Nie jestem uznanym neurologiem, co to, to nie. Nie jestem też neurologiem nieznanym albo co gorsza wyklętym, po prostu nie jestem i nigdy nie byłem neurologiem, dlatego nie pytajcie mnie, jak to się dzieje, że w komórkach mózgu spoczywają sobie wspomnienia, zalegają tam niby mucha w bursztynie i nikt, nawet posiadacz mózgu, o nich nie wie, aż nagle pojawia się coś, jakiś impuls, który niczym iskra świecy w silniku je budzi i wypełnia treścią.
Mój przyjaciel Marek umieścił na FB swoje zdjęcie z dzieciństwa. W opisie okoliczności powstania fotki wyjaśnił, skąd na jego głowie fryzura na pazia. Otóż w miasteczku, w którym wówczas mieszkał, był tylko jeden fryzjer, który miał tę właściwość, że wszystkich chłopców w wieku pacholęcym strzygł na pazia, innych fryzur nie uznawał.
Poruszyły mnie do głębi rewelacje ujawnione przez Marka, bo przecież dane mi było poznać tamto miasteczko: było i jest w nim sporo sklepów (w tym pasmanteria i sklep żelazny najlepiej świadczący o statusie miejscowości), parę kościołów, bar piwny, piekarnia z cudownie pachnącymi drożdżówkami, posterunek milicji (wtedy!), tudzież wielka fabryka zapałek (też wtedy), a na to wszystko tylko jeden etatowy fryzjer. Co za niesprawiedliwość losu! Ja wiek pacholęcy spędziłem na wsi, właściwie malutkiej wioseczce bez gospody, poczty i kościoła, a mimo to w zakresie dostępu do fryzjera miałem nad Markiem dwukrotną przewagę. Mogłem bowiem iść się strzyc do pana Karola lub pana Józefa, z których żaden nie prowadził regularnego zakładu fryzjerskiego, ale obaj znali się dostatecznie na swoim fachu, obaj posiadali niezawodne, niklowane maszynki, napędzane siłą męskich, spracowanych dłoni. Do Karola, starszego pana, który był stajennym w miejscowym PGR-ze było mi bliżej, ale po paru strzyżeniach uznałem, że noże jego wysłużonej maszynki są jakieś dziwne, skoro podczas zabiegu część moich włosów jest bardziej wyrywana niż skracana, czego dowodem były łzy pojawiające się w mych oczach. Poradziłem się ojca i gdy zachodziła potrzeba, udawałem się na drugi koniec wsi, do pana Józefa, człowieka niesłychanie łagodnego i mniej mrukliwego,niż pan Karol. Po jakimś czasie odkryłem jeszcze inne zalety zmiany fryzjera, ale o tym za chwilę.
Pan Józef oprócz prowadzenia małego gospodarstwa ( w sieni jego domu zawsze pachniało świeżym mlekiem) zajmował się jeszcze inseminacją krów, był z nim więc ten kłopot, że nie wszystkie popołudnia spędzał w domu, a ja nawet jako dziecko rozumiałem, że krowy okolicznych rolników są ważniejsze, niż fryzjerskie fanaberie. Zachodząca na oczy grzywka i loczki tworzące się na karku mogły przecież poczekać. Byłbym nieszczery, gdybym twierdził, że kilkudniowe spóźnienie w skracaniu włosów stanowiło dla mnie jakiś dramat. Dramat to była przedziurawiona dętka lub złośliwy stróż Marian, który zimą niszczył nam ślizgawki a latem przepędzał z boiska. Nigdy więc na pana Józefa się nie obrażałem, zresztą do pana Karola nie było powrotu, a zaletą dokonanego wyboru było to, że dom pana Józefa sąsiadował ze sklepem spożywczym, w którym od tej pory przepuszczałem drobne otrzymane w domu “na fryzjera”. Mama, która trzymała domowy budżet, domyślała się, że obaj panowie fryzjerzy raczej nie wezmą ode mnie zapłaty (kluczem tu jest niedostrzegalna dla chłopięcego oka sieć wzajemnych zależności w małej wioskowej społeczności), ale dla zasady wręczała mi pięć lub sześć złotych, abym przynajmniej honorowo próbował zapłacić za usługę. Z panem Karolem różnie bywało, może i przyjął zostawioną na blacie kredensu monetę, natomiast pan Józef zazwyczaj przy takich okazjach odmawiał mówiąc “a daj spokój, na razie nic nie płać, jak podrośniesz, to mi piwo pod sklepem postawisz”. Cieszyłem się oczywiście na taką perspektywę, solennie i szczerze zapewniałem pana Józefa, że gdy będę dorosły, niechybnie spotkamy się na ławeczce przed sklepem, po czym prosto z jego zagrody szedłem do rzeczonego sklepu, żeby zaoszczędzone pieniądze wydać na oranżadę i herbatniki Petit Beurre.
Wspomniałem już, że pan Józef był człowiekiem łagodnym i jeśli tylko był w domu, nigdy nie wymigiwał się od strzyżenia. Zdziwiłem się więc pewnego razu, gdy po przywitaniu zaprowadził mnie do kuchni – lubiłem w niej wzorzystą poniemiecką posadzkę z kafli – i kazał chwilkę zaczekać, a sam zniknął w pokoju i długo nie wychodził. Policzyłem już chyba wszystkie romby i kwadraty na kafelkowej posadzce, obejrzałem sprzęty kuchenne i zielone drzewa w sadzie za oknem, a pana Józefa nie było. Z pokoju dochodził dźwięk grającego telewizora, co zadziwiło mnie o tyle, że było południe lub wczesne popołudnie, a telewizję zazwyczaj oglądało się od 16.45, kiedy zaczynał się “Zwierzyniec” lub “Ekran z bratkiem”. Drzwi do pokoju były uchylone, zajrzałem tam nieśmiało, pan Józef siedział na wersalce w towarzystwie innego gospodarza z naszej wsi i obaj w skupieniu oglądali bezpośrednią relację z lądowania amerykańskich astronautów na Księżycu. Wszedłem za próg, pewnie zauważyli moją obecność, ale nie odwracali wzroku od ekranu. Księżyc dla pana Józefa był dziś ważniejszy od krów w rui tęskno wypatrujących swego ducha świętego, z którego mogłyby począć łaciatego cielaczka, ważniejszy niż łepetyna siedmioletniego brzdąca nieświadomego faktu, jak wielki krok uczyniła tego dnia ludzkość.
Zdecydowanie niewiele wówczas wiedziałem o ludzkości, natomiast czarno-białe obrazki z lądowania statku Apollo 11 i nagłówki w gazetach musiały podziałać na moją wyobraźnię, bo stojąc pewnego wieczoru pod wielkim dębem rosnącym obok naszego domu wpatrywałem się w okrągłą tarczę Księżyca i obiecywałem sobie, że jak dorosnę i już wypiję z panem Józefem piwo, polecę także na Księżyc, skoro on już jest w naszym zasięgu.
Niestety, dobry pan Józef zmarł na raka, zanim osiągnąłem wiek dorosły i od wielu lat noszę w sobie malutki, może dwugramowy ciężar niespełnionej obietnicy, niespłaconego długu. Z Księżycem też nie wyszło, świat naziemny kusi tyloma możliwościami, w słabości swej ulegałem przeróżnym fascynacjom i urojonym powinnościom, straciłem swój kompas, zagubiłem się, na Księżyc nie poleciałem. Może po prostu nie było mi tam po drodze.
Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju: kim był ten drugi mężczyzna (sąsiad zapewne), który razem z panem Józefem oglądał lądowanie Apolla? Wieś nasza, jak wspomniałem, była malutka, wszystkich jej mieszkańców nie tylko znałem z imienia i nazwiska, ale wiedziałem też, jakie zachodzą między nimi koligacje, jakim koniem lub traktorem kto jeździ itd. Jednak tego mężczyzny nie zapamiętałem wcale, jakby tam przed telewizorem siedział jakiś fantom. Jak to się mogło stać? Minęło dopiero 55 lat, a jego obraz zupełnie uciekł mi z pamięci. Jak myślicie, moi drodzy, powinienem udać się z wizytą do jakiegoś uznanego neurologa? Proszę o sugestie w komentarzach.
« Matthiessen State Park | Zbudzony w jeszcze głębszy sen » |
26
maj 2024
Nie mogę spać, więc z zaciekawieniem przeczytałam opowiadanie.
Na zadane pytanie nie odpowiem, gdyż zasadniczo powinnam poczekać na komentarz autorski.
Masz rację Makówko, komentarz autorski jest tu konieczny (w nocy, gdy kończyłem pisać i poprawiać opowiadanie już zabrakło mi na to sił), ponieważ tytuł z wyraźną aluzją do innych postrzyżyn może być nieco mylący. A nuż czytelnik sobie wyobrazi, że ja w tamtych czasach niewinności nosiłem warkocz lub wchodziłem na komin. Otóż nie. Czyniłem inne rzeczy, o których się neurologom nie śniło, niektóre są dość wstydliwe i wolałbym o nich nie pamiętać, ale bywały i takie, do których chętnie kiedyś wrócę i szczegółowo opiszę. Ach, zapomniałem o jednym szczególe: pan Karol, kiedy nie odwoził mleka do mleczarni, ani nie doglądał koni, siadał przed domem na ławeczce i grał na akordeonie i robił to tak pięknie, że wybaczałem mu tępe noże w maszynce do strzyżenia.
Witam, Laudate!
W moim przekonaniu, nawet nie zawracałbym sobie głowy neurologiem. Czasami zdarzają się chwile, kiedy patrzymy i widzimy przez coś lub przez kogoś nie zauważając po drodze niczego. Także proponuję „olać” neurologa, a za kasę którą miałbyś na niego wydać, kupić piwo w sklepie i wspomnieć pana Józefa i również pana Karola, resztę pieniędzy przeznaczyć np. na jakąś wycieczkę. 🙂
A wiesz, że ja już do Twojej rady się zastosowałem? Właśnie wróciłem z sentymentalnej wycieczki. Piwo też spożywałem. Poza tym cała wyrażona tu troska o funkcje pamięciowe mego mózgu jest nieco przewrotna. Wszak tyle szczegółów pamiętam.
Witajcie słonecznie!
Witam Wyspę!
Burza,grad,zimno,budujemy kładkę
Witajcie!
Jako ten żwawy 50-tatek dotarłem już do domu, zatem i na Wyspę. Bardzo ciekawe wspomnienie!
W lipcu 69′ byłem na wakacjach u babci w Rykach. Babcia telewizora wówczas nie miała, ale znajomy parę ulic dalej miał — udaliśmy się tam gromadnie, aby oglądać to przełomowe wydarzenie, nawet my — dzieciaki dostaliśmy dyspensę na niepójście spać. Bo właśnie — moja pamięć podpowiedziała mi wczesnonocną wg czasu na Mazowszu porę tego wydarzenia. Wiki potwierdza, lądowanie nastąpiło o 20:17 UTC, czyli o 21:17 naszego czasu.
Czyżby pan Józef oglądał retransmisję?
P.S. A neurologami się nie przejmuj. Dadzą sobie radę i bez ciebie… 😉
Zatem to musiała być retransmisja, bo magnetowidów zdecydowanie jeszcze nie było.
Ale fajnie, że nie tylko ja pamiętam tamto przełomowe…
Obtłuczona gradem, totalnie przemoczona, głodna i zmarznięta dotarłam do domu.
Jestem rozgrzana kąpielą oraz ciepłą kolacją, ale mój organizm teraz przypomniał sobie, że mało spałam.
Właśnie teraz?!? (A serio: po tym gradzie b. się cieszę, że bezpiecznie dotarłaś)
Potem był trudniejszy moment. Musieliśmy przejść przez strumyczek, który zamienił się w rwącą rzekę. Zbudowaliśmy kładkę, ale nie było łatwo przejść, a wpadnięcie groziło nie tylko zamoczeniem, ale diabli wiedzą czym, gdyby nurt porwał kogoś, kto wpadł.
Jak już wszyscy przeszli humory dopisywały, ale przed przejściem było trochę strachu.
Yyy.
Ale omijaliście pastwiska z wściekłymi bykami? Z tymi czerwonymi pelerynami…
Hę? Jakoś o tym nie pomyślałam:)
Makówka po upgrade? 😉
Dzień przepiękny od ranka do wieczora, zszedł nam na wędrówce po okolicy:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
Jakbym tak cały dzień wędrował, to teraz bym odmaczał nogi w miedniczce
My są wprawione!
A odmaczać się będę za chwilę całościowo:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Dobry wieczór!
U nas było przed południem upalnie, po południu burzowo…
🙂
Tu burzyło wczoraj. I popadywało.
Dobry wieczór Wyspo.
Dobry wieczór!
Dobry! 🙂
Witaj, Riverze:)
Ekranu z Bratkiem nie pamiętam, Zwierzyniec ledwo, ledwo, na postrzyżynach u fryzjera nie byłam chyba nigdy… Nawet wycieczka na Księżyc mnie ominęła…
Co do tajemniczej postaci zaś…
Waham się między dwiema opcjami. Pierwszą jest myśl o demiurgu, drugą – o tulpie.
Dobry wieczór, Laudate:)
Hm, Zwierzyniec znakomicie, z p. Michałem Sumińskim i jego onomatopejami dotyczącymi zwłaszcza zwierzyny.
Ech, ta młodzież. Tyle siermiężnej rzeczywistości was ominęło.
PS. Pierwszy raz widziałem kolorowy telewizor w szkolnej świetlicy. Akurat przemawiał Breżniew – różowy na twarzy przez słabą rodzielczość kolorów w TV.
Pierwszy telewizor mieliśmy czarno-biały (model Ametyst) i to dość późno. Kolorowego Rubina mieli najbliżsi przyjaciele Rodziców (i rodzice naszych najbliższych przyjaciółek wtedy), ale to było nieprzypadkowe – pan tamtego domu był inżynierem-łącznościowcem, pracującym w branży telewizyjnej (nie żeby studio, ale przeróżne przekaźnikowe sprawy).
Fajnie jest wspominać dzieciństwo i jego odkrycia, moglibyśmy do rana licytować, co kto pamięta i jaki to miało smak. Ale czasu brak.
A teraz się zbieram do snu – dzieki za link do filmu. Może w tym tygodniu skorzystam…
Dobrej nocy wszystkim.
Spokojnej!
U mnie w domu rodzinnym długo nie było telewizora. Kiedyś na zadanie domowe było opisać wiadomości z Dziennika telewizyjnego.
Nauczycielka nie uwierzyła mi, że w moim domu nie ma telewizora, dała mi dwóję za brak zadania i wpisała uwagę do dzienniczka, że kłamię.
Natomiast pierwszy telewizor kolorowy w mojej rodzinie mój mąż składał z części. To były czasy kiedy niektórzy znajomi składali samochody z części.
Czasy się zmieniają -po wielu latach mój syn składał komputer z części.
Eh ta młodzież! To co ja mam powiedzieć? Jestem najstarsza na Wyspie.
Ten komputer z części to dość jednak powszechna rzecz.
Jeden mój (obecnie już nieżyjący) prawuj z Żywca miał smykałkę do takich rzeczy, owszem, telewizor też złożył z części, jeden z pierwszych w regionie. Podobnie miał z motocyklem, do którego sam dorabiał części, które uległy awarii.
Phi! Też mi wyczyn!
Ja tam ostatnio złożyłam z dziesięć prześcieradeł i się nie chwalę…
(a motocykla jakiegoś?)
Nie:)
Ale kiedyś (po uprzednim rozłożeniu, bo się spsuł) złożyłam odkurzacz i zaczął działać:)
Pierwszego kolorowego Rubina widziałem bodajże u znajomych teściów. Był to jakiś mecz piłki nożnej. Duże wrażenie robiły czerwone koszulki, ganiające tak około metra za zawodnikami…
Może to byli zawodnicy Galactik Football, Tetryku?
😉
Jakoś tak to wyglądało…
Wrażenie niezapomniane do dziś!
Nostra culpa, Laudate, nostra bardzo wielka culpa 😉
Czy będzie wielkim nietaktem, jeśli przyznam się, że ja w pewnej maleńkiej chatynce pewnej mileńkiej babciusi pierwszy raz zobaczyłam telewizor czarno-biały?
Pana Sumińskiego miałam zaszczyt poznać osobiście (jak i reszta uczniów klas I-III), gdy przyjechał z cyklem spotkań do Miasteczka:) I stąd go kojarzę bardziej niż ze Zwierzyńca:)
Ja poszłabym i dziś, bo bardzo ciekawie opowiadał 🙂
Dziś to raczej wolałbym do tych przyrodników, którzy chodzą do lasu bez dubeltówki…
A to – swoją drogą 🙂
Tak, pamięć długa nie zawodzi, gorzej jest z pamięcią krótką, czasami nie pamięta się, co jadło się na śniadanie. 🙂
U mnie zawodzą niestety bardzo obie!
Dobrze, jeżeli się pamięta, ŻE się je jadło
Dowcip się mi o dziadku i zakupach przypomniał… 🙂
Staruszka Makówka mówi Dobranoc z nadzieją, że lampka się pojawi, zanim zasnę…
Tetryk Latarnik był szybszy o minutę!
Ale nie kasuję,bo chodzi przecież o zabawę.
Widać czytał w moich myślach?
Blisko ma, mógł odczytać 😉
Nie odległość w kilometrach się liczy, ale…?
Nadawanie na tych samych falach? Bliskość dusz? Hm?
A ja jutro wolne, tutaj jest święto.
A, Memorial Day.
Tak, zgadza się Quackie. Jutro Iga gra, będę mógł obejrzeć na żywo. 🙂
A widzisz. Ja pewnie będę się kontentował relacją tekstową.
Ponieważ zrobiłam dziś sobie Dzień Matki, a lekcje się same nie naumią – pożegnam się już:
dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno!
Spokojnej!
Umykam, dobranoc!
Dobranoc, Quacku.
Witajcie!
Z lampką byłem szybszy o minutę, ciekawe, o ile z powitaniem 😉
Dzień dobry, z powitaniem to hoho!
Pogoda raczej rześka, kawa jednak przyda się jak zawsze.
Pani Gieniu, poprosimy.
Witam !
Z dużym opóźnieniem w stosunku do Tetryka. Słonecznie witam.
I znowu to pakowanie…brrr…
Dokąd tym razem?
Tylko Stróża.
Teraz słucham szumu Raby na Zarabiu.
A teraz ptaszków na tarasie w Stróży,a karkówka na obiad się piecze.
Tylko nie zasłuchaj się za bardzo! Ze względu na karkówkę… 😉
Ech, byłoby się tam! Z aparatem. I widelcem!!!
Byłeś nie pomylił i z widelcem nie szedł na ptaszki!
Myślę, że szybko by mi uświadomiły różnicę (uciekając). No chyba żeby widelec miał taki zasięg, jak teleobiektyw aparatu 🙂
Szkoda,że tak daleko mieszkasz.
No i nie wiem czy spodobałaby Ci się prymitywna chatka.
Tobie człowiekowi luksusu.
Hehe. No wiesz, ale „nasze” wynajmowane miejsce nad jeziorem to też jest dalekie od luksusu. Standard sprzed 40 lat mniej więcej. Tyle że prąd jest i woda względnie bieżąca.
To jest Wasze czy wynajmowane?
Bo chatka w Stróży jest moja notarialnie,ale już wszystko się sypie że starości,a nie mam kasy na remont.
Prąd jest.Z wodą gorzej.Do mycia jest,ale do picia wozimy w baniakach,bo woda jest ze zbiornika w lesie .
„Nasze”, bo rokrocznie jeździmy. Ale wynajmowane. I właściciel trochę inwestuje, ale bardzo na raty i po troszku.
Witam Wyspę.
Czołem! 🙂
Po pracy, muszę przyznać, że czuję się wyjątkowo wypluty. Teraz jeszcze tylko jutro i może jakiś jeden wieczór albo coś koło tego na ostatnie szlify, a potem niech już sobie idzie ten projekt i nie wraca.
A ja na przerwę. I wrócę.
W kontekście „wypluty” przypomniałam sobie, jak kiedyś chciałam pożyczyć od sąsiadki maszynkę (bo własnej w wynajmowane włości nie targałam) do mięsa, i pani, podając mi ją, powiedziała smętnym głosem:
– Wprawdzie ta maszynka bardziej żuje niż miele, ale – proszę…
Dobry wieczór, Quacku:)
Dobry i tutaj 🙂
Przypomniał mi się woźny Turecki w kabareciku Olgi Lipińskiej, który mielił kawę… Hihi.
Albo:
mielimy mięso – ale już nie mamy🙂
Teraz obie odmiany nie tylko są już poprawne, ale nawet – tę poprzednią zaczyna się pomalutku uważać za archaiczną:)
Ja bym powiedział, że kolokwialna albo gwarowa?
Poprzednia czy współczesna?
Bo ja tę poprzednią bardzo lubię, czemu daję wyraz w piśmie i w mowie:)
Poprzednia!
Poważnie?
Tę odmianę: pełłem, mełłem odbierasz jako kolokwialną albo gwarową?
No zobacz – co człowiek to inne wrażenie:)
Ekhm. Nieporozumienie.
„Mielimy” (zamiast „mieliśmy”) tak odbieram 🙂
W ogóle nie złapałem, czego dotyczy w gruncie rzeczy pytanie.
🙂
To krótko.
Kiedyś poprawna była tylko odmiana z -e- (mielesz, mielemy) w cz. teraźniejszym oraz (mełł, mełli) w cz. przeszłym.
Gdy zaczęły pojawiać się kartki w sklepach z niepoprawną (jeszcze wtedy) odmianą z -i- (mielisz, mieliłeś) powstało mnóstwo (jak ten, który przytoczyłam wyżej) żartów.
Teraz obie odmiany są prawidłowe, a ta pierwotna (mełł, pełł), jako coraz rzadziej używana, powoli odchodzi do lamusa:)
U mnie też dosyć głośno, bo oglądam w Teatrze TV „1989” w bezpośredniej transmisji z Teatru im. Słowackiego.
No właśnie kolejne osoby mi raportują, na FB i w innych socialmediach, że oglądają.
Niestety nie oglądam.
Wybrałam wyjazd do Stróży.Tu nie ma telewizora.
Oglądać z komórki to bez sensu.
Byłam w teatrze i chętnie bym obejrzała,ale nie umiem zrezygnować z żadnej okazji wyrwania się że zasmogowanego Krakowa.
Ja co prawda siedzę przed komputerem, ale też bym chętnie się wyrwał z miasta
Ale Ty przecież stałe wyjeżdżasz i to na parę dni!
I chyba nie mieszkasz w blokowisku?
W blokowisku to nie. Ale w środku miasta, gdzie w większości kamienice, asfalt i beton. Niby względnie blisko do plaży i morza, ale gdzie tam człowiek ma czas, żeby potuptać.
Baaardzo zmęczone dobry wieczór, Wyspo:)
Jak dobrze, że jest taki Rudy Impuls Spacerkowy… 🙂
Dobry wieczór.
Dobrze, że Rudy? Bo po zmęczeniu wnoszę, że dobrze, że Impuls (bo jak impuls, to szybko się kończy 😉 )
RIS jest trójwyrazowym imieniem obiektu nazywanego także czasem Psiu/ółką:)
I tak, to jest Impuls, bo wystarczy popatrzeć na jego wyczekującą pozę, by natychmiast zacząć się zbierać:)
Jak tak, to nawet Bodziec!
Tyż piknie
Każdy z nas hoduje sobie jakieś impulsy do życia! 🙂
Dobry (mam nadzieję: już wypoczynkowy) wieczór!
Tak, Tetryku:)
Teraz już tylko siedzę i pachnę;)
Dobry wieczór.
Cześć! Oglądałeś Igę? (Ja nie, tylko czytałem relację po fakcie).
Tak, oglądałem. Wygrana bez ekscesów.
No właśnie czytałem obawy, że trochę za dużo niewymuszonych błędów Iga popełniła. Ale może się dopiero rozkręca.
Inne sporty też oglądasz?
Ostatnio raczej nie. Incydentalnie piłkę nożną, ale raczej tylko reprezentację i tylko podczas turniejów takich jak Mundial albo Euro. No i muszę unikać, bo strasznie mi ciśnienie skacze w trakcie niektórych meczów.
No tak, jak ciśnienie skacze, to niedobrze, wiem coś o tym.:) Trzeba odpuścić. A co do nożnej kopanej to jestem zadowolony, że Jagiellonia w końcu tytuł zdobyła.
Właśnie się o tym od Ciebie dowiedziałem 🙂 jak zadowolony, to gratuluję. Kibicowałem Lechowi z racji poznańskich kontaktów, ale nie oglądałem żadnych meczów, tylko patrzyłem, co tam znajomi piszą w social mediach.
Skoków narciarskich już właściwie prawie nie.
Czasami konkurencje alpejskie, ale nie śledzę pilnie. Z przyjemnością również biathlon, ale też nie śledzę notowań, sezonów etc.
Dobry wieczór, Riverze:)
Dobry wieczór, Leno!
Dobry wieczór Rivierze!
Dobry wieczór, Makówko!
Umykam, kochani, dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
Spokojnej nocy.
Też będę umykać, bo oczy mi się czegoś zamykają:)
Miłych snów, Wyspo:)
Do oczu najlepsze są zapałki. 🙂
Kolorowych snów, Leno.
Dobranoc!
Dobranoc, Makówko!
Na mnie też już czas, trzeba zgasić światło.
Dobranoc.
Witajcie!
Noc, dobra czy taka sobie, minęła. Zaczął się nowy dzień, raczej optymistycznie, bo od jutra do niedzieli urządzam sobie weekend
Baw się dobrze!
Dzień dobry, a ja wyjątkowo nie mam długiego weekendu, tylko normalne pracujące dni.
A na razie kawa, koniecznie od pani Gieni. Poprosimy!
Witajcie!
Kanapki spakowane, dość tego siedzenia na tarasie!
Choć…?Las za płotem,ptaszki śpiewają… aż się nie chce ruszać.
Patrzę na jezioro Mucharskie i górki,ale zamiast ptaszków słucham warkotu motorówek i jakichś maszyn budowlanych.
Pływania raczej nie będzie,bo ktoś ukradł słońce.
W Krakowie przypieka aż miło(?)!
Tu też zaczęło przypiekać, więc jednak pływaliśmy.
Szkoda,że jutro muszę wracać do Krakowa.
Dzień dobry po pracy! Miejmy nadzieję, że to już (przed)ostatni krok, teraz już tylko zaczekać na jeszcze jedną osobę, przejrzeć parę konkretów i będziemy finiszować! Od jutra wracam do bieżącego zlecenia (nareszcie!).
A teraz na przerwę.
Ja też po pracy, po dyżurze w biurze — teraz czas na kolację i zoombranie 😉
Stale ostatnio mi coś przepada…teatr 1989, spotkanie na Zoomie,spotkanie w Rożnowie i inne…auuu.
Coś za coś – widoki, czyste powietrze, zapachy, kąpiele… 🙂
Racja.Ale czterodniowy pobyt w Rożnowie w gronie absolwentów AGH przepadł mi,bo wybrałam 70 urodziny kolegi że SP.
Tak już jest -imprezy się pokrywają,ale powinnam się cieszyć,że w ogóle ktoś mnie zaprasza,prawda?
Hej, nie dość, że ktoś Cię zaprasza, to jeszcze masz wybór – i to nie zerojedynkowy (znaczy „iść albo nie iść” 😉 ) Głowa do góry!
Otóż to!
Uszy do góry!
To i ja mówię dobranoc!
Spokojnej!
Dobranoc, Makówko:)
Też miałam wyjątkowo intensywny wtorek, (bo ja wiem czy…) zakończony spacerkiem:)
Ciepło u nas, późnym czerwcem pachnie, więc nawet Rude nie gnało dziś jak szalone, lecz spacerowało dostojnie, zawąchując się co kilka nieśpiesznych kroków:)
Zmęczonejakbyczyco dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
Czy to oznacza, że dla spowolnienia tempa spaceru powinnaś nosić w kieszeni paletę sprayów z różnymi atrakcyjnymi (dla P.) zapachami – i używać po drodze?
To może też byłoby skuteczne, ale dziś mieliśmy 28 stopni i Psiuł się w tym kożuchu chyba trochę przegrzał, bo dość niemrawo dreptał, a po powrocie trzy razy kładł się przy miseczce od wody, a zazwyczaj jedna porcja starcza mu do rana:)
Aa, to jeszcze lodóweczkę przenośną! (Kurczę, robi się trochę dużo tego do noszenia)
Mówisz, że pora się rozejrzeć za OPT*? 😉
*Ochotnicze Pogotowie Tragarskie
Hmmm, albo jakąś dogodną przyczepką, czy też wózkiem?
A kto niby miałby się do tegoż czterokołowca zaprząc, hę?
Bo jakoś nie widzę, żeby Ruda… 😉
Oo, i jeszcze jeden pomysł, jak obniżyć nieco tempo…
Dobry Wieczór!
Dobry wieczór, Riverze:)
Dobry wieczór, Leno.
Cześć! 🙂
Witam, Quackie.
Jak czytam wyżej, to w Polsce ładna pogoda. U mnie leje, posadziłem ogórki i chyba je trafi…
Wiesz co, przechodzą właśnie takie różne fronty burzowe, co dzień bardziej na wschód. Jutro ponoć u nas. Albo nawet w nocy.
Na temat ogórków się nie wypowiem, albowiem ogrodnictwo jest mi niestety obce.
A jak leje, to tych ogórków po prostu nie podleje? Od deszczu je szlag trafi? Czy już zbyt mocno leje? (A wtedy jakby czymś przykryć?)
Za mokro jest. Codziennie pada, a one nie są jeszcze odrośnięte i chyba zaczyna szkodzić, liście mi żółkną.
A nie można im ograniczyć dostępu do wilgoci jakoś od góry? W sensie, hm, jak to sobie wyobrażam, folii z otworami, przez które sobie będą rosnąć, a która jednocześnie nie dopuści do ziemi przesadnie dużo wody?
Tak, słońce dopisuje:)
Ostatnio dosadziłam nową porcję ziół i wzeszła mi jedna sztuka selera naciowego… Chyba jednak ta nowa ziemia, którą kupiłam, jest jeszcze gorsza od poprzedniej… Trzeba się będzie wybrać na dżdżowisko i se samej ukopać… 🙂
Dziś nawet zapałki nie pomogą na opadające powieki, więc powiem już:
miłych snów, Wyspo:)
Spokojnej!
Dobranoc, Leno.
Umykam już dzisiaj, dobranoc!
Dobranoc, Quackie.
Dzień dobry, z leciutkim poślizgiem, ale to tylko dlatego, że rano byłem jeszcze na pobraniu krwi do badań, a potem usiłowałem chwilę dospać (z miernym skutkiem). Tutaj chłodno i przeddeszczowo, rzekłbym, w sumie chyba lepiej niż upalnie.
Pani Gieniu, poprosimy! (Porywam kawę z tacy w przelocie i umykam popracować).
Dzień dobry
Kawa z rana zawsze dobrze robi

Dołączam z chęcią! 🙂
Witajcie!
Nie ma to jak dzień urlopu! Od rana jakieś załatwiania, jakieś zakupy, szykowanie się dp popołudniowego wyjazdu na Watrowisko… Ale przynajmniej chwilowo nie jestem śpiący 🙂
Pozdrowienia dla Watrowiczan!
Dzięki, przekażę! 🙂
Dzień dobry!
Strzemiennego!
Do niedzieli będę tylko na telefonie…
Dzień dobry pod wieczór. Norma wykonana, oby tak dalej.
I na przerwę.
Kraków przywitał mnie ulewą.
Jeden bus nie pojechał,ale drugi już tak
Zdrowo lało?
Idę po dobranockę.
A ja oddalam się na dłuższą chwilę, bez entuzjazmu, gdyż oczekują mnie pewne zajęcia domowe.
Po drodze szybkie zakupy i już jestem w autobusie MPK ,aby złapać jeszcze coś co pojedzie na Bielany.
Jutro imprezka,ale lepiej jechać na noc niż jutro utknąć w korkach.
Oj tak. Ja od jutra przez tydzień trochę jak nomad (małżonka ogarnia wymianę międzyszkolną, przylatują Włosi).
Wytrwałości zycze Nomadzie!
A ja teraz patrzę na oświetlony klasztor na Bielanach.
Musi pięknie wyglądać 🙂 pamiętam w dzień, oświetlony słońcem tylko. A w nocy, no no!
Dobry Wieczór, Wyspo!
Dobry wieczór!
Dobry wieczór Rivierze!
Dobranoc, Quacku.
Dobranoc Wyspo!
Dobranoc, Makówko!
Ostatni gasi światło. 🙂
Dobranoc!
Witam Państwa!
Dzień dobry, na razie słońce, a jak będzie później… prognozy są burzowe.
Pani Gieniu, poprosimy. Żeby jak najwięcej zdążyć przed burzą.
Na Bielanach teraz słońce!
Tylko na chwilę, nie odmeldowałem się, gdyż mamy włoskich gości, więc dzień nie jest zwykły. I zaraz zmykam dalej na przerwę. Dam znać, jak się skończy.
Quacka, przygotujesz patrona ma czerwiec?
Tak, coś wymyślę.
Ale to jutro? Z publikacją w sobotę, ew. w nocy z piątku na sobotę, po północy?
Dobranoc!

Spokojnej!
Spokojnej nocki!
Quacku lampkę poproszę.
Tym razem Tetryka nie zastapie,bo z komórki nie umiem.
Witam
Dzień dobry, pogoda taka sobie, chłodno – wietrzę, póki temperatura pozwala schładzać.
Kawa pilnie potrzebna (dzisiaj, bo jutro śpię do oporu).
Pani Gieniu, poprosimy, ostatni raz w tym tygodniu.
Witam Wyspiarzy!
Na Bielanach teraz ładna pogoda.
A teraz chyba zaraz lunie.
Ale ziemniaki w ognisku zdążyliśmy upiec.
To ja po pracy się odmeldowuję na przerwę, tylko jeszcze szybciorem napiszę:
Dzisiaj był dzień zwierzaków: kocica się obraziła(?), że córki nie ma (bo pojechała na długi weekend do znajomych), i do 15:30 strajkowała, nie pojawiając się od rana w ogóle na widoku. Zapewne spała.
A na podwórku od rana siedziała dorosła(!) mewa, nie podlot, i prawie się nie ruszała, mimo że ludzie z barów donosili jej wodę i różne tam żarcie. Wezwałem EkoPatrol Straży Miejskiej, przyjechali panowie, zapakowali mewę do transportera i zabrali, mam nadzieję, do jakiejś lecznicy. Twierdzili, że porażona i zapewne podtruta.
A teraz już na przerwę.
Zwierzęta robią bardzo pokazowe fochy!
Zwłaszcza te domowe, zupełnie jak ludzie. No cóż, parę ładnych lat wspólnej ewolucji.
A ja melduję się w Krakowie, w domu.
Quacku pamiętasz o patronie na czerwiec?
Oczywiście. I wrzucę dzisiaj w nocy, bo jutro mam zamiar spać do-o-po-ru.
Dobry wieczór Wyspo!
Dobry wieczór 🙂 Iga nadal zwycięska (i to jeszcze urodzinowo) 🙂
Witam Quaku.
Tak, ale dwa dni temu był horror.:)
Coś strasznego. Ja jak zwykle śledziłem tylko relację tekstową, ale przy stanie 4:1 dla Osaki w trzecim secie zamknąłem tę zakładkę, właściwie pogodziwszy się z losem. Ja się pogodziłem, ale Iga nie 🙂