Pan Ignacy Lajkonik szedł spiesznie chodnikiem. Pogoda zachęcała do jak najszybszego udania się w domowe pielesze, co też pan Ignacy zamierzał jak najszybciej uczynić. Było zupełnie nietypowo, jak na przełom grudnia i stycznia – szaro, buro, miejscami zielono, ponieważ zdezorientowanym roślinom wydawało się, że to już przedwiośnie. Dawał się zauważyć całkowity brak śniegu; krążyły plotki, że całą tegoroczną produkcję podkupiły bałwany ze Snowenii, ale panu Lajkonikowi przyczyny takiej sytuacji były w gruncie rzeczy obojętne, a nawet ambiwalentne: z jednej strony cieszył się, że nie musi brodzić w zaspach z brudnej, miejskiej odmiany śniegu, ani też lądować na odwrotnej części ciała po poślizgu na zalodzonej ścieżce, z drugiej – martwił wyglądem krajobrazu. Od pani Moniki dochodziły niewesołe wieści, że taka pogoda nie posłuży oziminom u okolicznych rolnikom, co wydawało się być dodatkowym argumentem za powrotem tradycyjnej zimy – i tylko pogłębiało panalajkonikową ambiwalencję.
Zapadł już wieczór, co dla krajobrazu było raczej korzystne, ale z przechodniami mogło być różnie, zwłaszcza na osiedlu, zamieszkanym przez sfrustrowaną młodzież. Pan Ignacy przemykał od jednej latarni do drugiej, od jednej plamy światła do następnej, kiedy jego uwagę zwrócił starszy pan, siedzący na skraju skwerku, na ławce, położonej dość korzystnie i oświetlanej nie tylko przez uliczne lampy, ale także przez okna z bloku tuż za nią. Owszem, na tej ławeczce widywano już starszych panów, raczących się różnościami, najczęściej w płynie, widywano ich śpiewających, dyskutujących (to nie jest najlepsze słowo) o polityce, ba, nawet śpiących, ale nigdy jeszcze żaden starszy, dystyngowany pan, z tak imponującą brodą, w tużurku i kamizelce nie siedział w siąpiącym styczniowym deszczu, nie wzdychał i nie cmokał niecierpliwie nad czymś, co przypominało duży, oprawny w skórę notes.
Pan Lajkonik podszedł bliżej, nadal zbity z tropu obecnością tak osobliwie zachowującego się dżentelmena, ale jednocześnie ową osobliwością zafascynowany. Stanął tak, żeby widzieć zawartość notesu i zdziwił się po raz kolejny. Chwilę wcześniej snuł bowiem domysły, czym też zajmuje się nobliwy pan, i doszedł do wniosku, że ani chybi jest to zapalony krzyżówkowicz lub rebusista, który doznał ataku natchnienia i postanowił rozwiązać jakąś od dawna absorbującą go łamigłówkę. Tymczasem w notesie nie było widać ani kratek krzyżówki, logogryfu, jolki czy swatki, ani też rebusowych rysunków, a tylko niezrozumiałą plątaninę kresek, słów i symboli. Wspomnijmy od razu dla porządku, że nie miała ona nic wspólnego z tzw. mind map, zwaną po polsku mapą myśli; pan Ignacy wiedział, jak ona powinna wyglądać: nie tak, jak w notesie tajemniczego jegomościa.
Nasz bohater odchrząknął więc grzecznie i odezwał w te słowa: – Szanowny pan raczy wybaczyć ciekawość, ale czy w tak niepięknych okolicznościach przyrody nie szkoda zdrowia, żeby tak siedzieć sub Jove?
Starszy pan uniósł wzrok i popatrzył nieco nieprzytomnym wzrokiem na pana Lajkonika. Dłuższą chwilę zabrało mu ustalenie, że ze strony p. Ignacego nic mu nie zagraża. Kiedy już się o tym upewnił, uśmiechnął się i nie znoszącym sprzeciwu gestem wskazał rozmówcy miejsce na ławce obok siebie. – Ale ja… właściwie to… chodziło mi tylko o to, jak się pan czu… – bąkał pan Lajkonik, aż dobre wychowanie przeważyło nad zdrowym rozsądkiem. – Proszę spojrzeć – starszy pan wskazał jakieś miejsce w plątaninie kresek – tutaj tkwi źródło wszystkich problemów. A jest nim…? – spojrzał pytająco na pana Ignacego – No? Śmiało! – Pająk krzyżak – zaryzykował nasz bohater. Jegomość uśmiechnął się uprzejmie, doceniając poczucie humoru. – Otóż nie, proszę pana, źródłem problemów jest odwieczny zwyczaj dawania sobie prezentów.
Pana Lajkonika zatkało. Popatrzył na lewo, na prawo, za siebie i w górę. W przeważającej większości mieszkań widać było oświetlone choinki, przez lufcik z parteru słychać było kolędy, zdaje się że w wykonaniu chóru zespołu Mazowsze… Bożonarodzeniowy klimat mimo wspomnianego już braku zimy rozkwitał naokoło, niektórym wydawało się, że to Sylwester (z drugiego końca osiedla dochodziły trzaski chińskich fajerwerków), a ludzka życzliwość unosiła się przez uchylone okna. Brodaty dżentelmen dostrzegł snadź to spojrzenie, bowiem podrapał się w łysinę i powiedział z lekka przepraszającym tonem – …a dokładnie mówiąc, związany z tym konflikt interesów i sprzeczność potrzeb. Pan Ignacy otrząsnął się z pierwszego szoku i – autentycznie już zaciekawiony – zapytał:
– Jaka sprzeczność? Byłby pan łaskaw rozwinąć tę myśl?
Ale starszy pan nie potrzebował zachęty i przejętym głosem kontynuował:
– Łaskawy panie, proszę sobie wyobrazić taki przykład: rodzina, mama, tata i dwójka dzieci w wieku przedszkolnym. Jakże łatwo tu o sprzeczność, przecież rodzice ci na pierwszym miejscu swojej listy prezentów, to znaczy – gdyby ją sporządzali, umieściliby „święty spokój”. Natomiast, proszę pana, ich syn, czterolatek, marzy o autentycznym wojskowym werblu. Czy już pan widzi problem?
– Aaa – zamyślił się pan Lajkonik – No tak, ale tutaj jest pewna możliwość…
– No, jaka? Jaka? – podchwycił jego rozmówca.
– Neutralizacja! Prezenty wzajemnie się znoszące! – pan Ignacy wyraźnie zapalił się do tematu – Czyli w pana przykładzie do każdego bębenka dla dziecka dodajemy pistolet dla tatusia!
– No no, młody człowieku! – pogroził palcem starszy pan – Po pierwsze, na broń, w myśl ustawy z 1999 roku, trzeba mieć pozwolenia, a po drugie, proszę nie zakłócać takimi pomysłami atmosfery Świąt!
Całkiem niespeszony pan Ignacy podniósł dłoń w górę w geście zgody, po czym przyznał: – Nie upieram się przy tym pistolecie, może być komplet zatyczek do uszu dla rodziny i sąsiadów…
– To już lepiej – sapnął brodaty jegomość – Czyli neutralizacja, powiada pan… A co zrobić, dajmy na to, z młodzieńcem, który życzy sobie do swojego samochodu halogenów? Oślepiających kierowców jadących z przeciwka? Nie może pan dać ciemnych okularów wszystkim kierowcom, jadącym z przeciwka, tego się przecież nie przewidzi!
– To może zrobić tak…
I tak oto pan Lajkonik ze starszym, niecodziennie ubranym dżentelmenem siedzieli w deszczu, siąpiącym jakby coraz słabiej, i z czerwonymi z przejęcia uszami dyskutowali, jakby tu sprawić, żeby piękny zwyczaj obdarowywania się prezentami przynosił ludziom jak najwięcej radości, a jak najmniej problemów. A im dłużej rozmawiali, tym mocniejsze było wrażenie pana Ignacego, że brodaty starszy człowiek zna się na rozdawaniu prezentów aż za dobrze. Jakby… rozdawał je zawodowo? Ale przecież to nie mógł być… W pewnym momencie spytał więc znienacka:
– A gdzie pan pracuje?
– Ach, od zawsze w tym samym miejscu! – uradował się starszy pan, po czym, napotkawszy czujny wzrok Lajkonika, uściślił – Na uniwersytecie. Ja, proszę pana, kieruję zakładem szczęścia w katedrze etyki, oczywiście w ramach instytutu filozofii stosowanej. Pozwoli pan, że się przedstawię, Bazyli Reński, profesor zwyczajny!
Zanim jednak pan Ignacy mógł przeprowadzić bardziej szczegółowe śledztwo, w świetle latarni pojawił się niewysoki, przystojny młodzieniec. Odświętnie ubrany w nowoczesny garnitur, z czerwonym krawatem w zielone liście ostrokrzewu, na głowie miał szopę włosów, przystrzyżonych według powracającej po raz kolejny mody „na Bitelsa” i zbliżał do ławeczki, jakby doskonale wiedział, dokąd i po co zmierza. Mimo to widok pana Lajkonika zaskoczył go; zwolnił kroku, szerzej otworzył oczy i zawahał się na ułamek sekundy… Po czym, znów zdecydowany, sprężystym truchtem podbiegł do obu siedzących panów i uradował się: – Ach, tu jesteś, wujku! Tam imieniny czekają przecież, a ty tutaj co? Znowu o tej swojej filozofii? Miałeś się tylko przewietrzyć, a teraz CIOCIA (panu Ignacemu zdało się, że młody człowiek wymawia to słowo ze szczególnym naciskiem) już się niepokoi… Bardzo panu dziękuję, że pan dotrzymał wujkowi towarzystwa! Nie zanudził pana, mam nadzieję? To życzymy panu wesołego po świętach i pomyślności w Nowym Roku! Do widzenia panu!
Pan Lajkonik nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy młody człowiek, wziąwszy profesora Bazylego z szacunkiem pod ramię, opuścił osiedlowy skwerek z osobliwą szybkością – i zniknął kędyś pomiędzy blokami. Jedyne, co pozostało panu Ignacemu, to pokiwać głową, pomyśleć melancholijnie, że nie rozwiązał jeszcze z profesorem problemu gwiazdkowych zestawów kosmetyków, popatrzeć na zegarek i z przerażeniem stwierdzić, że jest już solidnie spóźniony na kolację do pani Chandry! Zerwał się więc nasz bohater na równe nogi, już, już miał wystartować do pełnego poczucia winy sprintu, kiedy do jego uszu dotarł delikatny dźwięk dzwoneczków, unoszących się jakby wyżej i wyżej. Zaskoczony, popatrzył w górę, prawie spodziewając się, że zobaczy tam sanie, zaprzężone w renifery, kiedy rozpoznał ten dźwięk. Nie sanie to były jednak, i nawet nie dzwoneczki. To znowu zaczynał padać tradycyjny styczniowy deszcz, dzwoniąc o rynny i blaszane kosze na śmieci. Pan Ignacy pospieszył tam, gdzie za szybami werandy odbijały światło błyszczące czerwone i żółte bombki, zwisające z gałązek bauhinii.
_________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dobry wieczór ! Wprawdzie pierwszy post należy do Autora, ale może wobec takich turbulencji na Onecie Autor jeszcze nie wie, że już jest publikacja ?:)))
Dobry wieczór. Ale perturbacje! Z tego wszystkiego wściekłem się i poszedłem meble przestawiać. Już jestem, dobrze mi to zrobiło : ))) Lajkonik w zasadzie taki zaległo-świąteczny, mam nadzieję, że nie spóźniony (we Francji życzenia świąteczne, które przyjdą do 15 stycznia, traktuje się jako otrzymane na czas ; )
W porządku Kwaku…. z prezentami zawsze jest kłopot, więc te rozterki uczonych mężów nie są na darmo 🙂
Hurraa! Udało się!Biedna pani Chandra czeka z kolacją i ani nie przypuszcza, że jej własne zadowolenie z prezentu zostało właśnie ogólnospołecznie zoptymalizowane …
Świąteczna niepewność polega i na tym, że nie wiadomo, czy zostało – przecież siostrzeniec przerwał profesorowi wpół wywodu! Pan Lajkonik jednak na pewno pomógł mu zrobić duży krok naprzód w słusznym kierunku, więc już w następne święta…
Model teoretyczny optymalizacji bywa wdrażany niejednokrotnie jeszcze dłużej – ale wszak najpierw musi powstać. A jestem pewien, że o p. Chandrze p. Ignacy pomyślał przed przeminięciem pierwszej połowy wywodu 🙂
No właśnie nie wiem, czy o pani C. pomyślał, oni raczej nie mieli TAKICH problemów z prezentami : ) natomiast śmiem podejrzewać, że już u pani Moniki mogło być różnie ; )))
… ta CIOCIA i ten przystojniak ……jak się mają do kierownika zakładu szczęścia w katedrze etyki ? “))
też są zoptymalizowani ? i ten krawat …. ach ! :)))
No właśnie, może ciocia była tylko pretekstem, żeby zabrać profesora (“profesora”?) sprzed ludzkich oczu? A może była realna? A może była to sama Mary Christmas???
Warto było czekać! :)))W moim subiektywnym odbiorze to tekst najbardziej magiczny ze wszystkich Twoich dotychczasowych, Quackie.:)))Przeczytałam kilka razy i wciąż nie wiem, wszak Pan Lajkonik to zawsze wszechobecna magia… Odpowiedź mam na końcu języka, nie…nie chodzi o Boże Narodzenie, chociaż ono ma na to wpływ, ale o… Ano właśnie… wciąż mam na końcu języka… Może niech tam zostanie?.:))) Może nie warto wiedzieć, może magia tkwi właśnie w tym czymś ulotnym, co zaledwie dotyka się myślą ulotną, niedopowiedziane?
O mapowaniu myśli wspominać nie będę.:)))Pozostanę przy “ludzka życzliwość unosząca się przez uchylone okna”. Wszyscy to czujemy w ten szczególny czas, Ty to nazwałeś.:))):*Chapeau bas, Quackie.:)))
Ano właśnie, to jednak pokrzepiające, że mimo jakiegoś takiego nieświątecznego klimatu, braku zimy i śniegu, życzliwość jest nadal : ) nie zawsze i nie wszędzie, ale wystarczająco, żeby patrzeć w przyszłość z otuchą. Żałuję tylko, że czasu i inwencji nie starczyło na same Święta, ale dobre 2 tygodnie po…
Nie żałuj! Bardzo dobrze, że teraz.:))) Duch Bożego Narodzenia powinien się unosić nad nami przez cały rok, nie tylko z okazji.:)))Nietrafione prezenty to też nie tylko te pod choinkę…więc… Twój tekst jest aktualny ZAWSZE!!!:)))
Hmm, raz wpisałem i się nie pojawiło, może teraz? PS. do poprzednich komentarzy: jeżeli jeszcze raz zacznę dzisiaj komentarz od “właśnie”, “no właśnie” lub “ano właśnie”, uprzejmie proszę dać mi w ciemię. Najlepiej, jakby to zrobił ktoś kompetentny. Może Szanowny Senator?
Senator ze swoim mientkim serduchem?:))))
serducho może i miękkie, ale ręka?
Rękę, jeśli zbyt prędka, serducho powstrzyma.:))) Ja się Senatora nie boję, że będzie mnie w ciemię bił.:))) Tym bardziej Ty nie powinieneś, Quackie.:)))))
Bo ja wiem…..?:))
Kochany onecie, jako, że ludzka życzliwość unosi się przez uchylone okna, dziękuję ci za ćwiczenie naszej cierpliwości.:))))) Nie może jej zabraknąć, jeśli chcemy nadal tu pozostać.:)))))Przepraszamy, wystąpił błąd …Twojemu blogowi na pewno nic nie jest. Spróbuj za chwilę.Opis błędu: b(-107)
Cierpliwości dajcie mi… Blog o podanym itd, błąd (101), lista postów jest pusta, połączenie zostało zresetowane.. I co jeszcze??!!!Może chociaż jedno zdanie? Podziękuję, jak się uda opublikować!:))) Panie Onecie, może troszkę życzliwości? Poświątecznej?
A jakie miał buty młodzieniec z fryzurą na Bitelsa? Też bitelsówy :)))
A to jest ciekawe, pan Ignacy przysiągłby, że coś w rodzaju kowbojek, tyle że z nosami mocno wygiętymi ku górze. Ta współczesna moda…
Blog o podanym adresie nie istniejeSprawdź, czy wpisałeś poprawny adres lub skorzystaj z wyszukiwarki blogów.
I skorzystałaś???
Jako, że komunikaty tym podobne powtarzały się, z wyszukiwarki blogów nie skorzystałam. Uzbroiłam się w cierpliwość i wycofałam na z góry upatrzone pozycje.
O ileż przyjemniej by się czytało, gdyby realistyczny opis ostatnio panującej aury mógł mieć taki bardziej zimowy i pasujący do tematu charakter.Mam dość kwietnia czy marca, które pijane wałęsają się po okolicy nie czekając cierpliwie na swoją kolejkę (w sensie miejsca w szeregu miesięcy a nie naczynia z wyskokowym napitkiem).Ukłony.
Dobry wieczór. Proszę jednakże zauważyć, że wtedy ciężko by było spotkać wieczorową porą profesora na ławeczce pod blokiem; w końcu nawet najbardziej roztargniony dżentelmen nie jest w stanie ignorować temperatury poniżej zera i śniegu, który np. w postaci zimnej wody dostaje się do butów, albo co gorsza do spodni (przemakających). Ponadto realizm opisu sprawia, że czytelnik się lepiej identyfikuje : ) A tak prawdę mówiąc, też już mam dosyć jesiennej zimy :^ P
.. ten styczniowy deszcz dzwoniący o rynny i metlowe kosze zabrzmiał mi echem Staffa :))))
Ha, i tak miał zabrzmieć! Rozważałem nawet pastisz w puencie, ale co za dużo, to niezdrowo; to już by była dywagacja, a staram się oduczać wybiegania w takowe.
Ścieście się zagłębili w szczegółach, gubiąc przy okazji Ducha Bożego Narodzenia i ludzką życzliwość unoszącą się przez uchylone okna, która… nie ważne jak jest ubrana, ważne, iż jest. Czego nam wszystkim życzę przez calutki rok.:) I prezentów, nie tylko z okazji, trafionych, coby nie trzeba było ich neutralizować kolejnymi.:)Francuzi życzą sobie do 15-ego Stycznia i się liczy Quackie? Dobrze zapamiętałam?Dobrze.:)Zatem życzę wszystkim kontrowersyjnym Szczęśliwego Nowego Roku!:)Żeby okna z unoszącą się przez nie życzliwością nigdy się nie zamykały.:)Ufffff… Zdążyłam.:)
Ale cyrk.:)))))))))))) Wchodzę raz na rok i zamiast TAM, poszło Tu.:)))))))A TU bloga w tym czasie nie było, co raczyłam przegapić i zawisło, i klikłam w wyślij.:))))))I tak miałam szczęście w gapostwie swoim, że nic bardziej osobistego.:)))))
Dobranoc, mili Czytelnicy! Przesuwanie mebli dało mi w kość…
Ścieście się zagłębili w szczegółach, gubiąc przy okazji Ducha Bożego Narodzenia i ludzką życzliwość unoszącą się przez uchylone okna, która… nie ważne jak jest ubrana, ważne, iż jest. Czego nam wszystkim życzę przez calutki rok.:) I prezentów, nie tylko z okazji, trafionych, coby nie trzeba było ich neutralizować kolejnymi.:)Francuzi życzą sobie do 15-ego Stycznia i się liczy Quackie? Dobrze zapamiętałam?Dobrze.:)Zatem życzę wszystkim kontrowersyjnym Szczęśliwego Nowego Roku!:)Żeby okna z unoszącą się przez nie życzliwością nigdy się nie zamykały.:)Ufffff… Zdążyłam.:)))
Jako, że onet miota mną w te i we wte, wysyłając podwójnie to, czego wysłać nie miałam zamiaru ani razu… Czas się pożegnać. Nawet melodii na dobranoc szukać mi się odechciało…Dobranoc Kochani i do jutra.:))))))
Ani lampki, ani kołysanki… W atmosferze świątecznej (nie)życzliwości onetu tradycja zamiera…
… a nie, Tetryku, pisałam wcześniej, że Onet ćwiczy mnie w cierpliwości, tak obcej naturze zodiakalnego Barana :))))
Piosenka na dobranoc w klimacie świątecznym, a i pewnie pan Ignacy ją zna :))))http://www.youtube.com/watch?v=WvOYePxpYgo&feature=fvwrel
Ucałowania na dobranoc!A co – pod jemiołą to przecież wolno :)))
… wiem, że już była, ale jest miła, więc niech będzie. Dobranoc :)))
Lampka juz zapalona, dziś musi rozwiać ten listopadowy nastrój stycznia i pozwolić na słodki sen :)))))
Dzień dobry:))) Co do tego pistoletu to jednak bym się upierał. Kupiłem kiedyś synowi bębenek. I trąbkę!!:((
My z Juniorami mamy ten okres już za sobą, na szczęście, ale owszem, u niektórych naszych znajomych jeszcze on trwa : )
Cóż, nie wypada cieszyć się z cudzego……Ale jak pomyślę co ja przeszedłem, to nikomu współczuć nie potrafię!:)
Senatorze…. postąpiłeś racjonalnie, ocalały garnki , pokrywki i tłuczki :))))
Ale cztery budziki pierun strzelił! Trzy rozmontował Starszy, Młody jeden, ale za to przy okazji się pokaleczył!:)
Dzień dobry:))) Złociści moi, przepraszam za całkowite milczenie wczorajszym popołudniem, ale kiedy Onet z dziesięć razy na przysłowiowy już szczaw mnie wysłał – wściekłem się i poszedłem poczytać. Klapaucjusz Wam ukłony przesyła:)
Witaj Senatorze ! Dziękuję za ukłony od Klapaucjusza…. 🙁
Witaj:))) I czego sie krzywi, a?? Ten grzeczny, to kazał pozdrowić, a Trurl jakijści tą razą nic niemówięcy. Chamowaty jakiś sie zrobił, cy cós!:)))
Dzień dobry:))) O i p.Ignacy p. Chandrze przyniósł – “kantyczki deszczu, wyblakłe nutki w nieba dzwon.. ” A ja jeszcze śpię..PS Pada śnieg..
Dzień dobry ! …Śnieg nie pada…buro i szaro, ciągle ten listopad:)
Dzień dobry! Zaraz wracam, tylko jeszcze muszę na chwilę wyskoczyć po małe conieco.
Dzień Dobry:))))))
Dzień dobry wszystkim obecnym i tym, którzy dopiero nadejdą:))
Schowałabym sie w ten panaignacowy świat, mimo, ze tam tez deszcz jesienny o rynny dzwoni… :))) Ale ten świat jest ciepłyi życzliwy, a ciocia czeka z kolacją . Pani Chandra też :))))
Oj tak, Jasminko, nieraz by się chciało uciec do innego życzliwego świata, ale przecież mamy tu, na tej wyspie. Szkoda, że to tylko świat wirtualny…
Jest takie znakomite opowiadanie Alfreda Bestera “Ostateczne zniknięcie” (do pobrania http://tnij.org/ovpr) na temat uciekania do innego świata… Bardzo mi miło, że mogłem stworzyć takie miejsce, w którym chce się być : )
Stworzyłeś taki świat…. pozytywny ze wszech miar. :)))))
No, stworzył……….A mnie zazdrość skręca!!!!!:)
Chce się i to bardzo.:))) A za linkę dziękuję, nie znałam, na niespanie jak kupił?:)))
Jak chcesz, proponuję-ć całą, niemłodą już antologię opowiadań, w której przeczytałem tego Bestera – np. stąd http://tnij.org/ovuc
Witaj Bożenko.:))):*** Nadal mi tak jakoś, że lepiej gdy jak najmniej się odzywam.:)))Cieszę się, że Wyspa istnieje, dla mnie nie wirtualnie. Od zawsze, może byłam już za stara żeby się przestawić?, traktuję ludzi po tamtej stronie monitora jak najbardziej realnie. Jak w życiu, tu też można sobie wybrać znajomych, poznać Przyjaciół na których można liczyć, o czym już nie raz się przekonałam.:)))
Witaj, Jasminko:)))*** No i co powiesz, ładnie leży na mnie ten nowy szary garnitur?:)))
Też mi pytanie.:))))) Oczywiście, że ładnie, prawie tak jak mnie w nowej sukience.:))))) Ładnemu we wszystkim ładnie a najpiękniej z pięknym wnętrzem jakie posiadasz Senatorze.:)))))):*** Czy potrzeba więcej, żeby kogoś poznać? Według mnie, nie.:)))))
Popatrz Jaśminko…. znamy jakąś czść nas, tę pisaną na blogu, a i tak wywołuje to emocje, czasem nawet całkiem silne :))))) Więc jak to jest z tą naszą wirtualnością ?:))))
Różnie Wiedźminko, jak to w życiu bywa. W tak zwanym realu ludzie też nie wiedzą o sobie wszystkiego a i ukrywać potrafią się lepiej niż większość w sieci. Wszystko zależy od nas. I tu, i tam, i ówdzie też, na ile mamy odwagę otworzyć się przed innymi, i na innych.:)))
🙂 O, wnętrze to ja mam przepiękne, tylko serce jakieś robaczywe:(
A ja gnaty, które spać po nocach nie dają. I co z tego? Przez to mniej mnie lubisz?:)))) :***Jak będziesz tak mówił, to dostaniesz kopa w kostkę bez ostrzeżenia.:)))))
:)))) Kiedy ja prawdę piszę, zapytaj Wiedźminkę, potwierdzi!:))
Ty za stara? Ha ha ha, to co ja mam powiedzieć? Ale masz rację, ja też ludzi z wirtualnego świata traktuję realnie. Mam tu dobrych przyjaciół, z dwiema osobami poznałam się w realu, a jak ktoś odchodzi, to jest mi tak przykro, jakbym żegnała kogoś bliskiego z rodziny.
Starość już tu przerabialiśmy Bożenko.:)))) Nie ten stary kto stary, ten stary kto staro się czuje.:))))Osobiście z Wyspy znam tylko Tetryka, poza, ponad 30 osób.:))) Nie ze wszystkimi, jak to w życiu bywa, utrzymuję kontakt do tej pory, ale wszystkich wspominam bardzo ciepło.:)))
Witaj, Bożenko:))) Wirtualny, a zda się – ledwie tuż za ścianą:)))
Szczypta realizmu magicznego nie zawadzi ; )
“..Pan poeta, Pan poeta…” Szczypta realizmu magicznego…. no no:)
Przecież wiesz, Senatorze, że to nie mój pomysł, tylko teoretyków : )
Doprawdy, teoretyków?? Nie słyszałem:)
Podpuszczasz! http://pl.wikipedia.org/wiki/Realizm_magiczny
Może ociupinkę:) Aż zajrzałem co na to Wiki i zdziwiłem się, że z takim naciskiem podkreśla jego obecność w literaturze iberoamerykańskiej, podczas gdy ja raczej zauważyłbym Bułhakowa, że nie wspomnę już Ilfa i Pietrowa z ich prawie równoległym światem w “Dwunastu krzesłach”. Ale może decyduje tu moje skrzywienie w ocenie literatury Ameryki Łacińskiej – zwyczajnie jest mi obca, podczas gdy rosyjska przeciwnie. Widzisz, Wiedźminka lubi i ceni Dickensa, podczas gdy ja go jedynie cenię. Ot, niby mała różnica, ale widoczna.
Hm, może dlatego, że w tzw. środowisku najczęściej używa się tego terminu na opisanie właśnie twórczości Marqueza i innych pisarzy z tego obszaru. Jakoś tak przylgnęło. Poza tym być może Wiki nie mówi tego jasno, ale mnie zawsze uczono, że realizm magiczny polega na opisywaniu rzeczywistości, która wydaje się taka jak nasza, ale jednocześnie bohaterowie bez problemu akceptują magię jako element świata, jest ona jego składową. Jeżeli masz na myśli “Mistrza i Małgorzatę”, to zauważ, że diabeł z orszakiem pojawiają się jako kontra wobec rzeczywistości i nie są akceptowani, wręcz przeciwnie. Ale sądzę, że już u Strugackich, w powieści “Poniedziałek zaczyna się w sobotę” można o czymś takim mówić, więc z tymi rosyjskimi odniesieniami masz całkowitą rację!
Taaak, a rzeczywistość magiczna jest akceptowana i traktowana jako coś zwyczajnego. Istnienie InBadCzamu nikogo nie dziwi, no może przeszkadza nieco istnienie wracającej pięciokopiejkówki, ale i na okoliczność jej istnienia wypracowano stosowne procedury:)
Co ja, psiakostka, z tym “istnieniem”!:( Trzy razy w dwu zdaniach!! Starość, morda jej twarz!!:((((
A wracając do “Mistrza i Małgorzaty”, diabeł owszem, akceptowany nie jest, ale przecież pochodzi z innej rzeczywistości, tej, której byt nie jest dla ludzi niczym nowym, dziwnym. Jest jej znany i przyjmowany w powszechnej świadomości jako uzupełnienie naszego postrzeganego zmysłami świata.
To ja może taki przykład dam – w INBadCzaMie wisi na ścianie transparent z hasłem propagandowym “O przodującą magię!” (a może to tytuł artykułu w zakładowej gazetce ściennej, nie pamiętam). W Moskwie Bułhakowa już nie – i właściwie tylko Mistrz potrafi wytłumaczyć Iwanowi Bezdomnemu, że na Patriarszych Prudach spotkał Szatana. Bo już organy ścigania dochodzą do wniosku, że to była szajka hipnotyzerów.
Właśnie, Senatorze. Ludzie niby wirtualni a jednak stają się nam bliscy.
Bo ich sobie tworzymy na Obraz I Podobieństwo…..Własne:))
Mam taką teorię, że w wypowiedziach w sieci ujawnia się ludzka dusza. Piękna lub obrzydliwa, mądra lub głupiutka, ale zawsze wiele mówiąca o posiadaczu, nawet jeżeli bardzo się stara wykreować zupełnie inny wizerunek lub pod kogoś podszyć.
:))) Zawsze się miałem za schizofrenika!!!!!
Dobry wieczór:))))
Niech będzie nawet Bardzo Senatorze.:))):***
A niech będzie, Jasminko:))) Idziesz zapalić?:)
Skąd wiesz, że palę Senatorze?!:))) O ile mnie pamięć nie myli, nigdy się tym na Wyspie nie “chwaliłam”:.:)))
Tak skromnie mówiąc, to ja wiem wszystko!!:)))
… to kiedy u mnie spadnie śnieg Senatorze ?:))))
Dobry wieczór:))) Pomiędzy poniedziałkiem i niedzielą!:))))
Strach się bać.:))))))));p
Ale już najwyższa pora zacząć!:)))
Mam się pakować i wiać z Wyspy Senatorze, choćby wpław?:))))))
Och nie, wystarczy lekkie staccato trzonowych:)))))*
Jak realizm, to mam włączyć żelazko i wykonać nielubianą prostą pracę domową ? :)))
Robisz tak gdy spotykasz się z przyjaciółmi Wiedźminko?:))))))
O nie ! Prasowanie urządzam, gdy hałdka osiąga niebezpieczną wysokość i nie mam wyjścia……. bo jeszcze trochę i trzeba będzie prać od nowa :(( Zazwyczaj szukam wtedy jakiegoś filmu, niezbyt nudnego, żeby znieść tę robotę i nie prychać na świat …….
… a ” proste prace domowe” , oznaczają ironiczną wersję :”żebym ja mógł robić to, na co naprawdę zasługuję “…. :)))))))))))
O, to zupełnie tak jak ja! Też chciałbym rządzić światem!!:)))))
Ale magiczny, więc należy to zrobić za pomocą różdżki i zaklęć : )
hihi, Kwaku, zwłaszcza zaklecia są pomocne :)))))
No i wcięło komentarz, czyżby za użycie słowa “n i e c e n z u r a l n y”? A z zaklęciami w takim znaczeniu, o jakim piszesz, skojarzył mi się taki komiks – http://vader.joemonster.org/upload/zgi/4344281c7f09226426_3e1b_700.gif
Ze słowem niecenzuralny skojarzył mi się czytany dziś tekst na onecie o książce Eda Mickolusa “Tajna księga humoru CIA” i zamieszczony tamże dowcip, który przetrwał surowe nożyce cenzora: “Dwóch agentów idzie do baru… Przykro mi, ale nie mam zezwolenia na ujawnienie puenty.”
Z tymi barowymi kawałami mnie z kolei kojarzy się ten, dość abstrakcyjny ; ))) “- Przykro mi, nie obsługujemy cząstek elementarnych – mówi barman.Wchodzi tachion do baru.”
:))) Szybszy od światła!:)
No. I dlatego podróżujący pod prąd czasu ; )
Jeszcze nie poszłam, bo znalazłam w sieci bajkę. Doczytam jak wrócę.:)))))Tymczasem zostawiam link do niej. http://fizyka.blox.pl/tagi_b/7136/tachion.htmlMiłego czytania wszystkim życzę. Ciekawe czy ma jakiś morał ta bajka… :)))));)
Obawiam się, że wymiękam przy takim stężeniu wzorów i symboli : ) natomiast co do morału, to sądzę, że bajka o tachionie spokojnie mogłaby się od niego zaczynać.
A przecież mi żal…, że nikogo z Was nie mogę zaprosić na spacer.:(((Nic to, idę… Mam nadzieję, że świeże powietrze odpęknie mi głowę.:))))Do zaniebawem zatem.:)))))
Ależ możesz! Byłoby bardzo miło!To tylko my mamy drobne trudności techniczne z przyjęciem zaproszenia :(((
Witaj, Tetryku:)) No! – jak powiada Markiz. A swoją drogą, to gdzie on się podziewa…:(
Witaj Tetryku.:)))))))Zapraszam zatem serdecznie.:))))) Drobne trudności techniczne nie powinny stanowić przeszkody, co innego duże, zatem… Pójdę powoli w stronę rzeki, kto zechce, może mnie dogonić.:))))));)
Co tu tak cicho? Czyżby wszyscy poszli szukać mnie nad rzekę? U mnie na wsi jest tylko jedna, znaleźć nie jest trudno.:)))));)
Wieczór taki piękny, że szedłam piechotą.:)))))
Kiepska sprawa, znowu nie zdążyłem… :((((
Nykto ne je doma, to se rzekne jako to dobre ciotką być.:)))Kiedy rodzinne dzieci były małe, kupowałam im głośne zabawki, organy, “radia”, trąbki, bębenki i inne takie.Pistoletu nie potrzebowałam. Dwa dni hałasu wytrzymywałam bez problemu, widząc uradowane buźki maluchów. Jakimś dziwnym trafem zaraz po powrocie do swoich domów dzieci odkrywały, że baterie w zabawkach padały a te nie na baterie SIĘ SAME zepsuły.:)))))
Tak, to też jest metoda neutralizacji. Sam kiedyś wepchnąłem gwoździk w głośnik szczególnie namolnie wrzeszczącego robota (na szczęście nadal błyskał, jeździł i ruszał chwytakami i głową, więc poczucia straty specjalnie Juniorzy nie mieli). Ale zadowolenie z bębenka z przebitą membraną raptownie maleje, więc optymalizacją tego nazwać nie można.
Mimo wszystko twierdzę, że przebicie jest bardziej humanitarne niż użycie pistoletu.:))))) Brzmi wrednie, wiem, ale jako ciotka, spełniałam marzenia dzieciaków, po trosze spełniając swoje. Mogłam sobie tylko i wyłącznie pomarzyć o takich cudownościach w dzieciństwie. W dodatku konsekwencji w postaci utraty słuchu nie ponosiłam.Ciotki są od rozpieszczania, w ramach wyznaczonych przez rodziców oczywiście.:)))
Przebicie bardziej humanitarne… Pytałem bębenka i powiedział, że nie.
Cóż.. Trudny wybór… Przebić bębenek czy zastrzelić dziecko… Tego problemu nie rozwiązałby nawet starszy, dystyngowany pan, z tak imponującą brodą, w tużurku i kamizelce, jak mniemam.:)))Dziecko chce mieć bębenek, bębenek marzy żeby trafić w dłonie dziecka, wiem, bo pytałam. Może Ty wiesz jak wybrnąć z tej sytuacji?
Zatkać bębenki rodzicom :^ >
Miałam nadzieję Quackie, że to powiesz.:))) Jestem oczywiście za.:)))
Czy te twoje bębny nie są aby nadmiernie wygadane, panie Q. ?
Z Panem Lajkonikiem to bym mogła przebywać przez rok cały.:)Mimo to zapytam. Kto następny publikuje?:)
Hu huu, przez cały rok? Ale chyba nie w jednym opowiadaniu, taki leniwy to ja już nie jestem : ) Dobranoc!
W którym miejscu stwierdziłam, że w jednym, bo nie kojarzę.:)));pO lenistwo mogę podejrzewać każdego, na czele z sobą, Quackie, ale nie Ciebie.:)))
Prześliczne rozmówki, humor mi sie wybitnie poprawił. :)))))
nnnnie wiem Jaśminko, wygląda na to, ze nie ma ochotników do publikacji ? :((
… ale jest taki Ktoś, kto mógłby……….. :))))) a i ruch byśmy mieli jak w młynie :)))))
Mogę ja Wiedźminko? Coś mi się napisało i może bym…?:) Jeśli się uda opublikować.;)
Rydzyk fidzyk. Na rzie udało mi się zalogować.:)))
Trzymam kciuki, żeby Ci sie udało bez kłopotu :)))
Uprzejmie informuję, że zatwierdziło, chociaż oczywiście nie widać.:(((
W razie gdyby pojawiło się dopiero rano, proszę, czyń honory domu Wiedźminko, bo zanim zwlokę zwłoki z łoża, będzie południe.:)
Ponawiać nie będę, bo istnieje ryzyko, że ukaże się np. X3. Wtedy byłby problem które ważniejsze.:)))Teraz co najwyżej nie opublikuje wcale.:))))
Ta piosenka na dobranoc jakoś pasuje do pana profesora :))))http://www.youtube.com/watch?v=g92CEyhoegw
A zapalona lampka przegląda sie w kałużach i pogodnie uśmiecha…. :))).Dobranoc.