Poniższe opowiadanie powstało na kanwie tekstu „Strzelanina i Lajkonik”, opublikowanego przez blogera Zoe pod adresem http://kontrowersje.net/tresc/strzelanina_i_lajkonik, za wiedzą i zgodą Autora.
Pan Ignacy Lajkonik przeciągnął się w przepastnym skórzanym fotelu i ziewnął przeciągle, nie trudząc się zasłanianiem ust. Zrobiła to za niego drobna Azjatka w zielonym sarongu, czekająca cierpliwie obok fotela, aż jej pan i władca gestem lub słowem zdradzi swoje życzenie. Pan Lajkonik podrapał się w owłosiony tors, tuż nad siatkowym podkoszulkiem, wystającym spod mięsistego szlafroka bordo i skrzywił pogardliwie usta.
Naprzeciwko niego siedziało w ugrzecznionych pozach dwóch młodych ludzi w garniturach chińskiego kroju, ze stójkami. Gdyby nie kolorowe, bogato zdobione złotem fulary, jakimi chronili swoje gardła, można by było wziąć ich za funkcjonariuszy chińskiej partii komunistycznej. W obecności pana Lajkonika ochrona gardła była ze wszech miar uzasadnioną przezornością: ze ścian gabinetu, w którym się znajdowali, spoglądali ci rywale pana Ignacego, którzy nie mieli szczęścia i podczas negocjacji stracili głowę. Ugrzecznienie było zresztą tylko pozorne, wiedzieli o tym doskonale zarówno goście, jak i gospodarz. Gdyby nie dbali o zachowanie pozorów, gabinet natychmiast stałby się sceną gwałtownej, zażartej walki, na kły i pazury.
Dwaj goście pana Lajkonika nie wypadli sroce spod ogona. W mieście znani byli jako Mr. A i Mr. Z, a o tych, którzy im podpadli, opowiadano, że poznają cały alfabet tortur, zanim złowroga para założy im betonowe buty i zwoduje ze swojego wielkiego motorowego jachtu na środku zatoki. Co prawda kamerdyner o wyglądzie bliskowschodniego dżinna i równie imponującej muskulaturze grzecznie acz stanowczo pozbawił ich broni osobistej – na co zgodzili się z lekkim zaledwie wahaniem – ale to nie znaczyło, że nie mają w zanadrzu kilku kart, które w decydującym momencie mogłyby okazać się atutami nie do przebicia. Jedną z nich był starannie zamaskowany snajper na jednym ze wzgórz, otaczających rezydencję pana Ignacego. Na odpowiedni sygnał gości – a może właśnie przy braku sygnału? – miał on rozpocząć ostrzał i osłaniać ich odwrót.
Pan Lajkonik nie wiedział jednak nic o snajperze; miał zresztą własne atuty. Popatrzył na ozdobne fulary gości, uśmiechnął się złośliwie i jednym ruchem niewidocznej zza blatu biurka ręki przekręcił klimatyzację na grzanie. Już po kilku minutach rozmowy na skroniach i karkach gości pojawił się perlisty pot. Mr. A ziewnął i już chciał poluzować fular dłonią, gdy napotkał ostrzegawczy wzrok towarzysza. Powoli wstał z nieznośnie parzącej kanapy i zrobił kilka kroków w kierunku okna. – Czy można? – zwrócił się do pana Ignacego. Ten zmełł w ustach przekleństwo, widząc, że plan nie wypalił i machnął dłonią, zirytowany. Już po chwili temperatura w pomieszczeniu spadła do znośnego poziomu, mimo to negocjacje utknęły w punkcie, nomen omen, martwym.
Wreszcie goście zrozumieli, że nic nie wskórają. Wstali, ukłonili się zimno i ruszyli w kierunku wyjścia. W drzwiach Mr. Z odwrócił się i przebiegle uśmiechnął. – Czyli idziemy na materace!? – rzucił, ni to pytająco, ni to twierdząco. Gospodarz zamiast odpowiedzi utkwił w nim zimny wzrok i jedyne, co pozostało gościowi, to pokiwać głową i opuścić gabinet. Pan Lajkonik przez chwilę przeżuwał wściekłość, potem jednak opanował się. „Zemsta najlepiej smakuje na zimno” pomyślał i pstryknął palcami. Drobna azjatycka rączka posłusznie wsadziła mu w dłoń cygaro, obcięła końcówkę i podała ogień. Ignacy Lajkonik, szef organizacji trzęsącej miastem, odchylił się w fotelu, zaciągnął wonnym dymem i podniósł ku górze kciuk i mały palec. W ułamku sekundy przy jego twarzy pojawiła się słuchawka telefonu, a kiedy po drugiej stronie odebrano, zmrużył oczy i wycedził: – Za godzinę rozpocząć operację „Chandra… Nie przerywaj mi, chyba że chcesz iść na pierwszy ogień. Powiedziałem. Tak. Rozpocząć operację „Chandra unyńska”!
* * *
Pan Ignacy Lajkonik obudził się rano z poczuciem, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Od jakiegoś czasu nękały go powracające koszmary… A może to nie były koszmary, tylko zwykłe sny?
W tych snach był zupełnie innym Lajkonikiem, kimś w rodzaju prawuja Ruperta, który w czasie Prohibicji uciułał niezłą fortunę na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Kanady. W tych snach Lajkonik najpierw przeżywał burzliwą młodość, potem stopniowo coraz rozważniej planował strategię i taktykę, by w końcu negocjować z dobrze uzbrojonymi partnerami. Podczas tych negocjacji nieodpowiednie słowo mogło skończyć się wzajemnym podziurawieniem garniturów. Pan Ignacy pamiętał również, że podczas tych sennych rozmów wszystkie chwyty były dozwolone, jak to u gangsterów, więc musiał bacznie się pilnować.
Było tam również dwóch młodszych kolesiów, prawdziwych pistoletów, oczywiście w przenośni – świetnie posługiwali się każdym rodzajem broni, od wykałaczki począwszy, a skończywszy na obsłudze taktycznych głowic atomowych, oczywiście pod warunkiem posiadania aktualnych kodów odpalenia. Znali się na wszystkim, a jeden z nich, ten w okularach, o ironicznym wejrzeniu, kojarzył się panu Lajkonikowi słabo z wydarzeniami bezpośrednio poprzedzającymi jego niedługą prezydenturę… Ale z czym konkretnie? Pan Ignacy zupełnie nie wiedział.
Otworzył szeroko oczy, przekręcił głowę i przyglądał się przez chwilę szafce nocnej i stojącej na niej lampce z abażurem w uspokajającym, rudobrązowym kolorze, kojarzącym się z jesiennymi liśćmi i zapadaniem w sen zimowy. Wziął głęboki oddech i podniósł się, usiadł na łóżku, zwiesił stopy i automatycznie zaczął szukać nimi kapci, kiedy jego wzrok padł na mały przedmiot, leżący obok poduszki. Przez chwilę, jeszcze zaspany, nie mógł zogniskować wzroku. Wreszcie to zrobił, sapnął głośno, wyciągnął dłoń i podniósł tę rzecz. Teraz doskonale widział, że była to głowa czarnego szachowego konika. Obcięta u samej nasady.
______________________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dobry wieczór! Cieszę się, że mi się udało zmieścić z p. Ignacym – po zakończeniu pewnego etapu b. ważnej pracy, a przed wyjazdem (nie będzie mnie przez 2 tygodnie – no chyba że znajdę źródełko z Internetem). Opowiadanie – jak już zaznaczyłem – inspirowane tekstem Zoe (Zoego?) na kontrowersjach, ale spuentowane po mojemu : )
No! Takiego pana Lajkonika jeszcze nie znaliśmy….Gdyby Zenek znał te historie, to dopiero miałby chandrę…
Ano właśnie, spieszyłem się z robotą, nawet na Wyspę nie wchodziłem, a tu jeszcze inne odgałęzienie panalajkonikowej rzeczywistości zakwitło! : ) Muszę wrócić i się wczytać, żeby docenić w pełni.
Szkoda, że nie zamieściłeś wcześniej, za zgodą Zoe oczywiście, choć jestem pewna, że nie miałby nic przeciwko, ciągu wcześniejszego. Bez przeczytania “Poniższe opowiadanie powstało na kanwie tekstu „Strzelanina i Lajkonik”, opublikowanego przez blogera Zoe”, wydaje mi się, niniejszego tekstu w pełni… nie da się. A niektórzy nasi Przyjaciele z Wyspy mają alergię na tamten portal.Czytałam TAM i dziękuję za ciąg dalszy.:))) Miałam nadzieję, że takowy nastąpi i nie zawiodłam się.:)))
Oj, nawet link się nie zrobił niebieski 🙁 miałem nadzieję, że jak podlinkuję, to może ktoś się zdecyduje…
Poprawiłem linkę : )
Nie smutaj Quackie.:))):* Ja czytałam wówczas i pamiętam.:) Mam nadzieję, że inni się przełamią i ten konkretny tekst przeczytają tam.:)A mnie osobiście i tak brakuje Pani Chandry, bo wzmianka o drobnej Chince mnie nie zadowalnia.:))) Takie mam zboczenie, o czym już zresztą wiesz.:)))Smuci mnie tylko i wyłącznie wzmianka o Twej dwutygodniowej nieobecności.:((
Dobry wieczór ! :)))) sen mara …. pan Ignacy miał hebanowe szachy ? :))))
spokojnie przeczytam raz jeszcze w celach porównawczych. Bloger Zoe przyniósł Ci inspirację w stylu Ojca Chrzestnego :))))
Tak właśnie, a najśmieszniejsze, że o ile mi wiadomo, Zoe miał nieco inną wizję – nie tak skrajno-mafijną. Przeczytałem, zrozumiałem to tak właśnie – przepadło : )
Wersja Zoe wydawala mi się nieco futurystyczna z wyraźnymi akcentami mafijnymi :))))
Na Dobranoc dziś ode mnie…:)) Mam nadzieję, że utrzymuje się w temacie.:));)Według mnie to jest piękne.:))The Godfather songhttp://www.youtube.com/watch?v=MNMjqqiJMYA
No proszę, jakoś mi ten akurat walc umknął, a jest piękniejszy od głównego tematu z filmu IMHO.
Stwierdzam nieskromnie, podpierając się słowami Wiedźminki, że znajduję w sieci coś, co nie tylko piękne, ale i zaskoczyć potrafi.:)));)
Proszę, jeśli ktoś z Was ma temat z Ojca Chrzestnego, niech się ze mną podzieli. Znajduję tylko disco w polu.:(Tekst jaki zapamiętałam… Między innymi śpiewała to Zdzisława Sośnicka, było też inne wykonanie, trochę inna melodia, ale nie pamiętam kto śpiewał.Za nami miłość najpiękniejsza jaka jest , za nami miłość krajobrazy tylu miejsc , spełniony czas, spełnionych dni i struna słońca która jeszcze w dłoniach drży.Za nami miłość co się zdarza tylko raz .odloty nagłe i spotkania twarzą w twarz spełniony czas spełnionych dni i struna słońca która jeszcze w dłoniach drży.Spoglądam wstecz lecz cóż to mi da gdzie dzisiaj ty? Gdzie dzisiaj ja?….
prawdę mówiąc… lepiej pamiętam książkę niż film…. 🙂
Na stacji Chandra UnyńskaNie umieć grać na klarnecie, to zdarzenie błahe na pozór,Niewarte aż poematu, Ale nie można zagrać glissanda :http://www.youtube.com/watch?v=aEDq3ej7wjE&feature=relatedani Polki na klarnet.http://www.youtube.com/watch?v=RMJ9cEzqNHECzy warto żyć??????
Uwielbiam Błękitną rapsodię.:))) A i Lato z radiopriomnikiem jest mi bliskie.:))) Grane na klarnecie.:)))
Bardziej chodziło mi o powiat, jeżeli pamiętasz – mordobijski. W stylu tych panów z alternatywnej rzeczywistości. Ale i klarnet zacny, zwłaszcza ten pierwszy, bo w klimacie gangsterskich lat 20′ i 30′ – w sam raz od prawuja Ruperta ; )
A może Rodzina Soprano?http://www.youtube.com/watch?v=0nUVETWRN1gWolę Ojca Chrzestnego…mimo i pomimo.:))
A tu jest śmiesznie – serialu nie oglądałem, mimo że plus minus wiem, o czym jest, natomiast ścieżkę dźwiękową znam i cenię (tamże Bruce Springsteen “State Trooper”). Pewnie dlatego do OGLĄDANIA też wolę “Ojca chrzestnego”.
Serial obejrzyj, zapewniam, że warto. Może po… będziesz mnie przekonywał, że się mylę, jak już wielu próbowało?:)))
Widzę, że sam z siebie farby nie puścisz.:));) Zatem zapytam wprost. Dlaczego nie będzie Cię aż przez 2 tygodnie? Chyba, że to tajemnica, to nie odpowiadaj.:))
Ach, nie, żadna tajemnica, wyjeżdżam w 3 Doliny na otwarcie sezonu, myślę, że gdzieś od 10 grudnia aktualne będą zdjęcia z zeszłego roku – patrz galeria u dołu po lewej…
PS. Ale teraz to już naprawdę dobranoc…
Wiem i pamietam.Drewno : Instrunenty dete, drewniane:flet prostyflet poprzecznyflet piccoloobójklarnetfagotkontrafagotsaksofonA dęte blaszane, czyli blacha:trąbkatrąbka sygnałowaróg (waltornia)puzontubasakshornkornetsuzafonhelikon
a do tego:Colt Detective SpecialColt Model 1903 Pocket HammerlessStar Model BColt Official PoliceSmith & Wesson Model 10M1911A1Webley Mk IVColt New ServiceThompson M1928M1 Carbinei parę innych jeszcze
Panie Quackie, jakie Pan chce osiągnąć efekty….proszę (nie wyliczając “wynalazków” ) zapytać fachowca, czyli mnie!!)
Ooo, oczywiście, że się zwrócę do fachowca, za każdym razem jak zajdzie potrzeba! Lista wyżej jest li i jedynie odpowiedzią na wyliczenia Lukrecji, mającą dać do zrozumienia, że nie samą sztuką żyje człowiek ; )
To prawda, ołowiem – i to mocno rozpędzonym – czasem też!:)
Jak to ktoś znajdzie, to niech wrzuci. W.Warska, Puzoniści z PoitiersChcę pojechać do PoitiersPan burmistrz ucieszy sięChcę zobaczyć znów ten mały, sliczny rynekW dzień tak bardzo spiącyA w nocy winem pachnącyI hotelik pełen różMieszkałam w nimKiedyś już…Ja zlewałam wino do butelek, próbowałam. Muszę iść spać.
Mówisz – maszhttp://takron.wrzuta.pl/audio/3PdWaTXFA1N/wanda_warska_-_13_-_puzonisci
Jeszcze tu:http://video.excite.co.jp/player/?id=a65ed65e609702c4&title=Wanda+Warska-+Puzoni%C5%9Bci%281968%29U mnie na szczęście wino do butelek zlewał tata.:)))
Z tego zlewania do butelek najgorsze jest próbowanie :)))
Dobranoc Państwu!
Wspaniałych wrażeń z wyjazdu Quackie i liczę na relację z wyjazdu słowno-obrazkową.:)))Dobranoc.:)))
PS:Wiedźmineczko.:):*** wśród nocnej ciszy coś mi się jeszcze przypomniało i dopisałam piętro niżej.:)
Przeczytałam Jaśminko :)*
Dzień dobry:))) Czytam!
Jeszcze raz witam!! Dostałem na śniadanie owsiankę i dwie (słownie dwie!!!) kromki razowego chleba zesrem białym i pszczypiorkiem!!! W ramach indywidualnego protestu pracę zawodową – samemu sobie przez siebie zleconą! – odesłałem celnym kopem w przyszłość nieznaną i jestem do dyspozycji!! Nerwy mnie po tym porannym traktamencie trzęsą tak, że jeśli komuś młode życie niemiłe proszę mnie jeszcze podjudzić!!:((
PS Resztka przyzwoitości nakazuje mi poinformować, że słynna gwintówka użyta nie zostanie! Będę konwencjonalnie walił kastetem!!
Dzień dobry. Kastet? to bardzo stosownie do panów z pierwszej części tekstu!
Witam zacnego Autora:) Znany jestem z używania stosownych narzędzi do stosownego celu:) Nie masz chyba nic przeciw kastetom i szpadrynom??:)
PS Może tak stanie Szanpan po stronie Senatorowej i uzasadni tezę o wyższości czarnego komiśniaka nad świeżutką białą bułeczką i wprost cudotwórczych działaniach białego serka w przeciwieństwie do “ohydnego” smacznego wędzonego boczuśka?? Naturalnie, szukam zaczepki, a nuż się uda…… Własnej żony lać nie będę, choć przykłady na zbawienne działanie tego zabiegu są…… zarówno historyczne jak i współczesne!
Nic podobnego nie zamierzam udowadniać, i wcale nie ze strachu przed kastetem ani żadnymi innymi środkami przymusu bezpośredniego, tylko na złość Pani Q., która niby popiera moje postulaty, żeby ograniczać kaloryczność posiłków, ale w praktyce guzik, nie stosuje ich. To jak ona mi tak, to ja wolę bułeczkę z czymś dobrym, zamiast komiśniaka. Coś a propos: http://www.youtube.com/watch?v=dhcun1byFfA
Aha, a co Szanpan powie na świeżutką, jeszcze gorącą bułeczkę z miękkim masełkiem i kiełbasą z dzika, wędzoną przeze mnie, w mojej wędzarni, z osiemdziesięciokilowego ” kabana” strzelonego w kukurydzy przez mojego własnego, na krwie mojej gorącej wyhodowanego szwagra?? Dodaję, że ta drobinka na trzy, góra cztery kęsy, jest jedynie dla panów!!!
Co mogę powiedzieć? Przydałby się do tego minimum półlitrowy – a najlepiej litrowy – kufel jakiegoś zacnego piwa, może być pszeniczne, ale ciemne (dunkel), pod dziczyznę jakoś lepiej mi pasuje : )
Ot, dzieciarnia!! Pod półkilowy kąsek takiej kiełbaski padchadiaszczyj jest jeden, drugi, trzeci,stugramowy stakanczik czegoś dla dorosłych! Ot, takoj dierżajuszczyj piet’diesiatow gradusow!! Kiedyż Wy dorośniecie??!!::(( Piwo jest dla harcerzy i kobiet w wysokiej ciąży!!:(((
Wstręciuch jesteś Senatorze i już ! co najlepsze, to dla Panów :(((
Witaj, Wiedźmineczko:))) Może i wstręciuch, ale jak długo żyję jeszcze żaden z Panów nie próbował mnie zmusić do odchudzania! To niby jaki mam być????!!!
.. niewdzięcznik jesteś …. 🙂 a nie wystarczyłoby polubić czarny chleb z białym serem i rzodkiewką ? Moeż nieco gorzej, ale dłużej sie po nim żyje :))))
Aha, żeby nie było nieporozumień – z linku nie skorzystam!!
Aha, ja po raz kolejny – tak jak Królówka ( Dama, Królewna) od pewnego czasu nazywa się w szachach Hetmanem, tak i Konik nazywa się Skoczkiem ( cholera wie czemu!!). A Laufer- ….Gońcem!! Pan Lajkonik miał – doprawdy – do czynienie z mafią sprzed bez mała wieku!:)))
Ojej, ale chyba można powiedzieć w potocznym języku “szachowy konik”, niekoniecznie od razu w relacji szachowej z meczu na poziomie arcymistrzowskim, i wszyscy będą wiedzieli, o co chodzi?
Nie mówiąc już o tym, Senatorze, że gdybym użył nazwy “skoczek”, szlag by trafił grę słów związaną z nazwiskiem pana Ignacego.
Panie Qackie! Pan pozwoli, Monsiegneur, ale szachy to są szachy i bardzo proszę bez kazuistycznych (wy……pierd ółek..) jak mawiały staropolskie kauzyperdy!!) 🙁 A tak, w ogóle, to dziwię się, że sięga Pan do tak pitekantropalnych pseudoargumentow!! Ceniłem Pana na więcej:(((
Pytaniem na pytanie (choć to nieładnie ) – A JAK NIE BĘDĄ WIEDZIELI??:)
Dzień dobry ! Dzisiaj mam babciogodziny stomatologiczne, a to oznacza, że na dłużej będę pod wieczór…….. dziecię woli zostać u mnie :))))
HEhjehehehe!!! Nareszcie wyrywają księżniczce zęby!! Już ma trzonowe??:)
Paskudź jesteś….. czterolatka i trzonowce ? :))) od razu donoszę, że jadowych też nie ma ! :)))
… i uprzedzająco : charakterek miał po kim odziedziczyć….. w rodzinie zostanie :))))
Po prapradziadku!! No, rozlew krwi w przegranej sprawie mamy pewny!! Szkoda dzieciaka, ale cóż zrobisz…….:(((
ino bez rozmantyzmów i tych kruków co nas rozdziobią, Senatorze 🙂
Mie sie nikt nie odezwie ,oprócz stałych bywalców, bo to ja potrafię rozgrzany ołów w przestrzeń posłać!! W tej chwili jest trzech obserwujących nas blogu….czemu nie wpisze się choć część z nich ? Tchórzostwo gwarancją spokoju??:( Tu nie trzeba odwagi, heroizmu, wystarczy zwykłe “dzień dobry”, a jeśli chcecie tylko zaglądać, przyglądać się,….to idźcie w diabły!!!! Albo z nami, albo von!! Dość mam cudzych, chciwych oczu. Obywaliśmy się bez ciekawskich, obejdziemy i dziś. To jest blog dla żywych, nie zombi!! I kij niezainteresowanym, niezaangażowanym, w zezowate oko! Obserwator, człowiek niezaangażowany w tworzenie tego bloga sam sobie dorodną marchew w d……ę powinien wetnkąć, najlepiej z rozmachem ! Zostają tylko Ci, na których nam zależy – reszta von!!
A jeśli komuś to się nie podoba, to dwie marchewki, albo nawetin trzy!!!
Mieszkaniec Moskwy ma znaczny dziś udział w podglądaniu:)))) ale za to milczy uparcie :)))
Nu, biedaka, tak jemu czeturie krasnyje zwiosdy na łob!!!:)))
Senatorze….. nie bądź taki groźny….. staram się jak mogę… ino nie hukaj więcej… :)))
Senatorze, to nie Ty. To dieta przez Ciebie przemawia. Te marchewkowe skojarzenia nie wzięły się znikąd!
ototo….. jeszcze parę jabłek by się Rumakowi przydało :))))
Dzień Dobry.:))) A może Dobry Wieczór?.:)))Już nawet nie wiem noc czy dzień, bo ciemno całą dobę.Całkiem spokojnie wypijam pierwszą kawę…:)))
U mnie… ciemno, wietrznie i deszczowo. Niemal nosem utkwiłam w klawiaturze 🙁
Ponieważ próbowałam wino, zlewane do butelek, to nie byłam w stanie podziękować należycie za Warską. Oraz uzupełnić wiedzę na temat polki na klarnet.Film szwedzki “Ona tańczyła jedno lato” z 1951 roku. Wiejska zabawa, piękna Ulla Jakobsson, a co tańczą od 26:28, no co?Ta polka jest trudna i bardzo efektowna. A ja jestem patriotką.http://www.youtube.com/watch?v=uquOjl3jt3s
…ale wiesz, że nazwa tańca/ utworu muzycznego “polka” nie pochodzi od Polski?
bracia Czesi….. a taka żwawa:)))))
Wiem, naturalnie. Jest to coś jakby pó-kroku. Ale się rozeszła po Europie wschodniej, nie wyłaczajac Skandynawii – wschodniej geograficznie.
A ja bardzo lubię marchewki.:))) Tylko bez groszku proszę.:)))Marchewkowe o ogrodzie miewam snyW marchewkowym stanie jest najlepiej mi…:)))http://www.youtube.com/watch?v=8unEo4tdVVQ
Jak by nie zwać konika szachowego, to łeb koński ma. A jak jest łeb, to mozna go ściąć. Jak mowił Król Kier. Kat wprawdzie stwierdził, że nie może sciąc łba, jeśli nie ma tułowia. Rozsądziła spór Królowa, mówiąc, że jesli jej rozkaz nie będzie natychmiast wykonany, to mają być ścięci wszyscy, znajdujacy się w promieniu mili. Czy coś około tego. Sens w kazdym razie oddałam
Tak było, właśnie tak, pamiętam. A zresztą ja nazywam go konikiem, bo interesuje mnie jego wygląd, koński właśnie, a szachiści, którzy go przesuwają po szachownicy, skacząc nad innymi figurami bez uszczerbku, mogą go nazywać skoczkiem, i w ten sposób Senator jest syty (no, może i nie), i fabuła cała : )
Są ksiażki, filmy czy inne dzieła, co gdyby ich nie było, to ten świat nie byłby taki, jaki jest. “Ojciec chrzesny”, “Alicja w krainie czarów” są takie. Zresztą każdy ma swój kanon. W moim są jeszcze “Dziewiate wrota” i Gwiezdne wojny”, co już wychodzi i jeszcze wyjdzie.Wiele innych też.Życia nie starcza.
Znasz opowiadanie Kuttnera “Tubylerczykom spełły fajle” ze zbioru “Twonk”? Tam jest fajnie opisana geneza “Alicji w krainie czarów” : )
Odpisałam. Wprawdzie blogowi nic sie nie stało, ale wpis szlag trafił.Opowiadania nie czytałam, poszukam. Dotąd uważałam, że genezą Alicji była migrena. W fazie ocznej centrum pola widzenia jest przykryte ciemną, migającą albo lsniaca plamką. Widzi sie tylko po obrzeżach, ale zniekształcone, jak przez drgajacą krople wody. Wtedy można zobaczyć uśmiechajacego sie kota, albo naweet uśmiech bez kota. Jeśli skieruje sie wzrok w tamtym kierunku, wszystko znika, przykryte lśniacą plamką.Potem faza oczna mija i pojawia się ból głowy. U mnie na koniec są tragiczne mdłości.
a proszę bardzo – http://chomikuj.pl/emil120/Ksi*c4*85*c5*bcki+-+E-books/Kuttner+Henry+-+Twonk,560840005.doc
Off-topic w stosunku do pana Lajkonika, ale w trosce i współczuciu dla Senatora załączam link do zaprzyjaźnionego bloga: http://dyszczyki.blox.pl/tagi_b/242954/wedzenie-w-Pilaszkowicach.html Jak się nie da pojeść, przyjemnie bywa i popatrzyć :))
Nie śpię i chwała Ci, że to był zły sen p.Ignacego /mam nadzieję/ :)))) A nasz Rumak nie skończył jak ten szachowy.. :)))) PS Ależ się rozsierdził…:))))
Znaleźliśmy z Jankiem: Kookaburra.http://www.youtube.com/watch?v=Fc_-icFHwQo&feature=relmfui koty piaskowehttp://www.youtube.com/watch?v=0Sh4tu5Xfhw&feature=relmfu
Znaleźliśmy z Jankiem :Kookaburrehttp://www.youtube.com/watch?v=Fc_-icFHwQo&feature=relmfu i koty piaskowehttp://www.youtube.com/watch?v=0Sh4tu5Xfhw&feature=relmfu
Jak mi się zawiesi komputer to będzie przez Ciebie Lukrecjo.:))) Pobieram bardzo duży, jak dla mnie, plik i będę zła jak zerwie połączenie.:)));)Kookaburre urocze ptaszę, kot piaskowy, zwany arabskim lub pustynnym, cudny jest.:))) Szczęściarz z niego, ma bardzo dużą kuwetę.:)))
Ptaszek jest nadzwyczajny; pięknie operuje głosem . A koty ? jak to koty, sam wdzięk :)))
… wpuściło ! to ten snajper ukryty na wzgórzu zadziałał ?:))))
Wyspa powoli staje się bezludna…to znak, żeby… Wybór wbrew pozorom nie przypadkowy.Ode mnie dziś na Dobranoc.:))) http://www.youtube.com/watch?v=OqPwjmi9hCgKrzysztof Cugowski pięknie mija się z linią melodyczną, jak nikt przed nim i po nim.:)))
Dobranoc. Dzisiaj wcześnie, ale start w drogę też wcześnie – rano, a może jeszcze w nocy?
Wracaj do nas pełen wspaniałych wrażeń, którymi się z nami podzielisz Quackie.:))):*Śpij szybko, bo niewiele czasu pozostało Ci na sen.:))
Szerokiej drogi Kwaku i stopę śniegu pod stopą ! :)))))
Puenta urocza. A zachowanie drobnej Azjatki w zielonym kimonie rozmarzyło mnie. We śnie wszystko zdarzyć się może. Ukłony.
Mogę zaprosić piętro wyżej, czy jeszcze nie?
Nic to… zaryzykuję…:)
Możesz, Qwak poszedł się pakować.
Dobranoc….. juz zapaliłam lampkę, by świeciła w tę pochmurną i deszczową noc…..
Wklej ten mój tekst powyżej czy też poniżej jak Ci tam pasuje.