Pan Ignacy Lajkonik dopił poranną kawę i spojrzał przez okno. Spojrzał, dodajmy, z dużą satysfakcją, ponieważ krajobraz po drugiej stronie uległ znaczącej zmianie. Zamiast szaroburo, było teraz jasno i lśniąco. Spadł pierwszy śnieg, który wbrew zwyczajowi nie stopniał, tylko urósł w siłę i białym fartuchem przykrył całkiem sporo rzeczy, które składały się na szarości i burości – w tym śmieci, gołe gałęzie drzew oraz psie pozostałości, których dziwnym trafem nie sprzątnęli właściciele, zajęci zapewne dyskusją na temat idei Kanta lub koncepcji teatru Kantora. Samopoczucie pana Lajkonika – i zresztą nie tylko jego – znacznie się poprawiło, mimo świadomości, że wszystko to, co było przedtem w polu widzenia, nadal jest tam, gdzie było, tyle że przykryte. Słońce odbijało się przepięknie od białych płaszczyzn i krzywizn, rozjaśniając widok i ludzkie nastroje.
Ale i tak każdy zareagował na obecność śniegu po swojemu. Starsi ludzie ostrożnie wychodzili z mieszkań i bloków, a potem dreptali małymi kroczkami po alejkach, klnąc pod nosem w miejscach wyślizganych przez młodzież i koła samochodów – oczywiście ze strachu przed upadkiem. Kierowcy samochodów etap przekleństw przechodzili rano, podczas odśnieżania samochodów, zapalania silników (na mrozie nie każdy odpalał bez problemu), a potem w korkach, kiedy dojeżdżali do pracy. Czekał ich jeszcze etap pyskówek, kiedy po powrocie do domu okazywało się, że pracowicie odśnieżone rano miejsce na parkingu wykorzystał sąsiad.
Najlepszą zabawę miały oczywiście dzieci. W drodze do szkoły i ze szkoły nie omieszkały wykorzystać śniegu do improwizowanych pospiesznie bitew na śnieżki. Po południu zaś, kiedy już mogły wyjść na dwór, a mróz nieco zelżał – i łatwiej było z niego lepić kulki, kule i całe zamki – wpadły w szał lepienia bałwanów. Dzieci dysponowały doświadczeniami z zeszłego roku, kiedy to ich nieco starsi koledzy zabawiali się rozjeżdżaniem bałwanów postawionych na boisku swoim samochodem – przynajmniej do chwili, kiedy trafili na bałwana zbudowanego na bazie hydrantu. Dlatego też bałwany strategicznie stawiane były w załomach bloków, przy murkach i innych podwórkowych obiektach tzw. małej architektury.
Całe dziesiątki bałwanów! Zależnie od możliwości autorów były duże – z trzech, a jeden nawet z czterech kul, i małe – z jednej lub dwóch; proste i rzeźbione w guziki, płaszcze i inne wzorki, naśladujące ludzkie ubrania i części ciała. Jedne proste, drugie pokrzywione, bo przecież mama już woła, więc trzeba w pośpiechu kończyć. Całe ze śniegu i takie z dodatkowymi elementami, tradycyjnymi marchewkami w miejscu, gdzie powinien być nos (i nie tylko tam), oczami z kapsli od butelek, dzierżące stare miotły, połamane gałęzie, wyciągnięte spod śmietnika trzepaczki i nawet jedną popsutą rurę od odkurzacza!
A kiedy zapadł zmierzch, zaczęło się: bałwany, zachęcone jakże licznymi przykładami ze świata ludzi, ożyły i zaczęły rozrabiać. Zaczęło się niewinnie – po prostu włączyły się do kolejnej bitwy na śnieżki, prowadzonej przez dzieci. Ale kiedy dzieci zostały skutecznie przegnane z podwórka i przyczaiły się po klatkach schodowych, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie, bałwany rozzuchwaliły się. W pierwszej kolejności zaczęły wywlekać śmieci z kubłów i rozrzucać je po całym podwórku. Nikt nie zareagował, więc zgromadziły się po kilka przy rachitycznych drzewkach, posadzonych na wiosnę i wzięły się za ich łamanie, co z kolei skomentował zgryźliwy staruszek z ostatniego piętra, spędzający całe dnie w oknie. – Słabo! – krzyczał – W piątek wieczór nie takie balangi tu odchodzą!!!
Niestety bałwany zgodnie ze swoją nazwą wzięły to za doping i zabrały się za urywanie lusterek, wybijanie szyb i wgniatanie blach w samochodach. Samochody zareagowały pełnym protestu wyciem alarmów, a na to hasło wyskoczyli z mieszkań ich właściciele, nie tak czuli na wywlekanie śmieci i łamanie drzewek, jak na niszczenie swojej prywatnej własności. Napotkawszy przeciwuderzenie bałwanów, cofnęli się w nieładzie, ale zaraz powrócili, zaopatrzywszy się w pospiesznie wyciągnięte z piwnic łopaty, miotły i szufle do odgarniania śniegu. Zwłaszcza te ostatnie ze względu na swoje przeznaczenie budziły popłoch wśród śniegowego wojska. Ale kiedy bitwa przemieściła się w pobliże śmietnika, niedobrze zaczęło się dziać!

Otóż bałwany poczęły obłamywać z dachu śmietnika długie sople, które zdążyły się tam utworzyć po południowej odwilży i wieczornym ochłodzeniu. I tu sprawa zaczęła być groźna dla mieszkańców – sople, którymi bałwany dźgały w bitewnym szale i których używały do rzucania niczym oszczepów, poczyniły znaczne wyłomy w szeregach lokatorów! Na odsiecz rzuciła się mężczyznom pani Fredzia z koleżankami, chlustające wrzątkiem z elektrycznych czajników. Aliści nieroztropny był to wybór broni, a poczuli to mieszkańcy wkrótce, kiedy wrzątek, poczyniwszy pewne szkody wśród zimnokrwistych napastników, zaczął był zamarzać w wielkich taflach. Ludzie jęli się na nich ślizgać, podczas gdy bałwany, z natury rzeczy środek ciężkości mające sporo niżej, doskonale sobie radziły.
I znów zaczęła się podnosić śnieżna fala, już bałwany ruszyły do natarcia, podczas gdy mieszkańcy skupili się wokół samotnej farelki, wyciągniętej na ogrodowym przedłużaczu przez sąsiada z parteru – ale cóż mogła zmienić jedna farelka, choćby i dwukilowatowa! – kiedy cny pan Ignacy Lajkonik, którego braku autor, porwany batalistycznym szałem, dotąd nie zauważył, a który ruszył był wcześniej do ataku w pierwszej linii, pojął, że nie w sile leży szansa na wiktorię, lecz w sposobie! Ruszył tedy z kopyta do swojego mieszkania, a nie w odwrocie, jak zarzucali mu podówczas niektórzy, ale w poszukiwaniu nowej broni. Zaraz też otworzyło się z trzaskiem panalajkonikowe okno, a z niego dobiegł obie walczące strony – znieruchomiałe z nagła na ten dźwięk – głos, zapowiadający pogodę na najbliższe godziny: „W naszym kierunku zmierza ciepły, niżowy front, który spowoduje opady deszczu i nagłą odwilż. Temperatury od plus dwóch do plus ośmiu, ciśnienie będzie raptownie spadać…”.
Na te słowa załamała się bałwania falanga. Paniczny odwrót, podczas którego kilka powolniejszych śnieżnych pałub zostało stratowanych przez swoich kolegów, zakończył się na parkingu za osiedlem. Bałwany porwały stamtąd TIRa-chłodnię na litewskich tablicach i dzięki układowi z Schengen przejechały nim nie niepokojone prosto w Alpy Bawarskie, gdzie na lodowcu Schneeferner założyły własne państwo Snowenię… ale to już całkiem inna historia.
I wtedy w oknie ukazał się nie kto inny, jak pan Ignacy Lajkonik, w dłoni trzymający mikrofon, podłączony do niedużego wzmacniacza oraz zestawu kolumn! Mieszkańcy runęli ławą, wynieśli pana Ignacego na rękach przed blok i zgotowali mu huczną owację, chwaląc przytomność umysłu i kreatywność na polu walki. Byli mu wdzięczni do tego stopnia, że nie oponowali nawet wtedy, gdy zaproponował im grzecznie posprzątanie pobojowiska. W pobitewnym uniesieniu wszyscy, włącznie z panem Lajkonikiem, zabrali się do pracy. I wtedy zaczął znowu padać śnieg, co pozwoliło kilku mniej entuzjastycznie nastawionym sąsiadom zgarnąć część śmieci na kupę i przykryć zwałem białego puchu… A z kolei sam pan Ignacy, schylony nad miotłą, usłyszał, jak jedno z dzieci państwa Młodzieżyńskich (tak, tak, to tenże sam eks-Krzyżak z żoną!), mówi do drugiego, wyraźnie ubawione – Ty, ale beka była, co nie? I popa, znowu pada. Jutro lepimy te bałwany od nowa, co nie?
Pan Lajkonik westchnął. Zapowiadała się raczej ciężka zima.
___________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry. Uprzejmie proszę nie brać końcowej zapowiedzi zbyt dosłownie, chyba że macie w pobliżu jakieś wyjątkowo agresywne bałwany : ) I nie przesadzać z lepieniem takowych!
Dzień dobry :))) bałwanów ci u nas dostatek, ale te, opisna przez Ciebie……. oszałamiająco uzasadniały swoją nazwę :)))))
A widzisz : ) jakoś tak pojawia się wrażenie, spotęgowane przez puentę, że ich charakter zależy jeszcze od tego, kto je lepi.
… wrażenie absolutnie słuszne….. każdy twórca i “tfurca” coś z siebie przekazuje utworowi :))))
… ale ten bałwanek na bazie hydrantu….. no, no , :))))
przez chwilę myślała, ze tem patent zostanie twórczo rozwinięty )))) to dopiero byłaby zgroza:((
Patent z hydrantem, w różnych wersjach również betonowym kubłem na śmieci lub solidnym słupkiem znaku drogowego jest autentykiem akurat (chyba że to miejski mit albo inna anegdota), zastosowanym przez dzieci w podobnej sytuacji rozjeżdżania bałwanów przez innych bałwanów w samochodzie : )
ba…. u mnie samochody nie rozjeżdżają bałwanków, tylko jakieś osiłki je rozwalają….. po co i dlaczego ….? nie umiem sobie wyobrazić…. :((
Na to też jest patent, tylko że raczej dla dorosłego niż dla dziecka – należy schłodzić wodę na balkonie lub podwórku, w niedużym wiaderku, gdzieś tak do +1 stopnia lub okolic i następnie delikatnie i powoli wylać ją na bałwana. Podczas mrozu, ma się rozumieć. Na bałwanie zrobi się lodowa skorupa, tym grubsza, im dłużej będziemy polewać (idealny byłby ogrodowy spryskiwacz do trawy, ale obawiam się, że te dziurki zamarzłyby, stąd raczej wiaderko). Niech no taki osiłek spróbuje walnąć albo kopnąć w taki lód!
Proszę proszę, Pan Lajkonik – człowiek subtelnej duszy i uczuć delikatnych – w bitewnym szale bałwanki morduje! Cny Autorze, skąd ta zmiana??:)
Senatorze, czy masz (miałeś kiedykolwiek) samochód? Jeżeli tak, to odpowiedz, jakie uczucia Cię ogarniały, kiedy zimą, o zmroku, słyszałeś znajomy alarm? A potem okazało się, że jakiś bałwan uszkodził Ci jeździdełko? : )
.. a pan Ignacy ma jeździdełko ? jakoś nie zauważyłam :((
Ależ ma! “Lajkonik i odpowiedzialność” – “Pan Ignacy Lajkonik pewnego pięknego dnia jechał autobusem, ponieważ jego samochód akurat czekał na naprawę w zaprzyjaźnionym warsztacie. “”Lajkonik i urzędnicy’ – “Pewnego dnia wsiadł do samochodu i pojechał nad jezioro, które spodobało mu się szczególnie. “, “Pan Lajkonik wsiadł w samochód i terkocząc silnikiem pojechał do miasteczka powiatowego.”, “I samochód pana Lajkonika potoczył się z powrotem do dużego miasta.””Lajkonik i rejestracja” – “Wtedy wsiadał w samochód i jechał na przykład do pani Moniki.”, “Ruszyli więc w drogę niemłodym już samochodem pana Lajkonika, bardzo wczesnym rankiem, żeby zajechać jak najdalej, zanim obudzą się i wyjadą na trasę pozostali kierowcy.”, “Pan Lajkonik nie przemęczał swojego samochodu, zbudowanego za czasów, kiedy obowiązywała maksyma „Wolniej jedziesz – dalej będziesz” i trzymał się grzecznych dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę, w porywach do stu, oraz prawego pasa. “Wszystko do sprawdzenia! : )))
biję się w wątłą pierś…. przeciez to czytałam.:((((…. jeździdełko nie ma imienia ani marki, a szkoda…. :)))) może niekoniecznie musiałaby się nazywać jak u Witkacego :))))))
Kiedyś w kontrowersyjnych komentarzach doszliśmy, że prawdopodobnie jest to leciwe Volvo, model 240 kombi (o, takie – http://tnij.org/jcgt – koloru nie jestem pewien).
Wobec tego pan Ignacy powinien mieć żółte tablice dla antyków ! :))) bo autko z pewnością ma więcej niż 25 wiosen :))))
i koniecznie jakies imię dla autka:))))…..
Aaa, to kiedyś może ogłoszę konkurs? Ale jeszcze nie teraz. Jak będzie bardziej samochodowy odcinek się szykował – może przed wakacjami?
A może i nawet ma żółte tablice? Ale nie wiem, czy je się obligatoryjnie dostaje po ukończeniu 25 lat przez autko, czy trzeba o nie specjalnie wystąpić. Bo jeżeli to drugie – to nie podejrzewam o to pana L.
Trzeba wystąpić…. o wpis do rejestru zabytków; autko ma mieć oryginalne części, co jest sprawdzane…..:))) ale jest old timerem i moze brac udział w zlotach i róznych imprezach :))))
Hihi, oldtimer, to pasuje do pana L. BYĆ MOŻE właśnie znalazłaś imię – Oldek. Oldzio. Podoba mnie się. Zanotuję.
No tak, wiedziałem, że kiedyś będę musiał się do tego przyznać:( Nie mam i nie miałem nigdy samochodu, a i prawo jazdy to dla mnie rzecz niezwykła:((
Coś podobnego! No to ja też się przyznam – prawo jazdy mam, ale zrobione już po studiach i używane sporadycznie, naszym jeździdełkiem jeździ przede wszystkim Pani Quackie.
:))) Oj, Quackie, Quackie!! Prawo jazdy mam od 1968 r. i sam już nie wiem, który z kolei samochód ujeżdżam:) Jeśli Cię to zainteresuje to jest to Nissan Maxima z trzylitrowym V6 na manualnej skrzyni biegów, wersja amerykańska..
Podpuszczalnik! :^ P A ja mówiłem serio. Prowadzę wtedy, kiedy żonie jest niezbędna zmiana. Ona ma prawo jazdy dłużej ode mnie, kieruje pewniej, ma lepszy refleks i kilka razy wyszliśmy cało z naprawdę niebezpiecznej sytuacji tylko dzięki jej umiejętnościom. Np. z takiej jak opisana na początku tego wpisu – (znowu link do kontro: http://tnij.org/jcg7).Aha, i aktualnie wozimy się Hondą Accord (końcówka europejskiej generacji VII) ze skromnym silnikiem 2.0 w manualu.
Senatorowa nie jeździ za kółkiem z prostej przyczyny – jej orientacja przestrzenna pozwala stwierdzić z prawie stuprocentową pewnością, że znajduje się gdzieś w Europie!:)) Taki malutki mankament w gronie samych cnót i zalet! Na mnie spada więc konieczność prowadzenia. No, mam jeszcze dwu dorosłych synów, których też może wykorzystywać jak akurat są pod ręką. Młodszy jeździ też Maximą, ale nowszym niż mój modelem A 35.
No więc tak – Pani Q. jest doskonała w taktyce na drodze, ale nawigacja to moja domena, i to nie tylko używany przez nas Garmin, ale także w erze przedelektronicznej – przestudiowanie map, wybór trasy i pilotowanie to były moje obowiązki. A i teraz jeździmy “w 4 oczy”. Można powiedzieć, że się dość dobrze uzupełniamy.
Toś szczęśliwym posiadaczem własnego szofera. Nie każdego na to stać:) Co do navi to też mam tę gadałkę, ale najczęściej jeżdżę po swojemu, nie pod dyktando.
No właśnie nie wiem, szofer jak szofer, własny, ale i własne zdanie ma, a na trasie pohukuje całkiem jak zawodowy kierowca (porównując do słownictwa słuchiwanego przez CB, nie mamy CB, ale u znajomego czasem słucham). Co do nawigacji, to głos wyłączamy, bo jak jest objazd albo inna kombinacja, to trzecie “Przeliczam” jest już z wyraźną irytacją. A z mapy na ekranie to już można korzystać, po skonsultowaniu z rzeczywistością oczywiście. Żony bratanica pożyczyła kiedyś od nas, nie konsultowała i utknęła Micrą na miedzy pod Olsztynkiem, jadąc na wesele na Mazury; )
Ja mam w Katowicach taki wyjazd, że muszę (znak nakazu!) jechać w prawo, a nawigacja beztrosko poleca:”skręć w lewo”. Córka kolegi oczywiście posłuchała i kiedyś tam posłusznie skręciła:) Oj, co to było! Sobaczyło ją coś z pięciu potężnie wystraszonych, a przez to następnie wściekle rozjuszonych kierowców, między innymi policjant z oznakowanego radiowozu! Biedactwo nijak nie mogło zrozumieć, że navi to navi, a znak znakiem:))
hihi, Senatorze….. :)))))) !
Dobry wieczór:)) Fantazja mie poniesła!!!:)))
i to jak ! :))) juz widzę, jak pozwalsz komuś prowadzić Twoje auto :))))
Chłopcom czasami, ale zwykle wolę sam dzierżyć ster!!:))
Drżąc o… kufer:)))) Hmm, ale plecki już w porządku(?)..:))))
Kufer jest jak nowy, nawet nic nie widać. Plecy owszem, w porządku choć co raz starsze:))
Boję się Quackie, że się pogniewasz na mnie.:(( Może powinnam się nie odzywać? Ale…raz kozie śmierć!!! Powiem co mam na wątrobie.:(( Ten tekst podoba mi się (akcent na podoba) najmniej z Twoich wszystkich. Przepraszam.:((
No cóż, nie będę ukrywał, że po refleksjach i filozofiach poczułem potrzebę “filmu akcji”. Ale jak w to wplątać pana L.? O – jest. I tak powstał tekst. Nie da się zawsze tak samo wysoko, ale jeszcze będzie. Nastrojów ci u nas dostatek ; )))
Witaj Jasminko:)) Też go kiedyś krytyknę jak mi Pani Chandry szybko nie sprowadzi, Autor jeden!:)
Gdzie? W to zimno delikatną panią z Indii sprowadzać? Serca nie masz, Senatorze? ; )
A nie mam! I to nie tylko serca, ale i płuca nie mam! Takim okrutnik!!:)
Jaśminko, ale pan Ignacy jest nadal “swój własny ” , uczynny, zyczliwy i myślący :))))…. a zima, no cóż, nie zawsze jest romantyczna :))))
Po raz n-ty udowodniono jak przydatna jest w prowadzeniu wojen propaganda. Pan Lajkonik widocznie studiował chińskich i niemieckich mistrzów tudzież kejsy z wojny ostatniej.
Coś w tym jest – wojna psychologiczna i sztuka walki bez walki (Bruce Lee : )
Idę odpocząć, moi mili. Dobranoc:)))
No dobra.:((( Quackie, Senatorze, Wiedźminko, Panie (Kolejność według odezwania się) tak mi jakoś…Nie umiem krytykować.:((( Zawsze obawiam się, że sprawię komuś przykrość.:((( Da się z tego wyleczyć?Senatorze:)) też czekam na panią Chandrę. Się dołączę w razie gdyby, jeśli pozwolisz.:))
Staram się raczej nie uprzedzać wypadków, ale mocno WSTĘPNA koncepcja następnego odcinka zakłada, że pani C. się w nim (odcinku) pojawi. I nie tylko ona, z osób już poznanych. Nic więcej nie powiem i proszę mnie już za jeżyk i język nie ciągnąć, ale może chociaż uspokoję trochę bitewne nastroje> ; ]
Jakie bojowe nastroje Quackie?:))) Nie ma bardziej pokojowo nastawionej istoty niż ja.:))) Z powrotu Pani Chandry się ucieszę.:)))
Jaśminko…. Twoje święte prawo mieć własne zdanie ! I wcale nie musisz sie z tego tłumaczyć, ani przepraszać ….. zaraz, zaraz….. czy ja Ci juz tego nie mówiłam ????? :)*
Chyba nie Wiedźminko.:))) A jeśli nawet, to trzeba mi to powtarzać do us…j śmierci żeby dotarło. A i tak pewnie nie dotrze. Wiem, wiem…każdy ma prawo, ale można komuś sprawić przykrość i co wtedy?:(( Gdyby jeszcze ten ktoś mnie znał i wiedział, że…,jednak w sieci to nie możliwe.:((
Witaj Jasminko:))) Co Ciebie? Ci powtarzamy dużymi literami:))) Nooo:))))*
Witaj Skowroneczku:)))Się doczekacie, że powiem Wam, że Was nie lubię.:)));)Bym się poturlała, ale emotikonki brak.:)))
:***
eeee, Jasminko, nie bądź taki mazgaj :))))*….
Wyleczyć się nie da, ale można ból złagodzić:)
Cóż muszę ze smutkiem przyznać, że tej zimy wyjątkowo sporo bałwanów się pojawiło. Czy one się mnożą przez podział? Jeden nawet rzekł /nie do mnie – taki odważny/, że jak go nadal będę denerwować, to pójdzie do UM, żeby postawili znak – zakaz wjazdu. Wszystko przez to, że pogoniłam onego bałwana do odśnieżenie podjazdu do budynku, w którym pracuję, a co jest jego świętym obowiązkiem :))) Już nie tylko ręce opadają:(
I już wiadomo, dlaczego bałwany tak panicznie reagują na widok szufli do odśnieżana : ))) A do UM niech sobie idzie, już widzę, jak urzędnicy na trzy, cztery reagują na prośbę obywatela w dowolnej sprawie >:^ ]
No wiesz… Władza się zmieniła… a nóż uda mu się zrobić mi koło “pióra” :))))
Kaziowi na mój widok.. n ó ż.. w kieszeni się otwiera, tylko, że w tym miejscu akurat miało być – …a nuż… i to na pewno:))))))
Nóż w kieszeni portek po przodkach??:))))))
:))) Myślisz, że ten bałwan miał przodków?? Na szczęście potomstwa nie ma:))))
Jakichś musi mieć, mogą się tylko do potomka nie przyznawać!:))
biedaczek… musiał porzucić ciepłą kanciapę i popracować … 🙂 Ależ z Ciebie okrutnica:))))) *
Aha…panie Quackie, te bałwanki lepione przez dzieci jakieś takie nowoczesne są:))) Bo… za moich szczenięcych lat to nie z zakrętek oczka bałwankom się robiło, tylko z węgielków. O! :))) Dobra, dobra, przecież wiem, że węgiel to czarne złoto..i wokół blokowisk nie leży:))) A ceną niedługo złotu dorówna, też:)))
Hihi, się robi oczka z tego, co pod ręką, a sfrustrowana młodzież zostawia po sobie sporo kapsli, korków, puszek… W myśl zasady – wywalamy gdzie popadnie, a potem przenosimy się pięć metrów dalej.
I tu się kłania wychowanie:( Pamiętam jak zarobiłam klapsa od mamy za to, że rzuciłam papierek na ulicy. Pal sześć ten klaps, ale… jakiż to był wstyd.. Nie wiem ile mogłam mieć wtedy lat. Do dziś papierek jeśli już – to w kieszeń :))) i tego me dziecię uczyłam. Bez klapsów:)
Na mnie też dziwnie patrzą, jak nie trafię do kubła na ulicy i się schylam, żeby podnieść i poprawić rzut. Czasem, jak nikt nie patrzy, zamiast się schylić, zmiatam nogą do najbliższego rynsztoka, w nadziei, że kanalizacja się od tego nie zatka :^ P
… no popatrz… a grunt to wytrwałość…. :))) u mnie już nikt sie nie dziwi, ze niektórzy sprzątają po swoich pieskach:)))) … a ile zaliczyłam popukań w czółko ? nie tak znowu dużo :)))))
Kolejny przykład na to, że do wojny potrzeba siły, do wygrywania – rozumu.Dzięki, Autorze !
Proszę bardzo! Siłę to może mieć każdy bałwan, ba, nawet spryt, ale rozum – czasem można go znaleźć na trawniku, ale to raczej w kabarecie, nie u mnie ; )
Idę w stronę łazienki.. z nadzieją, że jutro przed szóstą łopatą nie będę musiała walczyć.. Spokojnej i dobranoc:)))
Dobranoc wszystkim Czytelnikom : )
Dobranoc Kwaku….. lampka już zapalona :)))))
Dzień dobry:))) Śnieg nie pada!! jeszcze…:))) Miłego..
Dzień dobry:)) Łeee, taka zima!!:(( Dopiero podobno za tydzień da nam tak popalić, że przekopiemy wszystkie szafy i przeprosimy się z tymi cudownymi barchanami!!:)))
Dzień dobry ! Chyba zmienię zdanie : nie lubię zimy:(((( O!
Dzień dobry:))) A kto ją lubi!:( Brrrr!!!
Witaj….. ja ją lubiłam, :)))), ale właśnie mi przechodzi…..
Dzień dobry. Wszystkie bałwany już w Snowenii? To można zaczynać dzień!
Wiesz jak Senator mówi niekiedy o bałwanku ? Bardzo ładnie : ” śniegowy koleżka “:)))))
O grzecznych, spokojnych bałwankach, to tak można mówić. Ale nie wszystkie takie są!
… a pewnie, że nie. Ale nasz Senator nie daje sie namówić na wyzwiska forumowe :))))
:)) Akurat sponiewierałem jakiegoś sumaszedszewo zwykłym durniem! Nerwy mnie wzieli i puścili!:((
ooo, to musiał być wyjątkowy dyskutant :)))))
… tajemnicą nie jest, że leje po łbach co oporniejszych:))) Witaj Wiedźminko, jak zdróweczko, lepiej??
Witaj :))) notujemy poprawę, i tak trzymać, bo jak nie…… :((
Quackie, dlaczego się mnie ubzdurało, że 19.12 wyjeżdżasz?? :))) Znaczy ze mnie pędziwiatr i bliska krewna śniegowego koleżki..:)))
Jest dokładnie odwrotnie – 19.12 wracam, a wyjeżdżam w nocy z jutra na pojutrze.
Jedzisz czy lecisz ? i jeśli jedzisz, to kto prowadzi ?:))))
… bo nie pisałeś, że cała rodzonka Quackie będzie się nartować :)))))
Pisał:)))) Witaj w klubie…:)))))
Jedziemy tylko ze Starszym Juniorem, większą grupą, takim prawie busem, jest dwóch kierowców, ja nie jestem żadnym z nich : ) Przy okazji, wiedźminko, zajrzyj proszę na pocztę.
Zrobione, Kwaku :))))
Wielkie dzięki, i nawzajem!
Bardzo przepraszam wszystkich za rwaną narrację (teraz, w dyskusji), ale latam jak (pardon) kot z pęcherzem, oczywiście na ostatni moment się wyłoniło mnóstwo rzeczy do pozałatwiania, których nikt poza mną nie załatwi…
DzieńDobry:)) Mocno zamglony, bałwany same rosną, aż podziw bierze!!!
Dobry! Chwilowo jestem przy komputerze, ale kto wie, jak długo? ; )U nas nie ma mgły, ale już się ściemnia.
Hihi… Stateczku, moi politechniczni koledzy bawili się w “hodowlę” fotonów i kwantów :)))))… myślisz, że teraz są przemysłowe fermy hodowli bałwanów ?:))))
Witaj Czarodziejko:)) Myślę że tak!!! Oglądałem dzisiaj w TV dwie konferencje prasowe, było zimno i biało:))))
Sypie równiutko, cichutko i skutecznie…… 🙂
Dobry wieczór:)) Ale mgła, jak mleko!!:((
… u mnie też biało za oknem …. od śniegu:)
Coś wrzucę , żeby było mniej przewijania :))))
Wrzucaj. Już odpisuję na priv.