« Solenizantko, najmilsza Wiedźminko :))) Illinois Canyon »

Depesze z życzeniami

Bardzo lubię – bardzo się cieszę,
Kiedy dostaję świąteczne depesze.
 
Takie depesze otwieram tkliwie,
A otworzywszy  tkliwie się dziwię….
 
Bo niby skądże i w sposób jaki
Poczta tę pewność zdobywa i ma,
Że MARIAN ZALCUKI
i  MARCIN ZACLUKI
i MRRRRAIN ZUCLAKI –
 I JA ?
 
Podziw widnieje na mym obliczu..
.A kiedy czytam, czego mi życzą –
Uśmiech zakwita jak kwiat !
 
Pierwszy mi życzy: WSZY SKTEIGO DBRRREGO !
Drugi mi życzy :WZSYSTKIEOG MALEPSZEGO!
a trzeci: WSZOLYCH SWIAT….
 
Jestem wzuszony – uśmiecham się błogo..
– Od kogo te miłe czułości ?
Od kogo ? !
 
Czytam z kolei więc wszystkie podpisy:
Pierwszy  – COICIA.
(Wiem: Ciocia z Nysy ! )
Drugi – AUTOXI.
(Wiem: Antoś z Gniezna)
Trzeci – BRXTXRRBMMMBXXXXU ?..
Ciekawe – nie znam.
 
Więc nieznajome-ż nawet persony
Uprzejme słowa z oddali mi ślą !…
Jestem doprawdy do głębi wzruszony
I radość – i duma rozpiera pierś mą !
 
Takie uczucie zawdzięcza się poczcie,
Dlatego jestem z serca jej rad
I – proszę – nigdy na pocztę nie psioczcie !
Lepiej jej życzcie – WSZOLYCH SWIAT ! 
 
                          Marian Załucki
  

247 komentarzy

  1. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ….. se ne vrati, a bywało śmiesznie 🙂 Delighted

    • Wiedźma pisze:

      Teraz już tylko zapowiadany, między godziną 9: a 13: kurier, przyjeżdża o 16: i się dziwi, że klient warczy…..:(

      • Incitatus pisze:

        Parę dni temu kurier do mnie dzwoni i melduje, że nie może mnie znaleźć. Pytam gdzie jest.
        – Koło sklepu z warzywami przy ulicy takiej a takiej.
        – Skręć pan koło kościoła w lewo, dwieście metrów i to tu!
        Po paru minutach melduje, że skręcił i gdzie to ta moja chata?
        – Brama ciemny brąz, furtka otwarta!
        Na wszelki wypadek wyglądam przez okno – furgon z logo firmy stoi u mych wrót. Telefon:
        – To chyba nie tu!
        Buty już mam na nogach, kapotę na grzbiecie, telefon przy uchu:
        – Czekaj pan chwilę – mówię.
        Podchodzę na parę metrów od niego (patrzy sobie gdzieś w głąb ulicy) i gadam:
        – No, chyba pan jakoś trafił!
        – A gdzie tam, zgłaszam, że pan sobie żarty stroi i odjeżdżam – warczy
        – Panie – mówię już bezpośrednio do niego, bez słuchawki – to może ja zgłoszę gdzie trzeba żeś pan baran!?
        Zbaraniał!!

        • Wiedźma pisze:

          Delighted ładne ! 🙂 mój kurier natomiast poinformował mnie, że to co mi napisali w mailu jest czystą bzdurą ! i że nie należy w żadnym razie traktowac tego serio …. A to, że moja paczka trafiła do sąsiedniego budynku ? No to co ? Numer mieszkania się zgadzał ! Shout

    • Incitatus pisze:

      Dzień dobry: )))

  2. Wiedźma pisze:

    Wieje u mnie też, ale jeszcze niegroźnie 🙂

  3. Wiedźma pisze:

    Przyznam, że nawet mnie, specjaliście od literówek nie było łatwo ! ROTFL

  4. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Mnie poprawnej, niemal bezbłędnej pisowni, nauczył pewien wybitnie upierdliwy osobnik z forum, zwany Beldem, po prostu łaził za mną miesiącami i wytykał mi gorliwie każdy błąd, literówkę, a nawet brak ogonków, szlag mnie trafiał, ale w zasadzie to jestem mu za tą szkołę wdzięczny 🙂 🙂

  5. Alla pisze:

    Wita Państwa – przeszkolona i wyszkolona Delighted

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry, chociaż ciemno już. Internet wrócił koło południa i próbuję od tej pory nadrobić zaległości… Tymczasem właśnie się okazało, że do niedzieli mam jeszcze coś dodatkowego do roboty, od czego niezbyt mogę się wykręcić. Do niedzieli więc będę zaryty, jak nie pisaniem, to czytaniem. Niestety więc zmuszony będę ograniczyć obecność na Wyspie (i pewnie jeszcze parę innych aktywności).

    Niemniej jak tylko będę mógł, wdrapię się tu, choćby na chwilę. A po niedzieli powinno już być normalniej, a nawet być może jeszcze lepiej (słomiane wdowieństwo albowiem mnie czeka).

    • Wiedźma pisze:

      Mmmmm…. słomiany wdowiec na długo ? 🙂

      • Quackie pisze:

        Ot, standardowo, tydzień.

        Co do wiatru, to media straszą, a zdjęcia z obwodnicy Trójmiasta wyglądają dość paskudnie, ale w centrum Gdyni bywało już gorzej; jak patrzę na przeróżne przedmioty, które powiewają, to jeszcze sporo im brakuje do stanu takiej klęski, jaką straszą. Raczej w głębi lądu wieje, na Kaszubach. I w Krakowie, jak widać z wpisów Tetryka. Ale u nas na razie nie. Być może do czasu, bo znowu znajomi z Dębek, nad pełnym morzem, niedaleko Jastrzębiej Góry, raportowali już godzinkę czy półtorej temu, że zaczyna potężnie dmuchać.

  7. Tetryk56 pisze:

    No i dotarłem do domu… Powitać na tym piętrze!
    Nie desperuj, Bożenko – wichry ku Wyspie też suną, a może wszyscy szukają choć śladu kopytka Rudolfa?

  8. Alla pisze:

    Dobrej nocy 😀
    PS Okna pozamykali?? 😀

  9. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór ! Zapowiadany orkan jeszcze się nie objawił w mojej wsi…. wieje, ale nie przeraźliwie. Zobaczymy co dalej. 🙂

  10. Tetryk56 pisze:

    U nas też już nieźle duje!

    • Wiedźma pisze:

      W czasach młodości durnej i chmurnej uwielbiałam wiatr, teraz się niemal boję…. może to kwestia piętra? Nie dość, że budynek na górce, to jeszcze mieszkam na IX piętrze, a nie na I jak wcześniej….. Najmniejsza szczelina i wiatr zawodzi jak flet….A czasem podmuch sprawia, że szyby drżą 🙁

  11. Incitatus pisze:

    Dzień dobry panikarze!: )))
    Dwa razy powiało, raz se zaświstało i taki tu u nas orkan!
    Jak to mawiają pod Tatrami: – taki wiater to ja mam po kminku!: (

  12. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Za specjalnie to nie wiało, bywało gorzej w ciągu ostatnich …dziestu lat, więc pełna zgoda z Senatorem ws. kminku. Tyle że świat pojaśniał, od czerni wczoraj wieczorem do bieli dzisiaj rano.

    Zmykam do pracy.

    • Incitatus pisze:

      Dzień dobry: )
      Kartki kamieniem solidnym przyciśnij! Wiać ma, wiesz?

      • Wiedźma pisze:

        Witaj Senatorze…. u Ciebie podmucha po południu… słabiej niż u Bożenki i u mnie… W porywch nie osiągnie 100km/godz. 🙂 Zefirek, rzec można 🙂

  13. korab1 pisze:

    DzińDybry :)) Lekko wieje, pokazuje się błękitne niebo, powietrze jak w Pieninach, „jak dobrze wstać skoro świt” :)))

  14. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry Delighted ! Wieje całkiem solidnie, ale kataklizmu nie ma . Jakieś 100 tys. ludzi bez prądu….
    Spać się dało,choć budziło mnie uderzenie wiatru w szyby….

  15. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Wieje sobie, z tym że w mojej wsi, to raczej normalne zjawisko 😀 jak i to, że znowu dosypało.. Zima, proszę Państwa, zawitała… Co niniejszym ogłaszam Wink

  16. Wiedźma pisze:

    Czapki z głów zrywa wiatr, drzewa się kłaniają….a chmury zasujwają po niebie na wyścigi :)Czasem słońce zdąży zerknąć 🙂

  17. Alla pisze:

    Łojojojoj sypie!! I wieje. Normalka Delighted

  18. Quackie pisze:

    Hau! Hau! Hau!

    Odszczekuję wszystkie lekceważące uwagi nt. Ksawerego. Owszem, nie jest to zima syberyjska. Owszem, nie ma mrozu. Ale ilość śniegu i tempo, w jakim pada, robią wrażenie, całkiem negatywne, rzekłbym. Plus taki, że nie muszę nigdzie jechać samochodem, bo na ulicach tradycyjne zaskoczenie.

  19. Tetryk56 pisze:

    Witajcie ponownie!
    U nas duje maluśki Ksawerek, z fantazją rozdmuchuje śmietniki i wprawia w taniec mniej wprawne samochody. Jezdnie, pokryte gdzieniegdzie przylodzonymi liśćmi, potęgowały magiczną atmosferę dzisiejszego poranka. I choć mówią, że tak pięknie może być tylko „od wielkiego dzwonu”, mnie udało się dzwonów uniknąć.

    • korab1 pisze:

      Mam pytanie Mistrzu hard i software`u, od pewnego czasu zaczął mi bardzo dziwnie pracować „ortograf” Chromowy, podkreśla prawidłowo napisane słowa, błędnych nie zaznacza, wygląda, iż robi to losowo :)))

      • Tetryk56 pisze:

        A nie zmieniłeś sobie przypadkiem domyślnego języka gdzieś w ustawieniach? Słabo znam Chrome, bo prawie nie używam…

      • Tetryk56 pisze:

        poszedłem w Chrome, w ustawieniach zaawansowanych postawiłem ptaka przy „Użyj usługi internetowej, aby poprawić błędy ortograficzne” i sprawdziłem, że język polski jest właściwy do sprawdzania pisowni – i działa…

        • korab1 pisze:

          Robiłem to, włączałem i wyłączałem kilkakrotnie, bez zmian. Do tej pory działał bezbłędnie, muszę teraz znacznie bardziej uważać, choć może i to dobrze ???

  20. Wiedźma pisze:

    Włączyłam tę usługę i zaraz sprawdzę jak działa : kóra? kogót?

  21. Wiedźma pisze:

    Miałam nieszczęście być na mikołajkowej imprezie dla podopiecznych MOPR-ów i świetlic środowiskowych, czyli dzieci z tzw. rodzin ubogich. Dzieci tłum, wiele z nich przyjechało taksówką. Wręczono im zaproszenia z kwitkami na lody, ciepłą kukurydzę i napoje oraz na paczki. Imprezę uświetniały dzieci z grup tanecznych, pani opowiadająca bajki, kolorowe światła i Mikołaj. Wrzawa niesamowita, kolejka po lody, chaos, bo dzieci mnóstwo.Zaagażowano armię ludzi, część społecznie, inni pewnie nie. Miasto dumnie sobie zapisze tę imprezę na koncie polityki prorodzinnej. A mnie aż zęby bolą od tej tandety….

  22. Wiedźma pisze:

    Idę spać z nadzieją, że nie będzie mnie budził wiatr tłukący sie w okno:) Spanko

  23. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Letko duje i tyle.
    Shout Kto podiwanił cały śnieg!!??

  24. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Śniegu nasypało, można bałwany lepić 😀 Wiatr wieje – nieco słabszy. I chwała mu za to…
    A teraz do… ? Oczywiście, że do prostych prac domowych – marsz Tired
    PS Ten północny wiatr oblepił mi okno w kuchni jakimiś źdźbłami. Prosił go kto o to?? Lubię witraże, ale tylko ręcznie malowane 😀

  25. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Troszkę wieje, ale w normie. Pewnie u nas na Górnym Śląsku był Władysław, nie Ksawery :)))

  26. Alla pisze:

    Do pracy Wyspiarze!!!! Wszak Święta tuż, tuż 😀

  27. Wiedźma pisze:

    Dzien dobry 🙂 Słoneczko, spokojnie i tu i ówdzie nieco przypudrowane śniegiem…. Ach, jak spokojnie mi się spało ! Ksawery nas porzucił… poszedł dalej wywracać samochody 🙁

  28. Wiedźma pisze:

    Hop ! hop ! Mirelko ! a jak sie mają Twoje bieliki ? Czas na Ciebie, oj czas Buziaczki

  29. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Ja w przelocie, bo sobota nader pracująca się zrobiła, a jeszcze została praca i fizyczna (odśnieżanie) i intelektualna (to samo, co wczoraj). Znajomy znajomego na Facebooku zamieścił następujący opis wydarzeń okołoksawerowych – tak się działo na trasie z Gdańska do Gdyni wczoraj, na obwodnicy i w okolicach lotniska:

    „Przeżyłem dziś niewiarygodną przygodę.

    Pojechałem ok 13 załatwić sprawę do Gdańska. Na ul. Budowlanych. Rondo turbinowe Jadąc obwodnicą nie dało się nie zauważyć mega korka z naprzeciwka więc w głowie zacząłem obmyślać chytry plan alternatywnego powrotu. Krótko po 14 po sprawnym załatwieniu sprawy zdecydowałem się na powrót przez Banino. I przez rondo turbinowe dojechałem prawie Miszewa. Prawie bo utknąłem w korku. Po dobrej pół godzinie stania w miejscu wymyśliłem, że dalsze stanie nie ma sensu i wrócę inaczej. Przez rondo turbinowe:), w Budowlanych. I jak po godzinie byłem za rondem turbinowym to usłyszałem w Radio Gdańsk, że na Budowlanych rozkraczył się TIR. Zatem odrazu zawróciłem by ponownie przez, jak się. okazało przez radio, słynne już rondo turbinowe pojechać w kierunku Miszewa ale zaraz za Rębiechowem skręcić w prawo na Barniewice. Ale i tu po dość sprawnym odcinku utknąłem. Pod górkę za mostem stał dostawczak w poprzek. Dobre 20 minut stania. Ciemno. Radio doprowadza mnie do szału, wycieraczki przestają zbierać. Wysiądę zbadam sytuację . Wysiadłem, idę piździ huczy pomyślałem …Orkan . Ktoś coś krzyczy, górą jedzie pociąg i wyje decyzja jest natychmiastowa . Spierdalam .Tylko którędy? Rondo turbinowe odpada więc znowu przez Banino i Miszewo może się rozluźniło. Nie rozluźniło się.Jest gorzej. I tak po 6 godzinach ostatecznie stanąłem na dobre w miejscu skąd zawróciłem po raz pierwszy. Nadzieja na piątkowy wieczór zaczęła blednąć. W bok odchodziła jednak polna droga. Po powiedzmy konsultacjach i kolejnej 1,5 godz ruszyłem w pole. I na szczęście bardzo sprawnie dojechalem do, co ciekawe, totalnie pustej drogi głównej do Gdyni. Nadzieja nabrała rumieńców. Niestety szczęście trwało 2 km. I nastąpił kor max gigant orkanowy . Nie wiem ile czasu stałem w miejscu bo było mi już obojętne ale ostatecznie zostawiłem samochód we wsi w Tuchomiu i ruszyłem pieszo do domu. Max 8 km. To co widziałem po drodze utwierdzało mnie w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję . TIR stał za TIRem, co drugi w poprzek a każdy na łysych letnich oponach! Szedłem i specjalnie się przyglądałem. Żaden nie miał zimówek. Koniec końców na rondzie tym razem w Chwaszczynie się rozluźniło i złapałem stopa.
    Przeżyłem dzisiaj szereg emocji od nadziei przez wściekłość, myśli samobójcze, zwątpienie do zwycięstwa. Jestem zycięnscom . To była prawdziwa przygoda. Prawdziwa walka.
    Dziękuję wszystkim, którzy dali mi wsparcie i byli ze mną na bieżąco. Dziękuję Grażce , Wróblowi ,Krzysiowi, Sławkowi, Panu Andrzejowi i Pani Zofii, Danielowi, który mnie podwiózł kawałek, dwóm kierowcom, którzy się nie zatrzymali ( może się mnie bali ), i młodym ludziom, którzy mnie ostatecznie podwieźli pod dom i Bartkowi, który do mnie zadzwonił zapytać jak daje radę. A ręce marzły
    I tylko się zastanawiam kto wypuścił na drogi TIRy na ich wspaniałych orkanowych łysych oponach z pustymi naczepami , które wiatr spychał do rowów. Co za idiota jest odpowiedzialny za dopuszczenie do ruchu w takich warunkach takich pojazdòw.
    A wszystko to działo się 25 km od domu przez ponad 10 godzin.

    Na dobranoc dodam że tym ludziom uwięzionym przez TIRy trzeba pomóc bo do rana się nie ruszy.”

    Będę, jak wrócę.

    • Tetryk56 pisze:

      Liczę, że wrócisz sprawniej niż twój znajomy! 😉

      • Wiedźma pisze:

        łyse letnie opony, bo jak wiadomo zima nas NIGDY w grudniu nie zaskakuje 🙁

      • Quackie pisze:

        No, ja nigdzie nie jadę. Wszystko w okolicy i wszystko na własnych nogach, nie chwalący się, obutych w wibramy. Czyli o zimowy bieżnik jak najbardziej zadbałem, przynajmniej na własnych nogach.

  30. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Tygodniowe zakupy zwieńczone pysznym śniadankiem; śniegu niewiele, tyle co do rozjaśnienia krajobrazu; Ksawery jeszcze zawija ogonem nad Krakowem, chociaż to wcale nie Białoruś!

  31. Quackie pisze:

    Dalej w przelocie. Co miało być odśnieżone, zostało odśnieżone, parę hałd urosło wokoło. Teraz ciąg dalszy.

  32. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry :)W zasadzie to mam dylemat, bo uwielbiam śnieg, ale nie w nadmiarze, zwłaszcza w mieście z drugiej strony nie spadł u mnie nawet jeden płatek, więc zazdraszczam 🙂

  33. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie bezśnieżnie i całe szczęście. Niby ten śnieg lubię, świat się taki piękny robi… ale jak pomyślę o odśnieżaniu i tym jak tu Amerykańcy w tym śniegu jeżdżą, to dostaję gęsiej skórki Amazed I jakoś dziwnie mi nie tęskno… Wink

    • Quackie pisze:

      Bry. A mnie najbardziej bawi, jak spadnie 5 cm śniegu i ogłaszają stan klęski żywiołowej, albo prawie (np. zamykają szkoły – w MD).

      • miral59 pisze:

        To chyba zależy od szkoły. Ta do której chodziły moje dzieci, nawet przy największych opadach śniegu była czynna. Kwestia odśnieżania tras i szkolnych parkingów. A śniegu to potrafi tu nawalić że hej Delighted Nie zapomnę, jak kilka lat temu nawaliło tyle, że nie dałam rady drzwi otworzyć Pleasure Dopiero małżonkowi się udało je uchylić na tyle, że mógł chociaż trochę sprzed tych drzwi śnieg zgarnąć. Pamiętam też, że masę ludzi utknęło wtedy na ulicach, bo służby porządkowe nie nadążały ze sprzątaniem.
        A tak w ogóle, to zawsze mnie śmieszy, że gdy zapowiadają opady śniegu, to na autostradach co kilka kilometrów ustawiają się pługi śnieżne i czekają. Czasami jeszcze nie ma za dużo tego śniegu, a one już popylają i „odśnieżają”, chociaż nie ma co Delighted

        • Quackie pisze:

          Eee, chyba wolałbym tak, niż żeby zima tradycyjnie zaskoczyła drogowców.

        • Quackie pisze:

          A, i jeszcze mi się przypomniał taki amerykański (?) wynalazek – multipług śnieżny na autostradzie, na bazie ciągnika siodłowego, który ma skrętne tylne koła naczepy i w trakcie jazdy ustawia ją skosem przez 2 albo 3 pasy jazdy naraz, odśnieżając większą szerokość naraz, oczywiście przy założeniu, że przed nim nie jadą inne samochody. Chciałem nawet wkleić filmik, ale nie umiem znaleźć.

  34. miral59 pisze:

    Nie wiem dlaczego, ale my nie zmieniamy opon na zimowe. Na tych samych jeździmy cały rok. Thinking Wiem, że w Polsce można za coś takiego zapłacić mandat… tu nikogo to nie interesuje. Nawet przeglądy samochodu nie są konieczne i jakbyście zobaczyli jakim czasami ludzie złomem jeżdżą, tobyście popadali Delighted Jedynie test spalin jest obowiązkowy. Przysyłają zawiadomienie, że już czas na sprawdzenie i obowiązkiem jest pojechać i (bezpłatnie) dać się podłączyć do specjalnego komputera. Trwa to może 10-15 minut i dostaje się taki papiór, że wszystko w porządku. Względnie trzeba coś tam zreperować i zrobić test jeszcze raz. Do skutku…

    • Quackie pisze:

      Nie jestem pewien mandatu, ale nie zdziwiłbym się, gdyby np. w przypadku wypadku na letnich oponach w zimie ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. Może w USA to tak nie funkcjonuje, więc ludzie nie mają bodźca, żeby zmieniać? O ile mi wiadomo, w tych stanach, gdzie śnieg pada i jest czymś normalnym, ludzie często jeżdżą na całorocznych, które są inne niż letnie.

      • miral59 pisze:

        Któryś z polskich przyjaciół opowiadał mi o zapłaconym mandacie za letnie opony zimą, dlatego tak napisałam. Nie miałam w Polsce samochodu, także nie wiem… A wypłata odszkodowania w dużej mierze zależy od firmy, w której się ubezpieczasz. Z niektórymi musisz iść do sądu, żeby swoje wyegzekwować, inne płacą Ci od ręki, nawet dokładnie nie sprawdzając. Ludzie często wybierają takie „dupne” ubezpieczenia, bo są tanie. A potem bieda Amazed Koleżanka z serwisu cieszyła się, że tak mało płaci, ale jak miała wypadek i samochód poszedł do kasacji, to jeszcze chyba ze dwa lata płaciła za niego raty, bo ubezpieczenie było niewystarczające.
        Nasze obydwa samochody są już dawno spłacone, a my ciągle wykupujemy ubezpieczenie tak zwane „dwustronne”. Czyli nie ma znaczenia czyja wina, ubezpieczenie pokrywa wszystkie koszty. Człowiek jest tylko człowiekiem i zawsze można się zagapić i komuś w kufer wjechać. I co, potem sama będę płaciła za naprawę swego samochodu?
        Co prawda nie miałam jeszcze tu wypadku (odpukać w niemalowane), ale nasze samochody miały. Raz na parkingu i dwa razy na podjeździe przed domem Delighted No i małżonek miał dwie stłuczki. Raz z jego winy, a raz sąsiad na niego najechał Delighted I dobrze, że mamy porządnego agenta (a właściwie agentkę) ubezpieczeniowego, bo trzeba było mieć masę nerwów, żeby się z tamtym ubezpieczeniem o wszystko wykłócać. A i tak naprawa samochodu pozostawiała wiele do życzenia. Worry

        • Quackie pisze:

          Czekaj, to Ty mówisz, że u Was agent(ka) ubezpieczeniowy/a pomaga przy tzw. likwidacji szkody i wypłacie ubezpieczenia? Mieliśmy dotąd trzech agentów i żaden z nich „nie zniżyłby się” do współpracy przy likwidacji szkody. Oni byli/ są tylko od wyjaśnienia szczegółów polisy i sprzedaży, od likwidacji jest dział likwidacji szkód, czyli kolejka, okienko i czekaj petencie na likwidatora, a potem na decyzję. Nie słyszałem o innym modelu w Polsce.

          • miral59 pisze:

            Jak już pisałam, nie mieliśmy samochodu w Polsce i nie mam pojęcia jak to wygląda. Tutaj agent jest do wszystkiego. Gdyby mi wysiadł samochód na autostradzie, też mogę zadzwonić do agentki, żeby mi pomogła. I pomoże. Wyśle pomoc drogową, jeśli będzie taka konieczność, bo tak mam zagwarantowane w polisie Pleasure Jak mój małżonek wjechał na inny samochód, to też zadzwonił do agentki, a ona wysłała go do autoryzowanego warsztatu. Tam zawieźli małżonka do firmy wypożyczającej samochody, żeby sobie jakiś wybrał. Po dwóch dniach zadzwonili z warsztatu, że samochód gotowy. Małżonek pojechał do wypożyczalni, oddał samochód, zawieźli go do warsztatu, odebrał swój i po sprawie. Za nic nie musiał dodatkowo płacić, ani nad niczym się zastanawiać Delighted Przecież płacimy za to! W sumie, za dwa samochody, to ok. 2 000 dolarów rocznie. Nie wiem, czy to dużo, czy mało?
            A poza tym, w mojej ubezpieczalni nie ma okienka przy którym mogłabym stanąć Delighted Jak mam sprawę do agentki i chcę się z nią zobaczyć (a nie przez telefon), to siadam przy jej biurku i możemy sobie pogadać. Bo każdy agent ma przy swoim biurku dwa dodatkowe krzesła dla klientów. Jak przyjdzie więcej osób, zawsze można jeszcze kilka krzesełek dostawić Wink
            Mało tego. Jak w nasz samochód stojący na parkingu walnęło, urwane z przejeżdżającego samochodu koło, to po naprawie zadzwonił do mnie facet z naszego ubezpieczenia, że chciałby samochód obejrzeć. Umówił się ze mną na konkretny dzień i godzinę. Obejrzał cały samochód, nawet zajrzał pod spód Delighted Chociaż nie wiem po co, bo uszkodzone były tylko tylne drzwi… Potem zapytał mnie czy jestem zadowolona z naprawy i dał do podpisania papier, że jestem usatysfakcjonowana usługą Happy-Grin Podpisałam bez oporów, bo nie miałam zastrzeżeń. Tylko najpierw poczytałam co mi podsunął do tego podpisu Pleasure

            • Quackie pisze:

              No i to jest zdaje się różnica w obsłudze klienta między USA a Polską.

              • Tetryk56 pisze:

                jest jeszcze druga różnica: między $1000 a 800 PLN…

                • Quackie pisze:

                  No, to gdzieś 1/4 z 1000$. Ale te 800 zł to skąd się wzięło?

                • Tetryk56 pisze:

                  Tyle płacę za swoje…

                • miral59 pisze:

                  Muszę przyznać, że zawsze mnie denerwuje, kiedy ktoś przelicza zarobki za granicą i porównuje je z polskimi… Pamiętam, jak zaraz po przyjeździe tutaj, pracowałam w serwisie sprzątającym. Miałam średnio $220 na tydzień. Koleżanki w Polsce mi zazdrościły, że aż tyle. Małżonek pracował wtedy przy sprzątaniu biur i miał podobne zarobki. (powód do zazdrości, prawda?) Tylko żadna nie brała pod uwagę, że za samo mieszkanie płaciliśmy $600. A do tego światło, telefon, internet, bilety miesięczne, no i czasami trzeba było coś zjeść, czymś się umyć itd., itp…. Nie wspominając już, że przyjechaliśmy z dwójką dzieci na utrzymaniu. Ani tego, że wynajmując mieszkanie nie mieliśmy żadnych mebli, ani naczyń. Na czymś trzeba było spać i z czegoś jeść. A wszystko kosztuje… Całe szczęście, że tutaj szkoła nie jest droga, a książek nie musieliśmy kupować, bo dzieci wypożyczają je ze szkoły (za groszową opłatą). Poza tym, dla takich biedaków jak my, są duże ulgi. Nie musieliśmy płacić za szkolny autobus, a dzieci miały darmowe lunche w szkole. W kolejnym roku już musieliśmy częściowo zapłacić, bo nasze zarobki podskoczyły. Małżonek zmienił pracę. A jeszcze kolejny rok, skończyły się ulgi, bo i ja zmieniłam pracę. Za dużo już zarabialiśmy Wink
                  To oczywiście nie jakieś pretensje do Mistrza T Happy-Grin Buziak Tylko tak mi się skojarzyło…

              • miral59 pisze:

                Wysokość ubezpieczenia za samochód też jest zróżnicowana. Najwięcej płacą rodzice 16-latków. Do 19 roku życia. Potem już mniej, a jak pociecha skończy 25 lat, traktowana jest jako osoba dorosła i doświadczona 😀 Wysokość zależy też od miejsca zamieszkania. Moja córa, która mieszka w Colorado, za ten sam samochód płaciła więcej niż tu. U nich często wali grad i obija samochody. Także ta sama firma ma różne stawki.
                Za to za dom płacimy mniejsze ubezpieczenie Pleasure Bo ubezpieczyliśmy go w tej samej firmie, a oni dają zniżki za lojalność Wink I tu też są różnice w stawkach. Jeśli dom stoi na tzw. „flood area”, czyli terenach zagrożonych powodzią, to składki są dużo większe. Firma się w ten sposób zabezpiecza przed bankructwem…

  35. Wiedźma pisze:

    Witaj Mirelko….. Hi tęsknie czekam na Twoją wycieczkę do bielików ! I na pewno nie tylko ja:)

  36. miral59 pisze:

    W międzyczasie załatwiłam już dwie sprawy Happy-Grin Ale zaraz będę musiała wylecieć na dłużej Sad Szkoda… Jeszcze te pierońskie cotygodniowe zakupy Distort

  37. Tetryk56 pisze:

    Mireczko, nie chciałem cię denerwować!
    Po prostu chodzi mi o to, ze kompletniejsza usługa w Stanach jest droższa niż mniej kompletna u nas – nawet przeliczając sztucznie $ na PLN 1:1.
    Kiedy zostałem uderzony przez inny samochód, w warsztacie – który sam wyszukałem i dojechałem do niego – podpisałem papier, na podstawie którego naprawiający rozliczył koszty z moim ubezpieczycielem poza moim zainteresowaniem – czyli podobnie jak przy udziale twojej agentki. Być może warsztat wyciągnął coś więcej niż niezbędne minimum, ale nie miałem z tym żadnych kłopotów – po umówionym czasie odebrałem naprawione auto.
    Miałem takie przygody z dwoma samochodami, ubezpieczanymi w różnych firmach – w obu przypadkach naprawca wykłócał się z ubezpieczycielem (w jednym z tych przypadków dwukrotnie ściągał rzeczoznawcę!).
    W sumie więc, nie wiem czy byłbym chętny płacić nawet 50% więcej za czułą opiekę agentki.

    • miral59 pisze:

      Przecież od razu napisałam, że moja wypowiedź Ciebie nie dotyczy. Była tylko na zasadzie skojarzenia. I nie zdenerwowałeś mnie, nie było czym Pleasure
      Może po prostu w Polsce są inne warunki i układy. Tutaj tanie ubezpieczenie nie załatwi Ci niczego, a żaden warsztat nie będzie chciał iść na takie ryzyko. To co nasz sąsiad na parkingu wjechał mężowi w drzwi samochodu, to był horror. On ma tanie ubezpieczenie. Uszkodzenie samochodu wycenili na tyle, że nie wiem jaki warsztat by to zrobił za takie pieniądze. A poza tym potrzebowali całego stosu papierów. W końcu dali adres warsztatu z nimi współpracującego, żeby małżonek tam naprawił. Wzięli więcej niż wycena i to małżonek musiał zapłacić. Potem agentka się wykłócała z nimi, żeby zwrócili całość, a nie tylko to co wycenili. A i tak nie było to porządnie zrobione i jak padał deszcz, to małżonkowi przez te drzwi zaciekała woda. Do d…, to znaczy do kitu takie naprawianie!!!!
      Siostra mojej byłej wspólniczki miała jeszcze lepiej. Wyszła za mąż i kilka miesięcy później okazało się, że ma raka. Poszła do szpitala na operację, a w tym czasie jej świeżo upieczony małżonek zwinął żagle. Jak jej napisał w liście pożegnalnym, po tej operacji brzydzi się ją dotykać (taki głąb). Przy okazji ukradł jej samochód, który kupiła jeszcze przed ślubem. Po powrocie ze szpitala, ta siostra zgłosiła na policji kradzież. Znaleźli samochód rozwalony kompletnie. Ubezpieczenie odmówiło zwrotu kosztów, bo małżonek nie był dopisany do ubezpieczenia. Nawet z tą kobietą gadać nie chcieli. A raty trzeba było płacić. Wkurzona, powiedziała o tym znajomemu adwokatowi, a ten napisał jej skargę do gubernatora. Jak jej wyjaśnił, sprawa w sądzie będzie się wlokła latami, a tu mogą pomóc w kilka tygodni. I pomogło Delighted Nawet tydzień nie minął, jak przysłali z ubezpieczenia kasę, a dopiero później przyszła odpowiedź z biura gubernatora, że sprawdzą to ubezpieczenie Overjoy Musieli dokładnie sprawdzać, skoro reakcja była natychmiastowa Pleasure Tylko nie każdy ma znajomego adwokata… i nie każdy umiałby się wykłócać. Muszę też przyznać, że to moje ubezpieczenie, wcale nie jest z tych najdroższych na rynku. Są droższe i to dużo. Chociaż niekoniecznie lepsze…

      • Quackie pisze:

        To są niebywałe historie, a najpiękniejsze, że czasem z happy endem. Mam wrażenie, że częstszym jednak po Waszej stronie Wielkiej Wody.

        • miral59 pisze:

          Widzisz… Tutaj jak wiesz jakie masz prawa, żyje się łatwiej. No i oczywiście o ile jesteś tu legalnie. I kolejny przykład 😀 Małżonek w klimatyzacji robi tu od ponad 15 lat. W tym fachu są tak zwane „martwe sezony”, kiedy nie ma ani ogrzewania, ani chłodzenia. To znaczy są używane, ale jakoś nikt nie instaluje, ani specjalnie nie naprawia. I tak, zwykle od połowy grudnia do połowy marca małżonek siedział (jak na urlopie bezpłatnym) w domu. Wściekał się, bo samej ciężko było mi utrzymać dom. Dopiero po dziesięciu latach pobytu tutaj, dowiedzieliśmy się, że chociaż jest zatrudniony, ale jak sezonowo nie ma pracy to może pobierać zasiłek dla bezrobotnych… Tylko kto to wiedział? A Amerykanie wiedzą i wykorzystują. Prawdopodobnie jest więcej takich benefitów, tylko my o tym po prostu nie wiemy. A trudno jest zapytać o coś, skoro nie wiesz o co masz pytać…

          • Quackie pisze:

            No właśnie, jeżeli wiadomo, jakie masz prawa. A jeżeli w PL interpretacja przepisów podatkowych może się zmieniać zależnie od rozpatrującego Urzędu Skarbowego?

            • Tetryk56 pisze:

              Nawet w zależności od pokoju, w którym pytasz. I nie dotyczy to bynajmniej tylko US-ów – to problem jakości naszego prawa, funkcjonującego na zasadzie patchworków.

              • Quackie pisze:

                I jak tu żyć? Jak żyć, Mistrzu T? Poza tym, że długo i szczęśliwie?

                • miral59 pisze:

                  Ale jakoś sobie Polacy z tym radzą. Jedni lepiej, drudzy gorzej… Najgorzej, że ustawodawca sam niejako zmusza ludzi do łapówkarstwa. Bo skoro interpretacja zależy od urzędnika… to można tego urzędnika zachęcić do korzystniejszej interpretacji… Worry

            • miral59 pisze:

              No to faktycznie przekichane Sad

  38. miral59 pisze:

    Zapraszam na pięterko Happy-Grin Podejrzewam, że większość się pofatyguje jak ja już będę spała, czyli u Was rano Pleasure Przynajmniej będę miała co poczytać jak wstanę Wink

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)