Ledwieśmy się przepakowali, wróciwszy z weekendu w Ustce i okolicach, a już przyszło znów jechać w Polskę. Tym razem zaprosili nas na swoją działkę przyjaciele z Poznania, przemili ludzie, również mający dwóch synów, z tym że starszy był tym razem nieobecny, ponieważ od pewnego czasu pozostaje w stanie kompletnego zaświergolenia, a do tego za dni kilka kończy 18 lat… Puenta nasuwa się sama.
Ruszyliśmy o poranku, na tylnej kanapie wioząc dwoje zwłok. Juniorom w wakacje przestawia się rytm dobowy i do wczesnego popołudnia są zwykle nieczynni, a tym razem Najjunior uparł się, żeby w ogóle się nie kłaść spać, jeno kończyć jakiś projekt, do którego przystąpił razem z grupą przyjaciół, i przed wyjazdem chciał jeszcze jak najwięcej narysować. Starszy z Potworów również siedział długo w noc, a może i do rana. Efekt był taki, że kiedy zajechaliśmy na kawę i zakupy do teściowej (do Bydgoszczy) z tylnej kanapy potulnie przenieśli się na łóżka, natomiast gdy około pierwszej po południu ruszaliśmy dalej, rzeczony Najjunior narobił rabanu, że nie pakujemy tego mnóstwa rzeczy, które powinniśmy. Z powodu rozespania nie zauważył, że spał u babci zaledwie godzinkę, no, może półtorej, i pokaźny bagaż wcale nie został rozpakowany i przeniesiony do środka.
A bagażu było co nieco! Na dachu wylądowała deska windsurfingowa i maszt, zaraz obok nich – zamykany boks, znany również jako trumna, a zawierający bom, żagiel i mniejsze pakunki, lekkie i względnie miękkie, a zajmujące więcej miejsca, niż powinny. Czyli śpiwory, ciasno zwinięte karimaty, buty i takie tam. Wszystko to ledwie się razem mieściło, ze względu na ograniczoną szerokość belek bagażnika, moje wątpliwości wzbudził zwłaszcza maszt, który nie był przykrępowany do reszty tak ciasno, jak powinien… ale jakoś dojechał na miejsce, mimo prędkości stu kilkudziesięciu km/h rozwijanej na autostradzie. Autostrada zresztą i krajowa „piątka” do Bydgoszczy były całkiem miłe, kręcić głowami zaczęliśmy nieco później.
Od teściowej udaliśmy się dalej na południe, przez Brzozę i Barcin (tę część trasy znamy, ponieważ prowadzi ona w inne odwiedzane przez nas – chociaż nie tym razem – miejsce), i dalej przez Mogilno – w okolice Powidza, gdzie czekali na nas przyjaciele. Droga to kręta i momentami doprawdy nazbyt dziurawa, co oczywiście od przyjaciół nie zależy, lecz w związku ze wspomnianym zapakowaniem samochodu (bo i kufer cokolwiek był pełen), momentami robiło nam się niewyraźnie. Nie żeby spód przycierał o asfalt, ale na dziurach samochód dość mocno dobijał. Brr.
Zjadłszy niezły obiad w Kwieciszewie, nieco w bok od trasy (przy drodze krajowej nr 15 –dziękujemy, nawigacjo), i obiecawszy przemiłym paniom z Chaty Wiejskiej polecać ich restaurację przy każdej okazji (co niniejszym czynię), pojechaliśmy do celu, czyli na działkę w okolicach Powidza, niedaleko Jeziora Skorzęcińskiego. Nieduża to działeczka, aleć zgrabna, tuż pod lasem, zawierająca obudowany dodatkami szkielet barakowozu, w sumie zadziwiająco pojemny (10-11 miejsc do spania na tapczanach i łóżkach plus jeszcze ze 2 na kanapie tarasowej, kuchnia, łazienka i składzik), a zwany poufale Chatką Puchatka. W Chatce zmieściliśmy się swobodnie my, gospodarze oraz dwie suczki, czarne terierki szkockie, jedna własna gospodarzy, a druga zaprzyjaźniona, a przebywająca na wakacjach. Natomiast Juniorzy i potomek gospodarzy nocowali w namiocie, chyba że padało, o czym za chwilę.
Spędziliśmy więc na działce miłe pięć dni, śpiąc do woli, pływając w jeziorze na desce i bez niej, łażąc po lesie z psami i bez, chodząc i jeżdżąc na zakupy, np. rowerami do Powidza, a także obserwując lokalną faunę – bociany we wsi, sójki w lesie, sarny na polach, a wreszcie nisko latające statki powietrzne z bazy lotniczej w Powidzu – przede wszystkim Herkulesy, ale i mniejsze transportowe samoloty CASA, tudzież helikoptery Sokół i Mi-8. Wieczorami starannie niszczyliśmy zapasy wybornego wina, przygotowane wspólnie z gospodarzami, a składające się z win włoskich, australijskich, chilijskich, hiszpańskich, amerykańskich… a nawet jednego armeńskiego świństwa z granatów, wrzuconego przeze mnie do koszyka w Bydgoszczy – żeby spróbować. Dziękuję, jednak nie.
Z trunków warto wspomnieć jeszcze o lokalnym piwie z browaru w Miłosławiu marki Fortuna, odmianie ciemnej (oficjalnie „czarnej”). Wydawałoby się, że przy takiej pogodzie ciemne piwo to zabójstwo dla mózgu i żołądka, a tu przyjemne zdziwienie – piwo, barwą i konsystencją piany przypominające Guinnessa, zupełnie nie ciężkie, w smaku przypominające chwilami napój typu cola (i to wcale nie jest porównanie dyskredytujące, wręcz przeciwnie!), orzeźwiające wręcz. Warto było przespacerować się wieczorkiem do wsi, gdzie dla letników otwarto prowizoryczny barek z piwogródkiem!
Pogoda, jak zapewne sami wiecie, dopisała nam aż nadto – największe upały przesiedzieliśmy w jeziorze, zastanawiając się, kiedy woda w nim zacznie się gotować. Nie zaczęła, na szczęście, ale i na działce szlauch często gęsto szedł w ruch, zwłaszcza żeby ulżyć psom (czarne futro przy tej pogodzie to nie jest najlepszy pomysł, ale co począć, kiedy ktoś nie może go zdjąć?). Upały, jak wiadomo, kończą się burzami, więc i tym razem nie było inaczej – w nocy z czwartku na piątek Juniorzy zrejterowali z namiotu, w sumie bardziej ze strachu niż z potrzeby, bo ostatecznie wcale nie przemókł. Pioruny waliły niewątpliwie gęsto, grom czasem nie milkł przez dobre kilka-kilkanaście minut, a deszcz nadchodził falami, bębniąc w dach. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie niepokój, że zaraz zacznie padać grad, a samochód mamy pod chmurką. Na szczęście obeszło się bez akcji nakrywania auta kocami, ale nie mogę tej nocy zaliczyć do udanych pod względem wypoczynku.
Wróciliśmy znowu na raty – w sobotę do Bydgoszczy, a w niedzielę do domu. Sierpniowy urlop zaliczam do zdecydowanie udanych pod względem pogodowym, rekreacyjnym i towarzyskim. Teraz jeszcze pozostaje przeżyć ślub i wesele w rodzinie małżonki za dwa tygodnie…
PS. Zdjęć spod Powidza nie ma i nie będzie, bo w tym upale prawie ich nie robiliśmy…
Dobry wieczór. Co urlop na język przyniesie, to się na Wyspie opisze.
Szkoda, że Chata Wiejska z przemiłymi paniami raczej mi nie po drodze… Ja mogę zarekomendować inny adres: Restauracyjka „Złota Rybka” w Mikołajkach, tuż obok targowiska. Właścicielka również niezwykle sympatyczna!
Ano chyba nie. Natomiast wszyscy, którym się zdarzy jechać drogą nr 15 z Gniezna do Torunia (albo z Poznania do Olsztyna) w porze obiadowej, mogą skorzystać. W „Złotej Rybce” wydaje mi się, że jedliśmy jakiś czas temu, będąc w Mikołajkach, ale mogło to być również tuż obok.
A propos, jaką trasą jeździcie z Krakowa na Mazury? (zakładam, że samochodem?)
Radom – Wawa – Łomża – Pisz.
„Złota Rybka” jest pierwsza z brzegu z całego szeregu knajpek (kończącego się słynną „Prohibicją”)
Skoro Kraków-Radom, to po drodze pewnie również Kielce?
Bingo! 🙂
Znasz tam jakiś dobry adres?
Niestety od 1990 r. już tam nie mieszkam, to będzie 23 lata, alas, a nawet gdyby, to pewnie i tak omijacie Kielce tranzytem , nową obwodnicą od Chęcin do Wiśniówki? Bo pakować się w centrum Kielc bez poważnego powodu nie polecałbym nikomu.
Znowu trafiłeś! Nie podałbyś mi na maila numerów do Totka?
Gdyby to było takie proste jak wyobrazić sobie jazdę DK 7 z Krakowa na północ… A nie ma dobrego sposobu, żeby ominąć centrum Warszawy? Jakaś alternatywa od wschodu? Załóżmy, z Grójca DK 50 na Górę Kalwarię i Mińsk Mazowiecki, żeby wrócić na DK 8 w Wyszkowie albo w Ostrowi Mazowieckiej? Ale widzę, że znowu do Wyszkowa to jest S8, więc pewnie lepsza niż „zwykła” DK 50?
Na ogól przez Wawę przejeżdżamy w nocy – chyba, że mamy tam coś do załatwienia.
Między 1:00 a 3:30 stolyca bywa przejezdna 😉
Aaa, no tak. My nie jeździmy w nocy, stąd pytanie.
Witam Mistrza Q 😀 Relacja, jak zwykle, ciekawa.. Fajnie, że mieliście udany wypad i nie byliście zagrożeni(!!!) wyzionięciem ducha, z powodów wszystkim wiadomych..
Ach, chwilami i tam niewiele brakowało. Nawet nocą było duszno, a Juniorzy pierwszej albo drugiej nocy stwierdzili z niesmakiem, że w namiocie jest im gorzej niż w domku. Na szczęście stwierdzili to dopiero rano.
Znowu net rwie.. a to znaczy, że na pewno jestem w domu…
Home, sweet home!
Aha, no i zapomniałbym. Do listy fauny należy dodać również pasiaste rybki z czerwonawymi płetwami (piersiowymi?), które pływały w jeziorze i próbowały jeść tych, którzy chwilę dłużej stali bez ruchu z nogami na dnie. Miejscowi mówili, że to okonki. Nie wiem, czy rzeczywiście, ale była to ewidentnie rybia, pardon, gówniarzeria, najdłuższe widoczne nie przekraczały 15 cm długości.
Ostatnio modny jest pedicure wykonywany przez rybki ! tylko te okonki chyba nie były zatrudnione w spa:)
Ciekawe, czyby rzeczywiście poczyściły nogi, jakby tak dłużej postać? Ale wrażenie bycia jedzonym jest tak przeważające, że chyba bym nie mógł…
Nie: )
To rzeczywiście były okonki z racji pręg zwane pasiakami. Często skubią też kiełbiki i jazgarze, ale to jedynie z ciekawości, nie dla zaspokojenia głodu: )
Dzień dobry! Z ciekawości, masz tobie, a ja mam wrażenie, jakby mnie kto depilował pod wodą!
Bo masz kaktusy!!: ))
Damskich wydepilowanych dolnych końcówek nie ruszają!: ))
A właśnie że tak. Małżonkę własną tudzież przyjaciela, obie ładnie wydepilowane, też cmokały pod wodą po nogach!
Senator chyba jeszcze nie wrócił z połowów…. a to nasz autorytet w kwestii ryb 🙂
Liczę na pouczający komentarz ze strony Mistrza Incitatusa.
Nu, nu… Dobry matematyk?? : )))
Dobry wieczór ! szalenie sympatyczna relacja, Kwaku ! Juniorzy mieli rację, w zamkniętym
namiocie może być rzeczywiście duszno!
No tak, ale ten model ma właściwie niemal z każdej strony siatkę wentylacyjną, a w tym upale od frontu chłopaki zapinały tylko „wewnętrzne” drzwi, które w połowie są siatkowe, byle robactwo nie lazło. To też daje pojęcie o skali samego upału.
No tak,… tkanina namiotowa nie jest izolacją od słoneczka upalnego….
Ja bardzo przepraszam, ale gwoli wyjaśnienia do piętra niżej, to oznajmiam, Że nic misię nie pomyliło i ten „non” na początku konformizmu umieściłem celowo i z premedytacją . Za Wiki „Nonkonformizm – postawa krytyczna wobec zasad, zachowań i norm społecznych, grupowych, przeciwstawiająca im własny system wartości, przeciwieństwo konformizmu. Potocznie rozumiany nonkonformizm cechuje te jednostki, które nie poddając się społecznej presji żyją w zgodzie z własnymi przekonaniami” Napisałem: „Mniejsze, wedle NASZEGO poglądu zło,jest namiastką dobra” Toż to czysty z definicji nonkonformizm 🙂
Ps. A teraz sobie poczytam Mistrza – słowo na niedzielę 🙂 🙂
Ps. Po niewielkich poprawkach, to niemal dokładny opis mego wypadu weekendowego nad morze 🙂
Mam nadzieję, że był równie miły, jak mój, w równie doborowym towarzystwie. Ale bez takich dziur w drodze…
Dziury też były, juniorów zastąpili siostrzeńcy, a jezioro – morze, nawet wino niemal to samo, ten sam upał, burze, w zasadzie to ciężko znaleźć różnice, bo podobieństw, od groma 🙂
Nie przekonałeś mnie, Miśku 🙂 ale lepiej tego nie ciągnijmy 🙂
A dlaczegóż ,poniewóż ? Ciągnijmyż dalibóg 🙂
Jaśminka się nie odzywa więc ją zastępując – spadam na szczaw!
Dobranoc wszystkim!
Dobranoc! I w razie, jakby co – bezpiecznej podróży! (to już zaraz?)
Szczawiówka będzie?? Z jajkiem, mniaaammm 😀 Szerokiej i bezpiecznej Państwu – życzę 😀
Nie, podróż dopiero za 3 dni – na szczawiu tyko się przespałem
Aaaa to dobrze, znaczy Jesteś jeszcze ciągle z nami 😀
I jak się spało??
Dzień dobry 🙂 Witam Obecnych i Nieobecnych….. dzień przyjemnie się zapowiada
Dzień dobry
Gdzie maluszki?? Wróciły szczęśliwe i opalone?? 😀
Witaj Skowronku ! 🙂 wróciły… szczęśliwe i opalone:) Miło, że za mna tęskniły 🙂
i kamyki do przechowania też ! :)dobrze, ze nie meduzy !
Senatorze Panie..

I co z tą rybką?? Się Pan nie odzywasz, hę?? W uszko
Złapałem!!! I to niejedną!! Cztery lata temu, albo trzy, ale raczej cztery, piętnastego sierpnia, w miejscu gdzie dziś* byliśmy wyjąłem z wody ponad piętnaście kilogramów płoci. Płoci, nie płotek!! We czwartek jedziemy tam znowu. Ale bez Zbycha…. On już w Krainie Wiecznych Łowów… R.I.P….
Errata: Wczoraj, nie dziś!
Dzień dobry. To niebywałe, jak rano czas galopuje, wstałem chwilę temu przed ósmą i już jest dziewiąta. Robota czeka, poza nią lista rzeczy do zrobienia w przerwach… Będę zaglądał w miarę możności.
Dzien dobry Kwaku…. my mamy czas, czy czas ma nas ?:)
Czasem on ma nas… Wróciłem, załatwiwszy co nieco, a tu już po 12:00. Korki w całym mieście.
Witam!
Jeszcze 3 dni w pracy – ale trochę chłodniej i trochę luźniej! 🙂
Witaj…. masz już reisefieber, Tetryku ?
Ogród czeka na moje dwie, mocno spracowane, biedne – łapki
Do miłego 😀
Powodzenia ogrodniczko!
Wielkookie się nie pokazują ?
Hi,hi.. odkąd trawa ścięta – śmiałości jakosik nie mają
a te małe… nornice, też się wyniosły ?
Troszkę ich mniej, bo to i sucho mocno, i podtrułam je
Ha ! może zrozumieją, że ich nie chcesz? 😉 choć to pewnie optymizm 🙂
Optymizm, Wiedźminko 🙁 Trawa długo niekoszona była, więc się w oczy nie rzucało. Zryte jak chole… !!!

Wykończą mnie, albo ja – je
Ogólnopolskie DzieńDobry:)) Nie ma to jak podróżnikom, ileż się muszą namęczyć aby nieco odpocząć :)))
Oj, tak. Wychodzi na to, że najlepiej odpoczywa się w domu, po powrocie. I przy robocie.
Jest Senator – jest dobrze! 🙂
Witaj Tetryku: )) Dzie mnie wynykał??
… wczoraj też Cię wynykałam 🙂
Tak mi net łaził, że napisać nic się nie dało…. a później wziął i zdechł całkiem!
Się podpisuję pod powyższym!
Witaj dzisiejszy smakoszu, jutrzejszy nałogowcu!: )
Quackie, Ty przez te wyjazdy w alkoholizm nam popadniesz!: (
Właśnie się zastanawiam, czy czasem już nie popadłem. Ale co tam, na razie powrót do diety, proszę Senatora, a ta znów wyklucza alkohol.
Na jaką dietę przechodzisz, wysokobiałkową? : )
Tego nie wiem, chyba nie, ale na pewno niskokaloryczną. Tę samą, co przedtem. Wakacje, wizyty tu i tam, u rodziców, u teściowej, na Krecie z pełnym wyżywieniem i wypitecznością, no i od razu spodnie się nie dopinają.
Też mi problem!! Załóż szersze!: )
O, nie. Przez tyle lat zakładałem i skończyło się nieciekawie – musiałem się odchudzać. To teraz już wolę zawczasu zadbać – o ile się uda zadbać.
Dzień dobry: ))) Net mi oddali. Teraz nie wiem czy zeń korzystać czy do łona czule a pieściwie przytulić i jeno miłośnie nań poglądać…
Witaj Senatorze….. lepiej nie przytulaj, bo sie spłoszy 🙂 duży jesteś 🙂
Dobry wieczór: ))) Może rzeczywiście lepiej nie: )))
Robota skończona, czas wreszcie się powyrowerowywać, bo ostatnio zaniedbałem okrutnie tę aktywność… Chyba żeby padało? Znów?
Po rowerze. Nie padało wcale a wcale, aczkolwiek w paru miejscach jechałem po mokrym z poprzedniego deszczu.
A ja zmokłam…. popadało znowu… co wyjdę na spacer, to kapie, chyba polubię swój parasol 🙂
Jakoś wieczór pogodny całkiem się zrobił, mimo chmur grożących wylaniem…
Mam na pewno ze 400 kostek i wszystkie czuję. Nie ma to jak urlop w domku
Dobranoc 😀
To by była sensacja na skalę światową, jako że dorosły człowiek ma coś niewiele ponad 200 kości.
Toć sama sobie porachowała, ja tylko wyrażam zdumienie wynikiem!
Nie będę dziś się kłócił, na jutro zostawię!; )
Dobranoc. Dzisiaj jakoś nie mam melodii, może noc upłynie spokojniej?
Fajnie miałeś na wyjeździe Mistrzu Quackie. Nie ma to jak dobre i zgrane towarzystwo. Opis cudny
A tak w ogóle, to dzień dobry wszystkim
Zapraszam pięterko wyżej na wycieczkę do Galeny