« Siła perswazji Czyściec rozdział 5 »

Czyściec, rozdział 4

Streszczenie poprzednich odcinków.

Czyściec okazał się słabo przygotowany na przyjęcie mrowia dusz. Aniołowie odpowiedzialni za werbunek wprawdzie się wywiązali nad podziw dobrze, ale odpowiedzialni za całą logistykę kiepsko, a nawet wcale. Dusze trzeba było skompresować, bo Czyśćcowy Beton nie pozwalał iść na żywioł. Ja zostałam wysłana w delegację do Raju po radę.

Droga biegnąca wzdłuż muru była kiepska: nieutwardzona, wyboista, wąska, kręta. Doprowadziła mnie na tyły Rajskiego Pałacu, gdzie znalazłam masywną, bramę, opatrzoną napisem „WEJŚCIE DLA SŁUŻBY I DOSTAWCÓW” Wylegitymowałam się strażnikowi i wjechałam do środka. To była ta część Rajskiego Pałacu, której wcześniej nie znałam. Można by rzec: od kuchni. Parking, magazyny, składy, kotłownie, pralnie, maszynownie. Po ścianach i pod sufitem wiły się jakieś rury i kable. Mnóstwo tego było, szłam korytarzem i zdawało  mi się, że nigdy się ten marsz nie skończy. Było nieprzyjemnie chłodno i ciemnawo, bo lampy u sufitu rozmieszczone były w dużych odstępach a dawały światło brudnoniebieskie, jak ziemskie jarzeniówki.  Wreszcie doszłam do budki Anioła Furtiana i szlabanu, znowu pokazałam przepustkę i zlecenie i szlaban się otworzył. Anioł Furtian bardzo uprzejmie objaśnił, gdzie mam iść.

 

Weszłam do hallu, który znałam, w którym oczekiwałam na przydział do Czyśćca. Teraz wydawał mi się znowu jakby mniejszy. Miałam pokusę, żeby odszukać moje miejsce wiecznego odpoczywania i na chwilę tam przysiąść, ale zdałam sobie sprawę, że go już nie ma. Podszedł jakiś Aniołek, przedstawił się i polecił iść za sobą. Biblioteka wyglądała tak samo: zacisznie, ciepło, uroczyście, a zza kontuaru wyszła uśmiechnięta Philadelphia. Poszłyśmy na kawę i nie mogłyśmy się nagadać.

 

 – W Raju jest teraz bardzo spokojnie i cicho – powiedziała na koniec i wyczułam jakby nutkę żalu – dusze przechadzają się po Ogrodach, śpiewają. Czasem zajrzą do Biblioteki, ale takiego ruchu jak dawniej już nie ma.

 

Ja opowiadałam o górze Czyśćcowej i o kłopotach ze skompresowanymi duszami i wyjaśniłam, co mnie sprowadza – Chodzi o NIEPOSIADANIE WIEDZY.

 

Bardzo się tym przejęła. Obiecała, że przeszuka katalog i wybierze, co potrzebne. Przeniesienie całej biblioteki jest możliwe, poniekąd bardzo proste, ot Ctrl c, Ctrl v do utworzonego przedtem folderu, który nazwiemy  dajmy na to BIBLIOTEKA CZYŚĆCA. Ale przy tej ilości pozycji kopiowanie wymaga czasu, którego przecież nie mamy. Więc na pierwszy ogień pójdą rzeczy najważniejsze. I udała się do biblioteki, aby szukać dla nas najistotniejszych pozycji, a ja poszłam na koncert do Starego Raju. Wystawiali „Orfeusza i Eurydykę” Glucka.

 

http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.youtube.com/watch?v=SiqwIsArSf0&feature=relatedKathleen Ferrier – Gluck – Orfeo ed Euridice – Che Puro Ciel

 

http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.youtube.com/watch?v=oEKlqCZCjtoKathleen Ferrier. Gluck: Orfeo ed Euridice: 'Che faro senza Euridice…’

 

Po koncercie wybrałam się na spacer do Ogrodu. Przechadzałam się po alejkach wśród innych dusz, a muzyka Glucka dźwięczała mi w uszach. http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.youtube.com/watch?v=e_9c8nI075c

 

Ale, mimo że długo szukałam,  nie mogłam znaleźć tamtej grupy pinii. Poszłam więc do hotelu, w którym apartamenty przypominały rajskie miejsca wiecznego odpoczywania. Przyszło mi do głowy, aby sprawdzić, czy pilot działa. Działał. Zafundowałam sobie taką kolację, jak ta pierwsza w Raju. Wino, oliwki, ser.

 

Następnego dnia, rankiem spotkałam się z Philadelphią w Bibliotece. Dała mi spis ksiąg, które, jako pierwsze zostały skopiowane do folderu Biblioteka Czyśćca. Oraz instrukcję, jak należało z tego korzystać. Zapytałam, czy nie wybrałaby się na urlop do Czyśćca. Pomysł chyba ją zaskoczył, ale po krótkim namyśle powiedziała, że bardzo chętnie.

 

Znowu zjawił się Aniołek, który odprowadził mnie do szlabanu. Ruszyłam korytarzem do parkingu i było mi smutno. Pomyślałam, że przed wyjazdem dobrze byłoby umyć szyby i reflektory. Ujęcie wody znalazłam za załomem korytarza. Ktoś się tam pochylał, chyba mył ręce. Kiedy podeszłam bliżej, odwrócił się. To był Gammael.

 

– Co za spotkanie…… Co u ciebie Gammaelu?

 

 – W porządku –  powiedział –  obecnie jestem na rencie z powodu ran odniesionych podczas starć granicznych z diabłami i dorabiam sprzątaniem korytarzy.

 

Odprowadził mnie do wehikułu. Był tak uprzejmy, że niósł wiaderko z wodą.

 

Podczas gdy myłam szyby Dodge’a, oglądał go ze wszystkich stron z wyraźnym zainteresowaniem. Wypadało zaproponować przejażdżkę. Bardzo się ucieszył. Skrzydła dało się upchnąć za oparciem fotela. Ruszyłam zrazu powoli, ale gdy wyjechaliśmy na Mleczną Drogę dałam gaz do dechy. Gammael aż krzyczał z zachwytu.

 

 – Skąd się biorą takie wehikuły – zapytał, gdy go odwoziłam z powrotem. Wyjaśniłam, że to maszyny Psiapory i że w Czyśćcu można jeździć, nawet sama mam tam własnego pickupa.  Gwizdnął z podziwem.

 

Pożegnaliśmy się i ruszyłam w drogę powrotną. Tym razem jechałam powoli, pogrążona w zadumie.

 

Gdy zajechałam na mój taras w Czyśćcu, Żonkilia wybiegła mi na spotkanie. Folder BIBLIOTEKA CZYŚĆCA już był widoczny. Razem przeczytałyśmy instrukcję i spróbowałyśmy ostrożnie otworzyć jedną z ksiąg, tą szczególnie polecaną przez Philadelphię.

 

Udało się. Faktycznie księga zawierała bardzo istotne informacje. Nie bacząc na późną porę Żonkilia zwołała zebranie Aniołów Przełożonych ze wszystkich sektorów. Czytali chyba całą noc, nie wiem na pewno, bo poszłam spać. Słowiki śpiewały, wiaterek szumiał, bzy pachniały a światło księżyca sączyło się przez muślinowe firanki (bo, chyba nie mówiłam, ale zawiesiłam sobie takie). Cudo. Czemu się tak smuciłam?

 

Od rana zapanował nastrój podniosły. Wszyscy Aniołowie mieli bardzo poważne miny, Wyszli gęsiego z gabinetu Żonkilii, każdy z brulionem pełnym notatek w ręku. Wsiedli do paradnego wehikułu, prowadzonego przez szofera w liberii i pojechali na dolny taras.

 

Cóż, skończył się dla nas okres , w którym nasza trójka miała cały ogromny Czyściec na wyłączność. Poszliśmy do ogrodu, aby zjeść śniadanie i naradzić się. Głównie chodziło o to, aby utrzymać stan posiadania, który zdążyliśmy polubić. Stanęło na tym, że się ogrodzimy płotem. W magazynie znaleźliśmy bardzo porządne sztachety i do południa stanął piękny parkan.

 

Po obiedzie przyleciał mały aniołek i powiedział, że na dole rozpoczęli rozzipowywanie pierwszej pryzmy i zgodne z procedurami rozwożenie po sektorach. Jakoż wkrótce wehikuły Psiapory, które teraz zgodnie, oczywiście, z procedurami zostały wszystkie wpuszczone do Czyśćca, przywiozły pierwsze miliony dusz.  Towarzystwo było jeszcze nie całkiem przytomne, wysiadali z wehikułów i kładli się, gdzie popadło. Dobrześmy zrobili z tym ogrodzeniem, bo zdewastowaliby ogród do cna.

 

 

 

Te same arie  Orfrusza, ale śpiewane przez Marylin Horne.  (Bo Orfeusza, w wersji włoskiej,  śpiewają kobiety). Frrier jest kontraltem, Horne śpiewa od sopranu po alt.

 

http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.youtube.com/watch?v=J_x_UfmwAeU GLUCK – Che puro ciel! (with lyrics Marilyn Horne (Mezzo-Soprano)Orchestra of the Royal Opera House – Covent GardenSir George Solti

 

http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.youtube.com/watch?v=iT1NlwuC0Cs GLUCK – Che farò senza Euridice? (with lyrics Marilyn Horne (Mezzo-Soprano)Orchestra of the Royal Opera House – Covent GardenSir George Solti

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)