Jestem człowiek
De domo homo
Jaki ja właściwie jestem
Nie wiadomo
Najpierw mały
Potem duży
Potem siwy
Albo łysy
Bo przyroda
Także swoje ma kaprysy
Jeden problem mamy z głowy
I ad acta go odłóżmy
Wniosek z tego prawidłowy:
Jestem różny
Jestem człowiek
De domo homo
Co najbardziej sobie cenię
Nie wiadomo
Urodzenie
Powodzenie
Czy też czyjeś
Zawodzenie
Czy najbardziej sobie cenię
Przyrodzenie
Może ranię czyjąś duszę
Po co jasny obraz mazać
Jestem przecież i jako taki
Muszę się rozmnażać
Jestem człowiek
De domo homo
Czego mi do szczęścia trzeba
Nie wiadomo?
Wiadomo
Nie opuszcza mnie marzenie
Płynie czas, mijają lata
Chciałbym powyrywać nóżki
Wszystkim muszkom świata
Obraz sprawy nieco krzywy
Ale po co bić na alarm
Bardzo chciałbym być szczęśliwy!
I się staram…
Jonasz Kofta
Wspominałem już, że przeczytałem ostatnio opowieść o Jonaszu Kofcie. Znałem go dotąd jako autora znakomitych piosenek, dzięki tej lekturze odkryłem też jego wiersze. Zanim ucieszymy się kwietniową odsłoną KIGo, proponuję ten fragment twórczości Jonasza.
Też się staram…
Dzień dobry na nowym pięterku.
Twórczość Jonasza Kofty zawsze miałem za przepiękną, ale bardzo melancholijną. To znaczy nie zawsze jest to „ale”, czasem po prostu „i”. To szczęście, do którego się idzie (i nie zawsze dochodzi) to jest, powiedziałbym, powracający motyw u tego autora.
Kofta miał dwa, niezbyt zresztą dokładnie rozdzielone, nurty twórczości: liryczny i satyryczny. Twoją słuszną uwagę można odnieść oczywiście głównie do tego pierwszego nurtu.
No tak, bo na przykład dialogi ze Stefanem Friedmanem są już mniej melancholijne. Aczkolwiek na ogół to Docent (Kofta) wychodzi na tym gorzej.
Dobranocka jeszcze piętro niżej!
Wróciłam do domu, zjadłam obiad i kukam na Wyspę, a tu nowe pięterko!
Ileż pięknych piosenek powstało do tekstów Jonasza Kofty!
Dziękuję Tetryku za tę chwilę poezji i wezwanie (słowami Jonasza) do starania się być szczęśliwym.
W życiu staram się (mimo wszystko i na przekór) być szczęśliwa. Czasami nawet (na chwilę) mi się udaje i wtedy te chwile łapię, trzymam pod powiekami i usiłuję sobie odtworzyć w gorszych momentach.
W takich dniach jak ostatnio próbuję sobie powiedzieć, że jeszcze znów zaświeci słońce, że jak się postaram to jeszcze bodaj na krótką chwilę będę szczęśliwa.
Na pewno zaświeci! Jeszcze w zielone gramy!
I uda się pokleić połamane skrzydła?
Z aniołami mało mam doświadczeń… Może Izis?
Ja jednak sporo, pisałam kiedyś już o tym na Wyspie.
Cytowałam wtedy Antoine de Saint-Exupéry
” Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać”.
Ty wtedy Tetryku przypomniałeś ulubione motto Jaśminki:
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem. Musimy się mocno objąć, aby polecieć…
W obu tych cytatach brak wskazań na naprawę połamanych…
Otóż i czas na mnie, zmykam. Do juterka!
No to buźka!
Widzę, że nocnej zmiany nie będzie…?
Dobranoc tym, co śpią i co spać idą!
Witajcie!
Przez tydzień udawałem chorego, teraz udaję zdrowego
To jeszcze nie zapomnij starać się być szczęśliwym Tetryku!
Choć może Ty się nie musisz starać, Ty zwyczajnie jesteś!?
Tego więc Tobie i Wszystkim Wyspiarzom życzę…
Dzień dobry, bardzo słoneczny i tego, optymistyczny jakby? [podejrzliwie się rozglądam, co zaraz pieprznie]
Witajcie!
Herbatę poproszę, choć brakuje mi rozbudzającego krzyku Gieni.
Polubiłam kobietę, ale faktycznie niech se trochę odpocznie.
Dzień dobry, Wyspo.
Z internetem, póki co – jakby lepiej, więc korzystam:)
A po śniegu nie został nawet ślad.
Pozdrawiam:)
Dzień dobry, Tetryku.
Recepta na szczęście w/g pana Jonasza wydaje się być nie taka znowu trudna do zrealizowania:):
„Ździebełko ciepełka
W codziennych piekiełkach
W wyblakłym na szaro obłędzie
Różowa perełka, ździebełko ciepełka
Znów wiem, że jakoś to będzie
Gdy serce ukłuje przykrości igiełka
I biedne się czuje, niczyje
Ciepełka ździebełko
Ździebełko ciepełka
Wystarczy i wszystko przemija”
(„Ździebełko-Ciepełko”)
Pozdrawiam:)
Ździebełko ciepełka powiadasz Jonaszu?
Może dużo pomóc, ale czasem to za mało.
Na 9 kwietnia mam wyznaczoną kontrolną wizytę w IO, na której dowiem się, jaki jest wynik MR z 23 marca.
Czytam, słyszę w TV, że fala zachorowań dopiero do nas dotrze.
Dzwonię więc czy istnieje możliwość przesłania wyniku na maila i czy jest możliwa konsultacja telefoniczna z lekarzem.
Na maila nie, informacja telefoniczna -nie wchodzi w grę (mimo że każdorazowo jest weryfikacja nr tel, z którego dzwonię czy zgadza się z tym wpisanym w moje papiery).
Konsultacja telefoniczna -ależ oczywiście! Proszę zadzwonić 9 kwietnia ok.8.30 i wtedy połączymy z lekarzem i lekarz zdecyduje czy musi pani przyjść osobiście do gabinetu.
Czyli? Powinnam pojechać NA WSZELKI WYPADEK do Gliwic i z ulicy zadzwonić do lekarza.
Odległość Kraków-Gliwice -rzut beretem, ale jednak …gdy o 8.30 dowiem się, że jednak mam przyjść (na godzinę 9) to i helikopter mi nie pomoże! Zresztą tak się składa, że nie posiadam. Helikoptera.
Leno! Masz jakieś łatwiejsze do zrealizowania recepty?
Witaj w ten niepozbawiony (póki co) internetu, słoneczny dzionek, Makówko:)
Pan Jonasz już się wypowiedział, a ja…
Cóż…
Mogę tylko podać treść recepty, do której sama się stosuję: mniej myślę o sobie, więcej o innych:)
I dodać, że naprawdę bardzo mi przykro z powodu Twoich perturbacji, nawet jeśli to nie ja odpowiadam za ten (przepraszam za trywializm) zryty system usług medycznych w naszym kraju.
Pozdrawiam:)
Leno!
O dziecku, któremu zamknęli miejsce pracy, a jest sam w Wlk. Brytanii cały czas myślę.
O mamie…
O stanie polskiej gospodarki i demokracji -też myślę.
O tych wszystkich chorych (na inne choroby również) i tych, którzy w tych warunkach mają im udzielać pomocy -myślę cały czas.
I mogę tylko myśleć, a wolałabym móc pomóc cokolwiek, ale nie widzę możliwości.
Dlatego lepiej, abym przestała myśleć/być w ogóle!
Też pozdrawiam.
I pomyśleć, że ździebełko ciepełka może być aż tak frustrujące:)
Pora chyba usunąć ten depresjo-lęgły fragment, nim stanie się coś znacznie gorszego…
🙂
Pozdrawiam:)
Późne dzień dobry Wyspo! W góry wróciła zima, real nie zwalnia… ale przy popołudniowej kawie mogę pobujać w obłokach. I też się starać
Fajrant niefajrant i przerwa. Śnieg przed chwilą walił wręcz. Teraz już nie. Na ulicach mokre plamy, na powierzchniach poziomych (również dachy i daszki) – biało. Wariactwo.
Cytowane przez Lenę Ździebełko ciepełka przyda się o każdej porze roku… i życia…
A wirtualne bardzo cenne w czasie zarazy …
Ja może trochę ZBYT trzeźwo zauważę, że ździebełko ciepełka się przyda niewątpliwie, tylko gdzie i skąd przyjdzie rachunek?
Bo np. o miłości mówi się, że jest światłem życia – ale o małżeństwie, że jest rachunkiem za to światło.
A wyłącznie małżeńskie ciepełko wchodzi w rachubę? To płatność 50/50 😉
Aaaa, to jest zupełnie inna rozmowa! (jak mówi Majster w skeczu „Ucz się, Jasiu!”)
I wężykiem, wężykiem
A jak!
Bo taki wężyk też dobrze robi! 🙂
Oj, ale teraz to już kończę dzień. Dobranoc wszystkim!
Spokojnej!
Dzień dobry



Starajmy się być szczęśliwi, mimo wszystkich przeciwności i na przekór kłopotom
Kiedyś czytałam, że gdyby nie kłopoty i problemy codziennego życia, nawet byśmy nie odczuli szczęśliwych chwil
I chyba coś w tym jest…
I jeszcze cytat jednego z ulubionych powiedzeń Jaśminki
„Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija…”
I to też jest prawda…
Witaj Miralko!
Nocna zmiana się uaktywniła jak widzę. Mnie przez chwilę nie było, ale już jestem.
Starajmy się jak radzi Jonasz, ale cóż ostatnio nic mi nie wychodzi z tego starania.
To tylko na razie nie wychodzi… wyjdzie z całą pewnością
Serdecznie współczuję Makóweczce… wszystko wali się na głowę i zdaje się, że tego wszystkiego jest już za dużo
I na próżno szukam wyjścia…
Nie wolno się poddawać!!! Trzeba walczyć do końca 


Więc zrobimy 
Też czasami tak mam… wydaje się, że jak by się człowiek nie okręcił, d..a zawsze z tyłu. A ja w tej czarnej dziurze… z tyłu…
Krótka chwila załamania i powraca wiara, że jeszcze będzie dobrze i znów zaświeci słońce
Twój syn nie ma wyjścia i musi sobie jakoś poradzić. Uwierz w niego… na pewno potrzebuje wsparcia, przynajmniej tego duchowego. Nawet nie wiesz jakie cuda może zdziałać wiara w czyjeś możliwości.
Wiele lat temu, nasi bardzo dobrzy znajomi mieli poważny problem. Świeżo tu przyjechali. On pracował, ona siedziała w domu z dziećmi. Malutkimi dziećmi. Młodszy syn miał 2 lata, córka (jak u nas) o 3 lata starsza. On pomógł naszemu wspólnemu koledze i załatwił mu u „siebie” pracę. Nawet woził go, chociaż nie było to po drodze. Może ze dwa miesiące tej idylli. Kumpel załatwił go bez mydła. Zaproponował bosom, że przejmie obowiązki, jak mu trochę więcej zapłacą. Poszli na to, a nasz dobry znajomy, za swoje dobre serce został na bruku. Dwójka malutkich dzieci i niepracująca żona… trzeba zapłacić za wynajem mieszkania i wszystkie rachunki…
Poradził sobie. Znalazł pracę (bo musiał) jeszcze lepszą od poprzedniej. Walczył do końca i wygrał. Teraz dzieci są już dorosłe i nawet nie wiem, czy pamiętają… ja pamiętam i dlatego wierzę, że ze wszystkim można sobie poradzić, jeśli ma się odpowiednio dużo determinacji
Ktoś może powiedzieć, że facet miał dużo szczęścia… może, ale to co go pchnęło do działania, to był ten „nóż na gardle”. Nie mógł usiąść i płakać, musiał coś zrobić…
My też musimy
Makóweczko! Nie poddawaj się i trać swojej werwy. Ja wiem, że nie jest to łatwe… przerabiałam to kilka razy. Ale niemożliwe nie jest



Trzymam z całej mocy kciuki, żeby Ci się udało! To musi pomóc…
Wierzę, że i Tobie „zaświeci słońce”
A przynajmniej tego Ci życzę
Dziękuję Miralko za słowa wsparcia.
Jeśli chodzi o syna to jego miejsce pracy dotknęło zamknięcie z powodu koronowirusa, więc to jest trochę inna sytuacja jak ta, którą opisujesz. Bo to jest sytuacja taka jak wszędzie na świecie teraz -nie pójdziesz do innej firmy, bo tamte też zawiesiły działalność. Państwo obiecuje pomoc, ale miejscowemu zawsze łatwiej, a syn nie ma obywatelstwa angielskiego.
No i dodatkowo dochodzi fakt, że niedawno zmarła jego babcia, a on nawet nie mógł przylecieć na pogrzeb, bo już wtedy były ograniczenia.
I są to sytuacje, których już „naprawić się ” nie da.
Napiszę jak Ty kiedyś -wyżaliłam się, bodaj tyle. Dziękuję, że mnie zrozumiałaś.
Rozumiem Cię doskonale

Takie zawsze sobie radzą z przeciwnościami. Wierzę, że będzie jeszcze dobrze 
A przecież jestem córką, a nie wnuczką…
I wiem, że na pewno nie jest Ci łatwo
Tych różnych spraw nawaliło się bez liku… ale wierzę, że sobie poradzisz. W pewnym sensie, jesteś jak ja… twarda jak stonka
Na pewno sytuacja, którą opisałam była diametralnie różna. Cały niemal świat zamarł pod groźbą wirusa. Jeśli syn pracował legalnie, nawet nie mając obywatelstwa, to ma szansę na jakąś pomoc od państwa.
To że nie był na pogrzebie… ja na pogrzebie swojej mamy też nie byłam…
Są różne sytuacje w życiu, których nie da się zmienić. Po prostu tak jest…
Czy jestem twarda? Otoczona pancerzem i trochę obok siebie.
Wczoraj (w niedzielę) rozmawiałam ze swoją córką. Dzwoni do mnie co dwa tygodnie i małżonek nigdy nie może zrozumieć o czym to rozmawiać prawie 3 godziny
Z dwóch tygodni zawsze zbierze się masa różnych rzeczy. I tych prywatnych i publicznych. Ona sprawami Polski nie interesuje się za bardzo, ale na temat polityki amerykańskiej wie niemal wszystko
To od niej mam świeże wiadomości co w kraju, w którym mieszkam, słychać
W sumie to mało dziwne. Gazet nie czytam, telewizji nie oglądam, radia nie słucham, to skąd mam wiedzieć co się dzieje? 
Po aresztowaniu stwierdzono u niej wirusa… dziwne, że tylko jednego…
Mało się nie „pohaftowałam” słuchając. Nawet we własnym domu bym takiego kretyństwa nie zrobiła, a co dopiero mówić w miejscu publicznym
Nawet nie siadam, to co tu mówić o lizaniu!!!
Szkoda tylko tych, którzy zarazili się, chociaż mają w głowie „olej”… 
A my nie możemy się nagadać
Oczywiście sporo miejsca w naszej rozmowie poświęciłyśmy TEMU wirusowi. Doszłam do wniosku, że ludzie są jednak beznadziejnie głupi. Rozumiem, że nie każdy musi wpaść w panikę (ja nie wpadłam), ale jakieś środki ostrożności przedsięwziąć trzeba. Po co się głupio narażać?!!!
Córka mi opowiadała, że jakiś młodzieniec chciał zaszpanować (?). Nagrał się na komórce, jak w sklepie Walgreens wystawia język i „przejeżdża” nim po całej półce dezodorantów. Aresztowali go minuta osiem, jak tylko dał filmik na YouTube. Zakwalifikowali jego czyn jako terrorystyczny. Co prawda wirusa u niego nie stwierdzono, ale grozi mu nawet 4 lata więzienia i $50 tys. grzywny. Idiota!!!
Opowiadała o jeszcze kilku, ale moim zdaniem pobiła na głowę wszystkich dziewczyna, która pokazała na YouTube filmik, jak liże deskę sedesową w samolocie. Kretynka!!!
Może jestem wredna (na pewno jestem), ale nie szkoda mi takich ludzi. Zawsze to kilku kretynów mniej
Jak widać, nagroda Darwina wciąż budzi w ludziach pożądanie…
Widocznie uznają, że nie ważne jaka, grunt, że nagroda…
Wczoraj było 50 zgonów z powodu wirusa w Illinois, dziś już jest 70…

Niby procentowo to nie tak dużo (samo Chicago ma coś ok. 3 mln mieszkańców, nie licząc przedmieść), ale jaka to tragedia najbliższym…
Illinois jest dopiero na 8 miejscu (pod tym względem „rekordzistą” jest Nowy Jork), ale mimo wszystko…szkoda ludzi
Miralko przeczytałam wszystko, ale w rozmowę się nie wdam, bo jednak idę spać.
Hm deski klozetowej też bym nie lizała nawet we własnym domu.
DOBRANOC!
Witajcie!
Dziś do pracy jechałem wprost na ogromne, pomarańczowe słońce – jeszcze nie na tyle jasne, aby oślepiało, ale zalewające koniec drogi intensywnym oranżem, rozpuszczającym wszystko, co normalnie zamyka perspektywę… Nie było sensu fotografować – nie potrafiłbym utrwalić tego obrazu 🙁
Dzień dobry. Wczoraj bardzo długo nie mogłem zasnąć, myślałem o przeróżnych rzeczach, a dzisiaj wstałem o normalnej porze. I jestem dzisiaj nieco wypluty.
Są tacy, którzy twierdzą, że myślenie szkodzi… Czyżby?
Mnie zazwyczaj szkodzi.
Myślenie.
Ostatnio -szczególnie i bardziej niż normalnie.
Witam i już podstawiam ulubioną filiżankę.
Bożenko! Dziękuję za wywołanie Gieni!
Fajrant i przerwa.
” Ludzka głupota i kosmos są nieskończone ” , powiedział Albert Einstein . Dzisiejszy jazgot we wszystkich dostępnych telewizjach świata o wrednym koronawirusie , nie daje szans na żadne inne informacje , nawet te o innych cierpieniach ludzi chorych . Wszystko zamarło . Jedynie słuszne wezwanie : zostań w domu , nie daje odpowiedzi na pytanie , jak długo mam w tym domu siedzieć . Ta bezradność jest powszechna , bo zarówno sprawca Chiny , jak i dzisiejsze USA nic na ten temat mądrego nie mówią . Świat został sparaliżowany i chyba przyroda sama przyniesie jakieś pozytywne rozwiązanie , bo nauka na dziś jest bezsilna .
Witaj Maksiu!
Przyroda przyniesie dość proste rozwiązanie -selekcję naturalną.
To człowiek wymyślił metody leczenia, a wcześniej diagnozowania osobników słabszych.
Gdyby nie postęp medycyny nie byłoby w ogóle moich dzieci, gdyby nie postęp diagnostyki i nowoczesne metody leczenia (MR, CK) mnie by już dawno nie było.
Może najwyższy czas zobojętnieć i poddać się prawom przyrody?
Witaj Makóweczko 🙂 Masz rację , postęp medycyny zdecydował o wzroście populacji gatunku ludzkiego . Ale ja , już o tym pisałem , wskutek regulaminowych przepisów dostałem ciężkiego zawału serca . Kardiolog , który się mną opiekował , obniżał mi poziom cholesterolu . Po trzech miesiącach przyjmowania preparatu ,zamiast spaść , to mi wzrosło z 252 do 309 . Pan doktór zmienił preparat na inny i po trzech miesiącach miałem 340 . Wysłał mnie na konsultacje do kardiologa profesora , który zaaplikował mi preparat trudno dostępny , ale podobno bomba ! Po trzech miesiącach profesorskiego preparatu poziom cholesterolu skoczył na 410 i po miesiącu miałem ciężki zawał . Wygrzebałem się , po miesięcznym pobycie w szpitalu , ale szpitalni kardiolodzy patrząc na wykaz przyjmowanych przeze mnie preparatów , pukali się w czoło . Tak to jest . Nie ma uniwersalnych leków , to jest moje doświadczenie .
Dobry wieczór, już po przerwie!
Otóż dzisiaj taka masa muzyki o tej porze, że na dobranockę aż szkoda dawać coś innego niż „Koniec dnia”.
Do końca dnia jeszcze chwilka.
Jutro prima aprilis – czy ktoś ma pomysł na następny wiersz naszego tegorocznego patrona?
I ja powoli zmykam z umuzycznionej dzisiaj wyjątkowo Wyspy.
Spokojnej!
Śpij dobrze Q ! Ja jeszcze chwilę posiedzę, ale coś dziwnie padnięta jestem o tak wczesnej porze. Zmęczona nic nierobieniem?
Do jutra Wyspo!
Dobranoc!
Witajcie!
Niby pierwszy kwietnia, a mnie się jakoś żartować nie chce…
Dzień dobry, zaraz muszę wybyć, czuję się powoli jak stalker z powieści Strugackich „Piknik na skraju drogi”…
Dzień dobry

Z pozostania w domu – nici 
O dziwo, też nie mam ochoty do żartów
Dziś idę do pracy i muszę przyznać, że wcale mi się nie chce
No ale będą pieniądze, więc chyba dobrze, że jednak idziesz?
Uważaj na siebie Miralko!
To tylko cząstka tych pieniędzy, którą normalnie zarabiam

Chętnie bym na siebie uważała, ale nie do końca wiem jak
Czy nie jest tak, że wróciliśmy do normalnego rytmu życia? To nie wirus naruszył normy, a może jest wręcz odwrotnie: że ten gorączkowy świat przed wirusem nie był normalny? W końcu wirus przypomniał nam o tym, co tak namiętnie tłumiliśmy: że jesteśmy delikatnymi istotami zbudowanymi z najdelikatniejszej materii. Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni. Że nie jesteśmy oddzieleni od świata przez naszą „ludzkość”, ale że świat jest rodzajem dużej sieci, połączonej z innymi istotami poprzez niewidzialne wątki zależności i wpływów. Że jesteśmy współzależni i bez względu na to, skąd pochodzimy, jakim językiem mówimy i jakiego koloru jest nasza skóra, stajemy się tak samo chorzy, tak samo przestraszeni.
Olga Tokarczuk
To o czym pisze Olga, wiem od dawna. To tylko część ludzi uważa się za panów świata… a jesteśmy tylko małą jego cząstką i to wcale nie najsilniejszą.
Najpotężniejsze, chociaż najmniejsze są wirusy i bakterie. Żadne zwierze nie jest tak silne jak one. Nie do zdarcia i nie do zabicia. Trute, modyfikują się i uodparniają na wszelkie leki. To dlatego co roku zabijają tysiące ludzi np. na grypę…
Doszłam do wniosku, że życie jest stresogenne

No to jeszcze dowaliłam im trutki na latające owady. Jak na razie nie latają
Ciekawe tylko jak długo 

Zaczęło się od tego, że małżonek chciał posiać w doniczkach pomidory. Malinówki, z Polski. Zrobiliśmy to trochę za wcześnie i część (dokładnie 4) za duża nam urosła. Postanowiłam, że je przesadzimy do dużych doniczek. I tak co roku kilka mam w doniczkach, więc co za różnica. Kupiliśmy nowe doniczki i nową ziemię, organik (niby lepszą). Od tego czasu zaczęły nam po domu latać małe muszki (jak octówki). Sadzonki przestały rosnąć.
Jak mi się kolejna utopiła w herbacie, dostałam szału. Przecież nie będę piła z muchami!!! Rozwaliłam kilka papierosów i posypałam nimi ziemię, dosypałam też soli (epsom), bo to dobrze pomidorom robi (leczy z pasożytów).
Te małe dalej latały
Kilka lat walczyłam z tymi małymi muszkami i w końcu się ich pozbyłam, a teraz sama przyniosłam do domu
Dzień dobry, fajrant i przerwa.
Przprszm, coraz gorzej znoszę tę sytuację.
O tym jak ja znoszę tę sytuację w kontekście innych moich (już osobistych) doświadczeń pisałam już wiele razy.
Mój organizm uciekł w depresyjny dół.
Gdy próbuję „myśleć o innych” jak radziła Lena jest jeszcze gorzej, bo bezsilność, że nic nie mogę zrobić dla nikogo tylko potęguje ten stan.
I po przerwie.
Nikt się nie zdecydował podjąć tematu, zatem zapraszam na pięterko KIGowe mojego wyboru. Nieco minorowy w nastroju wiersz pasuje chyba do naszych dzisiejszych rozmów i stanów ducha…