
Ten kawałek ziemi jest najdalej na wschód wysuniętą cząstką naszego kraju. Ni czor tanie mogłem przylepić tej ziemi ni do Podlasia, ni do Polesia. Zwyczajnie –nigdzie nie pasuje. No to zwyczajem przodków przypisuję go do Ukrainy, bo i czyż nie świadczy o tej przynależności i błękit nieba, i żółć rży? Toż swe barwy Ukraina od synowo nieba i żowtej pszenicy wzięła. Że uprawa równie dobrze na jęczmień, owies, czy mieszankę patrzy? A cóż za różnica…
Pas zieleni na krańcu pola to drzewa porastające brzeg Bugu.Kraniec obecnej Rzeczypospolitej.
Historia naszar ozpoczyna się, a i kończy, właśnie tam, u owego kraja, gdzie ziemia żyzna tak,że suchy kij w nią wetkniesz a liście puści i kwiatem bujnym się obsypie…
Narodek ciekawy tam mieszka, zaradny i zapobiegliwy. Drzewo z cudzego lasu na swoje potrzeby wykorzysta ni jednego wióra nie marnując,gwóźdź znaleziony do innych podobnie zdobytych dołączy, bo co się dobro ma marnować, a jak zwykli tamtejsi powiadać:
– Znajdzione, panie,to niczyje!
Skrzętnie nazbieranych i na podkowę niejedną starczy to i kowal konia nimi podkuje!
No i w kraj ten uderzyła wojna! Nie pierwsza ona, aliści jak do tych por ostatnia.. Przeszły przezeń zagony łupieżców, przeszłych wyzwolicieli, a jednym i drugim droga przez te pola zbożem malowane wypadała.Później „leśni” nocami do okienek ubogich chat zaglądali i też do lasu wracali miedzami, a często i przez żyto… A tamtejszy trwał….I radził sobie jak potrafił.
Żyzna ponad miarę ziemia, stepowy czarnoziem na lessach fundowany, plon dawała a plon, prosiła się wręcz by buraki cukrowe pozwolić jej rodzić. No i na potrzeby cukrowni w Strzyżowie duże ich plantacje wokół wyrosły.A ze burak to cukier, a z cukru nie tylko lukier, tedy poczęły powstawać wokół prywatne fabryczki solidną konkurencję złotodajnemu monopolowi państwowemu czyniące! Cóż, gwoli prawdy stwierdzić należy, że ich produkt wprawdzie ze słynną Perłą Baczewskiego ze Lwowa konkurować nijak nie mógł, a smakosz, kielich wychylając, wolną ręką nos mocno zaciskał bo trunek wytłokiem buraczanym okrutnie jechał, aliści moc swoją posiadał i trzepał o rodzimą glebę niejednym w bojach zaprawionym moczypyskiem!
– Zresztą francuski koniak, o calvadosie nie wspominając, też solidnie bimbrem jedzie, a nabrani na etykietę zachwycają się bukietem do upojenia zmysłu…powonienia! Włącznie:)
I nagle, diabeł jeden wie czemu, nowej władzy poczęło to przeszkadzać. Nie, nie od razu. Latek minęło tak z dziesięć od czasów gdy umilkły strzały, kiedy władza, dbała o trzeźwość klas obecnie panujących i trwałym związanych sojuszem, postanowiła się z konkurencją rozprawić! Strachy na Lachy! Nie takie rzeczy tu już się wyprawiały by bać się mandatu jakiegoś milicjanta, na dodatek starego znajomego albo i pociotka. Tam zresztą wszyscy w dziwny sposób jakoś jak nie krewni to choć powinowaci..
Żeby wszakże nie narażać zaprzyjaźnionych gliniarzy na kłopoty z brakiem sukcesów w wykrywaniu „nielegałów” – produkcję przesunięto do podziemia, a ściślej biorąc do lasu. Od tej pory szlachetny napitek zwać poczęto „krzakówką”, bądź w niektórych miejscowościach „wodą księżycową”, bo nocami przy blasku Luny ją pędzono!
No i tu, po przydługim wstępie zaczyna się nasza historia…
Spójrzcie…. Sam, własnymi dziecięcymi oczami patrzyłem na pożary takich chat. Obok mnie stali i patrzyli jak urzeczeni strażacy ochotnicy, sąsiedzi, pogorzelcy…Wszyscy staliśmy w sporym oddaleniu. Nie, niez e strachu przed poparzeniem, a z obawy by postrzelonym nie zostać, bo w pewnej chwili chałupa strzałami grzmieć poczynała, a i granat niejeden solidnie postraszyć potrafił; pod strzechami bowiem nieliche arsenały zgromadzono. Z czasem chaty bądź się wypaliły, bądź zostały rozebrane, a na ich miejscu wybudowano ceglane lub suporeksowe domy. Stodoły najczęściej przetrwały!
No i kiedyś, sprawdzając prawdziwość donosu na pewnego praworządnego obywatela co to jakimś dziwnym sposobem mściwemu sąsiadowi się naraził, do nowego ceglanego domu zapukali milicjanci. Rok to był, proszę państwa 1977, jak dziś pamiętam bom opowieść o tym zdarzeniu prawie w swoje urodziny od Taty posłyszał! Gospodarz powitał ich w progu uprzejmie, zagadnięty czy dysponuje aparaturą do pędzenia gorzałki bez zmrużenia oka zełgał należycie, że nie, on nigdy, jakiej cholery go się czepiają i co to za jakieś niegodne podejrzenia…No i w ogóle…- Tu pojechał całemu światu prawilna pa matuszkie – i co to do cholery za porządki,i czy kochana milicja nie ma już co robić tylko jego od zasłużonego południowego posiłku, psianoga, odrywać! No…normalny oburzony niecnym podejrzeniem Bogu ducha winny człowiek…Zupełnie jak i my wszyscy, prawda??
Ale milicjanci, widać dobrze donosem poinstruowani,skierowali się prosto – a gdzieżby – do stodoły! Tam, na środku, stała sobie maszyneria kociołków, rurek prostych i spiralnie kręconych połączonych zmyślnie a przemyślnie w kolumnę rektyfikacyjną, której konstrukcja doskonalona przez pokolenia niejednego mgr inż. zachwycić swą funkcjonalnością i finezją wykonania mogła!
I gdybyż człek ten żeniaty nie był wszystko dałoby się uładzić! Normalne tłumaczenie:
– Panie, jak Boga kocham rano tego nie było, to ten Wasiuta, morda jego twarz, musiał podrzucić! – przyjęte zostałoby ze zrozumieniem,mandat zostałby wypisany, po krótkim targu zapłacony, aparatura zarekwirowana(phi, w drewutni stoi druga!) i wilk syty i wilk syty…ale nie, baba musiała się wtrącić!
Łakome to na pieniądze jak na jabłka w Raju widząc męża sięgającego spokojnie do kabzy rozdarła się nagle, że jak, że za drogo, że za co, że sierżanci łobuzy (tu obraziła paskudnie jednemu mamusię!) i że ona do sądu, bo mąż niewinny!! No,jak niewinny to niewinny. Sierżanci wrócili do stodoły, ten w mamusię trącony wziął widły i począł siano w zapolu przerzucać, widać resztę informacji o ukrytych zapasach gotowego trunku chciał sprawdzić. I tu metal szczęknął o metal!! Wsianie coś twardego, metalowego?? Uj, cos tam jest! No i władza na dwie pary wideł poczęła sianko przerzucać. Po kilku minutach pracy oczom zdumionych mundurowych ukazał się …..ckm!
No, co ja poradzę, ckm!! Czyściutki, sprawny, elegancki Maxim!! Na kołowej podstawie, z charakterystyczną chłodnicą, no tylko parcianą taśmę założyć i bierz bracie za tylce i strzelaj!! Ze zdębiałego ze zdumienia dowódcy patrolu wydobyło się najpierw jakieś dziwne, przypominające jęk stęknięcie,a później nieśmiałe pytanie:
– Panie, czego on tu stoi??
A na to właściciel gorzelni powiada:
– Dziadek postawił, ojciec nie ruszył, to niech sobie stoi!
I to jest prawdziwa tradycja, nasza, rodzima, nie jakaś tam zapożyczona choinka na Święta!
Wlazło!! Tylko co on mnie, padalec, takie przerwy porobił?:( Toć mnie płacą od wiersza, nie od kolumny!
I jeszcze TO mi z tytułu podpieprzył!!:(((
I jeszcze, mamusia jego niedobra jakaś, połączył albo podzielił mi część wyrazów w sposób dziwny i absolutnie dowolny!! Po raz pierwszy pisałem tekst w Wordzie przenosząc go następnie na blog. Zwykle piszę w formatce, na bieżąco. Tak chyba jest lepiej!
Chyba lepiej, że w Wordzie, bo przynajmniej tekstu nie wcięło, jak to kiedyś już było.:))) )A na klarowność przekazu wpływu nijakiego te hopsztosy onetowe nie mają :))))
A było:) A Onet jest prosię!:(
Moja rada – pisać można w Wordzie, ale najpierw wkleić do Notatnika, a dopiero z Notatnika do okna wpisu na Onecie. Dużo zdrowsze, i żadne ukryte formatowania wordowskie nie przełażą.
Et tu, Bruto… Może jeszcze po drodze przez Excel??:(((
Śliczne….. a ckm starannie czyścić tatulo nakazali na łożu śmierci?:)))))
Wiedźmineczko, ja, jak później się okazało, osobiście znałem dwóch magazynierów broni AK! O tym, że Janek, serdeczny przyjaciel mego Ojca był właśnie takim magazynierem dowiedziałem się dopiero w kilka lat po Janka śmierci! Magazyn gdzieś do dziś jest ukryty, nikt nie wie gdzie. Zawał, nagła śmierć i już tajemnica na wieki! O drugim raz, jako dzieciak, coś posłyszałem i zapomniałem to na lata. I znowu śmierć i znowu cicha informacja, że to też magazynier….Skojarzyłem to jakoś, zapytałem Ojca. Potwierdził! Wojenny Schmeisser mego Taty i jego oficerski niklowany Vis też gdzieś zakonserwowane leżą. Obiecał mi powiedzieć gdzie są “kiedyś, kiedyś” – jak to zwykł mówić. Nie powiedział! Został mi jego Walther P-38, broń pamiątkowa, która była zawsze w domu. Można było swego czasu zatrzymać na pamiątkę własną broń z wojny, oczywiście za stosownym zezwoleniem i pozwoleniem na broń! Ten pistolet Ojciec zatrzymał. Dziś należy do mnie. Pozwolenie mam “od zawsze” choć muszę je odnawiać, podobnie jak na strzelbę po pradziadku i dziadku, bo ja już nie poluję, to i do koła łowieckiego nie należę, a mógłbym jako myśliwy- niepolujący!
Kiedys ktoś odkryje te magazyny broni, może jakiś archeolog? 🙂
Może. Wiesz, minęło tyle lat od wojny, wymarło już prawie ze szczętem pokolenie tych, co to pod strzechami skrzętnie broń chowali: – ” bo to, panie drogi, nic nie wiadomo, a przydać się może, jeść nie woła” – a ja wiem i wiem to na pewno, że gdyby rzeczywiście było trzeba, to jak ta ziemia nadbużańska długa i szeroka, jeszcze tyle tego świetnie zakonserwowanego w miejscach znanych wielu potomkom owych “leśnych” leży, że i dywizję piechoty w broń strzelecką by wyposażył:)) O ciężką już byłoby trudno!!:)
Bardzo mi się taka żywa historia podoba!(n.b – przeedytowanie tekstu i tytułu nie ksauhe komentarzy – parę razy poprawiałem swoje 🙂 )
Tetryku, wolę nie próbować! Lepiej żeby Wyspa ocalała!
Tam miało właśnie być “nie kasuje komentarzy” :))))Fakt, że opublikowane poprawki wchodzą z opóźnieniem podobnie jak komentarze – nie należy się denerwować.Ja też piszę o LibreOffice-ie i przed opublikowaniem włączam zawsze podgląd. Gdy z niego wrócę, widzę w edytorze posklejane wyrazy i je mozolnie rozdzielam – potem dopiero publikuję.
Może jakoś się nauczę:)
Piszę w okienku, ale gdzie moim tekstom do Waszych publikacji….. ja….parę zdań co najwyżej 🙂
Ha. Właśnie o coś takiego chodziło, historia, kończąca się znalezieniem ckmu sama w sobie jest powabna, ale to tylko wisienka na torcie. Przede wszystkim przyciąga mnie klimat – niby na pierwszy rzut oka panawańkowiczowy, ale przecież jak się wczyta, czuć, że Autor, mimo że dzieli z Wańkowiczem kresowe korzenie, to jednak zachowuje własne Autorskie “ja”. Już pomijam, że Wańkowicz to Litwa raczej i północny wschód, a nie Ukraina, ale nie tylko o to chodzi. A już narracja, płynna jak Bug – i niespieszna, a jednak do celu zmierza, zakolami temat opływając, a po lewej widok, a po prawej jeszcze piękniejszy. A język? Język, dla którego granica na Bugu furda, czerpie z obu stron, co najlepsze. Nie dziwota, że Mistrzowi potem tak przekłady piosenek wychodzą, taki słuch trzeba wyssać w dzieciństwie. Szacunek, Mistrzu.
:)) Tum się zapłonił, cholewcia, a już myślałem, że nie potrafię!
Oj, Senatorze…. myslałeś, że proszę Cię o tekst tak sobie ? bez specjalnego powodu ?:)))
Tak i myślałem…A ten powód to jaki?:)
No i sam powiedz Kwaku… jak mogłabym coś dodać po Twojej wypowiedzi…. jest mądra i wnikliwa… :)))) Mój szacun też dla Was obu, Panowie :)))
Smutne bardzo, może nawet bardziej niż moja Baśń o Sarajewie.:(((PS: Wiedźmineczko, odpowiedziałam piętro niżej.:))
Witam:))) Czemu smutne, Jasminko?? Normalne, czas biegnie…i tamto wszystko gone with the wind:)
Witam! Chociaż późno przychodzę, ale chcę wyrazić wielki szacun dla autora opowiadania. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jednocześnie mówię dobranoc wszystkim, bo dzisiaj zmęczyłam się tym gonieniem za Wami po trzech wątkach.
Senatorze…. po angielsku ? Co to się dzieje ?:)))))
Sie podciągam!!:(((
Ja też Ci odpowiedziałam piętro niżej, Jaśminko roztomiła :))))
A serce kochaje, bo gariacze jak żar:) Dobranoc:))
Dobranoc….. to tutaj zapalę dziś lampke, przyda się…. :))))
Dobranoc….. to tutaj zapalę dziś lampke, przyda się…. :))))
Dzień dobry:))) Ponoć szybkimi kroki lato nadchodzi!:)
Dzień dobry! Ponoć jest ranek, a jeszcze ciemno bo leje jak z cebra:))
Dzień dobry:)) Pogoda jak kryształ! Słoneczko, leciutki wiaterek….miło i przyjemnie:)
No to jadę do Ciebie, bo tu szarówa jeszcze trwa, deszcz leje, aura pod zdechłym Azorkiem. Patrz przez okno. Zaraz tam będę. Zadzieram kiecę i już lecę. A kawą poczęstujesz?
Pewnie, że poczęstuję! I ciasteczko do niej też się znajdzie:) Gdzie Ty, niebożę, mieszkasz, na Sachalinie??:)
Nie na Sachalinie, a bardziej na zachód.
Dzień dobry ! Ja tez poproszę o kawę bez ciasteczka…. :))) niebo zamglone, podobno będzie padać deszcz…. :))
.. ani Sachalin, ani Kamczatka, a chłodno…. a jutro móią, że będzie 22 stopnie… no, może i tak…:))
Zapraszam na keks! Wprawdzie wypieku synowej, ale jakby co to będzie na nią!:)))
Mniam, mój syn byłby zachwycony…. a ja skubnę odrobinkę, bo usilnie dabam o linię :)))) … jak to na wiosnę :))))
Hmm.. Senatorze, czy wiesz, od kiedy w Polszcze chodzi się bez broni ? i od kiedy na broń palną trzeba mieć zezwolenie ?
Dobre pytanie, też chciałabym wiedzieć. Witaj Wiedźminko ;-))
Na broń sprzed 1850 r nie trzeba pozwolenia. Można dziś kupić repliki tej broni, sprawne w pełni, z gwarancją, że trafiony z niej osobnik przeżyć postrzału ni mo prawa!:)
Zdawało mi się, ze te repliki są ładowane od przodu ? :))) mylę się ?:)
Obejrzyj sobie. Jest tam masa ładowanej od tyłu i to nabojem zespolonym!:) Przodki smykałkę do zabijania mieli nielichą!:) http://www.piszanin.pl/281
Witam:)) Od 1918 r. Zawsze twierdziłem, że za cara większe były swobody obywatelskie!:)
Oj, jak błyskawica się ukazał!! Pewnie dlatego, że cara wspomniałem!!:))
Znaczy : za cara mieli większe zaufanie do rozumu ludności ? Na to wygląda :)))))
Cóż, takie “duło” wiele problemów sąsiedzkich pozwalało bez zbędnej fatygi rozwiązać!:)
Hihi… odkryłam, że ten spowolniony Omlet dobrze mi robi na literówki…. jakby mniej ich robię :)))
Dzień dobry:))) Mistrzu Incitatusie proszę się nie lenić i wystukać nam – wspomnień ciąg dalszy!! Czyta się znakomicie, a recenzji w stylu Mistrza Quackie – napisać – nie potrafię:( Co mnie strasznie martwi. I żal ściska, iż jednym talentów w nadmiarze dano, a innym przydział na.. hodowlę rogacizny!!! Nie, nie.. Tym razem.. chlipać nie będę..:))))
Witam:)) O rany, alem se tym ckm narobił!! Nie można było o procy napisać?:((
:))) Już zawsze.. jabłuszko Ewce będą wypominać? Sami chcieli gryza, a teraz darować bidulce nie mogą:( Że o tym jednym cherlawym żeberku nie wspomnę… :))))
Witaj Skowronku….. to tylko taka męska kokieteria; kto na tym lepiej wyszedł ja sie pytam ??:)))
Dzień dobry! Od rana trochę załatwiania było (nie nerwowo, całkiem planowo), ale wszystko pomyślnie załatwiono.Odnośnie broni i zezwolenia na repliki sprzed 1850 – czy to pojęcie jest równoznaczne z bronią “czarnoprochową”? (to chyba Senator będzie wiedział).
Tak jest, choć nie do końca! Na upartego można załadować tę broń także prochem nitrocelulozowym, ale jedynie tym z czasów jego pierwszej produkcji, a takowego już nie ma, choć żadna sztuka go sobie chałupniczo wyprodukować. Trzeba jedynie być niezłym chemikiem, no i pamiętać, że spala się on znacznie szybciej niż czarny, jego siła miotająca jest przez to większa i źle dobrany, zbyt duży ładunek broń rozsadzi! To taki dosyć skomplikowany sposób na trwałe i nagłe dołączenie do przodków!:)
Rany, Senatorze, w razie jakiejś rewolucji wolałbym być w Twoim pobliżu!
oo… ” czarnoprochowa”…. słyszałam tę nazwę, ale nie bardzo wiedziałam w czym rzecz !:)))
Nazwa chyba pochodzi od czarnego prochu, jeśli się nie mylę? A gdyby ją załadować siarką? Taką oskrobaną z zapałek? ;-))
Wiem, głupie pytanie, co?
To może ja spróbuję, tak na chłopski rozum, pod (chwilową zapewne) nieobecność fachowca, czyli Senatora. Głupie to może nie, zwłaszcza jeżeli ktoś widział, jak działa rurka, w którą napcha się “siarki” zeskrobanej z zapałek, zatka np. kulką i podgrzeje w ten czy inny sposób. Sądzę natomiast, że przeznaczeniem “siarki” jest nie wybuch, tylko podpalenie drewienka w zapałce, więc siłą rzeczy ma ona mniejszą energię niż proch, czarny czy też nitrocelulozowy. Dlatego np. w przypadku rzeczonej rurki, kiedy temperatura we wnętrzu rurki osiągnie odpowiedni poziom, “siarka” wybucha, ale warto zauważyć, że przy tym słychać najwyżej energiczne fuknięcie (lub syk), a nie huk wybuchu, jak w przypadku normalnej broni palnej. To oznacza, że kulka nie przekracza prędkości dźwięku, czyli wylatuje z rurki z mniejszą prędkością, a więc gazy, powstałe podczas spalania “siarki” mają mniejszą energię. Chyba. W razie jakbym coś nabzdurzył, Senator poprawi.PS. Jeszcze coś na chłopski rozum – wydaje mi się również, że państwo nie pozwoliłoby sprzedawać zapałek, których główki w ilościach hurtowych mogłyby służyć jako pełnoprawna broń palna.
Dziękuję z tak interesujący i pouczający wykład. Przyznam, że nigdy się nie bawiłam rurką z siarką. To nie zabawa dla grzecznych dziewczynek. Jeśli chodzi o ilość siarki z zapałek, to przecież można kupić każdą ich ilość, tylko po co?
Czy pouczający, to się okaże, jak Senator się wypowie.
Poczekajmy więc na Senatora ;-))
Dobry wieczór ! Senatora nie ma ….a z literatury pmiętam o strzelaniu przy pomocy czedoś, co się nazywało kalichlorek ? Ki czort ten kalichlorek też nie wiem….:)
Bum! http://pl.wikipedia.org/wiki/Kalichlorek
Co się tu dzieje? Od popołudnia nikt na wyspę nie zajrzał i już się zaczęłam oglądać, czy znów nie ma nowego wątku tak jak wczoraj. Czekałam na Was, a Wy już byliście piętro wyżej . Ja gapa nie zauważyłam tego. Oj, muszę się chyba na nowo wprawić z poruszaniem sie tutaj. Szkoda tylko, że tak długo trzeba czekać na ukazanie się postu… Dobrej nocy wszystkim życzę i odpływam na stały ląd.
Za szczeniackich czasów bawiłem się trochę chemią. Pamiętam, jak z jodyny i nadmanganianu potasu (chyba) wytrącałem kryształki bodajże nadmanganianu jodu (szczegółów już nie pamiętam, dawno to było!). Wynikiem reakcji było szarawe błotko osadzające się na dnie, nieciekawe i spokojne – póki mokre. Po wysuszeniu eksplodowało toto pod najmniejszym pretekstem. Nie próbowałem używać do strzelania, typowy dowcip polegał na zostawieniu kawałka ubłoconej specyfikiem bibuły na parapecie okna w klasie. Po przeschnięciu ruszenie bibuły powodowało wybuchowe rozsypanie specyfiku po podłodze, a co najweselsze – nie wszystko eksplodowało; więc chodzący po tej podłodze coraz to nadeptywali na kolejną mała eksplozję… Ech, młodość!
Właściwie powinnam być oblatana w kwestii wybuchów, bo moje dziecię nieletnie, uczęszczało na zajęcia kółka chemicznego i co i rusz produkowało jakieś petardy , lonty i inne takie atrakcje…..Powtarzałam mu grzecznie, że wolę mieć go w jednym kawałku, ale niewiele to pomagało. Do czasu, aż petarda koledze syna wybuchła w ręce i tę rękę mocno poszarpała……. Dziecko natychmiast usunęło wszystkie swoje skarby i wreszcie spokój zapanował w domu. 🙂
Szkoda, że takim kosztem… Ale mogło dojść do większego nieszczęścia.
Dobranoc, i mam nadzieję, że żadne eksplozje mi nie zakłócą snu! ; )))
No to… dobranoc. :))) Zapalonej lampce przyjdzie czuwać, by ni nie wybuchało i nie zakłócało spokojnego snu :))))
ps…… jutro nie wpiszę nowego wątku… Kto chętny ?:))))
Dzień dobry bardzo!!! Czy tu kto je?
Dzień dobry:))) Już zjadłem!:)
Dzień dobry:))
A ja jeszcze nie i pomału nabieram apetytu na śniadanie. Witaj Senatorze!
Witaj:) Ja, gdy tylko oczy otworzę apetyt mam nieziemski:)
A chęć na kawusię?? Dzień dobry :)))
Słoneczne dzień dobry bardzo:))) Nie chwal dnia przed zachodem…, więc nie chwalę, ale niech mi tylko ktoś spróbuje go.. :)))
Je kto gotowy do publikacji nowego tematu?? Bo Wiedźminka się nam buntuje czy cooo:))))
Dzień dobry:))) Nu, możet i byt’, że ja Jej pokaże co z buntowszczykami zrobit’ mozno! Jak powiadał (czystą polszczyzną!) pewien kapitan pewnego żaglowego korabia!:))
Hi hi Skowronku, kajś Ty z pioseneczką albo i listem interesującym ?))))
Dzień dobry ! :)))) Ja tam palcem nie wskażę, kto ostatnio sie ociąga…… i nie jest to Senator :))))
Mam nadzieję, że na mnie nie wskażesz palcem. Nie stać mnie na to. Wypiję kawusię, biorę pieska i idę korzystać z pięknej pogody. Pojawię się jak będzie już to nowe pięterko wybudowane. Pa, kochani:)) Miłego dzionka życzę;))
Wyskoczył jakisi błąd przy wpisywaniu poprzedniego komentarza i teraz nie wiem, czy się pokaże za kwadrans, czy mam go pisać od nowa : (
No i wygląda, że cztery litery blade : ( Dzień dobry jeszcze raz w takim razie, chciałem napisać, że słońce, słońce i lato prawie za oknem, co pozytywne jest bardzo : )))