Palcem planety obracasz
tchem – miliardowe gwichty
i twoja to sprawia praca,
że kołują złote jak nigdy.
Kwiaty posadzasz wesołe,
że pachnie w mym całym domie,
i różę, na róży pszczołę,
na pszczole – słoneczny promień.
Gdy kończę pracę, to do mnie
przybliżasz się, niepojęta –
i uczę się astronomii
na twardych gwiaździstych piętach;
i sen jak pył szafirowy,
na śpiące usta się sypie,
na skrytą pierś do połowy,
na włosy koloru skrzypiec.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Dobry wieczór, jamniki to przemiłe psy, chociaż uparte jak mało która rasa
A ja, widząc na głównej stronie tylko dwie pierwsze strofki, nie byłem pewien, czy to Gałczyński, czy może Kochanowski?
Witajcie!
Gdy wychodziłem z domu, nad sobą przez krótką chwilę widziałem cień ogromnego palca. Teraz już wiem, czyj to palec!
Dzień dobry. Nie wiem jak tam u państwa ale u mnie 11 stopni poniżej zera. Brrrr. Ale za to czekam na słońce.
Dzień dobry. Jeszcze jestem, ale za chwilę mnie już nie będzie (do jutra).
Nie wiem, skąd u Was ten mróz? Tutaj na plusie, niewiele, ale jednak. Śniegu ani lodu już nie ma (chociaż prognozy są takie, że jeszcze będzie).
Odmeldowuję się!
Dzień dobry;-)
U mnie dziś -8 i piękne słoneczko;-)
Nie do wiary! Nad smogiem widać błękit i nawet coś świeci!!
” Palcem planety obracasz ” , słowa KIG-a . Niemożliwe ? Wszystko w życiu jest możliwe . Dzisiaj trwa spór : niemieckie , czy polskie obozy koncentracyjne ?. Sprawa nie jest oczywista . Jeśli 17 stycznia w 72 rocznicę wyzwolenia Warszawy , nikt z Rządu ,ani w prasie , radiu , czy telewizji nie bąknął na ten temat słówka , zapanowała cisza …. Cisza ,bowiem według nowej filozofii,wyzwolenie miało miejsce w 1989 roku razem z Solidarnością przez Żołnierzy Wyklętych . Nie trzeba wiele czekać , kiedy Polska będzie inicjatorem rozpoczęcia II Wśw. a dowodem film z Kociniakiem w roli Franka Dolasa . Dobry wieczór 🙂
Dobranoc
Witajcie!
Sen to zdrowie, zdrowy sen to także przyjemność. Oby jak najczęściej!
Szybkie dzień dobry. I lecimy w sobotni wieczór zajęć.

Saturday night fiever cię dopadł?
Dobry wieczór! Jestem z powrotem na Wyspie! Wszystko w porządku, chociaż aż się boję zapeszyć.
Jesteśmy wszak skazani na sukces!
A wiara, jak wiadomo, czyni cuda!
Dzień dobry. Piękna pogoda a w Australii grają legendy tenisa.
Dzień dobry, w Gdyni dokładnie tak samo jak u Pana Z. Właśnie oglądam Federera i Nadala, finał Australian Open jak za dawnych lat 🙂
Idę na spacer. Oni jeszcze będą grali jak wrócę
To zależy od długości spaceru.
Nie wiem, czy już wróciłeś, ale zaraz zaczną piątego seta, jak tylko Federer wróci od lekarza.
Witajcie!
Również moja Lokata jest fanką stękających facetów!
No, ci dwaj to nawet tak nie bardzo stękają. Nadal bardziej.
No i po meczu
mimo że kibicowałem przegranemu, jestem bardzo usatysfakcjonowany samą grą.
To całkiem jak moja małżonka…
Pozdrowienia dla małżonki.
Kibice tenisowi całego świata, łączcie się!
Zepsuję trochę Quackie Twój humor . Twój apel o połączenie wszystkich kibiców tenisa miałby rację , gdyby dotyczył tenisa , jako dyscypliny sportowej . To , co serwują nam łaskawie różne telewizje, dotyczy występów ściśle określonej grupy zawodników , zawsze tych samych . Rozgrywają swoje mecze tylko w różnych częściach świata , ale skład prawie zawsze jest taki sam . Przydały by się jakieś zmiany w tym hermetycznym towarzystwie , bo dzisiaj jest to grupa aktorów , zarabiająca duże pieniądze , na ogólnie kiepskich widowiskach ….Dopiekłem Ci ? Daruj mi zatem , bo dyskusja zawsze jest lepsza , kiedy występują różnice zdań . Dobry wieczór 🙂
Dobry wieczór! Głos znakomity, bo pośrednio wpisujący się w dyskusję w gronie samych zawodników i trenerów, obracającą się wokół kwestii zarobków tenisowych – wiadomo, że zawodnik tenisowy to po pierwsze nie jest pojedynczy człowiek, tylko cały ich sztab, a po drugie to nie jest w sumie człowiek jako taki, a bardziej inwestycja: żeby wznieść się na pewien poziom, trzeba władować w młodego człowieka masę pieniędzy, nie mówiąc o czasie i siłach. Im kto lepszy, tym ma większy dostęp do lepszych trenerów, masażystów, fizjoterapeutów, psychologów sportu, menedżerów zajmujących się kontraktami z reklamodawcami etc. Ale nie tylko „lepszy”, lecz i „bogatszy”. Od pewnego poziomu, jeżeli tylko kontuzja nie zakończy przedwcześnie kariery sportowca, ta karuzela zaczyna działać na korzyść zawodnika – pieniądze z reklam (i w mniejszym stopniu z nagród) pozwalają mu zatrudniać coraz lepszy sztab, dzięki czemu gra coraz lepiej, dzięki czemu zarabia coraz więcej pieniędzy (bo lepsza gra to argument przetargowy w walce o kontrakty reklamowe) itd. itp. aż do zakończenia kariery.
Ale, jak pewnie wiesz, żeby wspiąć się na taki poziom, gdzie to się zaczyna „samo” kręcić, trzeba włożyć mnóstwo pieniędzy. O ile dobrze pamiętam, rodzina Janowiczów sprzedała kilka (sieć?) sklepów, żeby zainwestować w Jerzego (a może to byli Radwańscy z Agnieszką?). Czyli że jest pewien próg, który najpierw trzeba przekroczyć, a kogo na to nie stać – nie dostanie się do grona znanych zawodników (lub zawodniczek). Oto jest mechanizm, który decyduje o składzie tego, jak słusznie zauważyłeś, hermetycznego towarzystwa, a który starają się zmienić tzw. szare masy zawodników, którym do pewnego stopnia pomagają kluby oraz federacje krajowe, ale też nie w takim stopniu, w jakim mogliby to zrobić komercyjni sponsorzy.
A czy to faktycznie aktorzy? W sensie, że mecze wygrywają lub przegrywają na niby? Oj, chyba nie. Przynajmniej mnie się tak nie wydaje. Zwłaszcza ci przegrywający musieliby być naprawdę znakomitymi aktorami, bo czasem przecież przegrywają o włos, o dwa lub trzy zdobyte punkty w całym meczu. Czy to jest do zagrania, przy wielotysięcznej publiczności wokół kortu i wielomilionowej przed transmisją na żywo w telewizorach? No nie wiem.
Zgadzam się z Twoim obszernym wywodem tzn. mamy do oglądania w różnych częściach świata stałą ekipę walczących ze sobą tenisistów (aktorów) za solidne pieniądze . Jest to zatem kręcący się interes , a nie prawdziwe zmagania sportowe . Chociaż , dostanie się do tego elitarnego towarzystwa wymaga umiejętności gry w tenisa i również sporego wkładu finansowego . Próbowałem grać w tenisa , ale najlepiej wychodziło mi zbieranie piłek
No widzisz, mnie nawet zbieranie piłek nie wychodziło!
Mnie w sporcie nie powiodło się . Grałem prze pewien czas w piłkę nożną w III ligowej drużynie . Na jednym z meczów , musiałem zastąpić kontuzjowanego bramkarza i wpadło mi wtedy do bramki, aż osiem goli . Za ten wynik , o mały włos byłbym rozszarpany i dla dobra sprawy wycofałem się z zespołu
Ach, to jest argument.
Co prawda nigdy nie uprawiałem żadnego sportu na poziomie dowolnej ligi, ale np. na zajęciach WF w szkole z podobnych powodów rezygnowałem z meczów koszykówki, ponieważ nie byłem w stanie dostrzec różnicy między agresywnym kryciem a faulem. Lepiej było dla wszystkich, żebym siedział wtedy na ławce. W siatkówkę natomiast lubiłem grać pasjami.
Niby masz rację, Maksiu, ale nie tak do końca. Czasami zdarza się, że do finału dochodzą osoby mało znane. Takie niespodzianki



Szczególnie te utalentowane. Tylko w dzisiejszych czasach sam talent nie wystarczy. Potrzebny jest odpowiedni trening. Mistrz Q ma rację, pisząc o wielkim przemyśle sportowym. Ale czasami ktoś utalentowany zostaje zauważony przez sponsorów i to oni ładują kasę, przy okazji reklamując swoje produkty. To jest nie tylko w tenisie, ale i w innych dziedzinach sportowych.
Siostry Radwańskie były trenowane przez ich ojca, ale też tylko do czasu. Po osiągnięciu pewnego poziomu, doświadczenie i wiedza ojca już nie wystarczyły. Na szczęście stać już było na zatrudnienie profesjonalnego trenera. Siostry Williams (zwane przez nas braćmi Williams), były płodzone z myślą o tenisie. Ich ojciec to zaplanował, wcale nie licząc się ze zdaniem swoich dzieci. To ciężka harówka, szczególnie dla kogoś, kto nie tak do końca tego chce…
A poza tym, to przecież ta ścisła elita cały czas się zmienia. Nowe gwiazdy wschodzą, a stare odchodzą w zapomnienie i tylko czasami są wspominane, jak na ten przykład Navratilova. Chyba jako jedyna grała tak długo. Co prawda pod koniec kariery już tylko w deblach, ale i tak dobrze jej szło
Może te elity nie zmieniają się tak szybko, jakby tego sobie niektórzy życzyli, ale się zmieniają. I to nie tylko w tenisie. W każdym sporcie jest czołówka zawodników… i też wymienialna…
Otóż to. Siostry Williams to przypadek szczególny i wręcz perwersyjny, tym bardziej, że im się udało. A o iluż takich, co im się nie udało, nie słyszymy i nigdy się nie dowiemy?
Czytałam trochę na ich temat i muszę przyznać, że nawet było mi ich szkoda.
Wyczytałam, że ich ojciec oglądał w telewizji tenis. Był biedny, a zobaczył ile ci tenisiści zarabiają. Postanowił, że skoro jego dzieci są już za stare, spłodzi nowe i zrobi z nich tenisistów – mistrzów. W ’80 roku urodziła się Venus i to się tatusiowi nie spodobało, bo chciał chłopca. Rok później Serena… druga dziewucha. Trudno. Obie przeznaczył do tenisa. Nie miały dzieciństwa, ani młodości. Tenis zabrał im wszystko. Tatuś był bardzo restrykcyjny. Szkoła – owszem, ale codzienne treningi obowiązkowo. Gdy jako młodziki zaczęły osiągać sukcesy, znalazł sponsorów, by rozwinąć ich karierę. A że w USA nie jest to takie trudne… Nareszcie tatuś ma kasę, a to że dziewczyny buntowały się czasami, ale tłumił to twardą ręką, to już nikogo nie interesuje. Obydwie z mistrzowskimi tytułami, podziwiane przez wielu… a tak na prawdę terroryzowane i zmuszane. Gdy dorosły i poczuły kasę, trochę zmieniły nastawienie do tenisa. Ograniczyły przepływ kasy na konto tatusia. Tylko kto im zwróci dzieciństwo i młodość? Gdy ktoś dobrowolnie wybiera taką drogę, to jest OK., ale gdy jest zmuszany? A każda przegrana, to ostra reprymenda? Bo kasa uciekła…
Podobnie było ze Steffi Graf. Jej tatuś narobił tyle przekrętów z jej kasą, zarobioną na kortach, że głowa mała. Jakoś z tego wyszła. Teraz mieszka w USA ze swoim mężem Andre Agassim i bodajże dwójką dzieci. Agassi to też legenda. Zarówno kortów, jak i skandali
Agassi i Graf mają szkołę tenisa, bodajże w Las Vegas. Mają też fundację, ale to już inna para kaloszy


Masz też rację, Mistrzu Q. O wielu tenisistach, którzy przegrali, nie tylko na korcie, ale i swoje życie, to nawet nie wiemy i nie słyszymy. Podziwiamy, patrzymy, kibicujemy… głównie tym, którym się udało. Ale taki właśnie jest sport. Jedni wygrywają, drudzy przegrywają i tylko oni wiedzą, czy jest to tylko mecz, czy całe ich życie…
Otóż ze względów zawodowych znam dość dobrze biografię sióstr Williams oraz Agassiego. O siostrach krąży między innymi taka plotka, że kiedy tatuś Williams postanowił mieć dzieci, które będą grały w tenisa, to jego żona stanowczo powiedziała „nie” (bo miała już dzieci z poprzedniego małżeństwa), ale on… schował jej tabletki antykoncepcyjne!
Natomiast co do Agassiego, to twierdził on, że jego własny ojciec podawał mu jako dziecku przed meczami doping – pochodne amfetaminy, podobnie jak bratu Andre. Nikt tego wówczas nie sprawdzał, zwłaszcza na tym poziomie rozgrywek.
Nie zgadzam się , że taki jest sport . To nie wiele ma wspólnego ze sportem . Walą rakietami w piłki jak górnik kilofem w węgiel za pieniądze . Różnica taka , że nie ma chętnych gapiów do oglądania pracy górników a tenisistów są i w tym sedno sprawy dla tzw. biznesu . Uwikłanie sportu z biznesem , zatraciło piękną ideę szlachetnej rywalizacji , a mamy coraz to nowe przykłady totalnych ,jesli chodzi o skalę oszustw w pogoni za rekordem .
Oj, tu bym się nie do końca zgodził, w tej grze potrzebna jest nie tylko siła jak u górnika na przodku, ale też celność, finezja, zmysł taktyczny i zwłaszcza silna psychika.
Może to i są współcześni, hm, gladiatorzy, bo jak już nadmieniłem wyżej, nie do końca zgadzam się z porównaniem do aktorów, ale też sporo z siebie dają. I naprawdę na korcie muszą pomyśleć, nie tylko walić rakietą na siłę.
Chyba niepotrzebnie dzisiaj włączyłem TV. Jak wcześniej nie oglądałem, to wygrywali.
Dzień dobry

Chociaż może nie wszyscy? 
W końcu dobiłam do Wyspy
U mnie jeszcze przyzwoita godzina, ale Wy już smacznie śpicie
Nie, mimo dobranocki jeszcze nie 🙂
Idę spać, bo u mnie późno


Miłego poniedziałkowania się życzę
Niech będzie to początek miłego i udanego tygodnia… pełnego jak najmilszych niespodzianek
Dzień dobry. 12 stopni poniżej zera. To jest niesprawiedliwe…
Witajcie!
Wprawdzie już jest jasno, ale perspektyw to my dziś nie mamy!
Komu kawy? Komu herbaty?

O! Dzień dobry. Herbatkę poproszę.
Z ciasteczkiem?

Dziękuję – nie. Ciasteczko do kawy w południe. Teraz nie mogę bo będę GRUBY i będę musiał chodzić po sklepach za ubraniami. Czego szczerze nienawidzę.
O! Jak miło! Ja też, ja też!!
Mówiłam: nie parkować na moim miejscu? Mówiłam.
A kto się ośmielił???
No ja myślę!
Dzień dobry;-)
Jak ja dawno kawy od Jo nie piłam;-)
Poproszę
Fakt. W Szkicach to tylko Martini…
ja to chyba Martini i kawę lubię tak samo;-)
Dzień dobry. To tylko u mnie tak na plusie? Niby tylko trzy z groszami, ale zawsze. Z tym że na poziomie gruntu na pewno zimniej.
No to ja, proszę Państwa, oddalam się ku obowiązkom.
To ja idę za Panem.
pi….. nie będę robił…Jak zacznę w poniedziałek pracować to potem cały tydzień mam zepsuty…
Budująca zdolność przewidywania!
Dzień dobry
I oczywiście, tradycyjnie, straszliwiście mi się nie chce 
I u mnie trzeba się zbierać do pracy
Już mi „cholera” przeszła, to mogę napisać


W sobotę małżonek zabrał moje autko do warsztatu. Pisałam, że spotkał menadżera z naszego „Firestone” i ten mu obiecał, że naprawi. Znowu samochód stał prawie cały dzień. Ale teraz przynajmniej znaleźli co jest. Jak nam gościo wytłumaczył przy odbiorze, normalnie w samochodzie są dwie jakby dysze, które się otwierają i ciepłe powietrze z silnika leci do środka samochodu. Mój minivan ma takich dysz 4. I tylko jedna (ta od kierowcy) się otwiera. Wymiana tego czegoś malutkiego (rozmawialiśmy po angielsku i za groma nie pamiętam jak się toto nazywa), to koszt ok. tysiaka, z czego ta część kosztuje trochę ponad setkę. Ale że to dużo pracy z rozbieraniem samochodu na części, bo potrzebują ok. 8 godzin… i takie blebleble… Mąż zadecydował, że do przyszłej zimy zrobimy. Na razie będzie się cieplej ubierał
Czyli samochód nadal nie jest zrobiony, ale przynajmniej wiemy co jest. To znaczy mąż wiedział wcześniej, a właściwie podejrzewał. Teraz mamy pewność. I jak tak człowiek pomyśli… ten sam warsztat, ci sami pracownicy, ale inny kierujący i już efekty pracy zupełnie inne. No, może nie do końca efekty…
Zapraszam na na nowe, zimowe pięterko.