Pierwszy dzień Nowego Roku spędziliśmy łażąc po wertepach, bo to lubimy najbardziej. Wybrałam Fort Sheridan, bo jest dość blisko, a poza tym zobaczyłam na mapie, że jest tam jeszcze jeden park w którym nie byliśmy. Po drugiej stronie osiedla. O samym Forcie już kiedyś pisałam, to nie będę się powtarzać. Przypomnę tylko, że w czasie wojny stacjonowały tam oddziały wojskowe i szkoliły się przed wyruszeniem na front. Koszary przerobiono na domy, trochę nowych dobudowano i jest to teraz ekskluzywne osiedle.
Najpierw pojechaliśmy na „stare śmieci”, czyli tam, gdzie już kilka razy byliśmy. Od jeziora nadal odgradza siatka. Odnowa wydm wymaga czasu…
Pojechaliśmy na drugą stronę. I jest tam chyba jeszcze piękniej niż na naszych „wydeptanych” ścieżkach. Betonowe i asfaltowe dróżki, a po bokach gąszcz krzaków. A to co mi najbardziej się podobało – można zejść nad samo Lake Michigan. Latem, gdy to wszystko obrośnie liśćmi i kwiatami, musi być cudowne!!!
Koniecznie musimy się tam jeszcze wybrać!
Zapraszam na krótką wycieczkę. Na poprzednim pięterku nogi bolały od tego latania…
Muszę się przyznać, że jak jedziemy nad Lake Michigan, to zawsze na plaży znajdę jakiś ładny kamyczek
A to ciekawy kolorek, a to kształt nietypowy… Mąż się ze mnie śmieje, że chyba chcę z tych kamieni dom budować, ale wcale aż tyle ich nie mam. Duża część ma kształt serduszka, albo po prostu je przypomina. Bardzo podobają mi się kamyki, które mają kilka kolorów, albo świecą w promieniach słońca. 
Nie za dobrze się czuję. Jakoś ostatnio coś mnie za często łapią te przeziębienia. Tym razem kaszlę jak stary gruźlik.
W nocy nie dam rady spać, bo co zasnę, to kaszel mnie budzi. Podejrzewam, że pod kołderką się rozgrzewam i dlatego kaszel się nasila. Najadłam się różnych świństw, ale nie do końca działają tak jakbym chciała. Bo ja bym chciała zjeść coś, czy się posmarować i żeby natenatychmiast przeszło
A niestety tak nie ma… 
A w smaku nie jest to rewelacyjne…
Na kaszel najlepiej pomaga mi nalewka na aloesie. Szkoda, że po jakimś czasie przestaje działać i trzeba znowu sobie „chlapnąć”
Dziś mieliśmy piękną pogodę. Małżonek co prawda pracował, ale wrócił wcześnie. Powiedział, że chętnie by się gdzieś wybrał, ale ze mną i z kaszlem, to mowy nie ma. „Bo wystraszysz tym kaszlaniem wszystkie ptaki w promieniu dwóch kilometrów” – tak mi powiedział!!!


Wybrać, to bym się wybrała… ale też fakt, że po dwóch niedospanych nocach słaba jestem i na pewno daleko bym nie zaszła
A co tam!!! Wiosna idzie i na pewno będziemy mieli jeszcze wiele pięknych dni na różne wycieczki
A tak w ogóle, to jak ktoś będzie miał pomysł na nowe pięterko, to proszę bez krępacji

To pięterko to tylko taka przeczekajka… czekając na lepszy pomysł…
Przyroda (i kobiety) zawsze mnie fascynowały . Był czas, kiedy robiłem specjalnie błoto dla jaskółek , aby właśnie na naszej chałupie ulepiły gniazda . W poniedziałek wywiozłem do nowego miejsca zamieszkania, Ogród Fosa II choinkę . Po usadowieniu doniczki w popiele wypalonego ogniska , zapaleniu papieroska (?) zauważyłem nalot sikorek , jak stado szpaków sprawdzały , co też nowego pojawiło się w ogrodzie …..Jesteśmy zatem przez przyrodę ciągle obserwowani i nic nie da się ukryć …
A to prawda, to samo widujemy nad jeziorem na Kaszubach, tam, gdzie stale jeździmy. Nowy samochód, nowe rzeczy na działce – trzeba oblecieć, usiąść, zbadać, czasem dziobnąć, czy czasem nie jest to coś do jedzenia.
Różnica taka, że ptaki (zwierzaki w ogólności) nie robią zdjęć, zwłaszcza takich jak Miral
To fakt. Obserwacja jest obopólna
Ale, na ten przykład moje wróbelki, chociaż są ciekawskie (jak wszystkie ptaki), do nowych karmników podchodzą bardzo nieufnie. Jedzą głównie z tych starych. Nowy musi powisieć kilka dni, żeby się do niego przyzwyczaiły… chociaż z drugiej strony… Gdy powiesiliśmy im budki lęgowe, zainteresowały się nimi momentalnie. I od razu zaczęły budować gniazda w środku… 
No popatrz, to ciekawe! Tak jakby zdawały sobie sprawę z różnic w funkcji karmnika i budki (co pewnie w jakimś tam sensie jest przecież bardzo prawdopodobne, jednak jedno różni się budową od drugiego), ale – co więcej – zauważ, że karmnik jest strukturą „wspólną”, przylatują tam wszystkie ptaki, najedzą się i odlecą, więc nie trzeba się spieszyć, prędzej czy później przyjdą człowieki i dosypią ziarna, a z kolei budka po zajęciu na cały sezon lęgowy jest już „prywatna”, nowych lokatorów się nie toleruje, więc trzeba się pospieszyć i zająć dobre miejsce do rozmnażania, bo następnego szybko nie będzie!
Cwańsze te ptaszydła, niż się może czasem wydawać
Ptaki są bardzo zmyślne, chociaż nie wszystkie gatunki potrafią logicznie i kreatywnie myśleć
Także im ich więcej, tym lepiej i bezpieczniej…
Chyba jedynie zimą, szczególnie jak jest śnieżna i mroźna, nie wyprowadzają młodych. 
Ptaki na pewno widzą różnicę między karmnikiem i budką lęgową. I też fakt, że w tych budkach wróble mieszkają gromadnie. W zasadzie mamy jedną budkę, ale z 4 pomieszczeniami. Kiedyś wydawało mi się, że będzie to domek dla 4 rodzin, ale gnieździ się ich tam znacznie więcej. Może jak z jednego gniazda korzysta więcej ptaków czują się bezpieczniejsze? Jest ich więcej do obrony? Pisałam już kiedyś, że gdy wiewiórka próbowała się dobrać do gniazda (taka „mufa” na kablach) to zleciało się tych wróbelków sporo. Atakowały wiewióra tak długo (dziobami i pazurkami), że w końcu uciekł
A poza tym, wróbelki mają niejeden okres lęgowy w roku. Większość ptaków tylko wiosną – wróble średnio trzy razy do roku
Ach, czyli jednak sobie robią komasację – więcej niż jedna rodzina na budkę! To nie wiem, czemu się tak śpieszą do tych budek. Widocznie i tak popyt przekracza podaż.
Może kto zajmuje budkę pierwszy, ma prawo do doboru wspólników? Jak mu się ktoś nie podoba, to po prostu przegoni?
I chyba dlatego idzie u mnie aż tyle ziarna. Ptaki nie mają wyboru i zlatują wszystkie w to jedno miejsce. Jak rozmawiam z mieszkańcami tych innych dzielnic, to im takie ilości ziarna, które ja kupuję na tydzień, wystarczają na ponad miesiąc. I na ten przykład, tydzień temu kupiłam 50 funtów (22,7kg) ziarna i muszę kupić znowu, bo zjadły praktycznie wszystko. Im robi się chłodniej, tym więcej jedzą, co chyba jest normalne, bo potrzebują więcej energii, żeby nie zamarznąć. 
A popyt na budki jest ogromny. Szczególnie na takie, które są trudno dostępne drapieżnikom. Pisałam tu już kilka razy… w mojej okolicy nie widziałam nigdzie ani karmnika, ani budki lęgowej. Tutejsi mieszkańcy jakoś nie myślą o ptakach i pomocy dla nich. W takim Elgin, czy Libertyville, to w co drugim domu (obejściu) wisi jak nie karmnik, to budka (albo to i to)
Ha. Tak mi przyszło do głowy, że mogłabyś to rozpropagować w okolicy? Amerykanie na ogół są czuli na takie akcje, w stylu „pomóż pieskom, pomóż kotkom”. Tylko nad formą by się można było zastanowić.
Może i są czuli, ale też i często nie chce im się. Jeszcze wyłożyć kasę na coś, to może tak.
Poza tym… Karmniki. Duża część Amerykanów nie chce ich mieć w swoim obejściu, bo po ptakach trzeba sprzątać. Łupiny po słonecznikach, resztki innych ziaren, a także (co ich zdaniem najgorsze) kupeczki, których też jest trochę. Dodatkowo, jeśli zaczyna się karmić ptaki jesienią, czy zimą, to trzeba to robić regularnie, a nie tylko od czasu do czasu. Ptaki przyzwyczajają się do swojego żerowiska i nawet nie próbują szukać nowych miejsc. Siedzą i czekają. A szczególnie zimą jest to dla nich niebezpieczne. Mogą popadać z głodu i wychłodzenia. Nie jestem w stanie pilnować sąsiadów, żeby karmili regularnie…
Budki lęgowe. Podobnie jak z karmnikami. Ludziom się wydaje, że to straszny kłopot, bo ptaki fajdają gdzie popadnie i że dokoła takiej budki stale będzie brudno. A kto będzie im sprzątał? Niektórym przeszkadzają nawet budki, czy karmniki u sąsiadów. Bo to zwiększony ptasi ruch i bardziej ofajdane okna, czy nawet całe obejście.
A fakt jest taki, że owszem, niektóre ptaki, które budują gniazda na drzewach brudzą pod tymi drzewami niesamowicie (jak na przykład czaple, czy kormorany). Ale jak zauważyłam, pod budką naszych wróbelków niczego nie ma. Może i zdarzają się jakieś kupki, ale na pewno nie więcej niż w innych miejscach. One mają swoistą metodę na sprzątanie po swoich maluchach, żeby miały zawsze sucho i zawsze czysto. Kiedyś obserwowałam drozda wędrownego w gnieździe z maluchami (takimi jeszcze gołymi, bez piór). Najpierw rodzice karmili, a potem jedno z nich wydziobywało odchody młodych. Gniazdo było znowu czyściutkie. Dla nas, ludzi, to obrzydliwe, ale ptakom (czy innym zwierzakom), to jedyny sposób na utrzymanie czystości w gnieździe
No tak, trzeba by odpowiednio „sprzedać” ideę pomagania. Może coś w tym guście? Oczywiście całość po angielsku:
„Czy wiesz, ile robaków i pasożytów zżera twoje rośliny, owoce i warzywa? Nie stój bezczynnie, zrób z tym coś! Najlepszym, najbardziej ekologicznym i zgodnym z naturą sposobem będzie wsparcie naturalnych wrogów robali – ptaków! Zmniejsz straty! Pozbądź się robaków i pasożytów! Make America great again!”
Dzień dobry


Jak sobie pomyślę, że już jutro do pracy…
Całe szczęście mam przed sobą jeszcze całą niedzielę
A my pół
No tak… ta różnica czasu…
Na razie delikatnie, ale zaczynam podgadywać, że te budki lęgowe, które mamy, to za mało.
Małżonek musi powoli przywyknąć do tej myśli… Pomyślałam, że skoro zmniejszyła nam się populacja wiewiórek, to może jeszcze jakieś budki dałoby się powiesić na płocie? Wróbelki miałyby więcej miejsca na gniazda…
Tylko mój małżonek ma dość (na razie) budowania z drewna czegokolwiek. Muszę go jakoś zmotywować, to na pewno nabierze chęci 
W uzupełnieniu odpowiedzi wyżej – widocznie wróbelki wiedzą, że mąż ma dość, dlatego tak się spieszyły z zajmowaniem dotychczasowych budek,bo wiedziały, że następne szybko się nie pojawią.
Uważaj, podsłuchują Was!

Nie wiem czy wróbelki nas podsłuchują, ale czasami siadają na parapet
Więc możliwe, że słyszą co nieco 

Z drugiej strony… mąż budował im domek na podwórku, więc bez siadania na parapet mogły słyszeć co ma do powiedzenia na ten temat
Małżonek nie może zapomnieć ostatniego naszego spotkania ze znajomymi
Ona pracuje na noce (od 17 do 1). Wraca do domu, kiedy mąż śpi. On codziennie gotował obiad. Dla niej zostawało tylko go nagrzać. Ale on się zbuntował i mój małżonek popiera go w 100%. Ona była na urlopie. On pracował. Wraca po pracy głodny i pyta żony co na obiad, a ona sięga do lodówki i podaje mu jogurt. Zaskoczony zjadł, ale nadal był głodny. Ugotował sam. Na drugi dzień na obiad znowu był jogurcik i nasz znajomy się wściekł. Powiedział, że nie będzie gotował żadnych obiadków. Ona się tłumaczy, że gotować nie lubi… Ja też nie lubię. I co z tego? Od tamtej pory mój małżonek co jakiś czas przypomina te jogurciki. I co jakiś czas pyta mnie, czy na obiad dzisiaj jest jogurcik
Tak, jakby u nas kiedykolwiek na obiad był jogurt!!!
A co najśmieszniejsze, to nasz syn kupił sobie zapas jogurcików… I gdy małżonek tak ciągle „wyjeżdżał” z nimi, syn poczuł się zaniepokojony. Pytał mnie, czy ojcu przeszkadza ten jego zapasik? Śmiał się, gdy wytłumaczyłam o co chodzi
Och. W rodzinie Taty Quackie krąży taka rodzinna legenda o pewnym wujostwie. Wuj (dla mnie to jakiś wujeczny dziadek czy też prawuj) kupował jedzenie do domu, ale zapomniał, czy też nie starczyło mu już pieniędzy na drewno, którym trzeba było palić pod kuchnią, żeby zrobić obiad. Ciotka przypomniała raz, drugi, ale jakoś drewno się nie pojawiało, więc porąbała krzesło i ugotowała obiad na tym drewnie. Do wuja dotarło dopiero wtedy, jak musiał zjeść obiad – na stojąco!
Dłuższą chwilę mnie nie będzie.
Jak widać, już jestem.
„Z małżeńskich rozmów ” , pamiętam rozmowę mojego dziadka z babcią . Babcia przygotował dziadkowi na obiad krupnik , którego prawdopodobnie dziadek nie znosił , bo warknął : nie będę tego jadł , a były nalane trzy talerze . Jedz , powiedziała babka , bo nic innego nie będzie . Grzyba mi usmaż ! Grzyba ? A skąd mam wziąć jajka ? Nie będzie grzyba ? No to dziadek szarpnął za obrus i talerze z krupnikiem wylądowały na podłodze . Sprzątaj ! dziadek do babci . Sam sprzątaj , jak narozrabiałeś . Wtedy dziadek za pierzynę z łóżka i był by posprzątał , ale przestraszona babcia , po kobiecemu zamilkła , posprzątała , usmażyła grzyba i do wieczora nikt o całym zajściu nie pamiętał . Czy może to być przykładem dyplomacji ??
Oj.
To nie dyplomacja. Raczej tzw. realpolitik – polityka faktów dokonanych. Albo eskalacji zbrojeń.
Raczej to drugie – eskalacja zbrojeń…
Tak sobie myślę , co zrobił by dziadek na propozycję , aby na grzyba dał swoje klejnoty . Może był by koniec świata ?
Brzmi jak bardzo, bardzo, bardzo trudny wybór.
To zależy od poczucia humoru.

Podejrzewam, że mój by powiedział, że na ulubionego grzyba, to jego klejnotów nie wystarczy, więc i tak trzeba iść do sklepu… a jak się już pójdzie, to co za różnica ile się jajek kupi? A klejnoty mogą się przydać na inną, lepszą okazję
W sumie jak przeczytałam jeszcze raz opowieść i pomyślałam trochę… faktycznie, dziadek był albo w złym humorze, albo jego poczucie humoru nie do końca było rozwinięte (chociaż jego wnukowi niczego nie brakuje w kwestii humoru)


Mógłby wywołać koniec świata, a nie obrócić propozycji w żart.
Z drugiej strony… czytałam kiedyś, jak to żona ugotowała nielubianą przez męża zupę, a on śmignął talerz za okno (oczywiście razem z zupą). Żona bez słowa nałożyła mu drugie danie. Jego ulubione. Mąż zadowolony przysiadł się do niego, a żona chwyciła za talerz i śmignęła przez okno. Mąż narobił wrzasku i pyta czemu to zrobiła. A ona mu odpowiedziała z niewinną minką: „Myślałam, że obiad chcesz zjeść w ogródku”…
To jest w stylu praciotki
Ale bałagan powstał za oknem i nie było potrzeby sprzątania

Zupa sama wsiąkła, a drugim daniem zajmą się ptaki
Haha, zawsze pamiętasz o ptakach!
Powtarzam się… to mój konik

Chociaż zwierzątka też lubię, i kwiatki, i ogólnie cała naturę, ale jakoś do tych pierzastych mam najwięcej serca
Dzień dobry poniedziałkowo. Mroźnie i mgliście.
Dzień dobry, na śniadanie małpa z ADHD, czyli kawa i banany
Witajcie!
Dzień zaczyna się nieźle – skojarzenie Gimi mi się podoba
Dobry wieczór. Czy już widać, że słoma mi wystaje z butów, spod czupryny i w ogóle zewsząd? Niecałe dwa tygodnie względnego spokoju mają jednak swoją cenę, wszystko muszę robić sam, więc nie wiem, jak z czasem będzie. Na pewno jednak PO pracy będzie lepiej 🙂
Najlepiej znaleźć powód do radości w każdej sytuacji: i z tego, że małżonka jest w domu, i z tego, że wyjechała… Lepiej się 2 razy cieszyć niż 2 razy smucić!
Otóż ja się cieszę przynajmniej raz i uważam to za sukces, choćby i połowiczny!
Dzień dobry. Cieszy coraz dłuższy dzień.
Dzień dobry. Spokój, cisza, słońce. Prawie jak na wczasach!
Witajcie!
Niewykluczone, że nad pierzynką smogu świeci jakieś słońce, ale jeszcze się z nim dziś nie widziałem…
Ty nad poziomy wylatuj!
Dobrze, że pominąłeś to słowo wcześniej, bo by się dysonans zrobił!
Uff w końcu udało się otworzyć Wyspę.
Dobre popołudnie dla Wszystkich!
Dobre popołudnie! Widzę, że Wyspiarze dzielnie utrzymali ten fort!
A ja faktycznie mam spokojniej, ale najwyraźniej mniej czasu niż przedtem (i potem). Ale teraz chwila odpoczynku od komputera, a potem wracam i będę, nawet jeśli nieco w kratkę.
Dzień dobry

Ale on tak rzadko drzemie w dzień (chociaż właściwie już wieczór), że staram się być jak myszka
Co prawda nie skrobię, a klikam, no i gabaryty niezupełnie te same… ale ostatecznie…

Wreszcie mogę sobie popisać i mam chwilkę wolnego
Małżonek chrapie mi za plecami
Idę sobie, bo tak trochę głupio pisać z sobą
A że będzie miła nie mam wątpliwości, bo według starego powiedzenia – środa minie – tydzień zginie
Czyli weekend tuż tuż 
Miłej środy życzę
Dzień dobry. Tydzień zbliża się ku końcowi szybkimi krokami
Dzień dobry. To ja może zapowiem, że w piątek i sobotę będę w większości nieobecny na Wyspie. Ale dzisiaj i jutro jeszcze jak najbardziej obecny!
Dzisiaj i u nas szaroburo.
To tak jak na południu Polski. Zakładając, że średnia ilość chmur na świecie jest stała to gdzieś się rozchmurzyło…DLACZEGO NIE U MNIE???
Witajcie!
Pędzimy ku końcowi powiadacie? E… może to nie do końca tak…
Teraz to już się czołgamy….do konca tygodnia
Dzień dobry




U mnie bez zmian, czyli ciemno
O 6 rano zwykle jest ciemno
Padało i jeszcze ma padać
I jakoś mnie to nie cieszy
Dzień dobry. Fajeraaant! A jak koniec roboty, to teraz mała przerwa i zaraz wracamy na wizję.
Ooo! Na wizję też? Będziemy mieli wizje???
No wiesz, jak się da czytać posty i komentarze, to znaczy, że jest i jakaś wizja…
A tak na marginesie, jak tylko się okazało, że odetchnąłem z ulgą, to natychmiast wylazły nowe problemy. Które muszę ogarnąć i to zdalnie.
C’est la жизнь…
Dzień dobry
A przez niego mam zarwane noce, bo mnie budzi średnio co dwie godziny (a czasami częściej)
A jak jestem niewyspana, to i na nic nie mam ochoty… nawet gadać mi się nie chce… 
Coś za długo mnie trzyma…
Jakoś się tego paskudnego kaszlu pozbyć nie mogę
Chyba będę musiała zacząć wcinać tę paskudną chemię
Miłego dnia Wyspiarze

U Was już czwartek!!!
U mnie również czwartek:-) Dzień dobry.
Witajcie!
Mówią, że czwartek też może być dobrym dniem…
Dzień dobry, u mnie też czwartek. Zwykle zaczynam go od Wyspy, ale dzisiaj dalszy ciąg wczorajszych wieczornych perypetii mnie zatrzymał.
W ogóle dzieje się aż za dużo, niestety.
Ale co tam – walczymy, działamy.
Powodzenia w walce i działaniu
…się wszystko poprzesuwało i poopóźniało dzisiaj.
No trudno, bywają takie dni.
Zmykam, z tym że na wieczór zapowiada się wizyta, więc nie wiem, jak tu dzisiaj pobędę.
Dzień dobry, mam komputerowstręt spowodowany komputeroniemocą.
Będę bardzo szczęśliwa jeśli któregoś dnia dostanę pozwolenie na przywalenie mu młotkiem. Temu „komputeru” oczywiście.
Miłego dnia.
Nie wiem kiedy znów łaskawca uzna, że dziś znów idzie na jakąkolwiek współpracę…
Nie przywalaj, ale przynieś młotek i pokaż. Bądź sugestywna w zapowiedziach. Dobra groźba czyni cuda, nawet jeżeli się jej nie zrealizuje.
He he myślę, że jest zbyt tępy, żeby zrozumieć sugestię. Gdyby był jakikolwiek cień nadziei na nowy nawet bym się nie zastanawiała nad tym młotkiem, ale niestety jeszcze chyba musimy się przez jakiś czas wzajemnie tolerować, bo o współpracy z całą pewnością nie ma tu mowy:(
Otóż więc jestem, na razie walka i działanie przynoszą efekty, ale aż się boję chwalić, względnie choćby spocząć na laurach, bo nie daj Bóg znów coś wyskoczy…
A tu już goście u bram… więc oddalam się dostojnie ku nim.