Oto tatrzańska sielanka
Łagodną wabi ponętą,
Jak dziewczę, co uśmiechniętą
Twarzyczką wita kochanka…
Przez skał rozdartych podwoje
Przegląda wąwozu łono,
Gdzie szumią srebrzyste zdroje
Melodię głazom nuconą –
Przez skał rozdartych podwoje
Świerk zwiesza konary swoje,
I słońca blask się przeciska…
To Kościeliska!
Zielona skacze dolina
Przez strumień z brzegu do brzegu;
Gdzie potok wstrzyma ją w biegu,
Na góry łączką się wspina
I postać przybiera sielską,
Strojąc się w trawę i zielsko,
I kwiaty do swego wianka
Wplatając ręką niedbałą…
A dołem, skryta pod skałą,
Z marmurowego wciąż dzbanka
Czysta najada swe fale
W przejrzystym sączy krysztale
I strąca potok z urwiska…
To Kościeliska!
Pionowo sterczące skały
Igłami świerków się jeżą,
W ciemną się zieleń ubrały,
Lecz w balsamiczną i świeżą,
Z której gdzieniegdzie szczyt biały
Kamienną wytryśnie wieżą,
Lub nagie wapienia ostrze
Szeroko pierś swą rozpostrze.
Za każdym drogi zakrętem
Cały krajobraz się zmienia;
Jakby w królestwie zaklętem
W głaz zamienione marzenia,
Dziwaczne fantazji gmachy
Z wejrzeniem coraz to nowem,
Wiszące ściany i dachy,
Tłoczą się ponad parowem
Lub uciekają w lazury,
Ręką marzącej natury
Wypchnięte z ziemi ogniska…
To Kościeliska!
Srebrzyste wstęgi katarakt,
Oprawne w zielony szmaragd
Mchów rozesłanych na skałach
I drobnolistnych paproci;
W powietrzu pełno wilgoci
I chłód rzeźwiący w upałach –
Zwalone kłody i mosty,
Łomy strącone z wierzchołków,
Rdzawe na głazach porosty,
Co woń roznoszą fiołków,
Żywiczne świerków oddechy,
Błękitnych niebios uśmiechy
I spokój dla duszy słodki –
I zawieszone wysoko
Nad niedostępną opoką
Gwiaździste, srebrne szarotki –
Wszystko się srebrzy lub złoci…
W kropelkach świeżej wilgoci
Tęczową barwą połyska…
To Kościeliska!
Autor: Adam Asnyk
Aaa, już jest!
Zmiany, zmiany, zmiany. Po 43,5 latach skończyła mi się gwarancja na oczy. Byłem właśnie u okulisty/ optyka i mam obstalowane okulary do czytania i do komputera – w prawym +1, w lewym +1,25, za tydzień do odbioru.
Szczęściarz! Ja okulary założyłem jako 13-latek…
Może gdybym też tak miał, tobym się zdążył przyzwyczaić, a tak w pewnym wieku, kiedy człowiekowi już trudno „nauczyć się nowych sztuczek”…
Dzień dobry
Trudno więc powiedzieć, że bywałam w górach… Bo ja, jak to określił kiedyś jeden z moich przyjaciół, jestem góral, ale bagienny 
Na temat Kościeliskiej się nie wypowiadam, bo nie byłam. Jako dziecko byłam za to w Dusznikach Zdroju, jako starsze dziecko w Krakowie i jako już dorosła (i mężatka na dokładkę) odwoziłam mamę do sanatorium znowu w Dusznikach
A tak w ogóle, to moja córeczka właśnie wraca do tego swojego Denver…
Pobyła tydzień z nami i z tego się cieszę
Szkoda tylko, że tak krótko…
Bo u niej nawet jak jest gorąco, to bez wilgoci w powietrzu nie jest to takie paskudne…
Przy okazji ponarzekała na straszną wilgoć w tym Illinois, za duże ilości tlenu i paskudną pogodę
Dzień dobry. Na pogodę nie narzekam, zresztą akurat na nic innego dzisiaj. No, może, jakby tak poszukać, to by się znalazło…
Witajcie!
Bożenko, w sprawie češtiny napisz do Missjonash – jeżeli sama nie zna dostatecznie dobrze, to na pewno zna kogoś kto zna 😉
Maila znajdziesz na jej blogu, w linku „Napisz do Missjonash„
Jakby się kto zastanawiał ewentualnie, to żyję, tylko z nerwów strasznie bredzę, więc wolę się nie wychylać.

Dobrze, że dajesz znak życia!
Ładnie Ci z tymi kucykami
Dobry wieczór, albo raczej dzień dobry 🙂 Tak wiem, wszelkie zarzuty mi postawione są jak najbardziej uzasadnione, ale mam pytanie organizacyjne, wiecie co się dzieje ze Stateczkiem? Jestem raczej na bieżąco z Wyspą i Stateczek przybił do brzegu jakiś miesiąc temu, dokładnie, [sprawdziłem] 18 sierpnia i słuch po Nim zaginął, co się dzieje???
Witaj Misiaku!!!
Ani z Nim, ani z resztą Wyspowiczów…
Tych co przybili do brzegu Wyspy i znikli jest trochę więcej… Wymieniać nie będę. Nie mam bladego pojęcia co się dzieje
Misiaczku, ostatni wpis Stateczka jest z 03.09.2015 z pozdrowieniami z Kołobrzegu 🙂
Spotkałem Go na Forum Onetu w sierpniu .Był w dobrej formie ….
Dzień dobry
Mam tylko nadzieję, że to było przejściowe i jakoś dam radę wypocząć. Po długim weekendzie powinno się odpoczywać, a nie wracać do pracy
Kiedyś trzeba odsapnąć…
Jeszcze nie wiem jaki będzie piąteczek, ale czwartek był ciężki
Dzień dobry 🙂 Pięknego, słonecznego życzę
Dzień dobry.
Skoro już musiałam wstać o świcie, to trzeba jakoś ten dzień ogarnąć. Psa wyprowadzić. Odwalić górę prasowania. Obiad ugotować. Mało porywające zajęcia…
Witajcie!
Niech dziś przynajmniej nad Wyspą świeci słońce!
Dzień dobry. Słońce świeci jeszcze np. nad Gdynią, ale nie wiem, czy będę miał czas to docenić – szykuje się dzień mocno biegający i za jentyk.
Ha! Bunt na pokładzie! Niech sobie sami prasują!!! Idę do ogrodu. W zasadzie już poszłam.
Dawno już używam wyłącznie koszul, których nie trzeba prasować. Twoi jeszcze na to nie wpadli?
Nie rozśmieszaj mnie…
Żebym miała nadmiar wolnego czasu? Przecież wiadomo, że jak kobita nie ma roboty, to o pierdołach myśli, nie?
A to ty nie lubisz myśleć o pierdołach???
Nieee… Ja od razu mam koncepcje i projekty. A to się wiąże z wydawaniem pieniędzy, których nie mamy, więc wpadam we frustrację i nasila mi się dystymia. Zatem moi panowie, dbając o me zdrowie, nie ustają w wysiłkach dostarczenia mi robót domowych, uniemożliwiających takie te no… zagrożenia…
Prewencja!
Myślisz, że robią to z premedytacją i mając na względzie te względy, o których właśnie napisałaś???
A bo to wiadomo…
Ale od nadmiaru roboty, to i konie padają. To też trzeba wziąć pod uwagę
A prasowanie w myśleniu nie przeszkadza. Ani o pierdołach, ani o niczym innym

Niestety… Najwięcej pomysłów mam przy desce do prasowania i pod prysznicem. Z mycia się nie zrezygnuję, a chłopaki nie zrezygnują z wyprasowanych ciuchów, więc mamy pat.
Dzień dobry
Jak na razie deszczowy…
Parę słów o pewnej koszuli . Niemcy znani z oszczędności jak Szkoci , wynależli sposób na produkcję włókien z celulozy . Szyto z tego materiału koszule dla wojska , ale nie tylko . Zdarzyło się kiedyś , że taką koszulę brudną , wręczył żonie mąż do prania . Nie było pralek , więc koszula powędrowała do dużego garnka aby się wygotowała , a znudzona kobieta w tym czasie wpadła do sąsadki na plotki . Trochę jej tam zeszło , a tymczasem do domu wpadł mąż , zajrzał do garnka , zobaczył jakąś pulpę , spróbował , nie słona , to posolił i zeżarł . Sprawa by się nie wydała , gdyby nie awantura ,jaką urządził mąż tylko dla tego , że jadło nie było słone . Awantury są przeceż tylko za słone zupy .
Dobrze, że to była koszula Maxiu, a nie np. gacie lub onuce 🙂

Masz rację , ale gacie mogły być na ” słoność ” OK. a głodny mąż zażądać dolewki i co wtedy ??
Chyba dryfujemy w kierunku kuchni ekstremalnej 🙂 Żona na szybkiego mogłaby ugotować wojskowego buta wzorem Charlie Chaplina, choć porządna niemiecka frau, nigdy nie zastosowałaby przepisów kulinarnych Żyda 🙂 🙂
Może nie aż tak ekstremalnie, ale… z czasów akademickich: kiedyś tuż przed długim majowym weekendem zorientowałem się, że portfel zieje pustką, od Rodziców przelew dojdzie dopiero po 3 maja (a nie jestem pewien, czy czasem nie było jeszcze po drodze weekendu i tak naprawdę po 5 maja – !!!), a w domu są tylko chleb i keczup.
Przez parę lat potem nie mogłem patrzeć na keczup.
Byłem w podobnej sytuacji, czyli goły i wesoły, ale moja dziewczyna pracowała sezonowo w smażalni ryb i placków ziemniaczanych nad morzem i przywiozła dużą torbę proszku do wyrobu tych placków, wystarczyło dodać wody i usmażyć, do dzisiaj nie mogę patrzeć na placki ziemniaczane :))))
Się nie dziwię, bo takich placków z proszku to ja też bym nie jadła, ani nie chciała na nie patrzeć
Placki ziemniaczane, jak sama nazwa wskazuje powinny być z ziemniaków, a nie z proszku 
Słyszałem ,że kiedyś w kinie , panienka zauważyła białą nitkę na spodniach partnera i trochę speszona zaczęła nitkę zwijać , aż uzbierał się mały kłębek . Schowała kłębek do torebki , a chłopak w domu ,nie mógł się nadziwić , kto rozebrał go z gaci ,bo nie pamiętał, aby zdejmował spodnie….
Ale później z tego kłębka panienka szydełkiem wydziergała chłopakowi stringi koniakowskie z golfem, więc powinien być zadowolony, może i w zadek mu wiało, ale szyję miał zabezpieczoną.

Maksiu, a jak się te gatki pruły, to nie czuł? Pewnie myślał, że to dziewczyna mizia go po zadku… i nie tylko…
No cóż… Sąsiad mojej ciotki na wsi, kiedyś wrócił pijany do domu późno w nocy. Rodzina już spała, więc cichutko poszedł do kuchni, zajrzał do gara… przekonany, że w garnku są flaki (miały być na obiad) zagarnął łychą gęstego i wlał do miski. Trochę nie za bardzo mu to jedzenie szło, bo flaki były dziwnie niedogotowane i duże. Trochę zjadł, resztę zostawił w misce i utrudzony tym krojeniem i niemożnością pogryzienia, poszedł spać. Rano żona obudziła go awanturą, bo poobcinał ściągacze w białych skarpetkach, które ona namoczyła i miała rano wygotować…
Dobry wieczór. Byłem na spotkaniu w szkole Juniora, który w tym roku szkolnym ma mieć studniówkę, więc i ten temat się pojawił. Organizacja takiej imprezy to nie żadne są przelewki, jeno ciężki znój, a praca!
Z własnego balu pamiętam występ dwóch kolegów, inscenizujących bitwę pod Grunwaldem. Jeden czytał w dramatycznym tonie Sienkiewicza, a drugi przy pomocy dwóch kuchennych noży czynił szczęk oręża…
A to mi się kojarzy z Wańkowiczowskim Jagiełłą pod Grunwaldem:
„Na wielką pauzę urządzaliśmy zawody międzyklasowe. Oddział A tejże klasy, mieszczący się o piętro wyżej, miał Grunwalda, a nasz oddział B miał Jagiełłę. Jakiś więc czas dzień w dzień urządzaliśmy „Jagiełłę pod Grunwaldem”, przy czym, ponieważ nasz Jagiełło, ogromny, gorylowaty rudzielec, był silny jak byk, gryzł i kopał, więc mieliśmy obowiązek tylko wywlec go z klasy, a już oni swego Grunwalda dostawiali aż z innego piętra. Kładliśmy więc Jagiełłę pod Grunwaldem, po czym Krzyżacy szczypali w tyłek Jagiełłę, a Polacy Grunwalda. Rwetes robił się niesamowity, kłąb ciał toczył się po podłodze, pobojowisko było zasłane guzikami od spodni.” (Tędy i owędy)
Za dużo emocji jak dla mnie. Pora spać.
Też spokojnej.
Dziś mało mnie było, chociaż miałam wolny dzień. Odrabiałam zaległości domowe i powyjazdowe, a przy okazji przeglądałam zdjęcia. Przecież jakąś relację zdać trzeba
Wspólnie z małżonkiem, przez te 4 dni zrobiliśmy ponad 500 zdjęć, czyli mam w czym wybierać
Swoje już przebrałam, zostały mi te małżonka…
I nawet tropik już suchy, nasz domek z siatki też. Tylko namiot muszę dosuszyć, ale znowu się zachmurzyło, więc zdjęłam. Dosuszę jutro o ile pogoda mi pozwoli…
A przy okazji podniosłam pomidory, które za duże urosły i wiatr mi je położył na ziemię. Skonstruowałam suszarkę do namiotu i naszego domku z siatki, bo przywieźliśmy to wszystko ociekające wodą, a cały czas było pochmurno i bałam się, że mi nowej wody w to wleje. Na ziemi rozłożyć nie mogłam, bo trawa mokra, a powiesić nie miałam gdzie. Teraz mam
Jesteś przerażająco pracowita 😉
Chyba żartujesz, Jo
Ja pracowita?
Lenia mam na okrągło, ale niektóre rzeczy zrobić trzeba, czy się to podoba, czy nie…
W sumie, to po „obrobieniu” swoich prawie 200 zdjęć, mam dość fotografii na dzisiaj. Nie mam siły na małżonkowe. Może jutro? Jak czas pozwoli…
Dzień dobry, chociaż nieco pochmurny. Do południa zaś również biegający, ale tak koło 14:00 powinienem już wylądować.
Witajcie! Chyba już się wyspałem…
A ja za chwilkę wybywam z Najjuniorem na jedne takie zajęcia, potem będzie sam jeździł, ale na pierwsze pojadę z nim, wybadać grunt.
Dzień dobry 🙂 Fajrant, jeszcze tylko wymienię cieknący kran i rury przy okazji, założę wyrwane ze ściany gniazdko elektryczne i rozbiorę kuchenkę, bo wiatraczek od termoobiegu się zaciął i mam luzik 🙂 🙂
Zęby wyleczę, włosy uczeszę…
A, to już bliziutko!
Witaj Misiu
Z tego wynika, że faktycznie luzik masz tuż tuż 
Dzień dobry

Na razie pochmurny, ale mam nadzieję, że się rozjaśni
Postanowiłam zrobić sobie kawę naturalną, taką „deptaną”. Małżonek stwierdził, że śmierdzi ona jak skunks

Mogę jedynie dodać, że pije on tylko „Inkę”, kupowaną w polskich sklepach…
Jaka to jest deptana?
??? Znaczy mieloną, zalewaną wrzątkiem, w Polsce zwaną „po turecku” (zawsze, kiedy to słyszę, zastanawiam się, kiedy Turcja z tego powodu zerwie kontakty dyplomatyczne)?
Małżonkowi śmierdzi przed zaparzeniem, czy po?
Przed 😀
Dzień dobry -)) Szanowny Misiu , przemyślałem Twój wczorajszy projekt , aby dziewczyna od kłębka ,wykonała szydełkiem z posiadanego materiału , męskie gacie z golfem . Myślę , że gdyby jeszcze dodać do tego pomysłu , aby produkt był z klimatyzacją , to moim zdaniem warto to zgłosić do Urzędu Patentowego . Mam tam jeszcze drobne chałtury i niejedne ciekawe pomysły wdziałem . Jest to również przykład na innowacyjność , o której często słyszy się z łam rządowych
Tak jest! A także połączenie tradycji (koniakowskie koronki) z nowoczesnością! To podpada co najmniej pod dwa fundusze, ten od dziedzictwa narodowego i ten od innowacyjności, a może jeszcze i trzeci, od inwestycji prozdrowotnych!
Jeden z wynalazców , z wykształcenia chemik po UJ , domagał się , aby opatentować jego projekt uzyskiwania węglowodorów z kremacji .Przedstawił nawet wyliczenia dla obecnej populacji ziemskiej i korzyści jakie można uzyskać z tego pomysłu
Max, a mydła z nieboszczyków ów uczony nie zechciał produkować? Chyba tego procederu też nikt jeszcze nie opatentował.

Twierdził , że jest potomkiem Kazimierza Wielkiego . Coś musiało być na rzeczy ,bo wygrał konkurs w jedzeniu pączków na czas i został królem tej śląskiej imprezy .
Następnym razem jeśli wygra zyska tytuł cesarza i może przydomek „wielki” 🙂

Chyba dotacja od dziewictwa narodowego Mistrzu, bo zanim się chłopina rozbierze z tych gaci połączonych z golfem to ochota przejdzie nawet najbardziej cierpliwej pani i cierpiętnicą zostanie 🙂 🙂
Eee, to w takim razie z jakiejś kościelnej fundacji, promującej czystość!
Czystość w golfie?
Nie mogę spać w ciągu dnia. No coś takiego jak DRZEMKA u mnie nie występuje w oprogramowaniu. Jak idę spać, to idę spać, czyli do całkowitego wyspania. A jak mi się zdarzy, jak dziś, że padłam na nos po prostu, to potem żadnego ze mnie pożytku. Zimno mi, ziewam do zwichnięcia szczęki, łażę i smęcę… Bez sensu.

Ja mam ten luksus, że mogę spać zawsze i wszędzie, jeśli tylko zakoduję się na sen to śpię, rano, wieczór, we dnie i w nocy i nie ma znaczenia, że spałem w dzień godzinę, czy dwie, w nocy zasypiam zanim mi pancerny łeb spadnie na poduszkę, co doprowadza do szału moją babę, która spać nie może, wiec mnie tarmosi w środku nocy bezskutecznie, bo chciałaby nie spać w towarzystwie 🙂

Ale Ci zazdroszczę… Ja tak miałam kiedyś. Skończyło się 18 lat temu.
To Ty Miśku masz tak samo jak ja
Wchodzę na górę, podnoszę nogę nad łóżkiem i w tym momencie zasypiam. Opadam na łóżko już śpiąca
I mój małżonek też się wścieka, ale już nie próbuje mnie obudzić, bo wie, że to nie ma sensu 
Aaa, zapomniałbym – słomianowdowcuję dzisiaj. Nie żebym jakieś orgie planował, ale jest święty spokój, bo i Najjunior wybył na swoje towarzyskie spotkanie… Cisza, nic się nie dzieje…
Dzień dobry. Spokój za oknem jest niebywały. Jakby cały świat na coś czekał, mam nadzieję, że nie na burzę.
Witajcie!
Lato wróciło, gałęzie lekko się ruszają – da się żyć.
Dzień dobry :)) Przepraszam , że złamię konwencję apolityczności ,ale jeden z tygodników zamieścił nietypową notkę w kampanii wyborczej , którą warto przytoczyć . Notka informuje ,że Po ,dla zwiększenia popularności wstawiła sobie trzy złote zęby w postaci: pana Dorna ,Napieralskiego i Kamińskiego . Moim zdaniem , jest to ciekawe spostrzezenie .
Ale ze znieczuleniem? Czy tak na żywca?
Wygląda, że nie było znieczulenia, chyba że za objaw takowego uznamy ostatnie obietnice wyborcze, zresztą po bliższym oglądzie może i sensowne (z pewnymi zastrzeżeniami), ale to, że wysunięto je przed wyborami, IMHO niestety rzutuje na ich wiarygodność.
Ale że myślisz o skutkach ubocznych, czy jak? Że to znieczulenie wpłynęło na deklaracje?
Może być… Całkiem prawdopodobne…
Jak widać , wszystkie złote zęby czują się jakby od zawsze były złote ,zatem musiało być znieczulenie .
Złoto to złoto. Się jest, się ma. I się błyska. Błyszczy. Czy coś tam.
Każdy ząb , zadbał już o potwierdzenie swojej próby . Ciekawe ,czy czas nie zweryfikuje tej oceny….
Pora spać.

Spokojnej nocy …
W oczekiwaniu na dobranockę przekażę, iż kanałami dotarła do mnie wiadomość, że nasza Czarodziejka ma się dobrze, ale wciąż z dala od sieci!
Ajaj, odsłomianowdowczenie okazało się niezmiernie absorbujące. Przepraszam za brak dobranocki w dniu dzisiejszym i też się już żegnam. Dobranoc!
Niech żyje „Rzeczpospolita babska”
Dzień dobry

U mnie jeszcze niedziela, ale u Was już poniedziałek. Nowy tydzień czas zacząć
Nie było mnie cały dzień, ale małżonek postanowił wypocząć (co mu się słusznie należy). Tylko on nie umie odpoczywać leżąc, a musi chodzić. Zastanawiam się czasami, czy ten syndrom niespokojnych nóg nie jest zaraźliwy
Miałam do wyboru – albo Indian Summer Festival, albo wycieczka po wertepach. Wybrałam wertepy…
Nie wiem jak to jest, ale o tej porze roku jakoś samczyków nie widać. Same samiczki… Koliberki były i to w ilościach zadowalających nie tylko mnie, ale i małżonka
Obcykał ich multum… Gdy tak staliśmy i pstrykaliśmy, z budynku Visitors Center wyszła wycieczka z przewodnikiem. Miła pani zaczęła opowiadać o koliberkach, które mają tu karmniki. Gdy na moment przerwała, zapytałam ją o samczyki, czy nie wie co się z nimi stało. Nie wiedziała. Powiedziała, że ostatnio widziała tylko dwa. Szkoda…
Próbowałam „ustrzelić” bizona (za siatką były dwa), ale świnia nie bizon leżał martwym bykiem tuż za podwójną siatką i to tyłem do widowni
Gdyby udało mi się chociaż nogę tam wetknąć, to może kopnęłabym go w zadek i by się ruszył…
Bizon i dzięciur krasnogłowy został obcykany już w Buffalo Rock State Park, czyli po drugiej stronie Illinois River (w stosunku do Starved Rock St.PK.). 

Małżonek wziął ten przepis i poszedł na dół, do swojego kompa poszukać w internecie… Wściekłam się, bo nie będę siedziała do północy z głupimi kulkami. W przepisie jest, że te kulki obtacza się w sproszkowanej czekoladzie. Dowaliłam parę garści, wymieszałam i nawet mi zgęstniało
Jeszcze trochę się do palców lepiło, ale co tam!!! Zlew blisko i zawsze można łapki umyć
Trochę to słodkie wyszło, ale smakowało wszystkim. Mamy tego zapas na trochę 

Pojechaliśmy najpierw do Starved Rock State Park, bo wiem, że mają tam całą masę karmników dla koliberków
Udało mi się za to obcykać sikorę dwubarwną, kowalika, pelikany i dzięciura krasnogłowego
Do domu wróciliśmy po 15. Szybki obiad i myślałam, że będę miała wolne i sobie posiedzę przy kompie. Ale ja zawsze mam głupie pomysły i się nudzę, więc wymyślam dodatkowe zajęcia
Po zlaniu wiśniówki zostało nam sporo wiśni. Nie wiadomo co z nimi zrobić. Wyrzucić szkoda… jeść nie ma komu… W swoich przepisach znalazłam wiśnie w truflach. Potrzebne do nich są właśnie takie wiśnie z likieru… Małżonek przypomniał, że mieliśmy ten przepis wypróbować. Wypróbowałam. Masa była za rzadka i nie bardzo wiedziałam jak ją zagęścić. Jak można czymś tak płynnym oblepiać wiśnie?!!! Z ciastem bym sobie poradziła, ale w tej masie była śmietana, masło, czekolada i cukier puder… Co można dodać?!!!
I pomyśleć, że nie znoszę gotowania prawie tak jak zakupów…
W związku z padaniem na nos, szczególnie po tych perypetiach kulinarnych udaję się na zasłużony odpoczynek

Oczywiście miłego dnia Wyspiarzom życząc
Ale będzie fotorelacja?
Wstawać! Wstawać!
Robota czeka!
Ależ, ta framuga /znaczy praca/ nie ucieknie
Dzień dobry!! Lata ciąg dalszy!! Się zapowiada
Hop, hop! Witaj, Skowroneczku!
Witajcie!
Niestety – praca nie czeka… Ona agresywnie atakuje!
Odpieram! Dzielnie!!

Dzień dobry. Czekałem wczoraj na finał US Open, a tam padał deszcz i wszystko się przesuwało, aż zaczęli grać około 1:00 naszego czasu… Pod koniec 2. seta padłem na dziób, a w dodatku dzisiaj jestem mało przytomny. BTW – wygrał Djoković, jakby ktoś był zainteresowany.
Luuudzieee
Tyle schodów… By się kto zmiłował?
Skoro brak miłosiernych (echa fali strachu przed uchodźcami?), to może ja…
Zapraszam na pięterko