« WYPRAWA..... Rumaku Ognisty....! »

Opera Lovecraftiana. Poranek

Budzę się, nie wiedząc, gdzie jestem. Powieki mam sklejone, głowę rozrywa potworny ból. Z trudem otwieram usta… Gdzie ona się podziała? Słychać tylko niski jęk, dopiero po dłuższej chwili jestem w stanie sformułować słowa. – Ossh’iya! Ossh’iya!!! Odpowiada mi głucha cisza. „Gdzie ona się podziała?!” myślę i czuję, jak z brzucha zaczynają mi się podnosić resztki ostatniej uczty… Ups! No, ładnie to nie pachnie, ale zaraz wywietrzeje. Co, jeszcze raz? Eej, chyba będę musiał trochę przystopować z piciem!

„Woń dobywająca się z nowo otwartych głębi była wprost nie do zniesienia, a po chwili Hawkins, mający dobre ucho, posłyszał na samym dole nieprzyjemny, jakby bulgocący głos.”

Czas by się był podnieść, a przynajmniej spróbować. Uuu, głowa przestała boleć, ale nadal ciężka, coś nie chce w górę. Może jeszcze pięć minut? Ach, dobra kawa postawiłaby mnie na nogi, ale kto mi ją zaparzy? Ta dziewczyna jest nieznośna. Powinna być na każde moje skinienie, a nawet się nie odezwie. – Ossh’iya! Ossh’iya! I nic. Spróbuję może na innej częstotliwości? Ftaghn!

„W tym mieście spoczywał wielki Cthulhu oraz jego horda skryta w zielonych, mulistych grobowcach, która przekazywała, po niezliczonych cyklach, swoje myśli; to one właśnie wywołały u wrażliwych ludzi sny pełne lęku i wzywały władczym głosem wiernych do wzięcia udziału w pielgrzymce wyzwolenia i odrodzenia.”

Sama myśl o kawie trochę pomogła, ale to mało. W ogóle myśli to trochę mało, zwłaszcza po takiej bibie, jak podczas poprzedniej koniunkcji. Myśli mi się ciężko, a ponieważ – jak to u nas – świadomość kształtuje byt, a nie odwrotnie, rzeczywistość naokoło też rozwija się opornie i jak mi się odbija, to czasem jakiś wymiar przeskoczy albo dwa. Nie, tak się nie da, muszę zebrać myśli, przecież nawet jak mi już przyniosą kawę i postawią obok łoża, to się wyleje!

„Słońce na niebie zdawało się jakby wypaczone, kiedy się na nie patrzyło poprzez polaryzującą miazmę dobywającą się z tego perwersyjnego, nasiąkniętego morzem wnętrza, i jakaś niesamowita groza oraz niepewność czaiły się chytrze w tych zwariowanych, zwodnych wymiarach rzeźbionej skały, na której za pierwszym spojrzeniem widziało się wypukłość, za drugim wklęsłość. (…) Wedle słów Wilcoxa, wymiary geometryczne w tym miejscu były na opak. Trudno byłoby stwierdzić, czy morze i ziemia mają tutaj kształt horyzontalny, ponieważ pozycja wszystkiego wydawała się zupełnie niespotykana.”

No, wstajemy. Ej, rup! Hehe, nie jest jeszcze tak źle z tym starym cielskiem. Rusza się przynajmniej. O, i skrzydła można rozprostować. A pazury… no tak, pazury, jak zwykle urosły do rozmiarów ab-sur-dal-nych. Trzeba będzie je jak najprędzej przyciąć. No i przyzwyczaić się po tym dłuższym śnie na nowo do odruchów, do macek, do… Hmm, a to co najlepszego?

„Wszyscy zmienili się w słuch, stojąc w milczeniu, gdy nagle wysunęło się To, kapiące i oślizłe, po omacku przecisnęło przez czarne wrota swoje galaretowato-zielone cielsko i wydostało się na powietrze miasta zatrutego szaleństwem.”

Ooo! Odwołuję wszystkie klątwy, jakie rzuciłem. Ossh’iya to naprawdę złota dziewczyna, pomyślała o starym Cthulhu, może nie o kawie, ale wie, że na kaca najlepsze są przekąseczki, no i cóż my tu mamy? Małe, dobrze dojrzałe przekąski, może trochę za szybkie, ale jak zwykle – jedne szybsze, drugie… łaps! O, i już. I można sobie ułatwić, nie ma to, jak zrobić komuś pod górkę, zwłaszcza kiedy się nie spodziewa, hihi! Zaraz mi się zrobi lepiej, jak tylko… Niam, ciam, chrrup!

„Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, zwiotczałe szpony porwały trzech mężczyzn. Byli to Donovan, Guerrera i Angstrom. Parker poślizgnął się, gdy trzej pozostali mknęli jak szaleńcy po bezkresnym horyzoncie pokrytym zielonym osadem w kierunku statku i Johansen zaklina się, że pochłonął go kamienny kąt, który znalazł się tam zupełnie niespodziewanie; kąt, który był ostry, a sprawiał wrażenie rozwartego.”

Ej, przekąski, a dokąd się wybieracie? Kiedyś, jak przywozili przekąski, to zostawiali pudełko otwarte i można było grzebać w środku za resztkami, a teraz co? Dziwne to pudełko, rozumiem, że może dymić, w końcu przekąski POWINNY być świeże i cieplutkie, ale czy one nie rozumieją, że nic im to nie pomoże? I po co tu jesteście, jak myślicie? Wielki Cthulhu się obudził, halo!

„Tak więc Briden i Johansen dotarli do łodzi i desperacko płynęli w stronę „Alertu”, podczas gdy ten straszliwy potwór opadł na muliste kamienie i niezdecydowanie zaczął krążyć nad brzegiem wody. (…)Wielki Cthulhu wślizgnął się pod wodę i rozpoczął pościg wzniecając olbrzymie fale o sile dotąd zupełnie niespotykanej.”

No, uff, to już jest przegięcie, uff, żebym musiał SAM biegać, uff, właściwie to pływać, uff, za przekąskami. Ale, uff, może parę długości wyspy kraulem, uff, faktycznie mi pomoże na kaca. Już, już, przekąseczki, nadpływam i zaraz się do was zabiorę, dużo już was nie zostało, ale nic nie szkodzi; i to się zje, a resztki wyliże. Po tych paru eonach jestem porządnie głodny, nie ma co. Haha. Ej, ty, uważaj! Noo, jak płyniesz? Ja tu jestem! Kto temu palantowi dał patent sternika!!??!?! Grrrllbbrrrrlrrlr…

„Ohydna głowa kałamarnicy z wijącymi się czułkami uniosła się prawie do bukszprytu niezłomnego statku, ale Johansen pruł przed siebie niczym nie zrażony. Rozległ się huk, jakby pękła dętka, rozlało się coś w rodzaju grząskiej, cuchnącej breji jakby z rozłupanego samogłowu, roztoczył się smród tysiąca otwartych grobów, a odgłosu, jaki temu towarzyszył, nie przelałby na papier żaden kronikarz.”

No ładnie. Reszta przekąsek uciekła. Przy okazji troszkę mnie podzielili, na szczęście zaraz się zrosłem, w końcu to nic takiego, ale żeby jedzenie mnie uszkodziło? O tempora, o mores, jak to mawiały kiedyś przekąski. Ossh’iyi jak nie było, tak nie ma, na kawę żadnych widoków. I po co ja się w ogóle budziłem? Tylko narobiłem sobie apetytu. Gwiazdy? Koniunkcja? Pfff. Mam to gdzieś, wracam do spania. Nie lubię poniedziałków. Może jutro będzie lepiej?

„Cthulhu musiał niespodziewanie utonąć i zapaść się w swoją czarną otchłań, bo w przeciwnym razie świat rozbrzmiewałby teraz krzykiem przerażenia i obłędu. Kto wie, jaki będzie koniec? To, co się wynurzyło, może zatonąć, a to, co zatonęło, może się wynurzyć. Potwór czeka i drzemie w głębinie, a rozkład rozprzestrzenia się wokół chylących się do upadku miast.”

(Wszystkie cytaty z opowiadania Howarda Philipsa Lovecrafta „Zew Cthulhu. III – Szaleństwo na morzu”, Czytelnik, Warszawa 1983, w przekładzie Ryszardy Grzybowskiej)

(Autor przyznaje się bez bicia do luźnej inspiracji komiksem „Unspeakable Vault”)

 
Cthulhoo

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

82 komentarze

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Kto pamięta sami-wiecie-gdzie, ten wie, że do twórczości H.P. Lovecrafta jako źródła natchnienia wracam co jakiś czas. To opowiadanko, a właściwie mały żart, korzystający pełną garścią z oryginału, jest całkiem nowe, aczkolwiek pomysł, jak wiecie, krążył mi po głowie od jakiegoś czasu. Po tej nowości co jakiś czas będę wracał do starszych tekstów (zdaje się, że jeszcze ze 2 sztuki), które połączy się w cykl pod całkowicie pompatycznym tytułem „Opera Lovecraftiana”, tak jakby były to Cthulhu wie jakie dzieła.

  2. Incitatus pisze:

    No proszę, Brat znowu nadużył!
    Cóż, wolno ludziom, wolno tym bardziej Bogom!! Tears

    • Quackie pisze:

      Ale, Senatorze, kac po eonach, to musi być coś niedostępnego zwykłym śmiertelnikom. I dobrze!

      • Incitatus pisze:

        To kwestia umowna. Zamiast eon można przecież powiedzieć – chwilka. I odwrotnie, prawda?: )

      • Wiedźma pisze:

        W zasadzie … po eonach powinno mu już przejść ! Wink

        • Incitatus pisze:

          No, pytanie kiedy zaczął, kiedy skończył i ile tego było!: )) Delighted

          • Quackie pisze:

            I CO to było również. Może zmieszał?

            • Wiedźma pisze:

              Kto mi wyjaśni, dlaczego ” mieszanie” ma wpływ na kaca? Zawsze myślałam, że liczy się suma procentów… 🙂

              • Incitatus pisze:

                Tego nie wie nikt! To jest chyba jak z trzmielem. Jego nieaerodynamiczna budowa, duży ciężar w stosunku do małych i wątłych skrzydeł, słabe mięśnie które nimi poruszają, wg nauki nie pozwalają mu latać. A on widać o tym nie wie i lata, bestyja jedna!: ))

              • Quackie pisze:

                Gdzieś mi świta, że ktoś kiedyś tłumaczył, w TV czy też innym medium. Chyba chodziło o różne proporcje związków chemicznych, w tym zwłaszcza alkoholu etylowego do szczątkowej zawartości metylowego? Po pomieszaniu organizm (wątroba albo0 trzustka) kompletnie sobie nie radzi z odtruwaniem.

                • Incitatus pisze:

                  I przez własną trzustkę człowiek cierpi…: ( Okropność!!

                • Quackie pisze:

                  A może przez własną… łapczywość? Albo nieumiarkowanie. Oj, wiem coś o tym. Najgorszy kac, jakiego miałem w życiu, 2-3-dniowy, był po Sylwestrze, jeszcze za kawalerskich czasów, pod koniec jednego toksycznego związku, ale szczerze powiem, nie pamiętam, co piłem, prawdopodobnie wszystko. Zaraz w drugiej kolejności jest kac na działce, za czasów narzeczeńskich lub wczesnomałżeńskich, i tu już wiem, co piłem – trzy różne gatunki czystej wódki, a do tego opór Johnny Walkera z takiej wielkiej butli 3,75 litra (oczywiście nie całość, bo bym nie żył, i nie samemu). Whisky bez lodu i nieschłodzoną (wiem, że to bluźnierstwo, i tak też za to zapłaciłem).

                • Tetryk56 pisze:

                  Przez własną głowę, Senatorze, raczej 😉

                • Tetryk56 pisze:

                  Oj, nic gorszego jak mieszanie wódki z toksycznym związkem!!!

                • Quackie pisze:

                  A, zapomniałem – ten Sylwester był w Krakowie. W akademiku, ale jakim i gdzie? Nawet nie wiem, przed i po zostałem przywieziony i odwieziony z dworca. Wiem tylko, że był to jakiś wysoki, duży blok, wieżowiec, jeden z dwóch albo trzech, dość na peryferiach (więc nie Jagienka ani okolice Rotundy).

                • Tetryk56 pisze:

                  Olimp, Babilon albo Akropol na skraju Miasteczka Studenckiego…

            • Incitatus pisze:

              Może…. A jak jeszcze piwskiem utrwalił…..!!
              Materdeju, to dopiero się narobiło!!: )

  3. Jasmine pisze:

    Kto pamięta, ten wie. Pamiętam. Na razie muszę przetrawić, wysnuć błędne wnioski i… Szlag by to ❗ Czy ja zawsze muszę przez pryzmat ❓

    PS: Lovecraf to dla mnie czasy LO. Nigdy potem po niego nie sięgnęłam. Wyatarczały mi moje sny…

  4. Wiedźma pisze:

    Zupełnie nie znam twórczości Lovecrafta i nie jestem pewna, czy chcę ja poznać… Aczkolwiek .. brzmi niezwykle 🙂

  5. Wiedźma pisze:

    A zielony stwór jest dość niesamowity…. dobrze, że odcień zieleni nie jest jadowity, bo byłaby groza 🙂

    • Quackie pisze:

      No, ilustracja jest właśnie z tego komiksu, o którym na końcu wspomniałem, a który traktuje motywy lovecraftowskie z przymrużeniem oka.

  6. Jasmine pisze:

    Już wiem jaki będzie mój kolejny wpis, jeśli będzie. 🙂 Quackie mnie zainspirował. 🙂
    A teraz idę na mecz, siatkówki, ofkoz. 😆
    Do popotem zatem. Bye

  7. Tetryk56 pisze:

    Jak nie znam Lovecrafta, tak lubię literackie smaczki Mistrza Q. Brawo!

  8. Alla pisze:

    Oj, i ja poszerzam horyzonty 🙂 Nie znam Lovecrafta, za to… ucisk w żołądku.. doskonale, bo męczy mnie od dwóch godzin i naprawdę nie wiem po czym 🙁
    Kto mi zrobił pod górkę???? Hę??
    Panie Q, Pan to masz wyobraźnię, noo i tę klawiaturę leciutką 😀
    Zamiotłabym kapeluszem z piórami, ale jestem pcią, której wypada – dygnąć. Zatem dygam 😀

  9. Quackie pisze:

    Szanowni, dobranoc. Snów o jedzeniu, bo we śnie nie tuczy. O jedzeniu, mówię, NIE o BYCIU jedzonym.

  10. Max pisze:

    Dobranoc,dobranoc, dobranoc,dobra…..c wszystkim,których zmogło samo czytanie Opery Quackiego,o skutkach współpracy organizmu człowieka z napojem zwanym popularnie-alkoholem.Proszę mi wierzyć , nie ma mądrego na rozwiązanie tego dylematu. Skutecznym zabiegiem jest abstynencja, ale proszę pokazać mi dorosłego ziomka, który pójdzie w zaparte,że nigdy w życiu….I nie ma znaczenia ilośc wypitego trunku.Znałem młodego człowieka, który nie musiał pić.Wystarczyło pokazać mu butelkę z napisem :wódka i chłopak był pijany,mówił od rzeczy, bełkotał,a jak wypił setkę,to był prawie normalny.Nigdy jednak na setce się nie konczyło i niestety przegrał życie. Z własnego doswiadczenia wiem,że podczas libacji, zbawiennym jest picie non stop gorącej herbaty.Stosując się do tej zasady,moje „kace” były do zniesienia. Rano mnie nie będzie-to awansem mówię Wszystkim :Dzień dobry. Amazed

  11. Tetryk56 pisze:

    Informacja techniczna:
    Nasz provider zapowiada możliwe przerwy w dostępie jutro między 4:00 a 6:00.
    Proszę nie regulować odbiorników! Wink

  12. miral59 pisze:

    Dzień dobry wszystkim Happy-Grin Opowiadanie, mimo że poskładane z kawałków, robi wrażenie. Nie znałam tego autora…
    Prawdę mówiąc, nie przepadam za takimi krwistymi kawałkami. Chyba mam za bujną wyobraźnię i za wiele empatii. Od razu wyobrażam sobie przerażenie tych ludzi i brak możliwości ucieczki, gdy takie zielone paskudztwo dorwie…
    Chociaż muszę przyznać, że połączenie myśli zielonego bożka i opis sytuacyjny widziany przez „przekąski” jest ciekawy…

  13. Jasmine pisze:

    Dzień pochmurny. 🙂
    Noc jest od spania jak się okazało. Po zupełnie nieprzespanej nie widziałam połowy komentarzy. Nic dziwnego zatem, że umknęło mi z czego to, o tłumaczce nie wspomnę.:(

    Zainteresowało mnie zjawisko kaca. Przede wszystkim zaś dlaczego mnie omija. Ilość i rodzaj wypitego nie ma, nie miał znaczenia. Przynajmniej do tej pory. Twierdzą, że jestem nieekonomiczna.

    PS: Lubię Poniedziałek. Wczorajszy. Wszystko w nim poszło lepiej niż można się było spodziewać. 🙂

  14. Yo la pisze:

    Dzień dobry, God save the Queen i znakomitego Autora

    Czytam w ściągawce dla niedoinformowanych, że ludzie światowi dopiero po czasie się poznali na Lovecrafcie, co znaczy mniej więcej tyle, że dobre z definicji dociera zawsze z pewnym opóźnieniem, czasem za późno dla autora. To jest piękno tego powołania i jego mroczna siła, nigdy bowiem nie wiadomo, warto szaleć.

    Tym samym oddaję Panu Kłaczkowi hołd i trzymam kciuki za sławę jednego z najlepszych polskich pisarzy, która mocnym jeszcze nie zaszkodziła, a dla porządku rzeczy najlepszym zwyczajnie się należy.

    Byłoby fajnie, gdyby współcześni czytelnicy załapali się na Pańską sławę, nie tylko potomni.

    Ściskam mocno i pozdrawiam,

    r

    PS Wyspiarzom przekazuję znak pokoju i krzyż św. Jerzego

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry Panu! Powitać na Wyspie! Tym razem proszę nie przeceniać, przecież Pan widzi, że to żart, konfrontujący zapyziałego narratora z lovecraftowską grozą, ale doprawdy bez głębszego przesłania.

      W każdym razie bardzo się cieszę, widząc Pana tu.

      • Yo la pisze:

        Dobry pisarz potraf oczarować przecinkiem – a i jak widać wyżej, skromnością – tak jak dobra orkiestra samym strojeniem wywołuje gęsią skórkę u, rzecz jasna, wybitnego słuchacza 🙂

        Wszyscy się cieszą, wiadomo, też się cieszę, jak się widzę.

    • Tetryk56 pisze:

      Znak pokoju odwzajemniamy jako i krzyż Solenizanta.
      Zapraszamy serdecznie abyś Waść sobie i nam ową radość częściej sprawiać raczył!

Skomentuj Incitatus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)