W poprzednich relacjach zdałem Państwu sprawę z bliskich kontaktów z dzikami, które podchodziły blisko ludzi, gnane apetytem. Pomijam zdarzenie, kiedy dziki zapędziły chłopaków na murek przy bramie wjazdowej na wyspę. Zwierzaki spacer miały wtedy, więc nie apetyt nakazał im podejść tak blisko ludzi, żeby ci ludzie ze strachu na murki uciekali.
Dziś napiszę o wysokiej wodzie. Wysoka woda jest na mojej wyspie, zjawiskiem całkowicie normalnym i cyklicznym. Nie jest to typowa powódź, która bierze się, jak wiadomo, z uporczywie obficie padającego deszczu.Nic z tych rzeczy. Spiętrzenie wody na Odrze następuje zwykle z powodu silnych,północnych wiatrów, które to wiatry jakby powstrzymywały wodę z Wrocławia,przed naturalnym połączeniem się z Bałtykiem. Zwykle woda zalewa bramkę wejściową na wyspę, wtedy wchodzimy w gumiakach, które wozimy przezornie w bagażniku samochodu. Czasem jednak wody jest tak dużo, że gumiaki są za płytkie, więc dostajemy się na wyspę drogą wodną. Po prostu łódką podpływamy do plaży.
Jesienią roku ubiegłego właśnie łódka woziła wyspiarzy.Wyglądało to podobnie, jak w dowcipie-zagadce, o rolniku, wilku, kozie i kapuście. Tylu chętnych było. Po dotarciu do domków mogliśmy ocenić rozmiary zalania. Posiadłości sąsiadów,których domki usadowione były niżej niż nasz, zalane do wysokości skromnego fundamentu. Trawniki zalane w całości. Leszczyna, pod którą dziki orzechy zbierały, podtopiona. Patrzę tak na tę wodę i myślę sobie, jeśli nasze domki stoją w najwyższej części wyspy, to całe chaszcze w dziewiczej jej części muszą być zalane. Jeśli moje rozumowanie jest prawidłowe, to jak poradziły sobie z wodą znajome dziki?Potopiły się biedactwa, pomyślałem w pierwszej chwili. W drugiej zbeształem się jednak za zbytni pesymizm. Dziki świetnie pływają, wszak. Woda wzbierała stopniowo, uderzeniowej fali, tak charakterystycznej podczas powodzi w innych regionach kraju, u nas nie było. Nic im się nie stało, upewniałem siebie, popłynęły, po prostu, na ląd stały.
Wtem jakiś tętent! Patrzę, a to stado dzików gna po polance przed naszym domkiem. Stadko liczyło, nie mogłem dokładnie policzyć,gdyż szybko gnało, gdzieś dwadzieścia pięć osobników. W całej gamie wiekowej. Wtedy też pierwszy raz, odyńca widziałem. Rozbawiło mnie to dzicze do wyspy przywiązanie. Wolały tu zostać, gdzie jedyne w miarę suche miejsca między ludzkimi domkami znaleźć można było, zamiast popłynąć w stronę lądu stałego.
Przeleciały i schowały się za domkiem sąsiada z naprzeciwka, którego w tym dniu na wyspie nie było. Stoję i patrzę, patrzę i czekam na dalszy rozwój wypadków. Coś musi się wydarzyć, gdyż miejsce w którym zwierzęta dziki galop przerwały, jest z trzech miejsc ogrodzone. Na razie nic nie widzę, słyszę jedynie niecierpliwą krzątaninę. Wreszcie zza płotka wystaje jakiś ryjek, potem drugi. Stoję spokojnie, nawet nie drgnę i wyłażą. Najpierw powoli, nieufnie rozglądając się dookoła, wreszcie śmielej opuszczają alejkę bez wyjścia i już są pod moim płotem. Liczę sztuki, na pewno ponad dwadzieścia, ale dokładnie znów nie policzyłem, gdyż dziki ujrzawszy mnie, do galopu się rzuciły. Przeleciały z lewej strony polanki na prawą i skryły się za kolejnym płotem. Tym razem uliczka ślepa nie była i mogły do mokrego lasu spokojnie wrócić. Nie miały zamiaru tego robić. Kotłowały się w miejscu nowego przed mną schronienia, chrumkały, zadowolone widać z tego, że nie są już w kąt bez wyjścia zapędzone. Nie pokazały się tego dnia więcej, a ja nie poszedłem zaprzyjaźniać się z dzikami bliżej. Z ostrożności, nie ze strachu.
Jeszcze o różach słowo winien jestem. Otóż sąsiadka, właścicielka płotu za którym ostatnio dziki się schowały, jest wielbicielką róż i sporo okazów tych kwiatów na jej terenie rośnie. Teren ogrodzony jest płotkiem o wysokości metra, postawionym dla ochrony przed dziczym myszkowaniem. Podziwialiśmy te róże wielokrotnie. Aż tu pewnego razu sąsiadka oznajmia wszystkim, wielce zbulwersowana,że coś jej róże pożera. Idziemy na wizję lokalną. Faktycznie, pąki i rozkwitnięte już kwiaty róż, zniknęły. Na łodyżkach ślady po nożu jakby. Dookoła kwiatów,trawnik, żadnych śladów nie widać. Co za czort? Dziki nie, bo płot i za wysoko dla nich. Ptaki? Nikt nie słyszał o ptakach różożercach. Co więc pustoszy gródek sąsiadki? Odpowiedź nadeszła w ciągu tygodnia. Sama poszkodowana przyczynę wyczaiła.
Po prostu wstała, o świcie prawie i na ogródek swój prze okno spoglądała. Wtem coś za płotem poruszyło się i po chwili, sarna wdzięcznym susem w ogródku wylądowała i czując się jak u siebie, dalej róże obgryzać. Dla sprytnie skocznej sarny metrowej wysokości płotek, to żadna przeszkoda. Sąsiadka otworzyła okno i krzyknęła na nieproszonego gościa. Sarna krzyk zarejestrowała,spojrzała na sąsiadkę swoimi wielkimi, smutnymi oczami, ukąsiła jeszcze jeden pąk różany i równie wdzięcznie z powrotem przez płot przeskoczyła. Sąsiadka,gdy sprawcę szkód poznała, uspokoiła się, a nawet zadowolona była, że dzięki różom, z tak bliska sarenkę sobie obejrzała. Minusem tego zajścia było to, że zapał ogrodniczy sąsiadki, osłabił się znacznie.
Znów limit przekroczony. Koniec.
Dzień dobryO pogodzie słów kilka. Informacja podstawowa, nie pada i padać nie powinno. Temperatura wynosi w tej chwili 8°C ( 46,4°F ) i istnieje szansa, że wzrośnie do 14 stopni.
Dzień dobry ! Masz rację niebo jest bezchmurne i zapowiada sie przyjemny dzien……. spacer wokół Głębokiego mam w planie )))
Twoja sąsiadka od róż jest łągodności wielkiej…… wydaje mi sie, że cena za obejrzenie sarenki z bliska była dość wygórowana ))))
Cofka ….. wody Zalewu wpływają do Odry…. dobrze, że rozlewiska mamy spore ))))
Idę po kawę…… kto ze mną wypije ?)).
Ja:)) z samopoczuciem wisielczym. Jeśli nie będzie Ci ono przeszkadzać:)))
Witaj ! da się coś poradzić na to samopoczucie ? )*
.. ubic mleko do kawy czy wolisz czarną ?)
Dziękuję:))) czarną, zawsze rano:))) Lubię popołudniu z dodatkami, po kapitańsku też:))) Dawno już nie robiłam:)))
Dzień dobry:)) Nie dziwię się sąsiadce, że zapał ogrodniczy minął, wszak mam to samo, z tym, że do mnie stadkami przychodzą. Robiąc z mego ogródka karmnik, bo nie tylko młode pędy róż są ich przysmakiem:) Trwają te wycieczki od kilku dobrych lat, ale w tym roku pobiły rekord. Powiem szczerze; jest to wkurzające – mocno:(
te róże to pewnie delikates w rodzaju sushi dla wybrednych(((
Mama powtarzała, że są ślicznymi pasożytami:) Bo gdy głodne przyjdzie, to rozumie, ale nie w pełni lata, gdy pokarmu w lasach, na polanach i innych zagajnikach nie brakuje:)) Senator ma inne wytłumaczenie; cywilizacja:)
.. może i cywiizacja, ale ja sądzę, że zwierzątka są sprytne i doceniają dostępność pożywienia w ludzkich ogrodach….. estetycznie podane, bez konieczności przedzierania sie przez kłujące krzewy…. ))))
.. za to ogród warzywny czy pole ziemniakó spustoszone przez dziki, to jest widok od którego zęby mogą rozboleć ((
Słoneczko świeci sobie obiecująco, więc pora na wyspę wyruszyć. Ostatnie koszenie trawy się kłania. Przy okazji trochę opadłych liści kosiarka wciągnie. Miłego spaceru, dookoła Głębokiego, Wiedźmo. All-a może też na jakiś spacerek się wybierzesz? Jeśli tak, to udanego. Lecę i do później
Dzień dobry.Rozumiem, że sąsiadce kopytny skrytożerca róż nie przeszkadza aż tak, żeby płot podnosić albo jakimś drutem kolczastym owijać od góry? To się chwali. Aczkolwiek znam takich, którzy wystawiają np. elektroniczne odstraszacze ultradźwiękowe.Limit? To tu jest jakiś limit długości wpisu??? No cóż, będę w razie potrzeby dzielił na mniejsze.
Wysłałam listnosza do Wyspowiczów nowej generacji….. obu ))
Dotarł, ale jak to onetowy, nieco sponiewierany:)
Dzień dobry, Droga WiedźmoNa list nie odpowiem, nie wiedziałbym, co napisać. Jedno wiem na pewno, Jeśli Ktoś obrazić się chce, to tak długo będzie ważył innych słowa, aż w końcu zinterpretuje niewinne, za obraźliwe. Dawno nie smakowała mi tak gorzko, czarna polewka. Pozdrawiam i co złego, to nie ja.
Długie powolne ruchy Gryzoniu……. mam zapytać jak długo ważyłeś te słowa ?
Nie zwykłem wtrącać się do cudzej wymiany zdań, aliści tym razem muszę to zrobić I stwierdzić, że niczego w ludziach nie podziwiam tak bardzo jak prawdziwą dyskrecję!
DzińDybry:)) Alo, Alo !!!
Witaj Stateczku…. by łeś na grzybach ? )…. taki piękny dziś dzień )))
Witaj Czarodziejko:)) Byłem na piwie, dzień faktycznie piękny. Znacznie łatwiej i przyjemniej znaleźć chmielowy płyn, niż jakiegoś podgrzybka:)))
Dzień dobry:)) Byłem na grzybach, nazbierałem mało i marnych:( Tak mi coś wygląda, że to już koniec przyjemności ich zbierania. Może jeszcze jedynie opieńki i jeśli zdrówko nie nawali to na zielonki się wybiorę. Jeden z moich znajomych twierdzi, że ma murowane miejsce.. Jeśli takie murowane jak ja mam na węgorze, to kilometrów natłuczemy Bóg wie ile, a może nawet więcej:))
Ki czort?? Z całego konia jedynie małe “i” wlazło…Znowu temu wynalazku głowa boli??:)
Senatorze….. ujeszcze będą grzyby w październiku…. tak powiadali moi agroturystyczni gospodarze. O ile śnieg nie spadnie )
A daj dobry Panie Boże żeby spadł dopiero w grudniu:))
)))))) ! a to dopiero ! Sławnego konia na kucyka chciało zamienić ? jakie są najmniejsze …… szetlandzkie ?))))) *
Najmniejsze to chyba morskie:))
Co ni mniej, ni więcej oznacza, że Wuj musi nad zapałem przeuroczej sąsiadki solidnie popracować, nie naruszając przy tym, rzecz jasna, moralnego w żadnym stopniu wymiaru, ani też opinii, jaką się cieszy zarówno Wuj, jak i, podejrzewam, sąsiadkaTo ma Pan niezłe branie u tych zwierząt zdziczonych, co na takie dictum acerbum Pańska zacna Rodzina?Kontaktów ze zwierzyną zazdroszczę, choć sam się często cieszę, ale nigdy ich dosyć; moim zdaniem, można traktować jak wzór do naśladowania, iiiihaaaa!
Dobry wieczór, Yo laAleż próbowałem popracować, niestety zostałem okrzyknięty rzecznikiem zwierzyny płowej. Próby nie naruszały, w stopniu żadnym, norm moralnie rozpowszechnionych. Przynajmniej mam taką nadzieję. Co do dictum acerbum, to nobile verbum, że sam sobie na to zasłużyłem. Pisałem już kiedyś, dlaczego dobry Bóg pokarał moją Żonę głupim chłopem? To wszystko wyjaśnia. Nie zmienię się już, a zresztą czy to warto? Serdecznie pozdrawiam i proszę, utul ode mnie Pana Kłaczka
Utulę Pana Kłaczka, dobry wieczór, należy się.Sam Wuj wie, jak jest z Żonami – jest dobrze, jeśli nie lepiej, dopuszczamy oczywiście zdanie odrębne i mniejszości erotycznych, szanujemy je sobie, te ostatnie, bo może się kiedyś przez przypadek na nie załapiemy.Kłaniam się sieroco, regularnie, z wrodzonym optymizmem.
Dobry wieczór!A jak to jest, panie Yolku, z teściowymi? Bo mam właśnie jedną na stanie, czy też na pokładzie, i stąd moje nieregularne wskoki i wyskoki dzisiaj.Już się czuję utulony, ale nie będę się bronił przed dalszymi próbami : )
Dobry,Z teściowymi ponoć różnie, mnie szczęście rzecz oczywista i tu nie ominęło, moja jest rewelacyjna, w każdym razie na emigracyjną odległość. A tak poważniej, po dwudziestu latach wciąż bardzo swoją teściową lubię, myślę o Niej jak o drugiej Matce, czyli prawie Ją kocham. Pozwoliła mi ( wtedy szesnastolatkowi) wejść do domu Córki, gdzie mnie cudownie wykarmiono na zapas do dzisiejszych rozmiarów, i żeby tylko to.Ale przyznaję, zawsze pilnie i chętnie starałem się o względy teściowej, tak więc dobraliśmy się jak w korcu maku. Wystarczy?Pozdrawiam donośnie Autorstwo oraz Czytelnictwo, śnijcie zgodnie z powołaniem, dobrej nocy.
Moja ma plusy dodatnie oraz ujemne, a także olbrzymie zasługi dla naszej rodziny, które przeważają nad rzeczami ujemnymi, cokolwiek mógłbym – i chciał – na ten temat napisać. A nie chcę wcale.Pozdrawiam i kolorowych snów życzę, takich z Pewexu.
..A mnie jest szkoda lata…, że sobie jeszcze raz zaśpiewam:))) Taaki piękny dzień był, a ja… uziemiona:( I kto mnie utuli???:)))
Uziemiona? Żadne więc burze Ci nie straszne! Czego jojczysz?:)
Jojczy, jojczy… Bo..:)) od wczoraj tłukę temperaturę:( Kaszel mnie męczy. Widzisz, tak się odbija chodzeniem chorym do pracy, o! 🙂
Do pracy się chodzi pracować, a nie zarażać innych. O! Poprzedni tydzień spędziłam w betach, kichając i kaszląc, a pogoda była taka piekna. To miał być urlop, a było co było i minęło. Nie tłucz temperatury, tłucz przeziębienie. Zdrówka!:)
Już wiem. Zadzwoń do … Pana Lajkonika:)))
Dobry wieczór!Podejrzewam, że gdyby któraś z Pań wymagających utulenia zadzwoniła do p. Lajkonika i zanęciła szarlotką albo inną dobrą rzeczą z tej kategorii (jest np. takie ciasto pn. miodownik – z orzechami w miodzie, dobrym keksem z bakaliami też można go zwabić…), to by miała spore szanse.
O! Łasuch!! Ale.. dobrze wiedzieć:)))) A Pan jak spędził dzionek?PS Muszę tam jeszcze raz zaglądnąć i poczytać uważnie:)))
Niekoniecznie pracowicie, ale w większości miło. Obsłużyłem śniadaniowo Juniorów, przyholowałem teściową z dworca, zrobiłem część zakupów, pospierałem się z gospodarzem w tym drugim miejscu, w którym bywam, obejrzałem zdjęcia teściowej z podróży, obejrzałem jeszcze raz zdjęcia Pani Q. z tejże podróży (były razem), w dużej części obejrzałem z obiema paniami film nawiązujący kontekstem do tejże podróży, a teraz już syt wrażeń mam trochę czasu, więc zajrzałem tutaj. Pan Lajkonik jeszcze się nie odzywał, więc nie wiem, jak ON spędził dzień…
Czytałam. Jesteś opanowany bardzo:) Gdzie Pani Q z Panią Teściową na zagranicznych wojażach były? Jeśli nie jest tajemnicą oczywiście:)))
Daleko, oj, daleko – w Państwie Środka. Program był napięty, ale dały radę, a plonem są setki zdjęć. No i dzisiejszy seans filmowy też był a propos – “Ostatni cesarz” Bertolucciego z 1987 r.
Wybierał się ostatnio do pani “Chandry” ratując się przed chandrą. Pomogła?Chandra na chandrę? Jak mu smakowała szarlotka, czy pani podobały się róże? A może poszli na spacer w deszczu, żeby nie zazdrościć tym młodym zza okna? Mam nadzieje, że nic złego go nie spotkało …
Oj oj oj – bardzo przepraszam, ale tak to nie działa. To znaczy nie twierdzę, że tego wszystkiego nie będzie w następnym odcinku, ale nie łączę (nie rozwijam) fabuł, jeżeli nie mam pomysłu na kolejny odcinek jako całość, mniej lub bardziej zamkniętą. Obiecuję, że jeżeli czegoś się dowiem na poruszane przez starszą_panią tematy – na pewno napiszę. Ale nie tak zaraz ; ) Dajmy panu Ignacemu trochę czasu..
Żartowałam, chciałam tylko Alli wskazać lek na chandrę:))) A i powyobrażać sobie można, prawda? Tak czy inaczej, czekam na Pana Lajkonika, gdziekolwiek. Pozdrawiam.
Idę w chłodną satynkę.. Oby niedziela od soboty lepszą była:) Snów według życzeń.. Dobranoc:)))
Polubiłam Pana Lajkonika i niech tutaj też zagości ))) dobrze ?
Jak tylko się odezwie, zagości, obiecałem starszej pani i słowa dotrzymam. Obowiązki rodzinne wzywają, dobranoc więc… A może nie?
… ja jeszcze nie mówię dobranoc…. )))) ja jestem sowa…. co po nocy pohukuje )))
Dobranoc….. zapalona lampka odstraszy złe uroki ……. aż do słonecznego poranka ))