“...Nie przenoście nam stolicy do Krakowa
Niech już raczej pozostanie tam gdzie jest
Najgoręcej o to proszą
Dobrze ważąc własne słowa
Dwa Krakusy Grzegorz T. i Andrzej S. …”
Bo się zaraz tutaj zjawią
Butne miny święte słowa
I głupota, która aż naprawdę boli …”
to słowa znanej piosenki.
Tak przekornie zacznę relację z moich paru dni w Warszawie.
Eh, tych butnych min nie brakuje i w Krakowie, a „Warszawa da się lubić”.
Jestem pod wrażeniem przestrzeni i wyjątkowo sprawnej komunikacji miejskiej.
W dniu przyjazdu 19 września kupiłam bilet za marne 18 złotych i na ten bilet jeździłam od 19 do 22 września autobusami, tramwajami, metrem, pociągiem. Jedynie jadąc pociągiem do Piaseczna (II strefa), musiałam dopłacić u konduktorki 2,73 zł.
Jak Wyspiarze wiedzą jechałam do Warszawy, aby spotkać się z moimi przyjaciółkami — siostrami Ewą i Danką, o których wielokrotnie pisałam na Wyspie.
Koleżanki z jednej klasy SP, które od lat mieszkają w USA. Mają sentyment zarówno do Krakowa jak i Warszawy, gdyż w obu miastach mieszkały przez część swojego życia zanim wyemigrowały za Ocean.
To było spotkanie towarzyskie, chodzenie po miejscach sentymentalnych dla sióstr, a „przy okazji” ja też coś zobaczyłam i pstryknęłam.
W dniu przyjazdu prosto z dworca z walizką pojechałam do Piaseczna na pyszny domowy obiad.
Zgodnie z zasadą „znajomi naszych znajomych są naszymi znajomymi” też byłam zaproszona.
Po drodze pstryknęłam zdjęcie, aby był jakichś ślad, że już jestem w stolicy. Było szaro, buro i bardzo zimno.

20.09.21 – rano pobudka. Przyszedł pan naprawić kaloryfer. Dosłownie pół godziny po interwencyjnym telefonie do Spółdzielni. Jestem mile zaskoczona i zastanawiam się, czy w stolicy wszystko tak sprawnie działa?
Na moich wycieczkowych pięterkach są kapliczki, chałupki. Tu będzie dużo pomników.



Pałac Krasińskich w pięknym otoczeniu. W prawej części zdjęcia ogromny tulipanowiec.

Przed Katedrą Polową Wojska Polskiego.

A w pobliżu zabytkowe auto. Kto jeździł takim? Przecież to tak niedawno było, a już zabytek?

Jest tak zimno, że idziemy się zagrzać. A jak się grzać to w „Zapiecku”.

Najedzeni i zagrzani idziemy dalej.








Aby nie budować wieżowca na tym zakończę.
Cdn.
Jako obrazek wyróżniający zdjęcie zrobione przez Macieja (męża Ewy) – koleżanki z jednej klasy przed Pałacem Krasińskich.
Zapraszam na spacer tym razem nie po szlakach turystycznych, ale po ulicach Warszawy.
Większości zdjęć nie podpisywałam, bo myślę, że Wyspiarze te miejsca znają, ale może sobie niektóre chętnie przypomną?
A może Maksiu coś dopowie?
Albo Jo. się zjawi?
Dzień dobry na nowym pięterku!
Zanim przejdę do meritum, tylko podpowiem, ze Jo właśnie wyjechała do Włoch, więc raczej tak zaraz się nie zjawi
A teraz już idę patrzeć i komentować.
Dziękuję. Faktycznie, zapomniałam, że o tym pisała. Ostatnio jestem bardzo zakręcona.
Pomniki mimo pogody wyszły wcale okazale, tak jak boggojczyźniana linia obecnej ekipy mnie raczej odstręcza, tak ten rtm. Pileckiego wydaje mi się bardzo konceptualny i całkiem do przyjęcia w sensie estetyki i przekazu.
I ten pałac Krasińskich – jakoś tak absurdalnie nie na miejscu mi się wydała ta fontanna, wiem, że jeszcze nie ma mrozów, ale jesień nie kojarzy mi się z fontannami. A raczej fontanny jesienią nie z miłym orzeźwieniem, tylko z zimną wilgocią. Co oczywiście nie jest zarzutem wobec szanownej Autorki, tylko luźną impresją na widok zdjęcia.
Takim zabytkowym autem po teściu jeździliśmy z małżonką jeszcze krótko po ślubie w 1995. W innym kolorze, kość słoniowa. I zamieniliśmy na nowszy dopiero 3 lata później.
Barbakan w Warszawie zawsze bardzo mi się podobał, może nie tak jak krakowski Rondel, ale na tle mnóstwa innych budynków naokoło – bardzo.
A tego pana w oknie to chyba nie znam. Czyj to pomnik???
Siłacza z kamieniem wyguglałem zaś, że kiedyś (albo w innej wersji) był bez przepaski, dopiero przed postawieniem nad Wisłą mu założyli, żeby było przyzwoiciej
Odpowiadam dalej.
Boggojczyźniana linia obecnej ekipy mnie też odstręcza.
Celem naszego spaceru nie były te pomniki, ale pstrykałam co mijałam.
Jeśli chodzi o zdjęcie pomnika Pileckiego to chodziło mi również, że akurat przechodziłam w momencie filmowania wywiadu.
Nie sugerowałem, że zdjęcia są robione po linii, no skąd!
Czy mógłbyś coś więcej na temat siłacza z kamieniem? Skoro już wyguglałeś?
Przypominam, że Tetryk „jest wyjechany” i chyba na tyle już dobrze się bawi, że wątpię, aby zapalił lampkę.
Słusznie, idę po lampkę!
Dobranoc Wyspo!
Dzień dobry i do widzenia, do niedzieli!
Szerokiej drogi i miłego weekendu!
Makóweczko zajrzyj na pocztę przesłałem podziękowanie za reportaż z Warszawy
Jak wrócę do domu Maksiu!
Jestem w domu.
Mistrzowie Q i Tetryk „wyjechani” trzeba więc krzyknąć w kierunku krzaków:
LORDZIE! LORDZIE! hop! hop!
Poprosimy o Dobranockę i lampkę.
Pogadałam sama ze sobą i znikam.
DOBRANOC!
Lordzie!

Witam!
Teraz diabelska izdebka i idziemy dalej.
Dzień dobry


Zaglądam na Wyspę, a tu taki spacerek po Warszawie
Od razu powiem, że Warszawy praktycznie nie znam. Te pomniki, które Makóweczka pokazała nic mi nie mówią…
Co prawda byłam w Warszawie wiele razy, ale głównie przejazdem… a co można widzieć z dworca PKP
Co prawda kiedyś wzięliśmy córkę do stolicy, bo chcieliśmy pokazać jej ogród zoologiczny, a przy okazji jeszcze parę miejsc, ale ona wtedy miała 3 latka (teraz ma 39)…
Pomników celowo nie podpisywałam, bo uznałam, że jak coś Wyspiarzy zainteresuje można temat rozwinąć.
Na co innego zwrócił uwagę Q, a na co innego Tetryk.
Makóweczko 🙂 Przesłałem jeszcze dwukropek , Zajrzyj na pocztę .
Dziękuję,ale dopiero jak wrócę do domu.
Witajcie!
Już w domu, ogarnę się trochę i poczytam…
Ogarnij,poczytaj,ja dopiero mijam Tarnów.
Jestem z powrotem, byłem już wcześniej, ale czekało mnie jeszcze jedno spotkanie i parę rzeczy do załatwienia przez internet… No ale jestem.
To się Wyspa zaludnia.Bydgoszcz,Jura,Liwocz każdy zjeżdża z innej strony.
Mistrzowie już w domu,ja dopiero ho,Ho…droga daleka,korek.
Jak to przy niedzielnych powrotach…
Ze zdjęć odniosę się tylko do jednego, bardzo znanego pomnika. Pomnik Małego Powstańca jest w istocie pomnikiem naszej narodowej paranoi. Wojna niesie różne tragiczne sytuacje, znacznie zwiększa szanse dziecka na brak opieki, która zapobiegłaby włączeniu się dzieciaka do walki. U nas czyni się z tego niepożądanego przypadku ubocznego wzorzec i przykład do naśladowania…
Niestety to prawda (chociaż pomnik zdaje się nie jest wzorowany na konkretnej osobie?).
Osoba nie ma tu żadnego znaczenia… Istotny jest zachwyt nad dzieciakiem walczącym „za Ojczyznę”.
Jestem w domu, wykąpana, w łóżku.
Spać jeszcze nie idę.
Ja też jestem, jakby co.
Dobranoc!
Dobry wieczór, Makówko:)
Grypa mi nie odpuszcza, więc Ty także wybacz lakoniczny komentarz.
Też odniosę się do pomnika „Małego Powstańca”.
Bo mnie ten pomnik niezmiennie wzrusza.
Nie odbieram go jako pretekstu do nachalnego propagowania dziecięcej martyrologii.
Myślę, że ideą tego pomnika było złożenie hołdu kilkulatkom, którzy, wtłoczeni w jarzmo dorosłości, starali się udźwignąć ten (nie dla ich wątłych ciałek przeznaczony) ciężar.
Pozdrawiam:)
Witaj Leno!
Zdrowiej szybko. Dziękuję, że mimo choroby zajrzałaś.
W sprawie pomnika „Małego Powstańca” mam podobne odczucia jak Ty.
Z jednej strony wzruszenie. Z drugiej jednak Tetryk też ma trochę racji, że dzieci nie powinny być uczestnikami wojny. Ale one i tak bywają ofiarami wojen, nawet gdy wcale nie walczą.
Więc może jednak należy o tym pamiętać, przypominać?
Pozostaje pytanie, jakie hasła cisną się na usta po takim wzruszeniu: czy „Nieśmiertelna chwała bohaterskim małym Polakom”, czy „Nigdy więcej dzieci w jakiejkolwiek wojnie”?
Może oba?
A najlepiej „Nigdy więcej wojen!”.
Makówka ma rację – to się nie wyklucza, Tetryku:)
🙂
Dzięki, Makóweczko:)
A czy gdzieś napisałam, że powinny być uczestnikami:)?
Nikt nie miałby „za złe” dzieciom, że chcą nimi pozostać. Hołd należy się im za to, że próbowały przyczynić się do jak najszybszej zmiany nieludzkiej sytuacji.
Pamiętasz „Imperium Słońca” z, bodajże, 1987 roku?
Mój Tata, oglądając scenę rozdzielenia chłopca z rodzicami, skomentował ją krótkim „Dureń!”.
A potem dodał: „Głupi dzieciak! Jak nam mamusia powiedziała, żeby trzymać się jej płaszcza, to trzymaliśmy się z całych sił! A jak powiedziała, żebyśmy niczego nie podnosili z ziemi, to wszystkie zabawki i cukierki omijaliśmy szerokim łukiem…”
To wspomnienie dziecka, które przeżyło koszmar wojny, wędrówki do schronu po nocach, pracę przy wyładunku węgla ze składów, noszenie „guzików” w plecaku…
A wiesz, przypomniałam sobie jeszcze taki „kompleks wojennego dziecka”, który miał mój Tata.
W naszym domu zawsze musiał być chleb, bo oni przez trzy lata go nie mieli.
Podobny kompleks miała jedna z moich ciotecznych Babć – po odzyskaniu wolności i powrocie do domu – chowała chleb w różnych zakamarkach w swoim pokoju. Nie wyzbyła się tego zwyczaju do końca życia.
Nawet ci, którzy nie zaznali głodu uważali i wpajali dzieciom „chleba się nie wyrzuca”.
Wciąż kaszlące, smarkate i z coraz większą awersją do wszelkich domowych i niedomowych sposobów wykurzenia grypy, ale jednak – dobry wieczór, Wyspo:)
Niechaj ci wszystkie te sposoby jak najszybciej przestaną być potrzebne. Zdrówka!
Dziękuję, Tetryku:)
Jestem już zniecierpliwiona tym notorycznym bólem w skroniach, zakwasami od kanonad, gwiżdżącym nosem i rozkaszlanym śmiechem:)
A najgorsze są te skaczące literki i koraliki.
Robić nic nie mogę i to mnie złości:)
Nie złość się, lecz szybko, migusiem zdrowiej Leno!
Żebyś wiedziała, Makówko, jak bardzo się staram. Daję się nawet kłuć (chlip).
Niestety, łagodna perswazja podlewana aptecznymi dekoktami (błeee) i złotym mlekiem (też już błeee) na grypsko nie działa. Może złość ją wykurzy:)
Złość? Proszę
A może -„niech tę grypę diabli wezmą?”
No pewnie! Diabłu też się coś należy!
Dzień dobry! Nawet ładnie się robi, co mnie cieszy, ponieważ czeka mnie dzisiaj bieganie… (a dopiero potem praca).
Makóweczko 🙂 Wysłałem jeszcze kropkę nad „I ” . Pozdrowionka .
Witajcie!
Dziś się nadal obijam
Odespane i wyspane dzień dobry!
Taki wpis mojej znajomej na fb-kopiuję:
Cóż mi dziś Google podpowiadają? Mamy Dzień Podziemnego Państwa Polskiego. Nie wnikam, czy tego, czy tamtego. Mamy też Święto Wojsk Obrony Terytorialnej. Gdyby mnie ktoś pytał, to takie święta w poniedziałki powinny być zakazane. Szczęśliwie jest antidotum i na jedno, i na drugie, czyli Światowy Dzień Turystyki. Dziś pewnie wszystkie szlaki prowadzą jak najdalej stąd
Trochę znikam, odezwę się wkrótce.
Paaaa… zrobiła się piękna pogoda.
Koniec pracy, proszę ja Was, i przerwa.
Wróciłam do domu. I już będę.
Dziś w aptece udało mi się zaszczepić na grypę.
Kolega odstąpił mi „miejsce w kolejce” w aptece. Wiedząc o tym, że mam już „zaklepaną” szczepionkę zarejestrowałam się w mojej Przychodni na pierwszy wolny termin do internisty -na 12 października, bo w mojej Przychodni szczepią tylko po wizycie u lekarza.
A tymczasem okazało się, że mogę się zaszczepić „od ręki” w aptece.
Nawet do głowy by mi nie przyszło się zapytać! Nie wiedziałam, że w aptece tak można bez badania lekarskiego.
W aptece nikogo nie było, kolega swoim zwyczajem bajerował panią aptekarkę i wtedy wynikło, że pani ma uprawnienia, aby mnie zaszczepić, jeśli tylko chcę.
No proszę! My się zapisaliśmy na razie na listę w aptece, ale nikt nie mówił, że można i tam sobie od razu wkłuć. Może nasze panie farmaceutki nie mają uprawnień?
Ależ ja też nie wiedziałam!
Godzinę wisiałam na infolinii, aby zarejestrować się do lekarza („jestem 45 w kolejce”).
Gdyby kolega nie zaczął rozmowy z panią z apteki korzystając, że nikogo nie ma w aptece to nie przyszłoby mi do głowy zapytać, a pani też nic nie mówiła.
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, dlatego ja wstaję, jak już jest jasno. Póki co, bo pewnie za parę miesięcy będzie ciemno.
Witajcie!
Nowy dzień zaczął się u nas zaskakująco pogodnie, choć chłodno…
Słoneczne i wyspane dzień dobry!
Wróciłam do domu. Na chwilę.
Trzeba coś zjeść przed knuciem.
Ja się też odmeldowuję do wieczora 🙂
Stoję w korku i tak sobie myślę o wyższości komunikacji miejskiej w Warszawie w porównaniu z krakowską.
Coś podobnego. Chyba dawno nie byłem w Krakowie, bo komunikacja miejska w Warszawie nie wydaje mi się jakaś szczególnie wybitna. Tutaj chyba sporą rolę odgrywa wola lokalnych władz, żeby ułatwiać, w sensie np. wyznaczania buspasów.
To też. Ale i szerokość ulic. A w Krakowie -wiadomo jak jest.
No i metro chyba bardzo rozładowuje.
Natomiast jeden bilet za 18 zł na cztery dni podróżowania metrem, autobusem, tramwajem, pociągiem w różnych kierunkach to już raczej kwestia zasobności budżetu miasta.
No, ceny biletów to tak, kwestia zasobności budżetu.
W Gdyni np. uczniowie szkół podstawowych (i średnich?) mają prawo jeździć bez biletu, tylko na legitymację.
W Krakowie chyba też. W ciągu roku szkolnego. Nie wiem, czy w wakacje też?
A ja skończyłem pracę i udaję się na przerwę.
Pięterko trochę wspomnieniowe ,to rozmowa dwóch facetów : Och , jak się cieszę ze spotkani . Powiedz ,co tam we wsi ? Jak rządzi się sołtysowi Dudzie ? Duda zmarł niedawno …Zmarł ? Fiu ,fiu ,fiuuu , a był zawsze taki żwawy . A zona sołtysa objęła po nim schedę ? Nie . Żona sołtysa zmarła dwa lata temu … Fiu ,fiu ,fiuuu , a była taka młoda . Powiedz jeszcze , sołtysowie mieli pięknego psa wilczura ,Azora . Co stało się z Azorem ? Azor najwcześniej niestety zdechł . Ojojoj , zdechł ? Tak . Wieczne odpoczywanie daj mu panie …
Czyli szkoda Azora? Czy czegoś nie zrozumiałam?
Już po knuciu, w domu.
Pies zasłużył we wspomnieniach na wieczny odpoczynek , a ludzie na gwizdek . Taki jest ten świat . Pozdrowionka .
Aa, patrz, faktycznie. Nie zauważyłem tego gwizdka!
Raczej NIE USŁYSZAŁEŚ, widać zbyt cicho gwizdał.
Dotarłem do domu, felietony opublikowane, pora na kolację. Potem zajrzę na plażę w Biarritz…
Czyli jest co czytać przed snem?
A ja, szczerze mówiąc, dzisiaj akurat padam jak deszczyk, więc pewnie za długo nie posiedzę…
A ja jakoś dziwnie nie zmęczona, nie śpiąca, w dobrym nastroju, a nawet pełna energii.
O, to może szybciorem, póki jeszcze jestem na chodzie, postawię nowe pięterko, z częścią trzecią?
Bo tu już ponad 170 schodków.
Stawiaj, stawiaj!
No to zapraszam na nowe pięterko