Pan Ignacy Lajkonik – który, nawiasem mówiąc, miał już dosyć, że każde opowiadanie zaczyna się od wymieniania jego imienia i nazwiska („A reszta postaci to co? Proszę może sprawdzać listę obecności jak w szkole, alfabetycznie, jak z dziennika, ale żeby wszyscy byli wymienieni, drogi Autorze!”) – był, jak wiemy, kawalerem. Niektórzy uważali nawet, że starym kawalerem, ale ponieważ starokawalerstwo to bardziej stan umysłu niż stan cywilny, to wypada się z niektórymi nie zgodzić. Był więc pan Ignacy na ogół dość czystym i schludnym kawalerem, zwłaszcza w kuchni, w której lubił podziałać i poprzyrządzać czasem także i wyszukane potrawy.
Problem był w tych dwóch słowach: „na ogół”. Pan Lajkonik zapoznał się z problemem pewnego dnia, kiedy postanowił zrobić porządki w lodówce i w sposób mało nagły, ale dla powonienia dość jednak nieprzyjemny przekonał się, że od jego czystości i schludności bywają niestety wyjątki. Otóż na dolnej półce przyczaiło się plastikowe pudełko do przechowywania różnych różności, a kiedy pan Ignacy je wyjął, okazało się, że ma ono zawartość. Nasz bohater wyciągnął pudełko, otworzył, zaiste po bohatersku, wieczko i omal nie upadł, powalony falą zapachu, jaka wionęła nań z wnętrza. Czym prędzej zamknął pokrywkę, odstawił pudełko na blat koło lodówki i popatrzył na nie podejrzliwie.
Podejrzliwość jednak po chwili minęła, twarz pana Lajkonika rozjaśniła się w błysku zrozumienia, a pamięć, niezawodna, ale też i nie pierwszej młodości, podsunęła mu rozwiązanie: pudełko musiało zawierać porcję francuskiego sera, zakupionego niegdyś hurtowo w podmuchu gastronomicznego szaleństwa, a użytego zaledwie kilka razy w ilościach symbolicznych jako dodatku do zapiekanek, zup (francuska cebulowa z roztopionym serem, palce lizać) czy też po prostu kanapek. Po niedługim czasie pan Ignacy znalazł inną kulinarną inspirację, ser został więc zapakowany do pudełka i odstawiony na czarną godzinę. No i właśnie nadeszła, kiedy z wnętrza pudełka rozległo się delikatne, ale stanowcze pukanie!
Pan Lajkonik zdębiał. Zaczął nawet wypuszczać liście i zapuszczać korzenie, ale opamiętał się w porę i delikatnie otworzył pudełko, z tym że zanim to zrobił, zdążył jeszcze chwycić klamerkę do bielizny i zatkać sobie nos. Powoli, delikatnie podniósł pokrywkę i zobaczył, że zamiast sera w środku spoczywa coś, co wygląda jak stereotypowy Obcy z filmów SF. Bryła zielonkawej materii patrzyła na pana Ignacego wodnistymi oczami, a on patrzył na nią, nie wiedząc, co powiedzieć. W tej sytuacji istota zdecydowała się powiedzieć coś jako pierwsza.
– Dzień dobry – powiedziała bulgocącym głosem.
– Dddzień dobry – wyjąkał pan Lajkonik, nie zapominając mimo zaskoczenia o dobrych manierach – Czym… kim jesteś? – dodał, bo ciekawość jednak wzięła górę.
Zielonkawy zmarszczył miejsce, które wypadało u niego ponad oczami. Efekt był taki, że pan Ignacy zaczął się zastanawiać, czy na wszelki wypadek nie stanąć bliżej kuchennego zlewu. Ale obca istota przemówiła:
– Właściwą wszystkim inteligentnym stworzeniom metodą dedukcji ustaliłem, iż musiałem wyewoluować drogą wewnętrznego samodoskonalenia i cierpliwej filtracji komórek z substancji, którą wy nazywacie serem. Czy mógłbyś na pewien czas pozostawić mnie na zewnątrz tego oto pomieszczenia – tu czymś w rodzaju nibynóżki istota zastukała w ściankę pudełka – abym mógł w pełni doświadczyć wszystkimi dostępnymi mi zmysłami nowych głębi wszechświata, który tak niespodziewanie przede mną otworzyłeś?
Pan Lajkonik zgodził się pospiesznie, ponieważ zapach zaczął przebijać się już nawet przez spinacz, a nawet poszedł istocie na rękę (na nibyrączkę?), wystawiając pudełko z lokatorem na balkon, aby umożliwić mu poznanie jeszcze większych głębi. Korzystając z faktu, że po wyniesieniu pudełka i pozostawieniu otwartego okna można było wreszcie zdjąć z nosa klamerkę, pan Ignacy chwycił za telefon i na dobry początek połączył się z lokalnym komisariatem Policji. Co mu tam powiedzieli, nie wypada powtarzać, ale wiadomo, że odpowiedź zaczynała się od porady, aby pan Lajkonik zaczął ograniczać spożycie alkoholu (w nieco innych słowach), a dalej było tylko gorzej. Siny z irytacji pan Ignacy zadzwonił z kolei do Inspekcji Sanitarnej. Tam z kolei po chwili ostrożnej ciszy dyżurna pani inspektor zapytała, czy były ser stwarza dla otoczenia zagrożenie epidemiologiczne, na co pan Lajkonik po zastanowieniu odparł, że chyba nie. Pożałował tego w tej samej minucie, ponieważ pani szybciutko powiedziała „A to nie do nas z tą sprawą”, pożegnała się i odwiesiła słuchawkę.
Pan Ignacy poskrobał się nieco bezradnie w głowę. Usiadł do komputera i znalazł numer polskiego oddziału organizacji SETI, czyli Searching for Extra-Terrestial Intelligence. Bardzo miły i pełen zapału młodzieniec wysłuchał całej historii, po czym zapytał, czy wspomniany ser pochodził może z innej planety? A może chociaż, hehe, z Księżyca? Nie, odpowiedział pan Lajkonik, ze sklepu, a dalej to ponoć z Francji. Aaa, to w takim razie będzie pan uprzejmy zwrócić uwagę na naszą nazwę – „Extra-Terrestrial” oznacza „Pozaziemskie”, a ta istota najwyraźniej jest całkiem ziemskiego pochodzenia. – Jedyne, co mogę panu zaproponować – ciągnął niezwykle poważnie młody człowiek – to stworzenie własnej organizacji – Searching for Intra-Refrigerator Intelligence, SIRI. Już na starcie będzie pan w o niebo lepszej sytuacji od nas, przecież pan odnalazł w swojej lodówce inteligentną istotę! Pan Ignacy zakończył tę rozmowę dość nieuprzejmie, ale też i nie było mu wcale do śmiechu! Jak zadbać o takie stworzenie? Czym je karmić? Jakie warunki mu zapewnić? Jak mu najlepiej okazać gościnność?
Na takich rozmyślaniach zastał pana Lajkonika jego siostrzeniec, przybyły tym razem nie na pomidorową i w ogóle nie w celach kulinarnych, ale dla podtrzymania wuja na duchu po wyjeździe pani Chandry. Karol w pierwszej chwili przestraszył się, że panu Ignacemu zaszkodziła samotność, ale po przedstawieniu sobie byłego sera zrozumiał, zachwycił się i po chwili wpadł na znakomity pomysł. – Wujek, ja mam tam koło nas taką znajomą mleczarnię – rozwijał przez panem Ignacym swoją koncepcję – Zawiozę go do nich, tam już będą wiedzieli, co z nim zrobić!
Jak powiedział, tak się i stało. Ser o znacznej zawartości inteligencji został przetransportowany do lokalnej mleczarni w pobliżu domu pani Moniki, po drodze zachwycając się każdym mijanym widokiem. Prezes mleczarni zatrudnił go na stanowisku konsultanta ds. produkcji i w krótkim czasie mleczarnia zawojowała rynek serów w Polsce, Europie i na świecie, a serowarzy z Francji, Holandii i Szwajcarii pielgrzymowali do Polski, żeby poznać serowego geniusza. W końcu kto lepiej wie, co najlepsze dla sera, niż sam ser? A jeżeli jeszcze potrafi o tym sensownie opowiedzieć, no to sukces murowany. Wszystko szło jak najlepiej, a ser – dla którego, nawiasem mówiąc, naukowcy znaleźli nazwę gatunkową Caseus magnus sapiens – odkrył pewnego dnia Internet. Od tej pory po godzinach pracy zawzięcie surfował, wypowiadał się na forach, a nawet założył własnego bloga. Zatytułowanego „Uśmiechnij się do sera!”.
_____________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk
tylko za zgodą autora.
Dobry wieczór! Publikacja tym razem niespecjalnie głęboka, na odwyrtkę po wulkanach i snach w proszku. Koncepcja powstała jeszcze przed wtorkiem, miałem nadzieję, że zapach sera przyciągnie kogoś przed monitor. Mam nadzieję, że deska serów, deska-serów, deskaserów, deskserów, desserw, deser smakował(a).
Nie wiem jak może smakosz zapomnieć o przysmaku w spiżarni. Tak jak nie wiem…….jak może wyrafinowany kochanek zapomnieć o kosztowaniu smaku kochanki choć od czasu do czasu.Ale nie wiem wszystkiego. Na wszystko jest wytlumaczenie. Inna kochanka?W cieniu drzew na ławeczce majaczy mi… ej czy to nie Profesor Filutek? Z obrazu patrzy stary subiekt. Albo mnie jedna zmęczony wzrok myli ;)Wyborne zdania, sama wyszukana galanteria, nic zgrzebnopospolitego na półkach nie zauważam…
Oj Quackie! Publikacja nie głęboka?! W międzyczasie czytając podziwiałam Pana Lajkonika za odwagę, ja bym uciekła, zemdlała, rozpłakała się, mój wrzask…może przemilczę… (Można wybierać dowolnie każdą z opcji) gdyby coś takiego osobiście mi się przytrafiło. Po czasie w którym doszłabym do siebie i zwyciężyłaby ciekawość połączona nierozerwalnym węzłem ze współczuciem jaj by na to nie patrzeć inteligentnej istoty, istota owa mogłaby już zemrzeć w owym pudełku.:(Brawa dla Karola! Stanął na wysokości zadania, o co go zresztą poniekąd od zawsze podejrzewałam.:)
No tak, ale pan Ignacy jest jednak życzliwym facetem, zwłaszcza wobec istot, które sam powołał do życia, nawet jeżeli tylko przypadkiem (ups. Ale to zabrzmiało… ), więc jeżeli jeszcze ten sapiens tak się doń uprzejmie i uczenie odezwał… To przemawia stanowczo za potraktowaniem takiego gościa pozytywnie!
Zabrzmiało.:((( Wyszło na to, że jestem nieżyczliwym, wrednym babsztylem.:((( Idę się pochlastać szarym mydłem!
E, no nie! Po prostu trochę tolerancji, również wobec sera ; ) Uśmiechnij się doń! ; DDD
W dodatku jestem nietolerancyjna.:(((A do sera to się uśmiecham jak głupia.:)))
Zacznę lubić ser:))
I z wzajemnością. Albowiem mówi Pismo nosem – jak Ty serowi, tak on Tobie!
Dzień dobry:)) Niestety, drogi Autorze, choć potrafię zupełnie nieźle, aż tak serowi wet za wet nie potrafiłbym się zrewanżować. 🙂
POLAR?. Znam ten typ lodówki. Charakteryzował się tym, że miał zaspawane drzwiczki i żeby sie dostać do środka, to trzeba było z tyłu wymontować agregat
Fi donc, Markizie, czy to kryptoreklama? Czy też – biorąc pod uwagę Twój opis – kryptoantyreklama? Pan Ignacy niczego nie wymontowywał, więc nie sądzę, żeby to była taka lodówka. Po prostu otwierał drzwiczki i wyjmował rzeczy. A jeżeli ich nie potrzebował, wkładał z powrotem. Chyba że zapomniał, tak jak teraz, i wyszedł z tego o jeden ser za daleko.
Z tego co wiem Markizie POLAR produkował pralki samochodzące i zalewające treścią zawartości łazienkę/pralnię, jeśli ktoś takowe coś posiadał. Jedna taka chciała mnie zmiażdżyć u znajomych, zdążyłam się oddalić na czas, ale o lodówkach nie słyszałam. PODOBNO były dobre.Serdeczności nieustające przesyłam.:)
Tak, znałem jedną taką pralkę, ty jej włączasz wirowanie, a ona zaczyna raz do koła, raz do koła! Walca się można było uczyć przy niej. Drogowego.
Jak mnie przycisła do wanny to przestało być zabawne. Mam szczęście, że jestem szczupła, to się wymkłam. Skorzystam z okazji i zdementuję pogłoski o swojej niezaprzeczalnej chudości! Proszę zapamiętać raz i na dziś. Jestem szczupła!
Na CV to troche mało. Kontynuuj.
Wypchnij się Markizie.;p Gdybyś chciał jak nie chcesz, to już od dawna byś znał moje CV.;p
Witaj Jasmine:) Kto tak mówi, może trzasnć w ucho potwarcę??
Witaj Senatorze.:)))Na razie nikt tak nie mówi, ja tak na wszelki wypadek. Jeśli kiedyś ktoś, to trzaśnij, byle nie za mocno, coby nie ukrzywdzić.:)))
Aha, to znaczy, że jedynie Ty uważasz się za szczupłą. To nie ma powodów do niepokoju:))
Produkowali w Żaganiu. Rarytas. Sam z takiej, z trudem zdobytej, korzystałem przez wiele lat. Dzisiaj z tego żartujemy ale wtedy naszych inzynierów nie było na nic wiecej stać. A robotnik produkuje to co mu każą. I w takich warunkach jakie mu stworzą. Dodatek do maszyny na linii produkcyjnej.Linie się ulepsza, robotnik przestaje byc potrzebny. Czym to się skończy?Musi szybko powstać duzo nowych produktów ( jak kiedys samochody a dzisiaj komputery), bu rozładować beznadzieje bezrobocia. Ale mi odbiło na powaznie.
Zauważyłam. Dobrze się czujesz Drogi Markizie?
Bardzo dobrze. Ja juz choroby mam za soba. Nie lubię odwlekac na ostatnia godzine.
Odbiło Ci przy wirowaniu? Czy przy odpompowywaniu wody?
Pogubiłam się.:))) Kogo pytasz czy Mu odbiło?:)))Mnie odbija wtedy i wtedy i pod każdym innym względem.:)))
TYM razem pytam Markiza, bo to on napisał o odbiciu : )) Ale dobrze wiedzieć, że Tobie też ; )
Wieczór dobry:)))) Quackie!!! Mało nie udławiłam się kanapką /wiem, przy kompie się nie je/ nie z serem:))) Pan Ignacy ma coś ze mnie, bo (!) mnie też zdarza się wyjąć pojemnik z bliżej nieokreśloną zawartością, tylko przezornie nie otwierając, wystawiam na taras:)))) Może jednak warto zaglądnąć? Przygotowawszy wcześniej spinacz. Instrukcję podałeś wszak:)))) Jakby taką hodowlę ludzików założyć?? Hmm Que sera, sera..:))))
A teraz ja z kolei się o mało nie udławiłem jogurtem z otrębami. Que sera – sera, to jest podsumowanie! ;^ DDD
Z otrębami?? No, noo:))) Się zawziąłeś:)))
Witaj w Klubie Skowroneczku.:)))http://tnij.org/i34l
Nie posłucham Jasminko, You Tube dzisiaj się zbiesiło, albo mój net taki słaby:(, że o antywirusie nie wspomnę jakby go diabli brały. Nawet zalogować się nie mogę… Wywalę go, obiecuję!!!:))))
Napisz co się dzieje Skowroneczku, może pomogę?:) Adres znasz.:):*
Pewnie nie wyglądam na taką co pomóc może, ale napisz. Razem damy radę. Jak? Tu o tym pisać nie mogę.:)
Dzień dobry Jasminko:)) Nic groźnego, antywirus spowalnia kompa, a ja dostaję szału:))) Wyjątkowa bestia, czas zmienić na inny. Dzięki, w razie co, wiem gdzie się zgłosić:)))
Sprawdzę jeszcze lodówkę.. Dobrej nocy:))))
Dobranoc!
Dzień dobry:))) Pobudka!!! Czas śniadanie Juniorom robić:)))
Dobranoc. Jakoś tak nietypowo padam na nos.
Dzień dobry ! absolutnie rewolucyjna opowieść…. :))) Pan (?) Ser dojrzał, nie został wyrzucony, tylko zatrudniony zgodnie z posiadaną wiedzą…..” ser wie najlepiej czego ser potrzebuje “…. złotymi zgłoskami wyryć by należało :)))))
… a nie…ma być ” kto lepiej wie co najlepsze dla sera”….. :)))))
albo jakoś tak… :)))) absolutnie niemozliwa niemozliwość, że pana Sera zatrudniono i to nie do produkcji pralinek :)))
… a jeszcze niedawno Senator sie zastanawiał, czy młodzież zdoła nas godnie zastąpić ….. :))) …panalajkonikowa młodzież chyba świetlaną przyszłość potrafi zbudować :))))
Dzień dobry:)) Que sera, sera!:)
:))) Karolek juz się wykazał :))))
Bystre chłopię:))
ser nie działa nasennie….. szkoda tym razem :((
Szklanka ciepłego mleka nie pomogła?? Śpij.. jeszcze, jeśli zwierzaczki pozwolą:)
Ta mamciu, ta cóż Ty wyprawiasz??!!:((
:)) przeprowadzałam wykopaliska :))), troche czasu mi to zajęło, a potem ……biała noc sie zrobiła :((
Zawsze twierdzę, że ciężka praca źle wpływa na samopoczucie, a tu widzę, że jeszcze bezsenność wywołuje. To straszne!!:)
Straszne ! i na nic wiedza, że ” lenistwo jest rękojmią dobrego zdrowia “:))))
Widzi mi się, co Wiedźminkę jednak zmogło!:))
Dzień dobry Panu:))) Świt jest naturalną porą snu dla Sówek :)))
Dzień dobry:))) Najwidoczniej:)
zmogło…… usilnie starałam sie zasnąć , a ten pan na M. Ciebie, jak zawsze, wolał, :)*
Wiedźminko:)):* Szkoda, że nie wiedziałam o Twoim niespaniu do świtu, potowarzyszyłabym Ci a Ty mnie.:) Tak to jest, że jak się przegapi śpiącą godzinę to potem są problemy z zaśnięciem.:(Serdeczności i Słoneczka wesołego.:))
Dziękuję Jaśminko….. za słoneczko zwłaszcza:))))… pogadałam niestety w srodku nocy do siebie :(((
Dzień dobry:))) Donoszę, iż u mnie… pięknie śnieg pada:))) Nie dziwi mnie to, bo jak świat światem 22 listopada zawsze leżał, choćby tylko jeden dzień:)))
… jaśniej masz za oknem :))), ja też mam biało…od mgły 🙁
Hi,hi.. ładnie poprószył… Będzie kulig. Niedługo..:))))
DzieńDobry:)) Cóż tam ser!!! Niedawno czytałem o istnieniu inteligentnych tatuaży:))
Witaj Stateczku ! co wyczytałes? same włażą na człowieka, nucą mu stosowne melodyjki czy opowiadają dowcipy ?:)))))
To tu, to tam łaże.A żeby nie było obciachu to się wymawia tatuaże
:)))) Mumiś…. poproszę o więcej :)*
Ależ skąd Czarodziejko!!! Reklamują jogurty i proszki do prania:)))
O ! i tu mnie zaskoczyłeś…. :))))), niesłusznie, bo żeby inteligentnie reklmować jogurty i proszki do prania trzeba mieć rzeczywiście niezwyczajną inteligencję :)))))
Dzień dobry wszystkim! No ładnie, śnieg pada. U nas jeszcze nie, za to wyjątkowo słonecznie, nie wykluczam, że to preludium do zapowiadanego ochłodzenia. Bardzo dziękuję za wyrazy, w tym również uznania. I od razu mówię, że ten tekst NIE jest zachętą do pozostawiania jedzenia w lodówce na dłużej, jednak prawdopodobieństwo, że wyewoluuje geniusz, jest nikłe. Chyba że ktoś chce zaryzykować, ale pamiętajcie, że p. Ignacy jest kawalerem i robi wszystko na swój rachunek, a przypadku mieszkania z żoną i rodziną ewolucja lodówkowa może być kłopotliwa i wzbudzać protesty… : )))
:))) bardzo dobrze neutralizuje lodówkowe odorki przekrojone jabłko…:)))może dlatego pan Ignacy nie od razu spostrzegł, że wyrasta Mu w pudełeczku istota rozumna ?:))))
Być może, że Pan L. używa jabłka – on mnie nigdy nie przestanie zadziwiać! ; )))
:))) Pan Lakonik i Jego Twórca zadziwiają mnie wyłącznie pozytywnie :))))
Dzień dobry:)) U Pana Lajkonika jedynie ser w lodówce leżakował, a u mnie swego czasu w lodówce nadobna część mego stadła wykryła dwie paczki białych robaków i jedną dendrobeny nr 2! Łooomatuchno, co to się działo!!:))
Błeeee…. jakie brzydkie są te dendrobeny:((((
… i one żywe były ???:(((
Zapytam Autora czy pan Ignacy TEŻ jest wędkarzem….:))))
Na żółty ser moczony w mleku to się brzany łapie, wiesz??:)
Coś podobnego! Słyszałem, a nawet widziałem w praktyce, przeróżne zanęty, domowego wyrobu i kupne, ciasta z dodatkiem aromatów przemysłowych i nie tylko, owady, robaki, żywca z podbieraka, resztki z obiadu wreszcie – ale żeby nabiał? Niebywała rzecz. Wypada się zastanowić, skąd akurat u brzan taki gust, przecież nie ma sposobu, żeby w naturze skądkolwiek jadły żółty ser albo mleko?
Tłuszcz i białko. Żółty ser to na ogół 40% tłuszczu, a są przecież jeszcze bardziej tłustością wypełnione, mleko zaś, w którym się ten specyjał moczy, ma za zadanie wypłukać zeń ewentualne dodatki zapachowe. Nawet ryby padają na wznak po powąchaniu co zacniejszych produktów słynnych francuskich czy holenderskich serowarów:(( Jako ostatnio najdzioną ciekawostkę (podaje ją też Wiki), przytoczę opinię naukowców, że samice najzjadliwszych komarów przyciąga zapach limburskiego sera, porównany jakże słusznie do woni wydzielanej przez ludzkie stopy po całodniowym noszeniu starych trampek!!
Ooo, czyli można spróbować na biwak brać limburgera w celach spożywczych, kawałek jednak pozostawić i trzymać w rozsądnej odległości od obozu jako fałszywy cel!
No tak, ale to nóg mycia wymaga:)
:)))))))))))) ! a popluć nie wystarczy ?:))
Wystarczy! Jakie to racjonalne!!:)))
:))) bywało się na harcerskich obozach :))))))))))))))) !
Też bywałem. I też miałem trampki:))
O. Raczej nie. I nie planuję.Ale Autor ma całkiem przyjemnych wędkarzy w rodzinie (żony) – szwagra i kuzyna (żony), z którymi bardzo przyjemnie jest pomilczeć na rybach. Zdarza się nierzadko, że milczenie przerywane jest bezgłośnymi toastami. Samemu Autorowi zdarzyło się współzłowić metrowego skalnika prążkowanego (striped bass) na morzu koło Ameryki, ale to raczej szczęście zółtodzioba.A co do robaków w różnych dziwnych miejscach, to na działce u rzeczonego kuzyna owszem, znajduje się je tu i ówdzie. Nawet udało mi się otworzyć puszkę z takowymi podczas debiutu na tej działce, na szczęście kuzyn miał refleks i zamknął, zanim robaki zdążyły się zorientować, że otwarte.
Oczywiście!! i ogólnie bardzo ruchliwe takie:)
Dzień Dobry Wszystkim.:)))
Hejk@. Akurat wybywam na czas jakiś, kościółek, a potem głosowanie jeszcze. Ale wrócę po południu!
Witaj Qackie.:)) Też pójdę spełnić swój obywatelski obowiązek, ale wieczorem dopiero, żeby zobaczyć jak u mnie na wsi z frekwencją.:)Serdeczności niezamglone mimo mgły.:))PS: Mogłeś wprost. Zamiast @ napisać małpo.:));p
E, od razu małpo. Ja mam w zapasie mnóstwo innych epitetów, równie czułych ; )))
Dzień dobry:))) U mnie śniegu jeszcze nie ma, ale za to jest ponuro, wietrznie, mokro, mglisto, paskudnie…Brrrr!!:((
… całkiem jak u mnie :(( a na jutro jeszcze obiecują śnieg z deszczem…. zupełnie listopadowo 🙁
Może by tak zabrać bermudy na Bermudy??:))
Oraz hawajską koszulę na Hawaje, a Panie – bikini na Bimini. A ja – Majkę na Jamajkę!
… a “na wyspach Bergamutach, podobno jest kot w butach” :))))))
Aha, a amerykankę do Ameryki??
No, to mógłby być zdecydowanie nadbagaż. To już lepiej brać rzeczy niewielkie i lekkie – ot, japonki do Japonii, panamę (kapelusz) do Panamy, a z bliższych destynacji – rum do Rumunii. Amerykanie jeszcze mogą indyki do Turcji!
Syjonistów do Syjamu!!!!
A koty syjamskie wtedy gdzie??!!:)
:))) na Madagaskar ….. nakarmimy i pogłaszczemy :))))))
Rybą, one lubią ryby! Tą rybą, co to Quackie ją na ser ułapi:))
Parę możliwości jest – tak konkretnie to do Boki KOTorskiej na przykład. Albo do SzKOCji. A może w cieplejsze kraje – na Wybrzeże KOCI Słoniowej?
wrócą….. nawet wpław :)))))
?????:))))
Pytajniki i pytony do SPYTKOwic w Beskidach.
I stamtąd posłyszę dlaczego akurat Majka??:)
Z powodu Jamajki. A Majkę znam jedną bardzo urodziwą, złamała mi nogę na pierwszym roku studiów, ale to nic, bo nie złamała nigdy serca, co jest daleko bardziej pozytywne.
Złamała Ci nogę?? To nieliche figury byli!:))
Dokładnie rzecz biorąc to była dyskoteka. A oboje trenowaliśmy wtedy judo w ramach WFu na pierwszym roku (każde w swojej grupie oczywiście). I nieco podchmielony zgodziłem się służyć za obiekt ćwiczebny do rzutu przez biodro. A ponieważ dyskoteka to nie dojo – skończyło się na zerwanych więzadłach w prawym kolanie, czyli technicznie rzecz biorąc nie złamaniu kości, ale praktycznie – gips i rekonwalescencja były takie same, jak nie gorsze.
Ja bym się zrewanżował:)
No właśnie że nie bardzo wypadało – byłem o dwie głowy i ze trzy klasy wagowe większy. Wielka jest potęga judo! A teraz już na imieniny idziemy…
Daleko??
Nie, ledwie wpis wyżej : )
:))
:)))) albowiem koty są terytorialne Senatorze :)))
Są! Koty wszystko są!!:)))
Siebie wyślę na Mount Everest.:)A inne mniej i bardziej istoty,są wśród nich także koty:http://tnij.org/i4f9
… agdzie to Cię w te wysokie rejony ciągnie ? i tak bez maski tlenowej ?:)))))
A gdzie można wysłać Ewę jak nie na Eve-rest?:)))
Eve rozumiem, ale tem -rest ?:))))))
Do Raju. Dasz sobie wwyciac jedno zebro, urychtują Ci Adama i balanga.Uważaj na węże. Syczą.
Dobranoc….. lampka świeci łagodnie….. :))))