to zapamiętać… ale zawsze mogę tu zajrzeć i sobie przypomnieć Happy-Grin
      A zdjęć wróbelków ci u mnie dostatek. Do wyboru, do koloru. Nie zaprzeczam jednak, że chętnie obejrzę i Twoje zdjęcia, Kneziu Pleasure

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Kneziu Delighted ! Kochamy wróbelki, ale kwiczoły to bym obejrzała ! Mógłbyś je pokazać ?

  25. Alla pisze:

    Dzień dobry… I odeszła śliczna, nie celebrytka, Ania.. Przegrała z tabloidami, i przegrała największą z bitew..
    Żal..

  26. Alla pisze:

    A tak ogólnie zapowiada się sympatyczny poniedziałek 😀 Bo na mym niebie, jeno drobniutkie bałwanki się przewijają. Nareszcie. No i mrozik jeszcze mnie omija. Delighted

  27. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Kawa w pełnej gotowości, proszę Państwa Wyspiarstwa.

  28. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Czy fakt, że Bóg zabiera chętniej dobrych ludzi, nie jest przejawem egoizmu? Thinking

  29. Alla pisze:

    Idę na dymka, jest chętny?? Mi potowarzyszyć? Bo Derekcja na urlopie, a samej jakoś przykro się zatruwać Wink

  30. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry 🙂
    Mglisto i sennie 🙂

  31. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Witam na kawie.
    Kawa zaparzona i czeka bo w międzyczasie pilne zadanie do realizacji (jak to zwykle w poniedziałek rano) 🙂
    Aler za chwilę zaczynam pić (kawę)

  32. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry! Przeczytałam rozmówki, wypiłam kawę, idę powoli i ostrożnie nagrzewać moje zbolałości. Uparta ta rwa, za nic nie chce odpuścić Crazy

  33. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  34. Alla pisze:

    Dobranoc…
    PS Nie jest to dobry rok.

  35. Wiedźma pisze:

    Tańce dworskie – piękne stroje i wdzięczna muzyka…. flet, ten najstarszy instrument zawsze mi się podobał. I ciekawa rzecz – wspaniały Mistrz Mozart – nie lubił fletu 🙁 No coż, niewątpliwie ” ja nie jestem Amadeusz Mozart”… Delighted

  36. miral59 pisze:

    To i ja powiem dobranoc Spanko

  37. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Zapraszam na pięterko!! Nasz Maxio dzisiaj świętuje 😀

Skomentuj Krzysztof z Gdańska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)