Od autora: Zazwyczaj opisuję wydarzenia fikcyjne, tym razem jednak rzeczywistość wyprzedziła naszą wyobraźnię. A może to wyobraźnia Najjuniora wyprzedziła naszą?
PS. Nazwy części niekoniecznie zgadzają się z faktyczną zawartością fragmentów wpisu.
EKSPOZYCJA
W piątek po południu Najjunior odkleił się od komputera, na którym już od ponad roku pracuje wspólnie z internetowymi kolegami nad projektem, w którym główną rolę odgrywają jakieś kolorowe kucyki, i oznajmił gromko:
– Umówiłem się z Dżordżem jutro na ósmą rano w Gdańsku. Pojedziemy tam samochodem.
Ponieważ w ostatnim zdaniu wyraźnie zabrakło pytajnika, uniosłem się delikatnie z fotela, porozumiałem z małżonką i wyjaśniłem dziecku, co następuje:
– Żeby być w Gdańsku na ósmą rano, musielibyśmy wyjechać gdzieś tak dwadzieścia po siódmej. Nawet w sobotę. W związku z tym trzeba by wstać koło siódmej. Raczej przed. W sobotę to niewykonalne. Sobota w okolicach godziny siódmej to czas, kiedy w tym domu się śpi.
Najjunior zapienił się ze złości. Spod piany dobiegały urywki wypowiedzi: „Ale ja się już umówiłem!”, „O ja p…!”, „No co za starzy!” Przywołana wrzaskami małżonka usiłowała wyjaśnić sytuację i pomediować:
– Po co tam jedziecie?
– Bo w jednej szkole wyższej w Gdańsku są „drzwi otwarte” i Dżordż przyjeżdża, żeby oblukać, jak to wygląda, i mamy okazję się spotkać i dlaczego nie chcecie mnie tam zawieźć?!?
Zainteresowałem się tematem: – Czekaj, na jakiej uczelni drzwi otwierają się w sobotę o ósmej rano? Po szybkiej konsultacji z programem na stronie www szkoły okazało się, że powitanie Szanownych Gości przez Dziekana zaplanowane jest na godzinę… Dziesiątą minut trzydzieści.
– Co będziecie robić przez dwie i pół godziny? – zapytała małżonka przytomnie. – To nie lepiej, żebyśmy wstali jak ludzie, ruszyli dwadzieścia po dziewiątej i podrzucili cię na dziesiątą pod szkołę, po drodze ewentualnie zgarniając Dżordża z dworca w Gdańsku? Zadzwoń proszę do niego i zamień tę ósmą na dziesiątą.
Najjunior jeszcze przez chwilę bulgotał, ale potem ucichł. Po godzinie małżonka zapytała: – No i co, zadzwoniłeś do Dżordża i przesunąłeś spotkanie? Jedziemy na dziesiątą, tak?
– Taaa… – odburknął potomek, a ponieważ ostatnio jest to jedna z dopuszczalnych form komunikacji, nie drążyliśmy tematu.
ZAWIĄZANIE AKCJI
Trzebaż trafu, że w sobotę małżonka obudziła się w okolicach godziny szóstej. W stanie mocno jeszcze ograniczonej świadomości skierowała się w kierunku łazienki, mijając półotwarte drzwi do pokoju Najjuniora. W normalnych okolicznościach powinno być go widać, smacznie chrapiącego na łóżku, ale najwyraźniej okoliczności nie były normalne. Małżonka zajrzała do pokoju dyskretnie, potem mniej dyskretnie, ale im bardziej doń zaglądała, tym bardziej Najjuniora tam nie było. „Na pewno zaległ, a może i zasnął, przed komputerem,” pomyślała, aliści w pokoju komputerowym dziecka również brakowało. W sumie, jak się okazało po oględzinach, nie było go w ogóle w mieszkaniu ani okolicach. Małżonka obudziła zatem mnie, a sama uderzyła w lament. Niesłusznie. Już podstawowe śledztwo wykazało na łóżku Najjuniora gustowną notatkę skierowaną do nas, precyzującą zależności czasowo-przestrzenne i okoliczności jego samowolnego oddalenia się z domu rodzinnego. Nie była to jednak próba ucieczki, a żelazna konsekwencja w realizacji początkowego planu.
PERYPETIA
Otóż Najjunior, dotknięty do żywego znieczulicą rodziców, postanowił wybrać się z Gdyni do Gdańska NA PIECHOTĘ tak, by dotrzeć do celu podróży o wspomnianej wyżej ósmej rano. Nadmienię, że nadal ma na lewej ręce usztywnienie (zdejmujemy we wtorek). Ponieważ wzmiankowana trasa liczy sobie ponad 20 km, to wyszedł z domu około 3:45 w nocy. O 6:20 raczył odebrać telefon w okolicach Biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego (tuż za halą Olivia) i wyjaśnił uprzejmie, że ponieważ odmówiliśmy mu transportu, to postanowił poradzić sobie po swojemu. Nie potrafił natomiast wyjaśnić, PO CO mianowicie wybrał się na piechotę, zważywszy, że w sobotę rano na trasie Gdynia-Gdańsk średnio co kwadrans kursują pociągi Szybkiej Kolei Miejskiej, a na bilet zniżkowy za 3,59 to raczej go stać. Zresztą na stuprocentowy też. [Aktualizacja: jak wyjaśnił po powrocie do domu, postanowił sprawdzić, czy to możliwe i jak szybko się idzie.]
Małżonka dostała ataku histerii, miotając się pomiędzy „Bezczelny g…niarz!!!”, „O Jezu, przecież może mu ktoś dać po łbie!!!”, „Jedziemy go w tej chwili szukać!!!” i „Dzwoń na policję!!!”. Wyjaśniłem uprzejmie, że a) owszem, b) możliwe, ale raczej nic się na to nie poradzi, ¾ drogi ma już za sobą, jest jasno, ludzi na ulicach coraz więcej i z każdą minutą prawdopodobieństwo dania po łbie maleje, c) czort wie, gdzie dokładnie Najjunior będzie za pół godziny, a szybciej się nie dojedzie w okolice Biblioteki UG, natomiast d) owszem, można, ale na razie poza zaskakującym wyjściem z domu nic się nie stało.
Zamiast jechania, szukania i dzwonienia siadłem do komputera i wziąłem się za ustalanie, jak właściwie nazywa się Dżordż, bo poza tym dźwięcznym nickiem nic o nim nie wiedzieliśmy. W ciągu 15 minut znalazłem jego imię, drugie imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, a nawet numer konta bankowego, chociaż już nie numer telefonu komórkowego. Gość wyglądał na normalnego, a późniejsze spotkanie to wrażenie tylko potwierdziło. W każdym razie odetchnęliśmy trochę głębiej, że w razie czego mamy jakiś punkt zaczepienia.
ROZWIĄZANIE AKCJI
O ósmej Najjunior dotarł na miejsce (całkiem przyzwoite tempo, moim zdaniem – wychodzi ok. 5 km/h) i koło ósmej dwadzieścia potwierdził SMSem spotkanie z Dżordżem. Jakiś kwadrans po dziewiątej wystartowaliśmy Czerwonym Smokiem spod domu i za pięć dziesiąta dotarliśmy do inkryminowanej uczelni. Najjunior wraz z Dżordżem czekali na nas, siedząc na murku koło szkoły i beztrosko bimbając nogami. Podniosłem potomka z murku, obróciłem tyłem do mnie i bardzo, bardzo delikatnie, wręcz symbolicznie, kopnąłem go w zadek. A potem przekazałem małżonce, która od szóstej rano zdążyła się już uspokoić, więc tylko uśmiechnęła się złowieszczo. Następnie wzięliśmy od Najjuniora chlebak, z którym wyszedł w nocy z domu, przekazaliśmy mu zamiast tego plecak ze świeżą aprowizacją na resztę dnia (drzwi otwarte zamykały się o 14:00, a potem obaj panowie planowali pozwiedzać Gdańsk), daliśmy błogosławieństwo na udział w dniach otwartych, zaapelowaliśmy do Dżordża o opiekę i baczenie… i pojechaliśmy załatwiać swoje sprawy w okolicy. Załatwiliśmy, wróciliśmy do domu. Najjunior pojawił się grzecznie około 17:15, po czym rąbnął się spać snem sprawiedliwego (czyżby?!?).
PUENTA
Weszliśmy do domu, dźwigając torby i siatki z zakupami oraz chlebak dziecięcia, a następnie zabraliśmy się za rozpakowywanie tego szpeja. Małżonkę jeszcze raz telepnęło:
– No powiedz! Ale powiedz! A jakby mu się faktycznie coś stało?!? Jakby go ktoś zaczepił i chciał zabrać komórkę albo coś? Jakby mu dał po łbie, ciężko pobił albo wepchnął pod samochód?
Właśnie otwierałem chlebak. Zajrzałem doń, po czym w milczeniu podsunąłem go małżonce pod nos. W środku leżała wielka, czarna finka, pozostałość po czasach, kiedy Najjunior należał do harcerstwa. Zapobiegliwe mamy dziecko!
Dobry wieczór na nowym pięterku.
Jeszcze coś mi się nasunęło, żeby wyjaśnić, bo podczas pisania potraktowałem jako oczywistą oczywistość:
a) Najjunior jest w drugiej klasie gimnazjum, więc na drzwi otwarte do szkoły wyższej pojechał, pardon, poszedł głównie dla towarzystwa, z Dżordżem, który mieszka w Zachodniopomorskiem i przyjechał specjalnie na te drzwi.
b) Dżordż jest w klasie maturalnej albo przedmaturalnej.
c) Znali się z Najjuniorem do tej pory tylko wirtualnie, ewentualnie ze Skype – obaj należą do zespołu pracującego nad wzmiankowanym projektem kucykowym.
Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne, jakby jednak nie – zapraszam do pytania.
Przepraszam Cię Mistrzu Q, ale uśmiałam się jak norka
Rozumiem powagę sytuacji i wierzę, że nie było Wam zabawnie, ale… masz pomysłowego syna i nie leniwego. Leniwy by się obraził i na pewno tych 20 kilometrów nie dygował na piechotę. Dobrze, że chociaż zostawił Wam wiadomość dlaczego go nie ma.
Wiem coś o tym, bo też jestem mamą… 
A mamy mają to do siebie, że jak nie wiedzą dokładnie co jest z ich dziećmi, to od razu wymyślają różne straszne historie i wpadają w histerię
Przeczytałam i lecę z powrotem do pracy. Małżonek wyniósł z kuchni co się dało i położył to w pokoju na podłodze
Już mi się udało wejść kilka razy w salaterki i miski
Muszę to wszystko jakoś uporządkować, bo nie da się tak żyć. Już bym chciała mieć ten remont za sobą, ale rozumiem, że nie da się go przyśpieszyć. Załatane dziury muszą wyschnąć zanim je małżonek poszlifuje. Potem podkład też musi wyschnąć, bo przecież po mokrym malował nie będzie… No i samo położenie podłogi będzie wymagało trochę czasu… A ja już bym chętnie posprzątała po remoncie…
Na razie trenuję cierpliwość 
Krewni remontują świeżo nabytą stuletnią chałupę w Beskidach, przebudowywaną przez pokolenia poprzednich właścicieli. Zasadniczy szkielet jest z bali, ale pokolenia pododawały do tego prawie wszystkie inne tworzywa, jakie są, może z wyjątkiem wielkiej płyty. Do remontujących właśnie zaczyna docierać, na co się porwali. Pomyśl sobie, że w tym kontekście ta kuchnia to całkiem miła i nieduża robótka…
Och, całe szczęście, że to tylko kuchnia
To znaczy przy okazji jeszcze mały korytarzyk i schody na tyły domu, no i łazienka, która jest przy kuchni. Ale ona jest malutka, to tylko taki malutki dodatek
Mieliśmy w kuchni taki stół-szafkę z granitowym blatem. Nie dawało się tego przestawić, bo blat był przyklejony do ściany pod oknem
Małżonek odrywając to zrujnował pół ściany pod oknem i spory kawałek podłogi. Bo ta szafka była też przyklejona, a na dokładkę przykręcona 8 śrubami do podłogi
Szafka jest oczywiście do wyrzucenia, bo nie dało się jej w całości oderwać
Ale dobrze, że tak małżonek zrobił, bo nie chcę takich szafek, których nie da się przesunąć i dzięki temu mam ograniczony dostęp do okna. Musimy wymyślić coś innego, bo bez stołu w kuchni żyć się nie da 
Brzmi katastroficznie 😉 ale zanim oderwał przyklejoną szafkę, to te 8 śrub odkręcił?
No cóż… nie wiedział, że tam te śruby są… no i dlatego szafka do wyrzucenia
Ostatnie 4 odkręciłam, gdy małżonek z synem wynieśli szafkę na podwórko… a część podłogi szafki została na podłodze kuchni
Nie wiem co za kretyn to montował?!!! Przecież sam klej by wystarczył, albo same śruby (i to takie!!! Mają chyba po 10 cm długości i są odpowiednio grube) 
To znaczy, że się wdał i możecie być Państwo spokojni. Zuch chłopak, jak to się kiedyś mawiało, po mojemu facet z jajami. Brawo!
Raczej pielegnować odwagę, determinację i lojalność wobec znajomych, a także zrozumienie dla rodzicielskiego sobotniego poranka, niż dobierać się do skóry 😉 Świat należy do poszukiwaczy przygód, stroskani w tym czasie wietrzą toalety (wiem coś o tym i dlatego nie mam dzieci, ze strachu przed zagłaskaniem).
Przybijam z Najjuniorem piątkę, jeśli oczywiście przybija z dygaczami.
Dobry wieczór.
Tylko ktoś, kto w młodości miał podobne pomysły potrafi naprawdę się przestraszyć podobnymi pomysłami dziecka!
Serdeczne pozdrowienia SzanPanu!
Właśnie. Dlatego, jako świadomie i z pewnym smutkiem genetycznie wykastrowany, kłaniam się nisko odwadze rodziców (odwadze, nie beztrosce), a Tetrykowi to już w szczególności: zwłaszcza za wczoraj, dziś i stuporcentowe jutro, czyli za całokształt. Serdeczności!
Na 100% stuprocentowe. Proszę wybaczyć.
Charakterny Najjunior jest. Fajny chłopak 😀
Tak sobie przez chwilę pomyślałam; co ja bym w takim wypadku zrobiła, gdyby mnie taki numer dziecię wycięło. I znając siebie, złapałabym coby pod rękę w lodówce wpadło i z krwawiącym sercem, gorącą głową – biegiem do auta gonić małolata 😀
No tak, małżonka w pierwszej chwili też tak zareagowała. Ale tak – dzieciak idzie 20km trasę, więc w danym momencie jest… No właśnie, gdzie? Zasadniczo ta trasa piesza przez 99% przebiegu leci koło kołowej, ale szukać go doprawdy niełatwo. No bo załóżmy, że 6:20 jest koło Biblioteki UG, wsiadamy pędem do auta i jedziemy za nim. Ok. 6:50 jesteśmy tamże. W tym czasie młody przeszedł kolejne 2 km i dochodzi już do Wrzeszcza, więc jedziemy za nim, załóżmy nawet, że doganiamy, dajemy w 4 litery lub obejmujemy z płaczem…i co dalej? Albo zabieramy karnie z powrotem do domu, z czego dzika awantura na pokładzie jadącego auta (niebezpieczne), albo odwozimy do Gdańska. I wtedy zobacz – wychodzi na jego! Pojechaliśmy autem i podrzucimy go do Gdańska! Jednak się da! Nie dość, że zrobił starych w konia, to jeszcze wymusił, co chciał! Efekt pedagogiczny – żaden.
Zamiast tego uznałem tak jak wyżej – kontakt telefoniczny jest, jasno jest, niech idzie po swojemu, a my przyjedziemy o swojej porze. Dobrze, zaryzykuję. Ale śmiem twierdzić, że ostatecznie wyszło z korzyścią dla wszystkich (plus nerwami dla nas).
Do jutra Kochani .. dobrej nocy 😀
PS Jak miło poczytać daaaawno nie czytanego p. Yola 😀
Życie jest pełne niespodzianek, a w miarę pojawiania się dzieci owa pełnia rośnie do kwadratu, do sześcianu… etc.
Generalnie zaimponowaliście mi – rodzice rozsądkiem i opanowaniem, młody hartem i przedsiębiorczością w zwalczaniu przeciwności losu. Ryzyko… całkowicie nie da się go wyeliminować, ale przecenianie go czyniłoby życie nieznośnym. Ważne, żeby młody miał jego świadomość.
Moja córa też maiła parę takich wypadów, o szczegółach których dowiedzieliśmy się po fakcie. No, może troszkę później niż Najjunior 😉
Ale przez tę godzinę, powiedzmy półtorej rano – od pierwszego odebranego telefonu do SMSa potwierdzającego, że dotarł na dworzec w Gdańsku – siedzieliśmy, że się tak wyrażę, z mocno zaciśniętymi pośladkami.
Bycie rozsądnym nieraz wymaga mocnego zaciśnięcia…
Dobry wieczór 🙂
Po przeczytaniu całości w pierwszym momencie spojrzałam na całą historię oczami osoby dorosłej. Trudno określić jak bym się w danej chwili zachowała, gdyż póki sami tego nie „dotkniemy” nie jest znana też reakcja. Mimo to, nie dziwi mnie reakcja Rodzicielki Najjuniora, gdyż troska, opiekuńczość i nadwrażliwość to chyba cechy każdej kobiety. Myślę też, że Twoje opanowanie Kwaku też odegrało dużą rolę i dodało dużo wsparcia Małżonce. Do tego też oczywiście racjonalne myślenie . Tak naprawdę w najbardziej „niebezpiecznym czasie” Rodzice jeszcze śnili. W momencie, że tak powiem odkrycia nieobecności, Najjunior był już w bardziej bezpiecznym miejscu (Gdańsk – Oliwa) no i godzinowo też. Znam bardzo dobrze tę trasę. Osobiście nie podoba mi się (mając na myśli środkowo nocne wędrówki) odcinek między granicą miasta Gdynia a Sopotem. I w tym miejscu jestem pełna podziwu za odwagę. Poza tym pozostawił informację, odebrał telefon, więc to też już mogło uspokoić.
Z drugiej strony staram się też zrozumieć Najjuniora. Tak sobie myślę, że to spotkanie musiało być dla Niego bardzo ważne. Pierwsze spotkanie, że tak powiem kolokwialnie „w realu” też miało ogromne znaczenie. Umówił się o konkretnej godzinie – chciał dotrzymać słowa – był ! Jest w okresie adolescencji, wiadomo wkraczanie w dorosłość, może chciał właśnie też pokazać choćby koledze, że nie zawiedzie, będzie !
Podsumowując, myślę też Kwaku, że darzycie Najjuniora dużym zaufaniem, inaczej Czerwony Smok zapewne by wystartował w kierunku Gdańska kilka minut po przebudzeniu żony 🙂
A tak na marginesi, to chyba większość z Nas ma „na koncie” mniejsze lub większe „wyskoki”, zwłaszcza w tym wieku 🙂
I najważniejsze – nic się nie stało, a spotkanie mam nadzieję, że było miłe 🙂
Pięknie dziękuję za podsumowanie. Myślę, że w większości tak to właśnie było, również z punktu widzenia młodego człowieka.
Już napisałam,że jestem pełna uznania dla Najjuniora i pochwalam decyzję,żeby nie gonić go autem. Nie ma takiej możliwości, żeby uchronić dziecko przed wszystkimi przygodami i dlatego trzeba mieć zawsze pod ręką zdrowy rozsądek…. Z pewnością młody wywinie jeszcze niejeden numer i kto wie, kiedy się o tym dowiecie
Oranyboskie, trzeba będzie zamykać dom na klucz i chować wszystkie…
atam….. lepiej przypomnij sobie, co sam robiłeś będąc w wieku Najjuniora
Wiedźminka ma rację 🙂 A trzymanie „pod kloszem” na pewno dobrze by nie wpłynęło na dalszy rozwój 🙂 Natomiast troska zawsze nam będzie towarzyszyć, to element naszej egzystencji. Rodzice martwią się o dzieci, dzieci o rodziców. Nie jest nam obcy los przyjaciół, bliskich….
Myślenia w danym okresie rozwoju nie zmienimy. Sama mając obecnie lat … (upsss zapomniałam 😉 ) często rozważam : „gdybym ja wówczas myślała tak jak teraz, to… „
Moje dziecko jedyne w ramach zajęć w kółku chemicznym produkowało petardy i inne takie…. nie mogłam mu zabronić tego kółka, więc powiedziałam ” pamiętaj, że chcę cię mieć w jednym kawałku”…
Zabawy w pirotechnikę się skończyły, gdy koledze z kółka petarda wybuchła w ręce….ja na wieść o tym zemdlałam, a dziecię pozbyło się wszystkich trefnych materiałów.
O kilku innych sprawkach młodego dowiedziałam się po latach…..
Sam w młodości bawiłem się chemią… Chemiczkę w liceum mieliśmy beznadziejną (przekręcaliśmy jej nazwisko z Xxxowej na Xxxawą 😉 ), więc wynosiliśmy co się dało żeby eksperymentować w domu. Zaprzestałem zabaw, kiedy jeden z kolegów wyniósł arszenik, bo się zastanawiał nad swoim młodzieńczomiłosnym zawodem…
Dodam: jestem cały!
Rodzice często dowiadują się dopiero po latach co ich pociechy wyrabiały
Wtedy można tego posłuchać bez stresu, bo wiadomo, że nic im się nie stało
Chociaż moi o niektórych wybrykach i tak się nie dowiedzieli 
Te petardy, to chyba duża część młodych robiła
W tej chwili już nie pamiętam dokładnie z czego się składały… To było tak dawno…
Ja pamiętam saletrę i korek od butelki po wódce … 😉
My robiliśmy „armatki” z siarki od zapałek, korków do pistoletu-korkowca i jeszcze różnych innych składników. Upychało się to do grubościennej stalowej rurki (najpierw do dużych, nieużywanych kluczy, ale potem rozmiary nam przestały odpowiadać), zatykało przybitką i dawało kulkę od łożyska jako pocisk. Następnie klucz lub rurkę kładło się na zapalonej pastylce paliwa do kuchenki turystycznej albo kilku, ułożonych w linię, i czekało, aż mieszanka w środku odpowiednio się podgrzeje. No i zawsze pilnowaliśmy, żeby wylot był skierowany tam, gdzie nie narobi szkód.
Ja najmilej wspominam bodajże nadmanganian jodu… (o ile dobrze pamiętam 😉 ) Po zalaniu kryształów nadmanganianu potasu roztworem jodyny wytrąca się błotko, które należy odsączyć i wysuszyć. Póki mokre, jest odporne na wszystko – po wyschnięciu byle wstrząs powoduje, ze wysuszone kryształki eksplodują z charakterystycznym trzaskiem, podobnym do wyładowań elektrycznych. Cała kupka jest potem rozrzucona po okolicy, i przechodzącym tamtędy co chwila strzela coś delikatnie pod nogami 😉
A jaki efekt, gdy nauczycielka wkurzona zabrudzeniami na biurku wali w to biurko dziennikiem!
To już wyższa szkoła jazdy, takich cudów, żeby coś wytrącać i suszyć, nie robiliśmy. Ale ja z chemią zawsze byłem na bakier, może poza w/w praktycznymi zastosowaniami.
Ooo tego to ja nie znałam

A to łobuziak był z tego naszego Tetryka
Lonty były produkowane, jakieś preparaty młody ukradkiem chował w zamrażarce…. Któregos dnia przyprowadzili go dwaj milicjanci, bo dał się złapać na ” wybuchach”…. srożyłam, się okrutnie, aż obaj zaczęli mnie prosić, żebym nie zmarnowała takiego zdolnego chłopca! Autentycznie wstawiali się za moim synem
„Pani da spokój, u saperów wezmą takiego z pocałowaniem ręki!”
Niezłe wytwory Panowie tworzyli …
😉
Ot, młodzieńcze fascynacje światem.
Witajcie!
Podpisuję się bezstresowo 😉
Czytelnie??? Witaj Panie U.
A to zależy m.in. od zdolności czytającego… 😉
Dzień dobry 🙂
Pogodowo u mnie też nie jest ciekawie, ale jeszcze nie pada 🙂 Nawet gdyby to chyba mi dzisiaj nie przeszkadza, najważniejsze, że we własnym zaciszu 🙂 Za chwilkę otulę się jeszcze kocykiem i włączę tv, żeby nie ominąć wydarzeń dzisiejszego dnia 🙂
A ja jeszcze nie włączyłam
Znaczy umrę spokojniejsza 😀
Witaj Kopciuszku
Dzień dobry. Tak pięknie jak wczoraj to już nie jest, ale nadal do przyjęcia, chociaż prognozy raczej wskazują, że pogoda będzie się psuła. Chyba odespałem wczorajsze…
Jednośladem wycieczki nie robisz?? Cześć Mistrzu Q 😀
To jest słuszna koncepcja… Kto wie, może się wybiorę?
Leniwe dzień dobry bardzo z uśmiechem od samego Pana Senatora

Kto mi da kopa??
A może być
???
Dzień dobry Skowroneczku 🙂 Senatorowi dużo, dużo … tego, co najlepsze 🙂
Hmmm… a zmobilizuje mnie do jakiegokolwiek wysiłku??????? Bo jestem rozlazłaaaa, niczym żaba
Po tygodniowym „gościńcu” trzeba zdecydowanie odpocząć ! 🙂
Nioooo..
Dziękuję, dziękuję w imieniu Pana Senatora i oczywiście przy najbliższej okazji przekażę słowa uroczego Kopciuszka, co to przed północą z balu…. daje chodu!!
Wdzięczność ogromna za przekaz Skowroneczku 🙂
Leniwie się oddalę na huśtawkę dalej leniuchować
i do popotem 😀
Dzień dobry


U mnie też jakoś pochmurno i paskudnie za oknem
A co gorsze, to przez tą dewastację kuchni, raczej nigdzie nie pojedziemy, bo mamy roboczą niedzielę. Ale jakoś ogarnęłam i poskładałam te wszystkie rzeczy z podłogi i już o nic się nie zaczepiam
Szybciej posprzątasz to co musisz 😀 Oczywiście, że dzięki nieciekawej aurze 😀
Miralko pomyśl o efekcie końcowym 🙂 Będzie taka jaką chcesz i już nie będzie zielona ! 😉
Nikogo nie ma?? To se idę nadal upajać się wiosną 😀
Jestem nareszcie
….. Jasną Panienkę zabrali do domu… Jej talent do absorbowania swoją osobą jest wstrzasający…. 🙂
Dobry wieczór 🙂 Z ogromną przyjemnością poczytałam „od dechy, do dechy” Sama wróciłam do domu , po trzydniowej nieobecności, zmęczona, niewyspana i w tej chwili stać mnie tylko na to, żeby życzyć wyspiarzom dobrej nocy. Nie ma to , jak „nocne Polaków rozmowy” Wlaśnie nocą wspominaliśmy, nasze młodzieńcze wybryki, co sprawiło, że u mnie makijaż nie istniał. Faaaajnie tak powspominać. Najjunior, ma zwyczajną, albo raczej niezwyczajną fantazję i już 🙂 A teraz dostojnie oddalę się od kompa i niezbyt dostojnie ułożę się przed tv, na jubileuszowym, setnym odcinkiem „Rancza” Dobranoc
Zmęczona babciogodzinami juz teraz zapalę lampkę i całkiem mozliwe, że pozezuję w kierunku łóżka
No… moze jeszcze nie tak zaraz 🙂
Normalnie jestem z siebie dumna ! 🙂

Przestudiowałam całą instrukcję obsługi pieca i nawet udało mi się go uruchomić
Nadmieniam, że ostatnio przez niewiedzę, mało brakował a wysadziłabym cały dom w powietrze 🙁
Niebawem będę miała ciepłą wodę. Wyglądam jak prawdziwy kopciuch, zatem uciekam pod prysznic i do łóżka 🙂
Pięknej nocy wszystkim życzę
Dzień dobry poniedziałkowo 🙂 Słońca dzisiaj u mnie dostatek więc gdyby gdzieś brakowało to się dzielę 🙂 I do pracy maszeruję ! 🙂
Dzień dobry
Czyli cały tydzień naginam do pracy. Za to pod koniec maja będę miała długi weekend i już się z tego cieszę 
U Was króciutki ten tydzień, a u nas normalnie
Dzień dobry Miralko 🙂 Z miesięcznym przesunięciem ale sprawiedliwie – też sobie odpoczniesz 🙂
Muszę pochwalić swoje szczęście ślubne
Jak się ostro wziął do roboty, to nie tylko pozalepiał dziury w ścianach, ale pomalował już sufit (dwa razy) i położył podkład na ścianach kuchni
Jakaś nadzieja we mnie wstępuje, że za długo w tym bałaganie nie będę musiała mieszkać
Chociaż nie wiem jak długo zajmie mu układanie podłogi… Ale i tak zaczął ekspresowo i pochwała się należy
Żeby mu to wszystko szybciej schło, to wychłodził chatę niesamowicie. Pootwierał okna i na dokładkę włączył wiatraki, żeby była lepsza cyrkulacja powietrza i żeby szybciej wysychało…
Czuję się padnięta, chociaż w zasadzie tylko patrzyłam jak małżonek pracuje


Spadam na górę
Miłego i słonecznego dnia Wam życzę
Dzień dobryyy i od razu do popotem, bo potrzebujących należy wspomóc 😉 ponoć! A u nas 28 – każdego miesiąca, jest właśnie takim dniem
Dzień dobry:)
Też pędzę do swoich zajęć, ale wrócę…. . Lista Podpisana. 
No dooobra!
<podpis nieczytelny w całości>
A jak Personalna na urlop pojedzie, to co będzie? 😉
Dzień dobry. Dzień się zaczął od porządków pod kierunkiem małżonki.
Co do długiego weekendu, czy też krótszego tygodnia pracy, to niewątpliwie ma on swoje zalety, ale ma i wadę – rozpirza tygodniowy rytm. W sumie się nawet cieszę, że nie mam porządnego, długiego zlecenia, bo podejrzewam, że przy takim nagromadzeniu wolnego miałbym kłopot, żeby się wyrobić z terminem.
Dzień dobry 🙂 Dokładnie tak! Niestety nie każdą pracę można ot tak pozostawić ;)Ja akurat, żeby spokojnie spędzić długi weekend, muszę 40 godzin rozłożone na 5 dni, „przerobić” w ciągu 3,inaczej nie byłoby mnie widać zza biurka, tylko papierzyska 😉
Dzień dobry 🙂 Świetne opowiadanie, życie dostarcza lepszych pomysłów niż wyobraźnia 🙂
Dziękuję. Zauważ jednak, że najpierw musiała być wyobraźnia Najjuniora, żeby podjąć decyzję, zaplanować wypad ze szczegółami (spakował do chlebaka jakieś żarcie, wodę, NÓŻ (!!!)), napisać notkę do rodziców i po cichutku (nikt się nie obudził) wykraść się z domu.
To i ja podpiszę tą listę obecności i zmykam do pracy
Home, sweet home – że se tak westchnę!
Ale nie szedłeś na piechotę?
Nie – już nie ten wiek, nie te pomysły!
Wiosenne aktywności trzymają ludzi z dala od Wyspy?
Wiedźminko, jak zdrowie?
Oj trzymają, trzymają… Jeśli sprawy ważne idą jak po grudzie 🙁
Samo życie 🙂
Dobrej nocy.. Jutro też jest dzień 😀
Dobranoc….. rzeczywiście coś mnie trzyma z daleka od Wyspy ! Może to przejściowe ? Bo na bostońskiego wirusa jednak sie nie załapałam
PS. wybudowałam pięterko…..