Piekło i szatani! Ani chwili nudy!
Następnego ranka nie wybrałam ZERA. Leniwie zabierałam się do śniadania, rozważając, co będę robić i najbardziej uśmiechało mi się takie rozwiązanie, że NIC nie będę robić. No i nie wyszło. Psiapora wpadł jak bomba, radosny i hałaśliwy.
– Na ziemię polecimy. Będzie wycieczka kierowana przez Pośwista, w klika dusz do zamku. Można będzie straszyć. Na szkoleniu nam powiedzieli, co zrobić, aby jęki i dzwonienie łańcuchami było słyszane przez ludzi. I żeby nas widzieli ! To znaczy na razie jeszcze nie do końca wiadomo. Ale mamy z Poświstem pomysł. Odkryjemy to i będziemy pierwsi, wtedy będziemy organizowali we dwóch takie wycieczki na cały Raj. Poświst jest opiekunem profesora Raphaela Du Bois, tego, który badał taki związek chemiczny, co świeci : LUCYFERYNĘ
– Będziecie obaj organizowali takie wycieczki? A po co ?
– To jest tak: Jesteśmy konsultantami i opiekunami dusz. Mamy dbać o to, żeby było fajnie. W końcu to jest Raj i powinno być fajnie. Odwrotnie niż w Piekle gdzie nie musiało, nawet nie powinno być fajnie. W Raju ma być ciekawie i wesoło. Żeby dusze się nie nudziły. Nie wszyscy lubią Haendla, Bacha, Glucka i takich tam. A nawet jak lubią, to czasami mogą coś lżejszego, albo emocjonującego. Adrenalinki trochę na przykład. Zabawa w teatr na przykład. Można zagrać Białą Damę lub ojca Hamleta. Zły pomysł? A my zbieramy zasługi. Jesteśmy dobrze oceniani i z czasem awansujemy. I nie opiekujemy się już pojedynczymi duszami, od tego będziemy mieli pracowników. My będziemy organizować i koordynować. Z czasem zostaniemy Cherubinami lub Serafinami.
Acha, taka wizja. Nie wiem, czy całkiem zgodna ze znanym mi kierunkiem. Kogo by tu zapytać? Gammaela? Albo wystarać się o audiencję u Świętego Piotra? Chociaż zdawało mi się, z tego, co mówił, że poszło w kierunku liberalizmu. Poza tym przecież istniało coś takiego, jak wszystkowiedzenie. Nie zaufać temu – to byłby brak wiary. Poczułam się znacznie spokojniejsza.
Psiapora patrzył na mnie tymi żółtymi, przejrzystymi, kocimi oczami, a malowała się szalona determinacja.
Rozśmieszył mnie. No dobra. Na nicnierobienie mam całą wieczność, jeszcze zdążę. Wyszliśmy szukać Pośwista. Razem z profesorem stali w hallu. Poświst był podobny do Psiapory, tylko źrenice miał prostokątne. Profesor Raphael Du Bois, piękny siwy pan robił wrażenie strapionego.
– Nie rozumiem, skąd ten pomysł. To, co badałem było bioluminescencją, czyli działo się w organizmach żywych. Takich tu nie mamy. Tu nic nie oddycha. Lucyferyna nie zaświeci bez działania enzymu Lucyferazy, a skąd go bez żywej komórki wziąć ?
– Może jest syntetyczna ? Poszukam i wrócę piorunem – krzyknął Poświst, stuknął kopytkami o posadzkę i frunął w przestrzeń, jak wystrzelony z procy.
– Najgorzej, że nie wiem, czy to jest legalne. Boże, po co mi to wszystko. Już miałem prawie całe życie przepracowane, o niczym tak nie marzyłem, jak o spokoju, a tu masz – biadał profesor.
– Nie wiem, czy jest legalne. Jestem tu od niedawna – powiedziałam – myślałam, ze się dowiem od anioła, ale odnoszę wrażenie, że oni wykazują całkowite désintéressement innymi sprawami niż śpiewanie w chórze.
– Mój nie śpiewał w chórze, tylko pielęgnował Rajski Ogród. Woziłem za nim taczkę ze sprzętem. Pewnego dnia zniknął bez słowa, a pojawił się ten Poświst. I się zaczęły ulepszenia, ani chwili spokoju.
Daleko w przestrzeni zalśniła iskierka i szybko się do nas zbliżała. To był Poświst z naręczem różnych rzeczy : – tu jest Lucyferaza w buteleczce, tu moździerz tu pipetki, tlen będzie na miejscu – oświadczył. – To jedziemy!
I polecieliśmy. Nie wiem, z jaką szybkością, nie czuło się przyspieszenia a wiatr nie gwizdał w uszach, ale Ziemia zbliżała się szybko. – Polska czy Francja – krzyknął Poświst – A róbcie, co chcecie – mruknął profesor – No to Polska!
Zamek był odrestaurowany i zamieniony na hotel. Lądowanie było udane i co prędzej udaliśmy się, przenikając przez ściany na poszukiwanie miejsca dogodnego do przeprowadzenia eksperymentu. W pierwszym pokoju nikogo nie ma, idziemy do następnego, to samo i jeszcze następnego – co u diabła, tez pusty. Acha, goście na imprezie. Idziemy dalej , wreszcie jest. Jakaś para igraszki miłosne uprawia. Psiapora z Poświstem torbę otworzyli, wykładają na stół wszystkie narzędzia i buteleczki, ja wyciągam giezło. Profesor du Bois, mrucząc coś pod nosem ubijał w moździerzu lucyferynę, dolewając pipetką lucyferazę. Gotowe, powiedział. Wysmarowaliśmy giezło, uaktywnioną lucyferazą. Będą widzieli, czy nie?
– Myślę – ja na to – że jeśli w lustrze to zobaczymy, to ludzie też zobaczą. Lustro było w łazience. Siebie nie zobaczyłam, ale giezło jak najbardziej. – Szybko – woła profesor – bo zaraz zgaśnie.
Para na łożu dalej igraszki miłosne uprawia. Ja staję na środku pokoju i zaczynam wymachiwać rękami i podskakiwać, zupełnie jak kiedyś bramkarz Dudek. A oni nic, tylko dalej uprawiają.
Ooooo – jęczy on, ona nic nie jęczy, tylko wpatruje się w sufit. Poświst dmucha lodem, żeby zwrócić ich uwagę, aż się fioletowy zrobił z tego wysiłku, Psiapora szarpie poduszkę, wreszcie ona spojrzała w moja stronę i Aaaaaa – zaczyna wrzeszczeć.
– Och, skarbie, nareszcie – krzyczy on
– Tam, tam – na to ona, wskazując na mnie palcem
– Gdzie, powiedz, gdzie, to ja zaraz – to znowu on w uniesieniu – wreszcie spogląda i teraz już oboje wrzeszczą Aaaaaa, i zrywają się z łoża.
– dziesięć, dziewięć, osiem, siedem – profesor odlicza sekundy, oba diabły też – Sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden – koniec – lucyferyna zgasła.
Sukces, czy porażka? Diabły były załamane, profesor powtarzał swoje „a mówiłem”.
– No, o co chodzi? Przecież widzieli i się przestraszyli. Znaczy jest możliwe – tylko ja byłam zadowolona. – Musicie chodzić na szkolenia, może poszukać w księgach, zapytać kogoś ze starszyzny diabelskiej i dalej robić próby – przyznali mi rację. Trochę potrwa, ale założą firmę.
Wróciliśmy. Usiadłam w swoim białym fotelu, a mgła otuliła mnie ze wszystkich stron. Nigdy jeszcze nie było tak wygodnie.
Było, już było. Kto czytał, może z czystym sumieniem sobie darować.Pozostali powinni.
Darować, darować…kiedy to mój ulubiony odcinek!
Żebym wiedziała, że taki frywolny odcinek jest Twój ulubiony, to bym jeszcze coś w tym duchu.Postaram się, ale już nie w Raju.
Dlaczego nie w Raju? Czyżby przyrzeczone muzułmaninowi dziewice były zwykłą ściemą?
Dlaczego nie w Raju? Czyżby przyrzeczone muzułmaninowi dziewice były zwykłą ściemą?
Boska? te dziewice to chyba nie nasze zmartwienie ?:))))
Rządu i Premiera?
oni w tym Raju mają jakies inne władze :))), a dziewice to dla wojowników o ile pamiętam ?:))))
Hmmmm!:)
Moja droga, należało albo się natychmiast oddalić, albo….przyłączyć….Ale straszyć, w takiej chwili??
Absolutnie nie! Przecież chodziło o przeprowadzenie doniosłego eksperymentu. Gdyby byli jacyś inni goście do wyboru, to może, ale w tej sytuacji?
Z eksperymentem należało się wstrzymać, masz przecież nań całą wieczność, a taka okazja…..mnie by było jej żal…ale ja jestem samcem:)
Wieczność, czy nie wieczność, ale zebrać wszystko, przygotować no i ta niecierpliwość badacza!Trudno. A tamci sobie powetują, jak sądzę
A jeśli doznali trwałego urazu??
To pójdą na terapię i po krzyku.
Fakt, po krzyku. Już krzyczeli!:)
Skoro się tam nie otwiera, a właśnie, dlaczego?to damy tuPolska wersja.Na poetyckie tłumaczenie się nie porwę, bo ponieważ. Mogę streścić własnymi słowami.Piosneczka ma wiele wersji. Ogólnie chodzi o zapicie nieszczęścia. Wszystkim, czym knajpa bogata. Hooker zapija odejście ukochanej, która wzięła i poszła – możliwe, że zabrała także pomidory, te ostatnie, co schowane przed nią miał – jasno tego w tekście nie ma. Obecnie siedzi przy ladzie, a barman pyta : co ci nalać Johnny. Burbona, szkocką i piwo, bo chcę się upić, dopóki jeszcze coś kapuję, to ostatni dzwonek. Refrenik był wszelako z innej wersji. Tu gościu stracił robotę i teraz ma problem z właścicielką czynszówki, w której mieszka, bo ta się domaga czynszu. Trochę – do następnego piątku odwleka. Ale co z tego, kiedy robotę trudno znaleźć, zwłaszcza jak się wystaje tylko na rogu ulicy. Gościu idzie do przyjaciela, żeby tamten go poratował. Ale przyjaciel powiada, że musi skonsultować z żoną i tam coś idzie nie tak. I jeszcze dalej przepychanki z właścicielką czynszówki.W końcu idzie do baru, gdzie go pytają : co ci podać? 1 burbon, 1 szkocką, 1 dżin, 1 piwo.Morał jest taki, że jak człowiek jest gospodarny, to na burbona zawsze będzie miał.
Przeczytałam, albowiem napisane jest: Znacie, to przeczytajcie!.:)))PS do piętro niżej: Od zawsze aż do dziś nie lubię Bennego Hilla.:) Za to pozostali wymienieni jak najbardziej moi ulubieni są.:)))
De gustibus…:)
Jak pozostali, to w porządku. De gustibus et caetera. Ja lubię.http://www.youtube.com/watch?v=ZnHmskwqCCQTo Yakety sax.
Przeczytałem ze zwykłą przyjemnością 😉 Podoba mi się wszechstronność twoich rajskich przygód!
Wlałeś nadzieję w moje serce, bo już się chciałam zabić.I trafić do Raju. Jak tu się zamieszcza filmy, bo znalazłam coś śmiesznego :”How the Irish dance began”http://www.youtube.com/watch?v=5hgApGgKxZE Tańczy jakiś zespół czeski lub słowacki.
Nie jestem pewien, czy w komentarzach da się tu wbudować film – mnie się dotychczas nie udało. Ale linki działają, o ile nie są bardzo długie bo wtedy onet wtrąca spacje. Ten ostatni i poprzedni działają o.k.Co do Raju – przyznam, że wolę fajerwerki twojej wyobraźni niż najlepiej udokumentowany reportaż :))
Dzięki, chociaż uważam, że jesteś zbyt łaskaw. Odprawa w centrali była rewelacyjna. Stupisyn by pasował.Wpisałam pochwałę, ale na końcu.Ale jest!!
Dtupidyn oczywiście. Sorrrrkimam za ciemno nad klawiaturą.
no, no Lukrecjo, czy to nie była przypadkiem freudowska pomyłka ?:)))))
Przypadkiem wymyśliłam dwa nowe, piękne imiona :)))Klawiaturę oświetliłam. Okulary zdjęłam i już jest lepiej.
Dobry wieczór. Chciałem uprzejmie zaanonsować na jutrzejsze popołudnie pana Ignacego : )
To dobrze, bo się stęskniłam.
Na takie dictum wszyscy zamilkną w pełnym nadziei oczekiwaniu. Ja oczywiście też!
Tetryku….. to jasne, że czekamy na pana Ignacego, ale pozwól trochę jeszcze pogadać, dobrze ?:)))) *
Nie miałem na myśli komentarzy, tylko wątki główne – coby pocieszyć Mistrza Quacka, że jego czas jest i będzie honorowany nawet bez zapisów 🙂
Tetryku, :)* tak sobie zażartowałam, niekoniecznie dowcipnie…. 🙂
A ja skorzystałem z okazji, żeby zagadać :))
O poranny termin nie zabiegam, ale fajfoklok to by było to. Może nawet nieco wcześniej, zobaczę, jak się uda.
No trzymam kciuki:)))) i bardzo jestem ciekawa, jako, że ostatnio na Wyspie zapanowały siły nadprzyrodzone :))))
Dobranoc….. oczywiście z zapalona lampką :))) więcej ciepła na jutro :))
A ja ją zgaszę, nie strasząc /mam nadzieję/ nikogo:)))
Dzień dobry zzzz Poświstem… wiatru i minusową temperaturą, ale bez giełzo/y wysmarowanego/ej uaktywnioną lucyferazą:))) Mała czarna, może być szatan – mile widziana:)))
Dzień dobry:)))
Dzień dobry:))) Senatorze, a cóż to dzisiaj tak skromniutko??
Delikatny się, psiakość, robię:)))
Do tej pory nie byłeś? Subtelny, wręcz:))))
Mie sie to niebezpiecznie pogłębia:)))
Dzień dobry ! 🙂 jakby nieco cieplej …. 🙂
Dzień dobry:))) Znacznie cieplej. Ogrzewanie puściłem:)
.. a ja włozyłam sweter:))))
no i proszę…. sweter podwójny, a ” dzień dobry” amba zjadła…..
.. a ja włozyłam sweter:))))
Dzień Dobry.:)))Powiem więcej, taki sobie.:)))
Ale wiatr hulaaa:)))
To ja powiem wierszyk.Wieje z południa, wieje z południa, ptaszki się boją mroźnego GrudniaWieje z północy, wieje z północy, ptaszki się boją styczniowej nocyWieje z zachodu, wieje z zachodu, ptaszki się boją lutowego chłoduWieje ze wschodu, wieje ze wschodu, ptaszki się boją a my jeszcze bardziej.
Oklaski:))))