Na początku lat dziewięćdziesiątych spędzałem wakacje w Anglii. Nie muszę objaśniać, że były to wakacje pracowite, więc na koniec miałem odłożone trochę funtów. Do Polski mogłem wracać autokarem (samoloty były wtedy poza moim zasięgiem) ale zdecydowałem się na autostop i to nie ze względów oszczędnościowych. Chciałem spróbować podróży za jeden uśmiech, fascynowała mnie ta gra z przypadkiem (lub przeznaczeniem), to poddanie się splotowi okoliczności, a wreszcie wypróbowanie własnej cierpliwości, pomysłowości, odwagi i czego tam jeszcze. Jeden z myślicieli Dalekiego Wschodu, których teksty wtedy czytywałem, porównał los człowieka do losu mrówki, która na kawałku drewna próbuje przepłynąć ocean. Europejskie drogi to nie ocean, a ja nie byłem mrówką. Musiałem spróbować, co mi będzie dane. Deszcz, upał i kurz na poboczu drogi, czy może wygodna jazda i nowe znajomości, których nie ma potrzeby podtrzymywać.
Z portu Harwich przepłynąłem promem do Holandii, tam jakiś pociąg, potem tramwaj, wreszcie ustawiłem się z plecakiem na poboczu drogi i zacząłem machać na przejeżdżające auta.
Przez pół dnia wystawiałem rękę, żeby zatrzymać swoje zmotoryzowane szczęście i nic. Wreszcie zatrzymał się duży van, kierowca od razu wyjaśnił, że nie jedzie daleko, ale wysadzi mnie w takim miejscu, gdzie będę miał większe szanse na złapanie czegoś, co jedzie w kierunku Niemiec. Tam spędziłem kolejne trzy godziny, wieczorem uznałem się za pokonanego, odechciało mi się nawet bezskutecznego machania. Wtedy przystanął na szosie zielony samochód, długowłosy kierowca pomachał do mnie. Nie był to Latający Holender, chłopak o imieniu, którego już nie pamiętam, poruszał się wysłużonym Oplem. Zaproponował, że mnie podwiezie, bo lubi mieć towarzystwo w podróży. Wrzuciłem do auta swój plecak, dużą torbę podróżną i małą podręczną torbę z paszportem i pieniędzmi, ulokowałem się na przednim siedzeniu a wtedy samochód zgasł. Wysiadłem, żeby go popchnąć i w momencie, gdy silnik zapalił, zostałem sam na pustej autostradzie w kłębach spalin. Trafiałem już w życiu na oszustów, co prawda w innych okolicznościach, a za każdym razem niedowierzałem, że tak łatwo dawałem się wyprowadzić w pole. Tym razem dosłownie znalazłem się w szczerym polu w pobliżu granicy holendersko-niemieckiej. Auto jednak po kilkunastu metrach stanęło, kierowca na wszelki wypadek trzymał nogę na pedale gazu, wsiadłem z poczuciem ulgi, ruszyliśmy. Szybko mknęliśmy po pustej autostradzie, cos tam zagadywałem do Holendra, nie ukrywając, że jestem mu bardzo wdzięczny. Nie ma nic piękniejszego dla autostopowicza znużonego długim czekaniem, niż widok mijanych w pędzie drzew, domów i kolorowych świateł. Po północy dotarliśmy na wielki parking przy skrzyżowaniu autostrad koło Hanoweru. Długowłosy Holender jechał na północ, podczas gdy mnie ciągnęło na wschód, nieodmiennie na wschód. Parking był pustawy, czasem ktoś zajechał na herbatę w restauracji albo żeby skorzystać z toalety. Zanosiło się na to, że spędzę tam noc. Znudzony parogodzinnym czekaniem, zostawiłem plecak pod opieką innych autostopowiczów czekających w kącie hallu ) Wyszedłem na parking zaczerpnąć powietrza. Była już głęboka noc, przeszedłem może 50 metrów między samochodami, gdy usłyszałem mowę ojczystą. Podszedłem do trzech mężczyzn na parkingu.
– Przepraszam panowie, czy jedziecie na wschód czy gdzie indziej?
– Do Polski, a do jakiego miasta chcesz jechać? – pytanie zabrzmiało zachęcająco.
– Jadę do Lublina, ale wystarczy jak mnie tylko za granicę przewieziecie – odpowiedziałem czując, że blisko jest chwila, kiedy opuszczę ten parking i jednym skokiem dostanę się do Polski. Mieli dwa porządne wozy, miejsca wewnątrz dużo, w sam raz dla rodaka.
– O, to masz chłopie szczęście, bo my właśnie do Lublina jedziemy – odpowiedział jeden z nich wyraźnie rozbawiony i po przyjacielsku przyłożył mi w plecy.
Jechaliśmy razem dwadzieścia kilka godzin, po drodze przesiadałem się z auta do auta, żeby zasypiających kierowców zagadywać. Gdzieś w środkowej Polsce zrobiliśmy wreszcie postój, żeby się zdrzemnąć, potem na stacji wypiliśmy po kawie z plastikowych kubków i ruszyliśmy dalej. Podwieźli mnie prawie pod drzwi mieszkania, chyba po to, żebym raz na zawsze utwierdził się w przekonaniu, że świat jest po mojej stronie.
Jak do tej pory, jest. Nie narzekam.
« Dekoracje Świąteczne | Crabtree Nature Center » |
12
sty 2025
Weszliśmy w Nowy Rok z przytupem, wyglądamy, co przyniesie przyszłość, bo ona niepewna jak podróż autostopem. Jak się przekonacie, w powyższej opowieści zawiera się pewna metafora. Zapraszam do lektury.
Mocne przeżycie!
Ja raz tylko spróbowałem autostopu, w związku z niepowodzeniem przesiadki na kolei. Z miernym skutkiem: do domu dotarłem dzień później 😉
Widać świat jest po twojej stronie bardziej. A może to tak, jak z modlitwą o wygraną w totolotka?
Jakieś 15 lat później znowu korzystałem z tej formy podróżowania. W szwedzkiej Karlskronie miałem wsiadać na prom, ale on został odwołany (w ogóle nie wypłynął z Gdyni), zatem trzeba było na gwałt szukać połączeń alternatywnych. Byłem tam z synem i nasz zdublowany urok osobisty spowodował, że zabrali nas do Passata ziomkowie wracający z Norwegii. Dojechaliśmy razem do Tellenborga stamtąd promem do portu w Sasnitz (dawne NRD) a potem już z górki na południowy wschód. Chłopcy jechali do Ostrowca Świętokrzyskiego, nas wysadzili w Radomiu, dokąd przyjechał powiadomiony telefonicznie mój przyjaciel z Lublina. Szczęście było podwójne, bo nazajutrz mieliśmy wylot z Wa-wy do Dublina.
Tak, czasem odwołują promy – zwykle z powodu sztormu i wiatru. Mieliście dużego fuksa z tym stopem!
Witam.
Nie pamiętam, żebym korzystał kiedyś ze stopa. Ale trzeba przyznać, że Tobie trafiło się całkiem przyzwoicie. 🙂
Trenowałem na drogach dolnośląskich. Czasem był traktor, czasem ciężarówka a czasem syrenka. Paniska w dużych fiatach raczej się nie zatrzymywali 🙂
Podobnie jak Tetryk korzystałem z autostopu raz w życiu, a było tak:
Jechałem z Gdyni do Poznania, żeby się wymeldować z tamtejszego adresu – wyjątkowo z przesiadką w Inowrocławiu. Trzebaż trafu, że tamtego dnia przeraźliwie wiało, pociąg z Gdyni stawał, jechał powoli i ostatecznie dojechał do Inowrocławia z godzinnym opóźnieniem, kiedy ten drugi (z Olsztyna) do Poznania już odjechał. A następne połączenie do Poznania miałem o takiej porze, że nie zdążyłbym już do urzędu, żeby się wymeldować. A był to piątek, wtedy pracowałem jeszcze u kogoś i specjalnie wziąłem wolne, żeby to załatwić – słowem, piątek albo nic.
Po pewnych przebojach i przesiadkach ostatecznie trafiłem w Strzelnie na kierowcę, który wracał gdzieś ze wschodu, z okolic Olsztyna właśnie, w lubuskie, pustym dostawczakiem, i wziął mnie chętnie („Bo to, panie, wieje dzisiaj, przyda się balast na wozie, hehe”), a w Poznaniu podwiózł pod sam urząd – 10 minut przed zamknięciem. Zdążyłem!
No widzisz, aniołek (taki z Szopki Ruchomej, malowany złotolem) nad Tobą czuwał i zesłał w odpowiednim momencie kierowcę dostawczaka o złotym sercu.
Aniołek musi lubić thrillery 😉 to było naprawdę na ostatni moment.
Dobranoc, zmykam do spania (na piechotę, nie autostopem 😉 )
Witajcie!
Na szare niebo pomaga czasem czarna kawa 😉
Dzień dobry, resztki śniegu za oknem, a tu trzeba się brać do pracy.
Kawa koniecznie, jak Tetryk zauważył 🙂
Pani Gieniu, poprosimy!
Miło, że opowieścią sprzed 30 lat poruszyłem Wasze wspomnienia. Rzeczywistość autostopowa jest bogata, choć nie zawsze szczęście sprzyja. Dlatego warto mieć własne kółka…
Coś w życiu trzeba mieć — najlepiej mieć szczęście 😉
Oraz mocne łokcie, zęby i pazury – one sprzyjają zdobywaniu szczęścia 🙂
Pozdrawiam z ZEA.Plywalam w morzu .Upał.
Makówko, napisz proszę przy okazji, czy rzeczywiście zmienialiście hotel na ten większy, a jeżeli tak, to dlaczego?
Wygrzewaj się, póki jest okazja! 🙂
Makówko, wypoczywaj zdrowo. Malutkie pytanie: będziesz wracać autostopem? 🙂
To ja po całkiem udanym dniu roboczy i załatwiania paru rzeczy. I na przerwę.
A ja zmykam z wizytą do dzieci 🙂
Udanego dziecienia się:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Tak sobie białawo, mroźnawo, wietrznawo…
Dzięki uprzejmości kolegi mogłyśmy popodziwiać fosforyzującą śnieżnie siateczkę ścieżynek, posłuchać mruczanek w nieodległym, brzozowym zagajniku i ponapawać się chmurnymi refleksami rozhulanego księżycowo nieba:)
A pochrząkujęce Rude nie mi wyrywało rękę, co też było bardzo miłe:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Też forma autostopu — zdeterminowanego! 😉
Na dreptostop 😉
Dobry wieczór! „Pochrząkujące” i „wyrwało rękę” kojarzą mi się raczej z dzikiem, no ale one nie są rude i nie chadzają na smyczy (sprawdzić czy nie tresowany do znajdowania trufli) 🙂
Jak to – nie ma?
To pani Majdaniec oszukiwała w swojej piosence:
Rudy, rudy dzik!
Mam na dzika oko.
Rudy, rudy dzik.
Bywa całkiem spoko!
😉
A smycz?
To w drugiej zwrotce:
Rudy, rudy, dzik.
Trzymam go na smyczy!
Rudy, rudy dzik.
Lecz tylko gdy kwiczy!
😉
Opowiadanko istotnie z kategorii tych dziwnoświatowych.
Można powiedzieć, że autostopowy traf stał się palindromowym fartem:)
Zdarzało mi się od czasu do czasu korzystać z uprzejmości przygodnych kierowców, choć przeważnie wędrowałam trasami niedostępnymi dla wszelkich kołowców:)
Pamiętam sytuację, gdy uciekł nam ostatni PKS (a musiałyśmy się dostać do domu) i wlekłyśmy się smętnie z koleżanką poboczem szosy. Słońce skryło się za chmurzyskami, wokół pociemniało, a z nieba zaczęły pacać drobne krople. I wtedy zza zakrętu wyjechał samochód. Machnęłyśmy bez specjalnej nadziei na podwózkę, ale kierowca – zatrzymał się. Wsiadłyśmy.
I wtedy huknęło po raz pierwszy. Ale tak, że cała nasza czwórka (był tam jeszcze jeden pasażer) skuliła się z przestrachem. Ruszyliśmy jednak, a po paru minutach rozpętało się istne piekło: przed nami, za nami, obok nas była lita ściana wody, rozdzierana, niczym ciemna materia, raz po raz bijącymi w mokry asfalt piorunami. Samochodem miotało na wszystkie strony. Stanąć i przeczekać nie bardzo było gdzie, bo szosa należała do tych wąskich i zakręciastych. Poza tym baliśmy się, by nie uderzył w nas jakiś inny pojazd. Sunęliśmy więc wśród błysków, grzmotów, biczy. I nagle z siedzenia kierowcy dobiegł nas drżący tenorek:
Pod Twą obronę, Ojcze na niebie,
Grono Twych dzieci swój powierza los.
Ty nam błogosław, ratuj w potrzebie,
I broń od zguby, gdy zagraża cios.
Czy toń spokojna, czy huczą fale,
Gdy Ty Twe dzieci w Swej opiece masz,
Wznosimy modły dziś ku Twej chwale,
Boś Ty nam tarczą, Boże Ojcze nasz…
Po chwili osłupienia… dołączyłyśmy 🙂
Dobry wieczór, Laudate:)
I słusznie! Uprzejmego kierowcę należy wspierać w każdej sytuacji!
Toteż i wspomagałyśmy. Bardziej świeckim repertuarem może, ale – zawsze:)
…a skoro się widzimy i piszemy na Wyspie, znaczy że śpiew pomógł!
Och! Bardzo:)
Umykam również, dobranoc!
I ja będę się zbierać:)
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry
W swoim czasie dużo podróżowałem autostopem.
Najpierw jeździłem po Polsce (Bieszczady) potem po Europie…
Bardzo mile wspominam owe czasy i obecnie jadąc samochodem z reguły się zatrzymuję i podwożę autostopowiczów…
Taka „spłata długu” z przeszłości
No proszę. I nie bałeś się?
Małżonka na studiach próbowała się kiedyś dostać stopem do Włoch, ale utknęła w Wiedniu (i stamtąd wróciła).
Dzień dobry
Nie bałem się i (w młodości) jeździłem często – najpierw Bieszczady, potem Góry Świętokrzyskie a następnie Europa…
Do Włoch też pojechałem stopem
Podczas podróży po Polsce często zakładałem mundur harcerski… Pomagało

Zawsze starałem się wyglądać schludnie (kiedyś jechałem nawet w białej koszuli od garnituru)
To też jest jakiś sposób 🙂 człowiek może wtedy uchodzić za Poważnego Biznesmena, któremu w ostatniej chwili nawalił transport.
Kiedyś testowałem (z ciekawości) jak długo będę „łapał stopa” w stroju inteligenta (czysta koszula, spodnie w kancik, elegancka torba) a ile mi zajmie łapanie w stylu „na menela”…
Różnica była tak znacząca, że potem już NIGDY nie wychodziłem na trasę bez wcześniejszego ogolenia się i założenia czystych ciuchów
Dobra podpowiedź, do głowy by mi nie przyszło!
Ważne jest też ogólne zachowanie łapiącego (osobowość). Kilkakrotnie kierowca (który się zatrzymał) mówił mi, że zwykle nie bierze „stopa” ale – w moim przypadku – zrobił wyjątek bo: sprawiałem dobre wrażenie*, wyglądałem bardzo żałośnie*, wyglądałem na osobę w wielkiej potrzebie* (*właściwe podkreślić)

Kiedyś kobieta przejechała mimo mnie a następnie zatrzymała się (po ok. 100 metrach) i zawróciła, zabierając mnie do samochodu bo (jak potem mi powiedziała) „patrzyłem za nią tak żałośnie”
Masz sposoby na kobiety!
Witajcie!
Do pracy jadę ok. 40 minut autobusami. Ciekawe, ile czasu jechałbym autostopem… 😉
To trzeba podzielić na czas przejazdu i czas łapania stopa 🙂
Mój rekord prędkości to z Gdańska do Warszawy w 4 godziny
albo z Gdańska w Bieszczady (Sanok?) w 12 godzin (szybciej niż pociąg) 
Dzień dobry, powolutku naprzód, koniecznie z kawą. Pani Gieniu, poprosimy!
Pozdrowienia z międzyknucia!
Jak co roku ułożyliśmy na Rynku serce ze zniczy dla pamięci Pawła Adamowicza, a teraz na zooma…
Dzisiaj robota szła tak niesporo (mnóstwo spraw równie ważnych, a odrywających od), że skończyłem późno i się nie odmeldowałem.
Zaraz dobranocka.
Dobry wieczór!
Hej, dobry wieczór!
Dziś było intensywnie, jutro zapowiada się podobnie, więc dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno:)
Spokojnej i Tobie!
A teraz to i ja umykam. Dobranoc!
Dobranoc, Quacku!
Witajcie!
Kraków nareszcie solidnie zabielony, za cenę brodzenia w chlapie pośniegowej 😉
dzień dobry
A Trójmiasto bezśnieżne i mokre…
Dzień dobry, mimo – jak słusznie zauważył Krzysztof – braku śniegu za oknem. Niech go zrekompensuje aromatyczna poranna kawa. Pani Gieniu, poprosimy!
Oj tak!

Poranna kawa mile widziana
Chętnie dołączę!
Pozdrawiam w biegu.
Kąpiel w morzu,kąpiel w basenie,taaakie nudy.
Uf, dzień z wizytą fachowców (mamy nowy, nieprzeciekający bojler), bieganiem zakupowym i pracą. Skończyłem I etap przekładu, od jutra II etap.
W piątek wybywam na weekend, do niedzielnego popołudnia!
A teraz już na przerwę.
Coś mi strzyknęło pod łopatką i boli, jakby ktoś wbijał igłę. Niestety w tym stanie nie posiedzę, raczej wezmę coś mocnego przeciwbólowego i się położę. Dobranoc!
Współczuję.
I życzę skutecznej terapii oraz spokojnej, bezbolesnej nocki.
Dobranoc, Quacku:)
Niecoumęczone ale fajnohumorkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
Dobry wieczór, Riverze:)
Niestety, aj też już dziś dłużej nie zostanę, więc dobrej nocki, Wyspo:)
Dobry wieczór i dobranoc, Leno:)
Zapraszam piętro wyżej.