« WYPRAWA... Majeczka w USA cz.9 »

Wyrok major Delfickiej cd.

Miziak i lew

– No i jak tam, kapralu? – zagadnął życzliwie sierżant Miziak wkraczającego właśnie do komisariatu Modliszkę. – Wiecie już, jakie prace miał wykonać Herkules?
– Melduję, że wiem! – wykrzyknął służbiście kapral. – On miał przede wszystkim zabić lwa!…
– Nemejskiego! – uzupełnił sierżant.
Modliszka sprawdził w notatkach:
– Może i nemejskiego… – zgodził się. – Nazwiska nie zanotowałem…
– Dobra, walcie dalej!
– No więc, po drugie, miał udusić wydrę.
– Nie wydrę, lecz hydrę, ale zaliczam wam tę odpowiedź.
– Po trzecie, miał schwytać łanię, po czwarte złapać dzika, po piąte wyczyścić stajnię u towarzysza Augiasza, po szóste powystrzelać ptactwo, po siódme pokonać kretyńskiego byka…
– Kreteńskiego!
– No przecie mówię. Po ósme ukraść stado koni, po dziewiąte ściągnąć pasek z jednej amazonki, po dziesiąte podprowadzić z pastwiska cudze woły, po jedenaste narwać jabłek i po dwunaste podwędzić psa, któren pilnował sedesu.
– Hadesu, ale poza tym wszystko prawidłowo.
– Jezus Maria, panie sierżancie! – zawołał z podziwem kapral. – I pan to wszystko załatwił?
– Co do joty – odrzekł Miziak ze skromnym, męskim uśmiechem. A ponieważ wypełniliście zadanie, które wam postawiłem przed dwoma tygodniami, więc w nagrodę opowiem wam dziś o mojej rozgrywce z lwem.
– To może najpierw po malutkim? – spytał z nadzieją kapral sięgając po butelkę do segregatora, opatrzonego napisem „Zwalczanie CIA na terenie gminy”.
– To z konfiskaty – wyjaśnił, nalewając złocisty płyn do małych, zgrabnych musztardówek z firmy polonijnej. – Bracia Karamazow znowu pędzą bimber z czeskiego mazutu, który spływa naszą strugą!
Ponieważ było już dawno po pracy, wiec sierżant nie protestował. Obaj wypili, chuchnęli i zapalili, Modliszka giewonta, a Miziak swą słynną mieszankę fajkową z dwóch popularnych i jednego carmena.
– Ot – zaczął Miziak, puszczając kłąb aromatycznego dymu w ukośną strugę promieni słonecznych – ot trzeba wam wiedzieć, kapralu, że swego czasu nasza gmina zaczęła się nagle wyludniać…
– A, to pewnie wtedy jak wszyscy polecieli w lubelskie pracować w tych nowych kopalniach węgla, co to za dwa lata wracali, bo się okazało, że ten węgiel odkryto o trzydzieści tysięcy lat za wcześnie!
– O trzysta tysięcy, ale ja mówię o innym wyludnieniu, o wiele bardziej tajemniczym. Nikt nigdzie masowo nie wyjeżdżał, a ludności coraz mniej.
– Może zeszła do podziemia? – zaryzykował Modliszka.
– Nie, to nie te lata. Podziemie, jeżeli było, to gospodarcze, na niewielką skalę, że daj nam Boże taką i dziś.
– Daj nam Boże! – powtórzył jak echo kapral, żegnając się ukradkiem.
– Co ja się wtedy nalatałem – kontynuował sierżant – obstawiłem granice gminy pospolitym ruszeniem, sam czatowałem nocą na cmentarzu czy kogo ukradkiem nie chowają…
– A nie chowali?
– Minimalnie. Nadumieralność państwowa trzymała się w normie, wyjazdy zagraniczne rzadsze niż kiedykolwiek, a krzywa wzrostu ludności spadała na zbity pysk. No i wiecie co w końcu wydedukowałem?
– No, kogo pan wydedukował? – spytał ciekawie Modliszka, przekonany że ów zagraniczny wyraz pochodzi od wystrychnięcia przestępcy na dudka.
– Wydedukowałem, że to dzieci!
– Dzieci likwidowały ludno?
– Wprost przeciwnie, ludność likwidowała przyrost naturalny, zmniejszając ilość swego potomstwa. Zastanowiło mnie to, ponieważ uprzednio rozmnażanie się było ulubionym zajęciem okolicznych mieszkańców…
– Bardzo ulubionym! – przytaknął kapral. – Czasami wprost nie można ich było od tego oderwać, zwłaszcza od czynów społecznych, chyba że siłą, ale co tu mówić o sile, jeżeli nasz komisariat liczy tylko sześciu ludzi?
– Ot i mnie to zastanowiło – kontynuował sierżant – a zarazem skłoniło do działania. Namówiłem kierownika kina, żeby sprowadził podniecające filmy…
– I co sprowadził? Może „Kaligulę”? – zainteresował się Modliszka, który znał to dzieło z kasety, skonfiskowanej przewodniczącemu miejscowego PRON-u, mecenasowi Fizdoniowi.
– Niestety, ten idiota sprowadził „Złoty pociąg” pana Poręby, bo myślał że to o pociągu seksualnym. Niewiele również zdziałał ksiądz Chudzielak, mówiąc podczas kazania, cytuję: „Idźcie i czyńcie tak, jako czynią ptakowie niebiescy”, a miał na myśli wróble, które wiadomo co czynią. Aluzji jednak nie zrozumiano, tyle że stary Kociorupa po pijanemu usiłował latać, niedaleko zresztą, bo tylko ze stodoły prosto w gnojówkę, a Kaśka Pyzdra zniosła jajo.
– Jak to Kaśka… – ze zrozumieniem przytaknął kapral.
– Jak to Kaśka – zgodził się sierżant. – Już myślałem, że się całkiem wyludnimy, aż tu naraz przypadkiem dowiaduję się w aptece, że ludziska wykupili wszystkie termometry. No, wtedy to już wiedziałem, kto tu zawinił!
– Kto mianowicie? – spytał czerwony z ciekawości Modliszka.
– Jak to kto? Lew!
– Lew?
– Lew.
– A czy może mi pan to wyjaśnić?
– Mógłbym, kapralu, ale ponieważ staram się o wasz ogólny, a zwłaszcza kierunkowy rozwój, więc proponuję abyście w ciągu następnych dwóch tygodni spróbowali sami rozwikłać tę zagadkę.
– A jak nie dam rady?
– Może czytelnicy „Sam na sam” przyjdą wam korespondencyjnie z pomocą. Między autorów trafnych odpowiedzi…
– Wiem, wiem, z pańskim autografem, ale gdzie ja mam szukać informacji o tej całej aferze?
– W książkach, mój wy Modliszko, jak zwykle w książkach! – i wypowiedziawszy tę uniwersalnie słuszną prawdę sierżant Herkules Miziak jął pykać swą fajeczkę, wypełnioną dwoma popularnymi i jednym żylastym carmenem.

132 komentarze

  1. Bożena pisze:

    Ponieważ Senator nie może na razie kontynuować swojej opowieści wędkarskiej, wstawiłam dalszy ciąg opowiadania Andrzeja Waligórskiego. 🙂

  2. miral59 pisze:

    I nie muszę nikogo pytać o jakiego Lwa chodziło Wink Tylko jeden specjalista, o takim imieniu, jest znany w Polsce Happy-Grin

  3. Wiedźma pisze:

    Pośpiesznie mówię : dobry wieczór i zabieram się do czytania. 🙂 Coś mi się należy po po babciogodzinach z moim chorym dwulatkiem… 🙂

  4. Wiedźma pisze:

    Symaptyczne to nad wyraz 🙂 i całe dwa tygodnie poczekamy na wyjaśnienie tajemnicy ? Ja mam przeciw temu ! Delighted

    • Wiedźma pisze:

      Poza Lwem Starowiczem nic mi sie nie kojarzy ! 🙂 ale mój dwulatek pozbawił mnie weszelkiej lotności (umysłu takoż 🙂 ROTFL

      • Max pisze:

        Witam Wszystkich :-)) Oprócz Starowicza,jest trochę „Lwów” w Rzeczypospolitej. Zasłyszane z dawnych lat. Podczas bitwy pod Lenino,dowodzący kompanią kapitan Molenda, prowadząc żołnierzy do ataku krzyknął: Naprzód Orły !!! Zołnierze wyrwali z okopów,a kapitan zajrzał z ciekawości do transzei i widzi dwóch zuchów przyklejonych do jednej ze ścian.A wy co robicie do cholery,wrzasnął kapitan !!!Na to jeden z przyklejonych wydukał :panie kapitanie,my nie orły,my Lwy.Ja Lew Spiewak,a on Lew Golonka.Pozdrowionka Wink1

    • Bożena pisze:

      Witaj Wiedźminko 🙂 A dlaczego dwa tygodnie? Może być prędzej, ale teraz czas na innych.

      • Wiedźma pisze:

        W tekście da dwa tygodnie, Bożenko….. a ja jestem dziś zakręcona, po licznych odpowiedziach na równie liczne pytania ” a cio to? ” 🙂

        • miral59 pisze:

          Współczuję, Wiedźminko. Kiedyś czytałam o 100 najczęstszych pytaniach zadawanych matkom takich małych dzieci. Na 99 miejscu było: „Mamo, a cemu gryzies ten dziobek od syfonu?” Dzieci potrafią wymęczyć swymi pytaniami. Tired

          • miral59 pisze:

            A tak w ogóle, to przypomniało mi się, jak moja mała (wtedy) córeczka zapytała babcię, czy kupi jej „papitanie”. Babcia obiecała, że kupi, a potem starała się od nas dowiedzieć co to jest 🙂 Nie wiedzieliśmy. Przy następnej naszej wizycie, babcia oglądała konkurs Chopinowski. Nasze dziecko weszło do pokoju, popatrzyło w telewizor i krzyknęło rozradowane: „Oooo!!! Papitanie!!!”, a babcia zbladła. Fortepian w prezencie przekraczał możliwości finansowe mojej mamy. Trochę to trwało, zanim wytłumaczyliśmy dziecku, że takiego fortepianu nie mamy gdzie postawić, nasz metraż na to nie pozwala…
            Who-s-the-man

            • Incitatus pisze:

              A co powiedziałabyś gdyby gadający dopiero od kilku miesięcy kaszojad spojrzawszy za okno wrzasnął z dzikim zachwytem:” O, siek tintinta!”??
              Weź się i domyśl, że przydeptujący sobie gacie drab właśnie zameldował:”O, jest księżyc!” Całej rodzinie zajęło to ze dwa miesiące!:((

              • miral59 pisze:

                No cóż Senatorze… a co bym mogła powiedzieć 🙂 Chyba każde dziecko ma swój własny słownik. Nie ma tak dobrze, że od razu zaczyna mówić zrozumiale dla dorosłych. I rozszyfrowanie jego tekstów trochę zajmuje czasu.
                A co powiesz, gdy dziecko używa wyrazów, których Ty nigdy nie używasz? Moja szwagierka przyjechała do Polski po wielu latach nieobecności. Nasza córeczka był jeszcze malutka. Wróciła z podwórka i nie udawało jej się zdjąć kurteczki. Jakoś ręka ugrzęzła jej w rękawie. I wtedy powiedziała głośno i wyraźnie: „kurrr…”, z solidnym zaznaczeniem „r”. Cała rodzina zdębiała, a ciocia zapytała: „Aniu, a kto cię tak nauczył mówić? – Tatuś. -odpowiedziało rezolutnie dziecko”. Mogę dodać jedynie, że moje szczęście ślubne nie używa takich wyrazów. Dla niego „cholera”, którą czasem poślę, jest już brzydkim wyrazem…

                • Wiedźma pisze:

                  Mój syn mówił od początku wyraźnie i niespecjalnie przekręcał słówka… jedyne, co mi się utrwaliło to ” lomokotywa”:)

            • misiekpancerny pisze:

              Dobrze, że nie chciał mopsika i kałapućki 🙂

  5. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jest problem przy wklejaniu postów kopiowanych z innych stron – bardzo często kopiujemy, oprócz tekstu, także niewidoczne dla nas elementy formatu (tu np. była to nieładna czcionka i „niezawijalność” wierszy.
    Jest na to prosty sposób: tekst z obcej strony należy wkleić do notatnika (lub innego czysto tekstowego edytora) – po czym, po dokonaniu niezbędnych poprawek (w tym wypadku usunięciu niepotrzebnych załamań linii) można go przekopiować do edytora wpisu. Tekst ma wtedy domyślny układ przyjęty na blogu, co moim zdaniem wygląda lepiej i łatwiej się czyta niż pierwotna wersja.
    Jeżeli jednak potrzebujemy formatowania (np. chcemy zmienić kolor tekstu), to z notatnika kopiujemy do Worda lub podobnego (np. Libreoffice), tam formatujemy i stamtąd wklejamy do blogowego edytora.
    Trochę to skomplikowane, ale daje efekty! Wink1
    Mam nadzieję, Bożenko, że nie masz mi za złe dokonania tej „rektyfikacji” twoich wpisów? Thinking

    • Bożena pisze:

      Nie tylko nie mam za złe, ale bardzo dziękuję. Jestem bardzo zielona w tych sprawach i musiałabym prosić o lekcję którego z „moich” studentów. Ale postanawiam się poprawić. THANK-YOU

    • miral59 pisze:

      Pięknie to napisałeś Tetryku. Mój syn też mi coś kiedyś tłumaczył na temat kopiowania do „notepad’a”. Ale muszę przyznać, że nadal nie umiem z tego korzystać. Jestem chyba za ciemna. Musiałabym chyba sporo nad tym posiedzieć, a nie mam czasu. Widzę jednak, że wygląd tekstu się zmienił. I faktycznie lepiej się go czyta. Delighted

  6. Quackie pisze:

    Kochani, no i jednak nie pobyłem za długo. Dobranoc! Snów o zwalczaniu CIA życzę!

  7. Baba ze wsi pisze:

    Ha, wparowałam jako 100000-czny gość u Was 😉

    Pod jaką kategorią szukać poprzedniego odcinka?

  8. miral59 pisze:

    Miłego dnia wszystkim życzę Happy-Grin
    U mnie dziś dzień świąteczny, wolny od pracy!!!! Jak dla mnie radość podwójna, bo to ja idę w gości Happy-Grin I nie muszę niczego gotować. Małżonek piecze ciasto 🙂 Tylko trochę mu pomogłam. Czyli mam wolne Happy-Grin A to jest to, co lubię najbardziej Delighted

  9. miral59 pisze:

    Kiedyś mój dziadek mówił, że kocha pracę. Godzinami może patrzeć jak inni pracują. I mam to chyba po nim Wink

  10. miral59 pisze:

    Ale faktem jest, że gdy mama chodziła ze mną w ciąży, wszyscy jej mówili, że będzie chłopak. I teraz mam takie cechy „niekobiece”. Nie znoszę zakupów i nie cierpię gotowania. Oczywiście umiem, ale gotuję tylko wtedy gdy muszę. Najgorzej, że dość często muszę… Worry

  11. Bożena pisze:

    Dzień dobry 🙄 Ty wiedziałaś Mireczko kogo sobie brać za męża, żeby Cię czasem w tym nielubianym gotowaniu wyręczył 😆 Niestety, nie zawsze człowiek może robić tylko to co lubi. Happy

    • Incitatus pisze:

      Gotowanie jest bardzo przyjemne, mniej przyjemny jest niepokój czy akurat z trudem wypichcona nowa potrawa gościom zasmakuje! Wprawdzie zawsze można się pocieszyć staropolskim :”Nie chce padalec, to niech nie żre!”, ale dobrze wychowany gość wciągnie wszystko i jeszcze pełnym zachwytu głosem (kłamca jeden!) będzie chwalił z przekonaniem najnowsze dzieło Mistrza!
      Domownicy co innego, ci pozwalają sobie bezkarnie na zupełnie nieuzasadnioną krytykę i dlatego powinni dostawać potrawy proste, rzekłbym nawet siermiężne!
      Swego czasu, nieco poruszony krzywieniem się Senatorowej na gulasz wedle nieco zmodyfikowanego przepisu, przez cztery kolejne dni pasłem swoje szczęście kotletami schabowymi robionymi raz ze schabu, raz z karkówki. Beż żadnych mecyi dodatkowych. Rozklapane mięso, nieco soli, pieprzu, tradycyjne panierowanie i sruuu na patelnię!! Do tego ziemniaczki z koperkiem i kiszony ogórek jako dodatek. Gdy po ostatnim traktamencie tym samym daniem zaczęła protestować – i to nawet dość głośno i śmiało – zapytałem słodko:
      – A może – kochanie – zrobić gulasz!?
      Piekło dantejskie trwało dwa dni!!
      Dogódź tu kulinarnym upodobaniom własnej kontraktowej żony, za którą kiedyś w Urzędzie Stanu Cywilnego wybuliłem ciepłą rączką zdaje się całe 50 złociszów!!: ((

      • Bożena pisze:

        No i jak tu człowiekowi dogodzić? (Przepraszam, czy kobieta jest człowiekiem?)Ale ciekawe czym ten gulasz zmodyfikowałeś?
        A co do ceny „Ślubnej”, to moje szczęście ślubne też mi wygadywał te 50 (zdaje się) złotych. Wink

        • Incitatus pisze:

          Gulasz??
          Dodałem tak jakoś nieco więcej niż zwykle ostrej papryki chili, a trafiła się jakaś szczególnie wrednie piekąca, ja tego nie zauważyłem no i lekko w gębę palił, ale przecie nie aż tak by można było po nim ziać ogniem!!
          Ale reszta była taka jak należy!
          No, na protesty Senatorowej o te pięć dych zawsze odpowiadam, że przecież to ona za mnie mogła zapłacić, nikt jej nie zabraniał, ale jest chomik i dusigrosz i koniec końców ja musiałem!!: )))

    • miral59 pisze:

      Zawsze uważałam, że małżeństwo jest zbyt poważną sprawą, żeby je zawierać na łapu capu 🙂 I dlatego starannie dobierałam sobie partnera Wink Inna sprawa, że dopóki mieszkaliśmy z teściami, nawet do garnków nie podchodził. Dopiero jak się usamodzielniliśmy i poszliśmy na swoje jego talenty się ujawniły Happy-Grin

  12. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Gdzie pies?

  13. Max pisze:

    Dziań dobry Państwu:-)) Pytanie do Senatora: Czy wiesz kiedy męższczyzna znosi jaja ? Jeśli wiesz jako dobry kucharz-to napisz.

    • Bożena pisze:

      Witaj Maxiu 🙂 Ja wiem, choć nie jestem mężczyzną, ale poczekam na Senatora Wink

    • Bożena pisze:

      Witaj Maxiu Ja wiem, choć nie jestem mężczyzną, ale poczekam na Senatora Wink

    • Incitatus pisze:

      Kiedy korzysta z wynalazku Schodowa!: ))

      • Bożena pisze:

        Trudno, niech tak już zostanie 🙁

      • Max pisze:

        Jesteś Senatorze kuty na wszystkie cztery nogi.Wiedziałeś.Przy okazji pochwale Ciebie za docenianie walorów chili .Wypróbowałem ten wynalazek jako nalewkę na spirytusie.Najtęższe głowy ścinało z nóg,bebechy wywracało na lewą stronę,ale reklamacji na zdrowie nie było.Badż zdrów,bo jesień trochę dokucza. Amazed

        • misiekpancerny pisze:

          Wódka na chili pędzona, palce lizać, można u nas dostać ukraińską bodajże Nemiroff, dobrze się pije 🙂

          • Max pisze:

            Przestrzegał bym przed wynalazkami z za wschodniej granicy,chyba,że znasz dobrze dostawcę.W produkcji alkoholu,az roi się od producentów firmy „krzak”.Znajoma sprzedawczyni w sklepie monopolowym,sama mnie ostrzega,która gorzałka jest „paląca” Ale to przypadek.Pozdrowionka. Worry

            • misiekpancerny pisze:

              To raczej firmowa wódka i nie tania, kupiłem parę razy ze względu na niepowtarzalny smak „wściekłego psa” czyli piekąco-słodkawego i jakoś nic mi nie jest, u nas na głębokim zachodzie podrabia się raczej wódki niemieckie ze słynnym spirytusem Royal, wódki rosyjskie są mało znane i mało popularne, więc chyba nie opłaca się podrabiać, ale kto wie, dzięki za ostrzeżenie.:)

              • Max pisze:

                Szanująca sie firma handlowa,sama dba o swoich klientów,ale ile mamy takich solidnych ? W podwarszawskich Ząbkach zlikwidowano firmę prowadzona przez Wietnamczyka,która podrabiała koniaki francuskie.Nie napiszę co zawieraly te napoje,a przecież adresowane były do lepiej sytuowanych obywateli i musiały mieć zbyt ! Na zdrowie Misiu! może być „Duch puszczy”. Delicious

                • misiekpancerny pisze:

                  Jeśli przez „ducha puszczy” rozumiesz bimberek, to przyznam, że uwielbiam, żadna whisky na myszach pędzona i inny 100 letni koniak od Wietnamca, nie umywa się do dobrego bimberku, miodzio:) Na zdrowie Max 🙂

              • Incitatus pisze:

                Z białych wódek niezły jest polski Smirnoff ale koniecznie s biełaj gałowkaj! Nie pijcie nigdy wódki z butelek kapslowanych czerwono, czarno, a już nigdy nigdy nigdy z tych s siniej gałowkaj Nawet Rosjanie mówią, że to stiekłarez!!

                • miral59 pisze:

                  W naszych sklepach można kupić wódkę pod tytułem „Smirnoff”. Czy taka kupiona w sklepie też jest jakaś trefna? Nawet nie pamiętam z jaką jest nakrętką… Wiem, że są różne smaki tego napoju.
                  I proszę mnie nie straszyć!!!! Shout

                • Max pisze:

                  W ubiegłym roku,przez pewien czas biwakowałem w poblizu Narewki,koło zalewu Siemianówka.Przywiozłem z tej wycieczki autentycznego „ducha puszczy”. Zgadzam się-miodzio,ale zostały tylko wspomnienia.Zaskoczyła mnie dość ciekawa oferta turystyczna,licznych pensjonatów na tej wschodniej granicy.Polecam.Informacje w internecie. Amazed

  14. Quackie pisze:

    Dzień dobry, ja w ogóle dzisiaj zaspałem 🙁 ale tradycyjnie udaję się uprawiać aktywność zawodową.

  15. Jasmine pisze:

    Dzień dobry niech będzie wszystkim.:)

  16. Bożena pisze:

    Na razie znikam, pojawię się wieczorem Bye

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Już jest wieczór…

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Aktywność owocna, właśnie przechodzę od planowej do całkiem ponadplanowej i nie wymagającej tak dużej koncentracji, w związku z czym mogę już jedną nogę postawić na Wyspie 🙂

  19. Tetryk56 pisze:

    Mam pytanie do Bożenki: czy dodać kategorię na dzieje H. Miziaka czy może raczej na opowiadania A. Waligórskiego? Jaki cykl planujesz?

  20. miral59 pisze:

    U Was wieczór, a u mnie południe Wink Wybieram się pomału w gości Delighted Nie wiem jeszcze co będziemy jedli, ale prawdopodobnie indyka Worry Nie jestem miłośnikiem tego ptaka. Nawet dobrze zrobiony nie umywa się nawet do kaczki. A tą zrobię jutro na obiad. Trzeba będzie czymś przegryźć po dzisiejszym obżarstwie Delicious Chociaż jeszcze nie wiem, czy będziemy się obżerać Happy-Grin

    • Quackie pisze:

      A to dzisiaj Thanksgiving? Jakoś – nie mieszkając w USA – pozostawałem w nieświadomości co do terminu.

      Te indyki, co to gospodynie się przelicytowują w wadze 🙂 ale i tak najbardziej podobało mi się, jak prezydent co roku ułaskawiał „swojego” indyka 😀

      • miral59 pisze:

        Nie wiem czemu w tym roku Thanksgiving jest tak wcześnie. Powinien być za tydzień, bo z tego co uczyłam się tu w szkole, jest to święto obchodzone w ostatni czwartek listopada. A ten nie jest ostatni… Thinking
        Taak. Prezydent „ułaskawia swojego indyka”, a i tak wcina potrawy z niego. Tu Amerykanie nie wyobrażają sobie takich świąt bez indyka i jak w rozmowie z nimi mówię, że nie lubię i nie jadam, patrzą na mnie jak na dziwoląga. To ich potrawa narodowa. Oni go jedzą na wszystkie możliwe święta. Od Thanksgiving zaczynając, przez Boże Narodzenie, Wielkanoc, na 4 lipca kończąc. Po drodze są jeszcze inne pomniejsze święta i też nie mogą się obyć bez tego ptaka. Delighted

        • Quackie pisze:

          Patrz, jak się spodobały osadnikom te kilkaset lat temu…

          • miral59 pisze:

            I muszę Ci powiedzieć, że do tej pory można spotkać dzikie indyki w terenie Happy-Grin Sama na własne oczy widziałam, kiedy byliśmy w Yellowstone Lake State Park w Wisconsin. Całe stadko popylało przez polanę w lesie. Tak szybko spryszczały, że nawet nie udało nam się zrobić im porządnego zdjęcia. Po prostu wzięły nas przez zaskoczenie Delighted

            • Quackie pisze:

              A to było może niedługo przed Świętem Dziękczynienia? Nauczyły się widocznie, że są mile widziane… na amerykańskich stołach.

              • miral59 pisze:

                To było na początku września ubiegłego roku. Także nie wiem. To długo, czy niedługo przed tym świętem? Thinking
                Bo sama nie wiem… Prawie trzy miesiące…

                • Quackie pisze:

                  „Trzy miesiące, co to jest przy tych ogromnych amerykańskich zamrażarkach” powiedział z goryczą dziki indyk i dał nogę.

                • miral59 pisze:

                  Tak to piszesz, jakbyś nim był i wiedział, co taki indyk myśli Wink To się nazywa mistrzostwo Delighted

            • Quackie pisze:

              Wow, na angielskiej wiki piszą, że dzikie indyki potrafią podfruwać i to na tyle skutecznie, że podlatują nawet na czubki drzew. W locie poziomym, przy ziemi, mają zazwyczaj zasięg ok. 400 m.

              • miral59 pisze:

                Te nie fruwały, tylko biegły. I muszę przyznać, że dosyć szybko. Skoro piszą na wiki, że umieją fruwać, to chyba to jest prawda. Z tym, że ja tego nie widziałam. A to oznacza, że nie wystraszyły się nas aż tak bardzo 🙂

                • Quackie pisze:

                  Taa: „panowie, lecimy? Nie, ci nie wyglądają groźnie. Odbiegniemy tylko trochę.” 😉

                • miral59 pisze:

                  Jak to się kiedyś mówiło? To nie była ucieczka, tylko ewakuacja na z góry upatrzone pozycje Wink

  21. miral59 pisze:

    Więc jakie znaczenie ma „ułaskawienie” jednej sztuki, skoro giną setki tysięcy, jak nie miliony…

  22. miral59 pisze:

    Tak sobie pomyślałam, że może dam dziś Majeczkę, skoro nikt inny się nie kwapi? Miałam ją opublikować wcześniej, ale czekałam na ciąg dalszy opowieści z „wyprawy rybnej” Thinking Tylko nie wiem, czy to nie będzie za wcześnie?

  23. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór ! Jestem. Ostatnio nazywam się ” taścia” czy jakoś podobnie 🙂 wprawiam się w zgadywaniu, bo Jaśko najchętniej wygłasza ostatnią sylabę….. ” arka” to jest suszarka w roli pistoletu, ” aka” to jest latarka, która robi ” oko”… Zapowiada sie wojak ? 🙂 Delighted

    • miral59 pisze:

      Swoimi opowiadaniami, przypominasz mi, jak moje dzieci były małe. Pamiętam jak uczyłam córeczkę mówić „mama”. Patrzyła na mnie z natężeniem, a jej mówiłam „ma – ma”. Patrzyła, patrzyła i w końcu powiedziała: „tata”…
      „Mama” nauczyła się mówić dużo później…

      • Wiedźma pisze:

        Zabawne są takie wspomnienia :)…. A wiesz, że jest taki przesą : gdy pierwsze dziecko woła ” tata”, to znak, że będzie miało rodzeństwo ?:)

        • miral59 pisze:

          To znaczy, jak słyszałam o tym przesądzie, ale trochę inaczej. Że jak dziecko mówi najpierw „tata”, to znaczy, że drugi będzie syn. A jak „mama”, to córka. Nie wiem ile w tym jest prawdy, ale drugie moje dziecko, to jest syn Delighted Nie wierzę w przesądy, bo najczęściej jest to zbieg okoliczności Wink Ale zawsze lepiej, tak na wszelki wypadek odpukać w niemalowane drewno i splunąć przez lewe ramię (dla pewności trzy razy) Overjoy

  24. miral59 pisze:

    Zapraszam piętro wyżej Happy-Grin Mam nadzieję, ze nasze przeżycia estetyczne i artystyczne będą się Wam podobać Delighted

  25. Max pisze:

    Proponowałem kiedyś w dyskusji,aby spece od filologii,zebrali najczęsciej powtarzane słowa,zwroty przez dzieci i wydali ksiązeczkę do nauki tego dzicięcego języka: Achu dzi-otwórz drzwi,zia-dzi-zamknij drzwi mówił mój następca. Popo nono-Piotruś chce aby wziąc go na ręce,czy to nie ciekawy język ??

    • miral59 pisze:

      Bardzo ciekawy 🙂 Tylko widzisz, każde dziecko ma swój indywidualny język. Nie da się stworzyć takiej książki. A szkoda, prawda?

  26. zołza bez serca pisze:

    Dzień dobry!
    Tak się zastanawiam… czy aby Lew, spełniający kryteria zapędzenia ludności do kina, to nie ten sam, który utrzymywał korespondencyjne kontakty z Grupą Trzymającą Władzę? Wszak producentem „Pornografii” był, ani chybi filmu podniecającego ze względu na tytuł…:)

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)