W niedzielę, 16 września, wybraliśmy się do Matthiessen State Park. W zasadzie nie jest to daleko. Tylko ok. 150 km. na południowy zachód od naszego domu. Znamy już trasę do tych kanionów i te kaniony. Chciałam pokazać Majeczce skąd ,dwa lata wcześniej , moi bratankowie zjeżdżali na tyłkach. Główny wodospad ma jakby dwa poziomy. W połowie niższego można na niego wejść po skałach. I oczywiście zjechać do wody. To miejsce jest tak wyślizgane przez wodę i zadki turystów, że jedzie się po tym jak po zjeżdżalni.
Majeczce spodobał się most po którym jechaliśmy do kanionu. W opisie wycieczki do Buffalo Rock State Park pokazałam ten most z daleka. Tu jest z bliska… I to bardzo…
Przy parkingu stoi stary fort. Nie jest duży. Zbudowany z okrąglaków. Kanion jest na dole. Prowadzą do niego drewniane schody. Co kilka stopni są przystanki z ławeczkami do odpoczynku. Zejść jest nie tak trudno. Gorzej z wejściem.
Sam kanion jest jakby podzielony na dwie części. Prawie na środku jest most nad głównym wodospadem. Poszliśmy w prawo. Chciałam pokazać Majeczce wodospad od dołu, a tylko tam można do niego zejść. Nie przewidzieliśmy tylko jednego – suszy. W tym roku praktycznie nie padało. Wyschło dosłownie wszystko. Mamy rekordowo niski poziom wody we wszystkich rzekach i jeziorach. Co mniejsze wyschły. Nasz piękny wodospad też był suchy…
Zejście na dół kanionu też nie jest dla mnie łatwe. Idzie się po dość stromych kamiennych schodkach (tak ze 4 piętra), ale warto…
Pionowe skały, krzaki i drzewa, resztka strumyka na dnie kanionu – to ma swój niepowtarzalny klimat i urok.
Przy samym wodospadzie jest kilka jaskiń. Właściwie to wnęki nie jaskinie. Ale są między nimi wąsie przejścia i są jakąś tam atrakcją. Zwykle jest w nich błoto i nie za bardzo lubiłam tam wchodzić. Teraz było sucho.
Dzięki tej suszy mogliśmy dojść do końca tej części kanionu. Nigdy tam nie byliśmy. Strumień, który tam płynie rozmiękcza ziemię dokoła i normalnie jest nie do przebycia. Może w takich gumiakach jak mają rybacy – do zadka…
Przejście mostem przy końcu kanionu nie jest dla mnie miłe. To dość wąski most, przecinający kanion. Zwykle jak nim przechodzę trzymam się środka i staram się nie patrzeć na boki. Widok z niego jest piękny, a przynajmniej tak twierdzi mój małżonek…
Poszliśmy górą na drugą stronę głównego mostu. Tu też było sucho. Gdzieniegdzie połyskiwała woda. Byłam trochę rozczarowana, ale z drugiej strony, udało się nam dojść w miejsc, które normalnie nie są dostępne. Broni ich woda i błoto…
Drugi, mniejszy wodospad miał trochę wody. Zasilany jest przez jeziorko.
Z roku na rok to jeziorko zarasta. Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby je chociaż trochę poczyścić. Ale chyba są w nim ryby, skoro na brzegu stała taka tablica informacyjna. Tu jest to normalne. Przy wszystkich akwenach, gdzie można łowić ryby, stoją takie tablice. Niektóre mają rysunki z rybami, żeby się wędkarz nie pomylił. Pisze kiedy i jakie ryby można łapać, oraz podane są ich wymiary. A tak jak na tej tablicy, napisane jest ile ryb danego gatunku możesz sobie zatrzymać. Jak jednak zauważyłam, większość Amerykanów łapie te ryby i wypuszcza z powrotem. Co najwyżej, z większymi okazami robią sobie zdjęcia. Dla nich największą frajdą jest zmaganie się z rybą, a nie jej jedzenie. Podejrzewam też, że to jest również lenistwo. Bo przecież taką złapaną rybę, zanim się ją zje, trzeba oprawić i przyrządzić. A kto to będzie robił?
Obeszliśmy cały kanion dokoła. Dużą część po jego dnie. Nie chciałam łazić po tych schodach na górę, poszliśmy więc mało znaną ścieżką omijającą je i wyszliśmy prosto na parking. Ostatecznie znam już ten kanion jak własną kieszeń.
Namówiłam męża, żebyśmy wracali do domu przez Ottawę. To trasa po Dee Bennett Road wzdłuż Illinois River i można zobaczyć Starved Rock z drugiej strony rzeki. Majeczka ma aparat z teleobiektywem, więc zrobiła zdjęcie fragmentu tego parku stanowego.
I to już był koniec naszej niedzielnej wycieczki, ale nie koniec wakacji Majeczki w USA…
Miłego czytania i oglądania.
Dzień dobry! Nie wiedziałam gdzie to powiedzieć, ale przypuszczam, że inni też tu bezbłędnie trafią. Kanion przecudnej urody, szkoda, że nie mogę tam być i oglądać tego na żywo. Tajemnicze zakamarki, mosty, skały…
Dzień dobry: )))
Piękne miejsca, gdybyż to nie w Hameryce, to zaraz bym tam się wybrał!: )
Ja też. Może bym tam Ciebie spotkała i nie wiedziała, że to Ty…
Moja Miła, wystarczy się rozejrzeć i już wiesz czy jestem w pobliżu czy nie!
Było kiedyś trzech prawdziwych mężczyzn na świecie. Niestety – Japończyka rozdarł w sumatrzańskiej dżungli tygrys-ludojad, Francuza zabiły bomby wulkaniczne wyrzucone przez Arenal w paśmie Cordillera de Guanacaste w Kostaryce i zostałem już tylko ja!!: ))
Skromność przemawia przez Waćpana 🙂 Dzień dobry 🙂
Cześć, Miśku: ))) Gdzieś Ty tyle czasu był, niecnoto, hę??
No widzisz Senatorze, znalazł się jeszcze jeden prawdziwy mężczyzna.
Jesteś pewna??: )
A Misiek to co?
Cześć Senatorze:-) Mam wywalony system w domu i nie mogę się zabrać za konfigurację, a w pracy casu nie staje, kruca bomba 🙂
Miśku, Ty jesteś w stanie permanentnej wojny ze swoim sprzętem! Może zwyczajnie wywieś białą flagę, a ten daruje Cię zdrowiem?: ))
Już nie walczę, skasowałem dziada i mam teraz dziewiczy system, może dzisiaj się zbiorę, żeby załadować choćby podstawowe niezbędne sterowniki i programy 🙁
Może poproś syna?
Więc nietrudno Cię rozpoznać. Brawo
A nie!: )))
Senatorze, to wymaga wpisu nad kreską! Koniecznie!
A modestia wrodzona??: )
Jakoś ją powściągniesz! Przecież tu na szali leży świadomość przyszłych pokoleń!
Musiałeś mi tę odpowiedzialność na przygięty wiekiem grzbiet zwalić?: (
Mam propozycję, z gatunku tych nie do odrzucenia – zwal odpowiedzialność z przygiętego wiekiem grzbietu na modestię, żeby nie przeszkadzała, i po problemie!
Jak zwalę to mi się rozpłaszczy i co z rozpłaszczoną modestią pocznę??
Eee, no jakże? Napiszesz, odpowiedzialność się zmniejszy po napisaniu, i modestia wróci do poprzedniego kształtu naturalną rzeczy koleją. A przez ten czas z Twoją spłaszczoną modestią jakoś się przemęczymy 😉
Dzien dobry Senatorze…… byłoby wspaniale tam powędrować..a dzięki Mirze wiedzielibyśmy dokąd:)
Dzień dobry: ))) Czy ja wiem…..Tam zaraz musiałbym jakiegoś wuja Toma w jego chacie ratować przed białymi okrutnikami…Albo mścić Tatankę Yotankę….
Mnie już się czynów bohaterskich letko odechciewa!: )
I słusznie Ci się odechciewa, bo ” za każdy dobry uczynek słusznie ukarany zostaniesz, czyż nie ?:)
To tak oczywiste jak i to, że kiedyś zawsze nadchodzi 1-szy maja!: ))
No to jesteś straceniec ? 🙂
Od dobrych uczynków powstrzymuję się jak mogę!! Nawet komary zacząłem zabijać!:)
Nie ma obawy Senatorze 🙂 Nikogo nie musiałbyś ratować. Może siebie, gdybyśmy się wybrali do tak zwanej „czarnej dzielnicy”. Szczególnie wieczorem 🙂 Tam za dnia bywa niebezpiecznie i dlatego tam nie chodzę. A jak przejeżdżam, to tylko głównymi ulicami, nigdzie się nie zatrzymując (chyba że na czerwonym świetle). Chicago znowu zwyżkuje w ilości morderstw. Zajmujemy czołowe miejsce w całych Stanach. Nie muszę chyba dodawać w jakich dzielnicach jest tego najwięcej…
I nie jest to powód do dumy 
Dzień dobry ! Miro, można pozazdrościć Majeczce Gospodarzy…i wrażeń !
Wspaniali z Was włóczykije ! 🙂
Też tak myślę. Ja bym im kroku nie dotrzymała 🙄
Witaj Bożenko ! 🙂 a ja myślę, że dałabyś radę; jesteś też niezły Wędrowniczek !
Ale już nie na długie wycieczki. Kręgosłup mi wysiada. Kiedyś bardzo lubiłam wędrować… 🙁
Dotrzymałabyś, Bożenko 🙂 Zapominasz o czym kiedyś opowiadałam. Jak przyjeżdżała moja mama (sporo od Ciebie starsza), chodziła z nami na różne wycieczki i jakoś sobie radziła. Nie organizowałam jej zbyt forsownych marszów i nie było tak źle. Do każdego można trasę dopasować. Poza tym mamie, w kanionach, nosiłam składane krzesełko, żeby mogła co jakiś czas odpocząć. Cóż by szkodziło brać i dla Ciebie? Na pewno bym Cię nie wykończyła
Widzisz Wiedźminko, takie z nas włóczykije. Po prostu, wiem co, gdzie i jak mogę pokazać. A że lubimy zwiedzać i zaglądać w różne zakamarki, to i dużo do pokazywania 🙂 Na razie doszłam w opisywaniu do „Majeczka w USA cz. 10” (są w szkicach), a to jeszcze nie koniec 🙂 Myślę, że tak ze dwie części jeszcze wyjdą z tych „Majeczkowych wakacji”.

Cieszę się, że Wam się te moje kroniki podobają 🙂
Pozdrawiam i uciekam do pracy
Dzień dobry. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, phi, kanion, toć to jak Jar Raduni koło Trójmiasta. Aż zobaczyłem dla porównania ludzi na tych zdjęciach i błyskawicznie mi się myśl powyższa wzięła i zwinęła.
Rybne limity i ostrzeżenia – zwróćmy uwagę, że te numery do służb podane są nie bez kozery, śmiem przypuszczać, że w razie jakiejś nieprawidłowości (=kłusownictwa) są wykorzystywane przez oburzonych obywateli.
Suchy wodospad to dość oryginalny widok, a zarazem oksymoron niebywały.
A co do zarastającego jeziorka, to czy nie jest to kwestia rezerwatu, w którym niczego, co naturalne, nie powinno się zmieniać?
Witam. Kłusol wędkarski powinien być na miejscu zwyczajnie zabity i nie pogrzebion. Ma leżeć aż się wyśmierdzi i tylko białe kości zeń zostaną!!
A to nie karmi się nim ryb, coby większe urosły???
A nie! Uznaje się w sądzie, że bidaczyna z głodu ginął, a te parę rybek co to je komuś ukradł nic nie są warte!: (
” niska społeczna szkodliwość czynu” to się nazywa, prawda ?
Tak jest!! Złodziej co niszczy rybostan przy okazji kradzieży społecznie nieszkodliwy jest! Dranie potrafią wytłuc prądem i sieciami prawie wszystko co żyje, restaurator od nich niewymiarowe ryby kupi, gość w knajpie zeżre i wszyscy szczęśliwi!
Zapytałem kiedyś w jednej restauracji czy proponowany sum aby nie jest mrożony. – Świeżutki – zapewnił mnie kelner. Na pytanie jakim cudem w okresie ochronnym mi go świeżutkiego serwują z rozbrajającą szczerością odparł, że to przecież dla mego dobra. Żebym był zadowolony, syt ryby i szczęśliwy!!
Amerykanie by donieśli, gdzie trzeba?
Jestem przekonany, że tak.
Niestety, Polacy nie lubią się podporządkowywać nawet we własnym interesie. „Polak nie sługa, nie zna co to pany…”
Do tego u nas procedura donoszenia jest chyba bardziej skomplikowana. Najpierw trzeba podać własne nazwisko, adres, numer dowodu, złożyć zeznanie a po odpowiednim czasie, np po roku rozpoczynają się czynności.
Ja też jestem przekonana, że Amerykanie zadzwoniliby gdzie trzeba. Oni się nie zastanawiają. Tu też podaje się swoje dane przy donosie. Wiele lat temu, gdy jeszcze pracowałam w serwisie sprzątającym, miałyśmy jedną wredną babę. Szantażowała wszystkich, że doniesie odpowiednim służbom o nielegalnej pracy. Większość kobiet pracowała nielegalnie i się jej bały. Kiedyś mi też powiedziała, że na mnie doniesie. Na następny dzień przyniosłam jej wykaz telefonów, pod które może zadzwonić i nawet dogadać się po polsku. Ani jednego dnia nie byłam tu nielegalnie, płaciłam normalne podatki i niczego się nie bałam. A swoją drogą, to trzeba być nie wiem jaką świnią (przepraszam to stworzenie), żeby podkablować koleżankę z pracy. Wiadomo, że jak ją zgarną za nielegalną pracę, to deportują do kraju. Nawet często nie zdąży się spakować. Na dokładkę ma zakaz wjazdu na przynajmniej 10 lat. A że ta baba nie żartowała, przekonał się kierowca z tego serwisu. Na niego też doniosła. Udało mu się wybronić, bo się ożenił z obywatelką tego kraju i był w trakcie załatwiania legalizacji swego pobytu. Gdyby nie to, wywieźliby go pod eskortą na lotnisko i dowidzenia.
Oczywiście, że należy podać nazwisko przy zgłoszeniu, że ktoś niszczy zasoby parku. Chodziło mi o to, że tam interwencja będzie natychmiastowa i sprawca ma duże szanse, że przyłapią go na gorącym uczynku. U nas tak bywa rzadziej.
Prawdę mówiąc, Kwaku, nie wiem czy jest tu coś takiego jak kłusownictwo. Nie słyszałam o kartach wędkarskich, jak w Polsce. Oni w odpowiednim miejscu wykupują pozwolenie na łapanie ryb i to wszystko. Nigdy nie lubiłam tego zajęcia. Nie usiedzę w miejscu za długo, a przy wędkowaniu jest to konieczne 🙂 Także nie znam dokładnych zasad. Może dlatego przy miejscach gdzie te ryby można łowić są te tablice informacyjne. Mój szwagier w Polsce na kartę wędkarską musiał zdawać jakiś egzamin. Tu nie jest to konieczne. Amerykanie ogólnie inaczej podchodzą do przyrody, łowiectwa, wędkowania. Dla nich to bardziej rozrywka i rekreacja, niż zdobywanie pożywienia 🙂
To prawda. Z tego, co mi wiadomo, w Ameryce również niezwykle rzadko ludzie zbierają grzyby w lasach – wg małżonki panicznie boją się zatrucia. Ale zamieszkałym tam Polakom (i innym grzybobraniowym nacjom) stwarza to mnóstwo możliwości!
Hi hi! Amerykanie, Kanadyjczycy – będę się tego kontynentu trzymał – mają cholernie rygorystyczny system strzeżenia zarówno wód jak i wyciąganych z nich ryb. Niech Ci wystarczy informacja, że złapanego łososia czy jesiotra amerykański wędkarz ewidencjonuje, przymocowuje do niego „na amen” specjalny znaczek, a amerykański strażnik śledzi via satelita drogę jaką samochodem rybołówcy zwłoki salmona pokonują! Nie ma egzaminów?? Na łowisku musisz mieć wryte w głowinę wszystkie przepisy i prawa na nim obowiązujące, licencje aktualne, a pan strażnik jak uczniaka Cię przepyta i pomyl mu się o centymetr albo godzinę. W tysiącach dolców będziesz się z pomyłki tłumaczyć i to przed sądem.
Tam nie ma tak, że wszystko na żywioł, takiej kontroli jak w Stanach Stalin nawet wymyślić i wprowadzić nie dał rady.
I jeszcze jedno. Wiem, że to zarastające jeziorko, to kwestia rezerwatu. Oni tak do tego podchodzą. Nie tylko w tych „State Park” nic nie poprawiają w naturze. W miastach są tak zwane „forest preserve”. To taki dziki park, gdzie nic nie zmieniają. Nawet jeśli drzewo upadnie podczas wichury, nie ruszają go. Najwyżej wytną ten kawałek, który leży na ścieżce. I to też nie zawsze.
Dzień dobry
Czytanie i oglądanie bardzo miłe, wielkie dzięki.
Faktycznie w USA wszelkie atrakcje są dokładnie oznakowane i opisywane. Pamiętam wycieczkę do Nowego Meksyku na wulkan Capulin. Wygasły. Przy każdej kępce roślin była tabliczka z opisem, nazwą łacińską, to samo przy co ładniejszych okruchach lawy czy pumeksu. Ścieżka tak poprowadzona, że nie trzeba z niej zbaczać, bo właśnie z niej najlepszy widok. A przez całą drogę koroną wulkanu towarzyszyło nam stadko saren.
Witaj Kreciu…. no, przypomiałaś mi jak zboczyłam ze szlaku na Orlej Perci, bo zgubiłam oznakowanie pod Orlą Basztą 🙁 dobrze, że goprowcy byli tuz tuz….
No, mogło być nieprzyjemnie. To było dawno, tzn przed telefonami komórkowymi?
Dawno niestety…o komórkach nikt nie słyszał; niebezpiecznie poszłam kominem, a szlak był niedaleko:(
Byłaś sama??!!
Gorzej…… za mną szli moi przyjaciele. Jeszcze teraz skóra na mnie cierpnie, gdy pomyślę co się mogło stać, gdybym odpadła zmiatając ich po drodze. A nie byłam nowicjuszką na szlaku….
Nie byłam na Orlej Perci, ale słyszałam, że może być niebezpieczna i że pochłonęła wiele istnień ludzkich. Dobrze, że nic Ci się nie stało (nie pisałabyś przecież 🙂 )
Nie wiem czy takie oznakowania by mi się podobały, bo zatracają dzikość natury. Co innego np. w parku botanicznym, czy coś w tym rodzaju. Ja lubię naturę, gdzie nie widać ingerencji człowieka.
Hm hm, ja też lubię bardziej naturalną naturę 😉 ale z drugiej strony lubię wiedzieć, co jest co, więc może nie przy każdej kępce, ale przy pierwszej i dla przypomnienia piątej albo dziesiątej kępce tego samego gatunku objaśnienia byłyby nie od rzeczy. Albo – żeby faktycznie już nie zakłócać naturalności – objaśnienia z tablicami – rysunek lub zdjęcie + podpis, co jest co – na początku ścieżki, trochę jak tablice objaśniające gatunki ptaków przy wejściu na plażę.
Tak, z tym się zgodzę. Te tablice to by było to. Można by je sfotografować, a później przy jakiejś wątpliwości, zajrzeć do aparatu.
Tablice z panoramą gór też były, z objaśnieniami. Co do lawy, pumeksów, brył kwarcu i różnych warstw skał, to ja nie musiałam czytać, bo Bratostwo oboje są po geologii. Toteż objaśnienia były jeszcze bardziej wyczerpujące.
Witam 🙂 Kwaku, tam gdzie do tej pory byłam, właśnie w taki sposób rozwiązano sprawę doinformowania. Na początku ścieżki jest tablica informacyjna. Opisuje trasę, którędy masz iść (mimo wytyczonej ścieżki), podaje długość trasy(w milach) i możliwe skróty. Poza tym są rysunki roślin (przynajmniej tych rzadszych), ptaków i zwierząt, które możesz na tym terenie spotkać. A „indywidualne tabliczki” ma tylko „poison ivy”, roślina niebezpieczna. Jeśli się jej dotknie działa gorzej niż pokrzywa. Wysypka, której się dostaje, nie ustępuje samoistnie. Wymaga leczenia i może być nawet zagrożeniem życia. Oczywiście w skrajnych przypadkach.
No więc to było właśnie coś w rodzaju parku przyrodniczego.
C.D. z Senatorem uczonego dyskursu o rybach.
Wnioskuję z Twojej, Senatorze, odpowiedzi, że na dobrą sprawę, gdyby chcieć te drapieżniki (w tym przypadku sumy) hodować tak, żeby się nie zżerały, a z drugiej strony żeby to nie był jeden sum na cały staw (bo to nieopłacalne), to trzeba by im jakieś, bo ja wiem, siatkowe kojce w takim hodowlanym stawie wydzielić?
Co do odżywiania i hodowli na dużą skalę, to niestety działają prawa rynku, w tym uogólnione prawo Kopernika („gorszy pieniądz wypiera lepszy”) – gorszy, ale tańszy produkt, wypiera lepszy, ale droższy. Z pracy w marketingu wiadomo mi, że gremialna, znacząca większość konsumentów w przypadku bodaj każdego rodzaju produktów czy usług wybiera, kierując się jak najniższą ceną (stąd, jak widać, sukces superhipergigamarketów, dyskontów i hurtowni). I rzecz cała właśnie stąd.
Tańsze, bo przystosowane do tańszego a kiepściejszego żarcia i warunków, świnie, ryby czy inne stwory hodowlane, to egzemplifikacja smutna, ale realnie nas otaczająca. Oszczędzanie na wszystkim, od metod hodowli (osławione wylewanie gnojowicy na pola u producentów wieprzowiny), po produkcję (woda, soja, glutaminian sodu, barwniki, aromaty i inne świństwa) pozwala konkurować ceną, a że taka „szynka” po paru dniach nie nadaje się nawet na mielone, to już nie producenta ani sprzedawcy problem.
Śmiem twierdzić, że problem jest systemowy, tzn. gdyby tak np. system sądowniczy reagował szybciej, można by pomyśleć o realnym nacisku na takich producentów, gdyby, dajmy na to, chcieć się z nimi sądzić o nieprzystawalność etykiety do zawartości, nie mówiąc już o szkodliwości tejże zawartości.
W gigantycznych sadzach hoduje się w Norwegii łososie, te które kupić można za 20 zł./kg w supermarkecie…Nazwa prawdziwa, boć to nie salmo salar, a „łosoś norweski”, trudno się przyczepić! Ja tam wprawdzie podejrzewam, że Wikingi hodują salmo trutta, ale nie mam zamiaru zębów gardłowych rybom liczyć, czort z tym. Łososiem toto nie wonieje: (
Quackie, że jest coś takiego jak norma, tłumaczyć nie trzeba….Polskie normy, a były one surowe (gdzie tam do nich niemieckim czy duńskim!) zostały zastąpione europejskimi! Dobra, niech i tak jest, ale powinny obok siebie funkcjonować dwie, trzy, trzynaście wreszcie – tyle że jeśli producent nie utrzyma się w granicach deklarowanej, to mu zamykamy zakład, smalimy grzywnę, którą jeszcze trzecie pokolenie będzie spłacać i zapewniamy np. sześciomiesięczny (obligatoryjnie!!) darmowy wikt i opierunek! Sprzedawcy, który nie kontroluje na bieżąco jakości sprzedawanych produktów, takoż!!
Gwarantuję Ci, że po dwu, trzech latach takiej polityki rynkowej w każdym dyskoncie kupiłbyś delikatesowe wyroby. I wcale nie w niebotycznych cenach!!
PS. Muszę na chwilę wybyć…
witam
bardzo mi sie podoba kanionowa wyprawa.
bardzo interesujaca dyskusja, kochani. dzieki wam umre madrzejsza.
ps. nie mam lewej reki, dlatego tak pisze, przepraszam.
A któż to Ci ukradł lewicę Jaśminko, dawaj go sam, będziem drania bigosować 🙂 🙂
witaj
nie wiem kto, obudził mnie ból z rana, jak ruszam, boli bardziej. przeciwbolowe na razie nie pomagaja. poboli i przestanie, tylko z pisaniem problem, mam za mala dlon, shiftow i altow nie dosiegam, dlatego z nich zrezygnowalam tymczasowo.
nie uzalam sie, tylko stwierdzam fakt, w dodatku daleko poza tematem a on ciekawy. czytac moge, wiec piszcie.
Miewam ostatnio tak samo, konkretnie z łokciami, podejrzewam konkretną przyczynę (chiragra), właśnie jutro idę do lekarza w tej sprawie 😛 zwłaszcza „przeciwbólowe nie pomagają” wydaje mi się znajome, ale Ty, pardon, że z damą o wieku, jesteś nieco młodsza jednak, więc raczej nie to samo chyba?
na razie nie wiem co to. moze, wierce sie spiac, cos sobie zrobilam niechcacy. mam nadzieje, ze to nie to o czym mowisz. do jutra przejdzie a jesli nie to trzeba bedzie do dochtora.
koniec tematu. 😛
Życzę Ci Jasminko, żeby jeszcze dzisiaj przeszło. 🙂
dziekuje. 🙂
Trzymam kciuki, żeby to nie było jakieś paskudne choróbsko…. u Ciebie Jaśminko i u Kwaka!
Dziękuję Wiedźminko. 🙂
Jasminko, nawet jak Ci przejdzie, powinnaś iść do lekarza. Czasami takie małe bóle, które mijają po jednym dniu, są symptomem poważniejszej choroby. A jak wiadomo, każdą chorobę łatwiej jest utłuc, kiedy się ją rozpozna w początkowym stadium. Na niektóre nie ma lekarstwa, to fakt, ale dobrze jest wiedzieć co dolega. Życzę Ci zdrówka z całego serca. Mam nadzieję, że to nic poważnego i że nie powtórzy się tak szybko 🙂 A może wcale
Dzień dobry… ale się rozgadali
Teraz niestety nie poczytam 🙁 ale gadajcie dalej, na pewno będę mieć miłą lekturę 😀 Później…
Jestże to wpływ jesiennej słoty, że Skowroneczek nie dźwięczy nad naszą Wyspą 😉
Witajcie! ze szczególnym uwzględnieniem gospodyni wątku 🙂

Trochę przygapiłem, ale się poprawiam: utworzyłem nową kategorię „Wakacje Majeczki” (jako potomną do „Fotogalerii”); dzięki temu będzie można przeglądać te wpisy na jednej liście. Dotychczasowe wpisy już w ten sposób oznaczyłem, i zachęcam do kontynuowania – choćby się i wakacje skończyły
Zdjęcia są bardzo ładne i interesujące, a i przerywane opisem dającym wartość dodatkową, że się tak ekonomicznie wyrażę 🙂
Sądzę, że wszyscy są zgodni że czekamy na więcej
Aaabsolutnie jestem za.
Też jestem za kontynuacją 🙂
Naturalnie jestem ZA
Jesteś bardzo miły Tetryku
Dziękuję. Kolejne szkice już zaznaczyłam jako „Wakacje Majeczki”. Właśnie dlatego tak rzadko tu jestem, że zajmuje mnie pisanie. Mam masę zdjęć z każdego wypadu. W sumie Majeczka była u mnie 34 dni. Na palcach jednej ręki można policzyć dni, które spędziłyśmy w domu. Jest o czym opowiadać i co opisywać. Też fakt, że to lubię. Kocham jeździć, zwiedzać, pokazywać 🙂 Może dlatego tak chętnie zapraszam do siebie gości. Każdego (nie idiotę) chętnie ugoszczę i obwiozę gdzie i jak się da.
Dobranoc już na dziś, hop dziś dziś.
Dobranoc i ja mówię. Miłych snów wszystkim życzę
Też się pożegnam. Trochę mnie wymęczyło, na szczęście w tej chwili prawie przestało, po kolejnej porcji przeciwbólowych. 🙂 Co widać. 🙂
Dajcie znać Chorybzdy jak się czujecie. 🙂 Wszystkim zdrowia życzę 🙂
Dobranoc Kochani i do jutra. 🙂
Pomacham lewą ręką. 🙂
Odmacham obiema! 🙂
Boląca ręka ? Wygląda mi to na związek z krążeniem.Jak najprędzej potrzebna wizyta u kardiologa.Wszystkiego najlepszego Jasmine,potrzebny jest spokój
Miśku, jak tam twój dziewiczy system?
Dzień dobry: )))
Jasminko, lepiej??: )
Dzień dobry! Raniej lało, a teraz się, o dziwo, przeciera. Ja też przecieram, oczy mianowicie. Ale kawa zaczyna działać!
Witaj: ) A gdyby tak szczeniaczka?
Oj, ale później. Raz, że trochę za rano, dwa, że przed wizytą u lekarza nie bałdzo.
Iiiii tam, na szczeniaczka każdy czas dobry!
A co Ty u dochtora masz zamiar robić?
Ano zobaczyć, czy puchnące i bolące łokcie to chiragra (i tu szczeniaczek wybitnie niewskazany), reumatyzm (ale skąd?) czy jeszcze inne jakieś, pardon, cholerstwo.
Mnie tak wyłazi spanie w nieogrzewanym rowie, a Tobie pewnie narty, góry i rowerowanie!
Łe, ale przecież ostatni raz na nartach byłem w grudniu zeszłego roku, jak opisywałem. A rowerowanie? No dobrze, rozumiem, że zaliczyłem wywrotkę, ale żeby przez dwa tygodnie po niej z łokciami (poza szybkim wygojeniem powierzchownych zadrapań) nie działo się nic, a potem sru? I to z oboma na zmianę?
A myślisz, że ja z tego rowu to wczoraj wylazłem??
Mnie noce i dnie spędzone na rybach we mgle, w zaroszonych trawach, w zimnym wietrze po dwudziestu latach zaczęły wyłazić!
A gnaty poobijane przy rzucaniu się w obronie na parkiet w grze w siatkówkę, a setki kilometrów przepłyniętych na treningach w basenach od siódmego do dwudziestego ósmego roku życia to pies??
Życie zacina się po czterdziestce, mój drogi. A czasami wcześniej!!
O tym życiu to słyszałem, ale nigdy z taką wymową „cz” 🙁
: ) Cóż, zawsze bywa ten pierwszy raz!
A wracając do podejrzewanej u Ciebie choroby (dny moczanowej), to tu masz komplet, wybierz sobie:
Faza ostrych napadów dny spowodowana jest ostrym dnawym zapaleniem stawów, które często wyzwalane jest przez stresy fizyczne, psychiczne, spożywanie pokarmów zawierających dużo puryn oraz alkohol. Najczęściej dotyczy:
stawu śródstopno-palcowego palucha-podagra
stawu kolanowego – gonagra
stawu podstawy kciuka – chiragra
stawu barkowego – omagra
stawów kręgosłupa – rachidagrą
Dna moczanowa często współistnieje z zaburzenami należącymi do tzw. metabolicznego zespołu X:
otyłość trzewna
upośledzenie tolerancji glukozy lub cukrzyca typu II
dyslipoproteinemia (wzrost stężenia trójglicerydów, spadek stężenia cholesterolu HDL
nadciśnienie tętnicze
Aha, jeszcze alkoholizm!: )))
PS Nie przejmuj się! Raz dziennie, wieczorem, będziesz łykał tabletkę Miluritu i spokój. Tabletka jest biała, mała i prawie bez smaku. Wiem bo jem!!: )))
Dziękuję bardzo za konkret. Teraz tylko muszę zobaczyć, co na to lekarz…
Cała przyjemność itd….. Poziom kwasu moczowego jest określany analizą krwi. Jakąś tam próbóweczkę Ci utoczą. Ja zwykłem lekko omdlewać przy tej operacji!: (((
To bardzo barbarzyńskie badania!! Feeeeee!!!
Taa, badania krwi to ja mam zrobione, miesiąc temu jedne i wczoraj drugie. O tej dnie wspominam nie bez przyczyny więc albo z urojenia, tylko na jakiejś podstawie. No ale powróćmy do refrenu „co powie lekarz”…
A podobno sport to zdrowie…
Już za długo siedziałem przed komputerem! Zaraz wracam…
Dzień Dobry. 🙂
Wszystkim Wam dziękuję za miłe słowa, Dziś o wiele lepiej, bez prochów. Jesteście KOCHANI. 🙂
Z dochtorem jeszcze zaczekam, niedawno miałam robione bardzo dokładne badania, z przyczyn o których wolę nie myśleć. 🙂 Nie wywołuj ten tego, na (…) urok! 🙂
Quackie, jak wrócisz, to daj znać co Ci. 🙂
A teraz całkiem spokojnie wypiję pierwszą kawę. 🙂
Jak mi powiedzą od razu (a nie np. skierują na dodatkowe badania), to dam znać oczywiście.
Dobrze, że Tobie już lepiej 🙂
Trzym się! A ja, my, trzymamy kciuki, żeby to nie było nic poważnego. 🙂
Jasminko, Quackie, życzę Wam poprawy zdrowia, żebyście dochtorów oglądali ewentualnie w TV. Ja teraz muszę wybyć na jakiś czas.
Witaj Bożenko. 🙂
Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. Jak mówią starożytni Słowianie. 🙂
Hej!!!
Witam Wszystkich :-)) Napisaleś Senatorze,że nie ma skutków,bez przyczyny.No właśnie : Kto w młodości kochał nago- ten na starość ma lumbago. Niema tu żadnej mowy o rowach.A milurit,też łykam i nie narzekam.
Cześć, Maxiu!: )))
Quackie do nas doszlusuje i będzie nas, rachityków, o jednego więcej!: )))
Będzie młodszym juniorem rachitykiem ? Kolarz,narciarz,pływak,maszynista komputerowy,podróżnik,co mu mogło zaszkodzić ??
Kobiety??
Kobiety nie szkodzą, tylko zdrowia dodają
Uhum! Psychicznego, szczególnie!
Też.
Panowie, teraz to mnie rozbawiliście do łez
. Jeżeli już, to kobieta w liczbie pojedynczej.
No wiesz…..sztuka po sztuce
i nagle nie wiadomo jak i skąd tłumek się robi…:))
Taaaka zjadliwa?

Witam: ) Tetryku, ponoć chodzą słuchy, że jesteś mormonem?
Twierdzenie, że mam cokolwiek wspólnego z Mittem Romney’em jest najczystszej wody pomówieniem!

No to bratku możesz mieć kłopoty.Jesli „Ona” to przeczyta,to murowane,że wybiję Ci z głowy takie myśli.Liczba mnoga jest bardziej bezpieczna,uwierz w moje doświadczenie.
No no no, czego się tu dowiaduję
Śmiech to zdrowie. Dzięki!!!
Jest pewna nacja,która sprawy damsko-męskie traktuje z przymrużeniem oka.Np: Słuchaj Harry,z tą twoją żoną,to całe miasto flirtuje.Phi,co za miasto-pięć tysięcy ludzi !? Pozdrowionka.
Śmiech jak najbardziej, bo sport, jak wyżej się okazuje, nie zawsze wychodzi na zdrowie…
Dzien dobry ! 🙂 Zapraszam piętro wyżej na nieco inne rozważania
Dzien dobry ! 🙂