« Długo oczekiwana zmiana miejsc - część pierwsza " A mnie wspominaj wdzięcznie, że mało tak się śniłem, a przecież byłem. No, przecież byłem..". »

Długo oczekiwana zmiana miejsc – część druga

Domek państwa Atamanów jest przestronny i wygodny, bardzo funkcjonalny, z kuchnią, małą łazienką, gabinetem, wielkim salonem i garażem na dole, a sypialniami i wielką łazienką – na górze. Z balkoniku przy jednej z sypialni rozciąga się wspaniały widok na kilka pasm Gór Świętokrzyskich, włącznie z lotniskiem polowym w Masłowie; przy sprzyjającej pogodzie można podziwiać startujące stamtąd awionetki i samoloty ciągnące szybowce, czasem startuje także stary, wysłużony „Antek”, An-2 ze spadochroniarzami. Sielskie otoczenie (mimo że to w granicach miasta!) przekłada się niestety na nieobecność sklepów, wszystkie zakupy musieliśmy robić w ciagu dnia, żeby na wieczór zalec już tylko w pieleszach, furda, że nie swoich.

Pałacyk w Oblęgorku – na szczycie postać Skrzetuskiego w zbroi husarskiej

Nie zalegaliśmy jednak zbyt długo. Domek był dla nas przede wszystkim bazą wypadową do wycieczek po okolicy. Pierwszego dnia zgarnęliśmy od kieleckich dziadków moją Chrześnicę (tę od Kumy ze Stanów) i pojechaliśmy do Oblęgorka, nawiedzić Henia Sienkiewicza w jego letniej rezydencji. Trzyma się (rezydencja!) świetnie, wysoki parter zajmują przede wszystkim zrekonstruowane wnętrza mieszkalne z licznymi darami od wdzięcznego narodu, a także osobiste i rodzinne pamiątki pisarza. Dodatkowo na parterze dostępna jest ekspozycja tymczasowa na temat „Trylogii”, z oryginałam ilustracji Stachiewicza (!), Szancera (!!) i Kossaka (!!!). Tamże podziwialiśmy list prezydenta USA Theodore’a Roosevelta do Sienkiewicza, w którym pan prezydent przyznaje się, że kilka powiedzeń z Trylogii na stałe weszło do użytku w jego rodzinie. Prezydent nie precyzuje, jakich, ale osobiście obstawiałbym „Koli! Koli! – zawrzasnęli mołojcy.” Szczególnie w upalne dni. Na pięterku zaś funkcjonuje – częściowo ukryta za fałszywym regałem z książkami – wystawa pamiątek z licznych podróży pana Henryka. Pozostałą część zajmują pamiątki związane z jego śmiercią i pogrzebem, a także tzw spuścizna, w tym egzemplarze książek w językach obcych, np. „Krzyżacy” w wydaniu chińskim.

Jadalnia państwa Sienkiewiczów, na stole bukiet kwiatów perukowca

Z Oblęgorka pojechaliśmy ochłodzić się na krytą pływalnię w Strawczynie. Tu pozwolę sobie na optymistyczną całkiem dygresję – takich pływalni, nie olbrzymich akwaparków z dziesiątkami zjeżdżalni, tylko niedużych placówek, z jedną zjeżdżalnią, basenem 25 m, brodzikiem dla dzieci i jeszcze dosłownie kilkoma atrakcjami, jest w Polsce coraz więcej. Budują je powiaty i gminy, czasem lokalne zakłady pracy (jak znana nam od lat „Perła” w podkieleckiej Sitkówce-Nowinach – przy kombinacie cementowym Lafarge) często z dofinansowaniem unijnym – podczas podróży po świętokrzyskiem widzieliśmy co najmniej kilka takich obiektów, nawet jeżeli nie ze wszystkich korzystaliśmy. A trzeba powiedzieć, że ceny w takich miejscach są przystępne, za godzinę dla całej rodziny płaci się kilkadziesiąt złotych, a nie sto kilkadziesiąt i więcej, tak jak w wielkich akwaparkach, np. sopockim, który ponoć i tak generuje straty. Ze Strawczyna po solidnym obiadku udaliśmy się na kielecką Kadzielnię i przeszliśmy tamtejszą trasą turystyczną, prowadzącą przez niedługą jaskinię, odkrytą już wiele lat temu w tym nieczynnym kamieniołomie, ale udostępnioną do zwiedzania od niedawna. Nie jest to może jaskinia Raj, ale wizytę polecam wszystkim odwiedzającym Kielce – są tam niewielkie nacieki, a jak odwiedzicie to miejsce za kilkadziesiat tysięcy lat, powinny tam już być przyzwoite stalaktyty i stalagmity.

Tutaj opis jest na zdjęciu, nic dodać, nic ująć.

Następnego dnia plan mieliśmy bardziej napięty. Najpierw udaliśmy się do odległego o ponad 70 km Ćmielowa, do manufaktury porcelany i Żywego Muzeum tejże. Muzeum jest przeciekawe, przemiła pani przewodniczka prowadzi zwiedzających przez cały proces powstawania ręcznie robionej i malowanej porcelany, włącznie z wizytą w nieczynnym na szczęście piecu do wypalania, aż do gotowych produktów. Jak już zdaje się wspominałem w komentarzach, ręcznie robiona porcelana jest droga, a to przede wszystkim dlatego, że do rąk klienta trafia zaledwie 8% początkowej produkcji – reszta wykrusza się po drodze, przede wszystkim w trakcie wypalania. Zwiedziwszy muzeum i nabywszy filiżankę w ramach imieninowego suweniru dla małżonki, NIE skorzystaliśmy z oferty kawiarni (gdzie serwuje się m.in Kopi Luwak i Jamaica Blue Mountain) i ruszyliśmy dalej. A konkretnie do Starachowic, do tamtejszego Ekomuzeum, gdzie można podziwiać pozostałości po wielkopiecowej hucie, kolekcję ciężarówek marki Star, a także wystawę zrekonstruowanych dinozaurów jurajskich i triasowych, które być może prowadziły hutę w tamtych czasach, a na pewno zostawiły ślady w okolicach.

Na pierwszym planie trochę mniejszy kuzyn allozaura.

Po tej podróży poczuliśmy się tak zmęczeni, że kolejny dzień spędziliśmy na pierdołach, a dopiero pojutrze ruszyliśmy do Kurozwęk i Szydłowa. Pałac w Kurozwękach jest posiadłością prywatną, a sądząc po ilości możliwości na miejscu, właściciel musi być człowiekiem przedsiębiorczym. No bo tak: zwiedzić można osobno pałac i osobno pałacowe lochy (tu nadużycie, na miejscowe potrzeby zaadaptowano kruszwicką legendę o Popielu i myszach), osobno można pojechać na safari między bizonami, zobaczyć również inne zwierzątka (panią strusiową, kozy, owce, świnie, dziki i szopa pracza) a już całkiem osobno – zwiedzić labirynt wycięty w kukurydzy tak, że widziany z powietrza układa się w portret śp. Jana Pawła II. Wbrew opiniom internautów w środku nie ma świstoklika. Skosztowawszy bizonburgera, udaliśmy się do Szydłowa. Było to akurat po weekendzie, w trakcie którego odbywał się międzynarodowy turniej rycerski, więc miasto wydawało się odpoczywać: było sennie, nieobecnie i niezobowiązująco. Niemniej mury miejskie z Bramą Krakowską, ruiny zamku królewskiego i miejscowe muzeum historyczne (powinienem użyć zdrobnienia, bo muzeum malutkie, ale nie znam takiej formy) godne zwiedzenia. Jak się okazało, za nastrój senności odpowiadała burzowa pogoda, bo ni stąd, ni z owąd lunęło, ledwieśmy dotarli do samochodu.

Bizony w Kurozwękach

Następnego dnia chcieliśmy odwiedzić tzw. stare śmieci, czyli iść sobie na zamek w Chęcinach. Do zamku trzeba jednak przejechać przez miasto Chęciny, niestety w połowie rozkopane. I znów powtórzyła się sytuacja ze Śląska – próbujemy przejechać, ominąć, okrążyć – wszystko na nic, cały czas docieramy do tej samej budowy, tyle że z innej strony. W końcu wylądowaliśmy pod miejscową informacją turystyczną, gdzie przemiła panienka detalicznie wytłumaczyła nam, jak objechać roboty, ale zdziwiła się, że chcemy do zamku. „Przecież od dwóch lat jest w renowacji i nie można go zwiedzać. Otwierają dopiero w październiku tego roku!” wyjasniła. Poaptrzyliśmy po sobie, zmełliśmy przekleństwo i udaliśmy się z powrotem w kierunku Kielc. A żeby sobie powetować straty moralne, skręciliśmy w Nowinach do wspomnianego wyżej ośrodka „Perła” i wymoczyliśmy się tam za wszystkie czasy, płacąc doprawdy bardzo umiarkowanie. Ukoronowaniem dnia był obiadek jak u mamy, a dokładniej – u Mamy Quackie, papryczki faszerowane palce lizać!

Mury miejskie w Szydłowie z Bramą Krakowską

No i nadszedł czas powrotu – przez Bydgoszcz, z półtoradniowym postojem tamże, wróciliśmy do Gdyni. Państwo Atamanowie byli wniebowzięci. Przez dwa tygodnie pogodę mieli jak drut, plażowali, opalali się, kąpali w Bałtyku, a podstawowy problem co dzień sprowadzał się do wyboru plaży, na której chcą się wyłożyć. Podobnie zachwycone były panny Atamanówny, odebrane przez rodziców z kolonii w Jastrzębiej Górze. Znajomi zdążyli również wybrać się z turystyczną wizytą do Szwecji (nocny rejs promem w tę i we w tę, a w dzień zwiedzanie), zjeść rybkę, podziwiać wyścigi samolotowe nad gdyńskim portem i plażą… W sumie uważali swoje wakacje za udane, a ponieważ my też – wygląda na to, że długo oczekiwana zamiana miejsc całkowicie się powiodła!

71 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry na nowym pięterku. Część druga i ostatnia, więcej zwiedzania, większy wybór zdjęć, ale i siłą rzeczy większe skróty. Zaraz będę musiał na chwilę wyjść, ale na niedługo, więc jeżeli nastąpią jakieś opóźnienia w dyskusji z mojej strony, to drobne.

  2. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry 🙂
    Szanowny Panie Quackie cóż mogę powiedzieć? Zafundowałeś Nam wspaniałą podróż w bardzo ciekawe miejsca. Pałacyki, zamki, nawet ruiny po… to miejsca, które uwielbiam zwiedzać. Zawsze mi tego mało i mało 🙂
    Z serca całego dziękuje za świetną relację i zachętę do zobaczenia nieznanego 🙂
    Brawo! Brawo! Brawo!

    PS Nie tak dawno jak tydzień temu zwiedzałam jaskinię Macochy na czeskich Morawach, niemniej jednak skorzystam z polecenia i mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć tą kielecką 🙂

    • Quackie pisze:

      Cieszę się, że się spodobało, natomiast jaskinię na Kadzielni polecam wyłącznie przy okazji – w takim sensie, że odwiedzanie Kielc TYLKO dla niej wydaje mi się niekonieczne.

      • Kopciuszek pisze:

        Jaskinię potraktuję oczywiście jako jedną z wielu atrakcji 🙂
        Tak sobie jeszcze pozwolę dopytać, jako że ciekawska jestem bardzo 😉 W Kurozwękach zdecydowaliście się na wszystkie wymienione możliwości do zwiedzania? Zerknęłam na ten pałac, w oku oczywiście błysk, stąd moje zaciekawienie 🙂 Labirynt również bardzo fantazyjny. Doczytałam się, że każdego roku ma inne hasło 🙂

  3. Tetryk56 pisze:

    Świetna relacja, Quacku!
    W Oblęgorku byłem daaawno, dawno temu… natomiast o rzeczonej jaskini nie słyszałem, i mam dylemat: pojechać ją obejrzeć już, czy czekać na stalaktyty?
    I jeszcze jedno: czy zauważyłeś różnicę w smaku między bizonburgerem, a zwykłym, hamskim burgerem?

    • Quackie pisze:

      Tę jaskinię odkryto już dawno temu, ale udostępniono do zwiedzania dość niedawno – rok czy dwa temu.

      Otóż jest różnica w smaku, nieznaczna, ale jest bizonburger smakuje trochę bardziej jak dziczyzna. Zresztą w menu lojalnie podają, że to jest zdaje się 80% mięsa z bizona + 20% wieprzowiny.

  4. Kneź pisze:

    Dzień dobry! 🙂
    Kawał wycieczki!
    Kneziostwo niedługo wybiera się na drobny wojażyk do Bani i na Grunwald! Do samego Grunwaldu nie mamy zamiaru docierać, a jedynie do Pomiechówka. 😀

  5. Wyimaginowany pisze:

    Cóż mogę powiedzieć Quacku,świetna wyprawa a Twoje zapewnienia odnośnie lepszości tej części są jak najprawdziwsze,nie ujmując pierwszej części oczywiście.Cały materiał jest jak najbardziej zachęcający by ruszyć w dr0gę i punkt po punkcie spoglądając w Twoją relację zwiedzać.Być może kiedyś też tak uczynię. Brawo!

  6. misiekpancerny pisze:

    Prawdę mówiąc, po przeczytaniu tekstu wziąłem Oblęgorek za kielecki dom Państwa Atamanów i trochę się zdziwiłem, że znajomi Mistrza preferują styl Gargamela, dopiero później doczytałem podpis pod zdjęciem 🙂 Pałacyk jest wyjątkowo szpetny, wnętrza zdecydowanie ciekawsze. Tak czy siak nawet dyżurny malkontent, czyli mła jest wyjątkowo ukontentowany, zarówno opisem jak i zdjęciami. Amen 🙂 🙂

    • Quackie pisze:

      Hmm, a mnie się nie wydaje szpetny, być może kwestia gustu. Ale Sienkiewiczowi też się podobało, zważywszy że początkowo planował mieszkać tam przez cały rok, a tylko kwestia niedostatecznego ogrzewania sprawiła, że zdecydował się potraktować Oblęgorek jako letnią rezydencję. Co do wnętrz, to zaraz jeszcze zobaczę, co mam w albumie do pokazania w komentarzach. A może i jakieś zewnętrze, które by Waszeci bardziej podeszło?

    • miral59 pisze:

      Prawdę mówiąc, miałam to samo wrażenie i pomyślałam, że całkiem miło zamienić mieszkanko w bloku na taki „domeczek” Wink Tylko jak się nie zna rozkładu pokoi, to można się w nim pogubić Overjoy

  7. Quackie pisze:

    Wybywam na dłuższą chwilę, aczkolwiek już chwała Bogu nie na picie dzisiaj, mimo piątku.

  8. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Trzy razy podchodziłam do tego tekstu i dopiero za trzecim razem mi się udało doczytać Wink
    Najpierw rano rozsiadłam się do czytania, ale spojrzałam na zegarek i wyleciałam jak z procy, bo dziś musiałam być wcześniej (dobrze, że sobie przypomniałam).
    Gdy wróciłam z pracy od razu dopadłam do komputera, ale znowu rzut oka na zegarek wyrwał mnie z fotela. Muszę ugotować obiad… Teraz się pyrka, to mogłam spokojnie usiąść i poczytać Happy-Grin
    Cudna wycieczka i cudnie opisana Brawo! Faktycznie mógłbyś pisać przewodniki Pleasure

  9. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór ! Hi Już jestem i zapalam lampkę 🙂 A teksty poczytam przy porannej kawie…… mniam, już się Delicious cieszę !

  10. Wiedźma pisze:

    Wszelakoż nie oparłam się słownikowi Knezia i to był znakomity pomysł 🙂 Delighted

  11. miral59 pisze:

    Przed chwilą weszłam do kuchni zrobić sobie drinka Wink Patrzę, a po stole chodzi jakiś żuk. Najpierw obejrzałam, czy przypadkiem nie karaluch (nigdy nie wiadomo co może do nas przyjść od sąsiadów, a skoro myszy…). Nie. To był jakiś żuk, taki ze 2 cm długości. Nie wiem jak do nas wlazł, bo przecież mamy siatki w oknach (widocznie niewystarczająco szczelne)!!! Może przez drzwi? Wzięłam kawałek ręcznika papierowego, zgarnęłam żuczka i rozłożyłam papier na pokrywie śmietnika, za domem. A co? Niech sobie łazi po podwórku, a nie u mnie w domu Pleasure Poszedł w jedną stronę, potem w drugą… stracił równowagę i poleciał na dół. Wpadł prosto w sieć pająka… Już chciałam mu pomóc w wydobyciu się, bo poczułam się winna… Nie było potrzeby ratowania Happy Żuczek (może ze względu na swoje rozmiary) majtnął się w tej sieci może ze trzy razy. Momentalnie zjawił się przy nim pająk… Zerwała się sieć… Żuczek razem z pająkiem wylądowali na ziemi. Uśmiałam się, bo pajączek pobiegł w jedną stronę, a żuczek w drugą… Widocznie zdobycz była za duża jak na możliwości pajączka. Będzie musiał poczekać na coś mniejszego Happy-Grin A ja przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia, że niechcący przyczyniłam się do śmierci żuczka Delighted Chyba mam coś z głową, skoro się przejmuję takimi duperelami Happy-Grin Równie dobrze mogłam trzasnąć żuczka czymś ciężkim i po sprawie… a ja jak ten kretyn się martwię o intruza. Happy-Grin

  12. Alla pisze:

    Pięknie Mistrzu Q, a że następną wyprawę planujesz /tak przeczytałam/ to znaczy, że będą kolejne opisy, taaak??? 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)