Pan Ignacy Lajkonik właśnie rozmawiał przez telefon, kiedy okazało się, że musi zapisać pewne Strasznie Ważne Informacje, a zwłaszcza Niebywale Istotne Liczby. Sięgnął więc w miejsce, gdzie zawsze leżał dyżurny długopis i złapał w dłoń… powietrze. Nastąpiło gwałtowne przegrupowanie myśli w głowie pana Ignacego, wycofanie się na z góry upatrzone pozycje i przeproszenie rozmówcy na chwilę, którą zajęło panu Lajkonikowi odnalezienie działającego długopisu, ołówka lub flamastra. Oraz kartki. Po skończonej rozmowie pan Ignacy rozejrzał się podejrzliwie po pokoju. Niebieski długopis, który jeszcze pół godziny wcześniej stał grzecznie na swoim miejscu w kubeczku, tkwił w zębach groźnej maski z Indochin, sprezentowanej panu Lajkonikowi swego czasu przez pana Szecherezada. I naśladował papierosa (długopis, nie pan Szecherezad). Pan Ignacy groźnie chrząknął, wyjął długopis z maski i włożył go z powrotem do kubeczka.
Chrząknięcie nie wzięło się znikąd. Od dłuższego już czasu pan Lajkonik obserwował dziwne wydarzenia, mające miejsce nie tylko w jego mieszkaniu, ale właściwie wszędzie, dokąd się udawał. Znikające potrzebnostki, rzeczy, które nie wiadomo dlaczego znajdowały się w miejscach zgoła dla nich nieprzeznaczonych, przegapione terminy i „dowcipne” dzwonki do drzwi w wykonaniu kogoś niewidzialnego, komputer, zawieszający system w najmniej odpowiednim momencie i telewizor z głosem lub obrazem, znikającymi, kiedy nie trzeba, ale również odkurzacz, tracący moc ssawczą zupełnie bez powodu, czy też żelazko, raz niedoprasowujące, a zaraz potem – przypalające prasowane ubrania. Kiedy wreszcie pana Ignacego podczas pewnej zasadniczej rozmowy z panią Chandrą coś przełączyło na zegarynkę do Hongkongu, nasz bohater powiedział sobie: „Dość, u licha!” Użyłby nawet mocniejszych słów, bo rozmowa była priorytetowa, ale za to zegarynka – całkiem miła, co poskromiło nieco krwiożercze instynkty pana L.
Rozejrzał się więc za notesem, w którym trzymał najważniejsze numery telefonów (tak, notesem, ponieważ pan Ignacy był zdania, że książka telefoniczna w komórce może zniknąć, i to ciupasem, przy awarii elektroniki). Notes, jakby przeczuwając, do czego ma posłużyć, wywędrował ze swojego normalnego miejsca, ale pan Lajkonik bohatersko dopadł go, wciśniętego pomiędzy książkę kucharską „Toskania – palce lizać!”, a medyczną broszurkę „Myj ręce!”. Przewertował pospiesznie stroniczki, aż pod literą C znalazł numer pani Emilki Clairvoyant ze znanej już niektórym Czytelnikom firmy „E. Clairvoyant SA. Konsulting, doradztwo, prognozowanie”, chytrze rozejrzał się dookoła i zamiast wybrać numer – wybrał się na spacer. Przeszkadzająca mu we wszystkim tajemnicza siła najwyraźniej nie przewidziała, że na trasie spaceru będzie ostatni na osiedlu automat telefoniczny…
– Proszę nic nie mówić – powiedziała pani Emilka, kiedy tylko pan Lajkonik uzyskał połączenie.
– Wiedziałam, że pan zadzwoni, ale gdybym chciała uprzedzać każdy telefon to… sam pan potrafi przewidzieć, jakie rachunki bym płaciła. Do rzeczy, zanim nas rozłączy. Panie Ignacy, ma pan poważny problem, zalągł się u pana chochlik, prognozuję, że pewnie przywlókł go pan z Belle-Lettre, w którejś z książek… Tak, wiem, że państwo tam byli. I proszę się cieszyć, że to zwykły chochlik, vulgaris sp., a nie typus… TYPUS, mówię, dużymi literami, nie słyszy pan? Drukarski znaczy. Chciałby się pan przedstawiać nowym znajomym jako Iguaçu Balkonik? A pana… dobra znajoma jako Chondra? Albo na przykład Cząbra? Nie? No właśnie. Dlatego lepiej, że to zwykły chochlik. Jest na niego wszakże sposób… – i tu połączenie urwało się, a w słuchawce zamiast głosu pani Emilki rozległo się wysilone dyszenie. Ktoś mniej domyślny niż pan Lajkonik uznałby pewnie, że połączył się z abonentem o specyficznych upodobaniach (oddechowych), ale teraz nasz bohater już wiedział, że to dogonił go chochlik, który najwyraźniej osiągnął niezłe tempo.
O ile dotychczas działania chochlika były tylko uciążliwe, to od następnego ranka zaczęło się po prostu piekło. Najpierw pan Ignacy, wstawszy z łóżka, poczuł dziwną wilgoć – okazało się, że zamiast jednego z kapci przed łóżkiem stał czajnik, chwała Bogu, że woda gotowała się w nim po raz ostatni ubiegłego popołudnia. Kiedy już czajnik wrócił na swoje miejsce, dokładnie umyty, pan Lajkonik skierował się do łazienki, gdzie czekała na niego następna niespodzianka. – Oranyboskie!!! – dobiegło znad umywalki. Pan Ignacy, doszedłszy do siebie, stwierdził, że ktoś zakleił mu lustro idealnie pasującą reprodukcją portretu Henryka I Brodatego z „Pocztu królów Polski” pędzla Jana Matejki – po czym wyobraził sobie, co by się stało, gdyby w porannym zaćmieniu próbował zgolić TAKĄ brodę, której w rzeczywistości nie było… i oblał go zimny pot. Ogolony i umyty, ostrożnie przedostał się do kuchni, o włos unikając rozsypanych szklanych kulek – pamiątki z dzieciństwa. Nieufnie popatrzył na puszkę z kawą i zaparzył sobie herbatę. Instynkt powstrzymał go przed sięgnięciem po malinowy sok – na butelce zamiast napisu „malina” widniało złowróżbne „maligna” i znaczek z czaszką oraz skrzyżowanymi piszczelami. – No! – przeraził się pan Lajkonik – Tego to już za wiele! I poszedł – jakżeby inaczej – poradzić się pani Chandry.
Pani Chandra przejęła się tą opowieścią. Zaparzyła panu Ignacemu kawy, a w trakcie parzenia (kawy!) na przebudzenie dała mu bardzo energetycznego całusa. Tego chochlik nie potrafiłby podrobić ani zastąpić! A potem usiadła naprzeciwko przy stole i zaczęła bardzo intensywnie myśleć. Pan Lajkonik z doświadczenia wiedział, że nie należy jej przeszkadzać, więc popijał kawę i czekał, co z tego wyniknie. Pani Chandra myślała, myślała, aż wymyśliła. – Poczekaj tu – rozkazała, ubrała się i wyszła, mrucząc pod nosem do siebie – No! To go utemperuje! – aż pan Ignacy zaczął się obawiać, kogo też miała na myśli. Ona jednak wróciła wcześniej, niż się spodziewał, nie zrzucała płaszcza, nie wypuszczała z rąk papierowej reklamówki z napisem „Cepelia”, tylko uśmiechnęła się i jeszcze raz go pocałowała. Tym razem był to pocałunek triumfalny, po którym poszli razem do mieszkania pana Lajkonika.
W międzyczasie okazało się, że pan Ignacy wybiegł z domu w takim pośpiechu, że zatrzasnął drzwi, ale kluczy nie zabrał. Sprowadzony naprędce fachowiec z pogotowia ślusarskiego szybko zrobił, czego od niego żądano, i uciekł w popłochu. Spłoszyły go groźne pomruki pani Chandry, jakich nikt nie spodziewałby się po tak spokojnej na oko i – umówmy się – niezbyt okazałej kobiecie. Pomruki brzmiały mniej więcej tak: „Osz ty!… Poczekaj no… Jeszcze chwileczkę… Już ja ci…”. W końcu pan Lajkonik i jego wybranka weszli do środka. Przywitała ich nabrzmiała znaczeniami cisza, ale pani Chandra nic a nic się nią nie przejęła. Omijając kulki i jedną skórkę od banana, która notabene już zaczynała schnąć, dotarła do stołu – pan Ignacy, jak nie on, trwożliwie pozostał w progu – wyjęła coś z reklamówki, rozejrzała się, podniosła kubek i wstawiła do niego to coś. – Dodać jeszcze welon? – zapytała, odwróciła się do pana Lajkonika (który chwilowo zdębiał) i zachichotała. Na środku stołu, w glinianym kubku stała dumnie, prezentując całemu światu pięknie rzeźbioną wypukłość, drewniana chochla ręcznej roboty. – No. Teraz zaczekajmy – powiedziała pani Chandra, wróciła do pana Ignacego i – obejmując się – poszli na długi, jesienny spacer.
Kiedy wrócili, w mieszkaniu pana Lajkonika panowała cisza zupełnie nienabrzmiała znaczeniami. Wręcz przeciwnie – pełna ulgi. Wszędzie było widać wzorowy porządek. Szklane kulki wróciły na swoje miejsce w wielkim ozdobnym słoju tuż koło gipsowej Mamy Muminka, a skórka od banana gdzieś zniknęła, przypuszczalnie w kuble na śmieci. Z butelki soku czerwieniła się przepyszna malina, łazienka błyszczała czystością, a w lustrze odbijały się tylko uśmiechy pani C. i pana L.
I od tej pory wszystko było już na swoim miejscu, a pomyłki i awarie zdarzały się dużo, dużo rzadziej, tak jak każdemu. Chochlik z chochlą zaś zajmowali się najwyraźniej już tylko swoimi sprawami, ponieważ po jakimś czasie panu Ignacemu ktoś zaczął znowu robić psikusy – co prawda drobne i nieszkodliwe. On zaś przypominał sobie tamten jesienny poranek, uśmiechał się i z ulgą kręcił głową. W końcu chochliczęta też musiały się gdzieś wyszaleć!
________________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry! Mam nadzieję, że podobało się wielbicielom i pana Ignacego, i pani Chandry (zwłaszcza ci ostatni domagali się ostatnio…) A co do chochlików, to mniej lub bardziej złośliwego ma chyba każdy z nas. Moja rada? Obłaskawiać, kochani, obłaskawiać…
Wiśta wio, łatwo powiedzieć! Obłaskawiać! A jak człowiek nie ma u kogo zasięgnąć tak twórczej rady, a własna wyobraźnia nie staje na wysokości zadania, to chandra przez małe c pozostaje…
No więc u mnie to wygląda w ten sposób, że jak coś się zapodzieje/ zapomni/ popsuje, to ja dostaję po łapach. Nierzadko chochlą. Brutalne, ale pomaga na chochliki i różne takie ; )
Kwaku…. jestem zachwycona i urzeczona……:))))) !
Merci, puchnę z dumy. Coś jak alergia na pochwały ; )
Dowcipny pomysł, wysmakowany styl, bardzo ciepły i miły klimat opowiastki…. Kwaku, jakże mam Cię nie chwalić pod niebiosa ?:))))
Hm hm, czuję się lekko zakłopotany. Ale faktem jest, że te opowiadania to jestem ja od środka, niekoniecznie ten abnegat, którego widać na zewnątrz :^ S
od jakiegoś czasu próbuję znaleźć właściwe słowa….jak odbieram te opowiadania… i nie umiem… :((
bo jest w nich wszystko ; poczucie humoru, dyskretny żart, dobrotliwe spojrzenie i uśmiech…. i odpowiednio budowane napięcie…. super i już :)))
Dzień Dobry Na Wieczór.:)))To ja! To ja! To ja! domagałam się Pani Chandry najusilniej.:)))Mam nadzieję Quackie, że się nie obrazisz za to co powiem, bo zachwyt przeze mnie przemawia. Ten Pan Lajkonik jest bardzo kobiecy.:)))Chyba w każdym domu grasują małe chochlicięta robiąc psikusy. Dopóki nie sprawiają większych problemów uśmiechajmy się, mając nadzieję, że gdy podrosną, mama Chochla nad nimi zapanuje, jak nad ich tatą.:)))
…a na wszelki wypadek w każdym domu powinna być chochla. Straszliwa broń we wprawnych dłoniach i argument nie do odparcia dla chochlików dużych i małych. Można ją zrobić samemu, tylko trzeba mieć dryg w dłoniach : )
Odbieram przenośniowo.:) Ta straszliwa chochla to pełna miłości Pani Chochla, która daje po łapach, tak, żeby za bardzo nie bolało, ale żeby Pan Chochlik i chochlicięta, nie zależnie od płci onych, spróbowały zapamiętać, że nadmierne psocenie jest ze wszech miar nie wskazane!:))Ukształtować Ją sobie można, ale zamiast ostrych narzędzi, np. dłutek, polecam dużo miłości i wzajemnego zrozumienia.:))Panu Chochlikowi tego wszak było brak, co doskonale odgadła Pani Chandra.:))
Hmm, podoba mnie się. Też jestem za wzajemnym zrozumieniem – w każdym razie do tego stopnia, do jakiego jest ono w stanie przeciwstawić się bezinteresownej złośliwości : )
O wzajemne zrozumienie nie jest trudno… Jeżeli Miłość jest, jeżeli jest prawdziwa.:)) Równowaga to jest to!.:))
Apropos bez s słonia… Przypomniał mi się czytany niedawno artykuł.Amerykański dziennikarz pojechał do Armenii, żeby napisać o strasznym losie tamtejszych kobiet.Pytał, czekając na oczywiste odpowiedzi. – Czy to prawda, że o wszystkim decyduje pani mąż?- Tak, usłyszał w odpowiedzi.- To mąż decyduje o o sprawach istotnych. O tym czy zagraża nam druga fala światowego kryzysu, czy wysyłać wojsko do Iraku, itp., itd. Ja mogę tylko o mniej ważnych. Co kupić, do jakiej szkoły wysłać dziecko… itp., itd…
Ahem, tak to często jest, panowie decydują o losach świata etc., a jak trzeba jednego chochlika utemperować, potrzebują partnerki… Ale zgodzę się, że dobra jest równowaga, jak w wielu sprawach u nas – Pani Quackie dba, żeby chochlik od nieodrabiania lekcji znał swoje miejsce, ja się z kolei zajmuję chochlikiem od komputerów…
A kto u Państwa zajmuje się najistotniejszymi problemami, takimi jak druga fala kryzysu światowego?:)))
Takimi to ja. Ale u nas nie są to najistotniejsze problemy ; )
Ufff… Ulżyło mi!:))) Ważne, że Ktoś.:)));)
Jejku, to wam się cała kolonia zalęgła ? :))))
Część odziedziczyliśmy po poprzednich mieszkańcach. Ta kamienica ma swoje lata : )
Jestem pod wrażeniem i chyba długo pozostanę!!:)))
Czy może pod wrażeniem genialnej prostoty rozwiązania chochlikowego problemu? Ja też jestem : ))))
to też Kwaku, to też :))))) !
Utarło się, że maj jest miesiącem miłości a październik, oszczędzania. A tu, prpszę, jaka miła niespodzianka. http://www.youtube.com/watch?v=BOPT18b82DQ (Żabcia i Lucio będą musieli troszkę poczekać):))))
To też. I trochę na zasadzie “ciepłej wdówki na zimę”. Nie będę linkował, bo wszyscy znają :)))
Miłość pacyfikuje nawet złych i złośliwych. No, no. Filozoficzne to.Ukłony.
Miłość pacyfikuje nawet złych i złośliwych. No, no. Filozoficzne to.Ukłony.
Dobry wieczór, powitać! Możliwości są dwie, miłość albo pantofel : ) ale w tym opowiadaniu liczy się skutek, nie sposób. Takie miło podane “cel uświęca środki” ; D No i jeszcze to, że każda Pani ma w sobie coś z czarownicy… czarodziejki…
Skutek się liczy dla postronnych (pan Lajkonik) Dla zainteresowanych czyli Chochlika i Chochli może się liczyć co innego.
: ) Zoe się ostatnio odgrażał na kontrowersjach, że napisze o Lajkoniku z zewnętrznego punktu widzenia. Można i z punktu widzenia państwa Chochlikostwa, zapraszam serdecznie : )
Pierwsza próbaPan Chochlik : wiesz, kochanie, ale ten Lajkonik jest zupełnie wyprany z poczucia humoru. No bo jak mu się portret Heńka Brodatego w łazience nie podobał, to ja już nie wiem…Pani Chochla : Mnie też uważasz pewnie za kogoś wypranego. Znowu wczorajsze skarpetki leżą na środku pokoju. Twoim zdaniem powinnam się z tego śmiać?
Yes, yes, yes! I więcej poproszę! : DDD
Ciąg dalszy próby.Wysyp Chochliczat był tak duży, że do obsługi drobiazgu potrzebne były wszystkie ręce. Bo i kaszką karmić i pieluchy zmieniać i na nocniki wysadzać. Potem dostały ospy wietrznej, ledwo się skończyła, świnki. Pan Chochlik bardzo przygasł, Pani Chochla się zaniedbała. Już nie oglądali wspólnie zachodów słońca i wschodów księżyca, nie uganiali boso po ukwieconych łąkach przy akompaniamencie śpiewu ptasząt i rechotu żabek. Oto jak nas, biednych ludzi,Rzeczywistość ze snu budziNa szczęście Chochliczęta rosły i zaczęły przejmować obowiązki ojca.
Talenta literackie niechaj się nie marnują – tyle powiem 🙂
A jaka jest różnica między czarownicą a czarodziejką? A?
Na to pytanie jest kilka odpowiedzi, w tym infantylna, złośliwa, wymijająca… : )
Różnica podstawowa to wiek onych dam Tetryku.:)))
Powiedziałbym, że to odpowiedź złośliwa, ale z tłumikiem : )))
Dobranoc! Pięknych snów Wam i Waszym chochlikom : )))
Wzajemnie Ci i Wszystkim Quackie.:)))
na dobranoc …. piosenka pani Chochli :)))))http://www.youtube.com/watch?v=O3zaNoZmMnQ
…że Chochla nie może sobie pomarzyć ? na pewno ?:)))))
Na Dobranoc zostawiam…http://www.youtube.com/watch?v=aDg0KFkZ1FcZmęczona noc, wymięta biel,i słońce choć blade, tak pali mnie…ktos wygrał wyścig, ktoś złamał sięwygodniej nie wiedzieć jak naprawdę jestWstawaj! Życie to surfing, więc nie bój się falWstawaj! Życie to surfing, więc nie bój się falPowoli zmywam z siebie lęk,nawilżam twarz szczęściem, odstawiam zgiełk…I już w objęciach nowego dnia,zamieniam wstyd w dumę, podnoszę się…Wstawaj! Życie to surfing, więc nie bój się falWstawaj! Życie to surfing, więc nie bój się fal
… bardzo mi się nie chce zapalać lampki, ale chyba już pora…… rano znów się uśmiechnę do zaczarowanego świata pana Ignacego :)))
Dobranoc…….
Dzień dobry:))) W zakłopotanie p.Q wprawiać Pana nie będę.. Tylko powiem, że już czekam na kolejny odcinek:))) A tak na marginesie.. Panowie bez pań bywają – rozbrajająco bezradni..:)))
Wzorem p.C zaparzyłam pyszną kawę i na przebudzenie energetycznego całusa wszystkim gładkim /ogolonym też/ .. buziaki:)))PS Komu chochlą po łapkach? :)))))
Jest taka piosenka. Dobra. Bo przedwojenna. Chochelko, chochelko cóżes ty za paniże za toba ida chłopcy malowani.W momencie gdy zmieniono chochle na ułana, ta formacja zniknęłą.Potwierdza to stara prawde, że wszystko co piękne, kończy sie na komendzie.
lub w Izbie Wytrzezwień
lub u Irenki
A gdzie obiecany tekst? Ireczku? :)))
Dzień dobry ! za co chochelką po łapach ? tak od rana ?:)))
Dzień dobry! A ja na poranne dobudzenie stosuję ALBO chochelką po łapkach, ALBO chlapnięcie zimną wodą na kark : )
a siekiera?. Tylko nie ostrym, obuchem. I namietnie.
Siekierą wyłącznie po główce, nigdy po palcach. Tak szybciej i efektywniej.
NO. A jak wzmacnia autorytet.
DzieńDobry:)))Wzmacnia apetyt, orzeźwia, czyści łagodnie, nie przerywając snu :)))
Panaceum normalnie!
o, to, to…. zimna woda na buźkę o świcie…. tak się budziłam do pracy :)))) a jak skutecznie działa przeciwzmarszczkowo :!!!:))))
Zimny prysznic gwarantuje natychmiastowe przebudzenie:))) Witaj Wiedźminko:)))
Dnia Dobrego Wszystkim.:)))
Dzień dobry:)) Widzę, że zaraz zacznie się Siekierezada:))
Witaj Senatorze….. Ireczkowy realizm wyrasta ponad poziomy :)))))
Witam:))) To i tak szczęście, że jedynie wyrasta, bo gdyby tak wyleciał!! ŁooooomójBożeeeee!!:)))
Ale wiesz Kwaku ? “o świcie” zastanowiły mnie pogrózki pani Chandry……. skąd dama może znać takie ” osz ty”? :))))
znać, jak znać, ale stosować ?:))))))
“Osz ty” jest jeszcze niewinne : ) A stosować? No cóż, przecież pan Ignacy mógł się ogolić ZA BARDZO! Albo pojechać na kulkach i stłuc sobie… tylno-dolne partie. Toć nawet dama się może zdenerwować!
Też bym się, gdyby!:))) A gdyby to pewnie nie takie oszty by poleciały.:)))
Wróciłem przed chwilą z lasu, wiało jak w kieleckiem, słońce świeci jak w lipcu(przed dwoma laty), klony i dęby już żółkną, brzozy i olchy wciąż zielone. Jesień nam wynagradza nieudane lato:)))
Witaj Stateczku.:)))Pozadraszczam ociupinkę wyprawy do lasu. Ode mnie do takiego prawdziwego daleko. Pozostaje mi zachwycać się jesienią ogrodową.. Róże jeszcze kwitną, nawet magnolie, w zielonej trawie żółcą się mlecze., na rajskiej jabłonce czerwone jabłuszka… Kolorowe liście i zimny wiatr przypominają, że to już jesień, mimo, że słoneczko grzeje jak latem.:))
Cześć, Stateczku:))) Jeszcze mnie tylko napisz, że choć jednego grzyba znalazłeś, a załamię się jako ta…….no, ta…. jako co, cholerka – wierzba rosochata??:(
Tylko papierzaki, zwykłych ani jednego:)))
To jak i ja, nawet opieniek nie ma!:((
Dobre popołudnieZ pożycia państwa Chochlikowstwa. Po odcinku I. Odpowiedź na pytanie, dlaczego skarpetki na środku pokojuChochelko, duszko, to przecież gdy się wczoraj spieszyłem do naszej łożnicy, te skarpetki spadły mi z hukiem na środku pokoju. Czyż miałem przystanąć, aby je pozbierać?
“No i właśnie o ten huk chodzi, kochanie. Przecież mogłeś pobudzić gospodarzy! A wiesz przecież, że nie powinno nas być widać, zupełnie jak Strączka i Dominiki Zegarkiewiczów! Wstałam rano, potknęłam się o te skarpetki – znowu huk. Czy mógłbyś je w takim razie owijać w coś, co stłumiłoby ten huk?”
Szczęście, że choszi o huk. Obawiałem się, że masz mi za złe ten pośpiech..
“Twój pośpiech mi pochlebia, hałasów nie lubię, przecież wiesz. A tak przy okazji pośpiechu, jak już przy tym jesteśmy, to pamiętaj, proszę, że Chochlicząt jest już siedmioro, a nas – ciągle dwoje” tu Chochla skrzywiła się nieco. Chochlik dumnie pociągnął nosem.
Duet Wspaniałych Autorów proszony jest o ciąg dalszy ….. czyżby pani Chochlikowa, de domo Chochla pragnęła liczniejszego towarzystwa w łożnicy ?:)))))
Chyba raczej odwrotnie – mniej licznego w pokoju dziecięcym ; )
… znaczy… siódemka to dość ? :))))) ale to nie było powiedziane jednoznacznie :)))))
Dla chochlików model standardowy to 2 + 5 ; )))
Wspólnie doszli do jednakiego wniosku. Zaraz nazajutrz wybrali sie do znanego specjalisty. Doktor Warząchew wyjaśnił im zasady Regulacji i Zapobiegania przy Jaknajmniejszym Ograniczaniu Się.Znów zapanowała Harmonia.
The Very Happy End : ))))
Oczywiście żadne z poniższych rozwiązań:http://www.youtube.com/watch?v=yxwf1NT6Aj0&feature=fvwrel
A tak, to to akurat znam prawie na pamięć : ) włącznie z podsumowaniem w wykonaniu protestantów z naprzeciwka : )))
Tego protestanta właśnie miałam na myśli, jako rozwiązanie alternatywne do katolockiego. Ale dr Warząchew wskazał trzecią drogę.
Jakiś czas temu był Konkurs na napisanie najpiękniejszej bajki. Szkoda, że wzięliśmy w nim udziału zbiorowego.:))) Nie mylić ze zbiorowym samobójstwem.:)));) Imiona, nazwiska? bohaterów już mamy. Chochlik, Chochla, Warząchew. Dołączyliby do nich Kopyść, Goca, może nawet Makutra i inni.:))) Wygrana gwarantowana.:)))
Pamiętasz Lukrecjo zaczątki wspólnie pisanej powieści?:))) Trochę mi żal, że projekt upadł. Z mojej winy też, przyznaję się bez bicia. Nie miałam wtedy do tego głowy.:((
Z projektów zarzuconych przypomniały mi się jeszcze Listy do redakcji Quackie`ego.:))) Na długie zimowe wieczory jak kupił.:)))
A tak, to jest nieustająco aktualne : ) Szanowny Panie Homer! Trzeba być chyba ślepym, żeby nie zauważyć, że taka kobyła jak pańska “Iliada” nie ma racji bytu na współczesnym rynku. Owszem, opisy walki są w porządku, czytelnicy w zasadzie by to kupili, ale już broń, jaką posługują się bohaterowie – żenująco passé. A te narady sztabowe, proszę Pana, co one wnoszą do akcji? Nic. Można by ostatecznie zakwalifikować Pańską pozycję do działu “militaria”, ale co tam robi niejaka Kassandra? Czy to komputer taktyczny, czy też kobieca postać z zaburzeniami osobowości i czasoprzestrzeni? Bo jeżeli to drugie, to proszę raczej zwracać się do wydawnictw specjalizujących się w fantasy. I jeżeli Pan myśli, że zbliżające się igrzyska Londyn 2012 pomogą sprzedać Pana książkę tylko dlatego, że parę postaci określił Pan jako “olimpijskie”, to nie tędy droga. A na przyszłość doradzałbym zająć się raczej literaturą podróżniczą, czy ja wiem, może np. “Rejs po najciekawszych zakątkach Morza Śródziemnego”, czy coś w tym guście. Widać, że ma Pan sporą wiedzę na ten temat. Kreślę się z poważaniem Red. Quackie[na chwilkę zniknęło, bo poprawiałem]
Może warto odkurzyć pomiędzy Panami Lajkonikami? Może Wyspiarze daliby się wciągnąć do zabawy? Moim skromnym zdaniem pomysł przedni!:)))Do Wiosny daleko, na zastanowienie mnóstwo czasu.:)))
Jestem za. Nad kreską, pod kreską, gdziekolwiek : )
Noo, ale to miała być bajka-dbajka, na jednen z konkretnych tematów; nie wiem, czy tak hop siup by się napisało. Bohaterowie, nawet b. fajni i z chwytliwymi imionami i w fajnym klimacie (“sztućcowym” też), to dopiero początek, a fabuła…
By się chciało, by się postarało, by się wymyśliło, żeby było. Jako ta od dzieci mogłabym służyć radą a Wy nic, TYLKO pisać.:)))Nic to…było, minęło…może następną razą?:)))
Ja mam osobiście taki swego rodzaju zawodowy uraz do pisania na konkursy. Jak mi ktoś proponuje napisanie tekstu do projektu (kampanii reklamowej, strony www, czegokolwiek), który startuje w dowolnym konkursie, przetargu etc., z założeniem, że jak projekt wygra, to będzie za to kasa, a jak nie, to nie, to wychodzi na to, że zgadzam się ponosić ryzyko wspólnie ze startującym. Jeżeli mam tyle innych zleceń, że mogę sobie pozwolić na ryzyko, to sobie pozwalam, ale jeżeli nie, wolę w taki układ nie wchodzić. Za dużo już widziałem konkursów i przetargów, które wygrał ten, co miał wygrać, zięć dyrektora na przykład.
Miałam na myśli tylko i wyłącznie zabawę Quackie.:))) Sam Konkurs był tylko i wyłącznie ku skojarzeniu, że mogłoby być wesoło wziąć w nim udział zaocznie.:)))
OK. A ja mam tak, że jestem całkowicie usatysfakcjonowany, jeżeli chodzi o zabawę podczas pisania tu i tam, niekoniecznie na konkurs. Wiesz, zawiedzione nadzieje nie wchodzą w grę : )
Ode mnie dziś na Dobranoc…http://www.youtube.com/watch?v=Ur5K9ULk4goDo jutra Kochani.:)PS: GG padło. Nie wiem czy tylko u mnie.:) Info na wszelki.:)
Dobranoc! Stu pociech podczas snu Wyspiarzom Życzę tym setnym komentarzem.
Nad spokojem nocy ludzi i chochlików czuwa zapalona lampka…. nic złego nie może sie zdarzyć….. :)))) Dobranoc.
Zapraszam piętro wyżej, ale to już jutro zapewne.:)