[słowo wyjaśnienia: cykl o agencie Nowaku jest zdaje się jak dotąd jedynym, tworzonym w zespole z utalentowanym młodym człowiekiem o nicku Zoe. Do dwóch opowiadań, opublikowanych tutaj, Zoe dopisał jeszcze „Doskonałość niezakamuflowaną” i krótki „Testament faceta w czerni”. W pierwszym z tych opowiadań okazuje się, że agent Nowak, sugerując „ludziom w czerni” kosmiczny spisek na szczytach władzy, rozjuszył tę tajną organizację do tego stopnia, że zaczęła ona deptać po odciskach prawdziwym międzywymiarowym podróżnikom, w tym Zoemu i SuperKubakowi. Komentarze pod tym opowiadaniem, w tym również ironiczne uwagi zakamuflowanego jako Quackie agenta Nowaka, sprowadzające możliwość podróży w czasie ad absurdum, zdenerwowały Zoego do tego stopnia, że – aby udowodnić swoją zdolność do przemieszczania się w tym wymiarze – w sobie tylko znany sposób przewidział, jaki artykuł pojawi się następnego dnia w jednej z codziennych gazet. Artykułem tym był „Testament faceta w czerni”, rzecz o Johnym Cashu. Poniższe opowiadanie jest próbą wybrnięcia z paradoksu czasoprzestrzennego przez agenta Nowaka vel Quackiego]
Uśmiechnąłem się ironicznie. Facet siedzący naprzeciwko popatrzył na mnie, niewzruszony. Zawsze uważałem, że Outanga jest idealnym miejscem takich spotkań, ale po ostatniej serii nalotów MIBów zrobiło się tu niewygodnie. Przez głowę przemknęła mi myśl „Czyżby Ernest? W końcu zna nieźle pułkownika Quarterblooda jeszcze z czasów, kiedy tamten był kapitanem… Ale nie, to niemożliwe. Ernest ma zbyt dużo do stracenia – niezłą emeryturę na Karaibach… i siostrę!”.
– A więc utrzymuje pan, że potrafi podróżować w czasie…
– Nie tylko w czasie – przerwał mi gość – Czas jest tylko jednym z siedmiu wymiarów. Pan, panie Nowak, niestety potrafi tak jak większość przesuwać się w tym wymiarze tylko w jedną stronę. My możemy w obie, podobnie jak w pozostałych sześciu wymiarach.
– Jeżeli mnie słuch nie myli, panie… Jak właściwie mam się do pana zwracać? – spróbowałem go podejść. Tym razem to on się uśmiechnął. Ironicznie, ale w granicach dobrych manier.
– Proszę się do mnie zwracać „Panie Z”. Zet, jak to radio.
– O, czyżby moda z brytyjskiego MI6 dotarła do siódmego wymiaru? – nie darowałem sobie lekkiej złośliwości – Ale do rzeczy. Przed chwilą powiedział pan „My możemy”. Pan kogoś reprezentuje?
– Jest nas… – zawahał się – …powiedzmy kilka osób, głęboko zatroskanych stanem rzeczy. A pan jest w dużej mierze odpowiedzialny za ten stan rzeczy. Aha, kilka osób i zapomniałbym, kot.
Zatkało mnie. Nie ze względu na to, co powiedział tajemniczy pan Z. Na wolnym do tej pory krześle zmaterializował się bowiem znikąd olbrzymi kocur, czarny jak sadza albo gawron, z zawadiackimi wąsami kawalerzysty. Kot nic nie mówił, siedział tylko na krześle i wpatrywał się we mnie wyraźnie nieżyczliwym wzrokiem. Na szyi miał gustowną, ozdobną obróżkę z niewielkim metalowym identyfikatorem, na którym widniał nie wiadomo dlaczego napis „CAДOBA 302-A”. Zaledwie zdążyłem go odczytać, kiedy kot wyszczerzył zęby w wyraźnie ironicznym uśmiechu i zaczął powoli znikać, od ogona ku głowie. Przez chwilę w powietrzu utrzymywał się tylko sam uśmiech, ale w końcu i on zniknął.
Przełknąłem ślinę i rozejrzałem się naokoło. W całej restauracji nikt nie przerwał rozmowy, nikt nie wpatrywał się ze zdumieniem w nasz stolik, nie krzyczał z przerażeniem, ani nie dzwonił na 112. Mój rozmówca obserwował mnie bacznie, z wyraźnie zadowoloną miną.
– Taak, jak pan sam widzi, jest i kot. Swoją drogą, porusza się między wymiarami chyba najlepiej z nas wszystkich. Ale z drugiej strony chodzi własnymi drogami, więc czasem trudno na niego liczyć.
– Co pan w takim razie chciał mi przekazać? – zapytałem. – Po co to spotkanie? Dlaczego tutaj? I dlaczego upierał się pan, żebym miał przy sobie Nowy Testament, koniecznie w czarnej okładce?
– Nowy Testament to znak identyfikacyjny. Jak pan myśli, ilu mężczyzn w pana wieku można spotkać w takiej restauracji z Nowym Testamentem w ręku? – zaśmiał się – A tutaj… Widzi pan, wiemy o panu naprawdę wiele. I wyznaczając miejsce, pokazaliśmy po prostu, że znamy pana ulubione miejsce służbowych – odkaszlnął dyskretnie – spotkań. A co do wiadomości, jaką miałem panu przekazać… – tu zawiesił głos, ponieważ do naszego stolika zmierzał Ernest.
– Co panom podać? – Ernest, jak każdy prawdziwy profesjonalista, widząc mnie w towarzystwie obcego człowieka, nie dał po sobie poznać, że znamy się od dawna. Pan Z. udawał grzecznie, że w to wierzy; przejrzał menu i zamówił z uśmiechem placki ziemniaczane. Była to specjalność Outangi, przygotowywana starannie z ciasta zawierającego 3 gatunki ziemniaków, w tym brazylijskie pataty oraz drobno pokrojoną cebulkę dymkę, a podawana w sosie z trufli ze skwarkami. Wyrafinowana prostota tego dania nieodmiennie budziła we mnie podziw. Pan Z. najwyraźniej znał się na rzeczy. Rezygnując z kamuflażu, skinąłem głową: – To, co zawsze.
– Wracajmy do naszych baranów – rzuciłem, kiedy Ernest się oddalił. – O co panu i pana znajomym chodzi?
– To proste – zwrócił się do mnie bez uśmiechu. Było widać, że żarty i uprzejmości się skończyły. – Miota się pan tu i tam, ostentacyjnie nosi tego Cluissarda… Nawiasem mówiąc, niech pan odpruje podszewkę pod lewą połą, zobaczy pan tam wietnamską metkę, to podróba… Korzysta pan z życia, co jest dobre, ale już niekoniecznie dla Denebianina. Pan przecież pochodzi z Deneba?
Nie potwierdziłem ani nie zaprzeczyłem. Pokazałem gestem, żeby ciągnął dalej.
– I nawet się pan u nich nie zarejestrował. Proszę pana, nikomu z nas to się nie opłaca. Faceci W Czerni ganiają pana po całym mieście, w końcu dotrą i tutaj, ale po drodze ciągają za uszy naszych ludzi, robią zamieszanie… Interesy, jakie prowadzimy, są wielowymiarowe i naprawdę wymagają spokoju! Panie Nowak, pan nam – nachylił się ku mnie, jakby chcąc zostać lepiej zrozumiany – pan nam bruździ. Proszę przestać. Tymczasem jeszcze proszę…
To już zabrzmiało jak groźba. Wciągnąłem powietrze i policzyłem w myśli do jedenastu, a potem wstecz. Teraz, albo nigdy. Zacząłem swój gambit:
– Panie Z., pan ma swoje wielowymiarowe interesy, a ja swoje. Zna pan może Alicję? Oho, po minie widzę, że tak, proszę się nie wstydzić, w końcu u niej bywają tylko ludzie sukcesu. I tak mi się wydawało, że skądś znam tego kota. Przykro mi niezmiernie, że moje i panów interesy tak nieszczęśliwie się krzyżują, ale to można w każdej chwili zmienić. Jeżeli panowie tak świetnie radzą sobie z wymiarami… Swoją drogą aż się boję zapytać, co się dzieje w czterech wymiarach, kiedy jedna z istot siedmiowymiarowych będzie chciała zrobić dowcip drugiej i cofnie się po strzałce czasu nieco wcześniej, tak, żeby przeprowadzenie zmian przez tę pierwszą było niemożliwe… Jeżeli więc tak doskonale poruszacie się w czasie, co stoi na przeszkodzie, żeby pan albo pański kot zerknęli, powiedzmy w przyszłą sobotę, na wyniki LOTTO i podał mi je? Szykuje się niezła kumulacja, więc mam nadzieję odzyskać to, co stracę, rezygnując z – jak pan to ujął? Miotania się i brużdżenia.
Rozejrzałem się po sali i wróciłem wzrokiem do jego twarzy. Minę miał nieprzeniknioną. W końcu westchnął i zapytał: – Jaką mamy gwarancję, że po otrzymaniu tych liczb rzeczywiście przestanie pan nam przeszkadzać? –.
Na to byłem przygotowany – Skoro możecie w każdej chwili cofnąć się w czasie – zaproponowałem – Cóż stoi na przeszkodzie, żeby zabezpieczyć się, w razie kłopotów nie dopuszczając do naszego spotkania? A panów to przecież nic nie kosztuje!
Zastanawiał się jeszcze chwilę, po czym podjął decyzję: – Dobrze. Proszę chwilę zaczekać… – rozwiał się w powietrzu, ale tylko na ułamek sekundy. Wrócił, trzymając w dłoni pasek papieru. – Tu ma pan te numery, panie Nowak. Proszę im się dobrze przyjrzeć i zapamiętać, nie mam zamiaru dawać panu tego świstka. W ogóle przenoszenie czegokolwiek w tę stronę jest zabronione, w ten sposób można narobić niezłego twonka. Ale z pańskim szkoleniem nie powinien pan mieć najmniejszych problemów. Przebiegłem wzrokiem po powierzchni papieru, bezgłośnie powtarzając sobie wydrukowane liczby. Pan Z. wyciągnął dłoń, jakby chciał odebrać mi już papier, ale tylko przecząco zabębniłem palcami w blat stolika. Jeszcze kilkanaście sekund… jeszcze kilka… Już. Teraz mogłem być pewien.
Pan Z. zabrał pasek papieru i schował go do kieszeni. Rozpogodził się i z zadowoleniem smakosza powitał placki ziemniaczane, które tymczasem przyniósł Ernest. Ja machinalnie jadłem obiad, nie myśląc w ogóle o tym, co robię. Miałem poczucie, że uporałem się z największym problemem, jaki trapił naszą organizację. Teraz kwestia sfinansowania operacji „Ciotka Trufla” była rozwiązana! I żaden międzywymiarowy podróżnik nie mógł już tego zmienić, choćby nie wiem jak chciał.
________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry na nowym piętrze. Postarałem się o streszczenie, wyjaśniające, co działo się pomiędzy poprzednim a obecnym opowiadaniem, mam nadzieję, że wystarczająco jasne i treściwe. Tekst zawiera również zagadkę, być może niewystarczająco jasno wyeksplikowaną, ale wtedy było to zabezpieczenie na wypadek, gdyby Zoe próbował jednak cofnąć się w czasie i coś pozmieniać. Jakoś obeszło się bez rozbrajania tej miny – więc ciągle tkwi w tekście i czeka na sapera. Ktokolwiek spróbuje?
Witam już z domu, siedzący na swojej…

(to w temacie „przelotności” poniżej)
Czyta się b. miło – p.t Autorzy b. sprawnie rzeczonego kota wykręcają na wszystkie strony, nie dziwota że zanika co chwilę!
Ohoho, a pamiętasz ostatnią część? Tam też jest kot…
Proszę się rozgościć, ja znikam na czas jakiś.
Manier Kota nabrałeś, czy jak?
Nie, idę skorzystać z pogody z Najjuniorem…
Ano, wróciłem. Może będzie burza?
Nie wiem, Kwaku ! Kot z Sadowej ma manery kota z Cheshire ?
Podwójny agent? a Nowak też umie poruszać się w te i we wtę ? 
Kot jest archetypem wszystkich literackich kotów, więc swobodnie przenosi się z Cheshire na Sadową i z powrotem, a Nowak jest agentem wielokrotnie złożonym, ale profesjonalistą – pracuje dla tego, kto da więcej, i z kim mu po drodze – jak się zaraz okaże. Z tym że to wszystko to żadna mina.
Podpowiedź niewiele wyjaśniająca, ale przynajmniej wskazująca sedno – dlaczego agent Nowak w końcówce jest przekonany, że nikt mu już nie przeszkodzi?
Owszem… potrzebował tych tych sekund po coś…. ale i tak nie zgadnę
Ale wiesz, że jak padnie prawidłowa odpowiedź, to w tym samym momencie pan Z. będzie mógł się cofnąć i rozbroić minę? Ona działa, dopóki dokładnie nie wiadomo, jak.
Dlatego jeszcze chwilę poczekamy z odpowiedzią.
Dobrze ! nie nadążam za Twoja wyobraźnią ….bystrzaku
Co tam cyka?? Behemot się uśmiecha, kasę można lekko wygrać (auuuu, też chcę)! Placki ziemniaczane z młodych ziemniaków mi zapachniały (mniaaaam).. Takie przyrumienione puszyste i kubeczek śmietany. Może być


Quackie!! Jesteś Pan okrutnikiem!!!
PS A ja na kolacyjkę zjadłam serek wiejski
nie byłam taka…. zrobiłam sobie małą porcję placków ziemniaczanych ! Bez śmietany
Się zmobilizowałaś?? Podziwiam
jednego ziemniaka utarłam
palce ocalały !
mówisz, że placki z tartą, moja własną skórą byłby lepsze ?
Treściwsze
U mnie Danio light i grahamka, więc też nie za wystawnie. Placki proszpani były jednak trzy latka wstecz, eheu.
w lightach jest za dużo kalorii ! A placki jadłam pewnie ze trzy lata temu
i zdaje się, że to lektura mnie skłoniła do tych placków. A zwłaszcza sos truflowy ze skwarkami…. niewyobrażalny skądinąd:)
jak dotąd…. jadałam placki z młodych pyrek popijając szampanem truskawkowym !
?????? Czym?????
był taki erzatz
Ha. We Francji (Haute Savoie) widziałem, a nawet kosztowałem NALEWKĘ truflową. Niewyobrażalne paskudztwo, słodkawo-grzybowe. Ale jako sos ze skwarkami do placków z pyrek – wydaje się pasować.
skwarki…. brrrrr, rozmoczone w tym sosie ?
Hmm, odpowiednio gęsty, tłusty sos, i by nie rozmokły.
Ha, ale zapachu smażonych placuszków, to ja po dziesięciu psze Pana nie zapomnę. Nawet
Jestem ciemna, jak tabaka w rogu, o! Wiem, wiem.. tendencje do samokrytyki mile widziana
W takim razie czekam spokojnie i ja..
Szanowny Pan Senator, to tak nic??
Aaa, nie pojechał jeszcze? Bo zapowiadał przecież?
Jutro rano, tak mówił i pisał pięterko niżej. Zdaje się.
Szanowny nasz Rumak zapowiedział wyjazd jutro o świcie i nakazał nam oczekiwać Armagedonu
Się szykuje z czterema końmi Apokalipsy ?
No to pewnie wcześniej się położy, jak skoro świt rusza.
Przegapiłam piętro niżej wpis Senatora i dlatego czekałam, że się jednak odezwie.
Idę pod prysznic, bo mnie słoneczko mocno zmęczyło. Zaglądnę jeszcze.. Może się wyjaśni?
Oooo, ale mi świat pociemniał! Może jednak deszcz i burza? Za jakąś chwilę się okaże….
coś pomrukuje z oddali….
Ja już czekałem koło 18:00 i guzik. Może w nocy się wyjaśni? Tzn. zaciemni i wygrzmi, bo tak jak teraz to jest wręcz irytujące, duszno i niefajnie, człowiek tylko czeka, aż przyjdzie burza, a tu guzik.
Pada…. i wieje, jeszcze nie łomocze…
o rany…. ależ grad !
już po….spokojny deszcz pada…po strachu?
To błyskawicznie – pięć minut tego gradu?
Tak… trzeba przyznać, że stuk lodowych kulek o blaszany parapet i o szyby nie jest miły… zupełnie jak wystrzały…
U Ciebie duży spadek temperatury pokazują na godz. + – 23:….
A, czyli można się spodziewać wtedy lodu z nieba. Podstawię szklaneczkę szkockiej…
W Twoje ręce perswaduję bynajmniej !

Aale jeszcze wcale nie pada. Szkocka się grzeje.
Kwaku ? wyjaśnisz tę zagadkę ?
Aj, oczywiście. W sumie rzecz jest banalna, chodziło o to bębnienie, w ten sposób Nowak przekazał liczby dalej, pod blatem był przekaźnik czuły na wibracje. Gdyby nawet ktoś zechciał mu wyczyścić pamięć, to i tak zleceniodawcy Nowaka znaliby te liczby – i mogli sfinansować operację. Naturalnie teraz pan Z. może się cofnąć w czasie i zlikwidować przekaźnik… albo przesunąć się w przeszłość i zmienić wyniki losowania, ale dopóki nie wiedział o tym, że informacja wydostała się dalej, Nowak miał przewagę.
Dobry wieczór
Właśnie wróciłam do domu i przypłynęłam na Wyspę żeby się zameldować i powiedzieć dobranoc. Jestem padnięta, więc do jutra 
Dobranoc!
Przekaźnik…. hmmm no tak, szpiedzy wspierani przez Ernesta ?
Ernest na pewno miał w tym swój udział! On kombinował na wszystkie strony. Zresztą akurat ta postać jest żywcem wzięta z „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich; był tam barmanem i kelnerem w nie bardzo podłym lokalu, lubił polerować szkło i mówiło się, że tym polerowaniem zamiast dżina wywołał inwazję obcych (nie całkiem była to inwazja, ale do tego trzeba już przeczytać książkę) – więc to jeszcze jeden trop co do kontaktu ludzi z kosmitami…
Aj, faktycznie banalna.. ej Panie Q


Uwaga na osoby stukające po blacie, czegokolwiek
Dobranoc
PS Pachnąca!! Powiedzieć Ci wiersz???
Powiedz mi wiersz. Teraz, tylko żeby był romantyczny.
Strofy dla Ciebie, masz!

Ty przychodzisz jak noc majowa,
Biała noc, noc uśpiona w jaśminie,
I jaśminem pachną twe słowa,
I księżycem sen srebrny płynie…
Piękny jest ten wiersz Bolusia..
W świecie wielowymiarowych podróży metody banalne bywają najskuteczniejsze, bo nikt nie przewiduje, że zostaną użyte.
A ja czekam na strofy dla mnie. Podkład muzyczny już jest. Żaby i słowiki. Sceneria to rozgwieżdżone niebo, ciepło bardzo. Za wisienkę na torcie będą robić meszki.
Serenady już masz
Aaa wiesz, że u mnie meszki odpuściły. Pewnie im za zimno 
Dobry wieczór, piękny wieczór a Wy tacy prozaiczni. Placki, skwarki, tłusty sos. Zero romantyzmu.

A przecież… Każdy z nas to wie, każdy z nas pamięta, że wiosną mazowiecka noc szumi majem, więc powiedzieć dzisiaj chcę jaki urok ma i moc rozgwieżdżona, pachnąca bzami noc… Spójrz, proszę, jaki piękny jest świat kiedy maj nad Mazowszem kwitnie nocą jak sad.
Rozgrywki między agenturami! Literatura płaszcza i szpady w XXI wieku! Podróże w wielu wymiarach, w tym czasie.
Mało romantyczne?
W sosie i ze skwarkami
Mało. 
Grr. Sos i skwarki dla kororytu, jako wyraz snobizmu na prostotę u biznesmenów, jadających w tym lokalu.
Dla romantyczności przydałaby się jakaś cud-dziewica.
Mogłaby być na deser. 
Ooo. Już wiem. Sushi serwowane NA cud-dziewicy. Oczywiście odpowiednio rozebranej. Ale przy tak zastawionym stole nie ma szansy na poufną rozmowę, a ona jest tu osią opowiadania.
Nie zauważyłeś, że o poufność zadbałam zostawiając ją na deser. Takie cud-dziewice miewają różne przydatności za podwiązkami. I byłby zachowany choć cień parytetu.
Trzebaż je było serwować w szampanie z truskawkami! Żaden snobbyman nie pija szampana bez tego owocu, podobnoż.
Dziewice w szampanie też można podawać…
postukując palcami
Rozumiem, że w opowiadaniu nie ma, bo występuje deficyt dziewic. Ostatnią podobno zjadł Smok Wawelski.
O szampana i truskawki łatwiej. 
Boziu. Placki ziemniaczane maczane w szampanie?!? Może Z szampanem, to jeszcze. Dziewice cud w szampanie można podać, ale trudno znaleźć odpowiednio duży kieliszek. Co mi coś przypomina zeztamtąd – następne w kolejności do przeniesienia, jak się skończy agent Nowak.
Okazało się, że cykl o agencie Nowaku jest nie tylko romantyczny, ale też zabawny.
Śpieszę dodać, że nie były maczane w szampanie
ale i tak było śmiesznie

no i szampan Jaśminko…. truskawkowy !:)
Ja się poddaję w życiu za Wami nie nadążę, ograniczam się do czytania opowiadań [szacunek Mistrzu] i po łebkach reszty wpisów,wstyd mi, ale co poradzę

Ps. Z pietra niżej mam dla Senatora dowcip, a propos tłumaczenia na rosyjski
– Ile zna pan języków?
– Trzy.
– Jakie?
– Rosyjski, angielski i francuski.
– Proszę powiedzieć coś po angielsku.
– Gutten tag.
– Ale to jest po niemiecku…
– A to cztery.
Witaj Miśku.
Się nie ograniczaj, się odzywaj. 
Dowcip może i stary, ale nie znałam.
Oj, weź pod uwagę, że te opowiadania są właśnie po to pisane, żeby zamącić czytelnikowi w głowie, zdezorientować i pokazać w praktyce, jak może wyglądać prowokacja, denuncjacja i policja – wodna, konna i balonowa.
I jeszcze po to, żeby Autorzy wraz z czytelnikami świetnie się bawili. Jedni pisząc, drudzy czytając.
Do portu w Papeetee wpływa niewielki rosyjski frachtowiec. Gdy powoli dochodzi do nabrzeża, ogromny matros woła z dziobu do człowieka, nudzącego się na nabrzeżu:
– E! Dzierży linu!
Hę ? – Tubylec zdaje się nie rozumieć.
– Hmmm… Do you speak english?
Tuubylec nie kuma.
– Sprechen Sie deutsch?
– Parlando italiano?
– Hmmmm Habla espanol?
żadna z prób nie pozwala nawiązać kontaktu. Ostatni wysiłek:
– Parlez vous francais?
– Oh, oui, uoi! – ucieszył się miejscowy.
Eh, bien – rozluźnił się matros – Taki dierży linu!
Brzmi jak zasłyszane z natury!
Odważny matros. Nie bał się zagadać do Francuza po angielsku.

Się dogadali.
Senator wyjeżdża, Miśku… doczytałeś się ?
Hm, od razu mówię, że parytetu w tym cyklu nie ma za grosz, w następnym opowiadaniu z cyklu będą tyż sami faceci, w tym jeden nieprzytomny.
Tak się złożyło, Quackie, że wiem a nawet pamiętam.
Ha. To mi się podoba!
Ja mam lepiej niż Jaśminka… świeżość wrażeń

Wiedźmineczko, Twoją świeżość wrażeń nadrabiam wspomnieniem dwugłosu Autorów i komentarzami, na bieżąco, czytelników. Musiało mi się podobać jeśli pamiętam, bez podglądania, do dziś.
Wiem, ja się tylko trochę z Tobą droczę, bo żałuję, że nie znam tekstów Zoe:(
Tylko nie smutaj.
Powoli będę się oddalała. Zaczęli spawać. Nie chcę dziś burzy.
Spokojnej nocy!
Jeszcze chwilkę, może pójdzie bokiem. Ja tak na wszelki, bo jakby co, to będę wiała i dobranoc nie zdążę powiedzieć.

Zatem teraz już… Dobranoc i do jutra.
Dobranoc! Ciszy i spokoju po nocy.
Słoneczne dzień dobry bardzo

16 °C o siódmej rano!! U mnie?? Niemożliwe i już!! Jeśli to sen, to niech trwa, trwa..
A Senatorowi taaakieeej szeeeroookieeeej!
O tak… niech Mu się jedzie szybko i wygodnie
Dzień dobry. Się melduję, zaraz wybywam, powinienem być z powrotem wczesnym popołudniem.
Witaj Kwaku ! Mam nadzieję, że to nie koniec epopei Denebian ?:)
Była burza tej nocy, Kwaku ?:)
Dzień dobry, jestem już, będę pewnie trochę w kratkę, ale i tak bardziej niż rano. Burza była bardziej nad ranem niż w nocy, ale niewiele pamiętam. Żona twierdzi, że usiłowała mnie w jakiejś sprawie obudzić podczas, też nie pamiętam.
O Nowaku będzie jeszcze raz, ze starych zapasów, a może jeszcze kiedyś coś nowego też, ale na razie nic nie wiem.
Cieszy mnie to…. już jutro ten ze starych zapasów ?
Tak myślę, może jutro, dzisiaj pogoda mnie wykańcza, nie żeby skopiowanie tutaj było jakąś straszną pracą, ale humor mam mocno oklapły, chyba właśnie ze względu na ciśnienie.
Byłam dziś na kontrolnej wizycie u mojej doktórki. Pierwsze pytanie brzmiało : jak pani znosi tę huśtawkę ciśnienia i pogody ?
Dzień dobry ! Po wczorajszej burzy nic się w aurze nie zmieniło… i pewnie znowu dziś wpadnie na minutkę ? Parno od rana …
Błyskało na pogodę, burzy nie było. Teraz mam ani jednej chmurki i… +28 C w cieniu
Miłego dnia i do popotem Kochani.
PS do powyżej.
Dziękuję za strofy, Skowroneczku.
Dziś nie przewinęłam i dopiero teraz zobaczyłam. 
Wczoraj się nie doczekałam.
Jeszcze raz dzień dobry wszystkim. Burza u nas jeszcze pewnie będzie, bo karetki jeżdżą jak głupie, więc pewnie do sercowców.
Dzień dobry raz jeszcze Ci.
Za duże skoki ciśnienia i temperatury. Po marcu lipiec i wiele osób odczuwa tego skutki.
Po marcu lipiec. Ładne. Do zapamiętania.
Pozwoliłem sobie na 20 minut drzemki, wstałem, a tu zachodnie niebo sinogranatowe. Jak zagrzmi, to ja się wyłączę na chwilę…
Grzmi i leje, wrócę, jak przestanie….
Witam już z domku!
U nas nadal słoneczne lato, choć trochę duszno owszem jest.
Witaj!

Jak wszyscy to wszyscy, babcia też.
Wiadomość z ostatniej chwili. Trochę się zachmurzyło. Nie grzmi, nie błyska, nie pada. Mimo wiaterku duszno.
Skończyło, przewaliło się nad Zatokę. Jeszcze pogrzmiewa z daleka, jeszcze grozi, ale mam nadzieję, że już nie wróci.
Czy Zatoka jak kiedyś u nas rzeka (przed regulacją) „trzyma burze”
Zdarzało się, że nie chciały odejść przez 2 dni. Ludzie mówili, że to przez rzekę, w miejscu gdzie mieszkam była bardzo szeroka.
Wiesz, że to możliwe. Tzn. zapewne praktyk-meteorolog (albo chociaż lotnik czy żeglarz) wytłumaczyłby to logicznie i racjonalnie, np. że nad lądem się tworzą prądy wznoszące, a nad wodą nie, więc jak mamy Zatokę zamkniętą lądem z trzech (?) stron, to może trzymać. Faktem jest, że na Zatokę nie mam bezpośrednio widoku, Kamienna Góra + inne domy zasłaniają, ale ciągle widzę krawędź ciemniejszych chmur, więc bardzo możliwe, że nad Zatoką jeszcze się wozi. Ale też pewnie wiele zależy od intensywności burzy, im mniejsza, tym się szybciej wyładuje, nad Zatoką czy jeszcze wcześniej. Media donoszą, że pod Puckiem ta sama burza prała gradem jak przepiórcze jaja.
Nas, na szczęście takie „atrakcje” omijają.(Odpukać!) Nadciągają czarne chmury. Strach się bać. Tym bardziej, że burza na wsi często oznacza brak prądu.
Dzisiaj wcześniejsze dobranoc. Przez całą Polskę z wyjątkiem Podkarpacia mają przechodzić burze (to może chociaż Senator będzie miał pogodną noc). Snów spokojnych i mocnych, żeby ich byle piorun nie zakłócał.
Dobranoc Quackie.
Dobranoc, Mistrzu!
Wyjątkowych piorunów też wszak sobie nie życzymy, nieprawdaż?
Dobranoc… śpij spokojnie Kwaku
U mnie minęła kolejna krótka burza i ulewa… Wczorajszy poryw wiatru wyrwał z korzeniami kilka drzew i to dużych…
Nie sądzę, by noc minęła spokojnie,ale powietrze jest już czystsze i chłodniejsze. Grad też był, ale na szczęście niezbyt duży.
Jutro… chyba powtórka z rozrywki…. falami chodzą burze i deszcz:)
Slicznej dobranocce niech towarzyszy moja lampka
Zmęczona dzis jestem, więc … wcześniej …
Dzień dobry.. Wszyscy cali i zdrowi?? I bez pierunów??
Witaj Skowronku
…. nie było pierunów ino dysc… 
.. a teraz niebo całe w chmurach i pewnie znów popada… Mam czego chciałam !
Dzień dobry. Burzy w nocy chyba nie było, ale na pewno lało. Jest chłodno, a pogoda taka, że równie dobrze może jeszcze padać.
Czyli dzisiaj czas na nowe pięterko, jak się trochę ogarnę z bieżączką.
Witaj Kwaku …. cieszę sie na ciąg dalszy… i życzę Ci udanego dnia .Bez burzy…..
Zapraszam piętro wyżej.