Pan Ignacy Lajkonik miał siostrę Monikę, a ta siostra z kolei – swoją rodzinę, męża, dwie córki i syna. Syn był już starym koniem, do tego stopnia starym, że studiował sobie od paru lat na jednym znanym Uniwersytecie. I zresztą wcale nie koniem, miał raczej okrągłą, przyjemną twarz, żadnych klapek na oczach, tylko od czasu do czasu okulary. Notabene z Uniwersytetu siostrzeniec miał do pana Lajkonika bliżej niż do domu, na Śląsk.
Tego dnia u pana Ignacego zadzwonił telefon, i to nie jakoś tam sennie, czy rzeczowo, zadzwonił wyraźnie nerwowo i nagląco. Pan Ignacy w sumie nie lubił takich dzwonków, ale tym razem telefon wziął go z zaskoczenia i pan Lajkonik nie zdążył się obrazić i zdecydować, że nie odbierze, kiedy już spostrzegł, że stoi przy telefonie ze słuchawką w ręku. A w niej słychać było głos siostrzeńca pana Lajkonika, czyli Karola, zwanego Koperkiem. Lekko zdenerwowany Karol powiedział – Cześć, wujek! Można do ciebie wpaść na moment? –.
– A pewnie, wpadaj – powiedział pan Ignacy, ucieszony faktem, że mimo nieprzyjemnego dzwonka osobą z drugiej strony linii okazał się Koperek.
Pan Lajkonik zdążył jeszcze wyciągnąć z szafki paczkę herbatników, zagotować wodę na herbatę i zaparzyć dwa kubki, kiedy Karol zadzwonił do drzwi. Uściskali się po męsku, bez specjalnych czułości, siedli do herbaty, która tymczasem zdążyła już nieco przestygnąć do tego stopnia, że można było wlać do niej sok malinowy. Zakąsili herbatnikami i pan Lajkonik zagaił:
– Przez telefon brzmiałeś, jakbyś był zdenerwowany. Co się dzieje? Opowiadaj! –
Karol przełknął herbatnika i zaczął opowiadać. Jak wiosną wracał na Wielkanoc do domu, zjechał już z autostrady na boczne drogi i zatrzymał się przy świeżo osuniętym zboczu jednej takiej górki. Jak wspiął się przez zwały ziemi i błota (pani Monika załamywała potem ręce nad jego butami), bo coś go zaciekawiło. Jak wygrzebał wystające z iłowatej skały dziwne kamyki w kształcie jakby małych bałwanków. Jak zawiózł je po świętach na uczelnię i pokazał magistrowi Rozpuchowi, który długo myślał, a potem zabrał je do profesora Niemięty. Jak dowiedział się wreszcie od magistra, że to rewelacyjne znalezisko, ponieważ kamienie to koprolity, czyli skamieniałe odchody pratchawca strasznorogiego, najwcześniejsze na świecie!
– Magister Rozpuch napisał do mnie maila z gratulacjami, odpowiedziałem mu, że dziękuję, potem jeszcze parę razy pisał, pytał, gdzie dokładnie znalazłem – opowiadał Karol panu Lajkonikowi – a potem na jesieni nagle zrobiło się cicho. Wiesz, wujek, miałem ostrą sesję, to nie pilnowałem sprawy. I nagle patrzę, a na całym wydziale wiszą plakaty z zaproszeniem na prezentację odkrywców najstarszego stanowiska pratchawca strasznorogiego na ziemiach polskich. To poszedłem do Rozpucha, złapałem go w ogóle w drzwiach pokoju, i rżnę głupa, pytam go, kiedy ta prezentacja, czy mam się jakoś specjalnie ubrać i w ogóle. A on niby się uśmiecha, niby zaprasza, ale widzę, że omija temat. Jak go zapytałem wprost, co z tym, to on zmienił ton i mówi, że odkrywcą powinien być ten, co wiedział, że odkrywa i co odkrywa. I że przeprasza, ale strasznie się spieszy, bo musi zamówić kwiaty na prezentację.
– No to poszedłem do auli na tę prezentację, wszystko ładnie, pięknie, magister zapowiada, profesor zaczyna nawijać, a tu patrzę, z projektora wyświetlają, kurde, okładkę takiego niemieckiego pisma, najlepszego u nas w branży, „Paläontologie von Wirbellosen”, a na okładce, wyobraź sobie, te moje koprolity!. – Nie twoje, tylko tych pratchawców – spróbował zażartować pan Ignacy, ale posępne spojrzenie siostrzeńca powstrzymało go od kontynuacji. Karol mówił dalej – No to wstałem na koniec tej prezentacji i mówię, że to ja odkryłem te koprolity i może by wypadało, żebym siedział z tamtej strony stołu. Dziwnie się popatrzyli i nic. Tylko magister się nachylił do jednego faceta, potem się okazało, że redaktor jakiś, i poszeptał mu na ucho coś. I cisza. Głupio mi było tak przy wszystkich, to wyszedłem… –
– I co, tak to zostawiłeś? – zapytał autentycznie już przejęty pan Ignacy. – A skąd! – żachnął się Karol – Od razu następnego dnia popchnąłem maila do tych Niemców, odpisali najpierw cali zdziwieni, że muszą tę sprawę wyjaśnić i porozumieć się ze wszystkimi stronami, a potem – cisza. Jak na tej auli, kumasz, wujek? –. Pan Ignacy tylko westchnął. – A teraz najlepsze! – Karol podniósł w górę palec – Wszystko to, co ci powiedziałem, to było ze dwa tygodnie temu. No i dzisiaj idę z wykładu, a tu łapie mnie za guzik Rozpuch i ciągnie przed wydział, tam jest taki trawniczek, ławeczki. Siedliśmy sobie, a on ścisza głos i pyta mnie, czy chcę skończyć te studia i się obronić. No pewnie, mówię mu, w końcu już trzeci rok studiuję. Na to on, żebym w takim razie przestał kłapać paszczą i się rzucać naokoło, bo g… będę miał z tych studiów i jeszcze mi koło pióra narobią tak, że długo się to będzie za mną ciągnęło! Wyobrażasz sobie? Magister, przy samym profesorze, wydziałowa eminencja do mnie z takim tekstem! No to ja mu na to, że na razie to g… znalazłem i g… z tego mam. I poszedłem zadzwonić do ciebie, a potem od razu tutaj. Wujek, poradź, co mam zrobić? Ciągnąć to dalej, czy odpuścić? –
Pan Ignacy namyślał się przez chwilę, wreszcie rozłożył ręce. – Tutaj – potrząsnął prawą dłonią – jest twoja prawdopodobnie bezpieczna przyszłość. Dyplom, o który będą pytali na rozmowie o pracę, święty spokój, może kariera naukowa, z czasem pewnie dom i rodzina… To wszystko da się przewidzieć. A tutaj – skinął głową w kierunku lewej dłoni – jest wszystko to, czego cię do tej pory uczyliśmy z Moniką: że prawda jest najważniejsza, że nie można kłamać. I jeszcze masz bonus, w razie gdyby ci się udało, będziesz cytowany na całym świecie. Ale… – pan Lajkonik zawiesił głos – to nic pewnego. –
Karol poprawił się niepewnie w fotelu – Wujek… Tyle to i ja wiem. Ale co ty mi radzisz? – Pan Lajkonik spojrzał znad okularów – Karol, powiem ci tak: na twoim miejscu robiłbym dalej swoje, ale spokojnie, bez nerwów. Wyjaśniłbym sprawę, i nie z tym magistrem, tylko z samą górą. Pogadałbym z tym profesorem, powiedziałbym, że nie chcę go podgryzać, ale fakty są takie, jakie są… Ty to znalazłeś, on opracował – wystarczy chwały na dwóch –. – A jak się nie zgodzi? – zapytał niespokojnie Karol. – Wtedy przyjdź do mnie jeszcze raz – uśmiechnął się pan Ignacy – może coś wymyślimy –
Kiedy tylko za siostrzeńcem zamknęły się drzwi, pan Lajkonik sięgnął po telefon. Wybrał numer znajomego redaktora jednego z czołowych opiniotwórczych portali internetowych. – Piotr? – rzucił w słuchawkę – słuchaj, chyba będę miał dla ciebie temat… –

______
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry. Udało się opublikować, mimo że Onet stawał okoniem. Powyższy tekst, jak żaden, oparty jest na autentycznych wydarzeniach, które wszakże były jeszcze bardziej skomplikowane. Dlatego niestety nie mogę podać żadnych bliższych szczegółów, nawet teraz, po pewnym czasie – tekst został pierwotnie opublikowany niemal dokładnie (!) dwa lata temu, 26 marca 2010.
Ten styl zdobywania ” sukcesów naukowych” jest dziwnie znajomy . 🙁 Gratulacje Kwaku za nowatorstwo….. dwa lata temu chyba jeszcze internet nie był tak groźnym narzędziem jak jest teraz…. :)))))
Ha, nowatorstwo, czy nie, okazuje się, że i tak nic to nie daje : ( sytuacja, która była inspiracją, pozostaje nieciekawa i po dwóch latach : (((
Ha, nowatorstwo, czy nie, okazuje się, że i tak nic to nie daje : ( sytuacja, która była inspiracją, pozostaje nieciekawa i po dwóch latach : (((
.. jakaś mała akcja byłaby pewnie potrzebna …. ” zabierz magistrowi publikację “?
Sęk w tym, że w takiej sytuacji nie tylko magistrowi i nie tylko publikację się zabiera – żadne stanowisko ani tytuł naukowy nie są bezpieczne : (
Dobry wieczór:))) Akurat pratchawce??!! A swoją drogą jeśli szanowny Mistrz Quackie pisząc: “…Wybrał numer znajomego redaktora jednego z czołowych opiniotwórczych portali internetowych….” miał na myśli Onet, to ja się obrażę okropnie i już!!:)
Och, Mistrzu Incitatusie, mogłyby być ewentualnie trylobity albo i nautilusy, ale wybrałem pratchawce ze względu na powab nazwy. Co do redaktora zaś, był to nieduży żart lokalny na kontrowersjach.
Szanowny Mistrzu Quackie! Nie ukrywam, że dzięki tej publikacji mocno ze znajomości pazurnic się podciągnąłem i ze zdumieniem prawdziwym ich istnienie od karbonu za potwierdzone uznać mi przyszło. Nie mogę też zaprzeczyć, że jak się okazuje, zupełnie bezpodstawnie w jednym rzędzie te przemiłe zwierzątka z obrzydliwym lancetnikiem stawiałem (wstyd, Incitatusie, wstyd!!), aliści choćbym nie wiem jak wyobraźnię swą wysilał, to jednak nijak nie mogę jej oczami zobaczyć tego, co Koperkowi znaleźć przyszło!!:) Krugom za małe mi się jawi!!:(
Czy Mistrzowi chodzi o wielkość? Bo te kopalne były właśnie większe, więc mogły bez problemu zostawić po sobie, hmm, na odchodnym ślady większe niż te współczesne.
Dokładnie, Mistrzu! O wielkość, że nie użyję określenia rozmiar, bo wielkość wydaje się być najbardziej właściwym! Wyobraziłem sobie takiego kopalnego pratchawca w chwili, hmmm… skupienia.. i mimo wszystko poza kilkadziesiąt centymetrów (pratchawca) wyjść nie mogę! Jakieś ograniczenia czy co?:(
Chwili skupienia to i ja sobie nie wyobrażam, ale jeżeli na Malcie były słonie wielkości psów, czy też osłów, to i zmianę rozmiarów w drugą stronę można sobie wyobrazić.
Wyobraźnio, tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga!!:)
Nooo… udało się wdrapać, ale rogaliki już nie są ciepłe (((.
Nie wiem, co się dzieje, ale mam kłopot z najprostszymi operacjami, takimi jak odpowiedź : ( No cóż, rogaliki się zje, mimo że nie ciepłe; )
..” Na zielonej trawce pasły sie pratchawce….” roślinożerne były te strasznorogie też ?:)))
Oj, nie wiem, jak one były -żerne… sięgam do Wiki… “Żywią się materią organiczną i drobnymi bezkręgowcami.”, więc raczej drrrapieżniki, w swoim środowisku.
.. a ja znalazłam to :http://portalwiedzy.onet.pl/33116,,,,pratchawce,haslo.html
Proszę; internet siłę ma:) O czym niejeden ważny już się przekonał:))) PS Wejdzie, nie wejdzie, wejdzie?
Weszło, Skowronku, ale droga jest wyboista, żeby nie rzec…. karkołomna :((
Dobry wieczór:))) Czwarty raz próbuję!! Jak mnie dziś szlag nie trafi to cud będzie!!
No właśnie – jak już odpowiedziałem Wiedźmie – może i ma siłę, ale sytuacji nie rozwiązuje, nawet zakładając, że takie spory się przedostają do opinii publicznej : (
Dobry wieczór Pani:))) Kolejny raz, zresztą! Wejdzie, nie wejdzie…?:(
Blog o podanym adresie nie istniejeSprawdź, czy wpisałeś poprawny adres lub skorzystaj z wyszukiwarki blogów.
To samo u mnie, na okrągło : ((( nawet tę odpowiedź piszę trzeci raz : (
Ja jak coś napiszę, to na wszelki wypadek kopiuję by nie pisać od nowa, a jedynie wkleić, jeśli poprzednia próba się nie powiedzie. To już zaawansowana paranoja czy dopiero jej początki??:(
Jaka znowu paranoja, to normalna zapobiegliwość. Sam tak robię, jak się zaczynają problemy. Poza tym “to, że masz paranoję, nie oznacza, że ci faceci nie chcą cię dorwać” ; )
Kierowany cytatem niedyskretnie zajrzałem:)
O, a dokąd, Senatorze? Ja to ostatnio kojarzę z filmu R.E.D. z Willisem, ale na pewno słyszałem już wcześniej.
A o tutaj: http://noproste.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?5,2005
Blog o podanym adresie nie istniejeSprawdź, czy wpisałeś poprawny adres lub skorzystaj z wyszukiwarki blogów.
Przepraszamy, wystąpił błąd …Twojemu blogowi na pewno nic nie jest. Spróbuj za chwilę.Opis błędu: b(-106)
Przepraszamy, wystąpił błąd …Twojemu blogowi na pewno nic nie jest. Spróbuj za chwilę.Opis błędu: b(-835912345432111886)
Teraz zażądał ode mnie przepisania kodu z nieistniejącego obrazka!! Nie wiem jak Wy, ale ja chyba na dziś się poddam!:((
I żeby już całkiem się pogrążyć w czarnych myślach – zaprosiłem sympatycznego faceta by wstąpił do nas przyjrzeć się Wyspie….a tu ten cholerny Onet pokazuje co potrafi…:(((
Uffff. Dobranoc, nim całkiem się rozpuknę!:))
Dobranoc, jutro lepszego dnia życzę, zwłaszcza Onetowi :^ P
Po wpisaniu w Google ” pratchawiec strasznorogi” ( urocza nazwa !) można znaleźć komplet Lajkoników …… o czym donoszę Wyspiarzom. :)))))
… a teraz już cichutko zapalę lampkę, w czym żadnych przeszkód Onet mi nie czyni :))) Dobranoc….