Pan Ignacy Lajkonik szedł sobie alejką na skraju osiedla, cały w skowronkach, mimo że była już mocno zaawansowana jesień i większość tych przesympatycznych ptaków dawno odleciała. Alejka wiodła wzdłuż szpaleru topoli, które na jesiennych wyprzedażach zaopatrzyły się w przecenione sukienki z poprzedniego sezonu i teraz żółkły z zazdrości, ponieważ wszystkie wyglądały tak samo. Jedna topola, szczególnie złośliwa, obsypała alejkę kupką mokrych liści, ku której właśnie zmierzał rozanielony pan Ignacy. Jak przystało na rozanielonego, głowę miał wysoko w chmurach, nic więc dziwnego, że nie zauważył pułapki… i w tym momencie prawa noga pojechała daleko do przodu, podczas kiedy lewa niebezpiecznie się ugięła – a pan Lajkonik mimo desperackich wysiłków wylądował z impetem na mokrym asfalcie.
Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i co się z nim dzieje. Kiedy znowu mógł skupić wzrok, zobaczył, że krajobraz naokoło jest taki sam, ale jakby nieco inny. Rozglądał się, zaskoczony, aż wreszcie dostrzegł różnicę: drzewa, liście, płoty, a nawet osiedle w tle błyszczało własnym światłem. Dokładnie w momencie, kiedy to dostrzegł, całe światło, rozproszone zrazu, skupiło się jakby w jednym, jasnym krążku. Krążek ten, przypominający zajączka, jakiego puszczają lusterkiem dowcipne dzieci w oczy nadjeżdżającym kierowcom, drgał i tańczył w jednym miejscu, ale kiedy pan Ignacy nieco ociężale podniósł się z mokrego asfaltu alejki i stanął na nogi – zaczął skakać w miejscu, zupełnie jak pies, który chce zachęcić kogoś do pójścia za sobą.
– Czyżby mały Timmy wpadł do studni? – mruknął do siebie pan Lajkonik, po czym uważnie rozejrzał się, kto to może puszczać zajączka. Jak okiem sięgnąć, nie widział nikogo, więc bardzo się zdziwił. Okna w tych kilku blokach, jakie było widać z alejki, stały ciemne i puste. Tymczasem krążek światła skakał do przodu, a potem wracał do pana Ignacego, który prawie słyszał jego wołanie „Za mną! Za mną!”. Pan Lajkonik wzruszył ramionami i podążył za upartym światełkiem. Wyraźnie się ucieszyło i poprowadziło go wzdłuż alejki, skręcając jednak od razu pomiędzy topole. Szedł pan Ignacy po trawniku, szedł zarośniętą dróżką pomiędzy kałużami, szedł koło kępy brzóz, których nigdy wcześniej nie widział w tym miejscu, aż zaszedł przed chatkę. Dziwna to była chatka, nie żeby od razu na kurzej łapce… ale wydawała się panu Ignacemu jakaś nierzeczywista. Jej drewniane ściany chwilami drgały jak obraz na starym telewizorze, chociaż drzwi wyglądały bardzo solidnie.
Krążek światła wskoczył na klamkę i podskoczył na niej kilka razy. Pan Lajkonik posłusznie wyciągnął dłoń i nacisnął starą, spatynowaną rączkę z kutego żelaza. W tej chwili poczuł, jakby pod nim wystartował ruchomy chodnik, i sam nie wiedząc, kiedy, znalazł się we wnętrzu chatki. Wyglądało ono przytulnie, a pod ścianami i na półkach piętrzyło się pełno przedziwnych rekwizytów. W przyćmionym świetle małej nocnej lampki pan Ignacy mógł dostrzec między innymi afrykańskie maski z kokosów i mahoniu, czarną kulę bilardową wielkości piłki do siatkówki, czy też małego, srebrnego słonika, stojącego na niedużej komódce. Pod ścianą siedział bardzo elegancki, żywy szczur, z cylindrem na głowie, patrzący na pana Ignacego z godnością przez monokl. Nieco dalej, wśród cieni widniało coś, co wyglądało jak głowa wyścigowego konia, przybrana laurowym wieńcem. Obok, na półce, leżała butelka, która kryła we wnętrzu – na ile pan Lajkonik mógł dojrzeć – bardzo starannie wykonany model żaglowca.
Wszystko to powoli odjeżdżało w tył, a pan Ignacy przesuwał się ku centralnemu punktowi chatki, którym wydawał się być rozłożysty pluszowy fotel z bogato rzeźbionymi podłokietnikami, stojący przy niskim, okrągłym stole. Za stołem siedziała nieduża postać, zakutana w ciemny płaszcz, na głowie miała ciemny kapelusz, a na nosie – okulary, zza których błyskały mądre oczy. – Pani jest… czarownicą? – zapytał nieco zdezorientowany Lajkonik.
– Nie, szanowny panie Ignacy, wiedźmą – powiedziała uroczyście wiedźma.
– O, widzę, że pani mnie zna?!? – zdziwił się jeszcze bardziej szanowny pan.
– Proszę pana – uśmiechnęła się wiedźma nieco pobłażliwie – czy zastanawiał się pan kiedykolwiek, skąd się wzięło słowo „wiedźma”? Otóż pochodzi ono od słowa „wiedzieć”. Wiem o panu wszystko, czego potrzebuję.
Pan Lajkonik zastanowił się chwilę – A jak to się ma do ochrony danych osobowych?
Wiedźma lekko się skrzywiła – Proszę mi wierzyć, że mam wszelkie uprawnienia w tym względzie. Ale nie po to pana tutaj zaprosiłam. Zdecydowałam się mianowicie przygotować pana na to, co się panu niedługo zdarzy. Chciałby pan przecież wiedzieć?
Pan Ignacy szeroko otworzył oczy – A wie pani, że niekoniecznie… Ale skoro już u pani jestem, to słucham. Jak to w ogóle możliwe?
Wiedźma tymczasem przechyliła się w bok i z widocznym wysiłkiem wyciągnęła skądsiś dużą kryształową kulę, zanim pan Lajkonik zdążył zareagować, zerwać się z fotela i pomóc kobiecie dźwigać ciężki przedmiot. Ustawiła ją na stole, przetarła bawełnianą szmatką i kliknęła dwa razy podłączoną do niej myszką. – To komputer? – upewnił się pan Ignacy – Cóż za oryginalna obudowa…
– Nie – odparła sucho wiedźma – to oryginalna kula do wróżb, model czeski na niemieckich kryształach, późny Rudolf II, początek siedemnastego wieku. Mysz to tylko drobne ułatwienie –
i pan Lajkonik siedział już cicho. A wiedźma zaczekała, aż kula połączy się z położoną w arystotelejskiej kwintesencji siecią, zwaną stąd właśnie Eternetem i zaczęła wróżyć:
– Widzę pana… W sztuczkowym ubraniu, śpiewającego kuplety z „Kabaretu Starszych Panów”… A nie, przepraszam, to zakłócenia, prawdopodobnie od herbaty z sokiem malinowym… Proszę jej tyle nie pić… No dobrze, widzę pana za szkłem… To portret prezydenta? Nie, to jakaś ściana ze szkła… Widać gałąź… To jakaś weranda?
– Oranżeria! – wyrwał się pan Ignacy – To znaczy, że jednak ją zbudują? To świetnie!
– Nie przeszkadzać! – zgromiła go wiedźma – No i masz, cała wizja przepadła. Moment, a to co?
Z boku kuli wysunęła się podłużna paczka. Wiedźma nieufnie podniosła ją do światła, po czym rozpromieniła się. – No proszę, spontaniczna materializacja! To do pana! Proszę to rozpakować za dwadzieścia cztery godziny, a teraz już do widzenia!
Pan Lajkonik wziął od niej paczkę, popatrzył z niedowierzaniem na gruby szary papier, na którym widniało jego imię i nazwisko, nie napisane, ale jakby wypalone za pomocą słońca i lupy. Kiedy podniósł wzrok, chcąc zapytać, co dalej, aż achnął. Siedział na kupie mokrych liści, w alejce nieopodal osiedla! Już, już miał się bez przekonania zaśmiać z własnych urojeń, kiedy jego wzrok napotkał trzymaną w ręku paczkę. Pan Ignacy Lajkonik bez słowa wstał i podążył dobrze znaną dróżką w kierunku bloków.
Zadzwonił do drzwi pani Chandry z myślą, że od razu opowie jej o tym, co go spotkało w topolowej alejce (no właśnie, czy tam go to spotkało? Czy gdzieś indziej?), ale kiedy otworzyła mu drzwi, wiedział już, że coś jest nie tak. Chandra była niezwykle – jak na siebie – blada i milcząca, wszedł więc i usiadł, oczekując raczej niemiłych wieści. A ona zaczęła mówić:
– że właśnie dostała wiadomość z Indii;
– że zmarł
jej prawuj, którego prawie nie znała;
– że był on wziętym biznesmenem, ale niestety nie wiadomo dokładnie, co po sobie pozostawił;
– że strasznie jej przykro, ale jako jedna ze grona spadkobierców musi lecieć do Indii, dowiedzieć się, kto i co odziedziczył, a potem uporządkować sprawy;
– i że nie będzie jej w Polsce przez dłuższy czas.
Pan Lajkonik słuchał i z każdym słowem coraz mocniej rozumiał, że będzie się musiał z panią Chandrą rozstać na dłużej, a na myśl o tym rozstaniu czuł, jakby w środku z hukiem spadały mu wielkie, ciężkie pudła. Pożegnali się tego wieczoru prawie we łzach – ona musiała się spakować, a on nie chciał przeciągać pożegnania. Zostawiła mu klucze do mieszkania („Pamiętaj, podlewaj bauhinię – i dopilnuj, jak będą budować oranżerię!”), a potem zadzwoniła do niego jeszcze z lotniska – że wróci tak szybko, jak tylko się da.
Kiedy następnego dnia osowiały pan Ignacy siedział na własnej kanapie, przypomniał sobie o tajemniczym pakunku, otrzymanym u wiedźmy. Poszedł do przedpokoju, wygrzebał paczkę spomiędzy starych gazet i dłuższą chwilę siedział, wpatrując się w nią nieżyczliwie. W końcu podjął decyzję, sięgnął po nóż do papieru i jednym ruchem rozciął opakowanie. Spojrzał – i parsknął nieco histerycznym śmiechem. Trzymał w dłoniach doskonale mu znane wydanie powieści Juliusza Verne’a z 1959 roku, z ilustracjami Daniela Mroza – „500 milionów hinduskiej władczyni”.

_________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dobry wieczór, bo już ciemno. Mam nadzieję, że odcinek okaże się godny czekania : )
Niespodzianki są … tylko dlaczego akurat te 500 milionów hinduskiej władczyni? Czym zasłużył pan Ignacy na taką pesymistyczną lekturę ? 🙁
Czy wiedźma przewiduje, że pan Ignacy może skutecznie przeciwdziałać ?:))))
no i kto siedział na ramieniu wiedźmy? :)))))
Ekhm, ekhm… A kto powinien siedzieć? Sowa? Kot? Ciemno było, ledwie nocna lampka świeciła… ; )PS. Akurat w takim momencie musi się Onet wieszać!
Nie miałem pojęcia, że pan Ignacy też ma jakieś ponadnaturalne umiejętności? Od czasu, kiedy zanikły mu superzdolności nic takiego nie przejawiał?
? Dlaczego pesymistyczną? Miasto-Francja prosperuje, dr Schultze z Żelaznej Twierdzy zamrożony żywcem , a dr Sarrasin po nim dziedziczy – radujcie się : )
Dobry wieczór Lajkonikowi i Jego Fanom, Autorowi oklaski.
Dobry wieczór [głęboki ukłon w odpowiedzi na oklaski].
Słusznie Yo la…. po pierwsze … oklaski dla Autora , a pytania są wszak dowodem na żywe zainteresowanie…. :)))
Też jest Wiedźma ciekawa?;) To ciekawe, czy czegoś się dowiemy.Pozdrowienia
A jakie jeszcze pytania są? Bo na powyższe wydaje mi się, że odpowiedziałem?
Te zadane na Kontrowersjach. Bez pośpiechu, nie nalegam, znaczy – nalegam, ale nie natarczywie.
Taki paszkwil na Wiedżme, taki paszkwil.Baska spuścić Mu łomot?
A dla Ciebie, Markizie, Izis erotyki publikuje na Portalu.
Jedno drugiemu nie przeczy.Spuszcze łomot i pójdę poczytać.Dobra, najpierw poczytam a póżniej łomot.Zadowolony?
Pisze lepiej niż ja. Ja nie mam mozliwości, ale w moim imieniu możesz Jej pogratulować.
Dobry wieczór, JędrusiuZe starej paczki, to tylko Yolek się ostał. Nie chcę pisać, a nie mówiłem? Pozdrawiam
Było, minęło, bez żalu. Mam czyste sumienie, chciałem pomóc, a że portal staje się szturmówkowy, to tym gorzej dla portalu. Ale wyraznie do tego zmierzał.Miał zwolenników, wyznawców. Nie miał przyjaciół. Twój ban jest najlepszym tego dowodem. Chyba nawet pisałem kiedys o tym określając to ” zazdrością”.On sobie ścieli my sobie.Tylko u Mamy, czy coś przybyło?
Jakże słusznie prawisz, Markizie, choć słowa niepozbawione pewnej dozy goryczy napisałeś. Wszyscy wylądują na Madagaskarze. Ostatni wkroczy Piotruś i będzie się działo. A kysz maro przebrzydła. PS Zwracam uwagę, że ja nie zostałem trwale zbanowany i furt mogę się zalogować. Przynajmniej tak jeszcze wczoraj było.
Drogi Gryzonu…. ta Wyspa ma własny klimat i może nie znieść inwazji szefa kurnika…. Gościnna jest, owszem, ale nie do tego stopnia :)))…. więc a kysz…i nawet o tym nie wspominaj. :))).
Odpukałem już w niemalowane. Z ptaszyskiem to miał być żart taki, ale wyszło-dramatycznie. Z drugiej strony byłaby szansa na wykorzystanie seksualne obwinionego. Należy się Jemu jak mało Komu. PozdrawiamPS Z tą recenzją żartowałaś, oczywiście.
Nie recenzja jest naprawdę udana :))))
Wytłumacz co znaczy zbanowany. Ja zostałem pozbawiony konta. Oferta, że mogę poprosic o nowe jest oczywiście nie do przyjecia. Kto tu komu łaske robi:).
Ban oznacza zablokowanie konta…. Markizie. I bardzo Was proszę…. nie przenoście tu kurnika…. 🙂
Sorry, bardzo.Spodziewam się, że za chwilę nie będzie już tematu. Udry, to temat zamknięty.
Przeprosiny przyjęte Gryzonu….. rozumiem, że t było ostatni raz :))))*
Nie jestem aż tak doskonały, aby obiecać, że nigdy już przepraszał nie będę. Także na moje przepraszam zawsze liczyć można.
:))) hihi… żartowniś z Waści:))))
Do usług.
:)Może Wy jesteście jedną i tą samą osobą? Na to wygląda.Wielkie umysły myślą podobnie, albo jakoś tak.
Nie wiem dokładnie, czy miałem być adresatem podejrzeń, ale na wszelki wypadek oświadczam, że gryzon występuje pod jedną postacią. Wszyscy Inni są bytami odrębnymi całkiem.
Nie, dzień dobry, to było do Markiza.
Jasne.
Zbyniu gdybym tu chciał coś napisać, to komu nakleży dać w łape.I ile.
Dobry wieczór, MarkizieŻeby prawo pisania na Wyspie otrzymać, musisz do Skowronka wystąpić (All_a). Następnie pod Jej przewodnictwem, zbiera się rada “starców “, która to rada jest władna prawo do pisania przyznać, lub tez takiego prawa zabronić. Waluta obiegową są waciki i jest kilka osób szczególnie na nie łapczywych. Napisz do Skowronka, będzie dobrze. Serdecznie pozdrawiam
W piżamie jestem. Wypada Ja w takim stroju odwiedzić?A jeżeli nie wypada to:zdjąćczy ubrać cos stosowniejszego
A skąd mnie wiedzieć? Jestem tylko prostym gryzonem, to Ty jesteś arystokratą, Markizie.
Dobry wieczór, Yo laA Pani nigdy nie zapomina o reklamie. Chwalebna jest taka stałość poglądów i sympatii. Myślę o sobie, naturalnie. Pozdrawiam, uchylając dynię.
Dzień dobry, co jest stałe, już się nie odstanie, takie dary losu.Klaniam się Pani, a w intencji rozpalam w kierunku Wuja swoje oczy i strzygę pokłonnie uszami.
Dzień dobry, Yo laJest takie przysłowie ” Nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło “. Włączam relatywizm i zawsze znajduję drugą stronę. Czasem tą lepszą znajduję. Po co tak czynię? Otóż nie chcę sobie psychiki w kierunku wiecznych żalów ćwiczyć, aby pamięć, w pamiętliwość nie przerodziła się. Kłaniam się namolnie, jak to szczur z cylindra. He, he.
Przysłowia są mądrością narodu, ale nie każdy naród jest mądry, rozumie Pan coś z tego? Bo ja nic a nic.Dziś dzień refleksji, nie refleksu, mam nadzieję, że Wuj wybaczy to tempo, ale kłaniam się jak zwykle – nadzwyczajnie i żarliwie.
Naród to masa, a masa rację wymusza swoim ciężarem. Ja jestem indywidualistą i jedne przysłowia rozumiem i akceptuję ich dydaktyczną treść. Drugich przysłów nie rozumiem, ba, nawet nie próbuję ich pojąć, co nie przeszkadza mi wcale wymądrzać się o ich przesłaniu. to chyba nie jest jeszcze coś bardzo złego?Wykonuje, na Twoją cześć, trzydzieści pompek.
Tym wmawianiem Izis jakiejs atencji wobec mnie narobiłeś tylko klopotu i mnie a Jej, to już szkoda gadać.Odkręcaj co nabroiłeś,a ja Ci pomogę.
Masz rację Markizie…. wredna ta wiedźma…. rekwizyty ma takie, ze tylko za głowę się łapać.albo wysłać komando trolli, żeby zburzyły tę chatkę :))).. kurz po kątach, dobrze, ze choć szczurek ma gustowny melonik :))))
lej Markizie…. a potem uwolnimy statek z butelki i konia z wawrzynem….. wolność im przywrócimy !:))))
… ale i pomysłowa… myszkę sobie zainstalowała do kryształowej kuli ! może jeszcze coś z niej będzie :))))
Tak, a za pomysłowością przemawia fakt, że potrafiła znaleźć (a może samemu zaprogramować?) sterownik myszki do Windows 1605!
:)) zapędziła do roboty zwabionych informatyków pod groźbą utraty bazy danych w ich komputerach :)))))….
A gdzie tu brak wolności, ściany całe chodzą jak w starym TV, wyjść można w każdym momencie, byle nie przez drzwi : )
… butelka nie ma ścian Autorze…. :)))))
I tu się rysują dwa kierunki odpowiedzi: po pierwsze, co było w butelce poza żaglowcem i czy czasami właśnie w związku z zawartością sam się nie dostał do środka, a po drugie – GDZIE jest napisane, że butelka była zakorkowana?
hihi…. rozumiem… statek sam wpłynął do butelki, tylko kto ugryzł ciasteczko ? Kapitan czy galion ? :))))
… i gdzie jest reszta konia wyścigowego, skoro widoczny był tylko łeb z wieńcem laurowym ?:)))
W cieniu, w cieniu pozostawała reszta konia. Przypominam – tam się paliła jedna lampka nocna, słownie jedna : ) Ile konia potrafi oświetlić taka lampka?
Słuszna uwaga…. bo koń majestatyczny i okazały :)))
Ciasteczko??!?! Myślałem raczej o nominalnej zawartości butelki. A kto by miał ją wtedy… wytrąbić? Kapitan, albo też tryton jakiś, one mają muszle do trąbienia ; )))
ciasteczko z napisem “zjedz mnie”…. albo się rośnie, albo maleje …. Alicja się kłania :)))
No teraz to się pokajam – właśnie dzisiaj mieliśmy seans domowy z “Alicją” Tima Burtona, człowiek, który tłumaczył dialogi, to jest dopiero Ktoś! Dowiedziałem się, że ciasteczko na wzrost to jest kolosanka, natomiast nalewka (“Wypij mnie!”) na skurcz nazywa się knyplówka! A ja człek niedomyślny nie załapałem. Natomiast czy to pigwówka, czy to knyplówka, podtrzymuję swoją wersję, że za znalezienie się żaglowca w butelce odpowiedzialna była tak czy inaczej jej zawartość!
:))))))) ! bardzo ładna nazwa… kolosanka :)))
Czołem, Autorze!I teraz pan Ignacy będzie miał długo chandrę z powodu nieprzekazania znaku losu swojej przyjaciółce – dopóki pani Chandra nie powróci (z milionami ?)…Jakby co, zwróciłbym jej uwagę na Żerań – może jednak dałoby się produkować przyzwoity polski samochód? Mój Lanos ma juz swoje lata 😉
Dobry wieczór Tetryku a zdąży przed Chińczykami?
Nie było szans, przecież wolno mu było dopiero po 24h rozpakować!
otóż to…. i Tetryk pozostał z pobożnym życzeniem 🙂
Niewiele mam pobożnego… dobre i życzenie.
Dobry wieczór, QuackieDostanie się na Madagaskar graniczy z cudem, porównywalnym do cudu znalezienia wyspy znanej z serialu „ Lost „. Może jednak się uda. Piękne opowiadanie, niepozbawione cech mistycznych, tajemniczych metafor, jak i też pięknych opisów przyrody. To ostatnie piszę bez przekąsu. Zżółkłe sukienki z poprzedniego sezonu są dobitnym przyrody opisu, przykładem. Cóż dalej mamy w opowiadaniu o Panu Ignacym? Przestrogę, aby nie chodzić po ulicach z głowa za bardzo w chmury wyniesioną, gdyż boleśnie możemy być do rzeczywistości przywróceni, za przyczyną wilgotnych liści i pół szpagatu. Obawiam się jednak, ze nasz bohater doznał urazu głowy, czegoś jakby wstrząśnienia mózgu, o czym świadczy świetlny zajączek. Takie widzenia świetlne, bez określenia źródła światła, zdają się wskazywać na uraz neurologiczny. Takie kontuzje zdarzają się i co ciekawe, powodują również wrażanie przeniesienia się do innego wymiaru. Pan Lajkonik też zapewne przeniósł się metaforycznie na afrykańska wyspę, o czym świadczą skowronki, łeb rumaka, butelka z zawartością, ssak w cylindrze, czy wreszcie wieszcząca wiedźma. Na szczęście, czar prysł, paczka niestety została i dziwnie ciągłość czasu naruszając, w starych gazetach do jutra ugrzęzła. Samo rozstanie z nagłą spadkobierczynią, nie było zbyt dramatyczne. I bardzo słusznie, gdyż nie jest stanem zwyczajnym pogrążać się wciąż w chandrze. Zresztą autor nie pisze, czego jest to pięćset milionów. Serdecznie pozdrawiam
Podtrzymuję absolutnie wszystko, przyklaskując zwłaszcza obserwacji na temat nieokreśloności waluty. Gdyby bowiem miało to być 500 mln rupii indyjskich, jak wskazywałaby logika, to po przeliczeniu jest to ponad 8 mln euro. Natomiast np. 500 mln. dolarów zimbabweńskich to jest jeden banknot, zresztą nieużywany już od półtora roku, i obecnie bezwartościowy. Co pozostawia autorowi bardzo wygodne pole manewru.
Piękna recenzja…. :)))) tylko brać przykład Gryzonu :))))
Dobry wieczór:) Pan Ignacy jest w.. średnio – starszym.. wieku i.. rozjazd kończyn na liściach, z mocnym przysiadem, jest bardzo niebezpieczny!!! Proszę(!) zatem Autora, aby nie narażał sympatycznego p.Ignacego, na ewentualne kontuzje, o! Chyba, że… według horoskopu celtyckiego, topola jest drzewem p.Ignacego iii… Lajkonikowi nic złego nie mogło się przydarzyć. Topola ta pewnie była balsamiczna. I cóż z tego(?), że złośliwa:)))) A www ogóle to super!!! I proszę o kolejny odcinek, choćby jutro:)))
W związku z powyższą prośbą od najbliższego odcinka zamontujemy panu Ignacemu 6 poduszek powietrznych >;^ ]A serio, to nie wiem, co z topolą i horoskopem – ta była tak złośliwa, jak tylko można, nie dość, że sypała liście pod nogi panu Ignacemu, to jeszcze podważała swoimi korzeniami betonowe i asfaltowe chodniczki, a czasem nawet sens opowiadania!Następne opowiadanie mam nadzieję, że w ciągu tygodnia od dzisiaj. Pomysł już jest, pozostaje, za przeproszeniem, egzekucja.
:))) Jak można wszystkie jednakowo ubrać, noo jak? I to jeszcze kiecki z wyprzedaży:))) A złośliwe topole są, najbardziej wiosną.. gdy sypią czepliwym białym puchem i na dodatek /tak słyszałam/ przyciągają pioruny, ponoć. Czy to prawdą jest – nie wiem:)Zatem będę cierpliwie czekać, a mam inne wyjście? :))) Tak, tak… przez drzwi:)))
Jesień je tak ubrała, proszę odlecianego Skowronka. Z puchem marnym – racja, z piorunami natomiast niekoniecznie, tzn. mimo bliskiego sąsiedztwa topól nie zaobserwowano wzmożonego walenia tychże w te-że.
ale topole nie są alergebnami, więc należy z szacunkiem je traktować, a nie kopac po korzeniach :))))
Onetowi coś naprawdę dolega.. Spokojnej nocy.. Dobranoc:))PS Ukaże się?
Ukazało się….. :))) mam wrażenie, że Wyspa sie chowa sama z siebie i nawet trudno się dziwić po Gryzonowych zapowiedziach :)))
Panie, panowie, muszę się oddalić celem zadbania o obowiązki rodzicielskie etc. etc., kreślę się z poważaniem i obiecuję wrócić, z nadzieją, że jeszcze dziś.
… a zatem… pełń swą powinność i wracaj szczęśliwie :))))
Wróciłem! Wiilmaaa!
. … a lampkę zapalę na poprzednim wątku, bo ten ma trwać :)))) !
Pożegnam się już. Jutro Wszystkich Świętych. Ten dzień niekoniecznie jest dniem ciężkiej żałoby. Spokojnej nocy
Dobranoc, do jutra, chociaż to jutro będzie mocno przerywane zapewne…
Dzień dobry:)) Zdaje mi się, że szanowny Autor ryzykant jest wielki, no, ale i szczęściarz niebywały. Gdybym to ja doma był – gwintówka wypucowana już by lśniła – aliści do dom daleko, ulubione duło zakurzone na ścianie wisi… Nic to! w pielesze domowe się wróci, wieniec won w kąt!… i starannie ukrytymi loftkami arcydzieło sztuki rusznikarskiej się nabije! Szanowny, a wielce utalentowany Autor będzie musiał opłotkami wędrować, kuper godnie sobie pancerzem opatrzywszy! Tak mi dopomóż Bucefale, Dżambazie, Hatatitlo i ty Płotko, takoż!!
Dzień dobry, SenatorzeA czymże Autor tak zbulwersował Ciebie, że kuper ma stalą zabezpieczać? Że się w świąteczny poranek zapytam ?Pozdrawiam
Dzień dobry, Gryzoniu. Moją odpowiedź na swe pytanie parę szczebli niżej znajdziesz, tam ją bowiem anieli Onetu ponieśli.
Uprasza się o najniższy wymiar kary. Nabij chociaż solą i szczeciną, a nie od razu loftkami!
Witam. Żadnych półśrodków!!:))
Dzień dobryWybieram się na cmentarz. Na szczęście jeszcze w pozycji zbliżonej do pionu. Pozdrawiam
Dzień dobry ! Obudziłam się z myślą o panu Lajkoniku ( brawo Autor !!! )…. bo… nastrój zbudowały topole, ( nie olchy :!.)….. zmiana światów odbyła się klasycznie …. jasne swiatełko nie wróżyło dramatu… wiedźma dała wymowny podarunek, a pan Lajkonik, acz smutny z powodu rozstania z panią Chandrą … wie, że Ona zamierza powrócić. No i dostał zlecenia, jak ktoś wielce zaufany od damy swego serca! Niecierpliwie czekam na spadek pani Chandry i ciąg dalszy przygód pana Ignacego.:)))))
powydziwałam wczoraj, dziś z przyjemnością wróciłam do tekstu :)))
Dzień dobry:)))
Ja myślę, że panią C. wyślemy na razie na bezterminowy urlop, w Indiach sprawy idą swoim własnym tokiem, a panu Ignacemu nieco przybędzie obowiązków (bauhinia, oranżeria, mieszkanie do opiekowania), ale i złapiemy nieco oddechu. A jak trzeba będzie napisze się odcinek pt. radosny powrót.
:)))zima idzie, szkoda pani Chandry na te zawieje i zamieci :)))).. a radosny powrót ? jak najbardziej :))))
No właśnie, powrót na wiosnę – z powracającymi ptakami, w odwiecznym rytmie natury… tfu, rozmarzyłem się ; )
Proszę, oto korpus deliktus:”..wśród cieni widniało coś, co wyglądało jak głowa wyścigowego konia, przybrana laurowym wieńcem…” “Coś”, Gryzoniu, “co wyglądało!!” Na Croma (jak powiadał pewien osiłek), za takie określenie szacownej i kształtnej niebywale ozdoby karku mego, łoże zacnego Madeja stosowną nagrodą być się wydaje. Jednakowoż żem ja niespotykanie łagodnego charakteru, tedy kontentować się polowaniem na Autora zamierzam – dać Mu bowiem szansę na uratowanie skóry postanowiłem. Malutka ta szansa, mizerna okrutnie, ale nikt mi nie zarzuci, żem nie ostrzegał!:)
:)))))))****
Aaa witaj:))) dzisiaj wracasz??:)))
Dzień dobry:)) Mam nadzieję koło piętnastej wyjechać. Odwiedziłem – kogom miał odwiedzić, zapaliłem – com miał zapalić…No i pojadę.
Senatorze! Proszę pamiętać, że patrzymy oczami naszego bohatera. On jest oszołomiony i zaskoczony, przed chwilą wylądował gwałtownie na twardym, ledwie się pozbierał, teraz – ni stąd, ni zowąd znalazł się w nowym miejscu, na dodatek oświetlonym symbolicznie. Czy to jest naprawdę takie dziwne, że kiedy widzi w odwiedzanym po raz pierwszy, nader osobliwym wnętrzu, wyścigowego rumaka, to nie wierzy własnym oczom?
Hmmmm…. coś tu szanowny Autor kręci:)
Senatorze, Ty byś nie kręcił, mając widoki na bycie nadzianym loftkami? ; )))
.. no właśnie Senatorze…… Skowronek odleciany, Koń z wawrzynem majaczy gdzieś w cieniu, Stateczek na uwięzi, a Wedrowniczka ni śladu, szczurek żywy, za to w meloniku…. a wiedźma samotna wśród masek :))))..ale to …..żarcik pana Kwaka, tynfa wart :))))
Stanę w obronie Autora, aby przelewu uniknąć. Zacytuję” Ile konia potrafi oświetlić taka lampka?”. Odpowiedź na to pytanie wydaje się być kluczowa w tym temacie. Łaska Boska i Autorska, że lampka płomieniem nasenno-opiekuńczym głowę szlachetnego rumaka nikle oświetlała. Zastanawiam się co rychtowane byłoby, gdyby to szlachetny zad w opowiadaniu wyeksponowany był? Ciebie Autor łagodnie potraktował. Zobacz jak, w porównaniu, von szczur wygląda, z monoklem w oku i cylindrze. Z manią wielkości na oblicze wpisaną. Cieszę się z tego, że cały do domu wróciłeś.
Taaa, i teraz dostanę loftkami za szczura. A było napisać o chomiku! ; )
Dobry wieczórŻadnych strzałów, z mojej strony, nie spodziewaj się raczej. Generalnie von szczur mile połechtał moją próżność. Pozdrawiam
Ech, jeszcze Senator będzie chciał wykorzystać te loftki w obronie Twojego wizerunku.
He, he. Otrzymam swoje, jak tylko Senator o zadzie przeczyta. Już rzucam się do ucieczki. Oczywiście zakosami.
Pięknie bronisz Autora Gryzonu, ale protestuję przeciwko tak negatywnemu odbiorowi melonika i monokla ! To ma swój niezaprzeczalny wdzięk i mi się podoba :)))))
.. no i zauważ: tak został ubrany najinteligentniejszy z wszystkich gryzoni…. :)))))
Dzień dobry:)))).. a topole odarte z kiecek.. naguśkie stoją:))) Powiozą mnie, na szczęście nie karawanem:))) Spokojnego.. Wszystkim..
Moje topole pożyczą Twoim kiecek…..jeszcze je mają :)))) trochę mokre, bo mży :)))) Spokojnego Skowronku .. :)))
No cóż, zwalniam cudzy komputer i powoli do powrotu przygotowywać się zacznę. Pójdę jeszcze raz na cmentarze…jeszcze parę świeczek zapalę. Do zobaczenia:)
Szerokiej drogi Senatorze….. czekamy :))))
Dostałam szczególną przesyłkę…. plik zeskanowanych, starych rodzinnych zdjęć…. niektóre mają około stu lat. wiem kim są wszystkie osoby z fotografii; żadnej już nie ma na tym świecie. Taki nieoczekiwany prezent na Zaduszki…..
Jaśminki nie ma nadal…. czy Ona wie, że sie martwimy? :(((
Jestem i czuwam. Myślę, że to związane ze świętem – albo ma gości, albo wybyła w gości. Coś nie mogę namierzyć, kiedy ostatnio była na kontro…
Leniwe to nasze bractwo……dzisiaj:)
O w ogóle co to za porządki… chyba już pora wracać do domu ? :)))
DobryWieczór i jednocześnie dobranoc:))Ps. Rysunki pana Mroza są takie senno-marzeniowo-fantomatyczne:))
Dobry wieczór Ja, przez chwil kilka, będę obecny Tu. Szczur był w cylindrze, Droga Wiedźmo. Żeby w meloniku to, ba.
Oczywiście .. masz rację, ale cylinder to naprawdę wspaniałe nakrycie głowy…… melonik jest mniej reprezentacyjny :))))
Oddalę się już na spoczynek. W sumie dzień owocny, nowy autor pretenduje. Dobrej nocy
Spokojnego.. Dobranoc:))
Dobranoc….. lampka zapalona, pólnoc minęła, pora spać :)))