Nie było takiej konstrukcji, której by nie zdekonstruował. Nie było ani jednej wielkiej destrukcji, która odbyłaby się bez jego udziału, lub pod jego nadzorem lub chociaż według jego planów. Jak już do czego rękę przyłożył, to nie było co zbierać. Kamień na kamieniu nie pozostawał. Mokra plama nie pozostawała. Zamówień miał więcej, niż był w stanie podołać. Może się wydawać, że taka destrukcja, to łatwa czynność. Wprost przeciwnie. Jak brali się do tego dyletanci, to skutki bywały niezadawalające, a nawet opłakane. Jeden tylko Lrurt zostawiał nic. Kompletnie nic. To się nazywa czysta robota.
Pewnego dnia sławny destruktor Lrurt zamknął się w swojej pracowni. Wkrótce dały się słyszeć odgłosy stukania młotkiem i rzężenie piły tarczowej. Potem zapadła cisza. Ponieważ mury pracowni były grube, drzwi były pancerne, zaś okna zasłonięte żelaznymi żaluzjami, nikt z zewnątrz nie mógł usłyszeć szelestu kartek i skrzypienia stalówki. Destruktor dokonywał obliczeń. Jak już dokonał, to sprawdził trzy razy, a potem wykonał doświadczenie w mikroskali. Ponieważ wynik był zadawalający, postanowił przejść do makroskali. Zwiedzieli się o tym wszyscy władcy wszystkich światów. I przysłali do Destruktora delegacje z darami i sugestią, aby oszczędził ich królestwo, za to nie oszczędził sąsiadów, gdyż są o wiele wdzięczniejszym obiektem do destrukcji. Lrurt przyjął dary, dokonał kolejnych obliczeń i wyszło, że intencje się znoszą do zera. Więc nic nie destruował (zdestrukcił).
W życiu prywatnym ten wybitny umysł miał niejakie kłopoty, co nie jest znowu niczym dziwnym. Wielcy ludzie tak miewają. Żadnej czynności nie mógł wykonać, żeby jej nie spieprzyć. Potrawy, napoje, odzież obuwie wszystkie sprzęty domowe i outdoorowe, zamiast spożyć, czy użyć zgodnie z przeznaczeniem i ku pożytkowi, poddawał destrukcji. Tak, że musiał być karmiony, pojony, odziewany i obuwany. Myty i wożony. W miarę możności w pieleszach domowych na rękach musiał mieć kajdanki, lub na sobie kaftanik ze zbyt długimi rękawami, dla zapobieżenia ewentualnym czynom destrukcyjnym.
Żona jego po wielokroć tłumaczyła mu, że powinien oddzielać życie zawodowe od prywatnego. Higiena psychiczna wymaga, aby zagadnienia z pracy zostawiać pod drzwiami mieszkania. Po to, żeby wychodząc zabierać je sobie z powrotem. Na nic. Tak to już wygląda życie z geniuszem. Szczęściem, kiedy wybierał sobie żonę, nie był jeszcze tak zaprzątnięty pracą zawodową. Młodość, hormony, chemia, coś z tego zadziałało. A może to ona go wybrała i postanowiła za niego. Nie miała ambicji zawodowych, ale destrukcję umiała także świetnie przeprowadzać. A i konstrukcję też !
Mało tego. Umiała nawet stworzyć trzy rzeczy z niczego: kapelusik, sałatkę i awanturę (to cytat). Te umiejętności doskonaliła przez wszystkie lata w których nazywała się Mme Lrurt.
Mijały lata. Aż przyszła pora, gdy jeden z władców jednego ze światów umarł. Swoje królestwo zaś podzielił między synów, a było ich dwóch. Zatem liczba królów i królestw stała się nieparzysta. Lrurt obliczał i obliczał, niestety jakiekolwiek by kryteria brał pod uwagę, nigdy nie udało mu się zbliżyć do zera.
No i problem. Jak tu teraz przyjmować dary i nie destruować? Wyjście było tylko jedno. Należało zdrestuować (zdestrukcić) jednego z królów, tak, aby znów osiągnąć zero z sumy intencji. Tylko którego – odpowiedź mogła być tylko jedna, zgodnie zresztą z logiką. Tego, którego dary były najmniej warte, czyli tego, który płacił destruktami.
https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Destrukty-czyli-monety.html
Był taki. Straszny kłopot miał z tymi destruktami, bo musiał je za każdym razem w banku wymieniać na obiegową walutę , co było niewygodne również z tego powodu, że kasjer je liczył i na nazwisko Lrurta kwit wypisywał z sumą.
Więc Lrurt obliczył, sprawdził sukcesję i wyszło, że można. Więc dokonał destrukcji. Nieparzysty, płacący byle czym zmarł, jego sukcesję przejął brat. I znowu było zadawalająco, jak dawniej.
Postanowiłam, że będzie głupio jak jeszcze nigdy dotąd. Wyszło!
Kobitki to urodzone destruktorki. Co sie człowiek troche podniesie to one zdestrukca. Maja wprawdzie jakis udział w tym podnoszeniu ale bym tego nie przeceniał a ponadto zjawisko świadczy o marności ich umysłów. No bo po kiego podnosić jak się chce zaraz zdestrukcić? I takim parytet. A w życiu
Między podniesieniem a destrukcją podniesienia jest pare minut, ile, to zależy od kunsztu.
Jest w liturgii taki moment podniesienia. I wtedy wszyscy unoszą się w górę i krążą pod kopułą. Bywa, że całymi dniami. Jest okazja do zawarcia znajomości z tymi z górnej półki, wyrażać się górnolotnie i co najwazniejsze, patrzeć z góry na tych z dołu.To nobilituje.Nie zachęcam ale i nie odradzam
Nasz kościół nie ma kopuły, jest raczej niski, za to szeroki. Projrktował go jakiś architekt, co Boga w sercu nie miał.
Jako, że jeszcze nie śpię, to śpieszę Cię zasmucić Lukrecjo. Niestety, nie wyszło głupio. Musisz się bardziej postarać!Służę korepetycjami. Tanio biorę, bo większość radzi sobie sama i popyt na moje usługi jest niewielki.Sławny destruktor Lrurt brał lekcje u mnie. Nie był zbyt pilnym uczniem. Gdyby był to jego żona nie umiałaby stworzyć trzech rzeczy z niczego: kapelusika, sałatki i awantury (to cytat). Wszem i wobec wiadomo, że żona to męża korona. Gdzie ty Gajus, tam ja Gaja. I jeszcze… Miało tu nie być o polityce a w Twoim tekście jest.:”Nieparzysty, płacący byle czym zmarł, jego sukcesję przejął brat.”PS: Mam gorączkę.
Dzień dobry JasminkoJa bym bardzo chciała, żeby było głupio i jeszcze głupiej aż do pure nonsensu. Umawiamy się na korepetycje?Nie mam wrażenia, że to o polityce
Witaj Lukrecjo.:)):* Co do korepetycji, dogadamy się.:))Co do… to tak jakoś, że mi się kojarzy, jak Jasiowi czysta kartka z… żeby nie powiedź, d..ą.:))PS: Prof. Miodek orzekł, że słowo “d..a” nie jest wulgaryzmem i tego się trzymam.:));)
Ale cyrk!:))) To cenzura mi nie przepuszcza! Przeginają!:)))
Moim zdaniem też nie jest. To piękna staropolska forma :)))
:)))) pure nonsens nie musi być aż głupi… :))))) !
Ci, co nie lubią purée nonsensu, twierdzą, że jest głupi.
Dzień dobry:)) Nie wspomniałaś Lukrcjo o potomkach p.Lrurt. Nie “skonstruował”(?) czy może jednym słowem – spieprzył :)))) “Zagadnienia z pracy zostawiać pod drzwiami” – żeby to było takie proste:( Bywa niestety, i to nierzadko, że właśnie w domu rodzi się myśl, rozwiązanie, na które w pokoju nr 7 nigdy by człek nie wpadł. Oczywiście kosztem domowników, od których wymaga się wręcz znajomości filozofii Zenona z Kition:))) Konstruować, budować jest znacznie trudniej niż dekonstrukcić:( i dlatego wokół mamy tylu “g e n i u s z y” …?Super Kreciu!! Buźka:)))
Masz rację, Skowroneczku, że pomysły przychodzą w bardzo różnych chwilach, (mnie jeden przyszedł podczas wyprzedzania kolumny samochodów), ale to psychologowie tak mówią w trosce o to, żeby nie doszło do jakiegoś tam wypalenia. Faktycznie pominęłam dzieci. Pomyślę, co z dziećmi.
DzieńDobry:))) Dziękuję Wszystkim za pamięć i życzenia:))) Destrukcja jest niezwykle konstruktywna. Bez niczego, nie ma nic !!! I tego się trzymajmy :))))
Nawzajem dziękuję, że tak celnie podkreśliłeś wagę tematu destrukcji :)))
Żeby nie było, nooo!:))) Jadę robić porządki u rodziców…. Zatem do popołudnia..:)
Taki pomysł na dzieci państwa Lrurt, ściągnięty z książki Siedemnastolatek Bootha Tarkingtona.W dziecinnym pokoju, na skórze białego niedźwiedzia bawi się bardzo grzecznie kilku ślicznych chłopczyków. Wszyscy mają po trzy, cztery lata i żadnej przeszłości. http://www.book.hipopotamstudio.pl/?p=1941 Dla tych, co nie czytali streszczam. Są wakacje, siedemnastoletni William kocha się w Loli Pratt, panience ślicznej, zwiewnej, kokietującej wszystko, co żyje. Więc nie on jeden się kocha, jego koledzy też. Lola umie zachować równowagę i nikt nie potrafi a nawet nie chce się jej wymknąć. William wyobraża sobie, że ją poślubił. Pasmo szczęścia trwa. I te dzieci na niedźwiedziej skórze.
Dzień dobry ! :))) jakie tam głupio Kreciu….. zabawnie, tylko ten z byle jaką mennicą chyba tak nie uważa :)))))
… z drugiej strony…zachowywanie równowagi to duża sztuka :)))))
No więc, mógł zadbać o mennicę i wytwórnię papierów wartościowychm czyż nie tak? :)))
W zasadzie Lrurt powinien zdestrukcić tę mennicę i wytwórnię 🙂 byłoby humanitarnie…. :)))
Ale dla Lrurta istotne było, żeby suma intencji była równa zeru. Mannica i humanitaryzm tu nie wystarczą.:(((
Dzień dobry! Mogę podpowiedzieć, skąd się wzięła rynkowa potrzeba de(kon)strukcji. Ponieważ wszystko już było, rzekł Ben Akiba, należało wymyślić i wdrożyć de(kon)strukcję, żeby zrobić miejsce dla nowego. Z drugiej strony mimo domniemanej równowagi wśród władców p. Lrurt i tak musiał prowadzić eksperymenty w mikroskali, a od tego wziął się ogólnoświatowy wzrost entropii i ucieczka galaktyk i rozszerzanie się Wszechświata. Z trzeciej strony p. Lrurt może być z siebie dumny, jego istnienie jest wręcz koniecznością, zgodnie z Doktryną Trzech Światów p. Lema wszechświat życzliwy życiu i konstrukcji błyskawicznie by się nim (życiem) przeładował, to samo, acz nieco wolniej, uczyniłby wszechświat neutralny, a jedynie wszechświat nieżyczliwy, ze wzrastającą entropią, może istnieć. Czysta ekonomia, znaczy.
Witaj Kwaku….. pięknie powiedziane, przy użyciu wielu trudnych słów :)))) .. też bym tak chciała :)*
Więc istotnie chodzi o tę doktrynę. Życzliwe światy istniały, ale przestały. Chociaż czasami się na mgnienie pokazują.
Podejdę konstruktywnie i w podzięce za życzenia przesyłam Wszystkim :http://www.youtube.com/watch?v=pCfp9C7f-8A
Kocham tę piosenkę. Naukowe podejście, Trzeba Ci wiedzieć, Stateczku, że jestem po SGGW, i to wymienianie roślinek zawsze mnie rozczulało.Nie wzdychaj, najdroższy: za dzionek, lub trzy, zakwitną turzyce, łuskiewnik różowy i jaskier kosmaty i szczyrk, ziarnoplon wiosenny. Lecz wierzaj mi: wonna marzanka i bluszcz co się pnie, mizerwa kłosowa i leśny sałatnik, ni zankiel zwyczajny, ni chmiel, nie dają nam tyle, co fiołki… Viola silvestris, słodsze niż wszystkie róże, zgasną w powodzi zielonych traw, lecz będą się długo pamiętać nam, ach!
Zwłaszcza to “ACH” :))))
:)))) “komary niestety”….. a piosenka jest śliczniutka :)))
nieustająco zadziwia mnie to Twoje SGGW Kreciu….. jak to się stało ? :)))
Zwyczajnie, po maturze zdawałam na wydział rolniczy.Jestem mgr inż.rolnik. Bez ziemi.
Jan bez Ziemi zapisał się w historii, więc nie należy się zbytnio przejmować brakiem owej:))
To sobie umiem wyobrazić….. ale nie umiem sobie wyobrazić DLACZEGO tak wybrałaś .:)
Chciałam na UW, na biologię, ale mi powiedzieli, że jestem słabego zdrowia i lepiej to samo na świeżym powietrzu niż w czterech ścianach laboratorium. To mi się spodobało.
.. a filologia Ci się nie podobała? Masz niebłahe uzdolnienia w tym kierunku :))))
Nie filologia a fitopatologia. Oraz entomologia. Między nami mówiąc, straszliwe kobyłu, wszystko do wykucia.
“I znowu było zadowalająco, jak dawniej” – tymi słowami lejesz nadzieję w serca zapatrzonych w czasy minione. Nie da się tego nie interpretować politycznie ;-)) – polityka przebije najdoskonalszy i najczystszy nonsens. Zwłaszcza, że nie wspominasz o Zsujcupalk-u – którego, jak z tego wnioskuję – już nie ma.Świetna historia, godna odwołań!
Zsujcupalk na pewno gdzieś jest. Nie wspominam, bo nie umiem tak o wszystkim naraz. Ja nie podskakuję Lemowi, najwyżej gdzieś zza węgła, korzystając z nieuwagi coś uszczknę. W naszych stronach mówiło się:żaba podstawia nogę, gdzie konia kują. Nie podstawiam :))
Dzień Dobry.:)))Do n razy sztuka. Kilka razy komentarz nie przeszedł. Ciekawe czy tym razem się uda. A może wszystkie na raz się pojawią, w dodatku w kilku kopiach? Niezbadane są drogi onetu.:))
Jedna kopia. Pozostałe trafiły do Lrurta :)))
I czego się jarzy z cudzego, że tak raczę przesadzić, nieszczęścia?:)))
… bo to, przesadzone nieszczęście, nie boli , Jaśminko :))))))) *
Kiedy Przyjaciele żartują Wiedźminko, Przyjaciele wiedzą, że Przyjaciele żartują.:))) Nie ma prawa boleć, można co najwyżej się troszkę podroczyć.::)))
myślałam, że mówimy o tym samym Jaśminko. 🙂
Myślę, że o tym samym Wiedźminko.:)):*
Jaśmino, rozumiem. Przyjaciele mogą inaczej żartować, jeśli są przyjaciółmi.
TAK Lukrecjo.:)):*
Przyjaciel wie, że nie chciałam zranić, dokopać, obrazić. Tym samym nie obrazi się, nie będzie miał za złe. wybaczy gdy się walnie coś nie myśląc, nie trzeba będzie odkręcać, przepraszać, bo On wie.:))
Oczywiście. Rozważania o przyjaźni dotyczą ogólnie przyjaźni. Tetrykowi bym odpuściła. JEST PRZYJACIELEM.
Śpijcie dłużej, nie będę nikogo o 5 rano budzić. Obiecuję. Ale o szóstej to już będzie przyzwoicie? :))) Dobranoc:)))PS Padam na dziób..
Skowroneczek sadystka.:))) Daj pospać do 7-ej chociaż.:)))
Kołysanka na dobranoc :http://www.youtube.com/watch?v=Rbw3urJQTLUJeszcze wcześnie, ale na dobry poczatek spania.
Dobranoc…. lampkę tu zapaliłam, żeby oddalała złe uroki…. a sama przeniosłam się wyżej….. 🙂