Ostatnio zrobiłam wpis o Babiej Górze i Małpiej Wyspie, czyli o tym jak kiedyś jechałam z Krakowa do Gródka nad Dunajcem przez Zubrzycę.
W komentarzach wspomniałam wtedy, że kiedyś wracałam z Kołobrzegu do Krakowa przez Wolsztyn.
Zareagowali wtedy panowie Quackie i Lord.
Quackie:
„Aa, wolsztyńska parowozownia to jest sławne miejsce, mimo że żaden ze mnie miłośnik kolei parowej.„
Zapytałam, czy ma jakieś zdjęcia i w odpowiedzi Q napisał :
„Nie! Ale słyszałem wiele razy i przy wielu okazjach od wielu znajomych, w tym np. takich, których dzieci przez cały rok czekały na to święto, co to jest parada parowozów etc.”
Natomiast Lord przywitał się tak:
„Dzień dobry.
Ja byłem na paradzie wolsztyńskiej. Niemniej, w parowozowni nie byłem. Najrozsądniej jest ją zwiedzać poza świętem, w innym wypadku należy liczyć się z ogromnymi tłumami. Nie pominę faktu, że zaparkowanie samochodu tego dnia graniczy z cudem. No, chyba że przyjedzie dzień wcześniej, to i parowozownie zobaczy.„
Odpowiedziałam:
„W Wolsztynie byłam tylko jeden dzień przejazdem, wracając NAJKRÓTSZĄ DROGĄ Z KOŁOBRZEGU DO KRAKOWA (czy była najkrótsza można polemizować, ale była ciekawa i w miłym towarzystwie).
Proszę Państwa wychodzi na to, że jak przyjdzie kolej na mnie pasuje zbudować pięterko o Wolsztynie.„
Skoro obiecałam, należy słowa dotrzymać. Zamiast pisać o parowozowni taki pstryczek. Proszę kliknąć na zdjęcie i przeczytać tekst.

Resztę dopowiecie Wy (mam nadzieję), a jak wywiąże się „wymiana myśli” dopowiem ja w komentarzach tekstowych lub zdjęciowych.
A teraz parę pstryczków.



Powiało socjalizmem?
Na koniec więc małe pytanie – kto pamięta takie wagony?



A takie bilety kto pamięta?


Byłam tam, gdy cały dzień lało, więc prawie nie było zwiedzających. Spokojnie mogłam połazić po Muzeum, usiąść na ławeczkach w pociągu retro, trochę trudniej było pstrykać to co stoi na zewnątrz. Z przyjemnością odświeżyłam sobie to zwiedzanie sprzed paru lat; zapraszam do wspólnego zwiedzania.
Obrazek wyróżniający – unikatowy Tr5-65 produkcji niemieckiej firmy Orenstein & Koppel z 1921 roku (przebudowany w 1938 roku).
Jako jedyny taki parowóz z tej serii w Europie stanowi jeden z cenniejszych eksponatów Parawozowni w Wolsztynie.
Dzień dobry na nowym pięterku, zanim umknę na przerwę!
Otóż takich wagonów nie pamiętam, ale moi Rodzice (sądząc z opisu) jak najbardziej, ponoć jeździły na trasie Żywiec-Sucha Beskidzka jeszcze niedługo przed moim przyjściem na świat.
Natomiast takie drewniane siedzenia z listewek kojarzą mi się ze starymi tramwajami z Poznania, z wagonami typu Konstal-N. I takimi jeździłem, jak najbardziej.
A tekturkowe bilety to były w sprzedaży hoho, w latach osiemdziesiątych na pewno jeszcze. Pamiętam jak najbardziej, i kasowniki-dziurkacze.
A teraz fajrant i przerwa.
(oraz po przerwie)
Parowozownię w Wolsztynie, jako się rzekło, znam tylko z opowieści znajomych. Np. kolegi z Poznania (obecnie spod Poznania), który ma dwóch synów z ZA (trochę jak nasza Jo). Co prawda znam temat tylko z relacji, ale ponoć bardzo entuzjastycznie brali udział w tym święcie z Paradą Parowozów, włazili, gdzie tylko się dało, o dziwo nie mieli problemu z gwizdaniem parowozów i w ogóle znakomicie się bawili.
Wróciłam do domu z ulicznego knucia.
Z obolałymi nogami, rękami czarnymi od farby drukarskiej i z bardzo mocno naderwanymi skrzydłami.
Wiele razy rozmawiałam z przypadkowo spotkanym suwerenem na ulicy przed poprzednimi wyborami.
Zawsze wynik był ważny, ale chyba nigdy aż tak jak teraz. Dlatego przeraża jak dużo ludzi w centrum Krakowa tak myśli jak miałam okazję usłyszeć. Bodaj tyle, że nie spotkałam się z agresją.
Dawniej umawialiśmy się w dwie, trzy osoby -wtedy łatwiej się podbudować psychicznie. Teraz jednak mało czasu, coraz mniej chętnych do pracy a tak dużo do zrobienia, aby dotrzeć do wyborców poza Krakowem.
Dobra, wyżaliłam się i zabieram się za bycie gospodynią na Wyspie.
Efekt pompowania w ścieku, niesłusznie zwanym telewizją publiczną. A może i słusznie, tyle że użycie przymiotnika „publiczny” byłoby mocno nacechowane.
Odsapnij.
Telewizja publiczna i kościół niestety.
Muszę odsapnąć, zjeść kolację, bo teraz mam nastrój, aby:
Uciec pociągiem od przyjaciół,
Wrogów, rachunków, telefonów
Nie trzeba długo się namyślać,
Wystarczy tylko wybiec z domu.
Nieee -od przyjaciół nigdy!
A jutro i tak znów będę bawić się w ulicznego gazeciarza i gadać z suwerenem! Tylko trochę otrzepię skrzydła!
Też o tym ostatnio rozmawialiśmy. I doszliśmy do podobnych wniosków, niestety. Nawet Madre negatywnie skomentowała rolę kościoła w tych czasach, rzecz jasna nie in general, ale jednak w proporcjach niekorzystnych dla duchowo-religijnej posługi.
Otóż to! Kościół działa na własną szkodę, zniechęca myślących wiernych.
Ale domy publiczne były (?) instytucjami niezwykle potrzebnymi!
Były?
Tylko teraz chyba inaczej się nazywają?
Obok takiej jednej przechodziłam wielokrotnie, ale nie zwracałam uwagi na napis „Rezydencja KLATT”.
Tak à propos podobno Banaś znów bardzo aktywny?
„Kopertowymi wyborami ” się zainteresował, czyli NIK kontroluje to coś co miało być, a nie było. Hm…
Czy to prawdziwa kłótnia w rodzinie?
Panie Q czy mogę sobie zamówić jakąś „tematyczną” Dobranockę?
No, w zasadzie to ja już widzę pewną sugestię.
Ale zrobię po swojemu
Sugestii nie ma żadnej. Ja tylko poprosiłam „tematycznie”, a jak się chce wszystko można tematycznie skojarzyć.
Aha, OK.
To ja widocznie źle zrozumiałem „wsiąść do pociągu”
„Wsiąść do pociągu” dałam w komentarzu autorskim, więc to by już nie miało sensu drugi raz. Ta piosenka kojarzy mi się z młodością, ale nie jest aż takich lotów, aby ją słuchać na Wyspie dwa razy, gdzie większość ma bardzo wysublimowany gust muzyczny.
Tak się zastanawiam czy Tetryk dalej knuje?
Czy też nie lubi jeździć pociągami a w każdym razie parowozami?
A może opowie nam cokolwiek o swoim knuciu, zanim zapali lampkę i pójdzie lulu?
Tetryk właśnie wrócił i zjadł kolację…
I to jest lakoniczna odpowiedź w stylu Ukratka!
Dzień dobry. Herbata (zielona) i praca.
Witajcie!
Herbatkę, a jakże – zieloną! – właśnie piję, praca już wre 🙁
Dzień dobry, lecę po kawę do Gieni.
Słonecznie witam!
Z ulubioną filiżanką w kropki.
Dzień dobry 🙂 Pociągi , pociągi … Toć prawie mieszkało się w pociągach . Wystrój wnętrz z boazerią często przypominał powojenne luksusy lokalowe . Przez jakiś czas dojeżdżałem do Radomia . O stałej godzinie , z tego samego peronu Dworca Głównego w Warszawie … Ale zdarzyło się ,że pewnego dnia wsiadłem do pociągu jak zawsze i zdrzemnąłem się nieco . Obudził mnie konduktor ,ale nie w Radomiu , a w Poznaniu . Zbaraniałem , nie mogłem zrozumieć jak to się stało , a była to normalna chwilowa zmiana odjeżdżających pociągów z Dworca Głównego . Do Radomia dotarłem od strony Wrocławia , nadrobiłem trochę kilometrów , ale dostałem nauczkę , że warto wcześniej sprawdzić dokąd ten pociąg pojedzie …
Witaj Max!
Też miałam podobną sytuację, choć trochę inną jednak. Po dwóch nocach w pociągu ocknęłam się, pociąg stoi na jakimś Dworcu, więc pytam „w jakim mieście jesteśmy?”
„W Krakowie!”.
Gdybym szybko się nie zebrała pojechałabym gdzieś do Przemyśla i jeszcze zapłaciła karę.
Pewien chłopak z Tarnowa całą noc wkuwał do egzaminu (ech, zaległości!), po czym rano wsiadł w pociąg i pojechał zdawać do Krakowa. Obudził się… w Katowicach. Zaklął, miał jeszcze chwilę czasu, wsiadł w najbliższy do Krakowa. No i obudził się w Bochni…
A jak mu poszedł egzamin? Bo podejrzewam, że jednak jakoś dotarł ?
Ten termin stracił 🙁
Domniemywam, że był na tyle zdolny, że i tak sobie poradził?
A to zupełnie jak kolega Ojca z pracy, wracający służbowo z Warszawy do Kielc krakowskim pociągiem, który zasnął i obudził się bodaj w Miechowie. A w drodze powrotnej też zasnął i z kolei ocknął się w Skarżysku! Z którego wrócił do Kielc już PKSem, gdzie budził kierowca
Dzień dobry


Oczywiście w budynku kolejowym
Także kolej to jakby moja młodość… 
Nie kojarzę takich pociągów z drewnianą „boazerią”, ale z drewnianymi siedzeniami i owszem
Pochodzę z „kolejarskiej” rodziny… mój dziadek przed wojną był dyżurnym ruchu. Po wojnie i po odsiedzeniu 6 lat we Wronkach (za AK) nie mógł już pracować na tym samym stanowisku. Bo kolejarz, to była prestiżowa posada i byłych więźniów nie zatrudniali. Z czasem to się zmieniło…
Mój teść pracował na kolei, moja szwagierka i mój mąż. Każde na innym stanowisku. Teść był toromistrzem, szwagierka pracowała jako „pracownik biurowy”, a mąż w łączności kolejowej był monterem (tak jak moja siostra)
Mieszkałam najpierw niedaleko torów, a potem (po wyjściu za mąż) niemal na torach
Mój ojciec, chociaż prawnik z zawodu, też miał kiedyś przygodę z koleją. Wsiadł do pociągu w Warszawie po jakiejś rozprawie w Sądzie Najwyższym i ukołysany monotonnym stukotem kół zasnął. Jechał do domu, do Białegostoku, a to była 3,5 godzinna jazda.



Na granicy polsko-radzieckiej obudzili go celnicy, czy wopiści (już nie pamiętam) i trafił do aresztu pod zarzutem chęci nielegalnego przejechania granicy. Jak sam potem mówił, za taki czyn powinni go raczej zamknąć w „wariatkowie”, bo kto normalny uciekałby na wschód?
Nie trzymali go długo. Dość szybko upadło podejrzenie o szpiegostwo, na wariata nie wyglądał… Z Kuźnicy przewieźli do Białegostoku celem sprawdzenia prawdziwości jego zeznań, a że wszystko się zgadzało, wypuścili
Potem już zawsze gdy z Warszawy wracał do domu i ogarniała senność prosił współtowarzyszy podróży, żeby obudzili go najpóźniej w Łapach
A jeżdżąc do Warszawy musiał wyjeżdżać z domu przed północą, bo rozprawy były na ogół między 8 a 10 rano i musiał być na czas. Także po posiedzeniach sądu był zmęczony i niewyspany… a jeszcze miał czas wypić kilka piw przed podróżą… nic dziwnego, że potem spał „martwym bykiem”
Dzięki Miralko!
Jak widzę „bez zachęty” sama opowiedziałaś „pociągową przygodę”.
Nie swoją „pociągową przygodę”
To już nieważne. Rodzinną. Na tym pięterku liczy się, że kolejową.
Mam ich bez liku, ale zanudzać nie będę
Miralko!
Na moich pięterkach nie jest ważne co ja tam wypichciłam, lecz to, co opowiedzą inni. Moim celem jest narzucić jakichś temat rozmowy i czasami trochę moderować „wymianę myśli”.
Mnie oprócz przygody sennej , o której wspomniałem ,przydarzyła się przygoda , która mogła mieć tragiczne skutki . Dojeżdżałem do Warszawy pociągiem elektrycznym w którym drzwi zamykały się automatycznie . Pewnego ranka , przy dużym tłoku i mojej grzeczności wobec innych pasażerów , wysiadałem jako ostatni i błyskawicznie zamykające się drzwi złapały mnie za pantofel . Szarpnięcie było takie skuteczne , że ja wywinąłem orła w powietrzu , a pantofel pojechał w świat . Głupia sprawa , do pracy prawie boso ze skręconą nogą , ale dało się to załatwić przez taksówkarza i po zdarzeniu zostały tylko wspomnienia i stracony pantofel na rzecz PKP .
No to faktycznie miałeś stresującą przygodę, Maksiu

Że też drzwi nie miały czujników! Przecież mogła Ci ugrzęznąć cała noga! I co? Pociąg wlókłby Cię do następnej stacji? Żywego na pewno by nie dowlókł…
Kiedyś widziałam sytuację gdy drzwi zamknęły się częściowo na wózku z dzieckiem w środku.
Tramwaj ruszył, matka biegła wzdłuż tramwaju podtrzymując rączkę wózka.
Oczywiście chwilę, bo motorniczy zauważył, zatrzymał się i otworzył drzwi, nikomu nic się nie stało
Jednak co sobie matka podżyła przez tę chwilę!
Na pewno dla matki to horror! Dobrze, że motorniczy ją zauważył, bo mogła być tragedia
Mogła. Motorniczy powinien zauważyć, zanim ruszył, że na schodach jest wózek dziecięcy.
Teraz jest automatyczna blokada i chyba nie da się ruszyć z niedomkniętymi drzwiami.
Miło się gawędzi, ale czas mi się zbierać do pracy…
Miłego dnia Wyspiarze!!!
Spokojnej pracy Miralko!
Fajrant i przerwa, z tym że na załatwianie spraw przedwyjazdowych głównie…
Cisza na Wyspie!!!???
Zimno (14 stopni), pada deszcz.
Łoj dobrze, że deszcz, bo żeby się nie okazało, że z tym pługiem odśnieżnym wywołałam wilka (śnieg) z nieba.
Włażę pod kołderkę.
Ale oczywiście nie idę jeszcze spać, czekam na Wyspiarzy z ich kolejowymi historyjkami.
Jestem, ale jeszcze nie do końca. Zaraz będę do końca i zerknę na filmiki i w ogóle.
Jeszcze małe uzupełnienie do obrazka wyróżniającego, do wiersza, do całego pięterka.
Lokomotywa parowa(parowóz) –lokomotywa napędzana silnikami parowymi.
Pierwszą lokomotywę parową zbudował w 1804 roku Richard Trevithick. Za wynalazcę współczesnej lokomotywy parowej uważa się George’a Stephensona. Jego parowóz Rakieta (Rocket) z 1829 r. stał się pierwowzorem wszystkich dalszych konstrukcji.
Ostatnią regularną linię zwykłego ruchu pasażerskiego w Europie obsługiwaną przez lokomotywy parowe zamknięto 31 marca 2014. Było to połączenie Wolsztyn – Leszno w Polsce. Połączenie to zostało reaktywowane od dnia 15 maja 2017 r.
Czyli między między na temat cd
Kiedyś była taka książka o różnych pojazdach, dla dzieci, popularnonaukowa, bardzo ładnie napisana i ilustrowana, oczywiście nie pamiętam tytułu, gdzie to wszystko było pięknie opisane: samochody, lokomotywy, parowe, elektryczne, spalinowe…
Ciekawe czy współczesne maluchy w ogóle byłyby zainteresowane taką książką?
Dlatego te wolsztyńskie parady to bardzo mądra i kształcąca inicjatywa.
Nauka i dobra zabawa.
Co ciekawe, w tym roku parowozy miały kursować na trasie Wolsztyn – Leszno, Wolsztyn – Poznań. Oczywisty powód to atrakcja turystyczna, ten mniej oczywisty, to braki w taborze (szynobusy w naprawie). Niby śmieszne ale czy mamy tyle tych parowozów co by braki w całym kraju pokryć ?
Hm, jak można sprowadzić z zagranicy na paradę , to może i za szynobusy by się dało?
Oczywiście, żeby się dało i jakaż to atrakcja! Jeżeli jednak zaczynamy sięgać po parowozy w celu zastępstwa dla szynobusów, to wybacz, czegoś tu nie rozumiem… 🙂
Może żeby połączyć przyjemne (atrakcja) z pożytecznym (łatanie braków)?
Być może i tak właśnie jest, mam nadzieję. Czepiać się nie czepiam, wszak sama idea uruchomienia tych cacek, bardzo mi się podoba. W tamtym roku też jeździły, tylko wyłącznie jako atrakcja, jeżeli tak będzie w przyszłych latach to będąc w Poznaniu postaram się skorzystać z okazji. Taka możliwość jest również po samej paradzie. Niestety ilość chętnych jest tak dużą, że trzeba mieć dużo szczęścia aby pojechać. 🙂
…i tu wracamy do motywu znanego z PRL, mianowicie wsiadania do pociągów drzwiami i oknami
Notabene jeżeli chodzi o pociąg z Poznania do Kielc i jeżdżenie na tej trasie na studiach, to w pewnym momencie się wycwaniłem, szedłem na koniec albo początek peronu i jak tylko pociąg się zatrzymał, nie próbowałem się wcisnąć do tłumu zgromadzonego pod drzwiami, tylko wyławiałem wzrokiem przedział z pustymi miejscami, grzecznie pukałem do okna i prosiłem o zajęcie miejsca niedużym plecaczkiem – i miałem całkiem niezłe wyniki, bo zanim pasażerowie podróżujący do Poznania wysiedli i ruszyła po wagonach fala wsiadających, mijało akurat tyle czasu, co trzeba, żeby zająć sobie miejsce z peronu.
Ależ ja też tak robiłam ! Nie zawsze się jednak dało.
Tu i ówdzie plączą się jeszcze ręczne drezyny…
Kiedyś widziałem też na torach starą Warszawę z kołami wymieninymi na typowe kolejowe 🙂
Kochani, uciekam, zobaczymy, może rano dam radę się jeszcze przywitać (chociaż będzie przede wszystkim pakowanie, ale kto wie, o której ruszymy).
To już jutro jedziesz?
Szerokiej drogi i miłego wypoczynku!
Śpij dobrze Q!
Spokojnej! Udanego wyjazdu. 🙂
Miłego wypoczynku, Mistrzu Q


Zajrzyj czasami do nas, jak już będziesz wypoczywał…
To też pewnego rodzaju relaks
No ba!
Wyspa jest dobra na wszystko! Jako relaks -również!
Chyba i ja już powiem Dobranoc!
Dobranoc!
Dzień dobry, zaraz się zaczynamy pakować…
Szerokie drogi!
WYPOCZYWAJ!
Witajcie!
Jedni jeszcze śpią, inni się pakują, a niektórzy już w robocie…
Jakiś podział „pracy” musi być!
Jako dziecko podróżowałam wyłącznie transportem publicznym. Wolałam dłuższe trasy koleją niż pekaesem, bo latami cierpiałam na chorobę lokomocyjną i autobus to była dla mnie katorga.
Kiedy byłam przedszkolakiem, chodziłam z dziadkami albo rodzicami na dworzec, siadało się na ławeczce i czekało na skład towarowy, żeby liczyć przejeżdżające wagony 🙂 To był dworzec w Pabianicach, składający się z trzech peronów, w tym jednego dalekobieżnego.
Najdłuższą podróż kolejową odbyłam z siostrą z Tatui w 1981 roku do Bułgarii. Dwie doby w podróży, przez ZSRR (za zmianą podwozia na szersze). Potem wracaliśmy „na raty”: najpierw przez Rumunię do Budapesztu i kilka dni później dopiero do Polski. Elegancko miało być, w sypialnym… Tylko sprzedali podwójne bilety i ojciec jechał w innym przedziale z miłą panią z wnuczką, a nas obie upchnęli na jednym łóżku u bardzo zmanierowanej pani z córeczką.
Potem przez 5 lat prowadzenia szkoleń w całej Polsce też na ogół korzystałam z pociągów.
Moje dzieci od urodzenia podróżują samochodem i szczęście moje nie zna granic, bo w ich przypadku jest to jedyny sposób na uniknięcie horroru (a i to nie zawsze się udaje). I nieco bawi mnie to, że dla nich wielką atrakcją jest przejażdżka tramwajem albo pociągiem… Bo autobusem się zdarza – u nas, na naszym zad… znaczy: na naszych peryferiach nie mamy tramwajów.
Takie czasy… Ja będąc dzieckiem o samochodzie nawet nie marzyłam
Witaj Jo!
Dzięki za garść wspomnień!
Ja do dziś na dłuższą trasę wolę pociąg, gdyż choroba lokomocyjna to coś, co mnie nie opuściło z wiekiem.
Gdy byłam mała moi rodzice mieli skuter. Na krótkie trasy wozili mnie między sobą. Natomiast wakacje spędzałam z moimi dziadziami w Rabce-Zaryte, a rodzice podróżowali sobie gdzieś ze znajomymi na skuterze.
Jako „samodzielne dziecko” tzn. szkolne podróżowałam z rówieśnikami pociągami. Nawet w dolinki podkrakowskie jeździło się pociągiem;dziś można dojechać miejskim autobusem.
Pochmurne witajcie!
Czy lato już było?
Dzień dobry, jestem na miejscu, bezpiecznie. Sprzęt rozłożony, można popracować, mam nadzieję.
Cieszymy się wraz z Tobą!
Fajrant, dziękuję, wyłączam Internet. Leje z przerwami.
Jak wracałam do domu delikatnie kropiło. Pogoda zdechła…taka, że tylko
paść na nos.
A na Wyspie ciszaaaa!
Dotarłem do domu. Robiliśmy i teściowej de-molkę, czyli kompleksowe niszczenie siedlisk moli w szafach i w kuchni…
Biedne mole!
DOBRANOC WYSPO!
Dzień dobry
Czy się kiedyś oporządzę?
Tak żeby już nic nie zostało?
Niby mam wolne od pracy, ale roboty w domu mam zawsze w „pip”
Rozmawiałam dziś sporo czasu ze swoją koleżanką, która mieszka w Arizonie (przeprowadzili się tam z Illinois gdzieś ze dwa lata temu). Upały mają tam teraz nieziemskie
Ale sami chcieli, no to mają 
Nie wiem jak można wyjść z domu przy takim gorącu? Toż można się upiec minuta osiem 

Pewnie będzie ogromny… klimatyzacja chodzi non stop… ale to zawsze jest tak… coś za coś
Można wyłączyć klimę i się dusić, albo włączyć i płacić…
A tak w ogóle, to przez USA przechodzi teraz fala upałów. W niektórych miejscach (na południu) temperatura dochodzi nawet do 50C
U nas tradycyjnie trochę ponad 30C (tzn. 33-35C)
Już chyba pisałam, że jak pomyślę o rachunku za prąd, robi mi się gorąco
Piątek będzie „biegany”
Mam całą masę spraw do załatwienia… przede wszystkim zmianę oleju w samochodzie… a to na pewno trochę czasu zajmie
O innych „drobiazgach” już nawet nie wspominam… 
Facet spóźnił się do pracy o pół godziny i tłumaczy szefowi:
– Przepraszam, trochę się spóźniłem. Ale od rana załatwiłem mnóstwo rzeczy: zatankowałem samochód, umówiłem się z mechanikiem na przegląd, podjechałem na pocztę żeby wpłacić opłatę rejestracyjną, i jeszcze po drodze zajechałem na myjnię. Pomyśl tylko, ile czasu by mi to zajęło, gdybym nie miał samochodu!
(Tetryku a Ty dziś do pracy pojechałeś rowerem czy samochodem? I hm…byłeś punktualnie?)
Rowerem… zmieściłem się w widełkach 🙂
To jednak nie o Tobie?
No OCZYWIŚCIE -Ty nie jechałbyś na pocztę, lecz zapłacił przelewem!
No tak… gdybym nie miała samochodu… ale to tylko wymiana oleju zajmuje mi trochę czasu. W pozostałe miejsca, na piechotę, szłabym znacznie dłużej
A w sumie oleju nie wymieniłam. Kolejka do wymiany (i różnego rodzaju napraw) była tak duża, że facet zapowiedział mi prawie 4 godziny czekania. Zwątpiłam…
W końcu ustaliliśmy termin… mają mi wymienić ten olej w ekspresowym tempie. Zobaczymy…
Miłego piątkowania życzę wszystkim Wyspiarzom

I idę spać
Witajcie!
Ciepło. Słonecznie. Gorąco. Ale fajnie! – jak mawiają kaktusy
Witajcie!
Nie jestem kaktusem (przecież nie mam kolców!), ale się cieszę, że jest słonecznie.
Dzień dobry. Pogoda nadal dość niezachęcająca – chmury od końca do końca nieba, chłodnawo, chociaż nie zimno. Wczorajsze popołudnie i wieczór spędziliśmy z kuzynostwem małżonki, przezacnymi ludźmi, globtroterami, kuzyn były marynarz, co to pracował na niejednym statku i z niejednego pieca chleb jadł. A teraz pracy ciąg dalszy, jak mniemam.
Witaj Q!
Owocnej pracy, lepszej pogody i dużo miłych wieczorów z fajnymi ludźmi.
To różowe to jednak bojka jest! Sprawdziłam.
W pierwszej turze prezydenckich wyborów miałem swojego kandydata który nie błysnął wynikami . Ale myślałem ,że przegrani spotkają się przed drugą turą i wspólnym manifestem poprą Rafała Trzaskowskiego , bo przecież wszyscy byli przeciwko A. Dudzie . Tak się jednak nie stało i jestem rozczarowany tą zapyziałą opozycją , bo bitwa idzie o być , albo dyktaturę Jarosława Kaczyńskiego . Bo to on przed laty stojąc pod Krzyżem Stoczniowców w Gdańsku powiedział : My stoimy tu (tzn. pod krzyżem ) ,a Oni tam gdzie stało ZOMO . Mijają lata , a społeczeństwo w dalszym ciągu nie może wybić mu z chorej głowy największego nieszczęścia jakim jest podział Polski w XXI wieku . Najbliższa niedziela jest szansą na zmianę tej sytuacji …
Szansa jeszcze jest Maksiu!
Dzień dobry, nie dość, że fajrant, to po fajrancie jeszcze spacer, a na spacerze żurawie – i miałem przy sobie aparat. Jeżeli te zdjęcia wyjdą, to będzie, jak to mówi młodzież, sztosik.
Plus perkozy i kormorany, ale z dość daleka, więc wyjdą tak sobie, plus parę mniejszych ptaszków do zidentyfikowania.
A to dopiero(?) drugi dzień!
Zrobiło się wysoko, więc zapraszam na nowy wpis – tym razem fragment z naszej Noblistki…
Witaj, Makówko.
Dopiero dziś obejrzałam sobie pstryczki z Twojej relacji, bo w wakacje jestem raczej z doskoku:)
Takie przedziały znam tylko z opowieści, znalazłam też kiedyś wśród jakichś szpargałów kartonowy bilet kolejowy z dziurką:)
Mam za to stareńką Olympię, na której przepisywałam swojej utworki, gdy pierwszy raz zdecydowałam się wziąć udział w konkursie poetyckim:)
To miłe wspomnienie.
Tymczasem pozdrawiam:)
Witaj, Leno!
Miło, że zajrzałaś i obejrzałaś.
Cieszę się również, że wpis ten wywołał jakieś miłe wspomnienia.
Też pozdrawiam:)
Witaj Makówko .
Jak tu miło ,nostalgicznie …Dziękuje za wszystkie bosko piękne maszyny. ….Przypominam sobie podobne „ciufcie” które ileś lat temu przemierzały odcinek między Skoczowem a Cieszynem (i z resztą nie tylko..)
Wszystkie te wydyszane, wystukane kilometry. Rzeczywiście dzisiaj maszyny nie te,
ale kiedy słyszę ten charakterystyczny stukot wmawiam sobie ,że nic się nie zmieniło
Witaj rumbutumbu!
Miło, że zaglądnęłaś. Cieszę się, że poczułaś się na tym pięterku miło i nostalgicznie…