« ZAKOŃCZENIE Cantigny »

Dyptyk marketingowy: Marketing e-moll

Autor już na wstępie pragnie zaznaczyć, że nie był jego intencją stuprocentowy realizm, a opisywane poniżej wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Niemniej ma autor nadzieję, że czytelnicy przeczytają poniższy tekst z przyjemnością.

Ogromne, rzeźbione drzwi otwierają się, a gromki, nosowy głos anonsuje „Maestro Jan Sebastian!”. Wchodzę, mijając dwóch drabów w liberiach z posrebrzanymi lampasami, w świeżo upudrowanych perukach, z łydami w opiętych pończochach. Ten z lewej, licząc, że nie zauważę, pozwala sobie na uśmieszek i ciche, ironiczne prychnięcie. Zaciskam dłoń na lasce z bukowego drewna… tym razem ujdzie mu to na sucho, mam na głowie ważniejsze rzeczy.

Zmierzam w kierunku tronu, na którym czeka na mnie – niecierpliwie, ale ukrywając to starannie, jak to on – margrabia brandenburski, przyrodni brat księcia elektora, ojca naszego miłościwego króla, zachowaj go, Panie, w zdrowiu przez długie lata. Jestem coraz bliżej, stukanie mojej laski w marmurową posadzkę sprawia, że dworzanie zaczynają szeptać sobie na ucho… „moja sława mnie wyprzedza”, ależ, bzdury, komentują pewno stan moich sukni, zniszczone trzewiki – że też spod tego całego łoju z sadzą widać jeszcze popękaną skórę, no cóż, trudno.

Jego Wysokość łapie mój wzrok, uśmiecha się, trochę życzliwie, a trochę protekcjonalnie, „my, wielcy tego świata”, ale tak trzeba, tak trzeba. Wysuwam jedną stopę do przodu i składam głęboki ukłon, modląc się, by moja peruka wytrzymała go, nie zjechała mi z głowy… Uff, udało się. Wygłaszam wcześniej przygotowaną laudację na cześć margrabiego Christiana Ludviga, kończąc prośbą o pozwolenie na wykonanie jednego z dedykowanych mu koncertów. Obaj doskonale wiemy, że to czcza formalność, ale zachowujemy konwencje, margrabia dwornie wita mnie na berlińskim zamku i zaprasza na podium dla orkiestry.

Podchodzę do klawesynu, witam się z moimi muzykami. Ulrich i Eberhardt, David, Hans-Joerg i jeszcze jeden, nigdy nie pamiętam jego imienia, ale też dobry wiolinista, no i pozostali. Graliśmy już wcześniej razem z tym berlińskim ansamblem, a potem oblewaliśmy sukces dobrym reńskim winem, zacni z nich ludzie, tak sobie myślę, że mnie nie zawiodą. Dodatkowo obiecałem im, że szczodrość margrabiego obejmie również i ich, no cóż, w razie gdyby nie, wysupłam te talary z własnej kiesy – są tego warci.

Siadam do klawiszy, rozkładam nuty – te same, które w pozłacanej tubie ze świńskiej skóry z pieczęcią odłożył niedbale koło siebie Jego Wysokość, sama tuba kosztowała dwanaście groszy, no trudno, tu nie ma co oszczędzać. Biorę głęboki wdech , patrzę na Ulricha, a on kiwa głową, wszyscy są gotowi. Zaczynamy zatem. Oni na swoich smyczkach głośniej, ja w tle, ale to się jeszcze zmieni, wiolonczeliści prowadzą basso continuo… Patrzę przelotnie, tak tylko, żeby skontrolować, jak im idzie. Słyszę co prawda, że wszystko jest, jak trzeba, ale po jednym z zerknięć widzę, ze trębacze świetnie się bawią, dmuchając w te swoje rogi. Moment obawy, zawahania, że dwór Jego Wysokości poczyta to sobie za afront, ale zerkam w drugą stronę i nie, słuchają z nabożeństwem.

Nie muszę zresztą obracać głowy dalej, to by groziło może nie fałszem, za stary lis jestem na to, ale brakiem koncentracji, wypadnięciem z rytmu, w jaki mnie wprawia moja muzyka… Zresztą i bez odwracania wzroku świetnie wiem, co szepce Jego Wysokości na ucho ten pieczeniarz szambelan. „Wasza Wysokość raczy zauważyć, jak wspaniale podbijają rytm basy, zupełnie jak salwy armatnie na cześć Waszej Wysokości, a znowu rogi, rogi brzmią jak trąby bitewne pod Fehrbellin, kiedy to ojciec Waszej Wysokości, Jego Miłość książę elektor, pogromił przebrzydłych Szwedów. A jak cudownie grają skrzypce i wiole, jednym chórem, jakby je kto musztrował! Toż to dyscyplina niczym w gwardii Najjaśniejszego Pana, Wasza Wysokość wybaczy to porównanie. A sam maestro dźwiękami klawesynu wydaje komendy pozostałym muzykom, prowadzi ich do ataku całkiem jak Wielki Kurfürst…” i tak dalej, i tym podobne. Skąd to wiem? Po pierwsze: ubiegłego wieczoru siedzieliśmy z szambelanem bite dwie godziny, wymyślając te porównania, a po drugie: zapłaciłem mu dwadzieścia talarów gotówką, by sączył je prosto do ucha margrabiemu. Gotówką!

Ale więcej już o tym nie myślę. Nie tylko dlatego, że mógłbym coś pomylić… Przede wszystkim dlatego, że muzyka ogarnia mnie całego, teraz zamykam oczy – nuty znam wszak na pamięć! – i cały staję się muzyką. Nie tylko naciskam klawisze klawesynu, ale chwytam całym sobą za smyczki, dmę w rogi… nie ma już różnicy między mną, a pozostałymi muzykami, zapominam ich imion, teraz są dla mnie tylko przedłużeniem mojego umysłu, wykonawcami mojej woli – a trzeba przyznać, że nieźle im to wychodzi.

I zatapiam się w kaskadach dźwięków, opadających z matematyczną precyzją, zbiegających się i rozbiegających, równolegle płynących w jednakowej odległości od siebie, w interwałach, które łączą się i rozłączają. Każdy z nich jest czymś małym, kroplą wody, pojedynczą gwiazdą, ale razem – razem wywołują u słuchających emocje godne wezbranego potoku lub obrotów sfer niebieskich. Czuję, że mknę przez owe sfery, wypełnione pono eterem, a wokół mnie wirują po swoich złożonych orbitach poszczególne muzyczne frazy, skupiam się na samym locie, jak samotny kometa, i wtedy dociera do mnie, że przecież nie sam jestem, że ten lot ma swoją widownię, słuchaczy, że ta fuga jest daremną ucieczką, bo oto kończą się nuty, kończy się koncert i siedzę znów przed klawesynem, a wokół mnie cisza, w której wybrzmiewają ostatnie echa muzyki. Mojej muzyki. Mnie.

Myślę sobie… nie, nic nie myślę, zbyt daleko jestem jeszcze od tej sali, w której ciągle jeszcze panuje cisza. Przełykam ślinę i wracam do siebie. Przebiega mi jeszcze przez głowę – gdzieś daleko, jakbym to nie ja myślał, tylko myśl narodziła się sama – że z premii nici, kiedy Jego Wysokość unosi dłonie i zaczyna nimi o siebie uderzać, a za jego przykładem gorliwie idzie cały dwór.

____________________________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

131 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry. To też było – sami-wiecie-gdzie i na poprzedniej Wyspie również, ale akurat tak mi się podoba, że mi to nie przeszkadza.

    Będę pracował, ale postaram się i tutaj być obecnym.

  2. korab1 pisze:

    Wprawdzie nie jestem Księciem Elektorem, niemniej pozwolę sobie jako pierwszy na oklaski :)))
    Brawo! Brawo! Brawo!

  3. Quackie pisze:

    Dziękuję pięknie obu Panom. A to mi się udało ani grosza nie wydać na promocję…

  4. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Niezwykle sugestywne, czyżby Mistrz posiadł zdolność podróży w czasie ? Świetne 🙂
    Brawo!

    • Quackie pisze:

      Przy okazji któregoś opowiadania o Lajkoniku wygadałem się, że posiadam chronotraktor, ale tym razem akurat z niego nie korzystałem.

  5. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Delighted Klimat znakomity Kwaku…. może tylko jedno: margrabia brandenburski, dla którego te koncerty, na jego zamówienie, powstały….. był muzycznie całkiem dobrze wykształcony 🙂

    • Quackie pisze:

      Tak, czytałem gdzieś, że jeden (?) z koncertów był przeznaczony do grania na dwie altówki, co ponoć było nietypowe, ale właśnie dlatego, żeby margrabia mógł go zagrać w duecie z kompozytorem.

    • Wiedźma pisze:

      Choć Viki podaje, że te Koncerty Bach podarował margrabiemu licząc na protekcję i posadę ? Thinking

      • Quackie pisze:

        Co to, to też. Sami-wiecie-gdzie zamieściłem w komentarzu własny przekład (co prawda przekład z przekładu – angielskiego) dedykacji JSB dla margrabiego, dołączonej do Koncertów:

        „Ponieważ miałem to szczęście kilka lat temu na życzenie Waszej Wysokości być wysłuchanym przez Waszą Królewską Wysokość, i jako że zauważyłem wtedy, iż Wasza Wysokość znajdował niejaką przyjemność w skromnych talentach, jakimi Niebiosa obdarzyły mnie, jeśli idzie o Muzykę, a także ze względu, iż na odchodnym Waszej Królewskiej Wysokości raczył Wasza Wysokość uhonorować mnie życzeniem, aby przysłać Waszej Wysokości niektóre spośród moich Kompozycji: pozwoliłem sobie zgodnie z łaskawym życzeniem Waszej Wysokości wykonać uniżenie obowiązek wobec Waszej Królewskiej Wysokości, wysyłając niniejsze Koncerty, które zaadaptowałem na wiele instrumentów. Żebrzę najpokorniej, aby Wasza Wysokość nie oceniał ich niedoskonałości z surowością właściwą Swemu roztropnemu i wyczulonemu smakowi, który – jak wszyscy wiedzą – Wasza Wysokość posiada, szczególnie ku dziełom muzycznym, ale raczej wziął pod Swą dobrotliwą Rozwagę głęboki szacunek i najpokorniejsze posłuszeństwo, które niniejszym Mu okazuję.”

        Powiedzmy, że troszeczkę przesadziłem z tą czołobitnością, ale coś w tym jest…

        • Wiedźma pisze:

          Oj…. nie sądzę, żebyś przesadził. Muzyk w tamtej epoce był zaliczany do służby i dopiero Beethoven się zbuntował ! 🙂 Sławny był jego okrzyk, gdy zebrani wielmoże pogadywali podczas jego koncertu :” Przed świniami grać nie będę !”…..

    • Quackie pisze:

      Aha, rozumiem, chodzi Ci o to, że cała koncepcja z szambelanem byłaby zbędna, bo margrabia i tak by docenił koncerty za ich muzyczne walory, a nie za jakieś wielkomocarstwowe pruskie porównania? A może i tak, ale tu bardziej chodziło mi o klimat osiemnastowiecznego dworu i o to, że absolutyzm, nawet oświecony, też potrafił łykać pochlebstwa jak kluski.

      • Wiedźma pisze:

        Dlatego napisałam, że klimat jest znakomity…. Buziaczki

      • Wiedźma pisze:

        Bach, jako kantor lipski, był zobowiązany kontraktem, do przedstawiania określonych utworów w ciągu roku…. nie pamiętam szczegółów, ale pamiętam, jak pomyślałam, że były to duże wymagania! I o tym , jak marnie był za to wynagradzany…. zwłaszcza w zestawieniu z dzisiejszym statusem wielkich kompozytorów……

  6. Wiedźma pisze:

    Bardzo mi się podobało wtedy i teraz,Kwaku ! Brawo! Brawo! Brawo!

  7. Jasmine pisze:

    Witam w chłodny, na razie niepadający poranek. Hi

    Ciekawe dlaczego, ale poprzednią część dyptyku przypominałam sobie, wiedząc co będzie dalej a tym razem to dla mnie nowość. Skleroza?

    Bardzo sugestywne, jak zawsze świetnie napisane, Mistrzu Quackie. Czytając byłam tam, słyszałam jak Jan Sebastian Przewróciłsię gra.

    Brawo! Brawo! Brawo!

    • Quackie pisze:

      Dziękuję. Swoją drogą, to by było COŚ, usłyszeć, jak JSB sam gra swoją muzykę. Tu bym chronotraktora użył, oj, jakbym użył!

      • Wiedźma pisze:

        JSB ” z panią Muzyką we dwoje „….tak, Kwaku, też bym chciała ! 🙂

      • Jasmine pisze:

        Istnieje ryzyko, że przyzwyczajeni do współczesnych wirtuozerskich wykonań moglibyśmy czuć się rozczarowani wykonaniem Mistrza. Może niech lepiej JSB zostanie w sferze marzeń „tak bardzo chciałabym usłyszeć jak grał”?

  8. Quackie pisze:

    No, jedenasta za pasem, a robota w lesie. Udaję się tam za nią.

  9. miral59 pisze:

    Witam gorącym świtem Happy-Grin Jak zwykle, wszyscy już wszystko skomentowali i mogę jedynie się dołączyć do pochwał Brawo! Brawo! Brawo!

  10. Alla pisze:

    Dzień dobry raz drugi 😀 Oj, Panie Q, Pan się znasz i lubisz muzykę, a przede wszystkim Bacha… Można w trakcie czytania odpłynąć. I ja odpłynęłam.. zatracając się w interwałach.. 😉 Dzięki Mistrzu.
    Bez faktury Brawo!
    In Love

  11. Wiedźma pisze:

    Z tej inspiracji kupiłam dziś karnety do filharmonii…. 🙂 a zbierałam się do tego od kilku dni…..:)

  12. Tetryk56 pisze:

    Autorze, nadzieja twoja spełniła się u mnie po raz trzeci! To jest tekst, do którego można wracać z przyjemnością!
    Powiedziawszy, co najważniejsze, witam wszystkich porannych dyskutantów 😉

  13. Alla pisze:

    Dobranoc 😀
    PS Pracusie!! Kończyć proszę przed 22:00!! Osiem godz. snu się należy!!! Każdemu 😀

  14. Quackie pisze:

    Dobranoc, bardzo przepraszam, że bez muzyki, ale wpis dzisiaj muzyczny, więc może tak. Poza tym widzę, że Wyspiarze się postarali z muzyką.

  15. Tetryk56 pisze:

    To i ja swoje Dobranoc Państwu! wzorem Kobuszewskiego dodam 🙂

  16. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  17. miral59 pisze:

    Nareszcie skończyłam ten opis Cantigny Tired Nie za bardzo mi to szło, ale jak się obiecało… Happy
    Nie wiem tylko kiedy to opublikować. W czwartek i piątek pracuję od rana do wieczora i nie będę mogła być gospodynią. Nie chciałabym też wciąć się komuś Worry
    Zaraz idę spać i jeśli rano poczytam, że nie muszę pełnić honorów gospodyni, to mogę opublikować tą wycieraczkę choćby jutro rano (oczywiście u mnie rano) Delighted

  18. miral59 pisze:

    Miłego poranka wszystkim życzę Buziaczki
    I dobranoc Spanko

  19. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Z różnych względów dzisiaj nieco wcześniej się zerwałem. Iii… idę popracować, mam nadzieję, że dzięki temu trochę wcześniej również skończę.

    Niemniej po południu na pewno czeka mnie wyjście w sprawach paru. Ogólnie rzecz biorąc, zapowiada się zwyczajny, pracujący dzień.

  20. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Mirelko.. Buziak .. opublikuj swoja wycieraczkę; pewnie, że wolałabym mieć Cię na Wyspie, ale przecież się nie rozdwoisz ! A jesli pojawią sie jakieś pytania, to chyba wytrzymamy do Twojego powrotu ….

  21. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Nieco usprawiedliwię swoją wczorajszą absencję!
    Mili, moi, zafundowałem sobie solidne przeziębienie. No, jedynie przeziębienie, choć zważywszy objawy miałem nadzieję na porządne zapalenie płuc, ale nic z tego!!
    Konsylium lekarskie rozpoznało typowe objawy, zaordynowało leczenie i Senatorowa podjęła się je prowadzić!! ( Nogi po tej kuracji wyciągnę jak nic!!) Syropki, wapienka, lakcidy, witaminki i gentamycyna domięśniowo! Na mój stanowczy protest przeciw barbarzyńskim metodom leczenia i argument, że biorę furosemid więc te zastrzyki mnie proszę won!, dowiedziałem się, że furosemid zostaje odstawiony, a ja przy podwyższonej temperaturze będę jeszcze dodatkowo nawadniany!! Zatkało mnie!!
    Ja programowo NIGDY nie miewam wysokiej temperatury, a tu wyskoczyło 38 z kreskami! Senatorową sprowokowało to do mierzenia mi jej co dwie godziny! Łaziła do mnie z termometrem cały boży dzień i gdym począł narzekać, że mnie stałe trzymanie tego ustrojstwa pod pachą denerwuje niepomiernie, wyciągnęła termometr zbliżeniowy! Leciutko mnie zatchnęło na tę jej zaradność bom nie podejrzewał nawet, że mamy w domu taką machinerię. Na sapanie, że takie mierzenie jest zawodne bo odczyt może być przekłamany, zaproponowała użycie termometru rektalnego! Najnowszy ponoć krzyk techniki-elektroniki i dziki wrzask pacjenta łącznie!! I tu mnie miała!!!
    Mierzymy zatem zbliżeniowo!
    Zda mi się, że to ten wyjazd na jeżyny lekko mi się przysłużył! Cóż, jakby nie było – do kompa będę się mógł chyba dorwać w przelocie między salą chorych a łazienką, bo mam leżeć w piernatach i pilnie chorować!
    Jedna jest jasna strona – ja dostałem śniadanie do łóżka, a wnuczęta stanowczy zakaz wstępu!!
    Coś dobrego we wszystkim się znajdzie.
    Postanowiłem się przy tym wszystkim lekko odchamić i wziąłem się za Prusa. Właśnie kończę po raz trzeci w życiu czytać Lalkę!

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Chory Senatorze…. ! No… skąd my, delikatne istotki, znamy takie przeziębienia i ich skutki ! Tears Lecz się tedy pilnie, bo bez Ciebie smutno nam !
      Masz jeszcze taki prawdziwy termometr rtęciowy ? Toż to już zabytek ! Cóż Ci rzec? że pani Senatorowa ma rację, jak Ty sam to wiesz ? Happy
      A z tym leżeniem w ciepłym łóżeczku jest jakoś dziwnie – jak człek chory, to nawet miło tak legnąć:)…
      Zakaz wstępu wnucząt i mnie dotyczy w takich okolicznościach, ale aż tak troskliwej opieki mi nie fundują… ale ja jestem bardzo nietowarzyska, gdy coś mi dolega 🙂

  22. korab1 pisze:

    DzięDobry :))) Słoneczko wychynęło zza chmur i pozdrawia Wyspiarzy wraz ze mną :)) Senatorze, Lalka jest niezła, lecz na przeziębienie znacznie skuteczniejszy jest taki specyfik : połowa szklanki wrzącego mleka, uzupełniona setka żytniej, łyżką miodu lipowego, wypita duszkiem i pod kołdrę, po kilku godzinach zdrowie wraca po potężnym się wypoceniu :)))
    Ps. Czarodziejko przypuszczam, iż Senatorowi chodzi o przypomnienie sobie czasów, kiedy jadąc do Rosji nie potrzebowało się wizy :))))

  23. Alla pisze:

    Dzieńdoberek 😀
    ..Z żebra stworzyć niewiastę,twojego życia gwiazdę.
    Nie pomogą wykręty,żebro będzie wyjęte… 😀
    A tak se za mną Mistrz Konstanty od wczoraj chodzi Wink

  24. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Przyznam, że onegdaj lubiłem czytać „Lalkę” pasjami, bo wywoływała we mnie zawsze szewska pasję, stawiałem się na miejscu Wokulskiego i puszczałem wodze fantazji, a także Łęckich z torbami, a Izę lubą, celnym kopem posyłałem w stronę kuchni do szorowania garów i prania bielizny, smagając jej biały, jak łabędzi puch grzbiet, mieszkiem wypchanym złotymi rublówkami:)

  25. miral59 pisze:

    Dzień dobry (chociaż u mnie jeszcze ciemno za oknem) Happy-Grin

  26. Jasmine pisze:

    Hi
    Dzień dobry czy dobry wieczór ❓ Nie mogę się zdecydować, bo ciemno. Ten jeszcze nie padał. W każdym razie jak najmilszego, co by to nie było. Delighted

  27. miral59 pisze:

    Zapraszam pięterko wyżej Happy-Grin

Skomentuj Jasmine Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)