« Miś & Harpie Przerywnik muzyczny »

WYPRAWA….

…….

     Po słowach Rysia cisza na chwilę zapadła! Trzech pozostałych Budrysów spojrzało znacząco po sobie, następnie z solidnym obrzydzeniem na tego kosmopolitę-rozłamowca i wyraźnie było widać, że tym razem front oporu jest nikiej skalna opoka: granit, bazalt, porfir i czego tam jeszcze nasza Ziemia w paroksyzmie swego tworzenia kraterami wulkanów nie wypluła! Kątem oka zauważyłem nawet wyraźne drgnięcie prawej nogi Stacha, nogi obutej w eleganckie obuwie skórzano-filcowe w wersji ciężkiej, ze skórzaną podeszwą grubości połowy prawdziwego cala!. Z zaciekawieniem czekałem na ciąg dalszy – zamach, wymach i potężniejące z każdą chwilą wycie pomysłodawcy zmiany celu wyprawy, alem niestety się nie doczekał! A żal!! Nie wiem czy kolegą kierowało dobre wychowanie (raczej nie), czy litość nagła go zdjęła – po namyśle wykluczyłem taką możliwość – czy też zwyciężył zwykły pragmatyzm! Rycho zapodając swego pomysła siedział w samochodzie i jeno przez otwartą szybę wraży pysk wystawił, zatem celny kop musiałby go dosięgnąć przez drzwi samochodu!  Zwyciężył szacunek dla pojazdu!

– Niech mu kto tam co zrobi –  z umiarkowaną nadzieją powiedział słabym głosem Krzyś i odpalił wynalazek. Jego Tuareg sapnął, ryknął i poooooszliśmy!! Za nami dostojnie turlał się następny pojazd!

Tędy, owędy, no – są Zdzieszowice. Mijamy cmentarz,  bierzemy kierunek na przeprawę promową. Prom naturalnie jest po drugiej stronie i zanim czerwonooki szyper tej jednostki razem ze swoją platformą do nas dopełznie  mamy czas rzucić okiem na wodę! Rzucam oboma! Nawet nie jest tak niska jak się nieco obawialiśmy. Płynie! A w niej ryby, NASZE ryby! Ale będzie hekatomba!! Żadnej litości! Na hak, na brzeg, w łeb i do wora!!

Przyczołgał się wreszcie prom, a ten cwaniaczek powiada, że tak z pół godzinki musimy poczekać, bo może jeszcze kto przyjedzie! Hi hi hi! Nas na taki numer!

– Stasiu – mówię szeptem – masz tę swoją potężną wiatrówkę z lunetą tip-top jak ta co przez nią kapitan Cook po raz pierwszy swój półmisek zobaczył? 

Mam – powiada – ale już raz ją wyciągnąłeś z bagażnika, pamiętasz, wtedy gdy poprzedni operator tego liniowca rekord przeprawy pobił i później wzmocnionemu patrolowi policji legitymowaliśmy się jak jeden mąż??! Lepiej dać mu jak zwykle w łapę! Daliśmy! Dwieście procent przysługującej należności! Tak właśnie, moi mili, zostaje się przestępcą!!

Statek wodny służący do przewozu osób i towarów napędzany siłą fizyczną jednego człowieka ciągnącego za stalowy kabel runął przed siebie aż kilwater godny krążownika spienił się poetycko za rufą!!!. Niech burza huczy wkoło nas!!  Sześćdziesiąt metrów i koniec rejsu!! Łeeeee!

No, teraz w prawo dróżką przez las, tak ze dwieście metrów, a tam taki cypelek, głębinka pod nim niewielka, nurt uregulowanej wprawdzie Odry tu akurat blisko brzegu podchodzi,  cofeczka malutka opodal a i rozmyta lat temu ze czterdzieści ostroga tuż tuż! Jakież to szczęście, że nie było komu jej naprawić, że nikt tu się z łapami, łopatami i ciężkim sprzętem nie pchał. A za ostrogą szczupaczek może stać, a przed ostrogą sandaczyk, a w bełcie między nią i cypelkiem i jeden i drugi! Ba, cała masa!! A ze szczytu cypelka nie tylko wszystkim można rzucać, ale i swobodnie woblerka pływającego z prądem rzeki puścić! Nu, czysty Raj, bo i nijakiej baby w promieniu paru kilometrów nie uświadczysz! Można sobie i zakląć godnie, i splunąć gdzie popadnie!! Ech, życie wędkarza – piękneś jest!!

– Jedź – komenderuję, bo mi się szofer zatrzymał i widzę, że coś kombinuje.

– Krzaki – mówi.

– To i co z tego?

– Lakier podrapię- on na to.

– Czego ci szkoda, toż ten twój wehikuł i tak podrapany, że wstyd tym się między ludźmi pokazać – warczę!

– Tam dalej rowek, pamiętasz jak się tam powiesiłeś na zawieszeniu?-  on na to!

Powiesiłem, fakt! Pięciu chłopa mnie stamtąd wyhuśtywało w tamtą stronę, a później z powrotem!

– Toż ja w swoim mam dziesięć centymetrów prześwitu między podwoziem a matką-ziemią – tłumaczę – a ta twoja ciężarówka pół metra! Jedź, cholero, bo chłopaki za nami zaraz z czymś ciężkim przylecą!

Ruszył, przeczołgaliśmy się te dwieście metrów nawet o nic prawie tym jego „amerykanskim” lakierem nie zahaczając, grata fruuu na maciupki spłachetek wolnej od chaszczy ziemi, reszta ferajny swego obok, plecaki i resztę barachła z wozu (niech ma lżej!) i za sprzęt, za sprzęt!!! Jeszcze tylko narada gdzie kto zaczyna i groźne przypomnienie że rozłazić się dalej niż kilometr w którąkolwiek stronę surowo zakazane, bo jak którego zdechlaka szlag trafi to go reszta za nic nie znajdzie. Pogotowie już w to miejsce kiedyś wzywaliśmy i kierowca pół godziny po okolicznych polach lasach i borach kocołował nim nas zdybał, a liczyć że na dyżurze akurat ten sam będzie lekką byłoby przesadą! No  i zaczynamy!! Biorę na początek wysłużonego od dwudziestu lat Cormorana. Stary, obdrapany, nienowoczesny, ot zwykły kompozyt, ale to przecie szlachetny łososiowy spining, 3.20 długości, szczytówka z pełnego szklanego włókna, ciężar wyrzutu czterdzieści gram! Na początek jak znalazł, bo od naszego ostatniego pobytu coś tu woda mogła przywlec i na dnie zaczepy mogą czyhać, a łapać trzeba zacząć od dołu, tuż znad gruntu, jesień przecie. Patrzę w niebo….pochmurno! No to jasne przynęty trzeba. Na początek powiesimy algę 3 i potrałujemy dno! Nie, gnoma, gnom będzie lepszy. A może zacząć od jakiegoś kopyta z ciężką, tak ze dwadzieścia gram główką?? Nie, głupie to, przecie nie z dołu do góry, a po dnie, po dnie!!!! Kalewa, tylko Kalewa!! Tu Odra, niemiecka rzeka,to jak się na nią z ruską blachą zaczaję niezwyczajne jej ryby ze zwykłej ciekawości na nią pójdą! Świetny pomysł!! Nareszcie zdecydowałem się na ruską Kalewę! Nie ma to jak żelazna męska decyzja!! Wieszam zatem polskiego Blastera dodając mu jedynie czerwony ogonek!!

A zza krzaka wrzeszczy Rycho, że coś ucapił i wlecze. Podbieraka nie ma, osęki nie wziął, a to coś jest duże i na kiju nie podniesie!! Ratunku prosi!!

Ogłuchłem!!

Spiął mu się tuz pod brzegiem!!

Odzyskałem słuch!!!!

Rzucam, czekam aż blacha spadnie….podrywam lekko do góry, parę obrotów korbką i jest!! JezusMaryjo ja to jednak jestem mistrz, po pierwszym rzucie siedzi!! …. Twardy zaczep!!

Jedna blacha mniej!!

Wibruje mi w kieszeni telefon z wyłączonym dźwiękiem! Senatorowa się dobija…. Sprawdza czy żyję! Tak będzie co dwie godziny….

Kocha mnie czy co? A może spadku nie może się doczekać??

 

cdn

 

 

 

 

 

152 komentarze

  1. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Kupuje się trzy solone śledzie prosto z beczki. Najlepiej mleczaki…..

    • Bożena pisze:

      Dzień dobry 🙂 Dziękuję za wyczerpujący przepis… Biegnę do rybnego Fala

    • Alla pisze:

      Moczyć całą noc w wodzie /najlepiej po paru godzinach wodę zmienić/, następnie mlecze rozetrzeć, cebulę pokroić na cienkie piórka lub talarki. Następnie tę cebulkę skropić octem, posolić /lekko/. Warstwami układać /w naczyniu z przykryciem/ – śledzie – cebula, śledzie – cebula.. itd. Skropić oliwą i odstawić do lodówki. Jeśli się uchowają, przed podaniem nałożyć na śledziki gęstą śmietanę. Najlepiej Szefa Kuchni 22% tłuszczu.. 😀
      Smacznego!!
      PS Mama mlecze rozcierała, ale ja nie pamiętam co z tymi roztartymi robiła 😀 😀 😀 Zatem proszę o wybaczenie.. 😉

    • Wiedźma pisze:

      Dzień dobry Senatorze…. śledzie prosto z beczki ? już nie pamiętam, kiedy takie widziałam…same filety typu matias 🙁

      • Wiedźma pisze:

        No, przypomniał mi się stareńki dowcip o śledziach : w przedziale Polak i Żyd miło konwersują i nagle pada pytanie : „Panie starozakonny, jak wy to robicie, że macie taki zmysł do handlu? ” … A bo my codziennie jadamy główki od śledzi! Chce pan? mam tu kilka, po 5 zł sztuka…
        Zjadł rodak 4 główki i po chwili mówi: zapłaciłem po 5 zł, toż to majątek za te 4 główki ! I Żyd odpowiada: a widzi pan, już działa ! … 🙂

        • Quackie pisze:

          To ja znam podobny, o polskim rolniku, co sprzedawał na targu kapustę po 6 złotych główka (być może przez te główki mi się skojarzyło), ale w promocji – 3 główki za 20 zł. No i znalazł się taki mądry, co 3 razy podchodził, z przerwami, niemalże z charakteryzacją, i po główce kupował, a przy ostatniej na rolnika się rozdarł, że dupa wołowa z niego, nie kupiec, bo co to za promocja, jak taniej kupić 3 razy po jednej główce niż 3 główki naraz. Po czym poszedł, rad z siebie i że się na promocję nie dał nabrać, a rolnik na to uśmiechnął się pod wąsem i pomyślał: „Ot, następny specjalista od marketingu, a tak czy siak – trzy kapusty sprzedane!”.

      • Alla pisze:

        Można kupić Wiedźminko… Z wiaderek plastikowych 😀
        Witaj 🙂

      • Incitatus pisze:

        Są, Wiedźmineczko, jej Bohu są!! I to ładne, tłuściutkie! Tam u Was jeno ta mizerota z Zalewu, ale u nas w głębi lądu są północnoatlantyckie!!

        • Wiedźma pisze:

          … z Zalewu to mamy sandacze, ostatnio kupiłam sztuki ponad 1 kg w oszałamiającej cenie tylku 23zł za wypatroszony kilogram. Mniam, to jest rybka, którą uwielbiam 🙂

          • Incitatus pisze:

            W zalewie Rożnowskim od czerwca można sobie połapać sandaczyków. Teraz już ich mniej bo planowa gospodarka rybacka swoje robi, ale ja tam mam swoje miejscówki gdzie sieć nie sięga.

  2. Alla pisze:

    Dzień dobry 🙂 Co siedzi i jaki twardy zaczep? O co kaman? 😀
    Był szczupak czy ruska blacha. W końcu 😀 lub na końcu..

    • Incitatus pisze:

      Twardy zaczep to taki, że nie da się blachy uwolnić. Trzeba rwać żyłkę – najczęściej strzela na węźle i wiązać nową przynętę! Na jednej wyprawie ze spiningiem „w czepiających wodach” można ładną kasę zostawić. Dobry wobler, np popularne firmy Rapala kilkadziesiąt złotych może kosztować, a są i droższe. Zerwij przez dzień takich dziesięć, do tego sporo drobnicy, żyłki, akcesoria i okaże się, że szczupak kosztujący w sklepie 30 zł. za kilo to taniocha!:) Wędkarstwo jest sportem droższym niż łowiectwo!: )

      • Alla pisze:

        Aha, to teraz wiem dlaczego bratowa tak się zawsze wściekała na brata, że tyle pieniędzy wydaje na te swoje akcesoria wędkarskie 😀

        • Incitatus pisze:

          Powinna mu kupić strzelbę i dwie breneki!: ))

          • Alla pisze:

            Hi,hi… strzelbę ma. Dostał od szwagra w prezencie, ale co to
            za machineria to nie wiem, bo się nigdy żadną bronią nie interesowałam 🙂 Szwagier ma z lunetą, nawet mam gdzieś zdjęcie, jak się mój Ojczulek przymierza do strzału 😀
            A co to są te breneki??? I na co lub na kogo?? 😀

  3. Bożena pisze:

    Senatorowa na pewno kocha, przecie musi… Wink1

  4. Alla pisze:

    Dobrze pamiętam, jak żeś Pan, będzie ze trzy i pół roku temu, wybrał się na te niczemu nie winne rybki i Pański kamrat nogę złamał.. I co to go taszczyliście na własnych plecach przez pół km, a może i więcej.. Na dodatek zasięgu nie było (?) i jak to Senatorowa przeżywała… a my z Wiedźminką myślałyśmy, że szczupak okazał się większych rozmiarów niźli rybołap i wciągnął nam :(, jak nic Senatora, w wód głębiny…
    A może złośliwy, pilnujący swego terytorium Szuwarek? 😀
    Senatorowa… to święta kobieta.. Tak. Na pewno… święta..

  5. Alla pisze:

    A kolega, tę wiatrówką, co to ma lunetę tip-top, nawet na ryby wozi?? Tak na wszelki wypadek, że to niby po drodze upolować jaką zwierzynę można, a może w obronie własnej? Na ten przykład przed dzikiem 😀

    • Incitatus pisze:

      On ma ją zawsze w bagażniku, a ja kopyto ze sobą, szczególnie na noc! Ten jego wynalazek to Air Arms Xtra Hi-Power 5,5mm. co znaczy, że strzelając pociskiem jedynie o 0.1 mm mniejszym niż popularny kbks (broń palna) bije z siłą niewiele mniejszą od niego, ma magazynek na 10 nabojów, a na dodatek jest ładowana ruchem zamka jak karabin, przez co z zamontowaną lunetą wygląda jak karabin zawodowego mordercy!: )))

  6. Alla pisze:

    Se idę.. Zażyć odrobinę luksusu.. No to narty 😀

  7. Bożena pisze:

    No i ja się ulatniam na kilka godzin 🙄

  8. pan pisze:

    Za poprawę humoru w niedzielny poranek dziękuję

  9. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 Przeczytałam, gębusia mi się roześmiała, opowiadanko cud -malina….. Delighted

  10. zołza bez serca pisze:

    Witam i pytanie mam: czy polowanie na biedne rybeńki za pomocą badyla z kołowrotkiem i hakowato wygiętym drucikiem to erzatz maczugi i mamuta? I czy aby Szanowna Małżonka smyczy zbytnio nie popuściła? 😀

    • Incitatus pisze:

      Szanowna małzonka jest po długiej i wyczerpującej tresurze, szwagier też wędkuje, a teść św. pamięci był nie do upilnowania. Zresztą jak każda dobra żona ma tyle do gadania co Arab w Izraelu!: )))

  11. Tetryk56 pisze:

    Brawo, Senatorze! Kolejna piękna opowieść – aż żal, że tak rzadko cieszysz nas nimi!
    Brawo!

  12. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Już wiem, ja już wiem! Ta „Wyprawa” lepsza od Tolkiena, a i Budrysi nie bez kozery się pojawiają. Toć to jak wspomnienia pana Paska z wyprawy na Turczyny, albo chociaż Sienkiewicz, z przygodami po drodze, a to niechętny przewoźnik na promie, co go trzeba, waćpanowie, bigosować (chociaż skuteczniej, panie bracie, skorumpować), a to krzaki drapieżne i nierówności terenu, facecje, facecje, mości Autorze, a kiedyśmy już na multańskim brzegu, zaczyna się Fredro – wędki dobieranie jak karabeli przez Cześnika, nie przymierzając. Tylko przedostatniego nie rozumiem – Rychowi się spiął tuż pod brzegiem? Kto lub co się spięło i co to w ogóle znaczy? I być może to skrót myślowy, ale nijak nie mogę dojść, z czego wynika, że Autor stracił tę blachę.

    A poza tym ryczałem ze śmiechu w najwłaściwszych momentach, za co serdecznie Mistrzowi Incitatusowi dziękuję 😀

    • Incitatus pisze:

      Witaj, Mistrzu:))
      „Rychowi się spiął tuż pod brzegiem” to znaczy, że szczupak odpiął mu się z kotwiczki jeszcze w wodzie i swobodnie powędrował w znaną sobie toń, następstwem czego była długa tyrada mego kolegi wyliczająca wszelkie nieprawości w rodzinie onegoż szczupaka ze szczególnym uwzględnieniem opinii o prowadzeniu się wszelkich przodkiń i parszywieńkich postępków męskich przodków od czasów potopu a nawet wiele lat go poprzedzających!: ))

      • Quackie pisze:

        Oj tak, pływając po jeziorze na desce z żaglem (nawet prewencyjnie omijając panów wędkarzy na łódkach z daleka), można się nasłuchać różności!

        • Incitatus pisze:

          Bardzo lubimy wszelkiego rodzaju wodniaków, którzy zwykli pływać nam po spławikach albo po żyłkach wędek zarzuconych „na grunt” Taki „sportowiec” jeden z drugim nie ma pojęcia, że często wędkarz zarzuca przynętę na odległość ponad stu metrów i sunąca pod żaglami Zawiszy łódź jakiegoś brzuchatego patafiana niszczy mu czasami wielogodzinny trud.
          Ja czasem mam ochotę z mocnej wiatrówki strzelić takiemu Kolumbowi w kadłub jego karaweli! Włókno szklane szlag powinien trafić!

          • Quackie pisze:

            E, nie, no jak widzę spławik i zazwyczaj żyłkę, prowadzącą do wędki, to omijam. Chyba że tak się moczykije rozpanoszą na jeziorze, że inaczej nie idzie, no ale ja wyznaję zasadę „żyj i daj żyć innym”, więc jak ktoś też jej przestrzega, to się zgodzimy.

            Co to jest „na grunt”? Gdzie się to zarzuca (w sensie, może w jakimś specyficznym miejscu, żebym wiedział, jakie zakątki omijać)? Da się z wody zauważyć, żeby ominąć?

            • Incitatus pisze:

              Quackie, Ty zacznij wędkować!
              Na grunt to znaczy, że zarzucona przynęta leży na gruncie, no – na dnie zbiornika! Może być pięć metrów od wędkarza, a może być i pięćdziesiąt! Żyłka najczęściej jest zatopiona, nie zauważysz jej! My łapiemy na takie o przekroju pomiędzy 0.22 a 0.28 mm. To tylko Rex Hunt łapie na sznurki do wieszania bielizny!!: (((
              Używając przyponu strzałowego i kija o ciężarze wyrzutu 150-250 g z bałtyckiej plaży jeszcze teraz posyłam przynętę na ponad 150 m. w morze!! Choć-em stary piernik!!

              • Tetryk56 pisze:

                I liczysz na to, że każda łajba będzie cię profilaktycznie na 160m omijać? Zwłaszcza w kanałach? ROTFL

                • Incitatus pisze:

                  Tetryku, ja rzucam z plaży celując w Szwecję!! Tam, na plaży w Malmo często stoi taki dryblasowaty blondas, to ja w niego!!
                  W kanale Gliwickim łapię plocie takie jakie rzadko można już dziś spotkać. Ot, często kilówki. Na przepływankę, wiesz??: )

                • Tetryk56 pisze:

                  I ustawiasz wtedy znak „Zakaz ruchu” na początku i końcu kanału?

                • Incitatus pisze:

                  : ) Nie, ale na ruch barek wpływu nie mam.

      • Quackie pisze:

        Aha, i jeszcze tak na marginesie rozważań językowych i tego miśkowego cytatu rapowo-młodzieżowego skojarzyło mnie się, że każda generacja ma własny slang 🙂

  13. Wiedźma pisze:

    Witaj Kwaku…. że się wtrącę… to był twardy zaczep, co Senator wyjaśniał w komentarzu 🙂

    • Quackie pisze:

      Tak, przeczytałem ten komentarz, ale nie do końca rozumiem, tzn. twardy zaczep to a) sytuacja, w której traci się blachę, czy b) sposób doczepienia tej blachy do żyłki u wędki?

      • Incitatus pisze:

        Twardy zaczep trzyma blachę na amen! Trzeba rwać żyłkę na co jest wiele sposobów, a ich wyliczenie zajęłoby nowy odcinek!: )

        • Quackie pisze:

          No dobrze, rozumiem, że właściwą odpowiedzią jest a), a co więcej, nie da się, powiedzmy, wleźć w woderach albo i kąpielówkach do wody i odczepić tego sensownie?

          • Incitatus pisze:

            Ależ da się! Proponuję Ci wejść w woderach do wody głębokiej na jakieś trzy metry i wymacywać po żyłce gdzie to też ta blacha siedzi. Pod kamieniem, kotwica w zatopiony pniak się wbiła, za zatopioną gałąź trzyma?? A może oplątała się parę metrów dalej a żyłka też gdzieś po drodze o coś innego? No, bądź tu mądry…
            Co innego latem gdy widzisz – to na jeziorach – że zaczep jest o trzcinkę, wodorosty, gdy można sobie zanurkować jadąc ręką po żyłce. W rzekach to już, brachu, kaplica: ((

  14. Jasmine pisze:

    Dzień dobry. 🙂
    Dołączam do zachwytów czekając na ciąg dalszy nastąpi. 🙂

    • Alla pisze:

      Witaj Jasminko 🙂 Na rybach byłaś?? 😀
      Cóż taka małomówna dzisiaj?
      Pogoda przyjemniutka, zero wiaterku, trza na spacer się wybrać 🙂

  15. Alla pisze:

    Hi, hi… Nam się pomalutku Rumak rozkręci 😀
    Talent ma niejeden, zresztą.. All-I-See-is-Love

    PS Jeszcze mam Senatora opis sprzed pięciu lat, jak to Pusia naszego Rumaka okładała 😀 Pusia!! Nie Sz. Senatorowa!! No, coby nie było, że plotki sieję 😀

  16. Quackie pisze:

    Szanowni, szykują się nam zaraz goście, miejscowi, ale z dawna nie widziani. W czasie wizyty raczej zemknę z Wyspy, na razie.

  17. Wiedźma pisze:

    Bardzo lubię te opowieści, z racji posiadania , ongiś, taty- wędkarza, trochę lepiej rozumiem co pisze Senator 🙂

  18. Alla pisze:

    Dobrej nocy 🙂

  19. Tetryk56 pisze:

    Połów karpi systemem helikopterowym:
    1. Wypożyczasz z demobilu US Army mało zużyty helikopter bojowy
    2. Upuszczasz z helikoptera do stawu niewielki ładunek wybuchowy
    3. Cierpliwie krążąc nad stawem zdmuchujesz karpie na jedną stronę.

    Senatorze, potwierdzisz?
    ROTFL

  20. Incitatus pisze:

    Dobranoc: )))
    Niech Wam się brody nie robią!: )

  21. Quackie pisze:

    Dobranoc, wspaniałych snów o taaakiej rybie!

  22. Bożena pisze:

    Dzień dobry 🙂 Nowy dzień i nowy tydzień się zaczyna. Oby rzeczywiście był dobry Happy

  23. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))

    Co to tak się w głowie męci?

    Rad bym duszę mą ocucił;

    Ach, i z serca czy z pamięci

    Coś wysnował i zanucił

    Jakoś rzewnie czy miłośnie

    I wesoło czy żałośnie,

    Coś a bracie czy o bitwie,

    O Koronie czy o Litwie?…

    „Gadu, gadu, stary dziadu!

    Pleć, pleciuga, byle długo;

    Bajże, baju, po zwyczaju

    O tym ,naszym polskim kraju!”

    -W to mi grajcie, panie bracie!

    W to mi grajcie, miły swacie!

    Tyle szczęścia, co człek prześni,

    Tyle życia, co jest w pieśni.

    Długom błąkał się bez celu

    I milczałem, troską blady.

    Jak grobowy głaz Wawelu,

    Bo nie było z wami rady.

    W waśni bracia się rozdarła

    I jak wróg mi życie zbrzydło,

    Jak w więzieniu pieśń zamarła

    I sokole zwisło skrzydło…

    Dziś – gdy jest znów śpiewać komu,

    Gdy was widzę znowu w zgodzie

    W wielkopolskim starym domu,

    Znów wam brząknę: „Żyj, Narodzie!”

    A czy znasz ty, bracie młody,

    Te pokrewne twoje rody?

    Tych Górali i Litwinów,

    I Żmudź świętą, i Rusinów?

    A czy znasz ty, bracie młody,

    Twoje ziemie, twoje wody?

    Z czego słyną, kędy giną,

    W jakim kraju i dunaju?

    A czy znasz ty, bracie młody,

    Twojej ziemi bujne płody?

    Twe kurhany i mogiły,

    I twe dzieje, co się śćmiły?

    A czy wiesz ty, co w nich leży?

    O, nie zawsze, o, nie wszędzie,

    Młody orle, tak ci będzie,

    Jako dzisiaj przy macierzy!

    Trzeba będzie ważyć, służyć,

    Milczeć, cierpieć i wojować!

    I niejedno miłe zburzyć,

    A inaczej odbudować…

    Kto tam zgadnie, gdzie osiędziesz,

    Jaką wodą w świat popłyniesz,

    W której stronie walczyć będziesz

    I od czyjej broni zginiesz?…

    Wyleć ptakiem z tego gniazda,

    Miłać będzie taka jazda,

    Spojrzyć z góry na twe ziemie

    I rodzime twoje plemię…

    Tam na północ! hen, daleko!

    Szumią puszcze ponad rzeką,

    Tam świat inny, lud odmienny,

    Kraj zapadły, równy, senny,

    Często mszysty i piaszczysty,

    Puszcze czarne, zboża marne,

    Nieba bledsze, trawy rzedsze,

    Rojsty grząskie, groble wąskie,

    Ryby, grzyby i wędliny;

    Lny dorodne, huk zwierzyny

    I kęs chleba w czoła pocie. –

    A na pański stół łakocie:

    Lipce stare, łosie chrapy

    I niedźwiedzie łapy.

    Puszcz i żubrów to kraina,

    A dziedzictwo Giedymina! –

    Ćmią się puszcze, mgła się zbiera,

    Po pasiekach kraj przeziera,

    Wół za rogi orze zgliszcze,

    W ostrym zwirze socha świszcze,

    A za drogą, gdzieś w postronne,

    Ciągną wózki jednokonne.

    Koń obłączny w wózkach małych,

    Lud w chodakach z łyku szytych,

    W chatach dymem ogorzałych,

    Dranicami płasko krytych.

    Gdy na lud ten człek spoziera,

    To aż serce żal opłynie

    I zapytać chęć go zbiera:

    Co ci ta, Litwinie? –

    Ale Litwin nie wygada!

    Bo w tej duszy hart nie lada!

    Lud to cichy, rzewny, skryty,

    Jak to mówią: kuty, bity.

    Kiedy szczery, jak wosk topnie;

    Ale gdy go kto zahaczy:

    To i w grobie nie przebaczy

    I na końcu swego dopnie! –

    Choć kraj jego niebogaty,

    Radzi sobie, bo oszczędny;

    Nie marnuje grosz na szaty,

    Bo rozsądny i oględny.

    Nie zwykł on się kochać w krasie,

    Ale myśli o zapasie

    I dobytek w dom gromadzi,

    I o jutrze wiecznie radzi.

    Toteż znajdziesz w każdej porze

    W bród wszystkiego, jak w komorze:

    Czy w krajance, czy w gomółce,

    Jest w serniku ser na półce.

    Wiszą kumpie i wędliny,

    I półgęski, i świniny;

    Obok w długich żerdziach ryby;

    Z siatki pachną leśne grzyby.

    A kwas czysty miasto wody;

    W lochu stoją białe miody,

    Wódki starki i nalewki,

    I rok cały lód przeleży. –

    A już w świrnie wiszą wianki

    I rozliczne przyodziewki;

    Płótna cienkie, jasne tkanki

    I przybory do odzieży.

    W kubli stoi ów miód święty,

    A dokoła włok rozpięty…

    Nucąc pieśni o Birucie,

    O Perkunie i Kiejstucie,

    Przy łuczywie u komina

    Przędzie miękki len drużyna;

    A w pobliżu dziatwy zdrowej

    Toczy kołem wąż domowy.

    Krosna stoją w małym oknie

    I czółenko pływa w włóknie;

    Pieśni płyną, jak uroda,

    A wiek schodzi niby woda…

    Niby w ciężkim zadumaniu

    O przeszłości czy kochaniu,

    Stoją niemo czarne puszcze;

    I rozlały się jeziora…

    A po toniach ryba pluszcze,

    A na niebie stoi gora:

    Puszcze płoną gdzieś z daleka

    I w zaścianku pies gdzieś szczeka,

    A za głosem z tokowiska,

    Czesze gęstwią leśnik śmiały,

    Przez jelniki i zawały,

    Do rodziny i ogniska.

    Stanął – słucha – tam dzik ryje,

    Uroczyskiem łoś pomyka,

    Padła wietrząc wilk gdzieś wyje,

    A puszczami żubr poryka…

    „Da! niech ryje, niechaj wyje,

    Niech pomyka, niech poryka,

    Na strzał padnie mi przed psami,

    Com dziś jeszcze nie zastrzelił,

    Byle tylko się barciami

    Niedżwiedź ze mną nie podzielił…”

    Jak lud żyje po bożemu,

    Tak i szlachta z sobą wzajem

    Dawnym żyje obyczajem;

    Na zaściankach po staremu

    Czas jej duszy nie wykrzywił,

    Nikt cię państwem nie oparzy,

    A gdy w Litwie pan się zdarzy,

    To pan sobie, jak Radziwiłł!

    Bracia szlachta powietnicy,

    Leśnych włości współdziedzicy,

    W niebielonych siedzą dworach;

    Tam to kolej do sąsiada

    I z wielebnym ojcem rada:

    O sejmikach, o wyborach,

    Jaka komu padnie gałka,

    Kogo wymieść na marszałka?

    Wówczas z cicha to wybije,

    Co się w głębi serca kryje;

    A gdy w puszczy pociemnieje

    I miód stary pierś rozgrzeje:

    To przybędzie i czułości,

    Wówczas żywiej i myśl płonie,

    A więc radzą o Koronie,

    O statucie i przyszłości;

    Lub pociesznie drwią z Pinczuka

    I z Żmudzina jak z nieuka.

    Lud tam jeszcze nie zmięszany,

    Wszystko jeszcze jest gniazdowe;

    Jak te drogi powiatowe

    Każdy swój i każdy znany.

    Więc też każdy wie, co niesie

    A choć drugim nie pomiecie

    Hardy strzelec w swoim lesie,

    A brat szlachcic w swym powiecie.

    I choć poznać nie da skoro,

    Że o sobie wiele sądzi,

    Choć w cichości i z pokorą

    Ufa twardo, że nie zbłądzi,

    Bo dokoła się ogląda

    I wie dobrze, czego żąda;

    A stąd bywa hart w naradzie –

    „Litwin mądry nie po szkodzie”;

    I w tym głównie, głównie pono

    Góra Litwy nad Koroną…

    Lud nie darmo ta myśliwy

    I skąpany w jezior łonie!

    Bo głęboki jak wód tonie,

    A jak łono puszcz, stróżliwy!

    W puszczy też go widzieć warto,

    Z strzelbą w ręku lub na łodzi;

    Jak mu lekko i otwarto,

    Jak strzał trafia, wiosło chodzi,

    Jak zna dobrze wagę zwierza,

    Wszystkie knieje i ostępy;

    Kędy jaka rzeka zmierza,

    Gdzie mielizny, rappy, kępy!

    Toteż wodą czy na ledzie

    Całą Litwą się przewiedzie.

    Póki taje, jechać zdradno;

    Lecz gdy w puszczach przyschną brody

    Gdy rzekami kry opadną

    I powtórne niskie wody:

    Lądem, wodą, jadą, płyną,

    Telegami i wiciną,

    Do Mitawy, do Lipawy,

    A Wiliją, Niemnem, Dźwiną

    I do Tylży, i do Rygi,

    Z kupią swoją na wyścigi.

    Stamtąd Niemce i najemce

    Za dalekie pławią morza,

    Maszty; klepki, runo owiec

    I niejedną beczkę zboża,

    I niejeden lnu bierkowiec;

    Litewskimi sycąc płody;

    Zamorskiego ludu głody…

    Jak za morzem Litwa spławna

    Z puszcz odwiecznych w świecie sławna;

    Tak o miedzę ziemia chlebna

    Głodnym ludom jest potrzebna,

    Żmudź to święta! Ziemia boża!

    Na pół leśne jej obszary,

    A na poły strojne w zboża;

    Wolny oddech ma do morza

    I wszystkiego ma do pary:

    Bo lud wierny w ziemi zyznéj

    I nieskąpo tej ojczyzny!

    Od tych prądów świętej rzeki

    Aż po morza brzeg daleki

    I Łotyszów płone ziemie

    Siadło twarde żmudzkie plewie.

    Tam nie błyszczą pyszne gmachy,

    Ale za to duże chaty

    I wysokie dobre dachy,

    Lud dorodny i bogaty.

    Ponad drogą krzyżów pełno

    I kapliczek tuż przy domu:

    Lud odziany szarą wełną,

    Pełen serca, pełen sromu

    I zażywny, i niemarny,

    Pracowity, gospodarny

    I poważny, i nabożny;

    Jednej krwi z tym swoim panem,

    Jednej wiary z tym kapłanem.

    Pan nie bywa tam wielmożny,

    Nierozrzutny, ani butny:

    A ksiądz biskup Boga sławi,

    Do dobrego wiedzie ludzi

    I jak ojciec błogosławi

    Na odpuście „świętej Żmudzi!”

    Lud tam żyje po zakonie,

    A więc zda się zimny zrazu;

    Lecz gdy serce zawre w łonie,

    Nie usłyszysz z ust wyrazu;

    Lecz łza tryśnie na wpół rzewna,

    Na wpół krwawa, na wpół gniewna,

    Piersi jękną z tajnej głębi,

    Zamiar padnie, niby w studnie,

    Lecz czas krwi tej nie wyziębi,

    Dusza jego nie wychłódnie

    I wypływie na jaw w czynie!

    Gdy chcesz. wiedzieć, co to chowa

    Nasza przeszłość w swoim łanie,

    Jako stara sława płonie:

    To jedź, bracie, do Krakowa.

    Jeśli poznać chcesz zabawy,

    Serce niewiast, świat ochoczy,

    Gładkie słówka, piękne oczy:

    To jedź, bracie, do Warszawy.

    Jeśli myśl ci przyjdzie mylna

    Zwątpić w przyszłość i w swobodę,

    Wówczas, bracie, jedź do Wilna

    Poznać z hartem dusze młode.

    Gdy widoku szukasz złota,

    Patrz, gdzie nędza obok błota;

    Gdzie człek żyje śród spodlenia,

    Znajdziesz ducha poświęcenia.

    Do rozumu nie ma klucza,

    Ale wszędzie jest w odwodzie,

    Kędy bieda już dokucza,

    Gdzie pracuje człek o głodzie.

    Lecz gdyś w świecie trochę pożył

    I zatęsknisz już do ludzi,

    Czystych, jako Bóg ich stworzył,

    To się przypatrz im na Żmudzi!

    A gdy Żmudź ci przyjdzie rzucić,

    Nazad Litwą znowu wrócić,

    To przed pińską opatrz drogą

    Wóz twój dobrze w potrzeb wszelką;

    Bo w pustynię wjedziesz wielką,

    W ziemię dżdżystą i ubogą.

    Droga pójdzie ci przez błota,

    Po nich długi pomost spłynie,

    W oczeretach oko zginie,

    A kraj nudny niby słota!

    Ani ruchu, ani duchu,

    Woda stoi, wiatr nie wieje;

    Lud po puszczach mało sieje;

    Jedno lasem się zabawia:

    Dziegieć pali, drzewo spławia,

    Drze dranice, gnie obody

    I nałożon jest do wody,

    Jak tych bobrów leśne plemie,

    Co z nim na spół trzyma ziemie.

    Mnóstwo jezior, rzek niemało

    Po kotlinach się rozlało;

    Miasto trawy, rokiciny,

    Miasto bydła, huk zwierzyny.

    Lud też strzelcem, póki lody;

    Lecz gdy z wiosną ruszą wody,

    A po puszczach wzbiorą kały:

    To pod wodą jest kraj cały,

    A bezpieczen lud na łodzi

    Pływa wszystek śród powodzi.

    Gdy wyniesiesz z pińskiej drogi

    Z ludźmi twymi całe ziobra,

    A z furmanką całe nogi:

    Podróż była bardzo dobra!

    Lecz pamiętaj gałęź choją,

    Poza bryką zatknąć swoją,

    Gdy się będziesz na Ruś wdzierać;

    Pamiętaj się nie obzierać,

    By ci czego bies nie wlepił

    I za bryką nie wczepił!

    A gdy wjedziesz w Ruś pasznistą,

    Równą, suchą, nielesistą,

    W lada którym ruskim siole

    Krasawice stojąc w kole

    „Z puszczy jadą” – wołać będą

    I z hałasem wóz obsiędą,

    I rozerwą gałęź choją,

    I do cerkwi się przystroją.

    Gdy przypomnisz wówczas sobie

    Owe puszcze, patrząc krajem,

    Mrówie pójdzie aż po tobie,

    A Ruś ci się wyda rajem!

    Kędy wóz twój, bracie, wbiegnie

    Na szerokie czarne drogi,

    Tam przed Labą Wołyń legnie

    I zapomnisz kraj ubogi.

    W lewo spłyną czarne role

    Ukrainy bujne leże:

    Na wprost, aż po Dniestr, Podole;

    A wzdłuż Dniestru – Pobereże.

    Tam już dostać wody zdrowéj,

    Tam krynice i dąbrowy,

    I brzozowe czyste gaje,

    A pług czarną ziemię kraje.

    Z wolna wznoszą się kopanie,

    Rzeki śmielsze nurty wiodą

    I tam, kędy łan nadstanie,

    Ciągną stawy się za wodą.

    Czajki wrzeszczą nad błotami,

    Bocian stoi nad żabieńcem,

    A rybitwy krążą wieńcem,

    Ponad groblą i wodami…

    Jeśliś, bracie, jest myśliwy,

    Na wołyńskie zajedź stawy:

    Boś nie słyszał takiej wrzawy

    Dzikich ptaków, jakoś żywy.

    Podsuń czółnem pod szuwary,

    Bo pocieszne ptasze rady,

    Tam to sejmy, tam to gwary

    I zaloty, i biesiady!

    Słysząc krzyki i gwar dziki,

    Patrząc na te ptasze zwady,

    Tak się dziwnie w myśli plecie,

    Tak się tonie w ptaszej wrzawie,

    Iż przepomni człek o świecie;

    Wstyd to mówić, lecz żal prawie,

    Że człek ptakiem sam nie żyje,

    Takie szczęsne to bestyje!

    Pełny oddech ma tam życie

    I wszystkiego w bród obficie:

    Ryb i zboża, i świniny,

    Bydła, koni i zwierzyny,

    I konopi, pszczół i miodu,

    I niemało też ,narodu!

    Tam, ku górom midoborskim

    Coraz wyżej kraj się wznosi;

    Milę jedziesz kranem dworskim,

    Ziemia z datkiem aż się prosi!

    Lecz człek pracy nie podoła,

    Bo choć duże, długie sioła,

    Więcej ziemi, więcej trudu

    Niż jest szczęścia, niż jest ludu;

    Smutna bywa ludu dola,

    Bo pan twardy i niewola;

    Nie pocieszyć się tym dobrem,

    Kędy praca lezie ziobrem.

    Otoż kiedy łan obsiewa,

    Smutne dumy lud tam śpiewa

    I śród wioski niegrodzonej

    W wiecznej żyje on tęsknicy…

    Ruskie kawki i gawrony

    Gwarzą tłumnie na dzwonnicy;

    Przy niej stoi dąb odwieczny

    Jak śród ludu kniaź bezpieczny.

    Cerkiew z trzema kopułami,

    W niej odprawa – a pokłony,

    Przed carskimi stojąc drzwiami,

    Bije lud na twardo chrzczony!

    Na nim kożuch ślni barani

    Albo świta domu bita,

    Rzemień suty i but kuty,

    A bekiesza z sukna na niéj,

    A na dziewce wieniec z ruty.

    I naówczas wzdłuż krainy

    Drzemią łęgi a caryny…

    Lecz w dzień budny w polu głośno

    I hukanie grzmi donośno,

    A gdy cichnie nad wieczorem,

    Ścielą mgły się ponad borem;

    Z pasowiska wraca stado,

    Żuraw skrzypi u krynicy,

    A koniuchy na noc jadą;

    A ostatni blask wieczoru

    Złoci białe szczyty dworu

    I potrójny krzyż cerkwicy…

    Wówczas starzy się gromadzą

    I o swoim statku radzą,

    Przy kieliszku w karczmie kumy. –

    Na potulne wieczornice

    Ciągną z śmiechem krasawice,

    Stare, ruskie piejąc dumy. –

    I matula świeci doma,

    Choć już północ. kur ogłosi;

    A donieczka, choć się sroma,

    Choć się sroma, chłopców prosi,

    Aby nie iść do dom samej:

    Bo się różnie ludziom zdarza

    Na przełazie u smętarza

    I u dworskiej, pańskiej bramy.

    Różnie sobie dziewczę wróży,

    Za co jej to chłopak służy?

    A za służbę tak użytą

    Płaci całus, słodkie myto!

    Gdyby matuś nie łajali,

    Toby pewno się żegnali

    Bez ustanku, aż do ranku,

    Bo to nigdy już niesyta

    Młoda dusza tego myta…

    Tyle też to szczęścia, tyle,

    Co te nocne dadzą chwile!

    Bo o świcie, krwawe życie!

    Nie ma kumy, nie ma swata,

    Nie usłyszy nikt już śpiewki.

    Gdy ataman zakołata:

    „Hej, do dwora!” – Nie przelewki! –

    Ba tam, kiedy dwór – to wielki!

    Kiedy posłuch – to już wszelki!

    Kiedy liczą – to miliony!

    Kiedy jedzą – to łakotki!

    Kiedy biją – to na sotki! –

    Kiedy pan – to urodzony

    Pewno z księcia albo z króla!

    W domu jego dworno, szumno,

    A tak straszna jego wola,

    Że nieposłuch – chłopu trumną!

    Tysiąc pługów na obszarze

    Orze zagon, gdy pan każe;

    I po dawnym tam zwyczaju

    Brzęczy złoto przy tokaju.

    Koń arabski rży przy żłobie,

    Służba panu szczerość kłamie,

    A o głodzie i po dobie

    Drzy przy koniu kozak w bramie.

    Gdy przybędziesz tam nieznany,

    Pan cię dumnym .okiem zbada;

    Sam zamorską mową gada,

    A z błazeńska dwór ubrany.

    Na to tylko w dym cię prosi,

    By cię dumą upokorzył,

    Bo łaskawie ledwo znosi,

    Że i ciebie Pan Bóg stworzył…

    Choć cię w świecie brano w kleszcze,

    Choć wyszedłeś już z językiem

    Jak to mówią – ze szkół jeszcze,

    A z żołnierki szczwanym ćwikiem:

    Nie znasz, z czego począć mowę,

    Kiedy w taki dom przybędziesz –

    Choć do kogo się przysiędziesz,

    Takie wszystko czcze, jałowe,

    Nieużyte, zimne, twarde,

    Takie nudne, takie harde,

    Jakby nigdy nie słyszeli

    Polskiej mowy, brzęku strony;

    Nigdy serca nie ujęli,

    A w tym sercu krwi czerwonéj!

    Nie po cnocie, lecz po złocie

    Poznasz, że ta wnuk hetmański;

    Albo tylko po klejnocie,

    Co ozdabia dworzec pański.

    Już z przeszłości ani cienia;

    Ni zwyczaju, ani zbroi,

    Państwo tam za wszystko stoi!

    Nic polskiego – krom imienia…

    Nim by z nami los dzielili,

    Nim by jeszcze warci byli

    Promnickiego kawał chleba

    I braterstwa, i swobody:

    Ochrzcić by ich jeszcze wprzody

    W Wiśle albo w Gople trzeba.

    Prędzej w duszy tam niewieściéj

    Rzewna, prawa myśl zagości

    I dzisiejszych tych boleści,

    I bezprawia, i przyszłości:

    Lecz o panu Ryczywole

    (Jak ów mówił) milczeć wolę!

    Jednak – jeśli chcesz z pociechą

    Kraj opuścić, to patrz, bracie,

    Kędy donn pod niższą strzechą,

    Tam przyjęcie czeka na cię.

    Tam młódź rzezka i świat inny,

    Umysł prawy i niewinny,

    Tam się jeszcze tylko chowa

    Serce polskie i myśl zdrowa,

    A zacisznie i w kąciku,

    I w pomiernym tym staniku…

    Gdy wołyńskie łany rzucisz

    I na wschód twe konie zwrócisz,

    Bez oporu oko zginie

    W pogranicznej Ukrainie.

    Tam to konie, tam to charty,

    Step rozległy, świat otwarty!

    Wóz twój wbiegnie na rozdroża,

    Wiatr zaleci cię ad morza;

    I krew raźniej ruszy w żyłach,

    I koń czujniej strzygnie uchem;

    Drogę swoję po mogiłach

    Liczyć będziesz stepem głuchym.

    Tam świat bystry, trzeźwy, czujny,

    Jak na czatach błysk oszczepu,

    Jak młodości umysł bujny,

    Tak szeroki oddech stepu!

    W jarach kraj ku rzekom spada,

    Ziemia głuchym jękiem gada,

    Dumka mówi o przeszłości,

    A wiatr bieli stare kości…

    Hej, ku morzu, ku Czarnemu,

    Ku limanu szerokiemu,

    Na południe Dniepr tam płynie!

    A cześć Ławrze! Sława Bogu!

    Hulaj, koniu, po rozłogu,

    Nam żyć tylko w Ukrainie!

    Szumi woda porohami,

    Od porohów sokół leci,

    Wicher wyje mogiłami,

    Wilk oczyma nocą świeci,

    Burzanami koza dzika,

    Oczeretem lis pomyka.

    Pędzi tabun, gdy wilk wpadnie,

    We mgłach dyszą ciche jary

    I mkną mary przez czahary,

    I krynica bije na dnie…

    A tu czesze stepem; borem,

    Z listem Kozak, gdzie pan każe;

    I czumackie ciągną maże

    Od Limanów w świat taborem;

    Po rozdrożach czort je wodzi

    I tumany nocne płodzi…

    Ponad Dnieprem, między jary,

    Zasiadł dumnie Kijów stary;

    Tam złocone monastery,

    A w nich czerńce staro-wiery;

    A gościńcem do Kijowa

    Płyną maże z miodem, z zbożem;

    A po Dnieprze, niby morzem,

    Z puszcz poleskich spławy drzewa.

    Rzeki ciągną się jarami,

    A nad nimi długie sioła;

    Na lewadach, za sadami,

    Bujny lud, jak w ulu pszczoła.

    Niby sosna, niby wiosna,

    Ukraińska krasawica;

    A mołojec każdy wojec,

    Raźny, harny, a od lica!

    W sercu śmiałym, w żyłach zdrowych

    Bije dotąd krew koszowych;

    A jak krew ich w żyłach bije,

    Tak ich pamięć w pieśni żyje;

    Jak stepami Dniepru szumy,

    Płyną siołem stare dumy…

    A po dworach pusta służba

    I koń czerkies, Kozak drużba;

    I poszyto, i obuto,

    Nie wymyślnie, ale suto!

    Tu języka Lach nie zbłaźni,

    Jak przed wiekiem nieodrodny;

    Stały w gniewie i w przyjaźni,

    I zuchały, i dorodny;

    Nie zwykł w księgach łamać głowy,

    Ale z serca idą mowy,

    Chwat po prostu! lubi konie,

    Węgrzyn stary, krymskie burki,

    Charty, łowy, jasne bronie

    I bekieszki, i lisiurki.

    W męskim ciele serce prawe,

    W prostej głowie rozum zdrowy;

    A za dobrą jaką sprawę

    Zawsze życie dać gotowy.

    Bo tak ojciec i dziad czynił,

    Więc i syn, i wnuk się kusi:

    Niechaj padnie, co paść musi,

    Byle człek się nie obwinił…

    Jasne słońce nad Podolem!

    Po parowach kraj się zboczył;

    Wielkim łukiem czy półkolem

    Dniestr ku morzu się zatoczył…

    Jarem, jarem za towarem;

    Obłogami za wołami,

    Manowcami za owcami –

    Pobereżem na Podole,

    A w Podolu jak w stodole!

    Jak zaległy ziemie boże,

    Przebież kraje, przerzuć mole,

    Zjedź świat cały, przepłyń morze,

    Nie ma kraju nad Podole!

    Jak zasięgnie tylko oko

    I daleko, i szeroko,

    Świat kłosami tylko płynie

    I w obszarach oko ginie…

    Tu kraj cały jednym łanem

    I nadany wszelkim płodem;

    Płynie mlekiem, płynie miodem;

    A lud cały wielkim panem!

    Ziemie czarme, niepochybne,

    Pasze żyzne, wody rybne,

    Mało wprawdzie trochę lasa,

    Ale za to chleb do pasa!

    Z rolą człek się tam nie kłopi,

    Słomę pali, nawóz topi

    I co zmoże, w skład wyorze,

    A jak umie, Boga chwali!

    Kilkoletnie sterty, brogi

    W toku z laty poczerniałe,

    Jak miasteczka stoją małe,

    Niestrzeżone, na obszarze –

    I na polu skot w koszarze,

    Co zabiela dniem rozłogi.

    A skot bywa szerści siwéj,

    A koń bywa gęstej grzywy,

    Nóg żelaznych, twardej skóry,

    Bez narowu, lecz ponury.

    Za okopem lub za płatem

    Wsie zamknięte kołowrotem;

    A choć rzadkie, duże, syte,

    Chaty czysto wymuskane,

    Strzechy grubo, równo szyte,

    Drogi rowem okopane.

    Kiedy spuścisz się ku wodzie,

    Tyś zajechał niby w góry:

    Skała żebrem wzrok ubodzie,

    Brzegowiska istne mury;

    Po nich pnie się zarośl młoda,

    Z nich urwisko skał opadło,

    Na łotokach szumi wada,

    A staw czysty jak zwierzciadło!

    Lecz gdy wymkniesz się z parowu,

    Skały znikną, szum nastanie,

    Jakbyś był na stepie znowu,

    Równo, cicho znów na łanie…

    Cicha – jednak niby ludno:

    Wszędy zboża, wszędy krzyże,

    Konik polny piosnkę strzyże,

    O mogiłę też nie trudno…

    Kłosy płyną w lekkiej fali,

    A gdzieś widne w sinej dali

    Brzozy smutne i powiewne,

    I dąbrowy starodrzewne…

    A i ludu wdzięczne lica,

    Boć to czysto, biało odzian,

    Jak dąb młody rzeski młodzian,

    A dzieweczka – jak pszenica!

    W chacie też to człeka radzi

    Bogiem, chlebem witać w progu;

    I Bóg gościa spać prowadzi,

    I na drogę zlecą Bogu.

    Stary zwyczaj – dobre plemie –

    Człek po Bogu – chleb po ziemie –

    Wszystko zgodne – wszystko w cale –

    Lecz i tutaj „nie bez ale!”

    Bo śród bożej tej krainy,

    W tło narodu ćma się wprzęgła,

    Co z klęsk kraju się wylęgła –

    Czeladź podła, wszemu krzywa;

    Która wierzchem ludu pływa,

    Jak nieczyste szumowiny!

    Daj ją katu, gospodyniu,

    I to zboże czyść z kąkolu!

    Gorszy niż pan na Wołyniu

    Jest półpanek na Podolu!

    Wzrośli oni w ziemi naszéj

    I rozbojem, i kradzieżą

    Za plecyma naprzód Baszy –

    A dźwignąwszy się łupieżą,

    Z padstarościch na dziedzica,

    By tumanem świat złudzili,

    W carskie grafy się poszyli –

    Resztę dała Targowica…

    Że ich państwo nowej daty,

    Więc co swoje, to im wadzi:

    I pod lada stare graty

    Podszyć by się chętnie radzi!

    A więc świecą blichtrem, szumem,

    Drżą przed ludem i rozumem,

    I przed Bogiem, i przed Wiarą,

    Przed przyszłością i przed karą.

    I na ich to kiedyś głowę

    Spadną grzechy zaborowe!

    Chroń się, bracie, ich widoku,

    Bo niemiło cię poruszy.

    Co u ciebie w sercu, w oku,

    Nie postało to w ich duszy!

    Lecz raz jeszcze potocz okiem,

    Po tych łąkach, po tych łanach

    I po stawie, po szerokim,

    I po złotych tych basztanach;

    A wypiwszy strzemiennego,

    Starym miodem lub wiszniakiem

    Z rąk człowieka poczciwego,

    Jedź na zachód bitym szlakiem,

    Bo od tych to niw, kurhanu

    Aż do Bugu, aż do Sanu,

    Leży, czarno wyorana,

    Ruś czerwona, Ruś hreczana!

    A od ruskich rzek wybrzeży,

    Aż po Tatrów pierś jałową,

    Po dziedzinę krakusową,

    Tam po Odrę, po Żuławy,

    Stara ziemia Piasta leży;

    I lud gnieździ starej sławy,

    A w pośrodku Wisła bieży!

    Na południu w jasne chmury

    Wystrzeliły sine góry!

    Za górami, za lasami

    Poszedł Beskid granicami!

    Wziął się, kędy Wisły źródła,

    A zaginął ,;w Czarnym Lesie”,

    Kędy zwierz się w gawrach kudła,

    A ku równiom Świeca rwie się.

    Tam to szumią górskie wody,

    Wierzchem ćmią się jaworzyny

    I woń ronią połoniny,

    I jelenie wieją chłody!

    A Beskidem płyną chmury

    W czarne lasy, w silne góry…

    Z Bogiem, ludu, z Bogiem, w Bogu

    Od tych źródeł do Rozrogu!

    Boć ci dobrze w twoich górach,

    Na tym owsie i żętycy!

    Orły twoje współdziedzicy

    I swobodny ów świat w chmurach.

    Jak potopu świata fale

    Zamrożone w swoim biegu,

    Stoją nagie Tatry w śniegu,

    By graniczny słup zuchwale!

    Biodra Tatrów las osłania,

    Ponad nimi stoi chmura,

    A po halach wiatr przegania

    Uronione orle pióra.

    Świat ta chłodny – a Łomnica

    Świeci polskiej ziemi do dnia

    Nad Tatrami, jak pochodnia,

    A na pełni, jak gromnica…

    Każda skała z Tobą gada;

    Wiatr, co w równiach ledwo wieje,

    Z nóg tam garnie – deszcz, co pada,

    To już w turniach śniegiem sieje.

    A powyżej, wyżej jeszcze,

    Pływa sobie orle wieszcze.

    Gdy wyleci i zawiśnie

    Na błękicie bez obłoku

    I dokoła okiem błyśnie:

    Widne stamtąd jego oku

    Okolicznych wieżyc dachy,

    Polskie puszcze i ziemice,

    Krakowskiego zamku gmachy

    I węgierskich gór winnice…

    Czeladź górska też nie podła;

    Lud wysmukły niby jodła,

    Niby górski potok szybki,

    Jak ptak lekki, jak pręt gibki,

    Wiecznie niby młody młodzian!

    Strój ma krótko ukasany,

    Topor jasno nabijany,

    A sam wszystek wełną odzian.

    Czysty, ludzki, szczeromowny,

    Strojny, dbały i budowny,

    Zna się dobrze i na ziołach,

    I na gwiazdach, na pogodzie,

    Śmiały w skałach i na wodzie,

    A radniejszy niż lud w dołach.

    Ziemia jego mało rodzi,

    Więc też luźno człek nie chodzi;

    Gdy opędzi zimę snopkiem,

    Idzie w równie za zarobkiem.

    Do topora lud to sprawny,

    A do kosy jaki sławny!

    Jaki wesół i ochoczy,

    Gdy na kośbę w równie rusza!

    Jak przyśpiewa i wyskoczy,

    Jaka to tam w tańcu dusza!

    Na świętego; na Wojciecha,

    U nas w polu już pociecha;

    Ale w górach ledwo taje

    I zaledwo jar nastaje.

    A na świątki, na Zielone,

    Szumią majem świeże lasy,

    Owce w góry wypędzone,

    W halach schodzą się juhasy –

    Stary baca rej im wodzi,

    Pies liptowski strzeże owiec,

    A przez lato juhas zbrodzi

    Każdy potok i manowiec.

    W góry! w góry, miły bracie!

    Tam swoboda czeka na cię.

    Na szałase do pasterzy,

    Gdzie ze źródła woda bieży,

    Gdzie się serce z sercem mierzy

    I w swobodę człowiek wierzy!

    Tutaj silniej świat oddycha,

    Tu się szczerzej człek uśmiecha,

    Gdy się wiosną śmieją góry.

    A gdy ponad turnie czasem,

    Przegrzmi latem nagła burza,

    To zieleńsze potem wzgórza,

    Popod hale, ponad lasem,

    Świeższe, żywsze, barwy, wonie

    I powietrze bywa lżejsze,

    Ach, i bole serca mniejsze!

    Czystsze czucia w lżejszym łonie…

    Trawnik błyszczy w świeższych rosach,

    A olbrzymie półobręcze,

    Rajskie wstęgi, jasne tęcze

    Pną się łukiem po niebiosach!

    O, te skarby, te obrazy

    I natury, i swobody:

    Chwytaj, pókiś jeszcze młody,

    Póki w sercu jeszcze rano!

    Bo nie wrócą ci dwa razy,

    A schwycone pozostaną…

    Nie wyrywaj się z gościny,

    Gdy cię losy tam zawiodą.

    A z powrotem puść się wodą,

    Na Dunajcu przez Pieniny,

    W równie – w równie, gdzie ci tworzyć,

    Gdzie ci działać, bez wahania

    I w potrzebie żywot złożyć

    W dobrej sprawie z przekonania!

    Bo od gór tych aż po morza

    Legła ziemia sławna z zboża,

    Z wiary, z męstwa, z gościnności

    I z nieładu, i z wolności!.

    Wielka krzywdą i cierpieniem,

    Święta krwi tej poświęceniem!

    Bóg, choć dojmie, błogosławi

    I dał szczodrą ręką z nieba

    Narodowi, co mu trzeba,

    Jako ojciec – Staszic prawi:

    „Dał mu chleba i stal twardą,

    Złota, srebra, jedno w miarę!”

    Serce czułe – duszę hardą –

    Miękką wolę – silną wiarę –

    Kraj otwarty – miłość kraju –

    Złych sąsiadów – ramie silne –

    Mądrość złożył w obyczaju

    I dał czucie nieomylne!

    Toteż ludzie tam najszczersi!

    Tam to polski świat ochoczy,

    Serce chłopcom ledwo z piersi,

    A krew z lica nie wyskoczy.

    Tam to dziewcząt śliczne oczy!

    Do taneczka tylko śpiewki,

    Stare baby wygadane,

    A wesołe i rumiane

    U matusi rosną dziewki.

    Kędy wzgórek, to i dworek,

    Kędy wioska, tam i woda,

    Kowal pijak i gospoda –

    A nad wioską i nad borem,

    Nad sadami i nad dworem,

    Jasną blachą pobijany

    Świeci kościół murowany.

    Stare drzewa wieży bronią

    I na Anioł Pański dzwonią;

    A gołębie krążą stadem

    Nad plebanią i nad sadem…

    Dwór pod lipą stoi biały,

    Pod piastowym dębem chata,

    Nad nią bocian gniazda splata,

    A w niej żyje lud zuchwały.

    Po nim gęsta bywa blizna,

    Bo po ojcu broń puścizna:

    Kord we dworze wisi stary,

    W chacie stoi kosa stara,

    A lud jednej krwi a wiary,

    A krew polska i ta wiara!

    Po kościołach chwała boska,

    Na odpusty naród płynie

    I cudowna Częstochowska,

    Jak szeroka Polska, słynie!

    Rej na godach drużba wiedzie,

    A z weselem kulik jedzie!

    Tam to druhny, śpiew miluchny

    I gospodarz gościom rady;

    Tam to tany a biesiady!

    A gosposie takie wdzięczne,

    Takie lube i urocze

    I w przyjęciu takie zręczne,

    Iż gdy która cię powita,

    Z mazowiecka zaszczebiocze

    I ogości, i opyta:

    To aż serce żałość chwyta. –

    Taka to tam szczera mowa,

    Tak serdeczne, proste słowa!

    Póki zgodnie, póty zgodnie,

    To i miło, i swobodnie!

    Lecz gdy obcy w bójkę wda się,

    Gdzie rzempolą raźno grajki;

    Nie policzy kółek w pasie,

    Gdy go wezmą na kiłajki!

    Tam nie żarty, bójka sroga;

    Pod razami trzeszczą kości,

    A kosterę wiedzie droga

    Suchym lasem do wieczności!

    Bo to lud, co krew ma w żyłach,

    A krew pono nie jest lodem!

    Lud to z Pana Boga rodem,

    Toteż czuje się na siłach.

    Więc do czego się sposobi,

    To nie idzie mu już żmudnie

    I co robi, to już robi

    Z całej duszy nie obłudnie!

    Gdy pracuje – to już szczerze,

    Kiedy sądzi – to z powagą,

    Gdy się modli – w dobrej wierze,

    A gdy mówi – to rzecz nagą!

    Kiedy kocha – to serdecznie!

    Lecz nie bardzo tam bezpiecznie,

    Gdzie na wroga godzi składnie:

    Bo się bije rad gromadnie –

    I co pocznie za gromadą

    I za wspólną ludzką radą,

    Toteż idzie mu i składnie.

    Więc czy w drodze, czy to w rynkach,

    Czy na polu, czy w kościele,

    Na dograbkach, na obżynkach,

    Wszędzie razem ludu wiele.

    Przy zabawie czy przy pracy,

    Wszędzie razem, pieśnią, mową,

    Wszędzie jedni i jednacy

    Czy do pitki, czy do bitki,

    Czy do szklanki, czy do tanki,

    Czy to przyjdzie do piosenki,

    Czy dołożyć przyjdzie ręki,

    Czy nałożyć przyjdzie głową!

    A przy szklance, pogadance,

    Jeśli wspomnisz mu o żonie,

    O domowym jego progu I ojczystym tym zagonie,

    I o dziatwie, i o Bogu:

    Toś mu zabrał duszę całą!

    To i we łzach się rozpłynie,

    I przebaczy lub pominie

    Krzywdę wielką, jak rzecz małą.

    Choć to swoje, człek się kusi

    I pochwalić, co się godzi:

    Niezła ziemia to być musi,

    Kiedy takie ludzie rodzi!

    Częste, gęste piaski, laski,

    Lecz głód rzadki, Bogu dzięki!

    Gdy się naród rzuci rojem

    I dołoży silnej ręki,

    To nie darmo się i znoim:

    Gumna, stogi się postroją

    I jest dosyć w potrzeb swoją,

    I świat karmim chlebem swoim.

    Głośno słyną te pszenice

    I za morzem ziemie maskie:

    Sandomierskie i kujawskie,

    I proszowskie okolice!

    Choć im jedna świeci zorza,

    Jednak różne znajdziesz kraje;

    Lecz po dworach, aż po morza,

    Wszędzie jedne obyczaje:

    W stajni konik domorosły,

    W domu ściana modrzewiowa,

    Umysł hojny i wyniosły,

    A cnota domowa!

    Przy dziedzińcu dom chędogi,

    Półtoraczne ławy w ganku,

    Sień obszerna, a przy wianku

    Wiszą strzelby, smycze, rogi,

    Kordy, rzędy, drożne burki

    I wyprawne pękiem skórki,

    Drzwi na oścież – a w pokoju

    Stół dębowy, woskowany,

    Pod nim niedźwiedź rozesłany,

    Dzban cynowy do napoju,

    A na ścianach antenaty,

    A na półkach śrebrne blaty.

    Jak dzień boży, szum na sali,

    A z tej sali coraz daléj

    W lewo, w prawo, jasne, ciemne,

    Opuszczone i przyjemne,

    Jawne, strojne i ukryte,

    I bielone, i obite,

    Zakomórki i kąciki,

    I pokoje, pokoiki,

    I sioneczki, narożniki!

    To dla pana, dla jejmości,

    To dla panien, to dla gości,

    Dla paniczów, pokojowych,

    To dla panien respektowych.

    Co tam schowka, co tam sprzętów,

    Dworskiej służby, rezydentów!

    A dopieroż spojrzeć wkoło,

    Po układzie tym pokojem,

    Jak tam dziwnie i wesoło,

    Jak tam każde swoim strojem

    W swym gniazdeczku się sadowi,

    Ktoż sto wszystko wam opowie?! –

    Wielkie domy za granicą;

    A w nich ciasno, choć nie ludno.

    U nas mury się nie świécą,

    A o kącik nie tak trudno.

    Ledwo człek by czasem wierzył,

    Dom niewielki – wtem gość wchodzi:

    Ot i domek się rozszerzył

    I wnet miejsce gdzieś się rodzi.

    Przybył drugi i dziesiąty

    I nie ciasno jest nikomu:

    Wyprzątnięto wszystkie kąty,

    Coraz szerzej w małym domu;

    Zda się, że pan domu sobie

    Ścian i miejsca gdzieś przysporzył,

    A on tylko w domu tobie

    Drzwi i serce swe otworzył.

    I ta strzecha, choć uboga,

    Chociaż niska, przecież bliska,

    Dla obcego i dla swego

    I od Boga aż do wroga

    Jest tu miejsce dla każdego.

    A dopieroż to przyjęcie,

    Jakie bywa w polskim domu!

    Jak tam każdy goszczom święcie!

    Jak nie braknie nic nikomu!

    W dzień wesoło, w noc rzęsisto,

    Biała, gładko, potoczysto.

    Czeladź syta i okryta,

    Wszystko w czasie urządzone,

    Przymoszczone, osłodzone,

    Indyk kruchy, kapłon tłusty,

    A do tego dzban nie pusty.

    Jest czym serce rozweselić,

    Jest się wszystkim czym obdzielić.

    Choć przyjęcie najłaskawsze,

    Jest mis parę, parę dzbanów,

    Zostawianych jeszcze zawsze

    Dla „Zagórskich Panów!”

    Lecz gdy rzucisz stoły hojne

    I pominiesz dworską bramę,

    Ściany jakby nie te same,

    Znowu ciche i spokojne…

    Przed świętymi lampa płonie,

    Na kominku ogień strzela,

    A tym światłem czasem spłonie

    Ponad łożem karabela…

    Gdy za wcześnie do spoczynku,

    A Bóg nie dał w dom sąsiada,

    Osiwiała para siada

    Do mariasza przy kominku:

    I jegomość kartę łaje,

    A z czterdziestu jejmość zdaje…

    Wszystko cicho – nic nie szaśnie,

    Czasem tylko warta wrzaśnie

    Albo kotki załopocą

    Lub panienki zachichocą…

    Bo i coż to tam za żywość

    Młodych Polek i uroda!

    Tam wstyd szczery, tam poczciwość,

    Tam po Bogu dusza młoda!

    Boć ta w Cnocie i w szczerocie

    W wiejskim domku uchowane,

    Wypieszczone, umuskane;

    Niby dumne i dostojne,

    A potulne, jak trusiątka!

    Niby dworne, a pokorne,

    Jakieś takie bogobojne

    Jakby jakie niebożątka!

    Myśl ich cicho w życiu świeci,

    Pełne życia, jak nadzieje;

    Lubią pieśni, tańce, dzieci,

    Wiosnę, kwiaty, stare dzieje…

    Gdy wesołe, istne trzpiotki

    I wiewiórki, i szczebiotki!

    Lecz gdy w smutku myśl zagrzebie,

    Wówczas Polka taka rzewna:

    Iż uwierzysz, że jej krewna

    Najsmutniejsza z gwiazd na niebie!

    Choć człek duszy jej nie zbadał,

    Wkoło serca tak tam prawo,

    Tak rozkosznie i tak łzawo,

    Jakbyś grzechy wyspowiadał.

    A gdy uśmiech łzę pokryje

    I dla ciebie serce bije:

    To cię dojmie tak do żywa,

    Iż to cudne, cudne dziwa,

    Że się serce nie rozpłynie,

    Że od szczęścia człek nie zginie!

    Zda się, że to żyjesz społem

    Z rajskim dzieckiem czy z aniołem.

    Lecz to szczęście, nie tak tanie,

    Przeboleje dusza młoda;

    Jednak lat i łez nie szkoda,

    Boć raz w życiu to kochanie,

    A jak ci się która poda

    Z całej duszy i statecznie,

    To już twoją będzie wiecznie

    I w ład pójdzie ci z nią życie,

    Bo twej duszy nie wyziębi:

    Ona sercem pojmie skrycie,

    Co myśl wieku dźwiga z głębi,

    Co się w czasie zrywa, waży,

    To w rumieńcu na jej twarzy

    Jak w zwierciedle się odbije,

    Bo w tym łonie przyszłość żyje!

    A czy chcecie wiedzieć jaka? –

    Świetna! świetna, jak myśl ona,

    Którą natchnie Bóg i bitwa!

    Czysta, święta jak modlitwa

    Przed skonaniem odmówiona,

    A potężna jak lud kmiecy,

    Co ją dzwignie swymi plecy! –

    Wyleć, wyleć, orle młody!

    Ponad ziemię, ponad grady

    Z myślą, z pieśnią wyleć społem,

    Potocz młodą duszę kołem!

    Wyleć śmiało i wysoko,

    I odetchnij w świat szeroka!

    Obleć ziemię skrzydłem gońca,

    Opatrz wszystko okiem słońca!

    Bo tych twoich borów szumy

    I tych łanów złote kłosy,

    I tych ludów śpiewne dumy

    I wód fale, i niebiosy –

    Grają jedną pieśnią zgodną,

    Jak Bóg wielką i swobodną!

    Pieśnią, której nic nie stłumi!

    Temu tylko zrozumiałą,

    Kto zrósł z ziemią duszą całą,

    Kto za kraj ten zginąć umie…

    Gdyby wiarze pognębionej

    Traf szczęśliwy podał plecy,

    A tej szlachcie znarowionej

    Gdyby Bóg dał rozum kmiecy:

    Cóż za życie pełne cudu!

    Co za dola! co za zorza!

    Zeszłaby nam z tego morza

    I świeciłaby dla ludu!

    Bo i cóż to tam za dusza,

    Co tym ludem skrycie wzrusza!?

    I wybija w tych to pieniach,

    W hej dzielności na igrzysku;

    I w tych męskich uniesieniach

    Na pobojowisku! –

    O, z tym ludem, ojców Boże!

    Nim w spoczynku głowę złożę,

    Dozwól jeszcze siać i zbierać!

    Lub, gdy nie dasz przy nim pożyć,

    Dozwól przy nim choć umierać

    I strudzone kości złożyć..

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Pan Senator dzisiaj zaczął z ciężkiej artylerii, no no. A ja zaczynam kolejny roboczy tydzień…

  25. Tetryk56 pisze:

    Witam!
    A nie lepiej to było zapodać jako nowy wątek?

  26. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry 🙂 I dlaczego mi się przypomniało owo powiedzenie :” a tego rżnijcie powolutku, bo był dobry panoczek”?

  27. Alla pisze:

    Dzień dobry.. Trzeci raz podchodzę się przywitać i ciągle coś tam.. Niestety, ale Pana senatorską lekturę do końca przeczytam w chwili wolniejszej 🙂
    Czasem poniedziałki bywają mocno rozbiegane..
    Samopoczucia dobrego Wszystkim życzę 🙂

  28. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Na szczęście, żem pieśń ową już raz kiedyś czytał, więc drugi raz już nie musiałem :)Opowiadanie świetne i bardzo plastyczne, dam je swojej babie do przetłumaczenia, ona jest zapalony wędkarz to mi wyjaśni z czym to się je 🙂

  29. Jasmine pisze:

    Dzień dobry, ciepły i słoneczny. 🙂

    Się Senatorowi błysło, że aż. 😆 Congratulations

      • Max pisze:

        Witam Wszystkich :-)) Pięknie Senatorze opisałeś :Łotwę,Litwę,Zmudż,Polesie,Wołyń,Ruś,Ukrainę,Podole,Tatry i Podhale,Mazowsze,oraz inne ziemie „Piastów” i tak sobie myślę,co stało się z plemionami słowiańskimi za Odrą,że utraciły kontakt ze wschodnimi współplemieńcami.Miałem okazję zwiedzić dokładnie byłe NRD,od Plauen,po Rostock i nie mogłem się nadziwić ile znalazłem śladów słowiańszczyzny ! Ale o tych Słowianach,nie Amazed piszą poeci,a może piszą ??

        • Wiedźma pisze:

          Poeci chyba nie piszą…. a nasi historycy wyraźnie oddzielają Łużyczan, Ranów i Słowian połabskich od Słowian ” polskich”, słusznie zresztą, bo różnie się to układało… raz szli z nami na Germanów, a innym razem wprost przeciwnie. Jedem Jaksa z Kopanicy jest dobrze znany, nawet własny pieniądz bił… a potem Berlin za jego ziemiach zbudowali ….

  30. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Zgłaszam się, żeby kto nie myślał, że mnie szpargały, choćby i cyfrowe, przywaliły. Za tą dobrą wiadomością idzie już nie tak dobra – do planowej roboty doszła dzisiaj i nieplanowa, więc z wieczoru na Wyspie nici 🙁 Do jutra i życzę snów słowiańskich.

    PS. Co do terenów byłego NRD, to była taka podróż, kiedy w celu zajechania do jednych znajomych zjechaliśmy z autostrady niedaleko polskiej granicy, ale jeszcze po niemieckiej stronie, jak się okazało, na Łużycach, bo tabliczki z nazwami miejscowości i ulic w tych miejscowościach były dwujęzyczne właśnie, po niemiecku i łużycku. Podobnie jak na Kaszubach są po polsku i kaszubsku. A że łużycki to język zachodniosłowiański, to i PS na temat.

  31. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Czy wiecie, że wczoraj ponoć był Dzień Misia?
    Misio
    Miśku, stawiasz!

    • Incitatus pisze:

      Czwarta para nóg pod stołem – od lewej licząc – to Miśka!:) )))

    • Jasmine pisze:

      Przegapiłam. Oh-Nie! Niniejszym zatem uściskowuję mocno naszego Kochanego Miśka Misio , jako, że On pancerny, ryzykuję nabycie siniaków. 🙂 Wszystkiego NAJlepszego Miśku. 🙂 Valentine-Kiss Cheers

  32. Alla pisze:

    😀 Dobranoc.. Misio
    PS Ufff co za dzień 🙁

  33. Wiedźma pisze:

    Miśka ściskam w pół, :Happy-Birthday2: choć, jak wszyscy, z opóźnieniem 🙂

Skomentuj Quackie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)