« Matthiessen State Park Zbudzony w jeszcze głębszy sen »

Postrzyżyny

Nie jestem uznanym neurologiem, co to, to nie. Nie jestem też neurologiem nieznanym albo co gorsza wyklętym, po prostu nie jestem i nigdy nie byłem neurologiem, dlatego nie pytajcie mnie, jak to się dzieje, że w komórkach mózgu spoczywają sobie wspomnienia, zalegają tam niby mucha w bursztynie i nikt, nawet posiadacz mózgu, o nich nie wie, aż nagle pojawia się coś, jakiś impuls, który niczym iskra świecy w silniku je budzi i wypełnia treścią.
Mój przyjaciel Marek umieścił na FB swoje zdjęcie z dzieciństwa. W opisie okoliczności powstania fotki wyjaśnił, skąd na jego głowie fryzura na pazia. Otóż w miasteczku, w którym wówczas mieszkał, był tylko jeden fryzjer, który miał tę właściwość, że wszystkich chłopców w wieku pacholęcym strzygł na pazia, innych fryzur nie uznawał.
 Poruszyły mnie do głębi rewelacje ujawnione przez Marka, bo przecież dane mi było poznać tamto miasteczko: było i jest w nim sporo sklepów (w tym pasmanteria i sklep żelazny najlepiej świadczący o statusie miejscowości), parę kościołów, bar piwny, piekarnia z cudownie pachnącymi drożdżówkami, posterunek milicji (wtedy!), tudzież wielka fabryka zapałek (też wtedy), a na to wszystko tylko jeden etatowy fryzjer. Co za niesprawiedliwość losu! Ja wiek pacholęcy spędziłem na wsi, właściwie malutkiej wioseczce bez gospody, poczty i kościoła, a mimo to w zakresie dostępu do fryzjera miałem nad Markiem dwukrotną przewagę. Mogłem bowiem iść się strzyc do pana Karola lub pana Józefa, z których żaden nie prowadził regularnego zakładu fryzjerskiego, ale obaj znali się dostatecznie na swoim fachu, obaj posiadali niezawodne, niklowane maszynki, napędzane siłą męskich, spracowanych dłoni. Do Karola, starszego pana, który był stajennym w miejscowym PGR-ze było mi bliżej, ale po paru strzyżeniach uznałem, że noże jego wysłużonej maszynki są jakieś dziwne, skoro podczas zabiegu część moich włosów jest bardziej wyrywana niż skracana, czego dowodem były łzy pojawiające się w mych oczach. Poradziłem się ojca i gdy zachodziła potrzeba, udawałem się na drugi koniec wsi, do pana Józefa, człowieka niesłychanie łagodnego i mniej mrukliwego,niż pan Karol. Po jakimś czasie odkryłem jeszcze inne zalety zmiany fryzjera, ale o tym za chwilę.

Pan Józef oprócz prowadzenia małego gospodarstwa ( w sieni jego domu zawsze pachniało świeżym mlekiem) zajmował się jeszcze inseminacją krów, był z nim więc ten kłopot, że nie wszystkie popołudnia spędzał w domu, a ja nawet jako dziecko rozumiałem, że krowy okolicznych rolników są ważniejsze, niż fryzjerskie fanaberie. Zachodząca na oczy grzywka i loczki tworzące się na karku mogły przecież poczekać. Byłbym nieszczery, gdybym twierdził, że kilkudniowe spóźnienie w skracaniu włosów stanowiło dla mnie jakiś dramat. Dramat to była przedziurawiona dętka lub złośliwy stróż Marian, który zimą niszczył nam ślizgawki a latem przepędzał z boiska. Nigdy więc na pana Józefa się nie obrażałem, zresztą do pana Karola nie było powrotu, a zaletą dokonanego wyboru było to, że dom pana Józefa sąsiadował ze sklepem spożywczym, w którym od tej pory przepuszczałem drobne otrzymane w domu “na fryzjera”. Mama, która trzymała domowy budżet, domyślała się, że obaj panowie fryzjerzy raczej nie wezmą ode mnie zapłaty (kluczem tu jest niedostrzegalna dla chłopięcego oka sieć wzajemnych zależności w małej wioskowej społeczności), ale dla zasady wręczała mi pięć lub sześć złotych, abym przynajmniej honorowo próbował zapłacić za usługę. Z panem Karolem różnie bywało, może i przyjął zostawioną na blacie kredensu monetę, natomiast pan Józef zazwyczaj przy takich okazjach odmawiał mówiąc “a daj spokój, na razie nic nie płać, jak podrośniesz, to mi piwo pod sklepem postawisz”. Cieszyłem się oczywiście na taką perspektywę, solennie i szczerze zapewniałem pana Józefa, że gdy będę dorosły, niechybnie spotkamy się na ławeczce przed sklepem, po czym prosto z jego zagrody szedłem do rzeczonego sklepu, żeby zaoszczędzone pieniądze wydać na oranżadę i herbatniki Petit Beurre. 

Wspomniałem już, że pan Józef był człowiekiem łagodnym i jeśli tylko był w domu, nigdy nie wymigiwał się od strzyżenia. Zdziwiłem się więc pewnego razu, gdy po przywitaniu zaprowadził mnie do kuchni – lubiłem w niej wzorzystą poniemiecką posadzkę z kafli – i kazał chwilkę zaczekać, a sam zniknął w pokoju i długo nie wychodził. Policzyłem już chyba wszystkie romby i kwadraty na kafelkowej posadzce, obejrzałem sprzęty kuchenne i zielone drzewa w sadzie za oknem, a pana Józefa nie było. Z pokoju dochodził dźwięk grającego telewizora, co zadziwiło mnie o tyle, że było południe lub wczesne popołudnie, a telewizję zazwyczaj oglądało się od 16.45, kiedy zaczynał się “Zwierzyniec” lub “Ekran z bratkiem”. Drzwi do pokoju były uchylone, zajrzałem tam nieśmiało, pan Józef siedział na wersalce w towarzystwie innego gospodarza z naszej wsi i obaj w skupieniu oglądali bezpośrednią relację z lądowania amerykańskich astronautów na Księżycu. Wszedłem za próg, pewnie zauważyli moją obecność, ale nie odwracali wzroku od ekranu. Księżyc dla pana Józefa był dziś ważniejszy od krów w rui tęskno wypatrujących swego ducha świętego, z którego mogłyby począć łaciatego cielaczka, ważniejszy niż łepetyna siedmioletniego brzdąca nieświadomego faktu, jak wielki krok uczyniła tego dnia ludzkość.
 Zdecydowanie niewiele wówczas wiedziałem o ludzkości, natomiast czarno-białe obrazki z lądowania statku Apollo 11 i nagłówki w gazetach musiały podziałać na moją wyobraźnię, bo stojąc pewnego wieczoru pod wielkim dębem rosnącym obok naszego domu wpatrywałem się w okrągłą tarczę Księżyca i obiecywałem sobie, że jak dorosnę i już wypiję z panem Józefem piwo, polecę także na Księżyc, skoro on już jest w naszym zasięgu.
Niestety, dobry pan Józef zmarł na raka, zanim osiągnąłem wiek dorosły i od wielu lat noszę w sobie malutki, może dwugramowy ciężar niespełnionej obietnicy, niespłaconego długu. Z Księżycem też nie wyszło, świat naziemny kusi tyloma możliwościami, w słabości swej ulegałem przeróżnym fascynacjom i urojonym powinnościom, straciłem swój kompas, zagubiłem się, na Księżyc nie poleciałem. Może po prostu nie było mi tam po drodze.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju: kim był ten drugi mężczyzna (sąsiad zapewne), który razem z panem Józefem oglądał lądowanie Apolla? Wieś nasza, jak wspomniałem, była malutka, wszystkich jej mieszkańców nie tylko znałem z imienia i nazwiska, ale wiedziałem też, jakie zachodzą między nimi koligacje, jakim koniem lub traktorem kto jeździ itd. Jednak tego mężczyzny nie zapamiętałem wcale, jakby tam przed telewizorem siedział jakiś fantom. Jak to się mogło stać? Minęło dopiero 55 lat, a jego obraz zupełnie uciekł mi z pamięci. Jak myślicie, moi drodzy, powinienem udać się z wizytą do jakiegoś uznanego neurologa? Proszę o sugestie w komentarzach.

263 komentarze

  1. makowka9 pisze:

    Nie mogę spać, więc z zaciekawieniem przeczytałam opowiadanie.
    Na zadane pytanie nie odpowiem, gdyż zasadniczo powinnam poczekać na komentarz autorski.

  2. Laudate pisze:

    Masz rację Makówko, komentarz autorski jest tu konieczny (w nocy, gdy kończyłem pisać i poprawiać opowiadanie już zabrakło mi na to sił), ponieważ tytuł z wyraźną aluzją do innych postrzyżyn może być nieco mylący. A nuż czytelnik sobie wyobrazi, że ja w tamtych czasach niewinności nosiłem warkocz lub wchodziłem na komin. Otóż nie. Czyniłem inne rzeczy, o których się neurologom nie śniło, niektóre są dość wstydliwe i wolałbym o nich nie pamiętać, ale bywały i takie, do których chętnie kiedyś wrócę i szczegółowo opiszę. Ach, zapomniałem o jednym szczególe: pan Karol, kiedy nie odwoził mleka do mleczarni, ani nie doglądał koni, siadał przed domem na ławeczce i grał na akordeonie i robił to tak pięknie, że wybaczałem mu tępe noże w maszynce do strzyżenia.

    • River pisze:

      Witam, Laudate!
      W moim przekonaniu, nawet nie zawracałbym sobie głowy neurologiem. Czasami zdarzają się chwile, kiedy patrzymy i widzimy przez coś lub przez kogoś nie zauważając po drodze niczego. Także proponuję „olać” neurologa, a za kasę którą miałbyś na niego wydać, kupić piwo w sklepie i wspomnieć pana Józefa i również pana Karola, resztę pieniędzy przeznaczyć np. na jakąś wycieczkę. 🙂

      • Laudate pisze:

        A wiesz, że ja już do Twojej rady się zastosowałem? Właśnie wróciłem z sentymentalnej wycieczki. Piwo też spożywałem. Poza tym cała wyrażona tu troska o funkcje pamięciowe mego mózgu jest nieco przewrotna. Wszak tyle szczegółów pamiętam.

  3. Makówka pisze:

    Witajcie słonecznie!

  4. River pisze:

    Witam Wyspę!

  5. makowka9 pisze:

    Burza,grad,zimno,budujemy kładkę

  6. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jako ten żwawy 50-tatek dotarłem już do domu, zatem i na Wyspę. Bardzo ciekawe wspomnienie!
    W lipcu 69′ byłem na wakacjach u babci w Rykach. Babcia telewizora wówczas nie miała, ale znajomy parę ulic dalej miał — udaliśmy się tam gromadnie, aby oglądać to przełomowe wydarzenie, nawet my — dzieciaki dostaliśmy dyspensę na niepójście spać. Bo właśnie — moja pamięć podpowiedziała mi wczesnonocną wg czasu na Mazowszu porę tego wydarzenia. Wiki potwierdza, lądowanie nastąpiło o 20:17 UTC, czyli o 21:17 naszego czasu.
    Czyżby pan Józef oglądał retransmisję?
    P.S. A neurologami się nie przejmuj. Dadzą sobie radę i bez ciebie… 😉

    • Laudate pisze:

      Zatem to musiała być retransmisja, bo magnetowidów zdecydowanie jeszcze nie było.
      Ale fajnie, że nie tylko ja pamiętam tamto przełomowe…

  7. Makówka pisze:

    Obtłuczona gradem, totalnie przemoczona, głodna i zmarznięta dotarłam do domu.
    Jestem rozgrzana kąpielą oraz ciepłą kolacją, ale mój organizm teraz przypomniał sobie, że mało spałam.

    • Quackie pisze:

      Właśnie teraz?!? (A serio: po tym gradzie b. się cieszę, że bezpiecznie dotarłaś)

      • Makówka pisze:

        Potem był trudniejszy moment. Musieliśmy przejść przez strumyczek, który zamienił się w rwącą rzekę. Zbudowaliśmy kładkę, ale nie było łatwo przejść, a wpadnięcie groziło nie tylko zamoczeniem, ale diabli wiedzą czym, gdyby nurt porwał kogoś, kto wpadł.
        Jak już wszyscy przeszli humory dopisywały, ale przed przejściem było trochę strachu.

    • Tetryk56 pisze:

      Makówka po upgrade? 😉

  8. Lena Sadowska pisze:

    Dzień przepiękny od ranka do wieczora, zszedł nam na wędrówce po okolicy:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  9. River pisze:

    Dobry wieczór Wyspo.

  10. Lena Sadowska pisze:

    Ekranu z Bratkiem nie pamiętam, Zwierzyniec ledwo, ledwo, na postrzyżynach u fryzjera nie byłam chyba nigdy… Nawet wycieczka na Księżyc mnie ominęła…
    Co do tajemniczej postaci zaś…
    Waham się między dwiema opcjami. Pierwszą jest myśl o demiurgu, drugą – o tulpie.

    Dobry wieczór, Laudate:)

    • Quackie pisze:

      Hm, Zwierzyniec znakomicie, z p. Michałem Sumińskim i jego onomatopejami dotyczącymi zwłaszcza zwierzyny. Happy-Grin

      • Laudate pisze:

        Ech, ta młodzież. Tyle siermiężnej rzeczywistości was ominęło.
        PS. Pierwszy raz widziałem kolorowy telewizor w szkolnej świetlicy. Akurat przemawiał Breżniew – różowy na twarzy przez słabą rodzielczość kolorów w TV.

        • Quackie pisze:

          Pierwszy telewizor mieliśmy czarno-biały (model Ametyst) i to dość późno. Kolorowego Rubina mieli najbliżsi przyjaciele Rodziców (i rodzice naszych najbliższych przyjaciółek wtedy), ale to było nieprzypadkowe – pan tamtego domu był inżynierem-łącznościowcem, pracującym w branży telewizyjnej (nie żeby studio, ale przeróżne przekaźnikowe sprawy).

          • Laudate pisze:

            Fajnie jest wspominać dzieciństwo i jego odkrycia, moglibyśmy do rana licytować, co kto pamięta i jaki to miało smak. Ale czasu brak.
            A teraz się zbieram do snu – dzieki za link do filmu. Może w tym tygodniu skorzystam…
            Dobrej nocy wszystkim.

          • Makówka pisze:

            U mnie w domu rodzinnym długo nie było telewizora. Kiedyś na zadanie domowe było opisać wiadomości z Dziennika telewizyjnego.
            Nauczycielka nie uwierzyła mi, że w moim domu nie ma telewizora, dała mi dwóję za brak zadania i wpisała uwagę do dzienniczka, że kłamię.

            Natomiast pierwszy telewizor kolorowy w mojej rodzinie mój mąż składał z części. To były czasy kiedy niektórzy znajomi składali samochody z części.
            Czasy się zmieniają -po wielu latach mój syn składał komputer z części.

            Eh ta młodzież! To co ja mam powiedzieć? Jestem najstarsza na Wyspie.

            • Quackie pisze:

              Ten komputer z części to dość jednak powszechna rzecz.

              Jeden mój (obecnie już nieżyjący) prawuj z Żywca miał smykałkę do takich rzeczy, owszem, telewizor też złożył z części, jeden z pierwszych w regionie. Podobnie miał z motocyklem, do którego sam dorabiał części, które uległy awarii.

              • Lena Sadowska pisze:

                Phi! Też mi wyczyn!
                Ja tam ostatnio złożyłam z dziesięć prześcieradeł i się nie chwalę…

                • Quackie pisze:

                  Happy-Grin

                  (a motocykla jakiegoś?)

                • Lena Sadowska pisze:

                  Nie:)
                  Ale kiedyś (po uprzednim rozłożeniu, bo się spsuł) złożyłam odkurzacz i zaczął działać:)

        • Tetryk56 pisze:

          Pierwszego kolorowego Rubina widziałem bodajże u znajomych teściów. Był to jakiś mecz piłki nożnej. Duże wrażenie robiły czerwone koszulki, ganiające tak około metra za zawodnikami…

        • Lena Sadowska pisze:

          Nostra culpa, Laudate, nostra bardzo wielka culpa 😉

          Czy będzie wielkim nietaktem, jeśli przyznam się, że ja w pewnej maleńkiej chatynce pewnej mileńkiej babciusi pierwszy raz zobaczyłam telewizor czarno-biały?

      • Lena Sadowska pisze:

        Pana Sumińskiego miałam zaszczyt poznać osobiście (jak i reszta uczniów klas I-III), gdy przyjechał z cyklem spotkań do Miasteczka:) I stąd go kojarzę bardziej niż ze Zwierzyńca:)

  11. River pisze:

    Tak, pamięć długa nie zawodzi, gorzej jest z pamięcią krótką, czasami nie pamięta się, co jadło się na śniadanie. 🙂

  12. Makówka pisze:

    Staruszka Makówka mówi Dobranoc z nadzieją, że lampka się pojawi, zanim zasnę…

  13. River pisze:

    A ja jutro wolne, tutaj jest święto.

  14. Lena Sadowska pisze:

    Ponieważ zrobiłam dziś sobie Dzień Matki, a lekcje się same nie naumią – pożegnam się już:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  15. Quackie pisze:

    Umykam, dobranoc!

  16. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Z lampką byłem szybszy o minutę, ciekawe, o ile z powitaniem 😉

  17. Quackie pisze:

    Dzień dobry, z powitaniem to hoho!

    Pogoda raczej rześka, kawa jednak przyda się jak zawsze.

    Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

  18. Makówka pisze:

    Witam !

    Z dużym opóźnieniem w stosunku do Tetryka. Słonecznie witam.

  19. Makówka pisze:

    I znowu to pakowanie…brrr…

    • Tetryk56 pisze:

      Dokąd tym razem?

      • makowka9 pisze:

        Tylko Stróża.
        Teraz słucham szumu Raby na Zarabiu.

        • makowka9 pisze:

          A teraz ptaszków na tarasie w Stróży,a karkówka na obiad się piecze.

          • Tetryk56 pisze:

            Tylko nie zasłuchaj się za bardzo! Ze względu na karkówkę… 😉

          • Quackie pisze:

            Ech, byłoby się tam! Z aparatem. I widelcem!!! Happy-Grin

            • makowka9 pisze:

              Byłeś nie pomylił i z widelcem nie szedł na ptaszki!

              • Quackie pisze:

                Myślę, że szybko by mi uświadomiły różnicę (uciekając). No chyba żeby widelec miał taki zasięg, jak teleobiektyw aparatu 🙂

                • makowka9 pisze:

                  Szkoda,że tak daleko mieszkasz.
                  No i nie wiem czy spodobałaby Ci się prymitywna chatka.
                  Tobie człowiekowi luksusu.

                • Quackie pisze:

                  Hehe. No wiesz, ale „nasze” wynajmowane miejsce nad jeziorem to też jest dalekie od luksusu. Standard sprzed 40 lat mniej więcej. Tyle że prąd jest i woda względnie bieżąca.

                • Makówka pisze:

                  To jest Wasze czy wynajmowane?
                  Bo chatka w Stróży jest moja notarialnie,ale już wszystko się sypie że starości,a nie mam kasy na remont.
                  Prąd jest.Z wodą gorzej.Do mycia jest,ale do picia wozimy w baniakach,bo woda jest ze zbiornika w lesie .

                • Quackie pisze:

                  „Nasze”, bo rokrocznie jeździmy. Ale wynajmowane. I właściciel trochę inwestuje, ale bardzo na raty i po troszku.

  20. River pisze:

    Witam Wyspę.

  21. Quackie pisze:

    Po pracy, muszę przyznać, że czuję się wyjątkowo wypluty. Teraz jeszcze tylko jutro i może jakiś jeden wieczór albo coś koło tego na ostatnie szlify, a potem niech już sobie idzie ten projekt i nie wraca.

    A ja na przerwę. I wrócę.

    • Lena Sadowska pisze:

      W kontekście „wypluty” przypomniałam sobie, jak kiedyś chciałam pożyczyć od sąsiadki maszynkę (bo własnej w wynajmowane włości nie targałam) do mięsa, i pani, podając mi ją, powiedziała smętnym głosem:
      – Wprawdzie ta maszynka bardziej żuje niż miele, ale – proszę…

      Dobry wieczór, Quacku:)

      • Quackie pisze:

        Dobry i tutaj 🙂

        Przypomniał mi się woźny Turecki w kabareciku Olgi Lipińskiej, który mielił kawę… Hihi.

        • Lena Sadowska pisze:

          Albo:
          mielimy mięso – ale już nie mamy🙂

          Teraz obie odmiany nie tylko są już poprawne, ale nawet – tę poprzednią zaczyna się pomalutku uważać za archaiczną:)

          • Quackie pisze:

            Ja bym powiedział, że kolokwialna albo gwarowa?

            • Lena Sadowska pisze:

              Poprzednia czy współczesna?
              Bo ja tę poprzednią bardzo lubię, czemu daję wyraz w piśmie i w mowie:)

              • Quackie pisze:

                Poprzednia!

                • Lena Sadowska pisze:

                  Poważnie?

                  Tę odmianę: pełłem, mełłem odbierasz jako kolokwialną albo gwarową?
                  No zobacz – co człowiek to inne wrażenie:)

                • Quackie pisze:

                  Ekhm. Nieporozumienie.

                  „Mielimy” (zamiast „mieliśmy”) tak odbieram 🙂
                  W ogóle nie złapałem, czego dotyczy w gruncie rzeczy pytanie. I-see-stars

                • Lena Sadowska pisze:

                  🙂
                  To krótko.
                  Kiedyś poprawna była tylko odmiana z -e- (mielesz, mielemy) w cz. teraźniejszym oraz (mełł, mełli) w cz. przeszłym.
                  Gdy zaczęły pojawiać się kartki w sklepach z niepoprawną (jeszcze wtedy) odmianą z -i- (mielisz, mieliłeś) powstało mnóstwo (jak ten, który przytoczyłam wyżej) żartów.
                  Teraz obie odmiany są prawidłowe, a ta pierwotna (mełł, pełł), jako coraz rzadziej używana, powoli odchodzi do lamusa:)

  22. Tetryk56 pisze:

    U mnie też dosyć głośno, bo oglądam w Teatrze TV „1989” w bezpośredniej transmisji z Teatru im. Słowackiego.

    • Quackie pisze:

      No właśnie kolejne osoby mi raportują, na FB i w innych socialmediach, że oglądają.

    • makowka9 pisze:

      Niestety nie oglądam.
      Wybrałam wyjazd do Stróży.Tu nie ma telewizora.
      Oglądać z komórki to bez sensu.
      Byłam w teatrze i chętnie bym obejrzała,ale nie umiem zrezygnować z żadnej okazji wyrwania się że zasmogowanego Krakowa.

      • Quackie pisze:

        Ja co prawda siedzę przed komputerem, ale też bym chętnie się wyrwał z miasta Worry

        • makowka9 pisze:

          Ale Ty przecież stałe wyjeżdżasz i to na parę dni!
          I chyba nie mieszkasz w blokowisku?

          • Quackie pisze:

            W blokowisku to nie. Ale w środku miasta, gdzie w większości kamienice, asfalt i beton. Niby względnie blisko do plaży i morza, ale gdzie tam człowiek ma czas, żeby potuptać.

  23. Lena Sadowska pisze:

    Baaardzo zmęczone dobry wieczór, Wyspo:)

    Jak dobrze, że jest taki Rudy Impuls Spacerkowy… 🙂

  24. River pisze:

    Dobry wieczór.

  25. Quackie pisze:

    Umykam, kochani, dobranoc!

  26. Lena Sadowska pisze:

    Też będę umykać, bo oczy mi się czegoś zamykają:)

    Miłych snów, Wyspo:)

  27. Makówka pisze:

    Dobranoc!

  28. River pisze:

    Na mnie też już czas, trzeba zgasić światło.
    Dobranoc. Spanko

  29. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Noc, dobra czy taka sobie, minęła. Zaczął się nowy dzień, raczej optymistycznie, bo od jutra do niedzieli urządzam sobie weekend Pleasure

  30. Quackie pisze:

    Dzień dobry, a ja wyjątkowo nie mam długiego weekendu, tylko normalne pracujące dni.

    A na razie kawa, koniecznie od pani Gieni. Poprosimy!

    Koffie

  31. Makówka pisze:

    Witajcie!

  32. Makówka pisze:

    Kanapki spakowane, dość tego siedzenia na tarasie!
    Choć…?Las za płotem,ptaszki śpiewają… aż się nie chce ruszać.

  33. Makówka pisze:

    Patrzę na jezioro Mucharskie i górki,ale zamiast ptaszków słucham warkotu motorówek i jakichś maszyn budowlanych.
    Pływania raczej nie będzie,bo ktoś ukradł słońce.

  34. Quackie pisze:

    Dzień dobry po pracy! Miejmy nadzieję, że to już (przed)ostatni krok, teraz już tylko zaczekać na jeszcze jedną osobę, przejrzeć parę konkretów i będziemy finiszować! Od jutra wracam do bieżącego zlecenia (nareszcie!).

    A teraz na przerwę.

    • Tetryk56 pisze:

      Ja też po pracy, po dyżurze w biurze — teraz czas na kolację i zoombranie 😉

      • makowka9 pisze:

        Stale ostatnio mi coś przepada…teatr 1989, spotkanie na Zoomie,spotkanie w Rożnowie i inne…auuu.

        • Quackie pisze:

          Coś za coś – widoki, czyste powietrze, zapachy, kąpiele… 🙂

          • makowka9 pisze:

            Racja.Ale czterodniowy pobyt w Rożnowie w gronie absolwentów AGH przepadł mi,bo wybrałam 70 urodziny kolegi że SP.
            Tak już jest -imprezy się pokrywają,ale powinnam się cieszyć,że w ogóle ktoś mnie zaprasza,prawda?

  35. makowka9 pisze:

    To i ja mówię dobranoc!

  36. Lena Sadowska pisze:

    Też miałam wyjątkowo intensywny wtorek, (bo ja wiem czy…) zakończony spacerkiem:)
    Ciepło u nas, późnym czerwcem pachnie, więc nawet Rude nie gnało dziś jak szalone, lecz spacerowało dostojnie, zawąchując się co kilka nieśpiesznych kroków:)

    Zmęczonejakbyczyco dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór.

      Czy to oznacza, że dla spowolnienia tempa spaceru powinnaś nosić w kieszeni paletę sprayów z różnymi atrakcyjnymi (dla P.) zapachami – i używać po drodze? Wink1

      • Lena Sadowska pisze:

        To może też byłoby skuteczne, ale dziś mieliśmy 28 stopni i Psiuł się w tym kożuchu chyba trochę przegrzał, bo dość niemrawo dreptał, a po powrocie trzy razy kładł się przy miseczce od wody, a zazwyczaj jedna porcja starcza mu do rana:)

  37. River pisze:

    Dobry Wieczór!

  38. River pisze:

    Jak czytam wyżej, to w Polsce ładna pogoda. U mnie leje, posadziłem ogórki i chyba je trafi…

    • Quackie pisze:

      Wiesz co, przechodzą właśnie takie różne fronty burzowe, co dzień bardziej na wschód. Jutro ponoć u nas. Albo nawet w nocy.

      Na temat ogórków się nie wypowiem, albowiem ogrodnictwo jest mi niestety obce.

      A jak leje, to tych ogórków po prostu nie podleje? Od deszczu je szlag trafi? Czy już zbyt mocno leje? (A wtedy jakby czymś przykryć?)

      • River pisze:

        Za mokro jest. Codziennie pada, a one nie są jeszcze odrośnięte i chyba zaczyna szkodzić, liście mi żółkną.

        • Quackie pisze:

          A nie można im ograniczyć dostępu do wilgoci jakoś od góry? W sensie, hm, jak to sobie wyobrażam, folii z otworami, przez które sobie będą rosnąć, a która jednocześnie nie dopuści do ziemi przesadnie dużo wody?

    • Lena Sadowska pisze:

      Tak, słońce dopisuje:)

      Ostatnio dosadziłam nową porcję ziół i wzeszła mi jedna sztuka selera naciowego… Chyba jednak ta nowa ziemia, którą kupiłam, jest jeszcze gorsza od poprzedniej… Trzeba się będzie wybrać na dżdżowisko i se samej ukopać… 🙂

  39. Lena Sadowska pisze:

    Dziś nawet zapałki nie pomogą na opadające powieki, więc powiem już:

    miłych snów, Wyspo:)

  40. River pisze:

    Dobranoc, Leno.

  41. Quackie pisze:

    Umykam już dzisiaj, dobranoc!

  42. Quackie pisze:

    Dzień dobry, z leciutkim poślizgiem, ale to tylko dlatego, że rano byłem jeszcze na pobraniu krwi do badań, a potem usiłowałem chwilę dospać (z miernym skutkiem). Tutaj chłodno i przeddeszczowo, rzekłbym, w sumie chyba lepiej niż upalnie.

    Pani Gieniu, poprosimy! (Porywam kawę z tacy w przelocie i umykam popracować).

    Koffie

  43. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Nie ma to jak dzień urlopu! Od rana jakieś załatwiania, jakieś zakupy, szykowanie się dp popołudniowego wyjazdu na Watrowisko… Ale przynajmniej chwilowo nie jestem śpiący 🙂

  44. makowka9 pisze:

    Dzień dobry!

  45. Tetryk56 pisze:

    Strzemiennego! Cheers
    Do niedzieli będę tylko na telefonie…

  46. Quackie pisze:

    Dzień dobry pod wieczór. Norma wykonana, oby tak dalej.

    I na przerwę.

  47. Makówka pisze:

    Kraków przywitał mnie ulewą.
    Jeden bus nie pojechał,ale drugi już tak

  48. Quackie pisze:

    A ja oddalam się na dłuższą chwilę, bez entuzjazmu, gdyż oczekują mnie pewne zajęcia domowe.

  49. Makówka pisze:

    Po drodze szybkie zakupy i już jestem w autobusie MPK ,aby złapać jeszcze coś co pojedzie na Bielany.
    Jutro imprezka,ale lepiej jechać na noc niż jutro utknąć w korkach.

    • Quackie pisze:

      Oj tak. Ja od jutra przez tydzień trochę jak nomad (małżonka ogarnia wymianę międzyszkolną, przylatują Włosi).

  50. Makówka pisze:

    Wytrwałości zycze Nomadzie!
    A ja teraz patrzę na oświetlony klasztor na Bielanach.

  51. River pisze:

    Dobry Wieczór, Wyspo!

  52. River pisze:

    Dobranoc, Quacku.

  53. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  54. River pisze:

    Ostatni gasi światło. 🙂
    Dobranoc!

  55. Makówka pisze:

    Witam Państwa!

  56. Quackie pisze:

    Dzień dobry, na razie słońce, a jak będzie później… prognozy są burzowe.

    Pani Gieniu, poprosimy. Żeby jak najwięcej zdążyć przed burzą.

    Koffie

  57. Quackie pisze:

    Tylko na chwilę, nie odmeldowałem się, gdyż mamy włoskich gości, więc dzień nie jest zwykły. I zaraz zmykam dalej na przerwę. Dam znać, jak się skończy.

  58. Tetryk56 pisze:

    Quacka, przygotujesz patrona ma czerwiec?

  59. Makówka pisze:

    Dobranoc!
    kordelka

  60. Tetryk56 pisze:

    Spokojnej nocki!

  61. Makówka pisze:

    Quacku lampkę poproszę.
    Tym razem Tetryka nie zastapie,bo z komórki nie umiem.

  62. River pisze:

    Witam

  63. Quackie pisze:

    Dzień dobry, pogoda taka sobie, chłodno – wietrzę, póki temperatura pozwala schładzać.

    Kawa pilnie potrzebna (dzisiaj, bo jutro śpię do oporu).

    Pani Gieniu, poprosimy, ostatni raz w tym tygodniu.

    Koffie

  64. Makówka pisze:

    Witam Wyspiarzy!
    Na Bielanach teraz ładna pogoda.

  65. makowka9 pisze:

    A teraz chyba zaraz lunie.
    Ale ziemniaki w ognisku zdążyliśmy upiec.

  66. Quackie pisze:

    To ja po pracy się odmeldowuję na przerwę, tylko jeszcze szybciorem napiszę:

    Dzisiaj był dzień zwierzaków: kocica się obraziła(?), że córki nie ma (bo pojechała na długi weekend do znajomych), i do 15:30 strajkowała, nie pojawiając się od rana w ogóle na widoku. Zapewne spała.

    A na podwórku od rana siedziała dorosła(!) mewa, nie podlot, i prawie się nie ruszała, mimo że ludzie z barów donosili jej wodę i różne tam żarcie. Wezwałem EkoPatrol Straży Miejskiej, przyjechali panowie, zapakowali mewę do transportera i zabrali, mam nadzieję, do jakiejś lecznicy. Twierdzili, że porażona i zapewne podtruta.

    A teraz już na przerwę.

  67. Makówka pisze:

    A ja melduję się w Krakowie, w domu.

  68. Makówka pisze:

    Quacku pamiętasz o patronie na czerwiec?

  69. River pisze:

    Dobry wieczór Wyspo!

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór 🙂 Iga nadal zwycięska (i to jeszcze urodzinowo) 🙂

      • River pisze:

        Witam Quaku.
        Tak, ale dwa dni temu był horror.:)

        • Quackie pisze:

          Coś strasznego. Ja jak zwykle śledziłem tylko relację tekstową, ale przy stanie 4:1 dla Osaki w trzecim secie zamknąłem tę zakładkę, właściwie pogodziwszy się z losem. Ja się pogodziłem, ale Iga nie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)