« Wyrok major Delfickiej cd. Miś & Harpie »

Majeczka w USA cz.9

Niedziela. Na wycieczkę zabrałyśmy ze sobą moje szczęście ślubne. W Chicago Botanic Garden mój małżonek jeszcze nie był. Jak się kilka razy wybierałam tam ze swoją mamą, zawsze nam mówił, że nie jest ciekawy badyli. Tym razem jednak się wybrał.

Chicago Botanic Garden jest ogromny. Z tego co wiem, położony jest na 156 hektarach. Można sobie wyobrazić ile czasu potrzeba, żeby to wszystko obejść. Poza tym na jego terenie jest wiele małych jeziorek połączonych śluzami i przesmykami. Różnorodne mostki ułatwiają zwiedzanie. Oczywiście, dla kogoś, kto nie lubi badyli, nie będzie to interesująca wycieczka…

Już na wstępie przywitały nas kwiaty wiszące nad głowami. Ogromna sadzawka z fontanną i piękne klomby dopełniły widoku. Poszliśmy do ogrodu warzywnego. Dla Amerykanów, to pewnego rodzaju egzotyka, dla nas normalne. W tej części ogrodu rosły normalne warzywa. Kapusta, marchewka, pietruszka i wiele innych. Nie wiem czym tu się zachwycać. To samo sad z jabłoniami, gruszami, czy śliwami. Kiedyś takie drzewa umiałam rozpoznać po samym kształcie drzewa, zimą. Teraz już trochę zapomniałam i zaczęło mi się mylić. Po prostu – brak treningu…

W tej części nie robiłam zdjęć, bo nie wydawały mi się ciekawe. Chociaż odmiana mięty cytrynowej mogła stanowić pewnego rodzaju atrakcję…

Poszliśmy dalej w stronę jednej z sadzawek. Była tam hodowla lilii wodnych. Musiało im się coś w te lilie wplątać, jakieś szkodniki, czy choróbska, bo całe były w czarnych kropkach. Trochę to psuło widok. Na brzegach rosły piękne kwiaty.

Idąc parkiem spotkaliśmy kilka łabędzi odpoczywających na brzegu. Zaciekawił mnie też ptaszek. Nie udało się zrobić mu dobrego zdjęcia, bo nawiewał za szybko. A przecież nie chcieliśmy go zjeść. Kto by wcinał ptaszka niewiele większego od wróbla…

Wędrując po parku trafiliśmy na budynek z The Green Roof, czyli różnego rodzaju „zielone dachy”.  Z instrukcją jak urządzać jakie dachy. Między innymi było zdjęcie tych kóz na dachu. Bardzo mi się to spodobało.

Idąc dalej doszliśmy do małych wysepek z bonsai. Majeczka nawet nie wiedziała, że te bonsai mogą być takie duże. Do tej pory wydawało jej się, że to tylko miniaturki.

W obrębie ogrodów japońskich są też piękne kaskady. Można wejść na samą górę po wygodnych kamiennych schodach. Jest tego ze trzy piętra. Na samej górze jest źródełko i mały staw.

Mnie najbardziej podobała się palmiarnia. I tam właśnie pociągnęłam całe towarzystwo. Tego się nie da opisać słowami. Pamiętam, że na wiosnę kwitną tam banany i tworzą się zalążki owoców. I te kwiaty… Normalna orgia kolorów, kształtów i zapachów. Kolorowy zawrót głowy…

Też nie jestem w stanie pokazać wszystkiego. Coś pięknego…

Przy palmiarni trafiliśmy na pokaz miniaturek bonsai. Wkurzyłam się, bo ciągle ktoś mi właził w kadr. Z tej złości weszłyśmy w drzwi pawilonu… i oniemiałyśmy…

Trafiłyśmy na wystawę dalii. Nawet nie wiedziałam, że jest ich aż tyle różnych gatunków. Od malutkich, które wyglądają jak sztuczne, po olbrzymy wielkości ludzkiej głowy… I te kolory…

Małżonek zaczął nam jęczeć, że chce do domu, bo jest głodny. A przecież nie obeszliśmy nawet połowy ogrodu. Zmusiłyśmy go, żeby poszedł z nami do rosarium. Całe morze róż…

Nie muszę chyba mówić jaki się tam unosił zapach. Oprócz róż, na obrzeżach pięły się inne kwiaty. Też cudne…

Już mieliśmy wychodzić, kiedy trafiliśmy na kolejną sadzawkę z liliami i innymi roślinami wodnymi. Nie można się było przy tym nie zatrzymać…

Ostatnie zdjęcie, to duch natury. Ktoś mi powiedział, że wygląda jak nasz Chopin. Może…

Małżonek nie wytrzymał i powiedział, że czeka na nas w samochodzie. Na parkingu. Nie miał już cierpliwości czekać, aż skończymy robić zdjęcia. Może bał się, że znowu coś ciekawego zobaczymy i nie tak szybko dojdziemy do parkingu? Obiecałam sobie jedno. Nigdy więcej nie zabiorę swojego szczęścia ślubnego na oglądanie „badylków”. Na wszystkie inne wycieczki się nadaje znakomicie, ale nie na takie…

Mogę jedynie dodać, że w tej części wykorzystałam tylko swoje zdjęcia. I tak było ich za dużo…

135 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Nie wiem, czy panom się ten odcinek będzie podobał, bo prawdopodobnie nie wszyscy lubią „badylki”… Ale na wycieczkę do Chicago Botanic Garden zapraszam wszystkich Happy-Grin

  2. Wiedźma pisze:

    Fascynujące te badylki ! 🙂 a duch natury nieco podobny do Chopina z Łazienek:)

    • Wiedźma pisze:

      Dalie mnie…. oszołomiły. Wiedziałam, że jest ich mnóstwo w różnych odmianach i kolorach, ale że aż tak ? I-see-stars

      • miral59 pisze:

        To sobie wyobraź nasz szok, kiedy tam weszłyśmy. I oczywiście jak przeczytałam, że to wystawa dalii. Ciężko było wyjść stamtąd. I chyba trudno się dziwić. Daze

    • misiekpancerny pisze:

      Nie widzę podobieństwa, no chyba, że z profilu, ja się na badylkach nie znam i nie odróżniam róży od tulipana, mimo ,że jakieś 100 lat temu miałem sieć kwiaciarni, co z tego skoro kwiaty widziałem w kartonach, pakowanych w Holandii 🙂

  3. Quackie pisze:

    Ha, cudne miejsce. Przede wszystkim ze względu na przestrzeń, ale szczegóły uwiecznione na fotach też godne uwagi. Przypomina mi wiele miejsc, które odwiedziłem w DC, ale tutaj są zebrane w jednym, więc jakaż oszczędność na czasie! Małżonka jestem w stanie zrozumieć, umiarkowanie lubię „badyle”, ale tu jest jeszcze fauna, można podziwiać oprócz zieleni fontanny i dachy, więc… A ja i tak najwięcej fotek mam z Air and Space Museum, obu oddziałów, i tego w DC, i tego w Wirginii 🙂

  4. Wiedźma pisze:

    Dość niedaleko mam ogród w Przelewicach… to trochę jak miniatura tego, co pokazałaś…Zaglądamy tam, bo o każdej porze roku jest inaczej. Niesamowite są tam azalie i rododendrony, japoński ogród tez jest. 🙂

    • miral59 pisze:

      To tak jak my jeździmy do Matthiessen. W zależności od pory roku inaczej ten kanion wygląda. Nie byliśmy tam tylko zimą, ale w tym roku zamierzamy to nadrobić. 🙂

      • misiekpancerny pisze:

        Ja kocham drzewa, sosny masztowe w Wisełce i dęby w Rogalinie, platany w Szczecinie i Koźminku i park w Kurniku, ale na badylkach się nie znam 🙂

        • miral59 pisze:

          Prawdę powiedziawszy, ja też się nie znam na badylkach. Nie wiem jak się który nazywa. Nie przeszkadza mi to w podziwianiu 🙂

        • Bożena pisze:

          W Kórniku najpiękniej jest wiosną, gdy kwitną magnolie. 🙂
          Przepraszam Miśku, ale to jest Kórnik a nie Kurnik. Nazwa pochodzi od kory a nie od kur.

          • Bożena pisze:

            Oglądając fotki z palmiarni, stwierdziłam, że takie miejsca są chyba wszędzie podobne. Poznańska palmiarnia jest uderzająco podobna do tej na zdjęciach. Takie same palmy kaktusy i inne rośliny, nawet ścieżki podobne.

          • misiekpancerny pisze:

            Touche :)Strzeliłem byka na szybkości 🙂 Dzień dobry 🙂

            • Bożena pisze:

              Nie szkodzi. Zwróciłam na to uwagę, bo wiele osób się myli. Ktoś mi kiedyś nawet zarzucił, że ja zrobiłam byka. 🙂

              • misiekpancerny pisze:

                Podobnie jak z Gomułką i Macierewiczem, wszyscy uparcie piszą Gomółka i Maciarewicz, może to wina poprawiacza błędów na Foxie, kiedy coś podkreśla na czerwono, to ja z automatu i bez zastanowienia poprawiam i czasem wychodzą babole 🙂

  5. miral59 pisze:

    Ja też jestem w stanie zrozumieć swego małżonka i stąd moja obietnica, że więcej nie zabiorę go na te „badylki”. Jak mi się wszystko ułoży tak jak planuję, to może też się wybiorę trochę dalej niż do sąsiednich stanów. I może też zahaczę o DC. Jeszcze tam nigdy nie byłam…

  6. miral59 pisze:

    Muszę się już zbierać na tą świąteczną imprezę. Jak synek wróci z pracy, to musimy być gotowi do wyjścia. Kiedy wrócę, nie wiem. Ale pewnie późniejszym wieczorem. Także do „poczytania”. Miłego wieczoru Wam życzę Cheers Bye

  7. Jasmine pisze:

    Przepiękne.:))
    Szkoda, że wyprawa Majeczki dobiega końca. Chciałabym jeszcze i jeszcze, i jeszcze…:)

    Gdy byłam dzieckiem tata wołał na mnie Jolek. Miał już córeczkę a ja byłam małym łobuziakiem. Takim co to od lalek woli samochody, na wiejskim odpuście zamiast pierścionków, które kupowała siostra, wolałam pistolety i wyprawę na strzelnicę. Co mi zostało z tamtych lat? Niechęć do zakupów, gotowania i innych „babskich” zajęć. Ale badyle lubię od zawsze i tak już pewnie zostanie.:)

    • miral59 pisze:

      Czyli mamy wiele wspólnego 🙂 Może nie tyle wolałam pistolety, ale nie bawiłam się lalkami. Wolałam łazić po drzewach, czy grać w piłkę. Wszędzie mnie było pełno i rodzice mieli ze mną tak zwany „krzyż pański”. Zawsze mi powtarzali, że dziewczynce nie wypada robić takich rzeczy. Ale skoro miałam być chłopcem…

  8. Quackie pisze:

    Piękny ten Kofta i jakże a propos – a w ogóle nie wiedziałem, że za niecały tydzień, 28 listopada, przypada 70. rocznica urodzin pana Jonasza. Dobrze się stało, że przypomniałaś, Jasmine 🙂

    Dobranoc wszem i wobec!

    • Jasmine pisze:

      Bardzo lubię, bardzo, Quackie, nic dziwnego zatem, ze mi się skojarzyło.:) Znam na pamięć i czasem sobie śpiewam.:)
      Dobranoc Ci też.:)

    • Tetryk56 pisze:

      Stanowczo Mistrz ostatnio przepracowany! Thinking

      • Jasmine pisze:

        Kochając Mistrza cieszyć się powinniśmy, pamiętając o tym co by było gdyby zapracowany nie był.:)
        Ty przepracowany nie jesteś, to dlaczego tak rzadko odzywasz się na Wyspie?;)

        • Tetryk56 pisze:

          A z czego, miła, ten wniosek wyciągasz? Że padam później niż Mistrz?

          • Jasmine pisze:

            Tylko i wyłącznie z tego, Przyjacielu, że zbyt rzadko na Wyspie mam przyjemność Cię czytać.:):*

            PS: Też zapracowany jesteś i nie zrozumiałam. Przepraszam.:(

          • misiekpancerny pisze:

            Overjoy

            • Jasmine pisze:

              Czego się szczerzy mój ulubiony Misiek?:)

            • misiekpancerny pisze:

              Ja się w pracy obijam po 16 godzin na dobę, ale mam ten komfort, że nie jestem Mistrzem :)Naskrobałem też (z nudów oczywista) kolejny odcinek Harpii, po którym to Senator mnie odstrzeli, wiec już nie będę się musiał trudzić dalej 🙂 🙂

              • Jasmine pisze:

                Pondering Nie rozumiem. 🙁
                Muszę sięgnąć do historii. Słabo kontaktuję. Jak ustrzelił ❓ Ciągu dalszego nie będzie ❓
                Stanowczo protestuję ❗ Jak dla mnie to był tylko wstęp. Domagam się ciągu dalszego ❗
                Zapamiętaj sobie raz i na zawsze ❗ TEŻ jesteś MISTRZEM ❗
                I mnie nie denerwuj, bo jestem chora i potrzebuję spokoju.

                PS: Przeczytaj komentarz Mireczki pod swoim ostatnim tekstem (się podpisuję pod nim) i przestań pieprzyć głupoty. Please

                Vox populi vox Dei.

                PS2: Jak najszybciej masz opublikować to, co „naskrobałeś” ❗ Żadne wymówki pod uwagę brane nie będą.

                • misiekpancerny pisze:

                  Odstrzeli, czas przyszły niedokonany Jaśminko 🙂 Ciąg dalszy będzie, jeśli tylko ogarnę kryzys, który mnie dopadł, chodzi o firmę, mało mam casu, piszę nieregularnie i z doskoku, jak nocnomarkuję, to później padam na ryło i nie jestem mistrzem, Mistrz jest tylko jeden, ale dzięki za dobre słowo Serducho
                  Jeśli nikt nie zarezerwował soboty, to wezmę 🙂

                • Wiedźma pisze:

                  Proszęż ja Ciebie…. sobota to bardzo dobry dzień 🙂 już prawie jutro … Happy

                • Jasmine pisze:

                  Uff… Ulżyło ❗
                  O zarezerwowaniu Soboty nie było mowy, czekam więc na Miśka i Harpie, Mistrzu. Mistrzów, na szczęście, mamy na Wyspie kilku. Ty się do Nich zaliczasz. Nie zaprzeczaj, bo mnie znowu zdenerwujesz ❗ Serducho

  9. Jasmine pisze:

    Miśku, przeczytałam WSZYSTKIE komentarze pod Twoim ostatnim tekstem i… Jeśli to możliwe, nie rozumiem bardziej jeszcze. 🙁

  10. Wiedźma pisze:

    Hoho…. jak pięknie się nam zapowiada: Senatora ryb ciąg dalszy, Majeczka i niespodzianka Miry i Miś z Harpiami… Świetnie. Absolutnie nie wierzę, że to ostatni odcinek M&H; i że krwią zapachnie !

  11. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: ))) Happy-Grin

  12. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Niezwykły widok za oknem : słońce przebijające się przez gęstą mgłę…. sama świetlistość:)

  13. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Przepracowanie to za duże słowo, właściwym byłoby zapracowanie. Poza tym polega to na tym, że do zlecenia planowego, rozłożonego na codzienne części, dochodzą jeszcze czasem ponadplanowe, jak wczoraj. Aha, i co do Mistrzów, to jest ich na Wyspie więcej niż jeden, chciałem przypomnieć. I nie mam na myśli siebie w pluralis maiestaticus 😉

  14. Jasmine pisze:

    Dzień dobry. Hi

  15. Bożena pisze:

    O, jakie to stare, ale ładne. Tylko nie o takiego mistrza chyba chodzi?

  16. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Nenufary, kosaćce, róże i cudne dalie.. Ależ to raj dla moich myszek. I sarenek też 😀

  17. miral59 pisze:

    Witam wszystkich cieplutko Hi

  18. miral59 pisze:

    Trochę zmienię temat 🙂 Wczoraj wracając ze świątecznej imprezy (ok. 21) widzieliśmy ludzi stojących pod sklepami ROTFL
    Dziś u nas „czarny piątek”. Nie wiem, co ci ludzie mają w głowach 🙂 Stać pół nocy, żeby kupić za duże pieniądze całą masę rzeczy, których się nie potrzebuje Overjoy Nigdy nie byłam na takich zakupach, ale opowiadali mi o tym ci, którzy byli. Jak ze mnie wystarczy, że wiele lat temu musiałam wystawać w nocnych kolejkach po mięso i wędliny. Ale to był przymus. Teraz żadna siła mnie nie zaciągnie na całonocne sterczenie pod sklepem Happy-Grin

    • Bożena pisze:

      To były ciężkie czasy te kolejkowe. Tyle, że ja nigdy w nocy nie stałam. Kupowałam co dało się wystać w dzień i też głodni nie chodziliśmy.

      • miral59 pisze:

        Może w Was było lepsze zaopatrzenie, ale u mnie już rano haki w sklepie były puste i w dzień niczego byś nie wystała. Ktoś, kto pracował zatrudniał „staczy”, no i jeszcze były nielegalne uboje na wsiach, gdzie można było kupić mięsko. A także nielegalną wędlinę. I to też niektórych ratowało. Mimo wszystko wspominam te czasy z pewną nostalgią. Może dlatego, że byłam młoda i pełna zapału do życia…

        • Max pisze:

          Nie jestem obrońcą dawnego systemu,ale trzeba obiektywnie przyznać,że były różne okresy,a więc i takie,kiedy kolejek nie było.Niemcy wyłożyły olbrzymie pieniądze,aby zmienić powojenny porządek w Europie i przy pomocy Solidarności-to się udało.Prawda jest jak zawsze różna,ale kto miał pieniądze,to nie stał w kolejce i mógł kupić co dusza zapragnie.Nie należałem do uprzywilejowanych,wręcz przeciwnie,ale miałem oprócz lodówki-zamrażarkę i dawałem sobie radę.Dzisiaj,też mają kłopoty Ci,którzy nie mają „wypłaty”,a przecież trudno zaprzeczyć,że nie ma poprawy.Takie jest życie i oby nie byłó gorzej.Pozdrowionka Amazed

          • Wiedźma pisze:

            W kolejkach stałam i czytałam…. a zamrażarka była sprzętem podstawowym 🙂 wyobraźnia kulinarna mi sie rozwijała, gdy musiałąm jakoś zagospodarować zdobyczną, zamrożoną na kamień kurę ” mamuta”….

            • Wiedźma pisze:

              … i nie tęsknię w najmniejszym stopniu za tamtymi czasami, nawet, gdy w ” komercjuszu” mozna było kupić różne dobroci:(

              • Bożena pisze:

                Nie wiem jak było w innych regionach, ale w dzień też coś kupić mogłam. Może nie to co bym chciała, ale zawsze się coś znalazło.

            • misiekpancerny pisze:

              Ech, to były czasy 🙂 Pamiętacie jajka wapienne ? Znalazłem nawet stosowny przepis na takie jajka :
              Świeże jaja należy przechowywać w pomieszczeniach suchych, czystych, chłodnych, przewiewnych i wolnych od wszelkich za­pachów. Umieszcza się je w koszach lub czystych skrzynkach ze szparami, aby miało do nich dostęp powietrze. Do dłuższego przechowywania jaj stosowane są różne sposoby. Najbardziej rozpowszechnionym jest wapnowanie jaj. Wapno­wanie odbywa się przez zalewanie jaj roztworem wapiennym, który zawiera 16 kg palonego wapna, 2 kg soli na 1 m3 roztworu. Proces wapnowania polega na zasklepieniu porów skorupy jaja, co zapobiega uniemożliwieniu wnikania do wnętrza jaja bakterii. Czas przechowywania wapnowanych jaj dochodzi do 8 miesięcy. Jaja wapnowane zachowują wartość odżywczą, lecz tracą nieco na smaku.

              • misiekpancerny pisze:

                Tracą nieco na smaku 🙂 Niezły eufemizm, te jajka śmierdziały jak zbuki i smakowały jak zbuki, 100-dniowe chińskie jajeczka, były o połowę młodsze 🙂

                • Bożena pisze:

                  Tak Misiu! Rzeczywiście przypomniałeś mi, że były jajka wapienne i chłodnicze. Wapienne faktycznie były okropne. Dużo było towarów zastępczych, jak np. wyroby czekoladopodobne. Może jeszcze ktoś pamięta jakieś podróbki? Worry

                • Quackie pisze:

                  Takich jajek to nie pamiętam. Ale Mama wysyłała mnie do osiedlowego sklepu po masło. Były w obiegu trzy rodzaje – Extra w złotym papierku, śmietankowe w przezroczystym i śniadaniowe w srebrnym. Jeżeli nieopatrznie nabyłem śniadaniowe, które z masłem miało niewiele wspólnego, bo to była raczej margaryna, to dostawałem OPR od stóp do głów.

                • misiekpancerny pisze:

                  Ja pamiętam Bożenko papierosy sprzedawane na wagę, to był taki woreczek foliowy pełen niewymiarowych papierosów, jakieś odpady fabryczne, jedne papierochy miały po 25 cm.długości, inne były wielkości ustnika, wszystko razem poszukiwane przez palaczy 🙂

              • Max pisze:

                A były,były. Kiedyś odwiedziłem na Mariensztacie pewnego znanego boksera olimpijczyka i kiedy skorzystałem z łazienki,to zastałem tam dwie uwiązane za nogi kury.Tłumaczył mi,że zalezy mu na świezych jajach.Takie były czasy.Na początku lat siedemdziesiątych w dzielnicy Warszawa-Wola były jeszcze zarejestrowane krowy. Wink1

              • Tetryk56 pisze:

                „…co zapobiega uniemożliwieniu wnikania do wnętrza jaja bakterii.” Wink
                Może dlatego tak ładnie pachniały?

              • Jasmine pisze:

                Wapnowanych jaj nie pamiętam, nie miałam pojęcia, że takie były. Po jaja chodziło się do sąsiadki. Po mleko, masło, też. Jak przez mgłę wspominam chleb. Mama kolegi piekła sama gdy już w miarę jadalny można było kupić w sklepie. Do dziś pamiętam tamten zapach. Mięso też kupowało się od sąsiadów. Połówka świniaka na jakiś czas wystarczała.
                Sąsiadka wspomina do dziś jak całą rodziną pojechali, 80 km, do Brodnicy, bo może tam rzucili np. szampon do włosów, może nawet rajstopy? Co 5 osób w kolejce w czasach gdy wydzielano towar po ileś tam sztuk na głowę, to nie jedna. Wróciła bez rajstop, ale za to z dywanem. Przydał się gdy wyszła za mąż, kilka lat później. Jakoś nie żałuję, że…

                • Max pisze:

                  Ja też nie żałuje.Jestem urodzonym optymistą,tylko jest mi smutno,kiedy codziennie widzę długą kolejkę po bezpłatną zupę. Pondering

                • Jasmine pisze:

                  U mnie na wsi takich kolejek nie ma. W pobliskich miejscowościach też nie. Czego oczy nie widzą…?
                  Smutny temat. 🙁

  19. Incitatus pisze:

    ..Smutno mi Boże, gdy się spać położę.
    Patrzę, a łózka brzegiem pchły idą szeregiem.
    I gdy pomyślę, że któraś z nich mnie ugryźć może..
    Smutno mi Boże..
    Weary

  20. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziś i ja miałem urwanie… czego się dało 😉

  21. Quackie pisze:

    Skończyłem siedzieć, teraz idę pobiegać nieco, i wcale nie mam na myśli joggingu dla zdrowia… ale już się anonsuję na Wyspie 🙂

  22. Bożena pisze:

    Dobranoc Bye

  23. misiekpancerny pisze:

    Znowu nie mogę się zalogować i muszę prosić o zmianę hasła, przyznaję, że tracę cierpliwość , no raz czy dwa, błąd systemu, ale za każdym razem ? To nieuprawniona szykana psiakostka, jak nie zmienię wycieraczki do północy, to znaczy, że wymiana maili z WP przebiega nadzwyczaj wolno [jak zwykle] 🙂

  24. Quackie pisze:

    Dobranoc! Tylko żadnych snów o jajkach, jajka są ciężkostrawne na sen!

  25. Tetryk56 pisze:

    Misiek odzyskał władzę w rękach Overjoy
    Dobranoc!

Skomentuj Tetryk56 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)