Zawsze byłam towarzyska, więc przez nasz dom wiecznie przewijali się jacyś ludzie.
Gdzie poznałam Maciusia – nie pamiętam. Za to samego Maciusia zapomnieć nie sposób.
Już w podstawówce chłopisko wyróżniało się wzrostem, ale w liceum nie było chyba większego faceta – ponad dwumetrowy, barczysty, potężny.
Przy tym przystojny, elokwentny, z poczuciem humoru, słowem – facet jak marzenie.
Miał przy tym Maciuś moc jakąś magiczną – wszelkie żelastwo czepiało się go niewiarygodnie. Może nie aż imadła czy inne żelazka, ale sztućce, pokrywki od garnków, nożyczki – owszem.
Należał przy tym Maciuś do mężczyzn, którzy umieli, mogli i lubiali wypić.
Kiedy więc któregoś razu impreza jakoś za szybko się jak na gust Maciusia skończyła, postanowił poszukać towarzystwa gdzie indziej.
Pozostaje tajemnicą do dziś, jak Maciusiowi udało się zawędrować jeszcze tej samej nocy na wiejską przytupówę, ale – zawędrował i bawił się świetnie. Branie miał nieziemskie, więc pląsał całą nockę, gasząc pragnienie jabolkami.
Ktoś tam próbował go wprawdzie do porządku przywołać, a konkretnie – jakiś zazdrosny, odpalony konkurent – ale go Maciuś machnięciem niedbałym piąstki aż na dwór przez drzwi wyrzucił.
Więcej się Maciusiowi nie naprzykrzano….
Niestety, wszystko, co dobre – ma swój koniec. Tak więc przyszedł czas, by do domu wracać. Transportu nie było, więc się Maciuś piechotą wybrał – jakieś piętnaście kilometrów.
Szło mu się ponoć całkiem gracko, a gdy doszedł do mostu – oznaki miejskich opłotków – z niemałym zdziwieniem dojrzał przed sobą nienaturalny o takiej porze tłumek. To odpalony konkurent z przyjaciółmi postanowili zorganizować synowi marnotrawnemu komitet powitalny. Jak to w takich wypadkach, doszło, rzecz jasna, do wymiany uprzejmości – jakichś uścisków, wzajemnych poklepywań, lekkich, nie tylko słownych przepychanek. Po wszystkim konkurent z przyjaciółmi odjechali w tak zwaną siną dal. Maciuś został na moście.
Nie, żeby się źle po konfrontacji poczuł. Tylko w głowie mu się zakręciło ździebełko i jakby zmiękły kolana…
Niedaleko mostu mieszkał kolega. Dowlókł się tam Maciuś jakoś. U kolegi nikogo nie zastał.
Na szczęście mieszkali tam również ludzie życzliwi, do niecodziennych sytuacji nawykli – jako że od wielu lat handlowali bazarową wódką. Byli przy tym swoimi najlepszymi klientami.
Wciągnęli Maciusia do mieszkania.
Ocknął się na chwilę i powiedział, że chce pić. Łyknął sobie zdrowo i nawet się nieco ożywił. Stwierdził, że czuje się już prawie dobrze, tylko mu coś z tyłu przeszkadza. Uczynni ludzie sprawdzili.
Ni mniej ni więcej tylko w maciusiowych plecach tkwił nóż – drobna pamiątka z niedawnego spotkania na moście. Dobrzy sąsiedzi bali się majcherek wyciągnąć, więc tylko dzielnie kurowali Maciusia: gdy tracił przytomność – polewali ranę wódką, gdy się budził – aplikowali lekarstwo doustnie.
Dopiero po dwóch dniach pojawili się rodzice kolegi. Sąsiad powiadomił ich o gościu. Ci – widząc stan Maciusia – wezwali pogotowie.
Na szczęście nie został uszkodzony żaden narząd – skórzana kurtka, którą Maciuś miał na sobie, zamortyzowała trochę cios.
Wyszło na to, że sąsiedzi uratowali Maciusiowi życie, nie pozwalając mu się wykrwawić…
Nasza dzielna policja sprawców nie odnalazła. Głównie pewnie dlatego, że się Maciuś chwilową niepamięcią konsekwentnie zasłaniał. Pamiętał tylko, że na moście mu kosę sprzedali. Ani – kto, ani – za co, Maciuś pojęcia nie miał.
Tyle tylko, że choć dobrych sąsiadów nie ciągali, bo jakieś resztki maciusiowej krwi rzeczywiście na moście panowie policjanci znaleźli.
Po wyjściu ze szpitala – zadziwiająco szybkim – Maciuś jeszcze parę razy na przytupówkę jeździł. Nie sam – zawsze w towarzystwie kolegów.
Nóż sobie identyczny kupił (tamten jako dowód w policyjnych magazynach został) i wytrwale właściciela poszukiwał. Szczerą chęcią tryskał, by tamtemu choć mordę w podzięce obić. Nikt jednak jakoś maciusiowego gestu nie docenił i informacji żadnych udzielić nie chciał, choć odkupiony rekwizyt kosztował niemało.
W końcu – zrezygnował Maciuś.
Do dziś nie wiadomo, jakim cudem wykaraskał się z tego prawie bez szwanku.
Jedni mówią, że to przez tę moc magnetyczną, inni, że wręcz przeciwnie – moc żelastwo ku Maciusiowi przyciągnęła, a pomogła mu dwufazowa dezynfekcja…
Jedno tylko w tym wszystkim jest pewne – miał chłop piekielne szczęście i tyle!
Witam i zapraszam na kolejną nobelonową historię.
I może jeszcze podkreślę, że zdarzyła się ona naprawdę…
Teraz żegnam się naprawdę:
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Moc trzeba mieć, bez dwóch zdań!
Skądinąd wiele razy słyszałem o wypadkach, które trzeźwego prawie(?) by zabiły, a dobrze znieczulonemu prawie nic się nie stało. Była kiedyś dość głośna historia, jak przypadkowy przechodzień wezwał policję do strasznego wypadku: na drodze zderzyły się czołowo rower z motorowerem! Pojazdy leżały wbite w siebie, nieszczęśni użytkownicy, niedający oznak życia leżeli po obu stronach, nienaturalnie powykręcani – istny koszmar!
Powiadomiona policja zgarnęła obu, będących jedynie w stanie głębokiego znieczulenia alkoholowego – to było wyjaśnienie zagadki, jak można zderzyć się czołowe jednośladami na normalnej szerokości jezdni…
Witaj, Tetryku:)
To prawda.
Którejś zimy byłam świadkiem potrącenia: dość szybko jadące cinquecento uderzyło przechodzącego nie po pasach mężczyznę. Ten przeleciał parę metrów, upadł, podniósł się, otrzepał, i, klnąc na czym świat stoi, poturlał się do pobliskiego monopolowego. Wystraszony kierowca pognał za nim. Wrócił po chwili i oznajmił, że poszkodowany jest zalany w trupa i na propozycję podwózki do szpitala oznajmił: „Daj na ćwiarteczkę i bedziem kwita!”…
🙂
Dzień dobry! Znakomita historia. Faktycznie chyba tylko ciężko znieczulony facet mógł zbagatelizować nóż w plecach
Dzień dobry, Quacku:)
Dziękuję.
Znieczulony – to jedno, ale myślę też, że Maciuś ze względu na obrażenia nie do końca jednak ogarniał, co się z nim dzieje…:)
Witam !
Dzień dobry! (późno? lepiej późno niż wcale!).
Widać Maciuś był PORZĄDNIE ZNIECZULONY i jednak miał mocny organizm i dużo szczęścia.
Dzień dobry, Makówko:)
Maciuś to człowiek-magnes także na wszelkiego rodzaju perypetie:)
Notorycznie wpada w kłopoty i, niczym kot, zawsze spada na cztery łapy:)
Kiedyś , w programie TVP-3 pokazano reportaż z pewnej wsi koło Radomia . Mieszkał tam znany mieszkańcom dobrze zbudowany osiłek nazywany ze względu na swoją budowę : Miśkiem Pancernym . Pewnej niedzieli , po mszy w kościele, Misiek nie wiadomo z jakich powodów zaczął kopać betonowy słup od sieci elektrycznej . Wśród gapiów znalazł się doradca i krzyknął : Pancerny ! Bykiem go ! Misiek wstrzymał kopanie słupa ,zastanowił się chwilę , zrobił parę kroków wstecz nabrał rozpędu i walnął łbem w beton słupa .I to był ostatni w jego życiu atak . Po paru dniach , we wsi był uroczysty pogrzeb Pancernego . Jak widać , w zyciu wszystko jest możliwe .
Ale to nie był nasz Wyspowy Misiek Pancerny. Na szczęście!
Nasz Misek ma Pancerny ma się dobrze w ” Knajpie pod krawatem ” Ale przypadkowo wyczytałem z doniesień w sieci , że koło Charkowa zginął w walce Niemiec , nazywany przez kolegów Misiem Pancernym . Koledzy deklarują zemstę .Smutna spraw w takiej zbieżności symbolicznych nazw .
Witaj, Maksiu.
Makabra. Kolejny do nagrody Darwina…
Upalne dzień dobry, Wyspo:)
W Krakowie teraz straszy burzą.
Do tej pory była piękna pogoda, a ja cały dzień w domu czekałam na teleporadę od chirurga, aby nie rozmawiać np. na ulicy, w sklepie itd.
No i chirurg nie zadzwonił…
O 14 w rejestracji powiedzieli, że ma jeszcze dużo pacjentów w poczekalni, więc pewnie, zanim wszystkich przyjął…
No to mamy burzę z piorunami suto zakrapianą:)
Deszcz w Krakowie stał się ciałem, a teleporada?
Deszcz (u mnie) nadal jest. Teleporady nie było, ale teraz nie ma sensu wychodzić z domu skoro…patrz zdanie poprzednie.
bodaj na Bagrach.
Makówka robi porządek w szafie. Układa krótkie spodenki i kostiumy z naiwną nadzieją, że wreszcie się uda …
Nieciekawie z tą teleporadą:(
Ale może chociaż w drugiej kwestii lepiej się powiedzie, czego Ci, oczywiście, życzę:)
Humm, u nas teleporady regularnie się spóźniają, rekord to chyba 3,5 godziny po założonym terminie
Ta teleporada miała dolną granicę czasową -od 8.30 do …”tego nigdy nie wiadomo kiedy doktor zadzwoni”.
Hm skoro doktor przyjmuje w czwartki to…do końca czwartku zostało czterdzieści parę minut.
„W zastępstwie” załatwiłam sobie konsultację z lekarzem klinicystą poprzez WhatsApp i poprzez Ocean.
Przeczytałam opis USG i zapytałam, co mam robić a czego nie robić.
Teraz ćwiczę rękę z braku piłki na …kocie.
Och, o tej porze to już chyba nie zadzwoni jednak.
Dobrze, że załatwiłaś tę drugą konsultację.
Biedny Florek!
A może on to lubi?
Dobry wieczór 🙂 Dla rozrywki informacja o wyszkoleniu naszej młodzieży w dziedzinie wojskowości . Pytanie w teleturnieju ” Jeden z dziesięciu ” do młodego uczestnika : Jaki to stopień oficerski posiada dwie belki i gwiazdkę .Padła odpowiedz : Sierżant ! Oj , coś słabo z tym wojskowym obyciem młodych chłopaków …
Obawiam się, że też bym nie wiedział
No to po pracy, norma wykonana, spakowany na jutro… i na przerwę.
Pospacerkowe, nieco już bardziej rześkie dobry wieczór, Wyspo:)
Rześkie poprysznicowe: nawzajem!
🙂
A propos „poprysznicowe” – bardzo dziś sama siebie nastraszyłam…
Myślałam, że do mojej prywatnej, osobistej wanny wpadł ogromny chrabąszcz na kąpiel. A to był tylko woreczek z solą, który własnoręcznie chwilę wcześniej wrzuciłam:)
Och. A obawa o chrząszcza była uzasadniona, tzn. czy coś takiego się już kiedyś zdarzyło?
Tak. Mamy tu majowe chrząszcze. Są bardzo wszędobylskie i aktywne nawet do połowy lipca:(
Ale gorsza jest chyba szarańcza. To znaczy te ohydnie zielone, przypominające koniki polne monstra dochodzące do siedmiu centymetrów długości. Brrr…
Moją babcię kiedyś takie coś ugryzło w ramię. Przez kilka dni ramię było grubości uda…
A podobno one nie gryzą…
A może babcię chapnął kameleon…;)
Czasem myślisz, że to nie on

A to właśnie kameleon!
(Maciej Wojtyszko)
🙂
Szarańczaki pewnie. Ale nie szarańcza w sensie plagi?
Nie. To pojedyncze sztuki. Ale – jakie!
Uff. A modliszki tam u was bywają?
Byliśmy 11 lat temu we Włoszech w 3 rodziny – małżeństwa z dziećmi, w wielkim domu, każde małżeństwo miało swoją sypialnię i dzieciaki jeszcze osobno swoje, też ze trzy. Pewnego wieczoru jedna z pań udała się do swojej sypialni i nagle wrzask. Panowie jak jeden mąż się zerwali – okazało się, na firance nisko nad podłogą siedzi przepiękna zielona modliszka. Potem ta znajoma z niejakim oburzeniem wspominała: „No i wyobraźcie sobie, zamiast wywalić tę modliszkę albo mnie uspokajać, oni wszyscy polecieli po aparaty fotograficzne!!!”
Z waszymi aparatami to prawie jak z tym moim zeszłorocznym nietoperzem, co mi wleciał do domu, a cudowna rodzinka, zamiast współczuć, pisała, żebym zrobiła filmik:)
Tak. W zeszłym roku pierwszy raz w życiu natknęłam się na modliszkę w mojej okolicy. W tym roku widziałam dwie sztuki:)
Chyba klimat naprawdę się zmienia na cieplejszy:)
W zeszłym roku odwiedził mnie jelonek rogacz:) Siedział sobie na firance i chyba mu się podobało, bo zniknął dopiero następnego dnia…
A z żerczych mamy jeszcze rosiczki.
Ale one średnio wędrujące są;)
Umykam, dobranoc!
Dobrej nocki i udanego wyjazdu, Quacku:)
Makówka już chyba zasnęła, zmęczona ćwiczeniami, więc nie czekając na Nią (wybacz, Maczku), też się pożegnam:
dobrej nocki, Wyspo:)
Napisałam niżej nie widząc to, co napisałaś Leno.
A tymczasem zamiast spać zmęczona ćwiczeniami mam podniesioną adrenalinę .
Ja też powiem Dobranoc, choć po porcji emocji zafundowanych mi przez moich synów to chyba tak łatwo nie zasnę.
Witajcie!
Zaczynamy piątek chmurno i porno (jak mawiają znajomi górale) 😉
Porno to insza inszość, ale kto chmurno, ten – chmurno:)
Tu słonecznie i ciepło. Na szczęście lekki wiaterek bardzo ten prawie trzydziestostopniowy upał uprzyjemnia:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Insza, czy nie insza, po mojemu ta chmurnota jest główną owej pornoty przyczyną…
Och! jak to Tetmajerowsko zabrzmiało:) Niczym cytat z „Na skalnym Podhalu”:)
Ale wiersz Jerzego Żuławskiego:):
„Szare niebo z ołowiu, ciężkie i złowieszcze
całą ziemię przygniotło. Pobladła, zlękniona,
w parnej ciszy zastygła, z blasków okradziona
ziemia czuła, że straszne spadną wkrótce deszcze.
Z wichru świstem wstrząsnęły światem trwogi dreszcze,
płacząc liściem już gnie się rzesza drzew zielona;
strach padł w ptaki, zwierzęta i w człowiecze łona:
uciekają, przed burzą skryć się pragnąc jeszcze.
Jeden tylko człek został. Dumny, nieugięty,
oczekując z rozkoszą błyskawic i burzy,
szeptał z cicha do siebie: Zmartwiał świat przeklęty!
Przybądź, burzo, bo spokój dławi mnie i nuży!
wygryź gromem z powietrza starej pleśni męty;
błyskawicom i grzmotom moja myśl zawtórzy!”
(„Przed burzą”)
😉
Dzień dobry, tutaj zaś mokrawo. Ale na podróż to nienajgorsza pogoda (z tym że to dopiero w środku dnia).
Witaj, Quacku:)
U nas mokrawo było wczoraj. I huczno:)
Niewyspane i pochmurne dzień dobry!
Dzień dobry, Makówko:)
Mam nadzieję, że frustracja była chwilowa i teraz jesteś promienna jak Twój imiennik:)
Frustracja uległa spotęgowaniu przez …życie.
Niebo jakby mniej pochmurne.
A ja się powoli zbieram do wyjazdu.
Na razie, do niedzieli!
Aha, gdybym mógł prosić chętne osoby o zastępstwo dobranockowe, byłoby pięknie.
Szerokiej drogi, miłego wypoczynku!
Będę się starał 🙂
Udanego wyjazdu, Quacku:)
Cieplutkie i rozsłonecznione dzień dobry, Wyspo:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Pociemniało, pochłodniało:)
…nocko, ach, to ty?
🙂
„dziś wieczorem niespodzianie zapukała w okno me…”
Źle spałam, jutro muszę wcześnie wstać, a więc…dobranoc Państwu!
Miłych snów, Makówko:)
I Tobie miłych
Spać nie idę, ale sama ze sobą mogę gadać i bez pośrednictwa netu, więc:
dobrej nocki, Wyspo:)
Bryyyy
Witajcie!
Jak co sobota poranne zakupy, śniadanko, i dopiero potem powitanie.
Motto na dzisiaj:
Kto późno wstaje, temu Bóg spać daje
Kto wcześniej wstaje ten o 9.40 już je tort Imieninowy na szlaku turystycznym, a przed 11 jest na Śnieżnicy.
Kto wcześniej z domu wybywa,
Ten tort na szlaku spożywa!
Dzień dobry, Makówko:)
Witaj Leno!
Pozwolisz, że wykorzystam Twój wierszyk do opisu zdjęcia na fb?
Oczywiście. Będzie mi bardzo miło, Makówko:)
Leno czy Ty jesteś na fb?
Tak.
Nawet zdarza mi się zerknąć na to, co wstawiasz:)
Ale bym się wygłupiła!
Już miałam zapytać „jak mam Cię odszukać?”, gdy jednak (nagłe olśnienie!) postanowiłam sprawdzić i ze zdumieniem „odkryłam”, że jesteśmy „znajomymi na fb”.
Oto dowód, że u mnie tylko mak w makówce!
Po prostu nie da się spamiętać wszystkich znajomych z fs. Zwłaszcza tych mało aktywnych:)
🙂
A:
Gdy w tygodniu popracujesz,
W weekend sobie powczasujesz.
😉
Z lekka popołudniowe dzień dobry, Wyspo:)
Dobre popołudnie, Leno!
Dobre, bo w miarę:)
…ciepłe
…słoneczne
…spacerowe
Dzień dobry, Tetryku:)
Wycieczka była sympatyczna, mało męcząca, ale miała jedną podstawową wadę -BYŁA ZA KRÓTKA!
Jestem w domu -wykąpana, najedzona i zastanawiam się co zrobić z tak miło rozpoczętym dniem.
Aktualnie zaległam na wersalce z herbatą, ciastkiem, laptopem i zacznę od oglądania zdjęć z dziś.
Czyli tort nie był jedyną atrakcją:)
To super:)
Myślałam o tej i poprzedniej wycieczce opowiedzieć na nowym pięterku, więc nie chcę teraz zbyt wiele opowiadać.
Oczywiście:)
Co całościowe ujęcie tematu, to – całościowe:)
Jutro sklecę, a tu w tzw. międzyczasie wystarczająco urośnie.
Bez ciśnienia, Maczku:)
Jutro mam w planach „gnuśną niedzielę” czyli ze trzy spacerkowe wypady, może Głusza, może cd opowiadanka, może jakieś koralikowanie…
🙂
KOMUNIKAT TECHNICZNY
Jeżeli zamiast ulubionego bloga zobaczycie tu informację o trwającej przeprowadzce, nie martwcie się. To nie będzie żaden atak hakerski, tylko rzeczywiście próba przeniesienia Wyspy na nowy, szybszy serwer z lepszym oprogramowaniem, co pozwoli nam przywrócić utracone ostatnio funkcjonalności (kategorie, obrazki wyróżniające itp.).
Nie wiem dokładnie, ile czasu zajmie przeprowadzka – zobaczymy.
Dziękuję za informację, Tetryku:)
Wczoraj miałam kłopot z odpowiedzią na komentarze, nawet po zalogowaniu. Nie każda za pierwszym (drugim i trzecim) razem się ukazywała. Potem problem zniknął, dziś się nie powtórzył, więc nie wszczynałam alarmu:)
Pospacerkowo witam:)
Jakie wrażenia dzisiaj?
Letnie;)
Wędrowało się bardzo przyjemnie.
Od Jeziora powiewało, zachodzące słońce zerkało zza Lasu, Psiuła zignorowała łabędzią parkę, powściągnęła swój łowiecki instynkt, zostawiając w spokoju trzmiela, a pozostali spacerowicze wybrali inne zakątki:)
Słowem – czerwcowa sielanka:)
Oto wonderful life!
Też tak pomyślałam, gdy już dotarłam do Dobranocki:)
Dobranoc!

Miłej nocki, Makówko:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Słoneczne i wyspane dzień dobry!
🙂
Witajcie!
Ech, nie będę się powtarzał!
Z czym? Też widzisz to słońce? Też jesteś wyspany?
Z tym, co pisałem wczoraj 😉
Zapraszam piętro wyżej, bo tu już chyba urosło wystarczająco.
Zabrzmiało, jakby moja beznadziejna pisanina tak Cię już znużyła, że czym prędzej trzeba było zatrzeć po niej wszelki ślad;)
Dzień dobry, Makówko:)
Międzuspacerkowe, wietrzne nieco, ale ciepłe i słoneczne dzień dobry, Wyspo:)
Witaj międzyspacerkowo! 🙂
Dziękuję wszystkim za miło spędzone chwile i sympatyczne rozmowy.
Po kontemplacji maciusiowych perypetii pora się trochę poruszać, więc wybywam piętro wyżej do Maczka:)