Dzień dobry, to tak krótkie piętro, że zdecydowałem się nadać mu status PÓŁpiętra.
Zawartość krótka, ale smaczna – przekład wiersza, jak zwykle autorstwa mojego ulubionego poety. Napisał go niedawno, w apogeum dobiegających zewsząd informacji o pandemii. A jakby tak NIC się nie działo?
Zapraszam do częstowania się.

Dzień dobry w pół drogi do następnego pięterka
Jest tu parapet, paprotka, okno i taki wierszyk. Ze zrozumiałych powodów opublikowany jako obrazek.
A ja na przerwę.
Spokoju, ciszy i żeby aż do znudzenia nic ważnego się nie działo?
Można się od wszystkiego odizolować, ale jeśli chodzi o mnie musiałabym wyłączyć kłębiące się myśli.
W obecnej sytuacji wpadam wtedy w czarną dziurę marazmu.
To lekarstwo nie dla mnie teraz.
Ale wiersz na czasie…
Widzę, że trochę na wyrost napisałam na tamtym pięterku, że się rozgościmy używając liczby mnogiej.
Wychodzi na to, że bez Gospodarza ani rusz.
Wyspiarze wszyscy na spacerze z samym sobą?
To i ja znikam….na kolację.
Właśnie odczytałem ten wiersz przyjaciołom z chórku. Brawa dla autora i dla tłumacza!
Czy Jacek zastanawiał się nad muzyką do tego wiersza?
Nie wiem, czy przy takim układzie rymów da się sensowną muzykę dołączyć.
Oraz niestety dochodzi kwestia praw autorskich, co innego w ograniczonym gronie na Wyspie.
Bardzo dziękuję
Czy mogę im rozesłać obrazek z tłumaczeniem?
Hmm. Nie obraź się, ale wolałbym, żeby to się nie rozchodziło nieoficjalnie. Poza Wyspą. Przynajmniej dopóki nie ureguluję stosunków z autorem, bo mam zamiar poprosić go o stałą carte blanche na przekłady.
OK, oczywiście.
Dobry wieczór Wyspo,
wywabiłeś mnie Mistrzu tym wierszem z moich fotograficznych szuflad.
Cenię sobie nadzwyczaj każdy kolejny dzień, gdy nie dzieje sie nic.
Dziękuję 🙂
Ależ proszę. Mnie się przypomniały wszystkie senne popołudnia w domu, w plenerze, kiedy nic się nie działo, nikt nic nie musiał…
Wracamy w przeszłość, bo teraźniejszość przygnębiająca, a przyszłość niepewna.
Ja też grzebię właśnie w starych zdjęciach, z których buduję coś na za parę dni jak półpięterko urośnie wystarczająco. Skoro już sobie zajęłam kolejkę…
A uchyl rąbka tajemnicy, w jaką stronę? Narciarską? Górską?
Zupełnie inny kierunek.
Żeby nie było, że Makówka to jedyne co ma w głowie to narty, pływanie i zakrapiane wycieczki.
Umiesz podsycać ciekawość.
Nie żartuj Q !
Zaczynam się stresować, że potem będzie „łe, nic ciekawego”.
Zresztą wpis o nartach już był. Cóż miałam wtedy jeszcze w planie parę zdjęć dodać w komentarzach (zawsze sobie jakieś pstryczki zostawiam do komentarzy), ale los zdecydował jak zdecydował. Moja mama też lubiła narty, więc widać tak miało być. Grzebiąc teraz w starych albumach znalazłam sporo zdjęć moich rodziców z nart.
No dobra to pięterko co buduję nie będzie sentymentalne, choć trochę jakby pośrednio, nie wprost …chyba nie bez powodu akurat w to miejsce skierowała mnie podświadomość.
Ultro obiecuję dziś pięterko będzie.Jestem jeszcze w Stróży,a z komórki nie umiem opublikować.Komentowac tak choć nie zawsze udaje mi się z polskimi czcionkami.
Nie szukam staroci, porządkuję jedynie kilka najnowszych plenerowych folderów, które odkładałam na potem. Właśnie jest potem i skoro nie dzieje się nic, wykorzystuję ten spokój.
Siła spokoju.
Bo tylko spokój może nas uratować?
Im dłużej siedzę w jednym miejscu z rodziną tym dłużej jestem tego zdania.
Czyżby rodzina zapewniała Ci nadmiar rozrywek panie Q?
Nie nazwałbym tego rozrywkami, albo właśnie bym nazwał, ale nie w tym znaczeniu, obawiam się…
Wojskowy dowcip:
Chcesz się rozerwać? Wsadź se granat w d… i wyciągnij zawleczkę…
Bez trudu mogę sobie wyobrazić te „rozrywki” od rozrywania tzn. każdy coś chce.
A gdy będzie wreszcie znów normalnie… czy zdołasz się z tych szuflad wydobyć?
Już kończę, więc mogę zapełniać kolejne. Mam uknuty plan – dla zdrowotności oczywiście!
Dzień dobry




Fajny wierszyk
Muszę przyznać, że właśnie tak mam dość często. Spokój, cisza, żadnych gadających głów i żadnych kryminałów
Kiedy się da, to w plener, a tam też cisza i spokój
Wczoraj zajrzałam na FB i tylko się wściekłam wiadomościami z Polski. A obiecywałam sobie, że nie będę tego robić…
Staram się jak najmniej, ale jednak nie potrafię. Zbyt mi to leży na sercu, zbyt wiele czasu spędzałam manifestując, dyskutując z suwerenem, rozdając ulotki…itd. Wcześniej również…to jednak wyniosłam z domu, potem z harcerstwa.
Dlatego ogarnia mnie bezsilna rozpacz i zabija bezczynność.
Nie mam możliwości na manifestacje, dyskusje z suwerenem, rozdawanie ulotek… itd. Z resztą bardziej chodziło mi o to (z tymi „gadającymi głowami”), że telewizji nie oglądam, gazet nie czytam i nie słucham radia. Szczególnie w polskim wydaniu. Na ogół są to prorządowe i „prorydzykowe” audycje, a ja nie mam nerwów tego oglądać czy słuchać. Kwestia gustu



Jak wiesz mieszkam daleko i nie mogę uczestniczyć w żadnych protestach… i wtedy ogarnia mnie (jak Ciebie) bezsilna rozpacz. Nie mogę zrozumieć skąd w ludziach tyle nienawiści… jak to mówiłaś nieraz – można się różnić pięknie, niekoniecznie ze sobą walczyć…
A bezczynność mnie nie zabija, bo ja staram się ją zabić
Robię tysiące rzeczy, które nie są niezbędne i ciągle oglądam się co by tu jeszcze…
„A tymczasem leżę pod gruszą
Na dowolnie wybranym boku…”
Co prawda dobranocka jeszcze piętro niżej, ale skojarzenie nie bez kozery.
Dobry wieczór.
I mnie wywabiłeś, Quackie.
Bardzo melodyjne tłumaczenie, wyjątkowo pasuje do modlitwy o pogodę ducha. Moim skromnym zdaniem, oczywiście.
Myślę, że wszyscy odczuwamy to zawieszenie, niby z trzęsawiska – piękny, pozornie stabilny kożuszek, pod którym coraz silniej wre…
Życzę dobrej nocki i pozdrawiam:)
Bardzo ładnie to ujęłaś Leno!
Ja jednak niestety nie czuję tego stabilnego kożuszka, nie czuję stabilizacji. Widać u mnie to wrzenie wykipiało już na zewnątrz.
Witaj, Makówko.
Dziękuję.
Ja go obserwuję. Z okien wychodzących na ulicę i tych samochodowych. Niby cisza, spokój, z rzadka tylko ktoś przemknie, ale czuje się pozór tego bezruchu.
Pozdrawiam:)
Dobrej.
Pod każdym względem wre. Obyczajowym, politycznym, rodzinnym…
A tu chciałoby się leniwego nicniedziania się.
Dobry wieczór Leno, wiesz że i moim pierwszym skojarzeniem była ta modlitwa?
Pozdrawiam również 🙂
Witaj, Zocho:)
Prawda?
Pozdrawiam:)
Jest już jutro, pora więc na
To i ja powiem DOBRANOC!
(to może od razu Dzień dobry!)
Z „Modlitwą o pogodę ducha”, której bardzo mi brakuje, zaczęłam dzień. Nie chce mi się gadać, ogólne otępienie i nie najlepiej czuję się. Sama z sobą – też.
Fajny wiersz, może po takiej porannej modlitwie będę mniej nerwista? 😉
Dzięki Mistrzu Q i oczywiście brawa dla Poety i Tłumacza
Skowroneczku, coś tak jak ja.
Zapytałam nawet kiedyś na Wyspie czy ktoś też tak ma…
Smażę racuchy, ot tak, jako przekąskę, lubi Ktoś? Adres znacie
Witam!
Słońce, racuchy…eh!
Herbatę jeszcze poproszę…
Dzień dobry, na razie przelotne, bo lista rzeczy do zrobienia już czeka…
Witajcie!
Już po sniadanku – dobrze, bo bym się zaślinił z oskomy (na myśl o racuchach 😉 )
Ha, a ja się zderzyłem z godzinami dla Seniorów. Nawet jak się stanie w kolejce do sklepu przed 10.00, to po tej godzinie i tak nie wpuszczą. Dobrze że zapytałem przed faktem, bo bym się nastał na darmo. Edit: co prawda oznacza to, że koło 12.00 będę musiał iść jeszcze raz…
Jeszcze ze 2 takie przypadki i posiwiejesz ze zgryzoty, i już nie będą protestować
Czekaj, czy jest siwa farba do włosów?!
Trza było dłużej spać. Albo? …się wcześniej urodzić!
Dłużej spać też niemożliwe, akumulator się w aucie rozładował i musiałem tak przed 10 go odłączyć od ładowania, a nie chciałem na dwa razy chodzić (co ostatecznie i tak mnie spotkało).
No to w drogę – drugie podejście do zakupów.
A ja już po zakupach. Na placu nikt o pesel nie pyta…
Ja też, kolejka przed sklepem tak na 30-40 minut stania, za to w środku komfort, przy kasie nikogo. I ogólna życzliwość panuje, przepuszczamy zgodnie starszą panią (mimo że ustawowo to już nie jej godziny, no ale przecież nie będziemy tacy), pod maskami uśmiechy (nie widać, ale wiadomo).
Trzeba umieć uśmiechać się oczami…
Wydaje mi się, że umiem. Sądząc po reakcjach…
Dzień dobry



A ja śniadanko i trzeba się czymś zająć
Najpierw chyba wędzenie naszej wędlinki
A w międzyczasie… coś się wymyśli…
O, wędlinka!
Wędlinka,racuchy i wzajemna życzliwość.
Ja już w Stróży.Warunki jeszcze bojowe,bo bez wody i WC w lesie.Ale jest słońce i kwiatki kwitną.
A macie czym zmierzyć temperaturę na zewnątrz? (może być średnia, nie musi być w cieniu).
W chałupie 10,na zewnątrz 20 na tarasie.Nie mam luźnego termometra tylko takie umocowane na stałe.
Ale mam herbatę w termosie i póki co to tak jakbym była na wycieczce.
Fajnie!
Teraz cudnie.Dziecko się postarało,zrobiło co trzeba,zaworek kupiło… teraz rąbie drzewo do kominka.A mama w słoiczkach obiad przywiozła.Trzeba się cieszyć z tego co się ma.

Boże bądz miłościw mnie grzecznemu i pozwól , że do nastrojowej w uczucia modlitwy , dołączę marginalną uwagę , o wpływie posiadanego przez nas sprzętu elektronicznego , na nasz sposób myślenia . Historycznie pierwszym sposobem przekazywania informacji na odległość była modulacja amplitudy częstotliwości fali radiowej . Zakres przekazywanych informacji dotyczył tylko pasma dzwiękowego i spełniał wymagania łączności na odległość . Kiedy pojawiło się zapotrzebowanie na przesyłanie obrazów (TV) to wprowadzono modulację częstotliwości fali nośnej . Aby stacje nawzajem się nie zakłócały , podzielono na świecie częstotliwość między różne kraje ,w tym wojsko dla radarów i lotnictwa . Zrobiło się ciasno w eterze , aż do momentu kiedy wynaleziono cyfrowy sposób kodowania zarówno dzwięku jak i obrazu . Cyfrowy sposób modulacji dokonał rewolucji na całym świecie w systemach łączności , radiolokacji i innych metodach obrobki sygnałów radiowych , w tym łączności komórkowej . I teraz pojawia się problem , bo nie walczy się o częstotliwość fali , a o moc nadajników . Jest projekt światowy 5G. który ma dokonać rewolucji w budowie światowych centrów nadawczych , a społeczeństwa w zasięgu tych centrów będą ciągle napromieniowani . Są już ataki zbuntowanych obywateli , ale jest to dopiero początek projektu 5G . Co będzie dalej ? Może Opatrzność coś podpowie , bo inicjatorzy 5G liczą na miliardowe dochody z tego komórkowego i nie tylko interesu …
Historycznie pierwszym sposobem przekazywania informacji na odległość była modulacja częstotliwości i głośności brzmienia bębnów…
Masz rację , ale proszę o wyrozumiałość Opatrzności dla naturalnych odstępstw w opisie od żelaznych faktów . Tak , czy siak , to telefonia komórkowa powoli wywraca świat do góry nogami i nawet w naszym sejmie jest sprawa 5G .
Nasz sejm gotów uchwalić, że epidemia nie przeszkadza w wyborach… Natomiast, co do 5G, pamiętam sprzed lat gorące dyskusje i kassandryczne opowieści na temat, co zrobi z nami telefonia komórkowa pierwszej generacji, i jak samobójcze jest przyciskanie tego urządzenia do głowy.
Nie lekceważę wpływu tła elektromagnetycznego na nasze organizmy, ale 5G to aktualnie modny straszak na miarę GMO, najczęściej podnoszony przez ludzi mających niespecjalne pojęcie o tej sprawie. Poza wszystkim innym zdecydowana większość ludzi, którzy zetknęli się z mobilną telefonią, nawet owe odkrycia najchętniej propaguje przez te telefony, a nie wyobraża sobie życia bez telewizji, internetu czy choćby radia. Tak więc, mając wybór między dostępnością usług w 5G a przytykaniem się ich lub niedostępnością w obecnym 3G będziemy w zdecydowanej większości używać 5G – także do ostrzegania przed tym medium…
Osobną sprawą są miliardowe dochody inicjatorów. Problem nie dotyczy jednak wyłącznie telefonii komórkowej, tylko globalnie narastającego rozwarstwienia ekonomicznego ludzi. Ten problem będziemy musieli (my – ludzie, nie ja i ty) rozwiązać niezależnie od globalnych rozwiązań komunikacyjnych (z których każde jakoś demoluje nasze środowisko).
Głos rozsądku.
Niestety pewien mój znajomy, nawet dość bliski, człowiek wykształcony, prawnik i w ogóle, zaczął ostatnio podawać dalej przeróżne mocno wątpliwe hipotezy nt. 5G, podawane jako pewniki i ostrzeżenia. Żal patrzeć.
Masz rację . Tego procesu zatrzymać już się nie da . Zwłaszcza , że oprócz telefonii komórkowej , wojskowi na świecie konstruują całe armady dronów , które bez systemów sterowania są bezużyteczne Nadchodzą ciekawe czasy , oby nie było gorzej ….
Kiedyś bano się żelaznego smoka, który nadjeżdża na żelaznych szynach.
Byłem na wirtualnej towarzyskiej posiadówie przy kawie i winie, każdy w swoim salonie, ale kamery i mikrofony spinały towarzystwo w całość.
Ja tylko rozmawiałam kiedyś na Whatsapp z oboma siostrami z USA równocześnie.
Wszyscy robią jakieś wirtualne imprezy, czuję się jakbym nie nadążała za współczesnością auuu
Ale teraz piję wino z synem przy kominku w Stróży…Bez kamer.I nie w salonie.
Wszyscy to nie, ale część, przyciśnięta koniecznością…
Żeby nie było , że jestem niewierny huncwot , to na koniec dnia modlitwa zapamiętana z dawnych szkolnych lat : Dzięki Ci Boże , za światłość tej nauki , pragniemy abyśmy nią oświeceni , mogli Cię zawsze wielbić i podziwiać na wieki wieków . Amen . Do jutra 🙂
Ależ się Wyspa rozmodliła…

Tak mi się akurat w tym momencie przeczytało.
„Opisać Boga i jego intencje to tak,jakby ryba próbowała opisać wodę,w której pływa.”
Olga Tokarczuk
Hmm… człowiek jednak bezczelnie opisuje powietrze i inne aspekty swojego środowiska…
No może faktycznie nie bardzo trafiona metafora, ale z drugiej strony ryba nie ma takich narzędzi do opisywania swojego środowiska, jak człowiek.
Panowie ja po prostu leżę przy kominku z książką i komórką i chwilę czytam ,a potem kukam na Wyspę i w tym momencie na to zdanie natrafiłam.A moje dziecko cały czas coś gada i mi przeszkadza…
Akurat Tokarczuk o tej samej godz.23.13 jak lampka…
Znak, że czas powiedzieć Dobranoc.
Miłej nocki:)
I Tobie, dobranoc
Spokojnej wszem wobec.
I ja zmykam.
Dzień dobry
Małżonek doszedł do wniosku, że jest za ładna pogoda na siedzenie w domu i wybraliśmy się na wycieczkę 




No i nie wędziliśmy
Ja chciałam do pobliskiego parku, małżonek na prerię… pojechaliśmy na prerię. Ostatecznie on ciężko pracuje – niech ma
Prawie 1,5 godziny jazdy do tego parku… i okazało się, że park zamknięty z powodu wirusa…
Nawet heroicznie powstrzymałam się od komentarza
Wracaliśmy trochę inną drogą. Zajechaliśmy do sklepu i w końcu kupiłam nawóz pod swoje sadzonki. W pobliskich sklepach nie mieli. Jak widać „krowie placki” są dość popularne
Małżonek wspaniałomyślnie oświadczył, że możemy zajechać do parku, który wybrałam wcześniej.
W zasadzie jest to park dla psów. Mogą po nim biegać bez smyczy. Ale park ma też wiele zalewisk, małych jeziorek, stawów połączonych przesmykami. W sumie to nawet dokładnie nie wiem jaki obszar zajmuje, ale na pewno duży. Z tego co się orientuję, te jeziorka to rozlewająca się DuPage River…
Tylko wysiedliśmy z samochodu na parkingu, gdy w pobliskich krzakach, a właściwie w trzcinach zauważyłam jakąś szamotaninę… jak z procy wyleciał stamtąd myszołów rdzawosterny i jakieś dwa ptaszki. Jeden zaraz zapadł w trzciny z powrotem, drugi zaczął atakować myszołowa. Od razu wiedziałam, że ruduś starał dobrać się do gniazda epoletnika krasnoskrzydłego. Samiczka wróciła do gniazda, a samczyk odganiał agresora. Usiłował usiąść mu na kark… dziobał zapamiętale gdzie popadnie, drapał pazurkami…


Zapomina się o problemach, zapomina się o wszystkim, gdy widzi się coś takiego… 
Stałam jak zaczarowana, zapominając, że mam aparat. Zapatrzona w widowisko. Dopiero trzask migawki aparatu męża obudził mnie z letargu. Trochę za późno…
Myszołów odleciał, ale nadal krążył. Chyba zbliżył się do kolejnego gniazda, bo inny epoletnik wyskoczył jak z procy… kawałek od nas… gdzieś spośród drzew. Odgonił. Na niebie pojawił się drugi myszołów i już razem popłynęli w przestworza, coraz dalej, zataczając kręgi…
Ale emocje były!!!
O rany, to brzmi świetnie. Prawie widzę, jak ten myszołów lata od jednego gniazda do drugiego, a epoletniki wylatują i wrzeszczą: „Czego tu?”, „Zajęte!” albo „Spadówa!”.
Swoją drogą, jak to jest, że drapieżnik nie upoluje sobie takiego epoletnika, tylko „pozwala” mu się odganiać? Rozumiem, że drapieżnika umie odgonić stado (np. srok albo wron), ale pojedynczy epoletnik? Raczej bym sobie wyobrażał, że mimo dzioba i pazurków myszołów go potraktuje jako danie obiadowe.
To było świetne!!!


Myszołów nie umie upolować niczego w powietrzu, to raz. A dwa, epoletnik jest dużo mniejszy i zwrotniejszy. Zręcznie unika tak dzioba jak i szponów agresora i atakuje go od góry. Myszołów nie ma szans na obronę. Tak epoletnik, jak i tyran północny, siadając na grzbiecie drapola celują w oko. Niby potężnych dziobów nie mają, ale oczy są podstawą polowania i drapieżniki je chronią. A tu jedynym sposobem jest ucieczka
Tak dla porównania, samiec myszołowa dorasta do 60cm, samice są większe i dorastają do 65cm. Epoletnik (samczyk) ma do 24cm „wzrostu”, czyli różnica między nimi jest ogromna. Nic więc dziwnego, że są zwrotniejsze
No patrz, nie miałem pojęcia, że myszołów nie upoluje niczego w powietrzu! Myślałem, że jak drapieżnik, to drapieżnik.
A ze zwrotnością oczywiście masz rację, tylko tego bym się nie spodziewał.
Większość skrzydlatych drapieżników poluje na swoje ofiary znajdujące się na ziemi. Mało który łapie coś w locie. To znaczy one lecą, ale ofiara nie
Fascynujące. A czy da się po czymś rozpoznać, które są w stanie złapać w locie, a które tylko na ziemi (i ewentualnie takie, które i tak, i tak)?
To znaczy czy są jakieś cechy, a może klasyfikacja, które potrafią jedno, drugie albo jedno i drugie? Jest w necie jakaś tabelka np.? Jak tego szukać?
Nie widziałam takiej tabelki, więc trudno mi coś podpowiedzieć. Czytam „życiorysy” różnych ptaków i sama wyciągam wnioski. W opisach jest jak który poluje. Są też wyszczególnione diety. Część, jak rybołów, zimorodek, a także różnego rodzaju mewy, czy rybitwy łapią ryby (czyli w zasadzie nie na ziemi). Z lotu wpadają pod wodę i często wypływają z rybą. Taki na przykład bielik też łapie ryby z lotu, ale nurkować nie potrafi. O ptakach wodnych łapiących ryby, to można książkę napisać
W tej chwili nawet nie kojarzę sobie takiego ptaka… 
Wśród drapieżników „naziemnych”, chyba tylko z rodziny sokołów łapią swoją ofiarę w locie. Pozostałe muszą „docisnąć” do ziemi czy drzewa (w każdym bądź razie do czegoś w miarę twardego). Dodam tylko, że sokoły nie potrafią napadać na ziemi. Robią to tylko w locie.
Czy są ptaki-drapole robiące jedno i drugie? Nie wiem, nie jestem ornitologiem
Dzięki!
Widziałem kiedyś gołębia mordującego w locie wróbla…
Coś podobnego!
Słyszałam, że w niektórych przypadkach gołębie potrafią być agresywne, ale sama czegoś takiego nigdy nie widziałam…
A tak w ogóle, to mąż obcykał czaple modre (bardzo podobne i spokrewnione z czaplami siwymi w Polsce), widzieliśmy też stadko kormoranów, oczywiście pasówki śpiewne (one są chyba wszędzie), lasówki pstre, które są u nas tylko przelotem na swoje lęgowiska. Z daleka widzieliśmy też perkoza grubodziobego i młodego bielika. O epoletnikach nie wspominam, ani o drozdach wędrownych, czy krzyżówkach, bo tych wszędzie jest pełno
Łaziliśmy tam, gdzie właściciele nie chcą chodzić… czyli wybieraliśmy miejsca odludne… 
Tyle pozytywnych emocji… 
Znowu musieliśmy łazić po chaszczach, bo czaple są płochliwe, na żerowiska wybierają miejsca oddalone od ludzi, a tym bardziej ich psów
Co prawda w niedzielę czeka nas wędzenie, ale zadowolona jestem z wycieczki
Już wieczorkiem wpadł do nas syn. Pomógł mi wypełnić formularze na specjalny zasiłek dla bezrobotnych (w związku z wirusem). Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale w sumie… jeśli mi się należy, to czemu nie mam wziąć? Ostatecznie od 22 lat płacę podatki i nigdy nie korzystałam z żadnych profitów… a faktycznie siedzę w domu tygodniami i z finansami coraz bardziej krucho…
I jeszcze mnie na koniec dnia wkurzyli
A nasz syn zgłasza się do niej niechętnie i z ociąganiem. Ciotka wiecznie ma jakieś kłopoty z komputerem (a po prostu nie umie go obsługiwać). Syn ma się do niej zgłaszać o każdej porze dnia i nocy
I oczywiście pomagać, reperować, sprawdzać. Niech sobie w końcu weźmie jakiegoś serwisanta!!! Przynajmniej będzie wiedziała ile to kosztuje
Bo syn udziela jej porad i naprawia za darmo…
Odpowiada dopiero na telefon ode mnie… nie krzyczę na niego i nie wysuwam żadnych pretensji. Proszę jedynie, żeby zadzwonił do ojca, bo się wścieka. Przy okazji tłumaczę w przybliżeniu o co chodzi…

Siostra męża, jak nie może się dodzwonić do naszego syna, dzwoni do mego męża
Może jakby musiała za wszystko płacić, nauczyłaby się w końcu podstaw obsługi komputera i nie zawracałaby głowy po kilka razy w tygodniu
Syn widzi, że to dzwoni ciotka, a jak zaraz po niej dzwoni ojciec, to też się nie zgłasza
Szlag mnie jaśnisty trafia, bo syn już dawno nie mieszka z nami i skoro nie chce rozmawiać z ciotką, to ma do tego prawo. A mąż go przymusza… i to mnie wkurza
Chociaż z drugiej strony rozumiem i swojego męża… ostatecznie to jego rodzona starsza siostra
Jeżeli oboje używają Windows 10, warto używać aplikacji „Szybka pomoc”. Syn mógłby się łatwo i szybko z domu podłączyć do komputera ciotki i rozwiązać większość problemów w kilka minut…
Syn się łączy w ten sposób z moim komputerem i z komputerem ciotki. Ale ona chce pogadać i chce, żeby syn wytłumaczył jej zawiłe kwestie obsługi programów. Ile razy można to samo tłumaczyć?
Niech sobie zapisze co i gdzie klikać, skoro nie potrafi zapamiętać!
Gdy jeszcze syn pracował w jej biurze, napisał jakieś tam programy do archiwizacji danych. Z tego co mówił, bardzo proste w obsłudze, ale ona nie pamięta jak się do nich dostać i bez przerwy „zawraca kontrafałdę” synowi. A on przecież ma swoje życie, swoją pracę i obowiązki.
Jak wiesz, też nie jestem orłem jeśli chodzi o obsługę kompa. Niektóre rzeczy sobie zapisałam, a niektórych się po prostu nauczyłam. Dzwonię do syna po pomoc tylko w wyjątkowych przypadkach. Czasami wystarczy mu wejść na mojego kompa, coś tam poklikać i wyprostować, czasami musi przyjechać.
Dla ciotki najważniejsza jest jej osoba i nie interesuje, że syn może być zmęczony po pracy (pracuje teraz na nocnej zmianie), że ma swoje sprawy… ma wszystko załatwić tu i teraz…
I to wkurza mnie najbardziej
Witajcie!

Dzielić, nie dzielić… Na razie podzielmy się kawą! Smacznego!
Witam!
Pochmurno,10 stopni…
Ale i tak wolę być w chatce.Tu zupełnie zapomina się o wirusie w koronie i wszelkich podłościach tego świata.
Dzień dobry, zaspany. Bo można.
Grunt to właściwe uzasadnienie!
My dopiero bierzemy się do śniadania.Na dole 14 stopni w chatce mimo włączonego pieca akumulacyjnego i palenia w kominku do północy.
To i tak sporo. Jak Rodzice przyjeżdżają czasem jesienią/ zimą/ wczesną wiosną do domu po dziadkach, to nagrzanie do znośnej temperatury (powiedzmy 18-19 stopni) zajmuje ok. 3 dni.
A to przypuszczam dom całoroczny.Natomiast mój to typowo letnia chatka,nie ocieplona.Ale drewniany, więc się (chyba?) wcześniej nagrzewa.Na górze 22stopnie,ale cały czas idzie kaloryferek elektryczny.Na dole 16 mimo gorącego pieca akumulacyjnego.Ja się pytam kto ukradł słońce?
Pewnie my, bo tu świeci…
Podziel się ze mną.
Troszeczkę
Już za długo siedziałem „bezczynnie” przy kompie. Idę się przywitać z panem odkurzaczem
Pozdrów go ode mnie i wspomnij dyskretnie, że nie nalegam na spotkanie!
W niedzielę?Ach zapomniałam -dla Ciebie siedzenie przy kompie to praca,a odkurzanie to…rozrywka.
Ooo, to już wiem, skąd ten pomysł
Rozumiem, że sam nie wpadłeś na zapewnienie sobie rozrywki?
A ja sama muszę sobie zapewniać -wymyslic i wykonać.
No, dzisiaj siedzenie przy kompie to tylko częściowo – praca. Jednak przyjemność przede wszystkim.
Przed chwilą przy płocie zobaczyłam 5 osób w maskach.Male dzieci wyglądały paradnie…
Dobrze, że w ogóle noszą, bo przecież chyba do 2 lat (?) nie trzeba im zakładać.
Najmłodszy chłopczyk nie miał.Pies też bez maski.Ja przygotowana jak pokazywałam na zdjęciu wczoraj o tej porze.
Dopiero teraz wróciłam,ale …
Cudownie było.
Czas na obiad.
Smacznego.
Wyszło słońce.Rada rodziny ustaliła, że wybieramy słońce na tarasie.Jeszcze niejedna zupę pewnie ugotuję.Kiedys.
A więc gołąbki zjedzone,zupy nie było i teraz już ciasteczko i herbata.Za chwilę płynnie przejdzie się do kolacji.Albo taki brancz z tego wyjdzie?
Ej, płynnie przejdzie się do kolacji? Ale Wielkanoc to była tydzień temu?!
Nie bądź taki drobiazgowy panie Q!
Filmowy brancz był tydzień przed Wielkanocą,ten w Stróży może być tydzień po.
Ja chyba jestem do tyłu…

Tutaj używa się terminu „brunch” i jest to połączenie śniadania (breakfest) z lunchem, czyli posiłkiem przed obiadem. Je się go szczególnie w weekendy, gdy ludzie śpią dłużej. Na śniadanie jest już za późno, a na lunch za wcześnie (między 10 a 11:30)… powstała więc taka forma pośrednia… jakoś nie mogę ogarnąć jak przejść od obiadu do branczu…
Branch to spektakl Machulskiego.I pewnie to miał na myśli Q mówiąc że tydzień po Wielkanocy.I stąd taka moja odpowiedź.Nie zalinkuje,bo z komórki nie umiem.
Wiem, że „Brancz” to spektakl Machulskiego i nie to miałam na myśli

Pisałam o Twoim komentarzu sprzed wypowiedzi Mistrza Q
Makówce wyszedł raczej dinepper… 😉
Teraz to mi wyszło, że mieliśmy wracać jak się sciemni,a już widzę,że będzie jak zawsze około 22.
A ja po przerwie. I przy okazji zdaje się że przegapiłem przelot kolejnego pociągu satelitów Muska, bo chyba leciały i ponoć było je widać tam, gdzie niebo bez chmur.
Wróciłam do domu. Tylko umyłam ręce i prosto do laptopa i zapraszam na nowe pięterko.
Jak błyskawica! 🙂
Tak Tetryku. O 22 jeszcze byłam w chatce. A teraz mogę się rozebrać, wykąpać i rozpakować, a Wy …no cóż…zapraszam.