26 października 2003 roku
Boże: znowu ta opowieść o coli, dzięki której puszczają śruby. Gdy we wrześniu gościłem szwedzkie małżeństwo takich jak ja starców, to ich okrzyki zgrozy na moją strategię żywieniową i wszystko, co tylko miałem w lodówce, pamiętam do dziś. Musiałem po nich wszystko raz jeszcze myć, bo detergent jest niezdrowy, pepsi to zgroza, gdyż jest tam kwas fosforowy, a kwas fosforowy rozpuszcza rdzę. Boh ty mój! Kwas fosforowy rozpuszcza rzeczywiście rdzę i jest do tego celu powszechnie używany w przemyśle, ale agresywniejszy od niego kwas solny też rozpuszcza rdzę. Używałem – jako facet, który lutował przed laty rzeźby z blachy – jednego i drugiego kwasu. Znam bajki o tym, że zardzewiała łyżeczka włożona do coli na drugi dzień była jak nowa. Kto i po co wkłada zardzewiałą łyżeczkę do coli, i gdzie u licha spotkać można w przyrodzie zardzewiałą łyżeczkę. Ja takiej nie widziałem. Stalowych łyżeczek po prostu nie ma. Wiem natomiast, i to nie jest bajka, że ilość kwasu solnego, który w tej chwili ma pani w swoim żołądku, pozwoliłaby na odrdzewienie dwóch metrów żelaznego ogrodzenia w parku, i jakoś Pani z tym żyje i nawet maluje sobie ściany. No dobra: rzeczywiście jadałem za życia mej żony sosy lepsze niż Uncle Ben’s i wołowinę lepszą niż „Wołowina we własnym sosie” (PN-A-82022-1998, panu Krzysztofowi polecam zawsze skontrolować normę), ale i jedno, i drugie jest najlepsze z tego, co mogę mieć szybko i pod ręką tak, aby przygotowywanie jedzenia wraz ze zjedzeniem nie zajmowało mi więcej niż kilka minut czasu. Poza tym de gustibus non est disputandum. Zapewne nie uwierzy Pani lub powie, że robię sobie jaja, ale osobiście znam ludzi, którzy uwielbiają nawet takie paskudztwo jak kuchnia śródziemnomorska, te wszystkie ohydne frutti di mare (czy jak się toto pisze), kraby, langusty, krewetki, ostrygi, w końcu nawet ryby. Zwykle, gdy na jakimś filmie widzę to na straganie lub na stole, zamykam oczy i czekam, słuchając dźwięku, czy już przestali to pokazywać – do tego stopnia budzi to moją odrazę. […] Na dodatek te opowieści, że wołowina to nowotwory i choroba szalonych krów, a ryby to samo zdrowie… Akurat właśnie ryby można za oknem wieszać zamiast termometru, bo tyle w nich jest rtęci. Oczywiście nie dlatego ich nie jem – po prostu odczuwam do ryb odrazę, wprawdzie nie tak mocną jak do krabów i krewetek, ale jednak. Z kolei ze wszystkiego, co podaje się u nas, najbardziej nie lubię grzybów i krwawego steku. W nader rzadkich momentach, gdy jestem w restauracji, a do wyboru jest tylko wołowina, proszę kelnerki, by kucharz piekł ją dwa razy dłużej niż normalnie, a potem proces ten powtórzył, a potem jeszcze trochę, aż do momentu, gdy będzie się już wstydził tego, co upiekł, bo wtedy najprawdopodobniej dam radę zjeść to ze smakiem. W przeciwnym wypadku zostawię na talerzu. Ja w końcu też mam swoje upodobania, których nikomu nie narzucam, natomiast mnie wszyscy wokoło nieustannie pouczają, że odżywiam się źle i mam zły gust. Oczywiście wiem, że mam gust prymitywny, ale nie pretenduję do znawstwa w tym zakresie. Przykrą i upokarzającą czynność jedzenia lubię odwalić jak najszybciej i z jak najmniejszym wysiłkiem. […]
Dzień dobry 😀 Twórczości p.Beksińskiego nie rozumiem, zatem nie lubię. Zbyt ponura.. Jak dla mnie.
Coli też nie lubię i nie dlatego, że w jej składzie jest kwas fosforowy i jeszcze inny, ale dlatego, że jest za słodka. Cola czy pepsi, to dla mnie to samo 😀
Kategorycznie nie zgadzam się z p.Beksińskim, iż przykrą i upokarzającą czynnością jest jedzenie!!
Lubię jedzonko i lubię jeść… No może już tylko coraz mniejsze porcje, bo to metabolizm… Nie ten 😀
Nooo jak człowieka twórczy szał ogarnie, to nie ma ochoty tracić czasu na przyrządzanie tego frutti di mare, którego oczywiście ja też nie lubię
A teraz b. proszę Państwa o wyśpiewanie, co Kto ma na obiad 😀
Już śpiewam
Na obiad mam karkówkę w sosie, ziemniaczki pieczone (w łupinkach) i fasolkę szparagową
Nie lubię gotować, ale niestety muszę
Musimy coś jeść, a wszyscy wolimy takie swoje jedzonko, niż kupione – gotowe. Wędlin się u nas mało jada. Czasami piekę różne cuda, żeby było na kanapkę do pracy.
Na jutro planuję zupę pieczarkową i skrzydełka na miodzie. Do tego ryż i surówka z pomidorków
Proszę 😀 Mogę się przysiąść?? Ja malutko jem. Naprawdę

Zaaaproście mnie do stołu…
Karkóweczkę lubię, skrzydełkami w miodzie nie pogardzę, a fasolkę mogę jeść na okrągło 😀
No moje smaki!!!
Oczywiście, serdecznie zapraszam na obiad
Nawet jeśli nie jecie malutko
I tak zawsze zostaje, bo nie umiem ugotować w sam raz 
Posuń się troszeczkę! Skaczę!

Posunęłam się i co? Jakoś nie widzę żebyś doskoczył
A tu obiad stygnie 
Chyba znowu się poślizgnąłem… buuuu!
De gustibus non est disputandum.. 😀 Zaraz biorę się za łazanki, które uwielbiam
Ha, jak ja doskonale rozumiem pana Beksińskiego! Jak mam pracę, względnie jestem ogarniętym twórczym szałem (co czasem się nawet pokrywa), to przyrządzanie jedzenia mnie doprawdy nie bawi – staram się wtedy skrócić ten proces do minimum, co, o dziwo, da się pogodzić z wymaganiami diety. Czasem. Colę pijam z rzadka, wbrew zaleceniom dietetyczki, a jeżeli, to wyłącznie „zero”, bez cukru. Na obiad nie wiem jeszcze, co sobie zrobię, pewnie kuskus (odważyć odpowiednią ilość, zalać wrzątkiem, po 5 minutach gotowe) z jakimś prostym czymś – kurczak czy tam coś chudego.
Witaj Mistrzu Q.. 😀 Jak mnie ogarnie twórczy szał sprzątania, na ten przykład 😉 to też mogę prawie nie jeść, ale za to wypijam hektolitry… Wody 😀
Cola bez cukru zawiera jeszcze więcej chemii, tak czytałam, więc jednak lepsiejsza ta z cukrem 😀
Kuskus też lubię, bo nie dość, że smaczna i zdrowa, to i szybka w przygotowaniu. Tak jak i pierwsiątko z kurczaka 😀
Smacznego!
Chemii może tak, ale nie kalorii – chyba?
Wodę piję przez rozsądek bardziej.
Bezcukrowe napoje są dużo bardziej szkodliwe, niż cukrowe. U Amerykanów „diety” są bardzo popularne, ale jakoś nie zauważyłam, żeby im to pomagało w schudnięciu. A z tego co wiem, to te ichnie słodziki to czysta, żywa chemia
Też bezcukrowy… Nie tylko słodki jak nie wiem co, ale aż „nytki”. Kiedyś szwagierka nam taki przyniosła. Nie dałam rady zjeść nawet małego kawałka. Nawet nasz syn, który słodkości lubi nie dał rady i po dwóch dniach torcik wylądował w koszu
A jak kiedyś poczęstowałam Amerykanów naszym polskim ptasim mleczkiem, to mówili, że jest w ogóle nie słodkie. Jak komu…
Prawdę mówiąc, nawet gdybym chciała, to i tak nie mogę tego świństwa pić, bo jest mi po nim niedobrze. Mdli mnie strasznie. Mam chyba alergię na któryś ze składników słodzika. Szkoda, że nie mogę dać Wam spróbować amerykańskiego tortu
No proszę, a „nasi” Amerykanie bardzo sobie chwalą wszelkie polskie słodycze, ze szczególnym uwzględnieniem wafelków w czekoladzie (Princessa, Prince Polo). Natomiast co do przemysłowego słodzenia jedzenia, to pewnie wiesz, co to HFCS?
Wiem tylko tyle, że to wyjątkowe świństwo
Widocznie z tymi słodyczami jest jak ze wszystkim
Nie wszystko wszystkim odpowiada
Może trzeba im było dać Princessę, albo Prince Polo? Może to byłoby wystarczająco słodkie 
To jest ten syrop z kukurydzy?? Co to zamiast cukru do wszystkiego dodają, bo taniutki??? A którego wątroba nie przerabia, tylko od razu w tłuszczyk odkłada? 🙁
Witaj Mistrzu Q 😀
Bry! Z tego, co mi wiadomo, to właśnie tak, przy czym niezależne badania wskazują, że po 20 latach używania tego syropu wątroba zgłasza poważne problemy. Ponieważ dodają go do słodyczy największe koncerny, to powiedzmy, że te badania są przez nie niemile widziane…
Cukrzyca murowana.
Nawet nie wiem, co konkretnie, ale pewnie i cukrzyca.
DzieńDobry :)) Lubię twórczość Beksińskiego, była nieco mroczna lecz jednocześnie zabawna. W stu procentach zgadzam się z jego oceną kuchni śródziemnomorskiej, od siebie dodałbym jeszcze francuską. Podziwiam również straceńców, jedzących chińszczyznę, arabszczyznę i wszelkie egzotyczne paskudztwa. Dla mnie potrawa składająca się z więcej niż trzech składników jest niejadalna :))))
Witaj Stateczku 😀 Może i zabawna. Ja jestem laik do potęgi entej, o!
Znam takich co to się zachwycają chińską, a ja?? Zbyt ostrożna jestem…
Pierogi z kapustą i grzybami, pierogi „ruskie” też??? 😀
Ruskie odsmażane !!! Cud, miód ultramaryna :))) Także z mięsem, z owocami nie lubię, na słodko to tylko wiśniówka :)))
A cepeliny??? 😀
Hm, ja tam lubię te azjatyckie cudeńka, o ile mogę. Byliśmy parę lat temu w Heidelbergu z serdecznymi przyjaciółmi i myśmy chodzili na obiady do Irańczykó, Hindusów lub Wietnamczyków (mniam), a oni – do stube na wienerschnitzla, takiego na pół talerza. I wszyscy sobie zgodnie chwaliliśmy, każdy swoje.
Hihi! Witaj, Skowronku i Goście obiadowi!
No to ładnie skontrapunktowałaś moje zachwyty nad Złotą Rybką! Ja też całkowicie i ostatecznie nie zgadzam się z p. Beksińskim. W życiu trzeba mieś – i doceniać – drobne przyjemności dnia codziennego, nawet tak, wydawałoby się pospolite jak jedzenie. Niewykluczone, że brak tej umiejętności wpływa zauważalnie i na sztukę artysty.
Cóż – podobno artysta musi cierpieć, by tworzyć. My na szczęście nie musimy. Potrafię się cieszyć kromką świeżego chleba, jak i niekiedy bardziej wyrafinowanymi potrawami – choć miłośnikiem frutti di mare też nie jestem.
Ale wszak nie chodzi o to, co lubimy – chodzi o to, aby coś lubić!
Tak, świeży chleb, to jest to, a i na diecie można się nim cieszyć – grahamem, orkiszowym, razowym, pełnoziarnistym.
Świeżutkiego Mistrzu, na pewno zjesz więcej 😀
Ale i tak się staram więcej niż 2-3 kromki na jedno posiedzenie nie jeść. Oczywiście o smalcu mowy nie ma.
Witaj Mistrzu T 😀 A tak se pozwoliłam ku własnej radości

I pod nieobecność Gromowładnego
Kromka świeżego, pachnącego chleba ze smalcem… Takim bielutkim i ze skwareczkami… I na to plasterki ogórka kiszonego… Mniaaam..
Zawsze mówię, że mnie do szczęścia niewiele trzeba 😉
A z ostatnim zdaniem całkowicie się z Tobą zgadzam 😀
O matusiu, się mi kapusta przypichciła… 🙁
A propos – rzucam na forum: jak się u kogo mówi?
Bo u mnie w domu się mówiło ma ucięty kawałek chleba „kromka”, chyba że (pożądana przez wszystkich, zwłaszcza ze świeżego chleba) końcówka, to „piętka”. Ale spotkałem się i z takim wariantem, w którym ichnia „kromka” to moja „piętka”, a moja „kromka” to ichnia „skibka”.
Co więcej, są i takie okolice, gdzie na „piętkę/kromkę” mówi się „dupka”!
A u Was?
U nas też używało się określenia „piętka”, chociaż i „dupka” też była w użyciu, ale to rzadziej.
Bardzo dawno takiego nie jadłam… I ta chrupiąca skórka… mmmmmniam, ale się rozmarzyłam
Do takiego chleba nic nie było potrzebne. Pamiętam jak babcia na nas krzyczała, żebyśmy coś do tego chleba wzięli, bo co sąsiedzi powiedzą
A my wcinaliśmy to na sucho. Podobnie jak dostawaliśmy po łapach za wyjadanie kartofli dla świń. Babcia miała specjalny duży sagan i gotowała w nim kartofle w łupinach. Jak się już ugotowały odstawiała, żeby przestygły. Musiała ich pilnować, bo zawsze ich trochę „wyparowało”. A nam te gotowane w łupinach najlepiej smakowały
I nie obchodziło nas, co babcine sąsiadki sobie pomyślą i co powiedzą 
A taki świeży chleb, prosto z piekarni… jeszcze gorący…
W Małopolsce tak jak u ciebie, chociaż z „dupką” też się na wsi spotkałem
Za chwilę wybywamy, odezwę się, jak będę z powrotem.
Koniecznie się odezwij 😀 i powtórzę za Bożenką: przyjemności 😀
Łazanki się udały, poprawiłam torcikiem wiśniowym i mogę się drzymnąć
Przecież po smacznym jedzonku – sadełko trzeba zawiązać 😀
Hej, no i wylądowaliśmy z powrotem w domu. Między innymi po zakupach.
Dzień dobry 🙂 Chyba jeszcze, bo ciemno jak w grobowcu 🙂 Przypomniała mi się historia sprzed wielu lat, przyjechali do mnie znajomi-znajomych ze Szwecji, a że ja akurat musiałem wyjechać, to zostawiłem tych dwóch gamoni, we własnym mieszkaniu, na parę dni. Kiedy wróciłem, zastałem obraz nędzy i rozpaczy, goście nie mieli pojęcia co to jest gaz, więc myli się w zimnej wodzie [zimą], bo czegoś takiego jak bojler gazowy nie widzieli na oczy, kawę parzyli przy pomocy kupionej na bazarze mikroskopijnej grzałki elektrycznej, oczywiście nie gotowali, bo kuchenka też była gazowa i jedli zimne konserwy, no tragedia, zastałem dwóch zarośniętych, głodnych śmierdzieli, masakra 🙂 🙂
Coś podobnego! Ja z kolei po przeprowadzce z Poznania do Gdyni musiałem się przestawić z gazu na prąd, to jest jakby mniej bolesne, tyle że a) palniki w kuchence wolniej się rozgrzewają, za to potem i wolniej stygną, b) z ciepłą wodą trzeba uważać, bo bojler ma ograniczoną pojemność, a potem nowa się wolno grzeje (przepływowego ogrzewacza nie chcieliśmy zakładać ze względu na to, że mamy tańszy prąd o konkretnych porach, to wtedy zegar włącza bojler).
Moja córka na jedno kąpanie potrafi wyciągnąć 100 litrów wody o temp. ekonomicznej 60°C.. 😀 Zabić to mało
Opłaca się taryfa nocna?? Bo chyba taką masz, prawda??
Wanna to jest to i ze sto litrów pomieści, a jak nie, to się spuści i napuści nowej, grunt, żeby moc miała, kto się we wrzątku kąpie, piekła nie boi się 🙂 🙂
Poleży, doleje, opłuka z dziesięć razy, opryska i czort wie co jeszcze. I bojler zimy 😀
A jak z tym piekłem, bo już sama nie wiem… Mam się bać
No właśnie nie wiem, czy się opłaca, ale chyba tak. Mamy tańszy prąd w godzinach 13-15 i 22-6, przy czterech osobach i bojlerze 120l plus całym domu na prąd (z wyjątkiem ogrzewania, to jest centralne), płacimy rachunki rzędu 210-250 zł miesięcznie.
Nie, to nie są wysokie rachunki.
Straciłam dwie godziny na uruchomienie maszyny do szycia. A efekt jest taki, że pasek nie przeszyty, a igła zablokowana
Szanowny, jak przyjedzie,będzie miał zajęcie. Nadzieja, że niczego nie uszkodziłam.. Kretyńska instrukcja. Nie ma to jak stare Łuczniki, o! Tam wszystko było proste 😀
Najlepsze były deptane Singery, nawet ja potrafiłem sobie na takim wynalazku dżinsy zwęzić 🙂
O, taką mieliśmy w domu, na pedał. Jako dzieciak zasuwałam na niej 😀 One nawet skórę szyły. Najwyżej się igła złamała 😀
U mojej mamy w domu jest taki stary Singer. Deptany. Siostra mówiła, że go wyrzuci, bo i tak nie używa. Szkoda… Chętnie bym zabrała do siebie, ale transport przez ocean kosztowałby trochę za drogo
A ja nadal mam starego Łucznika na chodzie – jak muszę, to co nieco na nim przeszywam.
Zamień się ze mną!! Chętnie tę nową(? ma ponad dziesięć lat) zamienię 😀 Jak są nici założone i tylko mam pedał przycisnąć, to szyję 😀 Inaczej wszystko czeka na Małżonka 😀
Dobranoc Kochani, snów – smacznych 😀
Dzień dobry
U Was już niedziela i mogę Wam życzyć miłego dnia 
Dziś już mi lepiej, chociaż nie do końca
W czwartek dostałam wiadomość od brata, że nasza mama trafiła do szpitala i lekarka powiedziała, że trzeba się spodziewać najgorszego… Dziś od samego rana siedziałam na telefonie (wczoraj z resztą też) i już jest poprawa (oczywiście, że nie od mojego siedzenia). Pojawiła się nadzieja na poprawę zdrowia
W końcu będę się mogła wyspać…
Życzę poprawy w takim razie!
Mira, trzymamy kciuki za mamę!
Mirelko, będzie dobrze. Zdrowia Mamie, a Tobie spokoju życzę.
Nigdy nie trzeba tracić nadziei.
Dziękuję Wam za słowa wsparcia
Mama już nigdy nie będzie zdrowa, bo z tej choroby się nie wychodzi. Ale jako jej dziecko, chciałabym, żeby jak najdłużej pobyła na tym świecie…
Dzień dobry, melduję się, ale dzień zapowiada się niestety podobnie jak wczorajszy. Czyli będę pojawiał się i znikał.
Witajcie, dzielni Niedzielni! 🙂
Witaj dzielny Niedzielny,Tetryku 😀
Dzień dobry bardzo 😀 Słoneczko przyświeca, wiecie?? 😀
Unieruchomiłam maszynę do szycia i trzeba było ręcznie szyć… Uff, nie nadaję się do takiej pracy.. Ale skończyłam i jestem z siebie dumna, że własną niechęć i lenistwo przezwyciężyłam
Pora obiadowa, zatem S M A C Z N E G O!
Bożenko pilnuj swoją pierś z serem 😀
DzieńDobry Ogólnopolskie :)))Jesień mamy :)))
Nie ma rady na to!
Jest !!! Wyjazd na południową półkulę, tam jest wiosna :)))
A lat nam ubędzie??? Witaj optymistyczny Stateczku 😀
Witaj Alleńku :))) Oczywista oczywistość, czas jest pojęciem względnym. Niekiedy się nawet cofa :)))
Dzień dobry
A najważniejsze, że to już niedaleko wiosna!!!! I Wielkanoc 
Jesień też ma swoje uroki
Dzień dobry Mireczko :D, a po drodze załapiemy Boże Narodzenie z choinką, prezentami, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i z grzybami, pyszny żur na zakwasie, i w ogóle dużo samych przyjemności…
Od lat nie szykuję za dużo na święta. Nie ma potem komu jeść tego wszystkiego. I bardzo dobrze, bo nie lubię gotować
Uf, nareszcie ktoś rozsądny.
Aha, Kochani.. Ja naprawdę nie kolekcjonuję byków
Muuuu!!!
By poprawił, a nie cały dzień wisiał bidaka 🙁 bo ja ślepa
Ależ nie zauważyłem, a zamuczałem ze sympatii!
?? To ja Tobie, też z sympatii zamuczę MUUUUUUU
I jak Senator bez nas wytrzymuje??? Hę??
Chyba lepiej niż my bez Niego
Pewnie nie ma nawet czasu zatęsknić za nami 
Oo, z tym bym polemizował!
Się wyciągam… Dobranoc Państwu 😀
PS Jeszcze sprawdzę co tam u Wiedźminki. Obiecała? Obiecała 😀
To dobranoc
Kolorowych snów 
Widocznie jest jeszcze za bardzo zajęta… i nawet to rozumiem.
Nie zapomnij pozdrowić Wiedźminki od nas
Śpij spokojnie Radosna, niech Cię sny złe nie niepokoją
Dobry wieczór !
Melduję posłusznie, że jestem żywa, cała i zmęczona jak …..jak nie wiem co. W ramach relaksu poczytam co też się na Wyspie działo 🙂
Jutro wyjeżdżam, zostawię porządki na później, moje biedne książki leżakują starannie zapakowane… 🙂 Pan majster był solidny i się wywiązał w terminie i bez fuszerki. Nieźle trafiłam !
Wypocznij teraz. Czy z wyjazdu będziesz podbiegać do Wyspy?
To już Skowronek nie musi Cię, Wiedźminko od nas pozdrawiać
Możemy zrobić to sami


Szkoda tylko, że znowu Cię nie będzie
Mirelko… tylko trochę, rano się zdążę przywitać …
Tadaaaam! I słowo słowem wirtualnym się stało!
Kochani jesteście
i Wspaniali też :)…. a jak dobrze poczytać te wyspowe pogaduchy!
No to krótko : lubię gotować, pod warunkiem, że ma kto to zjeść… dla siebie staram się o szybkie danka, bo co to żadna frajda jesć bez towarzystwa 🙁 Francuską kuchnię lubię wybiórczo, nie wszystko mnie zachwyca, a cudzoziemskie smaki jadam, bom ciekawska 🙂
Mania jest urocza… chętnie bym ją przytuliła !
Dziecię podłączyło mi wszystkie grająco – gadające urządzenia i wpisałam się z marszu…
Martwi mnie Senator… bo to do Niego niepodobne, żeby nie znalazł jakiegoś łącza. Mam nadzieję, że czuje sie dobrze i się odezwie.
Nie wiem czy będę mogła się odezwać, w tej leśniczówce jest net, zorientuję się, czy gospodarze będą uczynni. Najnowszy komunikat brzmi: grzyby sa i nawet pojawiły się prawdziwki.Trochę już umiem zbierać grzyby, niekoniecznie tylko te, o które się potknę
Zwierzątka nieco zszokowane tymi przeprowadzkami, a Migotka jest obrażona…. musiałam ją łapać, bo nie chciała wracać do domu 🙂
Schowała się pod łożko i udaje, że jej nie ma…. a zostanie w domu z dochodzącą opieką i długo będzie się na mnie boczyła… Szkoda, że nie lubi wycieczek…domatorka z niej niemożliwa 🙂
Tetryku… jeszcze trochę popilnujesz, żeby lampka świeciła, prawda ? Powinnam wrócic w środę wieczorem… krótki ten wyjazd, ale bardzo mi potrzebny.
Jasne, że popilnuję!
Wypoczywaj spokojnie!
Dziękuję Mistrzu !
Dzień dobry 😀 Prawie w komplecie i to mnie się b.podoba


Maxiu wróci na pewno z weselną, zatem będziem kosztować, bo upić się nie warto.. Chociaż? … Kochać nie warto,lubić nie warto, znaleźć nie warto i zgubić nie warto… Jedno co warto, to upić się warto… Jak to napisał kiedyś mistrz Hemar
A jak się nam Senator dzisiaj nie odezwie, to takiego wrzasku narobię, że… Nałęczów cały stanie na baczność
A teraz do pracy – czas się zabrać 😀
Może by tak… Kto wycieraczkę zmienił?? 😀
Dzień dobry. Bardzo lakonicznie, bo robota dosłownie kipi. Będę zaglądał.
Dzień dobry ~ Strzemiennego na wsiadanym… w Wasze szlachetne dłonie 🙂
wyruszam do lasu ciemnego 🙂
Odewę sie, jak tylko to będzie możliwe, a teraz
Dzień dobry 🙂 Wieje, że głowę urywa, ale temperatura dość przyzwoita 🙂
Witajcie! Wiatr w oczy, zapieprz w pracy… Ech…
U mnie wiatr w oczy nie wiał, ale zapieprz w pracy, to i owszem
Donoszę, że Wiedźminka znalazła kilka kozaków i nawet jednego zdrowego prawdziwka 😀
Rumak jutro zadzwoni /nareszcie!/. Wygląda na to, że lapcia nie wziął. Się dowiemy wszystkiego 😀
Same dobre wieści zza morza (czyli spoza Wyspy) !
Ostatni esemes od Incitatusa, cytuję: Pozdrowienia dla Wszystkich 😀
Koniec cytatu
Dobry wieczór! Ja też pozdrawiam. Maluczko, a znów będą wszyscy razem.
Toć przecież chórem pozdrawiamy!

Dzięki 😀 Wszystko przekażę

Aha, Maxiu też już wrócił, tylko dzie weselna!!!
Jako, że jestem padnięta.. pożegnam się życząc spokojnych snów i do jutra. Dobranoc 😀
Dzień dobry
U Was już wtorek
Czyli macie bliżej do środy niż ja 

A „środa minie – tydzień zginie”, bo zaraz następny weekend
Szkoda, że nie umiem wstawiać pojedynczych zdjęć
Pokazałabym Wam swoje ćmy. Jedna taka jak koliberek. Machała skrzydełkami jak on, czyli bardzo szybko. A druga siedziała na moim własnym płocie. Też piękna… No i małżonek znalazł kolorowego żuczka. Szkoda, że tylko zrobił mu zdjęcie, a mnie nie zawołał, żebym zobaczyła go w naturze… Nie chciał mi przeszkadzać w pracy w ogródku. Prawdziwy mężczyzna 
Tradycyjnie życzę miłego dnia
i spadam na górę 
Dzień dobry!!!
Po schodach na pięterko proszę!! Biegusiem 
