Pisałam Wam, że 16 marca byliśmy nad Mallard Lake. Pogoda niby piękna, słoneczko momentami ładnie nam świeciło, tylko ten upiornie lodowaty wiatr dobierał nam się do kości. Tak, że za dużo to i nie pochodziliśmy… ale trochę zdjęć mam stamtąd…
Jadąc według wskazówek wujka Google, skręciłam do parku i jechałam do parkingów, gdy mój małżonek mnie zapytał, czy widzę te wielkie ptaszyska siedzące daleko na gałęzi. Nic nie mówiąc, zjechałam na pobocze… Wrzucić na „park”, wyskoczyć z samochodu z aparatem w garści, po drodze go włączając zajęło mi dosłownie kilka sekund… Jeden z ptaków momentalnie poderwał się do lotu. Zanim aparat mi „wyostrzył” już go nie było. Dobrze, że chociaż drugiego zdążyłam dorwać. Nie jest co prawda zbyt wyraźny, ale siedział na skraju lasu, spory kawałek od drogi. Zanim małżonek wyciągną swój sprzęt z plecaka, to już i drugi z ptaków się poderwał… Tak, że małżonek tylko się oblizał… Poszedł jednak w kierunku lasu się rozejrzeć… Złapał gołębia karolińskiego… dobre i to na pocieszenie.
Jezioro było jeszcze zamarznięte, a na nim stały budki wędkarzy. To trzeba być napaleńcem, żeby przy takim zimnie siedzieć i łapać ryby. Z ciekawości spróbowałam tego lodu. Faktycznie, nawet nie drgnął, kiedy na nim poskakałam. Był gruby i solidny…
Doszliśmy do pierwszego mostku i zawrócili. Nie było sensu szwendać się dokoła, skoro i tak żadnych ptaków nie było, a ręce przymarzały nam do aparatów… Postanowiliśmy, że wrócimy tu jak będzie ciepło, bo wygląda to ciekawie…
Trochę nietypowo, bo w sobotę, postanowiliśmy pojechać na wycieczkę. Na niedzielę zapowiadali brzydką pogodę… I znowu pojawił się problem – dokąd? Jak to zwykle, małżonek stwierdził, że jest mu wszystko jedno. Popatrzyłam na mapę i zobaczyłam Maple Lake – Klonowe Jezioro… Popatrzyłam jak tam dojechać i stwierdziłam, że stamtąd mamy już dwa kroki do Mallard Lake… W razie czego…
Pojechaliśmy. Nie spodobało mi się. Dokoła praktycznie żadnych drzew, ścieżka, a tuż za nią siatka. Niby był zjazd do jeziora dla jednostek wodnych, ale po czym tu pływać, skoro jest to wielkości większego stawu i nie ma niczego… to jaka to atrakcja. Ruszyliśmy jednak dokoła w nadziei, że może jakaś boczna ścieżka zaprowadzi nas na ciekawsze tereny… Przeszliśmy już ponad połowę, gdy doszliśmy do spadu. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to nie jest jezioro, a zbiornik retencyjny. Za siatką zobaczyłam jezioro z szuwarami, pływającymi ptakami… Widocznie w okresach, gdy wody jest za dużo, otwierają śluzę szerzej i woda nie zalewa domów stojących nad Maple Lake. Krótko mówiąc, pomyliłam się…
Mieliśmy już niedaleko do parkingu, gdy zobaczyłam ścieżkę niknącą między drzewami. Oczywiście skręciłam tam, namawiając małżonka, żeby też poszedł. Nie musiałam długo tego robić. Za siatką widzieliśmy jakieś bagna, oczka wodne, drzewa częściowo połamane, częściowo splątane jakimiś pnączami. Poza tym dochodził stamtąd rechot żab… Spłoszyliśmy myszołowa rdzawosternego. Małżonek zdążył tylko pstryknąć jego ogon, ja nawet tego nie… Zobaczyłam za to cyranki modroskrzydłe. Miałam tylko jedno ich zdjęcie, a i to bardzo kiepskiej jakości. Jedynie gęsi kanadyjskie i krzyżówki zachowały spokój na nasz widok. Pozostałe ptaki uciekły w dalsze rejony. Połaziliśmy trochę, namoczyłam buty, podrapałam się w gąszczu pnących róż (a przynajmniej tak mi się wydaje, że to były róże). Małżonek nie poszedł w ten gąszcz za mną. Oczywiście nie chciał się podrapać, ani namoczyć butów. Najgorsze chaszcze ominął ścieżką…
Nie byłam zadowolona, bo jakoś za szybko nam się ta wycieczka kończyła. Postanowiliśmy pojechać jeszcze nad Mallard Lake. I dobrze zrobiliśmy…
Znajomą już drogą jechałam na parking nad jeziorem. Ale teraz jechałam bardzo wolno, a małżonek ze swoim aparatem w garści rozglądał się uważnie. I nie na darmo!!! Jeden siedział na drzewie. Też w sporej odległości. Przyhamowałam, a małżonek otworzył okno. Pstryknął, podjechałam jeszcze kawałek… znowu pstryknął… znowu podjechałam. Moje szczęście ślubne doszło do wniosku, że delikatnie spróbuje wysiąść i podejść bliżej, bo to cały czas jest trochę za daleko. Tylko otworzył drzwi, gdy myszołów zerwał się i odleciał. I to wylądował gdzieś w krzakach. Nie dało się zrobić mu zdjęcia. Ja nawet nie próbowałam… i tak nie miałam szans…
Nad jeziorem było trochę ludzi, całe szczęście nie za dużo. Meksyki przyjechali rodzinnie, jak to oni. Z grającym radiem i wrzeszczącymi dzieciakami. Ugh! Jak ja tego nie znoszę. Całe szczęście to jezioro jest dość duże. Połączone przesmykami i mostami. Toteż obeszliśmy dokoła. Mew trochę latało, ale większość siedziała na kamieniach leżących przy brzegu. W wodzie czuły się bezpieczne. Na wodzie zobaczyłam czarny kształt. Myślałam, że to kormoran sobie poluje, a to był nur lodowy!!! Tego jeszcze w kolekcji nie miałam. Byłam zdziwiona jak daleko potrafi przepłynąć pod wodą i jak długo się nie wynurzał. Dopiero później wyczytałam, że potrafi on nurkować nawet do 15 minut. To bardzo długo…
Zbliżaliśmy się do półwyspu, dość głęboko wrzynającego się w jezioro, gdy małżonek skręcił. Poszłam oczywiście za nim. Tu już nie było ani asfaltowej, ani nawet żwirowej ścieżki. Ziemia była mokra, lepka i lekko uginała się pod nogami. Muszę przyznać, że nie za przyjemnie się po tym szło… Podeszłam do brzegu jeziora… coś bultnęło w szuwarach, ale niczego nie zauważyłam. Jedynie w jednym miejscu muł był wyraźnie poruszony i gęsta zawiesina unosiła się w wodzie… Niedaleko miejsca gdzie stałam raptownie wynurzył się nur. Nie czekałam aż znowu zniknie pod wodą. Słyszałam, że i aparat męża strzela jak najęty… Okazało się jednak, że nie ten sam obiekt fotografowaliśmy. Małżonek próbował złapać (chyba) bobra, którego wypłoszyłam. Gdy go zobaczyłam, był już tylko malutką kreską na wodzie… A szkoda…
Zapraszam na długi masz dokoła dwóch akwenów. I niech Was nóżki nie zabolą
Zniknęłaś nam Mirelko….nóżki nas nie zabolą, jesteś świetną przewodniczką !
Niestety miałam dłuuuugi dzień w pracy
Ale teraz postaram się odpowiedzieć komu się da 
No, rzeczywiście długi marsz! Aż lód zdążył stopnieć! 😉
Poza tym, że zdjęcia i opis jak zwykle zachwycające (może nazwać cały cykl „Zwiedzanie Ameryki z Miral”?), to kilka szczególnie przykuło moją uwagę:
– Co to za wiewiórkowa spiżarnia? Jakieś gniazdo uwite przez wiewióry?
– Lodowe „kwiatki” wokół trzcin rewelacyjne, w pierwszej chwili pomyślałem, że to kalie, ale oczywiście skąd kalie na wodzie i o tej porze roku. Pierwszy raz coś takiego widzę!
– Krogulec nader wdzięczny, taki drapieżnik w wersji mini, inne oczywiście też piękne (ten myszołów, mimo że z daleka), ale filigranowość krogulca doprawdy mnie ujęła. Mimo że zapewne ostry to zawodnik, co szponów i dzioba potrafi sprawnie użyć.
– Zdjęcia lecących tuż nad wodą i lądujących gęsi są wręcz artystyczne; w ogóle ta spokojna woda, w której odbijają się drzewa i ptaki, to świetny temat i doskonale wychodzi.
– Samolot – pasjami lubię. Nad Madonną di Campiglio przechodzi chyba jakiś korytarz powietrzny, bo za każdym razem, jak tam jeździliśmy, z południowego wschodu na północny zachód coś leciało, pewnego dnia taki wielki jumbo-jet, wydawało się, że bardzo nisko, ale nie zdążyłem zrobić zdjęcia.
– Kaczor krzyżówek uchwycony w momencie startu – poezja. „Chwilo, trwaj”.
– Nur lodowy wygląda, jakby miał z tych białych kropek tzw. raster, wzorek symulujący przejście od białego do czarnego 🙂
Jak się tak długo chodzi, Mistrzu Q, to wszystko możliwe. Nawet topniejący lód 😉
Krogulec posiedział moment zdziwiony, ale zanim przybiegłam z powrotem z aparatem, to zwiał. Widocznie wstydził się i nie chciał być na zdjęciu jako fajtłapa 
Przepraszam, że niechcący wprowadziłam w błąd 

– Wiewiórkowa spiżarnia, to taka gałązkowo-liściasta budowla. Przez całą jesień wiewióry rozbudowują to i chowają tam swoje zimowe zapasy jedzonka. Dokładnie nie wiem co zawierają, bo zwykle budowane są bardzo wysoko i nie miałam okazji tam zajrzeć. Nie można tego pomylić ze starym ptasim gniazdem, bo jest to budowla kolista, a nie jak gniazdo, które ma wierzch płaski(a przynajmniej tak to widać z dołu). Im więcej w okolicy wiewiórek, tym więcej tych spiżarni jest na drzewach…
– Lodowe kwiatki obcykałam, bo też mnie zachwyciły. Między częściami tego jeziora płynie słaby prąd. Podejrzewam, że dzięki temu te trzciny tak obrosły lodem. Też jeszcze takich „kwiatków” nie widziałam i też w pierwszej chwili pomyślałam o kaliach 😉
– Co do krogulca… Dziś miałam okazję widzieć jego polowanie!!! Dorwał gołębia karolińskiego… ale chyba nie ma wprawy, a może po prostu źle trafił, a może gołąb był za duży jak na jego możliwości… nie wiem. W każdym bądź razie ten gołąb mu sprzyszczył
– Lubię zdjęcia z wodnych odbić. Czasami są ładniejsze niż sam pejzaż 🙂 Szczególnie na takiej leciuteńko pomarszczonej wodzie…
– Mieszkam o rzut beretem od lotniska, chociaż teraz już dalej niż kiedyś i samoloty nie lecą tuż nad domem… Jedna ze ścieżek podejścia przechodzi dokładnie nad domem szwagierki 😉 Także na samoloty napatrzyłam się do woli. A lotnisko O’Hare należy do tych największych na świecie i jeszcze je rozbudowują. Co pół minuty ląduje tu lub startuje samolot…
– Nie napisałam wyraźnie. Ten kaczor startował cały czas za samiczką, na zdjęciu jednak ląduje. Nawet widać, że ma „włączone hamulce”
– Na nura nie mogłam się napatrzeć, tym bardziej, że bardzo szybko znikał pod wodą. Strasznie jakiś pracowity, albo nienażarty
Zanim przejdę oglądania i komentowania : sprostowanie wręcz konieczne ! Termin „obzieleniać się” jest autorstwa Kwaka
Faktycznie Quackie przyniósł to na Wyspę – niemniej teraz jest to jeden z memów tu rezydujących, podobnie jak np. „do popotem” 😉
Przyjmijmy, że na potrzeby Wyspy to ja go wprowadziłem, natomiast de facto wyniosłem z domu rodzinnego, więc faktyczne autorstwo ginie w pomroce dziejów. Guglanie daje w połowie wyników odnośniki do… moich tekstów 🙂
Ja to ” kupiłam” od Ciebie i chciałam to wyraźnie podkreślić….:)
Zasięgnąłem języka i wygląda na to, że zarówno „obzieleniać się”, jak i bardziej znane, a znaczące to samo, „obcyndalać się” przyszły do domu Rodziców ze środowisk związanych z warszawskim klubem speleologicznym w późnych latach 60′ XX wieku.
” obcyndalać się” jakoś znam, ale już nie ustalę skąd ! To funkcjonowało, choć mój Ojciec nie aprobował takich i innych wykwitów 🙂
Coś podobnego. A dlaczego tak? Bo mój mnie ich uczył, może nie intencjonalnie.
Dlatego, że mój ojciec edukację zaczynał w rosyjskiej szkole, a polskiego uczyła pani specjalnie zatrudniona. W moim domu należało mówić po polsku poprawnie, a nawet – dzisiaj tak to oceniam – z pewnym pietyzmem. Nie wiem czy wspominałam, że byłam tzw, ” późnym dzieckiem”?
Aha, to trochę jak moja małżonka, której mama jest starsza od moich Rodziców o lat 10, a śp. tata – o 20. Mój szwagier, podobnie jak wszyscy kuzyni żony, jest od niej o dekadę starszy, natomiast ja jestem najstarszym facetem w swoim pokoleniu, a mój najmłodszy brat jest o 17 lat ode mnie młodszy… Słowem, nasze małżeństwo sprawiło, że w pewnym sensie równorzędnym wujkiem dla moich dzieci jest najstarszy kuzyn żony (w wieku moich rodziców), i mój najmłodszy brat, który mógłby być jego wnukiem.
Na moje kuzynostwo miałam mówić ” ciocia” lub ” wujek”, bo różnica była spora…. Mój cioteczny siostrzeniec był starszy ode mnie
„Obcyndalanie się” też znałem. Jak się temu przyjrzeć, wydaje się że to wyrażenie zastępcze, podobnie jak „kur…ka wodna”. „Obzielenianiu” trudno taki zarzut postawić, zatem IMHO brzmi szlachetniej 😉
Mnie się to zawsze kojarzyło z nieświeżą wędliną, więc trudno mi mówić o szlachetności, co nie zmienia faktu, że też dobrze oddaje intencję mówiącego.
hmmm…. a mnie się skojarzyło z wiosennym rozkwitem (” zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną”) ; w żadnym razie z zieloną wędliną
No proszę, co człowiek, to skojarzenie 🙂 zauważ wszakże, że przedrostek „ob-” ma zastosowanie w gastronomii („obtoczyć”, „obsmażyć”) i być może stąd mój kierunek…
.. można też kogoś ” obsmarować’ – niekoniecznie gastronomicznie
🙂
;0
Na poprzednim wątku napisałam „… bo się potem reszta obzielenia (jak to mówi Wiedźminka)”, bo ostatnio kilka razy tego użyłaś. A że mi się spodobało to powiedzenie…
Przepraszam, że nie dociekałam kto jest tego autorem 
Kolejna piękna wycieczka! Nie będę omawiał każdego zdjęcia z osobna, aby Autorki nie przydławić 😉 Wspomnę tylko o kilku.
Wędkowanie z przerębla. Rąbanie lodu to już przeszłość: na zdjęciu nr 8 (a nieco gorzej też na nr 10) można zauważyć spalinowy świder do wiercenia dziur w lodzie, leżący obok namiotu. Ot, nowoczesne wygodnictwo! 😉
„Startujący do lotu” kaczor krzyżówkowy (ten trzeci od pary, tuż przed gęsią na drzewie) na moje oko raczej jest we wstępnej fazie wodowania a nie startu
Rewelacyjne są gęsi lądujące na lustrzanej tafli…
Jakby tak każdy zaczął omawiać każde zdjęcie z osobna…
Nie da się…
Tam przy każdym z tych namiotów leżał taki świder. Widocznie jest to popularne tutaj. O „startującym kaczorze” już pisałam, więc nie będę się powtarzać… Te gęsi byłyby ładniejsze, gdyby nie lądowały pod słońce. Chociaż z drugiej strony… nie byłoby widać ich cienia
Powiem tak : zachwyca mnie wrażliwość Mirelki i Jej męża na dookólny świat – może to być kolejne ptaszydło ale i może to być jakaś roślinka.

Mirelko – te fotki, gdzie świat powtarza się w wodzie – wydają mi się szczególnie piękne
Tetryk ma rację – nie sposób skomentować każde zdjęcie z osobna….
Wiedźminko, ale wszyscy TUbylcy mają taką wrażliwość!!! Nie tylko mój mąż i ja
Pokazuję Wam różne rzeczy, a Wy widzicie ich piękno. Ktoś o mniejszej wrażliwości by tego nie widział… Tym bardziej, że nie jestem fotografem-profesjonalistą i są to typowo amatorskie pstryki
Ale nie ma co ukrywać, cieszę się, że Wam ta moja pstrykanina się podoba 
No właśnie… mokro, zimno i wietrznie…
Normalnie idzie zwariować
Wyszłam z pracy i musiałam odśnieżać samochód, bo cały był zasypany… Dobrze że jeszcze nie wywaliłam szczotki do odśnieżania… Chyba do lipca ją będę wozić w obawie przed śniegiem
Zapowiadają -3C w nocy. Biedne moje kwiatki 
W sobotę było prawie 25C i ludzie chodzili w ubrankach z krótkim rękawkiem, w szortach i sandałach, a dziś trochę po 15 zaczął padać śnieg i sypie do tej pory
Dzień dobry.. i do lepsiejszych okoliczności gdy obejrzę zdjęcia naszego wyspowego Fotografa 😉
PS Żyję, tylko jakoś deczko pokręcona.. Narka
Dzień dobry. Dzień się zaczął… tak sobie.
Natomiast co do śniegu w Chicago i wożenia szczotki odśnieżającej ze sobą do lipca, to tak mi się skojarzyło, że we Włoszech na stokach są 2-3 m śniegu i nasi instruktorzy się śmiali, że w tej sytuacji narciarze będą przyjeżdżać na stoki do lipca właśnie.
Znowu dziś na bieganie…. więc wyruszam, ale i tak wrócę:)
Dzień dobry 🙂 Wycieczkę niestety muszę odłożyć do późnego wieczorka czyli po pracy . Wszystkim pięknego dnia życzę 🙂
Dzień dobry moi mili
Dzień u mnie deszczowy,kolejny z rzędu,nastrój zaś również jesienny. W taki dzień miło się wybrać na wycieczkę bez obawy,że się zmoknie.Zdjęcia jak zwykle Mirelko urocze.Dziękuje za możliwość poznania kolejnych miejsc,których prawdopodobnie osobiście poznać okazji mieć nie będę.
Na przekór aurze,życzę Wam wszystkim wiele słońca i ptaszków śpiewu. Niech towarzyszy Wam radość jak i uśmiech,nie tylko w dzień dzisiejszy
PS> Wiedźminko,mnie nie jest łatwo urazić,naprawdę trzeba się nad tym napracować.Niestety, Tobie też się to nie udało,zapewne z taj racji iż najmniejszego powodu było brak
Dzień dobry! Zapewne deszczyk u Ciebie to ten, który u nas kropił wczoraj.
Witaj Kwaku
Skoro to ten co u Was wczoraj kropił to skąd ten co był u nas wczoraj i przedwczoraj ?? 
Aaa, ten wczorajszy to być może z naszej przedwczorajszej burzy, a Wasz przedwczorajszy – z pozazeszłych chmur. O ile ta cyrkulacja zachodnia przez cały czas się utrzymywała.
Bardzo mi miło. że miałam nieuzasadnione obawy, ale długo się nie odzywałeś, więc znalazłam taki właśnie powód …..
Nie wiem, jak z cyrkulacją, ale wczoraj w K-wie lało jak z cebra, posypując gradem przy okazji!
Po relacjach z Facebooka wnoszę, że dzisiaj grad pada(ł) w Poznaniu. Bożenko, zauważyłaś może? Czy też koło Ciebie nie gradziło?
O wczorajszej pogodzie u mnie – lepiej nie mówić…. było paskudnie 🙁
Wybywam, będę wieczorkiem.
To już chyba wieczór ? Tylko ja tu jestem, czy jakiś milczek mi towarzyszy ?
Wrócił-żem. Jeno obroku muszę zadać Potworom i zara wracam.
Ja bym usamodzielniała już Potwory…..o ile to możliwe !
Ja TEŻ. Wszelakoż sugestie na ten temat są starannie ignorowane przez pozostałych członków rodziny. Przez Potworów z wygody, małżonkę z powodów ideologiczno-wychowaniowopodkloszowych.
No to – pomilczmy razem
Jestem z wami!
(za chwilę sam se zadam obroku)
No to ja się przyłanczam.
Do kolacji? Miło!
Raczej do wycia z bami, czy też bycia z wami.
Pojadłem i przy okazji posłuchałem w trójce dyskusji n/t wyższości człowieka nad innymi naczelnymi.
Oj! A ja nie słuchałem. Czy może kojarzysz jakieś nazwiska dyskutantów?
Witam wieczorowo



Spóźniona ta moja wycieczka ale nie wyobrażam sobie lepszego relaksu po ciężkim, pracowitym dniu.
Zdjęcia jak zawsze przepiękne. Zatrzymałam się dłużej przy zdjęciu Pasówki na pięknym lazurowym tle. Wygląda jakby pozowała do tego zdjęcia, pełna zadumy – tak to odbieram. Zdjęcie samczyka zrywającego się do lotu po prostu rewelacja, a nawet więcej. Podpisuję się pod słowami Kwaka, właśnie tak „chwilo, trwaj…”
A tak poza tym, to jestem pełna podziwu dla Miralki, że tak wytrwale realizuje swoje zainteresowania
Może być taki avatar? Jest to kliwia wyhodowana przeze mnie 🙂
Zdjęcie malutkie, ale awatar charakterystyczny i kolorowy. Pewnie, że może być!
Bardzo fajny! 🙂
Witaj Tosiu 🙂 Moja kliwia od lat nie kwitnie..
. możesz mi coś podpowiedzieć ?
też bym chciała mieć taką ładną 🙂
Dzień dobry :).Muszę się wytłumaczyć z milczenia, otóż miałam gości. Jeśli zaś chodzi o kliwię, to sama jestem w kłopocie, bo mi się ostatnio zbiesiła. Myślę, że jest zbyt duża, ma ponad metrową średnicę, poza tym w ubiegłym roku, „złapała” Wełnowca. To takie świńswo, które przywlokłam do domu z jakimś storczykiem. Pozbyłam się, ale kliwia odchorowuje. Co mogę powiedzieć, podlewam raz w tyg, ma słoneczne stanowisko i zasilam w okresie kwitnienia. Jeśli to Ci coś pomoże Wiedźminko, to będę rada. Aha!! Oczywiście, że sama nie wstawiłam tego zdjęcia
Miłego popołudnia 🙂
Dzień dobry
Dzień dobry!! Dzie lista??
Matko jedyna!! Nie odzywa się dwa dni… a mnie serce zamiera!!
ENERGIĘ..!! Na Górny ślemy!!
PS Wiedźminko!! A do Cię??
Witaj ! Wczoraj coś przyleciało….. króciutkie
Dzień dobry. Słyszałem, że w Poznaniu pięknie, ale zmotoryzowani zaczynali dzień z samochodem od skrobania szyb?
Ja tam palcem nie pokażę, ale ktos tu powinien się poczuć do zmiany wycieraczki…..
A w ogóle dzie jest Misiek i jego Harpie? Przecież powinien się oderwać na chwilę od pracusi, bo kto widział garbatego Niedźwiedzia z błękitnym ozorem???
No i tak: się nie zapowiadało, ale dzień się zrobił nagle zajęty 😛 na razie jestem z doskoku, mam nadzieję, że doskoczę w końcu na stałe.
A ja się właśnie doskoczyłem!
A tak wiwogóle, to dziś nie pracowałam, ale poszłam z wizytą. Florence i Elizabeth straciły niedawno brata i potrzebowały wsparcia. To dwie urocze starsze panie. Elizabeth ma 94, a Florence 85. Ich zmarły brat, Danny był pośrodku (czyli coś koło 90). Trochę radości i uśmiechu potrzebne jest każdemu… Nawet takim starszym ludziom
A w sumie i ja się lepiej czuję. Bo tego uśmiechu radości nie kupi się za żadne pieniądze, można je kupić tylko sercem… 
Dużo zależy od charakteru osób wspieranych i stanu ich zdrowia. Mamy tu na miejscu ciocię małżonki, lat obecnie 89, która niedawno straciła siostrę (=inną ciocię, lat 92), ale do wspierania nadaje się tak sobie – powoli przestaje pamiętać przeróżne rzeczy, oskarża wszystkich naokoło o wszystko, co najgorsze i generalnie nie wiadomo, kiedy z czym wyskoczy.
To fakt, nie każdemu wsparcie pomaga, a nawet wspierającemu może zaszkodzić. Elizabeth jest jak Twoja ciocia. Opowiada mi te same historyjki od lat. Bardziej mi chodziło o Florence. Ona jest najmłodsza z tej 11 dzieci. W zasadzie to tylko one dwie zostały z tak dużej rodziny. Też fakt, że kiedy urodziła się Florence, jej najstarszy brat miał bodajże 22 lata…
Coś jakoś ostatnio pusto na Wyspie
Wszyscy szykują się do świąt? Czy tacy zapracowani od początku roku?
Przepraszam, ale nie mam dobrego nastroju …w poniedziałek pożegnaliśmy naszego przyjaciela…..trochę to tak, jakby zabrali nam kawałek życia. 🙁
Ależ, nie zawsze trzeba mieć dobry nastrój. Czasem chce się być, a czasem… Zwłaszcza w takich okolicznościach.
Tak właśnie jest…..
No to dobranoc się z Państwem! 😉
Dzień dobry
Lista podpisana i mogę iść spać 
bo szkoda Twoich nerwów i zdrowia 


Mam nadzieję, że naprawi Ci się ten internet, Bożenko
Miłego dnia
… i dobranoc
Witajcie!
Na stanowisku.
Dzień niech będzie dobry …..
Dzień dobry przedświątecznie! Dzień pełen słońca i narzekania, póki co, przy czym ja wcale nie narzekam…
Dzień dobry 🙂 Mam co poczytać 🙂 🙂
Dzień dobry.. Późno się witam, przepraszam.. Tak wyszło:)
Rozmawiałam króciutko z Senatorem… Przekazuję słowa Rumaka dosłownie, cyt: „testamentu jeszcze nie piszę i byle gówno mnie nie złamie. Jeszcze mnie poczytacie. Pozdrów serdecznie Wszystkich.”
Usłyszysz mój śpiew na pewno…
WIERZĘ!!! RUMAKU!!!
Jak tak się odgrażał, to z pewnością niebezpodstawnie!
Trzymam kciuki ! i będę cierpliwie czekać…
Dobry czas na Dobrą Nowinę! 🙂
Jeżeli o mnie chodzi, poza narzekaniem same dobre wiadomości dzisiaj 🙂
Znaczy się, będzie pisał śpiewająco, nu i dobrze 🙂 🙂
A Ty, Misiaku ? Obzieleniasz się okrutnie….
Przed każdymi świętami mam zawsze urwanie głowy w pracy, poprawię się po świętach, czyli jakoś tak pojutrze 🙂 🙂
Gotowa jestem uhonorować Cię jakimś mazurkiem….. jak się poprawisz
Wybywam popołudniowo – trzeba będzie się pomęczyć troszku nad rowerem małżonki.
No trudno… pasztet trzeba upiec, mazurki też czekają, jakies inne pyszności też – ach, nie ma rady…
Ooooo! Mazurki, dla mnie słowo klucz do serca, mazurki mogę jeść na okrągło, niestety w sklepach pojawiają się tylko przed Świętami Wielkanocnymi, a przez cały rok posucha

Mam zamówienie na mazurka pomarańczowego i czekoladowego….. a jakie Ty, Miśku, lubisz ?:)
Każdy, byle lukrem ociekał 🙂 🙂
Ps. To podpada pod paragraf o celowym znęcaniu się 🙁
To zachęta byś przytuptał z Harpiami 🙂
Trochę nieoczekiwanie idę do teatru. To do popotem! 😉
To przynajmniej powiesz na co ? 🙂
Do zoba czenia!
Zmieniłem wycieraczkę, melduję posłusznie 🙂