W obiecywany nie wierzyłem raj,
W świetlaną przyszłość, w zbawczą moc imperium, –
Autorytety szybko pożarł kraj,
Żeby je później wypluć na Syberii.
W świetlaną przyszłość, w zbawczą moc imperium, –
Autorytety szybko pożarł kraj,
Żeby je później wypluć na Syberii.
Choć o filistrach zdanie miałem złe,
W istocie od nich mnie różniło mało, –
Ani Budapeszt nie załamał mnie,
Ani mi Praga serca nie złamała*.
Byłem odważny w życiu i na scenie.
Mijał burzliwie nasz chłopięcy wiek, –
Jeszcze nas dojrzą, jeszcze nas docenią!
Jeszcze niejeden osiągniemy brzeg.
Rzeczywistości strasznej, oszalałej –
Dziwna nieśmiałość zadawała kłam, –
Jak dziwka nas bezwstydnie zdobywała,
Na kłódkę zamykając usta nam.
Bez przerwy trwoga w sercach naszych rosła,
Choć egzekucji nam poskąpił czas, –
Nas też zrodziły straszne lata Rosji
I otchłań czasu wódkę lała w nas.
W. Wysocki
“Przyjaciel ruszył – chapeaux bas! -do Magadanu, do Magadanu,pojechał sobie, bo tak chciał,nie na zesłanie, nie na zesłanie,nie żeby miał szczególnie dość,nie dla efektu, nie na złość,nie żeby nowy przetrzeć szlak,ale ot tak, ale ot tak.Spytacie pewnie, co za senstak idiotycznie odmieniać życie,przecież tam łagrów pełno jest,a w nich bandyci, a w nich bandyci,odpowie: – Bzdura, plotki, łżą,bandyci teraz wszędzie są,jadę, bo cel przed sobą mam:to Magadan, to Magadan!……”
tytuł org: Koni priwieriedliwyjeWzdłuż urwiska, nad przepaścią, po samiutkiej, po krawędzi,konie swe nahajem smagam i popędzam… i popędzam.Lecz brakuje mi powietrza, piję wiatr i mgłą się krztuszę,i w śmiertelnej trwodze czuję, że już po mnie! – Odejść muszę. Odrobinę wolniej konie… odrobinę choć. Nie słuchajcież wy bata, on łże! Ale konie narowiste przeznaczył mi los. I tak żyć się chce i dośpiewać tę pieśń.Ja i koniom dam pić,ja i pieśni dam żyć,choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić. Zginę, wiem. Mnie tak jak puszek z dłoni zmiecie huragani powloką saniami po śniegu, jak jeńca.Ech, wy konie, zwolnijcie i przedłużcie o chwilę,choć o chwilę… tę podróż w nieznane, do końca. Odrobinę wolniej konie, odrobinę choć. Bo ten bat… ani pan, ani car! Ale konie narowiste przeznaczył mi los. I tak żyć bym chciał i ta pieśń niech trwa.Ja i koniom dam pić,ja i pieśni dam żyć,choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić. Zdążyliśmy. W tę gościnę i tak nikt się nie spóźnia.Ale czemuż to anieli krzywo na nas spoglądają?Czy to u mych sani dzwonek się rozszlochał ogłupiały,czy to ja do koni krzyczę, żeby wolniej, wolniej gnały?! Odrobinę wolniej konie, odrobinę choć. Błagam was: i nie w skok, i nie w cwał! Ale konie narowiste przeznaczył mi los. Skoro życie me gdzieś, niech więc choć trwa pieśń.Ja i koniom dam pić,ja i pieśni dam żyć,choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić. tłum. Paweł Orkisz, 1986
Dla Wszystkich, którzy lubią Wysockiego tak jak ja 🙂
:)))))))))))))))))))))))))Kiedy już się powstrzymać nie mogę,Kiedy życia marnego mam dość,Bardzo lubię po krzakach się chować,I gdy zjawia się tam jakiś gość,Najpierw pytam – Czy ma pan zapałki?Mówi – Nie mam, więc zmieniam swój tonZ miejsca gościa pozbawiam zegarka,Biorę portfel i znikam, a onNa bezpieczną odległość odchodzi,Bym dogonić nie zdołał go już,Mówi na mnie – Bandyta i złodziejI ucieka aż sypie się kurz.Lecz gdy obok kobieta przechodzi,Gniew odpędzam od siebie i złość,I próbuję ją czule uwodzić:- Nie przejdziemy się gdzieś w taką noc?…Kiedy już się powstrzymać nie mogę,Kiedy znowu pieniędzy mi brak,Bardzo lubię po krzakach się chować…Ale marny pożytek mam z bab!..
tytuł. org. LiryczieskajaTu łapy gałęziom potrząsa wiatr,tu ptaki szczebioczą trwożliwie.Tu, gdzie Ty, dziki, niedostępny las,ucieczka stąd niemożliwa. Czeremchy, jak płótno na wietrze niech schną, bzy z deszczem opadną na drogę… Wszystko jedno, ja i tak zabiorę Cię stąd do pałacu z balkonem na morze. Twój świat czarownicy na tysiące latschowali przede mną i światłem.I myślisz: cóż piękniejsze być maod tego zaklętego świata? Niech na liściach nie błądzi rannej rosy mgła, niech się niebo z ziemią pokłóci… Wszystko jedno, ja i tak zabiorę Cię tam, gdzie flet już piosenki nam nuci. W jakiś dzień tygodnia, w jakiś tam czasostrożnie naprzeciw mi wyjdziesz,a wtedy na rękach będę Cię nieść!I nikt, już nikt nas nie znajdzie! Porwę Cię, jeżeli porwaną być chcesz, czyż sił tyle trwonię na darmo? Zgódź się, przecież w szałasie też raj można mieć,, jeśli pałac z balkonem ktoś nam zajął.
:))) Marina Vlady z krzaków raczej nie wyskakiwała :)))
Wkrótce na naszym blogu Marina po rosyjsku o Wolodii! Obiecuję!:))))
:))) W Marinie kochali się w ZSRR wszyscy mężczyźni, od podrostków do zgrzybiałych starców :))))
“Konie ” tłumaczyła także Agnieszka Osiecka….. śpiewała je Maryla Rodowicz….. :)))
To jest prawdziwa uczta….
Czego mi w tej trudnej chwili będzie trzeba?Niczym błoto, wiatr się staje lepki, grząski.Co usłyszę? Co zobaczę? Co zaśpiewam?Ptak baśniowy mi proroczą śpiewa piosnkę.To ptak Sirin coś radośnie nuci w locie,Woła do mnie z dalekich swych gniazd.To Alkonost ciągle dręczy mnie w tęsknocie,Mojej duszy struny szarpiąc raz po raz.Jak przedziwny losu znak,Lśni księżyców siedmiu blask,To Gamajun – wieszczy ptak -Nadzieją karmi nas!Krzyż z dzwonnicy ostrzem złotym przeszył chmury,I zabrzmiały jak szalone dzwonów chóry,Może szał, a może smutek śpiew ich wzmógł…Czystym złotem się w Rosji pokrywa kopuły,Żeby częściej dostrzegał je Bóg.Oto stoję, niczym przed zagadką wieczną,Przed ogromnym krajem, jakby z baśni rodem -To spowitym śnieżną szatą, to słonecznym,To ubogim, to płynącym mlekiem, miodem.I choć koń się zachłysnął i parska,Uwiązł w błocie, brakuje mu tchu,Wciąż mnie wlecze przez senne mocarstwo,Co nie może się wyrwać ze snu.Jak tajemny losu znak,Siedem strun zaczęło grać.To Gamajun – wieszczy ptak -W nadziei każe trwać!
Przyznam Senatorze, że przeraża mnie ta rosyjska “rozrzutność” z jaką władcy tego kraju obchodzą się ze swoimi obywatelami….. mam w pamięci ” Cichy Don”, a potem Sołżenicyna….. Archipelag Gułag czytałam w połowie lat ‘ 70 i wstrząs, jakiego doznałam był porównywalny z pierwszymi wiadomościami o wielkim głodzie na Ukrainie…. a opowiadała o tym mama mojej koleżanki, która przeżyła to sama….
Pamiętasz jak kiedyś pisałem, że żeby zrozumieć Rosję trzeba zachłysnąć się przestrzenią? Przestrzenią niewyobrażalną dla człowieka, który swój kraj samochodem może przejechać w jeden dzień. Przy bezbrzeżach Rosji, ogromie i pięknie jej krain, człowiek jest zaledwie nic nie znaczącą drobiną….. I wie o tym….i tak jest traktowany….. Taki los….:(
nie wiem….. może masz rację…ale w tym jest chyba coś więcej… coś, czego nie rozumiem. Pamiętam z jakim przejęciem i obawą moja znajoma z Leningradu ( jeszcze wtedy) zwierzała się, ze nie wierzy w ….socjalizm…. Dziwne to było, ale dla niej szalenie ważne.
Rosjanie mówią ,że ich dusza jest “rozliwnaja”, a przez to inna, niepowtarzalna w ciele obcokrajowca. Kiedy zdarzy Ci się w piękny poranek spojrzeć na rozciągający się przed Tobą szeroko otwarty krajobraz, który ogranicza jedynie ledwie zauważalny, rozmazany dalą horyzont, kiedy zachłyśniesz się świeżością poranka – możesz próbować wyobrazić sobie bezkres……. I to, że gdzieś tam, tam, tam….jest jakiś inny człowiek. Nad Tobą jedynie niebo, przed Tobą ogrom i…… i to jest właśnie Rosja. Niezależna od -izmów, obojętna na jednostkowe tragedie, szemrząca brzozowymi gajami. Albo gniotąca ogromem gór, przerażająca potęgą Obu, Jenisieju, pustką tundry, gąszczem nadamurskiej tajgi. Tego się nie opisze, bo to jest “Rasieja”….a w niej ludzie, którzy pamiętają “czto domasznich bierioz pri żyzni nikamu nielzia atdat'” I broniąc ich zginą……Jak to Rosjanie…..
Pięknie o tym piszesz Senatorze…. to jest ta wspaniała strona “rosyjskiej duszy “…… a ta druga..z odciśniętym tatarskim doświadczeniem, wciąż obecna….
……… No widzisz….:) Tak to wygląda…. Tu nic nie jest czarno-białe…. Przysłałaś mi wspomnienia znad Bajkału. Spójrz jeszcze jeden raz na drewniane budowle….Żaden architekt nad nimi się nie pochylił, a żal… Zbudowali i ozdobili je ci, których polska szara miernota “dziczą azjatycką” nazywa. Zachwycają swoim pięknem, a są także niezwykle funkcjonalne! A Bajkał gdzie leży, nie w Azji??:))
Odmienność….. to jest zgroza dla malutkich duszyczek… zamknięci w ciasnych nacjonalizmach zapominamy, że wszędzie są ludzie; w tle zawsze jest rywalizacja , obawa, niechęć… łągodnie to nazywam…
A łagodnie, jak na Damę przystało:)))
Ona ma Ona ma, wszystko ma, każdy łach i swój dach,No a ja… zamieszkuję w kąciku u cioci.Dla niej ja cały swój wolny czas, dla niej mam.Na nią ja lubię gapić się z okna naprzeciw. U niej tam w każdy wieczór zabawa i bal.Wczoraj zaś windziarz w ucho za flaszkę mi wyznał,Że może mieć takich dwóch, których zna cały świat,Że do niej lgnie popularny z Taganki artysta. Szafa gra, w kadrach u niej ja swe wtyki mam,O niej więc doniesiono mi wnet prawie wszystko,Że jej brat dla Spartaka gole strzela,Ojciec zaś w ministerstwie finansów jest szyszką. Powiem jej: piłka nożna to mój drugi fach,Pani brat napastnikiem jest wręcz znakomitym.Uwierz mi, żem z ministrem finansów na ty,I że mam artystyczne skłonności… ukryte. Ona ma firaneczki, wstążeczki, ma smak.Ona ma, ona ma w każdym oknie geranium,No a ja? U mnie w oknie no nic, ni …. .Tylko brud, brud i smród, więcej nic w mym mieszkaniu. Lecz nic to, na loterii kupiłem już los.To jest to! Własne szczęście w dłoni już trzymam.No bo choć sprawiedliwości w świecie za grosz,Na ten los niewątpliwie „Wołgę” wygrywam!
No to…paa :)))
Dobranoc, zupełnie straciłam poczucie czasu… :))) i nadal nie wiem po co to komu…..
Spróbuj tak spojrzeć na Rosjan. Jak Babel, odesski Żyd! Izaak Babel KONKIN Armia Konna Praliśmy szlachtę pod Białą Cerkwią. Praliśmy, aż w niebie grzmiało. Z rana drasnęło mnie kapkę, ale rozrabiałem niezgorzej, w sam akurat. Aż już ku wieczorowi poszło. Jakoś zgubiłem się w brygadzie. Kozacząt niebożąt tylko piątka pęta się za mną. Naokoło rąbią, obejmując się niby pop z popadią; ze mnie jucha wali, koń z nóg leci… Jednym słowem – dwa słowa…Wychynęliśmy ze Spirką Zabutym od lasku w bok, patrzymy – jak raz arytmetyka… Tak ze trzysta sążni od nas ni to obóz kurzy na drodze, ni to sztab. Sztab – dobra nasza! A jak obóz – jeszcze lepiej. Przyodziewa przecie u naszych chłopców w strzępach, a koszule takie, że dojrzałości płciowej nie sięgają.- Zabutyj – mówię do Spirki – matkę twoją i tak, i owak, i na odwyrtkę. Daję ci głos, jako zapisanemu w kolejce mówcy, toż to ich sztab zmiata…- Wiadoma rzecz, że sztab – mówi Spirka – ale ich ośmiu, a nas dwóch…- Nadymaj żagle, Spirka – krzyczę – tak czy tak im pały przetrzepiem. Zginiemy za kiszony ogórek i rewolucję światową.Kopnęliśmy się do nich. Dwóch sprzątnęliśmy z miejsca z pukawki. Trzeciego, widzę, już Spirka prowadzi do sztabu Duchonina* [To znaczy: zabija.] dla sprawdzenia dokumentów.A ja w asa celuję. Atutowy as, cholera, ze złotym zegarkiem. Przycisnąłem go do chutorku. Chutorek cały w wiśniach i jabłoniach. Koń pod moim asem jak kupiecka córka, ale zgoniony i rozparł się. Rzuca pan generał cugle, mierzy we mnie z mauzera i robi mi dziurkę w nodze.- Dobra nasza – mówię – będziesz moja, nogi rozłożysz.Dałem gazu i pakuję w konia dwie kulki. Szkoda było ogierka. Czysty bolszewik był ten ogier – wypisz, wymaluj. Złoty jak pięciorublówka, ogon-wachlarz, nogi jak struny. Myślałem, że żywego dla Lenina dostanę, ale nic z tego. Zlikwidowałem konika. Położył się jak narzeczona i mój as na ziemi stanął. Porwał się w bok, potem obrócił się jeszcze raz i jeszcze jeden przeciąg w mojej osobie zrobił. Znaczy się, mam dziś już trzy odznaki za walkę z enpeelem.”Panie Boże – myślę sobie – toż on, czego dobrego, ustrzeli mnie niespodziewanym sposobem”.Przygalopowałem do niego, a on już szablą się zasłania, a po policzkach łzy płyną, białe łzy, mleko ludzkie.- Teraz to zarobię order! Poddawaj się, jaśnie wielmożny – krzyczę – dopókim ja żyw!- Nie mogę – odpowiada dziadyga – ty mnie zarżniesz…Aż tu Spirka przede mną, morda w pocie pływa, oczy świecą.- Wasia – krzyczy – strach, ilu ludzi utrupiłem! A toż to generał, widzisz galon, mam życzenie go prześwidrować.- Idź do takiej matki – mówię do Zabutego i złość mnie bierze – jego galon kosztował moją krew.I moją kobyłą zaganiam generała do stodoły, siano w niej było. Cisza tam, ciemność, chłód.- Pan – powiadam jemu – przykróć trochę swój fajer, bacz na swoją starość, poddaj mi się na miłość boską i odpoczniemy razem, pan.A on dyszy tylko ciężko pod ścianą i pot ociera.- Nie mogę – mówi. – Ty mnie zarżniesz. Budionnemu tylko oddam swoją szablę.Budionnego mu dawaj. Ech, nieszczęścież ty moje! Widzę – zginie stary.- Pan – krzyczę mu i płaczę, i zębami zgrzytam – słowo proletariackie, ja sam jestem najwyższy dowódca. Ty galonów na mnie nie szukaj, szarżę mam i tak. Moja szarża, proszę, muzykalny ekscentryk i salonowy brzuchomówca z Niżnego Nowgorodu… z Niżnego, nad Wołgą…Bies mnie ogarnął. Tylko oczy generalskie mignęły przede mną jak latarnie. Obraza weszła we mnie jak sól w ranę, bo zobaczyłem, że nie wierzy dziad. Ścisnąłem wtedy, chłopcy, zęby, wciągnąłem brzuch, czerpnąłem powietrza i dalej go – po naszemu, po wojacku, po niżegorodzku, dowiodłem szlachcicowi brzuchomówstwa.Zbielał wtedy jak papier, starowina, schwytał się za serce i osuwa się na ziemię.- Wierzysz teraz Waśce ekscentrykowi, komisarzowi trzeciej niezwyciężonej kaw-brygady?- Komisarz? – krzyczy.- Komisarz – mówię.- Komunista? – krzyczy.- Komunista – mówię.- W śmiertelną moją godzinę – krzyczy – w ostatnim moim tchnieniu, powiedz mi, Kozaku, bracie, czy naprawdę jesteś komunistą?- Tak jest – mówię.Siadł dziadyga na ziemi, całuje jakieś świętości zza pazuchy, łamie szablę i zapala pod krzaczastymi brwiami dwa światła, ognie dwa nad ciemnym stepem.- Wybacz – mówi – nie poddam się komuniście. – Podaje mi rękę. – Wybacz – mówi – i rąb mnie po żołniersku…To zdarzenie ze zwykłym sobie błaznowaniem opowiedział nam pewnego razu na postoju Konkin, polityczny komisarz N-ej kaw-brygady i trzykrotny kawaler Orderu Czerwonego Sztandaru.- I do czegoście się, Wąska, dogadali z jaśnie wielmożnym?- …Ale… dogadasz się z takim! Honorowy. Tłumaczyłem mu tam jeszcze, a on ciągle swoje. Papiery mu wtedy wziąłem, mauzer, na siodełku tego dziwaka dotąd sobie jeżdżę. A potem, patrzę, krwią coraz bardziej broczę, straszny jakiś sen mnie ogarnia, w butach pełno krwi chlupie, był on mi tam w głowie…- Ulżyłeś, znaczy, staruszkowi?- Ano, zgrzeszyło się… Widzisz…..”… Zgrzeszyło się”… i dalej z tą świadomością żyje. Znaczy – taki los….. Pogodził się, tak jak pogodzi się z upałem, ulewą, śmiercią najbliższych…. Żyć trzeba….. Kto tak nie podejdzie do swego życia, ten nigdy Rosji i jej ludzi nie zrozumie!:)
… czytałam to Senatorze…. starałam się czytać rosyjską literature, czasem nawet w oryginale…Mozna cytać i można mieć nieustające zadziwienie, prawda ?
Dzień dobry. Kawa do Wołodi pasuje niekoniecznie, raczej szklaneczka czegoś mocniejszego, ale papierosek poranny to jak najbardziej:))))))Miłego dzionka i spokojnego tygodnia wszystkim życzę.
Dzień dobry:))) Chętnie tę szklaneczkę na podniesienia ciśnienia :))) Oddać mi godzinę!!! Niegodziwość, normalnie… Się nie pozbieram dzisiaj… :)))
Dzień dobry …. ale kawa pasuje bardziej niż mleczko ! może byłoby zdrowiej….
Adnawo stakanczika, Stan:)) Czort pabieri zakon!:))))
Kak adnawo? Wsie znajut, czto Boh trojcu liubit!:))))
Da wied’ ja bolen:(((
Dzień dobry ! Czuję się rozgrzeszona! jesli i poranne ptaszki nie lubią zmiany czasu, to nocne marki mogą też narzekać …..:))))) Ale cóz…. All_u, przyzwyczaimy sie znowu na pół roku :))))
:))) Dobrze, w takim razie nalej lampkę tego co ja nie lubię, dziękujęęę :)))
:))) nie będe narzekać, nie będę narzekać…. że za oknem mgła i chłodny poranek…. tak ma być, a my możemy sobie zrobić szewski poniedziałek ? :)))))
:))) U mnie już słoneczko przebija, a szewski poniedziałek? Czemu nie, tylko dyrekcja nie bardzo chce wypuścić.. Bez serca…. normalnie.. :)))
…..pewnie jesteś im potrzebna, inaczej dyrekcja nie byłaby aż taka wredna….. a i sama pewnie sie męczy :))))
Zaraz zacznę muchy łapać… :))))))
:))))))) i po nosie się drapać ?
😛 :))) Jestem w domu, jestem w domu :)))))
A ja jestem trzeźwy:((((((((((
:))) Bo nie masz serca.. :))))) i wiosny nie czujesz.. 😛 :)))))))
Jak ja mam zimą wiosnę czuć??:(
Możesz, bo nawet u mnie na “sybirze” krokusy rozkwitły :)))) Kniaź! :)))))
Masz dziś Dzień Dziecka :))) No to buziaki i lizaki kolorowe :)))) ****
:)))) *** a na loda dasz złotówkę?? :))))
Dzień dobry wszystkim:))) Tubylcom i przemiłym gościom:)) Nie ma ktoś jakiejś prostej, nie wymagającej wysiłku pracy do zrobienia?? Mogę przykładowo narąbać drzewa, skoro mi w moim zawodzie pracować zakazano!:(((( I NUDZĘ SIĘ ZNOWU JAK MOPS!!!
Dzień dobry.:))) Witam Wszystkich serdecznie, życząc miłego dnia!:)))A u mnie nadmiar obowiązków.:))) Nuda to też praca-tylko że nudna.:)))
Senatora list do Ciebie się wrócił, nie wiem dlaczego. Witaj:)))
Pewnie ktoś znowu Onetowego listonosza w driebiezgi upił i biedaczyna zygzakmi zawija:(((
Witaj Piracie ! :))) nudna praca to jesdnak najgorszy rodzaj nudy …brrrrrrr … mam nadzieję, że to Ciebie nie dotyczy :))))
Eeej Senatorze!! Co to znaczy nudzę się??
Jak to co??? Nigdy się nie nudziłaś????:)))
Niee :)))
Tak mnie już dawno nikt nie obełgał!:))))))))))))))))))))))))))**
To sobie poszukaj czegoś do roboty ! Nie wierzę, że nie potrafisz ! ! ! ” we wogóle” , ak mówia małe dzieci nie wierzę, ze nie ma nic oprócz pracy, co mogłoby Cie zająć … :)))
Chyba tylko pijaństwo:(((((((
:))) czysta desperacja z Tobą…. chyba trochę kaprysisz Mości Panie :))))
To z nudów!!:))))))))))))))))
… pogadaj z Pusią i kup sobie psa !!! będziesz miał nowe obowiązki i przyjemności….:)))) to mógłby być bearneńczyk…. piękny pies z anielską cierpliwością :))))
Dziękuję za radę! Już mam żonę:))))
Twoją Żonę żywcem do nieba wezmą, a pies…. no cóż…. kocha bezwarunkowo :)))))
Kupić psa, a żonę “na nowszy model”?? Pomysł nie jest zły!:)))))
oooo , to będziesz musiał bardzo sie sprężyć, zeby ten ” nowszy model ” nie zorientowała sie, że z Ciebie Smuf-Maruda chwilowo :))))
Do zobaczenia wieczorem…. zmykam na zebranie, zanim Senator gromem we mnie ciśnie :))))) ****
:)))) do wieczorka :)))))
Już jest wieczorek, a Panie gdzie???
… ja podziwiałam Mleczkę; bardzo fajnie, że umieściłeś ten rysunek. Trochę już nam przeszło, ale kupowaliśmy i koszulki i kubki z jego rysunkami jako prezenty dla sympatycznych osób :)))) chyba zatęskniłam za Krakowem :))))