« Na włościach Heidecke Lake i Goose Lake »

Legendy rodzinne

Któregoś dnia Zenek wrócił do domu wcześnie, mocno podekscytowany.

– Wiesz, Kryśka, zastanawialiśmy się, co robić z tym zbliżającym się urlopem…
– No tak, miałeś pomalować łazienkę…
– Słuchaj, trafiła się fajna okazja. Pamiętasz Edka Kowala, ode mnie z biura? Edek co roku jeździ na Mazury, ma tam znajomą metę za małe pieniądze. A w tym roku, niestety, nie pojedzie – zachorowała mu matka i musi zostać w domu. Zaproponował mi, żebyśmy wykorzystali jego rezerwację – mały domek nad jeziorem, w pobliżu Giżycka.
– Dawno nie wjeżdżaliśmy, to fakt. A co z łazienką?
– Łazienka nie zając…
– No tak, wymyśliłeś sobie wyjazd na ślady przodków – zaśmiała się Kryśka. Wiedziała już, że łazienka nie ma szans w tej rywalizacji.

Ślady przodków… Kryska nie raz podśmiewała się z rodzinnej legendy, którą sam Zenek traktował na pół poważnie. Gdy był jeszcze małym chłopcem, prababcia opowiadała mu kilkakrotnie o nieszczęsnym grenadierze napoleońskim, zagubionym podczas odwrotu Wielkiej Armii gdzieś w mazurskich puszczach. Nieprzytomnego i wpół zamarzniętego znaleźli miejscowi – trafił widać na dobrych ludzi ( staruszka zwykle wtrącała w tym miejscu „nasza krew, chłopcze! Nasza krew!”), którzy go ogrzali i odkarmili. Gdy z wiosną pojawiły się zbyt liczne patrole kozackie, Francuz został ukryty na wyspie, gdzie całe lato przemieszkał w szałasie, starając się unikać dymu i brzegów. Jadł ryby łowione w trzcinach i to, co mu dowiozła cichcem córka jego wybawcy. Dziewczyna przez pół roku była jego jedyną łączniczką ze światem. Przed jesienią Francuz wykurowany i odkarmiony ruszył na zachód, a na wiosnę na świat przyszedł zdrowy i silny chłopak. Opowieść ta przekazywana była z pokolenia na pokolenie jako legenda rodzinna – jako jedyną przesłankę jej prawdziwości prababcia wskazywała swoje nazwisko rodowe: Chrzanca miało jakoby pochodzić od „Chrancuz”… Nikt już nie potrafił jednak nawet w przybliżeniu określić okolicy ani tym bardziej wyspy, której legenda dotyczyła. Zenek w nią wierzył i nie wierzył; była mu dość obojętna. Kiedyś jednak w towarzystwie, podrażniony koligacjami wywodzonymi przez współbiesiadników, pochwalił się, iż pochodzi od bohaterskiego zwiadowcy Wielkiej Armii Napoleona – to właśnie Kryśka podchwyciła i lubiła wypominać.

Niezależnie od przodków wyjazd był bardzo przyjemny. Samochód nie sprawił kłopotu, domek rzeczywiście leżał nad samym jeziorem Niegocin, las był blisko, sklep niedaleko i nawet kajak do dyspozycji. Opalali się na pomościku, pili pyszne lokalne piwo „Warmińskie rewolucje”, gospodarz czasem przywoził skądś świeże ryby, które Kryśka chętnie smażyła. Po dwóch dniach uwagę Zenka zwróciła czerniejąca w oddali wyspa, z którą pięknie kontrastował przepływający obok jacht. Postanowił następnego dnia ją odwiedzić. Nie to, żeby szukać resztek szałasu – ot, z czystej ciekawości.

Następny dzień był słoneczny i prawie bezwietrzny. Oboje wsiedli w kajak i po ok. pół godzinie byli już w pobliżu wyspy. W większości była obrośnięta trzciną, w której tu i ówdzie otwierały się mniej lub bardziej wąskie przejścia do brzegu. Na brzegu przeważnie rosło mnóstwo krzaków, ale na wschodnim cyplu wyspy obok nachylonego nad wodą drzewa otwierał się widok na pustą przestrzeń; tam postanowili dokonać desantu. Po wyjściu na brzeg Zenek starannie rozejrzał się wokół – jedyne ślady człowieka, jakie zauważył, to były stosunkowo świeże śmieci pozostawione przez wędkarzy. Zrobił jeszcze parę kroków po trawie i poczuł, że stoi na czymś twardym i płaskim. Popatrzył pod nogi i odskoczył.
goemaere
W trawie leżała wielka kamienna płyta, pokryta napisami w obcym języku. Nie znając ni w ząb francuskiego, Zenek odczytał „l’armee napoleonienne”, „Francais” i poczuł ogromną ekscytację. Przecież to były żarty tylko, a tu… czyżby? Jedyne, co mógł zrobić, to sfotografować tablicę i szukać kogoś znającego język.

Gospodarz odesłał ich dwa domy dalej, gdzie bawił na wakacjach u rodziców student. Ten okazał się miłym chłopakiem, w dodatku nieco znającym francuski – i mającym w domu internet. Wysilając pamięć i Google translatora, uzyskali następujący tekst:

Czy ta wyspa była schronieniem dla żołnierzy armii napoleońskiej?
Francuska tradycja wyspy podtrzymywana jest od ponad 180 lat. Na cześć francuskiej obecności, świadectwa stałej chętnej współpracy w rozwoju Regionu Wielkich Jezior Mazurskich Roger Goemaere (…) postawił tę tablicę 27 lipca 1997 jako symbol przyjaźni francusko-polskiej.

W zasadzie nic nie świadczyło o jakimkolwiek związku tego znaleziska z protoplastą Zenka. Mimo to od owego dnia Zenek naprawdę zaczął czuć się potomkiem bohaterskiego zwiadowcy Wielkiej Armii Napoleona i spadkobiercą 180-letniej tradycji.

I nawet Kryśka przestała sobie stroić żarty na ten temat!

93 komentarze

  1. Tetryk56 pisze:

    Może i Zenek z Kryśką są fikcyjni, ale wyspa i tablica są prawdziwe! Wink

  2. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    I co?? W każdej plotce jest ziarno prawdy! Kto wie ilu, nieświadomych swego pochodzenia, potomków żabojadów żyje spokojnie nie mając pojęcia, czyja i jaka w nich krew płynie Wink
    Wszak krew nie woda, miłość nie wybiera… Wojna czy pokój itd.. 😀
    Ma się ochotę zacytować Senatorski komentarz w tym temacie Happy-Grin

    PS Nareszcie Szef spotkał (na pewno przypadkiem 😉 ) b.sympatyczną parę, bo już myślałam, że wyjechali na zieloną wyspę lub insze wyspy szczęśliwe Wink
    Congratulations

  3. Alla pisze:

    A tera do pracy.. 🙁 Nie ma opalania, pływania kajakiem – jeno ciemne przyciężkawe niebo Conceited
    Kawusia nie bardzo pomogła, zapewne ciśnienie pikuje w dół 😀

    PS Czyżby wczorajszego wieczoru Wiedźminka padła w objęcia Morfeusza czy też Orfeusza bez zapalenia lampki ?? Wink
    A to grajek 😀

  4. Tetryk56 pisze:

    Dzień dobry!
    Ja już w pracy Tired więc kawa mi się przyda dopiero za jakiś czas Wink

  5. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Juniorzy wyprawieni na rozpoczęcie roku, można zasiadać.

    Tak mi się skojarzyło – ten Francuz z armii napoleońskiej hołubiony we dworze (no, na wyspie) zupełnie jak w „Szatanie z siódmej klasy” Makuszyńskiego, z tym że tam był jeszcze dalej na wschód niż Mazury, nieprawdaż? Niemniej to miło, że ktoś z tą tablicą się postarał.

    Z innej zupełnie beczki: magnolii na podwórzu odbiło i wypuściła kilka pąków, będzie po raz drugi kwitnąć, tyle że skromniej niż na wiosnę. Czy to wróży zimę ostrą, czy łagodną raczej? A może w ogóle nie wróży?

    • Wiedźma pisze:

      A mnie początek roku dokładnie ” zaaresztował”, bo uroczystości odwołano z powodu deszcze i Jasna Panienka nieoczekiwanie trafiła do mnie na przechowanie… Delighted

    • Wiedźma pisze:

      Ta magnolia jest młoda, Kwaku ? Bo to może wróżyć jej złą kondycję i zamiar padnięcia, niestety….:(

      • Quackie pisze:

        A młoda, mojego wzrostu. Dlaczego miałaby mieć zamiar paść? Co może być powodem?

        • Wiedźma pisze:

          Tego nie wiem, może coś jej nie odpowiadać – gleba albo otoczenie ? Często zdarza się, że drzewo zakwita po raz drugi, a potem umiera. Nie wiem czy pamiętasz jak pisałam i pokazywałam śliwę kwitnącą w środku zimy ? Już jej nie ma. 🙁

          • Quackie pisze:

            Hmmm. To wygląda tak – na podwórku jest nieduży trawniczek w kształcie litery „L”, jedno ramię, bo ja wiem, w przybliżeniu jakieś 4 x 10 m? W tym miejscu rosły kiedyś dwie topole, które zostały ścięte, a ponieważ pozostałości uparcie wypuszczały odnogi i korzeniami podważały podwórko – zamordowane glifosatem (Roundupem). W tej chwili już chyba nie mają zamiaru odrastać. Kilka lat po ich ścięciu została posadzona magnolia, która (poza tym drugim kwitnieniem) pięknie rośnie, co roku jest kilkanaście jak nie kilkadziesiąt cm wyższa, i nawet mamy kłopot, bo wolelibyśmy, żeby była bardziej drzewiasta, a ona się rozkrzewia nad ziemią (przy okazji – wiesz może, czy i kiedy można podciąć takie przyziemne gałązki, żeby zrobić z krzewu – drzewo?).

            • Alla pisze:

              A wiesz Quackie, ja mam 4 rododendrony i jeden zawsze dwa razy kwitnie. Oczywiście, że drugie kwitnienie jest mniej obfite. Mam go co najmniej od piętnastu lat. Bardzo wolno rośnie mimo, że jest najstarszym krzewem pośród swych braci i najmniejszym 🙂

              Ja bym jej nie przycinała. Niech rośnie jak jej wygodniej 😀
              Może należałoby zapytać gdzieś na ogrodniczym w sieci?

              • Quackie pisze:

                Aaale udrzewienie jej jest pożądane, inaczej będzie gęsty krzak bez możliwości podejścia, nie mówiąc już o trudności w przycięciu trawy pod magnolią podczas koszenia (zgadza się, patrzę pod kątem tzw. dobrze pojętego własnego interesu).

    • Mania pisze:

      Kwaku ! Magnolie tak często mają ,że w sierpniu kwitną drugi raz, ale mizerniutko i kwiaty mniej widoczne bo liści masa je przesłania.. Moja magnolia też zakwitła w tym roku, wydaje mi się ,że ma to raczej związek z tym, że po okwitnięciu wczesną wiosną nagle się znowu mocno oziębiło ( taka mini symulacja zimy) i one to mogły przyjąć jako bodziec do założenia pąków do zakwitnięcia jeszcze w tym roku.. Jak mówię tak mi się wydaje, ale głowy nie dam.. Thinking

      • Mania pisze:

        We wsi u sąsiadów drugi raz zakwitły rododendrony, ale tylko białe..
        A magnolię można przyciąć w terminach podanych przez Wiedźminkę.. Kilka lat temu, jak jeszcze posesja nie była ogrodzona, moją magnolią zainteresowały się jelenie ( jak zresztą wieloma innymi drzewami i krzewami niestety Cry-Out ) i mocno ją poturbowały. Przez rok była słabsza, ale potem pięknie się rozkrzewiła i teraz to już duże drzewo. Delighted

  6. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Oto jak prosty kamień potrafi podbudować życie człowieka.

  7. Mania pisze:

    Dzień dobry ! Buziaczki

    I znikam od razu , będę po 22 niestety… Worry

  8. Wiedźma pisze:

    Historyjka o przodku ze zwiadu napoleońskiego jest bardzo prawdopodobna; sama znam ludzi ze spolszczonymi nazwiskami…. metodą ” zrostu” jak La Fayette= Lafayette De Larzac = Delarzak tyle, że owi grenadierzy jednak nie wracali do pięknej Francji. …. Happy

    • Quackie pisze:

      A mnie się kojarzy tak na odwrót – z opowieścią rodzinną, jak to w jednym z krajów frankofońskich ktoś-tam z rodziny szukał dalekich, dalekich krewnych, którzy tamże emigrowali z Polski wiele dekad temu. Poszukiwana rodzina nazywała się – że sobie pozwolę na niedyskrecję – Hajczakowie. Poszukujący miał pewne tropy, które prowadziły go w kierunku konkretnej miejscowości, ale nikt tam nie znał takiej rodziny… aż poszukiwacz pokazał komuś kartkę z NAPISANYM nazwiskiem. „Aaa! Mais oui! La famillie EGZAK!” – bo tak miejscowi wymawiali polskie nazwisko 😉

  9. Alla pisze:

    Przespałam całe popołudnie… I nie jestem zbyt tomna, a to znaczy, że zaraz się wyłożę.
    Dobrej nocy 🙂

  10. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Chociaż u Was to bardziej dobry wieczór Delighted
    Wróciłam do domu po wyjeździe i muszę teraz odpocząć Pleasure
    Namiot i jeszcze parę rzecz suszy się w ogródku, a ja mam w pokoju całą stertę rzeczy do segregacji… czyli co na dół na półkę, co do prania… Czyli do popotem Buziaczki

    • Tetryk56 pisze:

      Witaj, Miralko!
      Rozpakuj się spokojnie i odpocznij po łykendzie! A potem nam opowiesz 😉

      • miral59 pisze:

        Witajcie z powrotem Delighted
        Namiot i reszta już sucha, pranie się robi i trochę już tego zebrałam z pokoju Happy-Grin Jest nawet którędy przejść Wink Przyjemnie się wraca, ale zawsze jest od metra i ciut ciut tego porządkowania. Tym bardziej, że jak to się co poniektórzy śmieją, zabieram ze sobą pół domu Wink

        • miral59 pisze:

          A co do opowieści, to mam już prawie gotową opowieść z wycieczki do Goose Lake Wink
          Teraz byliśmy trzy dni, to jest tego trochę… Tylko moich zdjęć jest prawie 600, a jeszcze małżonek i synek pstrykali… Pleasure
          Ale na pewno je przebiorę i pokażę Happy-Grin
          Oczywiście nie wszystkie… postaram się wybrać ze 40 sztuk Wink

          • Wiedźma pisze:

            Jesteś nie tylko podrózniczką, Mirelko ! Jestes też szalona pracusia 🙂 No!No!

            • miral59 pisze:

              Jaka tam ze mnie pracusia? Pondering Chyba nikt nie lubi mieć w domu bałaganu i to chyba normalne, że człowiek stara się jak najszybciej to wszystko pozbierać, pomyć i pochować. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z Was miał w domu bajzel na kółkach i sobie spokojnie siedział i czekał nie wiadomo na co Happy-Grin A samo jakoś, kurcze, nie chce się zbierać i odkładać na miejsce Wink
              Ubranka poprałam, jeszcze do prania ręczniki, śpiwory i koce i będę mogła poukładać wszystko do końca Pleasure
              Dobrze, że mam dorosłe dzieci i małżonka i sama nie muszę wszystkiego robić Happy-Grin Córeczka zrobiła porządek w kuchni, pomyła część naczyń, część zapakowała do zmywarki, wypakowała nasze lodówki i „spiżarkę”. Zawsze to duża część pracy mnie ominęła Happy-Grin Małżonek z synem pomogli mi złożyć wysuszony namiot i nasz „siatkowy domek”, który zwykle rozstawiamy nad stołem. Przynajmniej komary nas nie żrą… Chłopcy poznosili też wszystkie cięższe rzeczy na dół, do piwnicy. To dzięki wspólnej pracy mamy już prawie wszystko w porządku Happy-Grin Resztę tygodnia zasuwam jak dzika i nie będę miała czasu na porządki, także musiało to być zrobione dzisiaj.
              I nie jest to pracowitość, a przymus Worry

          • Mania pisze:

            Poklon

            Chylę czoła !

  11. Wiedźma pisze:

    Senni i zmęczeni Wyspiarze ? Kwak zaraz zamieści jakąś urokliwą dobranockę, a ja niebawem zapalę lampkę 🙂

  12. Mania pisze:

    Mistrzu T. Tak pięknie i sugestywnie opisałeś uroki urlopu na Mazurach , z kajakiem i piwkiem w tle, a do tego romantyczną historią, że i mnie się zachciało urlopu nad wodą.. Ale w październiku ? Muszę może coś na przyszły rok wymyślić…

    • Wiedźma pisze:

      Maniu – a babie lato ? jesień nad wodą jest przepiękna …. Delighted

      • Mania pisze:

        Tak wiedźminko, owszem , tylko od wody ciągnie i w kościach łupie Sad Worry

        • miral59 pisze:

          Ajtam, ajtam!!! Od wody zawsze ciągnie, nawet latem Wink I nie wiem jak Ciebie, ale mnie w kościach łupie bez względu na porę roku… Jak się ma artretyzm, to nie trzeba jechać nad wodę, żeby poznać swoje kosteczki Pleasure
          A jesienią nad wodą jest cudnie, szczególnie jak nie musisz mieszkać pod namiotem Wink

          • Tetryk56 pisze:

            I tu widzę m.in. wyższość jachtu nad innymi formami włóczęgi: solidny domek zawsze pod ręką. A od ślimaka na ogół szybszy Wink

    • Tetryk56 pisze:

      Maniu, w czasie kiedy moja córa jeszcze studiowała, chętnie pływaliśmy po Mazurach we wrześniu. Fakt, chłodniej, krótsze dni i zimniejsza woda – ale za to jeziora puste, porty niezatłoczone, a barwy puszczy na brzegach nie do opisania… Sznury ptaków na niebie, jedne już w szyku, inne w trakcie sejmików przedodlotowych…
      Każda pora na Mazurach ma swój smak 🙂

  13. miral59 pisze:

    To jeszcze dwa słowa na temat opowieści Mistrza T….
    Cudna i romantyczna…
    Ciekawa jestem ile w tym jest fikcji, a ile faktów. Thinking
    Chyba po przejściu każdej armii rodziły się dzieci. Niektóre jak z tej opowieści, niektóre z gwałtów. I to nie tylko w Polsce…
    A tą tablicę, to chyba jakiś potomek tego napoleońskiego żołnierza tam położył… To też romantyczne Delicious

  14. Alla pisze:

    Przymulone dzień dobry bardzo Daze
    Patrze gdzie się wyłożyć… Zimny prysznic nie pomógł.
    Jednej króciutkiej godziny zabrakło na porządne rozbudzenie. Wszystko przez ten deszcz, który równiutko od wczoraj siąpi.
    No to narka Happy
    PS Aż mi się oczy zrobią wielkie, jak tej zaazulce powyżej 😉

  15. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Obudzony i na stanowisku (choć też wolałbym jeszcze pospać 🙁 )

  16. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Pięknie dziękuję za uwagi w kwestii magnolii, spróbujemy zatem późniejszą jesienią wprowadzić je w czyn. A póki co… pracka, bo zleceniodawca wrócił!

  17. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 Mam dobrą wiadomość : przestanie padać ! U mnie już nie pada, za to są grzyby 🙂

    • miral59 pisze:

      Na grzyby to bym się też wybrała Delicious
      Nawet nie wiem czy gdzieś w naszych okolicach można takowe zbierać. Co prawda w parkach stanowych czasami widuję, ale tam nie można niczego zrywać. Za złamanie zakazu są takie kary, że drogo by mnie te grzyby wyniosły… To znaczy samo zbieranie, bo i tak by mi cały plon zabrali Pondering
      Córka mówiła mi, że matka jej koleżanki co roku chodzi na grzyby i targa koszami… tylko musiałabym jechać do Colorado, a to trochę daleko Wink Do córki mam 997 mil, czyli 1595 km… Jak daleko od jej domu te grzyby rosną, nie mam pojęcia Worry

  18. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Na razie nie wiem jaka u mnie pogoda, bo ciemno Wink Z tego co wyczytałam, ma być 28C i częściowe zachmurzenie, ale bez deszczu… Zobaczymy… Delighted

  19. Quackie pisze:

    Rrrany, wczorajszy dzień był tylko przygrywką. Koniec wakacji, koniec urlopów, ale – co gorsza – niektórzy je dopiero zaczynają, więc przekazywanie obowiązków, próby znalezienia kozłów ofiarnych jeżeli chodzi o zaległości (na szczęście to dotyczy mnie baardzo pośrednio)… Słowem, ruch w interesie, a nawet w liczbie mnogiej.

    • miral59 pisze:

      Mistrzu Q, ja to nazywam „spychoterapią”. Moje szczęście ślubne czasami to stosuje. Bronię się przed tym jak mogę Wink

      • Quackie pisze:

        Noo, to chyba w każdym małżeństwie zachodzi. Chciałem napisać „z chlubnymi wyjątkami”, ale jakoś żaden mi nie przychodzi do głowy. W niektórych związkach to jest bardziej uprzejme, kulturalne lub zawoalowane, w innych – bardziej bezpośrednie lub wręcz chamskie, ale praktycznie w każdym zachodzi.

  20. miral59 pisze:

    Zapraszam pięterko wyżej Delighted Trzeba się trochę dotlenić Wink

Skomentuj Quackie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)