W niedzielny poranek obudził mnie świergot ptaków i ból rąk. Zapomniałam zabrać swoje „mankieciki”, w których śpię i oczywiście zemściło się to na mnie… Wstałam cichutko, żeby nie zbudzić małżonka… Oczywiście pierwsze kroki do łazienki… Gdy wróciłam, męża już w namiocie nie było. Też był w łazience 😀
Oczywiście śniadanko, kawka… Małżonek czuł się już dobrze, co niezmiernie mnie ucieszyło. Była szansa na normalność…
Zastanowiłam się co będziemy robić i zaproponowałam spacer do jaskiń. Według szkicu, powinna to być trasa pięciomilowa, czyli ośmiokilometrowa… Plus trasa w bok do jaskiń (ok. 1 mili, czyli ok. 1,6 km) Da się przejść bez problemu… Wyruszając spojrzałam na zegarek… 6:31…
Było chłodno, komarów jak na lekarstwo… Szło się nam znakomicie. Jedynie buty momentalnie zrobiły się mokre od rosy… Szliśmy Meadow Valley Trail, czyli „szlakiem łąki w dolinie”. Zdziwiło mnie, że łąki to tam było niewiele, a trasa wiodła głównie lasem…
Muszę przyznać, że szlak nie był dobrze oznakowany. Na rozwidleniu dróg powinny być strzałki, żeby było wiadomo którędy iść… a nie było. Nic więc dziwnego, że zmyliliśmy drogę i zabłądzili… Po dłuższym błądzeniu znaleźliśmy się koło amfiteatru… Doszłam do wniosku, że powinniśmy chyba pójść ścieżką do plaży, bo o ile mnie pamięć nie myli, widziałam tam kierunkowskaz do tego Meadow Valley Trail. Poszliśmy i faktycznie znaleźliśmy tą ścieżkę.
Komary powstawały i w formie tabunu pojawiły się nad naszymi głowami. Jeszcze przy namiocie wypryskałam nas środkiem odstraszającym te małe krwiopijce, ale dłoni i twarzy nie pryskałam… Często udawało mi się utłuc dwa na raz… tak nam obsiadały te niepopryskane miejsca…
Małżonek zaczął pomału tracić cierpliwość i w pewnym momencie powiedział, że te komary to tylko jeden bzyk. Nie wiem dlaczego, ale to stwierdzenie strasznie mnie rozśmieszyło i całkiem nieźle kwiknęłam. Małżonek się obraził i powiedział, że nie widzi powodu do śmiechu. Niby nie…
Przy samych jaskiniach komarów jakoś ubyło. Może było dla nich za sucho? A może za wysoko?
Obchodziliśmy skały dokoła. W pewnym momencie małżonek doszedł do wniosku, że możemy się wdrapać na górę… i oczywiście poszedł, a ja za nim. Jakoś tak dziwnie nogi mi się trzęsły, szczególnie gdy popatrzyłam w dół (chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego robić). Zaklinowałam się w połowie… Po suchych liściach nogi ślizgały się i co chwilkę zjeżdżałam w dół. Ledwo się wdrapałam…
Męża już nie było widać. Obszedł jedną część tych skałek i wrócił do mnie. Poradził, żebym w tamtym kierunku nie szła, bo trafię tylko na urwisko… Razem obeszliśmy drugą część tego skalnego grzbietu… nic ciekawego…
Trzeba było zejść na dół, ale jakoś nie mogliśmy znaleźć którędy… Co się podchodziło do krawędzi, to była pionowa ściana, albo rumowisko kamieni nie do przejścia… Po dłuższych poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy!!!
Nie doszliśmy do końca tego szeregu jaskiń (a właściwie jaskiniek, bo wejść do nich można było tylko na czterech, a i to nie za daleko). Małżonek zaczął narzekać, że znowu go ta alergia bierze, a nie wziął ze sobą tabletek. Zawróciliśmy, chociaż na tablicy informacyjnej wyczytałam, że w jaskini mieszkają nietoperze… Mamy do tego parku jechać we wrześniu z dziećmi, to jeszcze zdążę tam zajrzeć…
Dalsza droga znowu wiodła przez bagniste lasy. Małżonek ułamał sobie dwie gałązki i nimi oganiał się od komarów 😀 Złamał nie tylko gałązki, ale i prawo, bo w parku niczego nie wolno zrywać 😉
Po długim marszu wyszliśmy w końcu z lasu na otwarty teren. Powiew wiatru i słoneczko przegoniły komary. Do namiotu mieliśmy już niedaleko (zostało może ze dwa kilometry)…
Byłam zmęczona. Noga nasuwała całkiem nieźle i chciałam odpocząć. Ale najpierw trzeba było zadbać o męża. Zrobić coś do picia, żeby mógł wziąć lekarstwo. No i małą przegryzkę, bo było już po południu. Mąż postanowił pojechać do sklepu. Jak mi wytłumaczył, tam żadne pyłki nie latają, jest suche i schłodzone powietrze…
Zostałam. Próbowałam jakoś ułożyć nogę. Weszłam do namiotu… było duszno i gorąco, kocyk położony na powalonym drzewie, gdzie położyłam nogi siedząc na składanym krzesełku, też nie wydał mi się wystarczająco wygodny. Wyciągnęłam zapasowy materac i go nadmuchałam. Położyłam w cieniu… też nie było mi dobrze… Tak się woziłam chyba ze dwie godziny… do powrotu małżonka.
Wrócił zadowolony, bo po tym sklepie poczuł się lepiej. Zaproponował kolejny spacer. Oczywiście zgodziłam się. I tak nie dałam rady uleżeć… Poprosiłam tylko, żebyśmy zajechali nad jezioro. Chciałam wymoczyć nogi. Połaziliśmy przy jeziorze ze trzy godziny 😀 A na koniec pospacerowaliśmy trochę po plaży i po wodzie. Noga przestała aż tak boleć… znaczy moczenie pomogło 😀
Wróciliśmy do namiotu, gdy było już ciemno. Ognisko, kiełbaski i nareszcie jako tako romantycznie…
A w poniedziałek od rana: pakowanie, składanie i do domu!!!
« Governor Dodge State Park | List do hetmana » |
03
cze 2014
Zapraszam do podziwiania
Ptaszki są bardzo ciekawe, ciekawsze niż ludzie
Chociaż w pewnym sensie jesteśmy podobni… Też są pracowite i skrzętne, ale i obiboki, które tylko patrzą jakby wykorzystać do swoich celów innych, albo jak by się nie narobić i mieć 
Brawo, Mira! Piękne ptaszki! Udane polowanie! 😉
Dzień dobry

Nadal nie wszystkie zdjęcia są takie jakbym chciała, ale już więcej nadaje się do użytku…
Cieszy mnie niezmiernie, że Wam się moje pierzaste podobają
Złapanie takiego ptaszka w kadr jest niezwykle trudne i wymaga pewnej wprawy. Teraz już więcej zdjęć mi wychodzi, ale na początku?!!! To miałam sam ogon, to tylko miejsce po ptaszku, to kawałek skrzydła
Pisałaś, ze masz bardzo dużo zdjęć, więc domyślam się, że sporo czasu zajmuje Ci przygotowanie takiego pokazu . Ku naszej niezmiennej radości
Trochę mam pracy z tymi zdjęciami, to fakt… Tylko jak pisałam, nie wszystkie nadają się do użytku i je po prostu wywalam. Po pierwszym przejrzeniu z 400 moich zdjęć, zostało 300. Ta setka, to były jakieś rozmazane, niewyraźne, czy tylko kawałek ptaszka
Szkoda miejsca na dysku na takie badziewie i ta część selekcji jest łatwa, bo przeglądając, klikam na czerwony krzyżyk w prawym dolnym rogu i zdjęcie ląduje do kosza
Najtrudniej jest wybrać te, które mają iść do prezentacji, bo często kilka podobnych do siebie zdjęć mi się podoba i nie umiem się zdecydować
Samo zmniejszanie, żeby pasowało do naszej galerii, to już mały pikuś. Od Szakala (kumpel z internetu) dostałam bezpłatny program do tego. Tylko wrzucam tam te zdjęcia (wszystkie na raz), klikam i same mi się zmniejszają do podanych rozmiarów 

A mam co zmniejszać, bo moje w oryginale mają 5184×3888, a męża są jeszcze większe 7360×4912. Do galerii zdjęcie nie może być większe niż 800×600
Dzień dobry !
Zamiast się przywitać poleciałam oglądać mirelkowe fotki. Mamy już prywatny atlas ptaków !
Pisałam w pierwszej części swojej relacji, że usłyszałam miauczenie kota i zaczęłam się za nim rozglądać. Nie znałam tego ptaka, także może i odzywał się innymi głosami, ale moją uwagę zwróciło właśnie miauczenie. To było bardzo dziwne i niespotykane
Nad jeziorami słyszałam wiele głosów ptasich i nawet niektóre umiem już rozpoznawać
Pomaga to w znalezieniu ptaka. Żałuję, że nie udało nam się dorwać dzikich indyków. O świcie słyszeliśmy ich gulgotanie, ale na oczy się nam nie pokazały… a szkoda 
Podejrzewam, że indyki nie znają się na kalendarzu, więc obawiają się, że Święto Dziękczynienia może być za pasem… 😉
Być może masz rację
Ale faktem jest, że w stanie dzikim są one bardzo płochliwe. Na campingach było masę ludzi, to i indyki trzymały się z daleka, bez względu na nasze, ludzkie święta 
Opisując ptaki, korzystam z własnej pamięci, ale też i zaglądam do cioci Wiki. Często w polskiej wersji niczego właściwie nie ma, to zaglądam do angielskojęzycznej, a na dodatek mam atlas i tam też są różne ciekawostki. Najgorzej jest ustalić konkretne dane, gdy w każdym z moich źródeł podane są różne parametry. Nie bardzo wtedy wiem, kto z nich napisał prawdę
I jeśli chodzi o wymiary ptaków, to po prostu wyciągam średnią
Nie jest to może dobry sposób, ale na lepszy jeszcze nie wpadłam 
Zapomniałam opisać jeszcze jedno zdarzenie z wyjazdu…
Facet pogonił za tym szopem, chociaż nie bardzo wiem po co? Przecież i tak po szopie dojadał nie będzie
I muszę przyznać, że chyba zwierzątko doszło do tego samego wniosku, bo nawet za szybko nie uciekało
W niedzielę znowu zobaczyłam tego szopa. Wróciliśmy do namiotu, gdy było ciemno, ale odblask z ogniska rozświetlał kawałek lasu… Szop skradał się cichutko… Przystawał i niuchał. Chciałam pójść do tych ludzi i ich uprzedzić, ale małżonek mi powiedział, że nie warto. Jak nie umieją pilnować swego żarcia, to niech dokarmiają dzikie zwierzątka
Przyznałam mu rację… Ale tym razem szop nie miał takiego szczęścia i niczego nie udało mu się ukraść…
W sobotę wieczorem (już była szarówka), na sąsiednim miejscu biwakowym podniósł się wrzask. Balujący ludzie nie zauważyli szopa pracza, który podkradł się cichutko i ściągnął im ze stołu spory kawał mięcha
Świetna historia, chociaż ktoś wychowany na filmach rysunkowych studia Hanna-Barbera pewnie spodziewałby się misia Yogi 😉
A serio, to tylko czekam, aż podobne historie zaczną zdarzać się i w Polsce. Fama głosi, że szopy przywieźli w charakterze żywych maskotek żołnierze amerykańscy, stacjonujący w Niemczech (w Rammstein i innych bazach), część szopów w latach 80′ pouciekała i zaadaptowała się do europejskich warunków i od tej pory posuwają się na wschód. Są już w lubuskiem, aczkolwiek przyrodnicy oceniają, że na razie nie stanowią zagrożenia dla polskiego ekosystemu (co dziwne, bo gatunek a)wszystkożerny, b) łatwo się adaptuje, c)ma chwytne łapki, ale w sumie może i dobrze).
To zależy od źródła z którego korzystasz. Nie pamiętam już dokładnie gdzie o tym czytałam, ale pisało, że była ferma tych zwierzaków i też część z nich uciekła. I niektórzy przyrodnicy biją na alarm, bo szopy stanowią zagrożenie dla rodzimych gatunków ptaków i zwierząt. Czyli zgadza się to o czym pisałam. W zależności od tego gdzie czytasz informacje, podaje się różne fakty. I to diametralnie różne.
Moim skromnym zdaniem, szopy pracze stanowią zagrożenie i to z wielu powodów. Przede wszystkim, nie mają naturalnych wrogów, jak tutaj, czyli mogą się rozmnażać do woli i nic nie zmniejsza ich populacji. O innych zagrożeniach pisałeś. Dzięki tym chwytnym łapkom mogą bez problemu dobierać się do gniazd ptasich (wyżerają nie tylko jajka, ale i pisklaki), ale i norek różnych mniejszych zwierzaków.
Dwa lata temu, na biwaku, też mieliśmy przygodę z szopami. To było wtedy, gdy z Majeczką pojechaliśmy nad Devil’s Lake. Głowę miałam zajętą czymś innym i nie pomyślałam o szopach. Po ognisku i zakrapianej kolacji po prostu poszliśmy spać. Jeszcze nie zasnęliśmy, gdy od strony stołu doszedł nas rumor. Od razu wiedziałam, że to szopy
Podojadały to co zostawiliśmy, wychłeptały nawet zostawiony alkohol
Zerwaliśmy się na równe nogi i przegonili intruzów. Na następny dzień, a właściwie wieczór, jeszcze siedzieliśmy przy ognisku, gdy znowu przyszły. Małżonek ganiał je dokoła stołu, a one jakoś nie za bardzo chciały uciekać 
Nie chcę potem po nich dojadać, ani korzystać z naczyń, w które one wsadziły swoje mordki 
Zwykle pilnujemy nie tylko naszych zapasów żywnościowych, ale i nie zostawiamy śmietnika na noc. Co się da, chowamy do zamykanych solidnych pojemników (mniej solidne szopy poprzegryzają albo otworzą, gdy czują zapach jedzenia), a niektóre rzeczy (jak worek ze śmieciami) zamykamy na noc w samochodzie. Po ogniskowej kolacji myję nawet ceratę na stole, żeby nie pachniała jedzeniem. Szopy mają dobry węch i znajdą każdą schowaną rzecz
Świetna historia! W ogóle jak się poczyta komentarze, to materiału jest tu na dwa albo i trzy nowe wpisy! 😀
Jeszcze przed pracą chciałabym odpowiedzieć Mistrzowi Q

Nie zabijali przecież tych jaskółek, a tylko zimą, czy bardzo wczesną wiosną pozdejmowali ich gniazda, w nadziei że jaskółki znajdą sobie inne miejsca. One odlatują na zimę w cieplejsze rejony… Na pewno, gdy jaskółki złożą jajka, to już do następnej zimy, czy wiosny nikt tego nie ruszy…





Całą sztuka polega na tym, żeby ze zrobionych zdjęć wybrać te jakby pozowane… Gdyby to było tylko wołanie „Next!”, całe to robienie zdjęć nie byłoby tak pasjonujące, a „ustrzelenie” nowego ptaszka ani trochę nie emocjonujące…
Pracownicy parku mają trochę inne prawa niż my, turyści. To że nie można niczego zrywać jest słuszne. W Polsce, na terenach parków narodowych też taki zakaz istnieje. Gdyby tak każdy sobie urwał po gałązce, to w krótkim czasie zamiast lasu byłaby pustynia… Pracownicy mają zadbać o komfort turystów. Przede wszystkim. Z tego mają kasę, niestety
Z wroną… Nie wiem, czy mi się tylko wydaje, czy ma ona u nasady dzioba żółte plamki. Może to być młoda, nie do końca lotna wrona. Siedzi na gałęzi i czeka na rodziców, którzy jeszcze ją karmią. Ta gałąź była w pewnym oddaleniu od miejsc campingowych i nie sądzę, żeby tam można było znaleźć jakieś jedzonko… Masz rację. Wrony są inteligentne i zmyślne…
Łuszcz podoba mi się straszliwiście i dlatego na niego od tak dawna polowałam. Żałuję tylko, że nie udało się nam „ustrzelić” go w locie. Ma piękny układ biało-czarnych plam na skrzydłach i nawet bez tej czerwonej piersi wygląda cudnie
Na tego łuszczaka indygo polowałam głównie ze względu na ten cudny niebieski kolorek. Rodzina kardynałów jest spora, ale chyba tylko ten czerwony (Northern Cardinal) jest aż tak popularny…
Na temat przedrzeźniacza już odpowiadałam, to nie będę się powtarzać…
Sępniki nie latały całym stadem, tylko kilkoma mniejszymi. Ale wrażenie faktycznie było piorunujące… Gdzie nie popatrzysz na niebo, tam czarne cienie tych wielkich ptaków
W sumie, to nie tylko epoletniki atakują swoich agresorów. Inne ptaki też potrafią. Myszołowy nie umieją na taki atak odpowiedzieć, bo nie łapią swoich ofiar w locie. Gdyby któryś z tych epoletników usiadł na ziemi, czy gałęzi, to długo by nie pożył
Gęsi mają o tyle lepiej niż my, ludzie, że ich dzieci dorastają nieporównywalnie szybciej i już na jesieni rodzice mogą sobie lecieć gdzie chcą i dzieci przestają zawracać im głowy. Z ludźmi jest dużo gorzej
Czas mi do pracy

Miłego dnia życzę
Za małą chwilkę idę kręcić.
A ja się kręcę w kółko nad tym nowym systemem… 🙁
No proszę, jacy dzisiaj Wyspiarze zakręceni! A ja skończyłem kręcić i chwilę jeszcze popracuję!
Czasami wydaje mi się, że jestem jakaś zboczona
Dziś znowu znalazłam nowe gniazdo!!! Tym razem dziwonii ogrodowej. Dwa tygodnie temu pokazywałam Sandy gniazdo drozda wędrownego, którego oni nie zauważyli, chociaż było uwite przy oknie ich sypialni
Dzisiaj Mark mi powiedział, że widział to gniazdo, ale nie wiedział czyje to jest, bo nie widział przy nim żadnego ptaszka. Ja widziałam
I nawet obcykałam tatusia i malucha
Na sąsiednim drzewie kardynał wije sobie gniazdko. Ciekawe czemu tak późno? Czyżby poprzednie ktoś mu zniszczył?
I tak sobie pomyślałam, że pewnie dlatego zauważył gniazdo. Chociaż on głównie robi zdjęcia martwej naturze i akty. U niego w domu widziałam sporo tego. Akty nie tylko kobiece, ale i męskie
Mark jest specjalistą i prekursorem w dziedzinie… no właśnie… Nie wiem na czym to polega. Coś tam w angielskiej nazwie jest „silver”, czyli srebro. Wiem też, że wypala jakieś tam matryce i ma w domu całe laboratorium. Ale jakoś nigdy nie zapytałam go na czym to wszystko polega.
A tak w ogóle, to Mark jest zawodowym, uznanym fotografem
W każdym bądź razie, ma u siebie na domu gniazdko
Tradycyjnie spadam na górę do spania

Oczywiście miłego dnia wszystkim życząc
Dzień dobry, chociaż dla mnie o tej porze słowo „dobry” jest stanowczo na wyrost. Zaraz jadę odwieźć Najjuniora pod szkołę na wycieczkę do stolycy. A potem się zobaczy, pewnie praca jak wczoraj… Czyli bez szaleństw.
Witam, dołączam ukradkiem… bo chyba ja też jestem zboczony!
Wszyscyśmy tu są jak jeden Wyspiarz. Inaczej byśmy nie wchodzili na Wyspę, no nie?
Dzień dobry ! Podpisuję listę spóźniona i w ogóle jakoś opóźniona..
Dobrze ,że tak czy owak udało mi się dzisiaj zaglądnąć… Jutro rano o 6 —
D O D O M U !!!!!!!!
Tym razem tęsknię niesamowicie , choć po 11 latach powinnam się przyzwyczaić ,że mnie tam nie bywa.. Postaram się choć kilka razy dzisiaj zajrzeć tu ale , nie obiecuję za wiele.. Jeszcze tyle drobiazgów do dokończenia , no i przecież jeszcze trwa dzień pracy ostatni… Miłego dnia wszystkim !
Dzień dobry Maniu
Nie jest ważne jak Ci wyedytowało i tak widać, że się cieszysz
I to najważniejsze!!!! Jakby co, to od razu życzę Ci miłej i bezpiecznej podróży 
D O D O M U miało być ale mi się jakoś nie wyedytowało dobrze
Znowu to samo.. Nie próbuję więcej bo nie mam czasu..
Eee, wygląda, że edytor sam usuwa nadmiarowe spacje. Pewnie jest na to jakiś chytry sposób, ale ja go nie znam…
jest jest jest!
zamiast spacji wpisujemy to powtarzamy kilka razy
Znasz się najlepiej Tetryku, ale nie wierzę
Dzień dobry
Dzień dobry
Całe szczęście akurat te zboczenia nie są groźne i do przyjęcia 
No proszę, czyli nasza Wyspa, to Wyspa Zboczeńców
Dobry Wieczór ! Pozdrawiam wszystkich przyjaciół, powoli wracam do realu. W przyszłym tygodniu wybieramy się do Darłówka na trzy tygodnie, pewnie pozwoli to na pogodzenie się z rzeczywistością.
Witaj, Stateczku!
Dobry wieczór! Jak miło powitać! Co prawda właśnie idę kręcić, i wrócę już pewnie na dobranoc, ale w niczym to nie zmniejsza radości.
Witaj Stateczku !
Pojęcia nie masz, jak bardzo mnie ucieszył Twój wpis ! Najserdeczniej ściskam Cię w pół 🙂
Witaj Stateczku !
Pojęcia nie masz, jak bardzo mnie ucieszył Twój wpis ! Najserdeczniej ściskam Cię w pół
🙂
.. nie wiem dlaczego dwa razy, ale to chyba z tej uciechy, że oto jesteś !
I śpieszę powitać Stateczka
Nawet nie wiesz jak się cieszę z Twojego wpisu
Szkoda, że nie ma w emotkach podskakującego serducha, to niech będzie pulsujące 
Dzień dobry
Wczoraj (u Was) wyszłam sobie na papierosa przez garaż. Coś strasznie załomotało w krzakach. Zamiast się wystraszyć, popatrzyłam uważnie. Za krzakami stała sarenka
Udając, że na nią nie patrzę, wyszłam na drogę, bo za krzakami była prawie niewidoczna i zdjęcia na pewno by nie wyszły (i to właśnie też bzik 😉 ) Stojąc na asfaltówce widziałam ją już dokładnie – na dosłownie kilka kroków
Trochę się wystraszyła aparatu, bo odbiegła kawałek i stanęła przy podjeździe sąsiedniego domu. Chyba byli tam ludzie, bo popatrzyła niepewnie… potem odwróciła się, popatrzyła na mnie, znowu na podjazd… a potem zawróciła. Szła dość niepewnie, jakby z wahaniem… przystając co chwilę… Może na trzy kroki ode mnie przystanęła. Prawie się nie ruszałam, żeby jej nie spłoszyć
Przez moment patrzyłyśmy na siebie… Uspokojona moim bezruchem, wolniutkim krokiem podeszła do krzaków i zaczęła je ogryzać. Wybierała tylko młodziutkie, świeże gałązki… Wróciłam do domu wolno, żeby jej nie spłoszyć. Sąsiedzi i tak będą przycinać ten żywopłot, to najwyżej mniej im zostanie do cięcia
Ale sarenka była śliczna.
Pewnie jak Skowronek to przeczyta, to znowu powie, że jakoś nie umie się sarenkami zachwycać, bo najładniejsze róże jej wyżerają, ale ja mogę, bo moich nie jedzą (nie mam)
Idę spać, bo już czas i pora
A że weekend już blisko, to tym bardziej 
Miłego dnia życzę
Jeszcze zanim pójdę spać… coś mi się przypomniało. W poniedziałek byłam u Sandy i Stevena. Oczywiście od razu pognałam do ich sypialni, żeby popatrzeć na gniazdko drozda. Było puste!!! Poleciałam do Sandy i zapytałam co się stało?
Oni mają dwa psy i Sandy się obawiała, żeby któryś z psów nie złapał takiego malucha.
Ale jakoś nie mogłam jej uwierzyć. Przecież dwa tygodnie temu to były świeżo wyklute pisklaki, jeszcze ślepe!!! Dziś sprawdziłam na internecie. Po polsku nie ma tam za wiele informacji, ale na angielskojęzycznej znalazłam. One faktycznie po ok. 2 tygodniach po wykluciu opuszczają gniazdo!!! Jak szybko muszą rosnąć i jak dużo muszą wcinać, żeby z łysego pisklaka w ciągu dwóch tygodni zmienić się w podlotka!!! Muszą mieć niesamowity przybór wagi i wzrostu…
Sandy powiedziała mi, że w sobotę pierwszy, a w niedzielę pozostałe dwa maluchy wyskoczyły z gniazda i kicały po posesji. W niedzielę nawet jeden z maluchów wlazł im do garażu i Sandy musiała go wyprosić
Teraz mi wstyd
Witajcie! Lato wróciło do Krakówka 🙂
Dzień dobry. No proszę, tak jak mówiłem, włączam rano komputer i z komentarzy Miral można ułożyć 2-3 nowe wpisy 🙂
A ja do pracy, przerywanej różnymi innymi obowiązkami…
PS. Pogoda taka jak u Was, czyli aż szkoda siedzieć przy biurku, chociaż na popołudnie/wieczór zapowiadają burze.
Dzień dobry
A o ptaszkach, czy ogólnie o naturze, to ja mogę godzinami nadawać
Bo to ciekawe i pasjonujące 
Bo ja jestem gaduła, Mistrzu Q
I co się tak rozgadali???!!!


Poczytam. Ale później, jakby co
DZIEŃ DOBRY!!
Witaj, Skowronku!
Co ciebie tak mało ostatnio?
Witaj Skowroneczku
Ostatnio mało Cię jakoś 
Już się zaczęłam niepokoić, gdzie przepadłaś
DzieńDobry 🙂 Pozdrawiam ze słonecznego Śląska 🙂
Witaj Stateczku

Odpozdrawiam ze słonecznego Franklin Park
Witam cieplutko 🙂
Miralko zdjęcia jak zawsze fantastyczne. Osobiście „zawiesiłam” wzrok na motylku, jest uroczy 🙂 Świetny pomysł na weekend, zaraz zrobiło mi się wspominkowo, jak to się kiedyś biwakowało 🙂
A ja mam gościa, Przyjaciel „w sukience”, który pełni kapłańską posługę za granicą przyjechał na kilka dni 🙂 Dlatego też, nie mam za dużo czasu na siedzenie przy komputerze 🙂
Niemniej jednak zajrzałam i pozdrawiam Was wszystkich serdecznie bardzo, życząc pięknego, słonecznego 🙂
Dzien dobry po burzy…. ale i tak słonecznie pozdrawiam:)
O, po burzy… To i pewnie do nas dotrze, ale może już w nocy? Bo mam zamiar dzisiaj porowerować się niestacjonarnie, ale to jeszcze za chwilę, bo końcówka pracy została.
Ha, wróciłem, skróciwszy nieco trasę, bo mnie przestraszyły ciemnogranatowe chmury na horyzoncie, no i idą, idą i nic z tego nie wynika. Podejrzewam, że jak wyniknie, to!
Jak wyniknie, to się profilaktycznie rozłączysz 😉
Ii, w sumie czuję się niemal zawiedziony. Góra urodziła mysz, tzn. owszem, pada, ale bez efektów typu światło i dźwięk.
Nie było mnie, bo sobie obejrzałem ponownie „Ucieczkę z kina „Wolność”, a potem rozmowę z Jerzym Stuhrem. Warto było!
Dobry wieczór ! wróciłam z wyprawy, cichutko na Wyspie…. czy cisza zawsze jest kojąca ?
W końcu i ja wróciłam
Ale ogródek wygląda wreszcie jak powinien
Gdzie trzeba było – skopane, co trzeba było – posadzone, chwasty – wyrwane (a przy okazji tona kopru, może ktoś chce?) i przy okazji obcykany motyl 
Wyleciał i wskoczył w następny gąszcz. Czyżby składał tam jajeczka? Niepotrzebnie, bo i tak większość wywaliłam, także jak były tam jajeczka, to poszły razem z koprem do śmietnika. Używam koper w domu, ale tyle co mi urosło, to na pół roku dla pułku wojska 
Padam na tak zwany dziób
Nie wiem czemu, ale wleciał do koperku (a rósł w ogródku w formie lasu 😉 ). Jak rozchylałam ten gąszcz, to motylek właził głębiej. Trochę poszarpał sobie skrzydełka
Witaj Mirelko !
doszłam do wniosku, że jesteś przeraźliwie pracowita ! Jak to dobrze, ze nie wpadłam w kompleksy….
Zresztą …. pracusie tutaj występują licznie…..
Witaj Wiedźminko
Chyba wyciągnęłaś niewłaściwe wnioski
Na pewno do pracusiów nie należę i leń patentowany jest moim stałym partnerem
Gdybym zajmowała się ogródkiem cały czas, nie miałabym teraz aż tyle pracy… Ale zawsze znajdowałam wymówkę, żeby się nie wziąć za robotę. To remont w domu, to wyjazd, to gość… A tak prawdę mówiąc, to mi się po prostu nie chciało 

Także słusznie, że nie wpadłaś w kompleksy, bo nie ma do tego powodu
Spodobał mi się zakaz palenia na stacji benzynowej

Pod napisem „ZAKAZ PALENIA” i pod papierosem w czerwonym, przekreślonym kółku pisze: „My wiemy, że Wasze życie jest nic nie warte, ale weźcie to pod uwagę, że benzyna jest droga!”
Och, tu mi się przypomniało, jak to młody człowiek na stacji benzynowej jedną ręką tankuje, a w drugiej trzyma zapalonego papierosa. Widzi to pracownik stacji, więc rzuca się z obłędem w oku i wrzaskiem „Zgaś to!!!!”, a młody człowiek odpyskowuje: „No co? No co? Mam już skończone 18 lat!”
Dobre
Czasami widuję na stacjach benzynowych tankujących ludzi z papierosami w zębach. A na każdej stacji wisi napis o zakazie palenia. To samo jest z tankowaniem na zapalonym silniku. Pisze wszędzie, że należy go wyłączyć, ale duża część ludzi tego nie robi. Nie wiem, nie umieją czytać? Czy to wrodzone lenistwo? Chociaż na pewno bezmyślność… I to już nie jest śmieszne…
Dzień dobry Bożenko
Z niektórymi naszymi znajomymi (w realu) o niczym innym nie da się normalnie porozmawiać 
Zupełnie się zgadzam z tym twierdzeniem
Dzień dobry, a tutaj jest i będzie dość zajęty, takoż jutro. Junior zdaje egzamin z angielskiego w Gdańsku, dzisiaj po południu ustny, a jutro całą resztę, więc jedziemy, a do tego normalne obowiązki.
Życzę połamania pióra Juniorowi i oczywiście trzymam kciuki
Dzień dobry

A przynajmniej mam taką nadzieję, że będzie dobry
Dzień dobry, z tym, że zaraz się wybieramy na ten egzamin, więc do późnego popołudnia/ wieczora pewnie znikam.
Uprzejmie donoszę, że zacząłem weekend!
Jestem już z powrotem. Wyniki sumaryczne z dzisiaj i jutrzejszej części pisemnej za 6 tygodni, więc nic nie wiemy, natomiast w Gdańsku multum kibiców na towarzyski mecz z Litwą. No i pogoda przyjemna bardzo się zrobiła, po tym jak przez chwilę dość mocno pokropiło.
Nie wiem czemu oni tak długo czekają z tymi wynikami
Pisemne, mogą sprawdzać (tylko czy muszą to robić tak długo?), ale ustne, to przecież od razu wiedzą czy ktoś dobrze odpowiadał, czy nie?
No wiecie, to nie całkiem tak. Po pierwsze, to sa egzaminy firmowane przez Cambridge, więc standaryzowane i nie ma tak, że dzisiaj wyniki z ustnych, a za czas jakiś z pisemnych – to się wylicza procentowy wynik, na tej podstawie przyznaje ocenę (nieskromnie się pochwalę, że ten egzamin zdałem na najwyższą możliwą – „A”, natomiast od razu dodam, że następny, poziom wyższy – już tylko na „B”), po drugie w związku z pierwszym, egzaminy z całego świata trafiają do Cambridge i tam są oceniane maksymalnie obiektywnie i bezstronnie, a to trwa… No ale dzięki takim procedurom te egzaminy są uznawane międzynarodowo. Np. zdawszy Advance (plus oczywiście odpowiedni kurs pedagogiczno-metodyczny) można uczyć angielskiego w polskiej szkole bodajże do poziomu gimnazjum włącznie (a może i liceum?), takoż można studiować na większości uczelni brytyjskich z angielskim jako wykładowym.
Twoje wyjaśnienia zmieniają postać rzeczy.
Bo skoro wysyłają do Cambridge, to się nie dziwię, że musi trwać tak długo. No i skoro się te wyniki sumuje…
Niejeden za takie „tylko B” dużo by dał
Chociaż jak chodziłam tu do szkoły, to też gdy dostałam B, byłam niepocieszona i starałam się to poprawić
Ale ja miałam już ponad 40 lat i nic dziwnego, że mi zależało. Nie mogłam dawać złego przykładu dzieciom!!! 
Gratulacje za Twoje wyniki!!!
Mirelko, ambitna z Ciebie Mama 🙂
Czasami wręcz chorobliwie ambitna
Prawie dwa lata po przyjeździe poszłam do szkoły. Doszłam do wniosku, że mieszkając tutaj muszę chociaż trochę poznać język. Niby są polskie sklepy i praktycznie wszędzie są Polacy… w każdym urzędzie, szkole, czy szpitalu, ale… no właśnie. Uczyłam się w takim tempie, że nawet w szkole dostawałam dyplomy za osiągnięcia. Tylko… jak nam nauczyciel zadawał pracę domową, to robiłam te ćwiczenia podwójnie, albo i potrójnie. Sama wymyślałam co jeszcze mogę przećwiczyć, byle szybciej się nauczyć
I tak jak nasza znajoma starała się tak zakręcić, żeby to dzieci za nią odrabiały lekcje i pisały prace, tak ja wszystko robiłam sama. Czasami, gdy nie byłam pewna, prosiłam dzieci o sprawdzenie. Ale tylko sprawdzenie, a nie napisanie. Ostatecznie, uczyłam się dla siebie i nie tylko oceny były ważne. I tak, będąc na pierwszym stopniu ESL (English as a Second Language, czyli angielski jako drugi język, dla młodzieży w szkołach są 3 stopnie, dla dorosłych 5) pomagałam swoim koleżankom i kolegom z klasy w zrozumieniu i nauczeniu się gramatyki angielskiej
Szczegół, że dwoje z moich szkolnych przyjaciół było już obywatelami amerykańskimi i Basia była tu ponad 20 lat, a Jurek coś koło 15 
Każdą wolną chwilę poświęcałam na naukę… wkuwałam na pamięć wszystkie czasowniki nieregularne (po trzy „odmiany” każdy) i wszelakiego rodzaju idiomy… Przynajmniej połowy nie pamiętam, bo się ich nie używa tak często 
Wybierała się ona do Pragi na wycieczkę, a ja namawiałam ją do wizyty w Krakowie. Bo to też piękne miasto
Miałam problem z dziewicami, bo za cholerę nie wiedziałam jak to jest po angielsku
Ale poradziłam sobie „opisowo” 
Przyjechałam tu nie znając kompletnie angielskiego(w ogólniaku uczyłam się niemieckiego). Jedynie parę wyrazów z amerykańskich filmów. Ale jak wiesz, nie za bardzo się nadają one(w większości) do użycia w kulturalnym towarzystwie, a już na pewno nie w pracy
Jak tak patrzę na to z perspektywy lat, to było szaleństwo
Mogę się też pochwalić, że będąc na pierwszym stopniu, opowiadałam Amerykance legendę o Smoku Wawelskim
Hihi, trzeba było słuchać pop-music! Lata temu Madonna królowała z „Like a virgin” 🙂
Który to już raz obejrzałem „Saunę”… i ciągle z niezmienną przyjemnością! 😉
A tak wiwogle, czy ktoś nie mógłby zmienić wycieraczki? Muli jak nie wiem co i chyba czas już najwyższy
Nawet nie wiem, czy mój brat TO już wysłał
A TO jest niezbędne 
Na moją planowaną, nową wycieraczkę trzeba poczekać, bo jeszcze nie dostałam przesyłki z Polski. A znając realia, nie mam pojęcia kiedy to nastąpi
Dzień dobry sakramencko bladym świtem. Listę podpisuję nieczytelnie i zaraz lecę dalej, żeby zdążyć do Gdańska z Juniorem…
I niezmiennie trzymam kciuki i życzę złamania pióra, chociaż nikt już chyba piórem nie pisze