Pan Ignacy Lajkonik prowadził samochód po rozpalonej słońcem włoskiej autostradzie, wśród setek innych samochodów, między którymi zdarzały się wielkie ciągniki siodłowe, zwane tirami, holenderskie kampery – zawalidrogi, ale także supersamochody, niskie, sportowe, o opływowych kształtach… Zazwyczaj pan Ignacy widział w lusterku daleki błysk, mówił ostrzegawczo „Oho!”, a w następnej chwili lśniąca strzała śmigała obok nich i znikała gdzieś z przodu. Obok pana Lajkonika siedziała pani Chandra, która na jego „Oho!” unosiła głowę i próbowała dostrzec jakieś oznaczenia. Potem odwracała się do pana Ignacego i mówiła na przykład: „czarny koń” albo „trójząb”, czy też „dwie skrzyżowane flagi”, a on starał się przypomnieć sobie, jaka to marka.
Poza tym podczas jazdy świetnie się bawili, grając w słówka, śpiewając lub wspominając miejsca, w które odwiedzali przez poprzednie dwa tygodnie (i co tam robili): Piazza del Campo w Sienie, gdzie pili znakomite espresso, pyszne lody w Lucce, niedaleko domu, w którym urodził się Giacomo Puccini (tu pan Lajkonik zaśpiewał „La donna e mobile”, a pani Chandra zaczekała, aż skończy, po czym pocałowała go w policzek, ale tak, żeby nie przeszkadzać w kierowaniu, i powiedziała „Ale to z opery Verdiego”, na co on uśmiechnął się i pomyślał „No pewnie, że tak… ale opłaciło się”), pasta i Chianti niedaleko florenckiej Galerii Uffizi czy też opowieść o Giuletcie i jej niewiernym kochanku, na którym zemściła się wróżka Beffana, pod wieżami San Gimigiano. A jaka perspektywa rozciągała się z murów fortecy w Volterrze! A jak wyglądały ciemne burzowe chmury nad murami Asyżu! A jaki kolor miały wzburzone wody Jeziora Trazymeńskiego! A potem pani Chandra zaczęła wspominać jeszcze, jak świecił wielki, różowy księżyc pewnego wieczoru, kiedy cykady nie chciały iść spać…
I z tą właśnie myślą zasnęła, a pan Ignacy skupił się na prowadzeniu samochodu, bo też i droga przed nimi była długa. Kiedy pani C. się obudziła, krajobraz za oknem wyglądał już całkiem inaczej. Szosa pięła się serpentynami po zboczach gór, których szczyty były nagą skałą, a gdzieniegdzie przebłyskiwały na nich białe płaty śniegu. Zbliżali się do wlotu tunelu, który czerniał kilkaset metrów przed nimi. – To już Austria? – spytała pani Chandra. Pan Lajkonik pokręcił przecząco głową i tajemniczo powiedział: – Nie. To niespodzianka!
Przejechali kilkaset metrów skąpo oświetlonym tunelem i zupełnie jak Alicja po drugiej stronie lustra
wyjechali na jego drugą stronę. Przywitała ich soczysta zieleń alpejskich hal i niebieska tablica, głosząca w kilku językach „Księstwo Belle-Lettre. Witajcie!” i małymi literami „Boże, zachowaj Księcia Pana!”. Pani Chandra przetarła oczy, pewna, że jeszcze śni, ale łąki ani tablica nie chciały zniknąć, a kiedy ją minęli, zza zakrętu wyłoniło się nieduże miasteczko. Schludne domki z dwuspadowymi dachami cieszyły oko bielą ścian, a w samym centrum stał zamek – przypominający trochę słynny Neuschwanstein, ale nie tak kiczowaty. Pan Ignacy zaparkował przy niewielkim pawiloniku, z szyldem głoszącym „Books – Bücher – Livres – Libri – Knigi – Książki – Bøger – Raamatud”, i odwrócił się do swojej ulubionej pasażerki. – Niewielu turystów tu trafia – powiedział kpiarskim tonem – Nie ma tu strefy wolnocłowej, z alkoholi mają tu własne wina, niezłe, ale winnica jest za mała, żeby konkurowali z wielkimi… Ale mają tu inne rzeczy, których gdzie indziej nie uświadczysz! Chodź, wszystko ci pokażę!
Zameldowali się w hotelu „Chez Palindrome”, pan Ignacy zaniósł bagaże do przytulnego pokoiku z widokiem na Pic du Verse, a potem poszli zwiedzać. Spacerowali ślicznymi uliczkami, gdzie z pięknie rzeźbionych drewnianych balkonów zwieszały się girlandy błękitnych amfibrachów i fioletowych alegorii, przetykane gdzieniegdzie pękami żółtych toposów. Partery zazwyczaj zajmowały małe sklepiki, z których każdy poczytywał sobie za punkt honoru posiadanie jak największego okna wystawowego. Pyszniły się w nich – w zależności od branży reprezentowanej przez sklepik – mięsiste didaskalia, zwiewne greguerie, proste żurawiejki i pełne uroku frottole. Pana Lajkonika i Chandrę minęła rozgadana para beletrystów, której piękniejsza połowa prowadziła na smyczy baraszkującego ałpamysza.

W centrum placu unosiła się wielka, kolorowa czasza. – Ach, w samą porę – uradował się pan Lajkonik – Tam widzisz balon, napełniany zazwyczaj mieszaniną pozyskiwaną z głów debiutujących autorów, którym udało się odnieść sukces. Mówi się, że uderza im do głów woda sodowa, ale to nieprawda; objawy takie jak zadzieranie nosa i patrzenie na wszystkich z góry są skutkiem wydzielania się lżejszego od powietrza gazu…
W tym momencie przerwało mu głośne ujadanie. Dwóch mężczyzn w szaro-zielonych strojach i tyrolskich kapelusikach z piórkiem trzymało z całych sił drewnianą klatkę, w której szalała dorodna metafora. – To tutejsza tradycja – wyjaśnił pan Ignacy – Mężczyźni idą w góry, uważnie śledząc wszystkie literackie tropy, i starają się chwytać nowe metafory na jak najwyższym poziomie. A potem dostarczają je do miasta i przechwalają ich pięknem. Ale ci tutaj chyba nie potrafią jej opano… – w tej chwili szczeble nie wytrzymały furii. Metafora skoczyła błyskawiczną tęczą i po chwili zmieniła się w znikający punkt. Myśliwi skoczyli za nią, ale szukaj wiatru w polu! – Tam, tam popędziła! – wrzasnął jeden z nich, drugi przenikliwie zahałłakował, a na ten łowiecki zew z okien i drzwi zaczęły wychylać się głowy mieszkańców.
Nie minęło parę chwil, a w miasto ruszyły naprędce zorganizowane grupy pościgowe, prowadzące na smyczach tresowane metonimie i gończe synekdochy . Przez uliczki i skwery poniosło się ich podniecone jodłowanie, gdy złapały trop i poszły weń. Metafora była jednak chytrym i doświadczonym egzemplarzem – ukryła się między wierszami, słychać ją było tylko w milczeniu ścian, pomiędzy którymi przemykali tropiciele. Pani Chandra przyglądała się temu przez chwilę, po czym zmarszczyła brwi, wyraźnie zastanawiając się nad czymś. – Chodźmy – powiedziała i pociągnęła pana Lajkonika za rękaw… w kierunku balonu. – Dokąd? – zdziwił się Ignacy, ale ponieważ ufał pani swojego serca, posłusznie podążył za nią.
W ogólnym podnieceniu, jakie towarzyszyło polowaniu na metaforę, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Pani Chandra wsiadła do balonu, a pan Lajkonik odwiązał liny i zdążył jeszcze wskoczyć do unoszącego się kosza. Jeszcze tylko wyrzucili dwa worki z balastem, zawierające kąśliwe recenzje krytyków, i balon majestatycznie wzniósł się w powietrze, a potem pożeglował z przychylnym wiatrem nad dachami miasta. Nasi bohaterowie zdążyli się przez ten czas zapoznać z wyposażeniem swojego powietrznego statku, a pani Chandra wyciągnęła z futerału wielką lornetę i intensywnie przepatrywała dachy i uliczki miasta. Równocześnie zdążyła wyjaśnić panu Ignacemu plan, na który on z entuzjazmem przystał.
Szybowali bezgłośnie przez kwadrans, a może nieco dłużej, kiedy pani Chandra wskazała panu Lajkonikowi jakiś punkt i podała lornetkę. Ignacy spojrzał, wyregulował ostrość, popatrzył jeszcze raz i – faktycznie! Nad dachem domu unosiła się zwinięta w opalizujący kłębek metafora. Kiedy pan L. na nią patrzył, rozprostowała swoją teorię kognitywną, przeciągając się od jednej domeny pojęciowej do drugiej. Najwyraźniej dobrze jej było powygrzewać się na słoneczku. Tymczasem balon bezszelestnie podkradał się ku niej… był bliżej, coraz bliżej, jeszcze bliżej… A kiedy jego cień już, już miał spłoszyć metaforę, Ignacy i Chandra szeroko rozpostarli sieć skojarzeń – a wiesz przecież, szanowny Czytelniku, że była ona rozległa i bogata – i, rzuciwszy pierwszymi z brzegu konotacjami, chwycili metaforę w lot!
Nie dane im było jednak spocząć na laurach, ponieważ kapryśny Autor nakazał wiatrowi powiać w taki sposób, aby balon zbliżył się niebezpiecznie blisko murów książęcego zamku! Na szczęście pan Lajkonik, wiedziony instynktem, spojrzał przez ramię i w porę zauważył, na co się zanosi. Zdążył tylko pogrozić Autorowi palcem i już oboje z Chandrą mieli pełne ręce roboty – trzymając sieć z wierzgającą metaforą, próbując wypuścić z balonu nieco gazu i przygotowując się na zderzenie z ziemią. Wszystko to udało im się konkursowo, biorąc pod uwagę, że o lataniu balonem mieli ledwie zielone pojęcie, i po chwili wylądowali niedaleko strzelistej południowej wieży zamku, w parku, wśród starannie przystrzyżonych w persyflaże krzewów. Lądowanie nie było jednak idealne, nagły powiew w ostatniej chwili szarpnął sflaczałą czaszą i kosz przewrócił się bok.
Lajkonik i Chandra wygramolili się z wywróconego kosza, zabezpieczyli starannie siatkę z oszołomioną tym wszystkim metaforą i dopiero wtedy zauważyli, że całej scenie przygląda się ze zdumieniem starszy, siwy pan, z bródką i w binoklach, ubrany w jasny, letni garnitur. Pan Ignacy natychmiast mu się ukłonił, głęboko i z najwyższym szacunkiem. – To książę! – szepnął w kierunku pani Chandry, która błyskawicznie zorientowała się, co należy zrobić i wykonała elegancki dworski dyg. Bo też rzeczywiście był to sam Jaśnie Pan Książę, Jego Wysokość Eclair d’Inspiration de Belle-Lettre, w związku z piękną pogodą raczący się popołudniową kawą na świeżym powietrzu.
Oboje przedstawili się księciu zgodnie z wymogami etykiety, a on zaprosił ich na kawę (pani Chandra wolała herbatę) z magdalenką. W międzyczasie z miasta przybył zdyszany posłaniec, który potwierdził wersję wydarzeń, prezentowaną przez pana Ignacego. Książę pozwolił posłańcowi odsapnąć, po czym poprosił go o dostarczenie myśliwym wiadomości, że ktoś już złapał ich uciekinierkę. Następnie wszyscy jeszcze raz obejrzeli metaforę, a gospodarz kręcił głową, utrzymując, że od wielu, wielu lat nie widział tak wyrośniętego i urodziwego okazu. Pan Lajkonik na prośbę księcia opowiedział wszystko jeszcze raz od początku. Jego Wysokość wysłuchał uważnie jego opowieści, a na koniec zwrócił się do pani Chandry:
– Cherie, proszę mi powiedzieć tylko jedną rzecz, bo niezwykle ciekawym: skąd pani wiedziała, co należy zrobić? Skąd ten znakomity pomysł, żeby użyć balonu i zapolować na metaforę z góry?
Pani Chandra skromnie spuściła oczy i powiedziała:
– Wasza Książęca Mość jest bardzo spostrzegawczy. Kiedy tylko pękła klatka, byłam pewna, że tylko tak będzie można ją złapać. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to metafora naprawdę wysokich lotów!
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry! i już wiecie, co pan Ignacy robił w lecie. I jeszcze jedno: nauczony doświadczeniem, załączam słowniczek [na podstawie Wikipedii]:Alegoria – w literaturze i sztukach plastycznych przedstawienie pojęć, idei, wydarzeń, przy pomocy obrazu artystycznego o charakterze przenośnym lub symbolicznym, np. poprzez personifikację.Ałpamysz – uzbecka wierszowana epopejaAmfibrach – w metryce to stopa składająca się z trzech sylab: jednej długiej między dwiema krótkimi.Didaskalia, zwane też tekstem pobocznym – wskazówki autora dotyczące sposobu wystawienia dramatu na scenie.Frottola – pieśń renesansowa dla domowego śpiewania przy akompaniamencie lutni, o prostej budowie harmonicznej i rytmicznej.Gregueria – krótka forma literacka, rodzaj aforyzmu.Metafora – szczegóły dot. teorii kognitywnej i domen pojęciowych w Wikipedii – http://pl.wikipedia.org/wiki/Metafora Metonimia – figura retoryczna mająca na celu zastąpienie nazwy jakiegoś przedmiotu lub zjawiska nazwą innego, pozostającego z nim w uchwytnej zależności Palindrom – wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej. Persyflaż – utwór o charakterze żartobliwym i ironicznym, ukrywający szyderstwo pod pozorami wyszukanej uprzejmości lub udawanej powagiSynekdocha – to odmiana metonimii, wyraźnie wskazująca na jakieś zjawisko przez użycie nazwy innego zjawiska, zawierającego to pierwsze lub zawierającego się w pierwszymTopos – powtarzający się motyw, który często występuje w obrębie literatury i sztuki danej kultury, cywilizacji. Żurawiejka – krótki, najczęściej dwuwierszowy, żartobliwy kuplet układany dla poszczególnych pułków kawalerii
Tak mi pasuje, jako ilustracja muzycznahttp://www.youtube.com/watch?v=bzc6BFAVgRoi słowa A on się zes,A on się zes,A on się zesunął z konia,od 2: 26 mniej więcejCzy ten na różowo, z długim nosem to Dante?
: ))))) słowa to nie wiem, muzyka pasuje do polowania jak najbardziej ; ) Co do obrazu: od prawej ku lewej – Guido Cavalcanti, Dante Alighieri, Giovanni Bocaccio, Francesco Petrarka, Cristoforo Landino i Marsilio Ficino. Obraz jest fantazją w tym sensie, że panowie na nim przedstawieni nie mieli szansy się spotkać w rzeczywistości, z powodów choćby chronologicznych.
W zaświatach za to jaknajbardziej.Jeszcze jeden “kawałek”, naszukałm się, bo na William Tell tylko uwertura wyskakuje.http://www.youtube.com/watch?v=ZBuruauxU0s
Hm, to mi pasuje na dwór książęcy bardziej, ale na jakąś uroczystą okazję, niekoniecznie jako ilustracja niespodziewanego lądowania balonu w ogrodach Księcia Pana : )
To są tańce i śpiewy ludu szwajcarskiego, tyle, że orkiestra taka “dęta”.W wykonaniu np Chóru Ambrozjańskiego wypada o wiele milej.Pewnie niesłusznie, ale przypomniał mi się jeszcze “Klub Dumas” z taką specyficzną atmosferą poszukiwania księgi w Portugalii i Francji.(Dziewiąte wrota też to mają)
Ludu? Na dworze książęcym? Fi donc! ; ) No cóż, pewnie gdzieś tam jest taki kontekst, czy to “Klub Dumas”, czy z grubszej jeszcze rury “Imię róży” (a co!), ale miałem ambicję napisać nieco lżejszy utwór, co – jak widać z poniższych uwag Tetryka – niekoniecznie się udało : )
Lud szwajcarski jest inny od wszystkich, polecam opowiadanie “Czarny pająk” ze zbioru “Czarny pająk opowieąsi niesamowite.
To jest mocne!!! Że jeszcze Hollywood tej fabuły nie złapał! A może złapał, tylko przerobił po swojemu, tak że się poznać nie da? A w ogóle kiedy czytam, jak ludzie postanowili złożyć w ofierze kolejne dziecko, ale niby nikt do tego nie chciał przyłożyć ręki, to jakbym widział “Wizytę starszej pani” Durrenmatta – też Szwajcar w końcu. Przypadkowa zbieżność? Nie sądzę…
Wracając do domu dość gładką i nienajgorzej oświetloną drogą, zastanawiałam się, czy się właściwie wyraziłam, przywołując “Klub Dumas”.Ani mi w głowie posądzanie o jakiekolwiek zapożyczenia. Atmosfera porównywalna jest osiągnięta własnymi środkami.
Nie myślałem o zapożyczeniach, raczej o zabawie słowem i metasłowem; w tamtych książkach jest bardziej na poważnie, u mnie – sporo lżej, i właśnie o to chodziło : )
To wiem, obawiałam się tylko, czy się właściwie i zgodnie z intencją wyraziłam. Jeśli tak, to dobrze.
Hurra! Nareszcie.:))) To teraz spokojnie przeczytam.:)))
No, szanowny (choć nieco złośliwy) Autorze! Przywaliłeś nas swoją filoloerudycją – i nic nie wystaje ;)))
…ale w komentarzu zamieściłem słowniczek, za który można chwycić, żeby się wydostać spod erudycji : )
Skorzystałem, rzecz jasna – dzięki temu daję niejakie oznaki życia. 🙂
Mam nadzieję, że nie jesteś mocno uszkodzony, w razie gdyby, poradnia językoznawcze na stronach PWN ; )
:))))))))))))))) !
Prosta żurawiejka powróciła do Polski razem z p.Lajkonikiem, w autentycznym brzmieniu : D…a błyszczy jak z mosiądza, bo to ułan jest z Grudziądza. Druga jeszcze prostsza : Hej dziewczęta w górę kiecki, jedzie ułan Jazłowiecki :)))
Nie przyglądałem się wystawom w Belle-Lettre, ale może i te żurawiejki tam były? ; )
Przecież napisałeś, iż takie tam były ???
“takie” były, ale czy “właśnie te”? Jest to dość prawdopodobne, bo to popularne żurawiejki… ; ))))
Przeczytałam, ochłonęłam. Wiele mi się nasunęło podczas, umykając w trakcie.Na teraz. To według mnie najlepszy Twój Panalajkonikowy tekst Quackie.:))Z metaforą genialne!Zaciekawiło mnie jak można prowadzić (na smyczy?:) ałpamysza.?Zapytałam wujka Google, odpowiedział, że:Ałpamysz, uzbecka epopeja wierszowana tworzona w XIV-XVII w. Miała istotne znaczenie dla tradycji narodowej i kultury Uzbekistanu. Znana także w wersjach: kazachskiej, karakałpackiej i ałtajskiej. Jej tytułowy bohater dąży do odzyskania przebywającej na obczyźnie narzeczonej. Tłem dla jego poczynań są walki koczowniczych plemion z najeźdźcami. Opowieść jest do dziś wykonywana przez ludowych recytatorów (bahszi) przy akompaniamencie instrumentów muzycznych.
To metafora wysokich lotów Quackie.:)))
Ałpamysza można prowadzić na smyczy mniej więcej tak samo, jak zapolować na metaforę albo hodować na balkonie amfibrachy, alegorie i toposy : ) w Belle-Lettre wszystko jest możliwe!
Na plus dla mnie zapisuję, że załapałam bez tłumaczenia. Tym nie mniej za tłumaczenie dziękuję.:))):*
Aha, i czy najlepszy tekst, to nie wiem, ale mnie się też podoba : ), a to wiele, nie o każdym tekście tak mogę do końca powiedzieć, mimo że staram się dawać z siebie, co mam najlepszego…
:)No i w ten sposób znalazłam Twoją osobną stronę. Akurat zajrzałam na k, akurat przeczytałam, po czym chcąc, a nie mogąc skomentować (okazało się, ze hasło nie to) znalazłam link tutaj.Sporo tu znanych nicków widzę:)
Dobry wieczór, fM! Strona nie jest osobna – po prawej stronie masz listę tutejszych Autorów, do których mam zaszczyt się zaliczać. I prawda, że nicki są znane. Przyżeglowali na Wyspę i zostali na dłużej : ))) miejsca tutaj dużo, Tubylcy życzliwi, plaża gorąca, a morze – spokojne (nie mylić z Oceanem).
Witaj Efemko.:))) Dołącz do nas, im więcej grających, tym gra weselsza, tak mówią.:)))Przyszłam tu za Quackie`m i nie żałuję.:)))
Dzień dobry:))) I pomyśleć, że ludzie narzekają na chandrę! Dziwaczne stworzenia!:))
urocze, zwiewne, metaforyczne…Aż by się chciało samemu pojechać, mieć wspomnienia, rozwiać chandrę
Hm, a może przytulić Chandrę? ; )
Aaa psik.. tzn. Dobry wieczór 🙂 “objawy takie jak zadzieranie nosa i patrzenie na wszystkich z góry są skutkiem wydzielania się lżejszego od powietrza gazu…” , którym można napełniać balony /proszę chować szpilki/ i oglądnąć świat z lotu ptaka:) Szeroko rozpościeram sieć skojarzeń.. i ? Herbata /kawa/ z magdalenką ?? :))) Tłumacz Autorze:))) Fajnie się czyta.. aaa psik.. /Uwaga prątkuję..:( / Pani Chandra na pewno przygotowałaby znakomitą herbatę.. 🙂
Noo, na przykład taki Proust wolał do magdalenki herbatę… a Książę Pan – kawę : )
Ciekawość mnie zżera szczera. Czy jest na Wyspie ktoś, kto przeczytał wszystkie tomy “W poszukiwaniu straconego czasu”? Przyznaję się bez bicia, że ja nie. O wiele łatwiejszą lekturą był dla mnie Ulisses James`a Joyce`a.:)))
Ja nie : ) tylko pierwszy tom, dawno temu, na studiach i żebym to ja coś jeszcze z tego pamiętał…
Poddałam się po “Uwięziona”:))) Kiedyś może dokończę czytać to arcydzieło, ale nie koniecznie.:))) Najbardziej spodobało mi się “W cieniu tańczących dziewcząt”.:)))
Poddałam się po “Uwięziona”:))) Kiedyś może dokończę czytać to arcydzieło, ale nie koniecznie.:))) Najbardziej spodobało mi się “W cieniu tańczących dziewcząt”.:)))
Dobry wieczór …. :)))) wysmakowane, zabawne, pani Chandra z prawdziwym wdziękiem powiedziała co myśli. :)))
To prawda, a przy okazji dowiodła, że jest lepsza w łowach na metafory niż rodowici beletryjscy myśliwi – i potrafi się zachować u dworu ; )
beletryjscy myśliwi…..:) samo sedno sprawy :))))) !
pani Chandra jest damą, więc i u dworu jak u siebie :)))) i pomyślała, zamiast rzucać się w pogoń :)))))
.. ale pościgowe powinny byc jednak żurawiejki :))))
Racja! Ot, i autorskie niedopatrzenie!
Autor ma prawo wysłać kogo chce i dokąd chce….. :)*
Się medujję! Wyglądam przez okno i widzę port w Ustce. Jest piękna noc. Żadnego wiatru ani innych ekscesów pogodowych. Tekstów dzisiaj nie czytam, ponieważ nieco zmęczyła mnie kolacja. Mam nadzieję, że jutro lepiej wszystko zrozumiem. Buziaki dla wszystkich:****)))))))))))))))))))))
Idę sprawdzić prysznic. Zagladne z 15-cie minut.
Witaj Wędrowniczku :))) hmmmm… prysznic, powiadasz ? a o której masz jutro pobudkę ?:))))
.. a dzisiejszy Lajkonik jest jak porządne ciasto bakaliowe… co i rusz, to rodzynek lub orzech…. dziadek do orzechów został załączony :)))
Keks, znaczy? Pasjami lubię! : )
zacności ciasto :))))) mój syn uważa, że moje jest mistrzowskie :))))
Zacząłem lekturrę i postanowiłe odłożyć na jutro. Pewne teksty trzeba czytać w skupieniu a ja po 10-ciu godzinach jazdy i trzech godzinach rozmów służbowych oraz kolacji z toastami staję się słabokontaktowy:)))
Specjalnie czekam, żeby zobaczyć, czy ten prysznic Cię nie uśpił… i o dziwo ! – nie. Zmieniasz obyczaje Wędrowniczku ?:)))
Furrlaez? That’s marvelously good to know.
Superbly illuminating data here, tanhks!
no to ja poczekam…. jeszcze :))))
Pora dobranockowa nastała…. i specjalnie dla Kwaka … bajka, choć zupełnie nie a propos dzisiejszego odcinka 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=fNG427_fRUE&feature=related….
Merci! Niedaleko autostrady A1, na wysokości Skórcza, jest prawdziwe miasteczko (wieś?) Smętowo Graniczne. Może Afanasjew widział kiedyś tę nazwę, w końcu mieszkał w Gdańsku i/lub Sopocie i zapewne jeździł też na południe? Śp. Irena Kwiatkowska jako aptekarzowa – miód, malina : )
… bajka co sie zowie…z takim podkładem muzycznym, ze tylko głowę pod kołdrę chować…. a mimo tego była często słuchana :))))
Moja magiczna lampka juz świeci….. pogodnie i ciepło. Dobranoc :)))
Dobranoc, już jestem senna…:)))
Dzień dobry. A gdzie się podziały wszystkie ranne ptaszki?
Zbyt ciężko ranne ? :))
… fruwają jako ta metafora :)))))
Ojej, oby nie! Zwłaszcza, że mam dzisiaj trochę więcej pracy niż wczoraj i nie wiem, jak to będzie z udzielaniem się na Wyspie : (
.. będzie jak Ci sie uda…. :)* powodzenia Kwaku ! :)))
Dzień dobry ! :)))) Słonecznie u mnie nadal, Skowronek nie przyleciał ? Senator nie wyprawiał nocnych kocich uczt ? Kunc świata abo co…… :))))
.. a i Pawła coś nie widać…. :((
Dzień oby Dobry.:)))
DzieńDobry:)) Paradoksalnie, paralela sparafrazowała parabolę paraliżując parakleta, paramnezja zawiniła :))
Witaj Stateczku.:))) Takie teksty bardzo pomocne bywały gdy się spławić chciało nachalnego absztyfikanta. Będąc młodziutką panienką wówczas. Opadnięta szczena onego bezcenna.:)))
Dulce et decorum.Ale gdzieś pośród tych soczystych alpejskich nie powinno znaleźć się miejsce dla przynajmniej jednego świstaka?
Świstak, oczywista, siedzi i zawija sreberka. Ale wszystko to po szwajcarskiej stronie granicy ; )
No tak, najlepsze świstaki są po szwajcarskiej stronie. Chapeau już zdjęłam, po lekturze :Złotej śrubki”, i dotąd nie założyłam, choć Autor twierdził, że tylko z wszechświatowego zaczerpnął repozytorium, więc co teraz mogę? Warkocze chyba tylko rozpuścić. Rozpuszczam zatem, choć ich nie mam wcale i one, jako i to rozpuszczanie, z całkiem są innej bajki. A ta w lewym dolnym rogu (ten może, nie wiem) to ciągle się na mnie patrzy i pisać nie pozwala. Buuuuuuu.
Tak tylko dla porządku chciałem zaznaczyć, że o śrubce pisał szanowny Tetryk56. W lewym dolnym rogu jest – zdaje się – Pusia, a więc ona.
To było, panie tego, dorozumiane. A dla porządku chciałam, że Innych teksty i inne nie to, żeby mi się nie podobały albo co, tylko jeszcze ich w ogóle nie czytałam. “W poszukiwaniu straconego czasu też nie”, ale sobie obiecuję, że kiedyś.Chociaż, odkąd obejrzałam Monty Pythona konkurs streszczania Prousta, już nie jestem taka pewna. Buuuu.
Dzień dobry …… to tak na początek :))))
Zgubiłam”czy”, przepraszam.
Witaj.:))) Zapraszam częściej, my wbrew pozorom bardzo sympatyczni jesteśmy.:)))
Mów za siebie.Tu każdy z chlopów miał kilka procesów o gwałt. I co najgorsze – na letnich.
Witaj! :)))) I pozdrowienia zgubiłam, i spację…. Bo ja to z lasu jestem, a w dodatku lemon. Buuuuu.
Nie przejmuj się.:))) Ja jestem ze wsi, zdążyłam się przekonać, że tutejsze miastowe wsiowych nie tępią, leśnych tym bardziej.:)))
Dziś ostatni dzień Lata, omal nie przegapiłam. Zatem…Żegnaj, lato, na rok, stoi jesień za mgłą,czekamy wszyscy tu, pamiętaj, żeby wrócić znów!http://www.youtube.com/watch?v=QJsZ0qDym8g
Przebijam Sośnicką nieco starszym przebojem :)))http://www.youtube.com/watch?v=s_M2zd9S8wg
No dobra, niech Ci będzie, Twoje ładniejsze.:)))
Dzień dobry.. Jeszcze żyję. Pozdrawiam i odezwę się gdy złapię oddech. Niekoniecznie trzeci:))
Jeszcze dziś złapiesz ten oddech ? :))) *
Dzień dobry. Niniejszym uprzejmie donoszę, że wciąż jeszcze kontroluje oddech. Teraz udaję się na obiadokolację i jeśli wciąż będę czynny to zaglądnę na Wyspę:)))))))))))))))))
Dobry wieczór ! Rozpusta w Ustce ? Co to się dzieje ?:)))
– Puk! Puk!- Kto tam?- Niktotam.- Jak niktotam to kto tam puk! puk!?http://w705.wrzuta.pl/audio/7RJWKkYIptT/czerwono-czarni-hipopotam-mp3
:)))), nie mieszka w Bałtyku, a szkoda :)))
Witaj Wiedźminko.:))):* Ano szkoda.:))) Mi się skojarzyło z wyspowym milczeniem i zapukałam se, a co.:)))
Hipopotamy nie, ale nosorożce można spotkać – http://x.garnek.pl/ga3443/12e951592a3536ea487856a3/487856.jpg
… uśmiecham się Kwaku… z lekkim zdumieniem w oczach :)))))))))) !
Dobry wieczór.Dzień zszedł na pilnowaniu Janka i jeszcze żeby Janek nie skrzywdził kotka. Jak kotek spał, to Jankowi z youtuba wyświetlałam „Auta”. Jeśli ktoś nie wie, to kreskówka Disneya. Bohaterem jest Zygzak McQueen (pewnie hołd dla Bullita), samochód wyścigowy, który przez przypadek trafia do małej mieściny Chłodnica Górsa. Znajduje tam mądrych przyjaciół, miłość (Sally o niebieskiej karoserii). Drugim bohaterem jest miejscowy Złomek, półciężarówka z hakiem do holowania, która opowiada niestworzone rzeczy. Tłumaczenie polskie niezłe.Dziś właśnie trafiłam na misję księżycową, z promem kosmicznym :http://www.youtube.com/watch?v=EXQSNMFHoz4I kryminał w stylu Chandlerowskim, z elementami z Chinatown :http://www.youtube.com/watch?v=CLPvDCTgAJQ&feature=relatedCzym śpieszę się podzielić.
Może ja nie jestem w temacie, ale czy kotek sam się nie obroni (via pazurki i ząbki)?
Kotek ma 4 tygodnie, Nie obroni się.
Au. No to nie. Znaczy, rozumiem, że mamusi kotka nie ma w pobliżu? bo jakbyście tak uważały na młode, każda na to, co ma pod opieką… Przynajmniej równowaga by była.
Słusznie, brak równowagi. Mamusia kotka by potańcowała z Jankiem. Tu ja bym musiała wkroczyć. Po prostu za wcześnie na kotka, jak dzieciak ma 3 lata.
Czyżbym wyczuwał delikatną nutę dezaprobaty (dla właścicieli kotka)?
Może spróbuję im go zabrać.
Później kotek nie miałby szans…
Panowie, Koledzy, dajcie spokój kotoju (taka forma ludowa) a zobaczcie zalecane filmy.
fajne to “kotoju”…. znów się czegoś dowiedziałam. 🙂
Witaj w klubie pilnujących przyszłości narodu :))) Niestety, moja podopieczna nie dałaby się namówić na te filmy 🙁
..wzięcie mają konie, kucyki, jednorożce i wszelka żywina :))))
…ja to już dzisiaj nie… dobranoc…
Że to pora późna, to kołysanka w sam raz. Trochę dziś zdziecinniejemy :)http://www.youtube.com/watch?v=Otr0dUh4fMQ
Dobranoc…. Wszystkim :)))
To dzień dobry:))) Wszystkim:)))
You really found a way to make this whole process eseiar.