W ubiegłą środę wyszedłem na balkon, zobaczyć, co też tak głośno pieprznęło na ulicy. Nie udało mi się tego ustalić, ale postanowiłem się za to dotlenić. Stałem więc, oddychając, i rozglądałem się po balkonie, aż w pewnej chwili moją uwagę przyciągnął dziwny, ciemny kształt na murze pod liśćmi. „Ki czort,” pomyślałem. „Zwinięty, zwiędły liść? Zbyt ciemny. Wyschnięty strąk? Ale żadna z balkonowych roślinek nie produkuje takich. Ślimak bez skorupy? Raczej by nie zaszedł na czwarte piętro, w dodatku bez windy. Szczur? Dawno by już zwiał!
Po bliższych oględzinach udało się odróżnić futerko, uszka, pazurki i kawałek błoniastego skrzydełka. To był, proszę Państwa, nietoperz. Zrobiliśmy mu zdjęcia jw., nie dotykając i w żaden inny sposób nie zakłócając mu spokoju, po czym zostawiliśmy, z myślą, że wieczorem poleci sobie dalej tam, gdzie zechce. Wieczorem nietoperz wisiał jednak w tym samym miejscu, co więcej – następnego dnia również. Co gorsza, pnące roślinki, pod którymi się schował, zaczęły więdnąć (nie przez nietoperza, jak sądzę, tylko w związku z porą roku) i odsłoniły jego kryjówkę.
Jak widać po trzymanej w pobliży monecie, gość był nieduży, może z 6 cm, chociaż z początku wydawał się nieco większy. Nie to nas jednak martwiło: skoro nie chciał lub nie mógł polecieć dalej, oznaczało to, że jest chory i wycieńczony, a może nawet rozważa już zimową hibernację (jak się później okazało, nie). Odsłonięcie kryjówki oznaczało zaś, że za chwilę zainteresuje się nim ktoś niepowołany, w tym przypadku najpewniej mewa, dla której byłby to idealny kąsek na obiad. Wyguglałem więc jedną jedyną (jak się okazało) osobę w Gdyni, która zajmuje się nietoperzami, i zadzwoniłem do niej. – Ohoho – powiedziała pani Aneta. – Jeżeli wisi od dwóch dni i nie odlatuje, to niedobrze. Jeśli jutro też będzie wisiał, proszę do mnie zadzwonić, przyjadę po niego.
I tak też się stało.
Pani Aneta potwierdziła to, co udało mi się ustalić już wcześniej, że ten nietoperz to mroczak (do niedawna: mroczek) posrebrzany, a potem opowiedziała jeszcze parę ciekawych rzeczy. Po pierwsze, nasz gość to pan nietoperz (jak zresztą można wywnioskować ze zdjęcia), po drugie, właśnie trwa ich okres migracyjno-godowy i ten właśnie, który zawiesił się u nas na balkonie, najwyraźniej przegiął z dystansem migracji („Proszę zobaczyć, jaki wychudzony, żebra na wierzchu!”), więc w sumie dobrze się stało, że zadzwoniliśmy.
Pani zademonstrowała nam jeszcze delikatnie rozpiętość skrzydeł mroczaka, któremu niespecjalnie się to podobało, ale ponieważ klął ultradźwiękowo, nikt go nie słyszał. Był zresztą tak słaby, że mógł sobie protestować, tyle że obsiusiał z zemsty rękę pani Anety, na szczęście miała na sobie rękawiczkę. A kiedy już wszyscy go obejrzeliśmy i się nim pozachwycaliśmy, pani troskliwie włożyła go do specjalnego pudełka do przewożenia nietoperzy i zabrała do swojego „szpitaliku” („Mam teraz jeszcze jednego samczyka, ale sporo młodszego, ten tutaj to już dojrzały mężczyzna!”). Odkarmi, napoi, wymieni mu olej i puści dalej na wolność. Niech migruje i się rozmnaża.
Dzień dobry na nowym piętrze. Trochę na wyrost zaliczyłem ten wpis do „Ptasich opowieści”…
No to tak:
Co do echolokacji nietoperzy mamy z Key wątpliwości. We włoskim domu, w którym moja siostra mieszkała zaraz po emigracji, był basen. Właściwie źle piszę, ale to cała historia jest, to była ogromna rezydencja z parkiem, w którym rosły wiekowe cyprysy, a między tymi cyprysami były różne atrakcje, na przykład basen i korty tenisowe. No i Key mi opowiadała mrożące krew w żyłach historie o zderzeniu czołowym (par excellence) z nietoperzem podczas wieczornego meczu tenisowego, albo wieczornej kąpieli…
Ja natomiast spędziłam jedne wakacje w trzystuletniej willi pod Weroną, której niezamieszkałe poddasze było domem dla nietoperzy. Te nietoperze uwielbiały latać po ogrodzie akurat wtedy, gdy wracałam w nocy z wycieczek i czekałam na otworzenie drzwi. Były zdecydowanie większe od monety…
A Twoje opowiadanie BARDZO BARDZO mi się podoba.
Może nietoperz, z którym zderzyła się Key, był stary albo niedosłyszący?
A może zdezorientowały go latając piłki do tenisa, do tego stopnia, że się władował w człowieka? Co do kąpieli i basenu nie mam hipotez, chyba że Key się NAGLE wynurzyła spod wody, a on leciał nad.
Dziękuję za uznanie
I myślisz, że trafiała za każdym razem na tego jednego, starego nietoperza? I że on nie zszedł na zawał po zderzeniu z jakąś polską histeryczką?

Uparty był widocznie
„Tyle razy w nią wceluję, aż zabiję!”
A poważnie to nie wiem, albo faktycznie mają tam jakiś gatunek nietoperzy, u których echolokacja szwankuje, albo w ogóle jest tam dużo nietoperzy i statystycznie rzecz biorąc częściej się zdarza taki niekumaty, co się zderza z człowiekiem, a może to były np. młode, które dopiero się uczyły, jak echolokować albo latać? Albo nie młode, ale żywiące się jakimiś lekko podfermentowanymi owocami i potem latające po pijaku??? („Panie władzo, jak Boga kocham, nic nie piłem! To ta pani nie ustąpiła mi pierwszeństwa!”)
To mi przypomina znaki „koniec dzikich zwierząt” nieodmiennie prowokujące moje pytanie: A dzikie zwierzęta o tym wiedzą?
A to się zgadza aż za dobrze. Najbliżej, jak byliśmy w życiu od stuknięcia sarny, to na Kaszubach. Około 200 metrów ZA takim właśnie znakiem końca ostrzeżenia przed dzikimi zwierzętami.
WIEDZIAŁAM!!!
Co się będziemy oszukiwać: one są po prostu złośliwe, znajdują miejsce za znakiem, gdzie kierowca już, już odetchnął z ulgą, że mu nic nie grozi, i hop – na drogę.
Moim zdaniem odgrywają się. Na mnie to wiem, za co – bo zawsze mówię: „Uwaga! Kozice!” i może im gram na ambicji, czy co. Ale na Tobie to za co?
Panie władzo jakie procenty? To tylko kilogram antonówek!
Hihii, nietoperz i kilo antonówek! To prawie jak jaskółka (afrykańska ofkors!), transportująca orzechy kokosowe.
Volvoferrari bjuti!
Piszę tu, bo tam drzewko się skończyło.
Aż mi się przypomniało, jak kiedyś pracowałem w agencji reklamowej nad folderem dla polskich kierowców płynących do Szwecji w celach turystycznych liniami Lion Ferry (obecnie Stena Line). Klient stopniowo ścinał fundusze na folder i z 16-stronicowej książeczki zrobiła się w końcu ulotka składana na pół, ale stopniowo, 16-12-8-4… Każdej redukcji towarzyszyło spotkanie z klientem, który tłumaczył, jakie informacje możemy wywalić, a jakie koniecznie muszą zostać, i jedną z tych, które zostały do końca, było ostrzeżenie przed łosiami, włażącymi wszędzie na szosę. Co zebranie, to „ale koniecznie pamiętajcie o łosiach!”, no i w końcu przedstawiciel klienta, który się kontaktował z agencją, dostał u nas ksywę „łosiu”.
Szanowni Wyspiarze – idę spać. Czego i Wam w stosownej chwili życzę. Jakoś siły nie mam po bardzo wyczerpującym weekendzie…

Spokojnej. Ja dzisiaj chyba też nie posiedzę, bo weekend był pracowity. Zresztą zobaczymy…
Bo jutro znów do pracy.
Podobno nietoperze chorują na wściekliznę. Takie sygnały mam ze Szczecina. Widzę, że nie tylko ja o tym słyszałem. Trzeba zachować ostrożność. Pozdrawiam Wyspiarzy.
Dobry wieczór Panu! Właśnie wszyscy ostrzegają o tej wściekliźnie, trzeba będzie uważać. Chyba faktycznie napiszę do p. Anety.
Dzień dobry w poniedziałek. Ale się ciągnie ten tydzień..;-)
A propos wpisu (fajnego) – nietoperze latają mi nad podwórkiem. Czasem jestem je stanie zauważyć w ciepłe letnie wieczory gdy zapada zmierzch. Niesamowicie wygląda ich prawie bezszelestny lot i zwrotność w polowaniu na owady. Niestety nie mogę tego zfotografować – zbyt szybki lot i zbyt ciemno..
Witajcie!
Mieszkam w blokowisku i dotychczas gacka nie zaobserwowałem w mojej okolicy. Kiedyś na Mazurach przeleciał nad nami patrolujący, ale – na szczęście – nie zainteresował się…
Dzień dobry. Fakt, że zrobić zdjęcie nietoperzowi w locie graniczy z niemożliwością. Kiedyś na szkolnym biwaku brałem udział w „zabawie” – rzucaliśmy do góry (ale NIE W NIETOPERZE) nieduże kawałki drewna tak, żeby zainteresowały się nimi, i podziwialiśmy, co nietoperze potrafią – a potrafiły np. błyskawicznie zmienić kierunek lotu i OKRĄŻYĆ lecące drewno. Oczywiście wyczuwały, że nie jest to nic jadalnego/ niebezpiecznego/ godnego zainteresowania, i leciały sobie dalej.
Ale kawy to już nikt nie wstawił?

Łe. To już gorzej niż skleroza. W poniedziałkowy poranek!
ŁE???
NO WIESZ CO???
To było „Łe” zniesmaczone, do samego siebie, za gapiostwo kawowe.
No dobra. Niech Ci będzie.
No i zrobiło się nagle po dziewiątej, nie wiem, jakim cudem.
Zmykam popracować.
Dzień dobry

Dosiadam się (spóźniony) do kawy
Bardzo ciekawe pięterko, gratulacje dla autora
A wszystko dzięki nietoperzowi, który się ulung u nas na balkonie
Dzień dobry;-)
Już się przestraszyłam, że Gości wieszają, że tak niegościnnie w sensie, a tu „tylko” taki naturalnie wiszący;-)
Ciekawy gość, nie powiem, raczej nie często spotykany chyba;)
Albo że gość coś przeskrobał na tyle poważnie, że go zawieszono… albo nawet powieszono!
A tak na poważnie, to mieliśmy dawno temu innego gościa na balkonie, ale przelotnie – ćma zawisak, którą pomyliliśmy w pierwszej chwili z kolibrem (i nie my jedni, to powszechna pomyłka), bo wygląda b. podobnie, a ponieważ szybko się rusza, to trudno przyjrzeć się dokładnie. I też było to we wrześniu, ciekawe.
znaczy, że we wrześniu najciekawsi goście się pojawiają;)
ćmę zawisak zaraz sobie wygooglam, bo nie słyszałam nigdy
Sprawdziłam, tych zwisaków to aż trzy rodzaje, bardzo lubię ćmy;-) u nas całe mnóstwo, włażą (nie wiem jak) nawet pomimo moskitiery:( ale akurat takich koliberkowatych nie ma:(
Usiłowałem znaleźć zdjęcia tej ćmy, ale zrobiłem wtedy najwyżej 2-3, a to jest nie do znalezienia w tych tysiącach na twardym dysku, nawet po datach.
Dobry wieczór 🙂 No proszę , jakie szczęście miał ten nietoperek , że raczył sobie powisieć u naszego , sympatycznego Quackiego . Operacja odwieszenia , to materiał propagandowy dla wielu organizacji dobroczynnych . Troskliwość i delikatność jak przy skomplikowanej operacji chirurgicznej . To dobre przykłady , dla nas wszystkich korzystających z sieci internetu , w przeciwieństwie do zamieszczonego obrazka , leżącego na chodniku kota , któremu jakiś łobuz odciął przednia łapy . Zgroza !!!
Męczenie jakichkolwiek zwierząt jest złe, to prawda. Ale też i dobrze się złożyło, że zawisł na balkonie, gdzie go mogliśmy zauważyć. Bo przecież człowiek nawet nie wie, czy np. jadąc autem wieczorową porą nie rozjechał gdzieś w lesie jeża albo żaby. Nie ze złośliwości, ale przez nieuwagę. No a z takim przypadkiem jak ten kot, to… chyba jacyś socjopaci.
Podzielam Twoją opinię . Mam szacunek do przyrody , bo wiele praktycznych nauk codziennie do nas dociera ,tylko nie mamy czasu aby nad tym się zastanowić .
Witaj Maksiu
Staram się nawet nie oglądać takich obrazków, ani filmików. Nie jestem w stanie nic w tej sprawie zrobić, w żaden sposób pomóc dręczonemu zwierzakowi, to po co mam oglądać i się wkurzać? A na dodatek pokazując te zdjęcia (czy filmiki) zwiększa się oglądalność i taki sadysta ma satysfakcję, że aż tyle osób to obejrzało. Podnosi to jego ego i nakręca następny filmik, czy robi jakąś paskudną fotografię. Nie dociera do niego, że aż tyle osób wyraża się o nim bardzo źle. Liczy się tylko oglądalność…
A ja się na dziś z Państwem żegnam, lecę po córkę do przedszkola a później będziemy robić kuchenne rewolucje, bez Magdy G, za to proszę o trzymanie kciuków, aby kuchnia gotowanie 2 i 5 latki (kolejny raz) przeżyła, w sensie gotowanie przez dzieci, a nie dzieci;-P żeby nie było
Dziecię lepniacze raz
Kiedyś na moich „wypasionych” mamilariach, które miały haczykowate kolce, zasiadł był taki dość zębaty gość i więcej już się nie mógł ruszyć. Wyglądał jak sflaczała żaba i dzieciaki przybiegły z nowiną, że ropucha ci na kaktusie usiadła!!! Ropucha okazała się nietoperkiem, który wcale nie miał ochoty na odczepienie z tej pułapki! Starałem się odcinać kolce nożyczkami i wyciągać ze skrzydeł. Zanim go odhaczyłem, to mnie całkiem porządnie dziabnął w palec! Następnym razem już nie bardzo się dałem, bo założyłem rękawice skórzaną! 😀 😀 😀

Jak już mu powyciągałem co mogłem dostrzec, to puściłem i poleciał sobie. Wścieklizny chyba nie dostałem, ale charakter i tak podobno coraz podlejszy mam?!
Ach, trzeba było udokumentować! Jak nie cyfrą (bo nie wiem, kiedy to było), to chociaż na kliszy?
Kneź swój charakter co dzień dokumentuje. Wypowiedziami!
To były czasy kiedy jeszcze używałem „Zenitha” i „Praktici”(hmmm… jak to się odmienia???), które co prawda nie wiem po co, ale nadal mam, w tym Praktica się zacięła!!!

Co do charakteru, to wiadomo – podobno z czasem na gębę wyłazi?!
Jestem pewna Kneziu, że nietoperek miał ochotę na odczepienie go z tych kolców, ale nie do końca wiedział w jakim celu to robisz
A jak byś go odczepił i skonsumował na miejscu? Nie bacząc na drobniejsze kolce, które mogły jeszcze zostać w jego drobnym ciele?
On po prostu chciał Ci pokazać, że też ma zęby i tanio swego życia nie sprzeda 


A charakter podobno zmienia się z wiekiem i nie jest zależny od ugryzień żadnego zwierzaka
A mówiąc poważnie, to gratulacje za ratunek
O, zęby to on pokazywał, nie powiem!!! A miał je zgoła wielce szatańskie i pysk też paskudny!!! Do tej pory się zastanawiam do czego mu te zębiska??? Na komary??? Skłaniam się raczej do poglądu, że polują na nieco większe owady – ćmy i żuki może?

Dzięki za medale i cmoki – człek od razu się czuje lepiej jak go docenią!!!
A, zapomniałem – DOBRY WIECZÓR!!!

Dziewiąta.

Koniec zmiany.
Czas spać.
Spokojnej. To ja zaraz przychodzę z dobranocką.
Króciutkie dzień dobry
Zjadła „benadryl”, czyli lek od uczuleń, innym „benadrylem” (maść) posmarowała powiekę, ale jakoś na razie z mizernym skutkiem
Przy okazji zaczęło jej lecieć z nosa, ale tylko w połowie, czyli od tej „ugryzionej” strony.
Wróciliśmy z campingu cali i w miarę zdrowi… Jakiś wredny komar uciął córkę w powiekę i już drugi dzień wygląda jakby dostała od kogoś
Usiadłam na moment, bo muszę to wszystko rozparcelować i posprzątać. Jutro do pracy, to nie będzie kiedy. Kuchnię już „odgruzowałam”, jeszcze tylko wstawić pranie i sobie posiedzę na dłużej
Mistrzu Q!!! Piękne pięterko





Niby nie o ptakach, ale też o latających i skrzydlatych
Kolejne brawa należą Ci się za powiadomienie specjalistki od tych spraw
W grupie „Ptaki”, do której należę, bardzo często piszą znawcy, żeby nie zabierać i nie próbować opiekować się ptakami, czy zwierzakami. Żeby zapewnić odpowiednią opiekę, trzeba wiedzieć nie tylko co taki zwierzak je, ale całą masę innych rzeczy. Jak widać, ta pani Aneta zna temat i na pewno sobie poradzi
Jeśli mam być szczera, to nawet nie wiedziałabym jak takie maleństwo odczepić od ściany żeby go nie uszkodzić, a co dopiero mówić o reszcie
Dzień dobry. Organizacje zajmujące się ptakami, nietoperzami i różnymi innymi zwierzętami dbają o to, żeby informować społeczeństwo, że takie zwierzęta w sytuacjach kryzysowych potrzebują fachowej opieki, więc chyba świadomość, żeby w razie czego wzywać fachowca, jest coraz większa.
Dzień dobry

Może i więcej osób wie co ma robić gdy znajdzie ptaka, czy zwierzaka, ale też i sporo „miłośników przyrody” stara się samodzielnie odchować młode. Wydaje im się, że potrafią…
Z tego co czytałam w grupie, każdej wiosny i wczesnym latem, schroniska dla dzikich zwierząt przepełnione są podlotami. Ludziom wydaje się, że jak taki młodziak siedzi na ziemi i piszczy, to znaczy, że wypadł z gniazda i rodzice przestali się nim zajmować. Łapią i zabierają do domu. A u wielu gatunków młode opuszczają gniazdo zanim porządnie nauczą się latać. Rodzice opiekują się nimi i je karmią, chociaż jest to trudniejsza opieka. Nawet ludzie z grupy nie zawsze chcą słuchać i zabierają te podloty do domu.
Pisałam już kiedyś i nawet pokazywałam zdjęcia nietoperka, który się u nas zaplątał. Leżał między drzwiami i nie był w stanie odlecieć, ani się wdrapać po gładkiej framudze. Otworzyliśmy drzwi i sam pomału się wygramolił na ścianę domu. A że jest to dom z cegły, to nie miał już z tym problemu
Powisiał trochę, nawet go pogłaskałam, chociaż nie spodobało mu się to wyraźnie i jak zmierzchało, odleciał 
Niecodziennie spotyka się nietoperza wiszącego, czy leżącego na „naszym terytorium” 
Tylko „nasz” był dużo większy… praktycznie dwa razy…
Rozumiem ekscytację spotkaniem, bo pamiętam swoją
Ale się wściekłam
Rozpakowałam walizki i chciałam je schować na miejsce. Zawsze to kawałek bałaganu mniej… te akurat, trzymam za pralką. Pierwsza źle mi się wcisnęła, więc chciałam ją wyciągnąć i wsadzić jeszcze raz, ale porządnie. Zaklinowała się… szarpnęłam mocniej… puściło, a ja walnęłam ręką w wystający spod półki zardzewiały gwóźdź
Dobrze, że nie pociągnęłam ręki do siebie, bo całkiem nieźle bym sobie to rozharatała. Pojawiła się wielka kropa krwi, która momentalnie zaczęła rosnąć… poleciałam na górę. Musiałam podstawić drugą rękę, żeby wszystkiego nie zachlapać krwią. Gdy dobiegłam do zlewu w kuchni miałam całe ręce we krwi. Jak u rzeźnika. Wsadziłam łapy pod kran, żeby toto zmyć, ale mi się nie udało. Przebiłam żyłę na zewnętrznej stronie dłoni…
Jak mi potem powiedziała, myślała, że obcięłam sobie rękę
Poprosiłam, żeby podała mi kawałek ręcznika papierowego, bo muszę jakoś to zahamować, a nie chcę zachlapać krwią całej kuchni. Aż jej się ręce trzęsły z wrażenia. Docisnęłam i po kilku minutach zatamowałam krwotok. Ostatecznie przez wiele lat byłam krwiodawcą
Co prawda igły były cieńsze niż ten gwóźdź i niezardzewiałe, ale krew tak samo leciała



Zawołałam córkę. Mąż akurat pojechał do sklepu, bo zachciało mu się pizzy i czegoś tam brakowało do jej upieczenia. Syn siedział u siebie w pokoju ze słuchawkami na uszach, bo coś tam musi przygotować. Córka mi odkrzyknęła, że zaraz zejdzie. Musi pozbierać rzeczy do prania… Ryknęłam na nią, żeby zeszła natychmiast. Zbiegła z praniem w koszyku. Gdy mnie zobaczyła rzuciła kosz i zdębiała
Może teraz małżonek poobcina te wystające gwoździe. Ja nie dałam rady. Są dla mnie za grube. Co prawda obiecał to zrobić już kilka lat temu, ale chyba zapomniał. A ja zastosowałam metodę, o której już kilka razy czytałam na Wyspie.
„Jeśli facet obiecuje, że coś zrobi, to zrobi i nie ma sensu przypominać mu o tym co pół roku”
Nic się właściwie strasznego nie stało. Jedynie mam dziurę w dłoni, która nie boli i już nie krwawi (co najważniejsze). Zakażenia się nie boję, bo tyle tego ze mnie wyciekło, że nawet jak coś tam było, to wyciekło razem z krwią i wodą, którą szczodrze na rękę lałam. A wszystko przez moją niecierpliwość i prędkość, bo po przyjeździe z campingu zawsze próbuję tego samego dnia doprowadzić wszystko do stanu sprzed wyjazdu.
Twarda czy nie, mam nadzieję, że sobie tę nową dziurkę odkaziłaś… potem pewnie zainstalujesz jakiś „piercing” 😉
O, ale pamiętaj o zastrzyku przeciwtężcowym (chyba że w ostatnim półroczu miałaś robiony)! Zardzewiały gwóźdź to jest pierwszy powód, żeby taki zastrzyk zrobić. Nie wiem, jak u Was, ale w Polsce na pogotowiu dają w ramach usług.
Dziękuję Wam za troskę
Gdyby nie to, że się wściekłam, to nawet o takiej „ranie” bym nie wspominała, bo nie ma specjalnie o czym 


Nic mi nie będzie i do tzw. wesela się zagoi
Dodatnim plusem (jak to mówią niektórzy) jest to, że małżonek się też wściekł i już teraz na pewno powywala te gwoździe
Już kilkanaście razy powtórzył, że to jego wina, bo gdyby pamiętał o tych gwoździach…
Witajcie!
Wątek rozwija się zgodnie ze słynną regułą Hitchcocka…
Znaczy że zaczęło się od trzęsienia ziemi, a teraz już tylko napięcie rośnie?
Dzień dobry
proponuję filiżankę kawy 

Dla uspokojenia nastrojów po „krwawych” wydarzeniach ostatniej nocy (dla osób z innej strefy czasowej dnia)
Kawa jest dobra na wszystko (na zardzewiałe gwoździe też, bo po kawie łatwiej się je „dobija”)
Dzień dobry. Dzisiaj zapowiada się powikłany dzień, więc jest spore prawdopodobieństwo, że jak rano pójdę do pracy, to pojawię się wieczorem i to nie za wcześnie. Zobaczymy, na razie jeszcze kawa i chwila na przebudzenie.
W blokach startowych. Czas na pracę.
Dzień dobry

Zbieram się do pracy… jak mi się strasznie nie chce
Współczuję cierpieniu , ale nie lekceważ powstałej rany .W warszawskim Ogrodzie Fosa II mam sąsiada chirurga , który w ub. roku do prac w ogrodzie zaprosił innego lekarza . Pech chciał , że gość przy kopaniu działki skaleczył sobie palec u jednej ręki . Lekarz pewny , że nie imają się go żadne zołzy , zlekceważył skaleczenie i zapłacił to życiem . Tężec nie uszanował speca od medycyny i zrobił swoje .Znałem faceta , ale nie przypuszczałem ,że był taki lekkomyślny .
U mnie wprawdzie wulkanu nie było, ale czasu na zaglądanie okrutnie brak..
No, ale już jestem w domu… na dziś spokój!
Zazdroszczę.
Spokoju, bo w domu to i ja jestem.
No, jestem. Jak już wspomniałem, dzień był męczący, więc będę zaglądał pewnie trochę w kratkę.
To ja w tę drugą kratkę zajrzę 🙂
A ja paczę paczę i nic!
Pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam…
Strzeż się wypaczeń!
Tzn. nie chce się Pan ze mną spotkać? To za tę pogodę, tak?
Ja tylko chcę tutaj zrobić sztuczny tłum:-) I dlatego będę w kratkę pisał ,a nie tak na hurra wszyscy naraz. Nie pchać się, proszę. Każdy będzie miał szansę się wypowiedzieć! To nie sejm. No to napisałem. I teraz następny(a) proszę
Nawet w Szkocji nie widziałem, żeby ktoś pisał w kratkę!
######### ################ ######################## ######## ######## ##### ############### ###### ########## ####### ###### ### ##### # ##### ########## ############# ############ ############# ########## # ####### ########:-)
Tu musiały być jakieś niesłychane zberezieństwa, które automat wykrzyżykował zamiast pikania.
Polak potrafi.
Dobranoc.
Spokojnej.
Witajcie!
Dzięki, Bożenko – środę możemy uważać za otwartą! 😉
Pogodne dzień dobry…
Dzień dobry i słoneczny, za chwilę zacznie się latanina, bo dzisiaj dzień biegający, przynajmniej z początku. A praca? Niezając.
Szczęśliwi, którym za chwilę…
Dzień dobry;-)
Trudny dziś organizacyjnie dzień, więc pewnie na przywitaniu się skończy
Dzień dobry. Tutaj po kawie zostało już jeno smętne wspomnienie…
Oczywiście jakby pierwsza nie weszła, zawsze można zrobić kolejną.
U mnie już leci kubek trzeci, wiem, wiem, nie zdrowo, ale za to jak pysznie! Bez kawy nie ma życia;-)
Dzień dobry
Niby już wrzesień trwa, a praży jak nie wiem co. Nasza klimatyzacja sobie z tym nie radzi i mamy w domu ciepełko. Dobrze, że chociaż wilgoć wywali, to trochę łatwiej oddychać. Chyba trzeba zacząć myśleć o wymianie urządzenia… tylko to sporo kosztuje 
Gorąco…
U nas około 30 stopni. Tak w ogóle to dzień dobry. Piękny dzień dzisiaj. Uwaga,postanowiłam zaeksperymentować i spróbować Wam coś pokazać. Nie wiem czy mi się uda..
Trzymamy kciuki z ciekawością…
Uropu pragnę bezgranicznie.
Odcinam się od komputera dzisiaj. Dobranoc.
Ojej czwartek. No to piątek za pasem. Dzień dobry:-)
Oby do piątku
Witajcie!
Zoe już za pas sięga… ja się jeszcze poczwartkuję
Dzień dobry.
Za tydzień wyjeżdżam.
To miał być Bardzo Nudny Tydzień.
Użyłam czasu przeszłego, prawda?
Wrócisz kiedyś na Wyspę?
By spróbowała nie!
Tabliczka stoi, nie?
„Miejsce Jo. Nie parkować! Chyba, że Jo.”
O, i to mnie się podoba.
Najpierw teraźniejszego, potem przeszłego, a cały czas myślisz o przyszłym
Dzień dobry, a w każdym razie mam nadzieję, że lepszy niż wczoraj. Pogoda niby równie piękna, ale to niestety nie wszystko.
Kawa obowiązkowa dzisiaj.
Dzień dobry
Przysiadam się do kawy

Wczorajszy dzień był trudny, do zwykłych (nadmiernych) obowiązków doszła jeszcze katastrofa wodna (pękła rura od wody zasilająca sąsiada, zalewając przy okazji moje mieszkanie. Tylko czujność lokatorki zapobiegła potopowi w całym domu).
A dzisiaj „szef wszystkich szefów” (rewizor) przybywa do nas z wizytą…
Czuję się jak u Gogola
U mnie na szczęście obyło się bez zalewania czegokolowiek. Ale i tak nie był to przesadnie dobry dzień.
No bo z czego się śmiejecie?
Czyżbyśmy wracali do czasów samokrytyki?
Kawa wypita, dziewiąta minęła… czyli że czas popracować.
Dzień dobry. Podsuwam filiżankę i przylączam się do porannej kawy. Nie wiem ,co się dzieje. Zamieściłam wczoraj wyjaśnienie,że z mojego pomysłu na zamieszczenie zdjęć na Madagaskarze nic nie wyszło,nie ma mojego pożegnania i wyjaśnienia, że idę na grilla itp. A tak chciałam wam pokazać pewne rękawiczki i skarpetki…
Dzisiaj za to mam wolny dzień i piękną pogodę ,pakuje akumulator i jadę sobie na wycieczkę – może do Niemiec? Wieczorem się zgłosze ..
Dzień dobry
Pocieszyła, że może w marcu przyjedzie 
Będzie u nas tydzień…

Wczoraj moja córeczka odleciała do tego swojego Colorado
A w sobotę przylatuje kolejny gość – Sarah, dziewczyna naszego syna
Miłego dnia życzę
I zbieram się do pracy
Córka, synowa, to się u Was dzieje!
Dzień dobry raz jeszcze. Koniec pracy na dzisiaj, z rzeczy ewentualnie interesujących – półmetek pierwszego i najważniejszego etapu roboty.
Sprawdzam tylko czy nikt mojej tabliczki nie rąbnął
No i okazało się, że jeszcze na wieczór muszę pobiegać, a dokładnie to pojeździć i pozałatwiać pewne rzeczy – ale jestem już z powrotem.
Abyśmy aż tak wysoko biegać nie musieli, zapraszam na nowe pięterko – nieistotne może, ale jeszcze przyjemnie niskie!