Ziemia nie najwyższej klasy, w zasadzie sam piach, wokoło łąki, potem pola uprawne, dalej półkoliście las, z trzeciej strony wioska, której czerwone dachy ledwo widać spomiędzy drzew. Działka nie różniła się od sąsiednich wystawionych na sprzedaż. Kupiłem ją kilkanaście lat temu, gdy uznałem, że zasłużyłem już na własny kawałek podłogi. Działka, 15 arów, sąsiaduje z rozległą łąką, za którą widać oczko wodne obrosłe sitowiem, a potem ścianę lasu. Szpaler poniemieckich drzew rosnący po obu stronach szosy prowadzącej do wsi. Dopiero za tą szosą zaczyna się rozległy las ciągnący się kilometrami aż do Odry.
Znam tę okolicę, wychowywałem się zupełnie niedaleko, dlatego zdecydowałem się na tę działkę dość szybko, nawet zaprzyjaźniłem się z właścicielem, który mieszka po sąsiedzku. Minął rok od transakcji, gdy pojechałem tam z bratem i to on zauważył, że spomiędzy kłosów niekoszonej trawy wystają zielone pędy sosenek samosiejek. ”Jak nie będziesz ich kosił, to ci wyrośnie las” – brzmiała braterska zachęta. Wzruszyłem ramionami na taką perspektywę, wolałem myśleć o tym miejscu jako otoczeniu dla domu z gankiem, może z ogródkiem i kamiennymi ścieżkami. Dom powstaje szybciej, czekanie na las nie wchodziło w rachubę. Zresztą, wokoło lasów pod dostatkiem.
Ale rzeczywiście z koszeniem się nie śpieszyłem, a formalności związane z budową musiały trochę potrwać. Zamówiłem plany przyszłego domu, załatwiłem pozwolenia i kontrakt z zakładem energetycznym. Na rozpoczęcie robót dałem sobie jeden rok, potem minął rok drugi, a w trzecim przyszła recesja, no i wiadomo, budżet się posypał. Nieczęsto tam wtedy bywałem, tymczasem sosenki wzięły w posiadanie prawie całą działkę, wyjątkiem były skrawki porośnięte gęstą trawą o szerokich ostrych liściach, która najwidoczniej niweczyła wysiłki drzewek w pierwszej fazie wzrostu. Zaczynała mi się podobać to młodociana gęstwina. Usiłowałem nad nią zapanować, dlatego niektóre drzewka po prostu wyrywałem, żeby nie zajęły całego obszaru. Miałem już nowy plan na działkę, bo dopiero wtedy odkryłem, że mogę z niej obserwować wschody i zachody słońca. Aż dziw, że wcześniej nie wydało mi się to ważne.
Murowany dom nie powstał i raczej już tam nie powstanie. Pozwolenia na budowę zostały w szufladzie i straciły ważność, za to sosnowy zagajnik zobaczyłem pewnego dnia na mapie Google. Gdyby to były świerki, można by je ozdabiać lampkami na święta. Zanim drzewka osiągnęły wielkość domowych choinek, na brzegu działki, w miejscu starannie wybranym powstała drewniana chatka, której plany narysowałem nudząc się w Dublinie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Latem pomagałem wylewać fundamenty, resztą prac zajął się sąsiad z ojcem i kuzynami.
Chatka ma wielkość sporego garażu, w dachu zamontowano okno, przez które wpada popołudniowe słońce. Wnętrze podzielone jest tak, aby pod antresolą znalazło się miejsce na kuchnię i zamykaną łazienkę, reszta jest otwartą przestrzenią z szafą, kanapą i stołem. Jak to zwykle bywa w niewielkich domkach, główne pomieszczenie pełni funkcję jadalni, salonu, pracowni technicznej i garderoby, a w razie potrzeby służy jako miejsce noclegu gości. W szafkach i zakamarkach trzymam narzędzia stolarskie, bo ciągle trzeba klecić kolejną ławkę lub półeczkę. Nieodzowna jest też ostra piła i siekiera, bo jak bez nich miałbym organizować drewno na ognisko? Sypialnia znalazła się na antresoli, skąd przez okienko oglądam wschody słońca, albo wsłuchuję się w odgłosy dochodzące z nieodległego stawu i lasu. Czasami o świcie na łące pojawiają się sarny, niekiedy przemknie zając lub lis. Za to w dzień nad łąką i stawem krążą myszołowy, albo stada jeżyków, z dala dobiega krakanie kruków, a bociany spacerują wśród wysokich traw. Jest tego ptactwa więcej, późnym latem i jesienią mogę tu podziwiać akrobacje szpaków, które dokładnie w porze zachodu słońca łączą się w ogromne stada i formując wymyślne figury na tle nieba dają darmowe przedstawienia.
Na terenie samej działki zamieszkały znacznie mniejsze zwierzęta: mrówki. Pojawiające się nad powierzchnią ziemi kopce tych czerwonych regularnie niszczyłem. Wolałem z nimi nie sąsiadować. Oszczędziłem za to mrówki czarne, zwane leśnymi, które szczęśliwie wybrały lokalizację na samej granicy działki, pośród szorstkich traw. Te trawy ładnie szeleszczą, ale ostre krawędzie ich liści nie zachęcają do zbliżania się. No chyba, że się jest mrówką, której obojętne jest, co tam szeleści kilka pięter nad jej głową. Tam zbudowały sobie pokaźny kopiec z igliwia, darni i czego tam jeszcze. W ciagu kilku lat zdołały wydeptać w trawie wyraźny szlak, niemalże autostradę, na której z gracją wymijają się, gdy jedne idą do lasu na łowy a inne wracają taszcząc mrówcze łupy. Czarne mrówki nie wchodzą do mieszkań, za to las ma z nich pożytek. Po miniaturowej ścieżce idącej w poprzek działki i kilka metrów od miejsca na ognisko, maszerują całymi dniami w tę i z powrotem, co mi nie tylko nie przeszkadza, ale całkiem szczerze cieszy. Mam swój inwentarz.
Nieraz z kubkiem kawy przystaję, żeby obserwować ich przemarsze: kilkanaście kroczków, stop, kilka ruchów głową, poruszenie przednimi nóżkami w powietrzu, znowu marsz. Każda mrówka idzie w swoim tempie, każda z pełną wiedzą, dokąd idzie i po co. Czasami podrzucałem im jakieś kąski z kuchni, częściej jednak ubitą muchę lub osę. Małe drapieżniki nie gardzą takimi prezentami i błyskawicznie zabierają się do rozczłonkowania i przenoszenia ich po kawałku w stronę mrowiska.
Z upływem kolejnych lat miałem coraz więcej okazji do obserwacji życia lasu. Literalnie rzecz biorąc to ciągle zagajnik, najstarsze drzewka mają po piętnaście lat, ale najwyższe z nich przerosły już chatkę, co znaczy, że sięgają wysokości pięciu, sześciu metrów. Między dominującymi sosnami wyrosło kilka brzóz, klonów, jest też wierzba, grab, dzika grusza oraz zasadzona kilka lat temu katalpa o szerokich liściach. Nie sprawdzałem, jakie parametry musi spełniać skupisko drzew, aby można było nazywać je lasem. Wiem jedno, że ten las – lubię tak o nim mówić, co więcej, czuję się jakbym go sam stworzył, jakby to było moje kolejne rękodzieło – ma już swój mikroklimat, na polankach rośnie prawdziwy mech, jesienią pojawiają się maślaki, rydze, purchawki i inny grzybowy drobiazg. Mech, grzyby, mrówki, śpiewające ptaki – przecież to atrybuty prawdziwego lasu, prawda? W tej świątyni jest niemal wszystko. Brakuje tylko Telimeny. Za to jest piosenka Grechuty.
gdy wchodzisz w las stajesz się drzewem
co w twojej ciszy się rozrosło.
Jak wspomniałem, sypialnię mam na antresoli. Jej umeblowanie to niski stolik na książki, który służy równocześnie jako podstawka pod lampkę nocną oraz materac położony bezpośrednio na podłodze. Kiedy czasami budzę się o świcie, zerkam za okno, czy na łące pasą się sarny. Nie muszę nawet wstawać, wystarczy, że podniosę głowę z poduszki.
Lubię czytać po nocach – wtedy zamykam szczelnie okno, bo światło lampy wabi wszelkie rodzaju owady, które z mniejszym lub większym łoskotem odbijają się od okiennej szyby. Raz w tłum ciem i robaczków wmieszał się szerszeń. Przylgnął do szyby wszystkimi nóżkami, jakby badał, czy uda mu się sforsować przeszkodę. Zapaliłem wtedy światło górne a lampkę nocną zbliżyłem do okna, żeby się dokładnie przyjrzeć szerszeniowi od strony brzucha. Podziwiałem jego wydłużony korpus zakończony straszliwym żądłem. Ech, jaki byłem zadowolony, że oddziela nas podwójna szyba. Później nawet po zgaszeniu światła nie otwierałem tego okna, a rano chodząc z kubkiem kawy po obejściu rozważałem, czy by nie napisać kryminału pt. “Żądło szerszenia”.
Sny na antresoli mam intensywne. Gdy żyje się w odosobnieniu, pewne partie mózgu stają się bardziej aktywne, przetwarzanie danych trwa także w nocy. Raz śniło mi się, że na środku mojego podwórka, dokładnie tam, gdzie kamienny krąg wyznacza miejsce na ognisko, na niewielkim podeście tańczy hinduska tancerka.
Poruszała się beztrosko, pewna swoich umiejętności. Z wdziękiem odtwarzała układy rąk, nóg bioder, palce układała w mudry, czasem zatrzymywała się w jakiejś pozie na sekundę lub dwie, żeby widzowie mogli ją zapamietać, po czym drobiąc nogami i wyginając tułów na boki przystępowała do budowania kolejnej pozy, snucia dalszej pieczołowicie odtwarzanej opowieści. Wszystkie harmonijne i pełne gracji ruchy podporządkowane były tradycji, miały nieść duchowy przekaz – nie rozumiałem tej symboliki, choć wiedziałem, że tancerka miała na imię Sawita, jak tamta Sawita, która przez nieludzkie prawo zmarła w irlandzkim szpitalu bezskutecznie oczekując na samoistną śmierć własnego płodu. Zabił ją bezduszny system, zakazujący pomagać kobietom w ciąży, a ona zatańczyła na tle sosnowego lasu. Taki sen. Miałem o czym myśleć przez cały następny dzień.
Czasami wychodzę do prawdziwego lasu, do którego z chatki jest nie więcej niż 80 metrów. Szczególnie lubię tam chodzić wiosną, gdy światło szeleści, zmawiają się liście na baśń, co jak niedźwiedź się toczy. Niedźwiedzi tam nie spotkałem, ale wcale za nimi nie tęsknię. Za to niezliczone ptasie trele zamieniają wiosną las w salę koncertową. Niewiele ptaków umiem rozpoznać, ale wielką radość sprawiają mi tajemnicze odzywki wilg, stukanie dzięciołów, trele zięb i oczywiście niezmordowane nawoływanie kukułek. Z kukaniem kojarzy mi się dzieciństwo. Mieszkałem wówczas w pobliżu poniemieckiego zapuszczonego parku pełnego ptactwa, dlatego teraz, gdy odzywa się kukułka, jest to dla mnie dźwięk pierwotny, potwierdzający moją tożsamość i dający, jak dawniej, poczucie przynależności do bezpiecznego i pięknego świata.
Większy dystans mam do ptaków zamieszkujących trzciny nad stawem. Ich raczej nie zapamiętałem z dzieciństwa. Ale kiedy krzątam się wokół chatki, nieustannie słyszę ptasi gwar, dlatego czasami, gdy popołudniowe słońce chyli się ku zachodowi, idę tam gdzie jest zbyt uroczyście, jaskółki kreślą nad wodami freski. Do stawu nie wiedzie żadne ścieżka i zazwyczaj muszę się przedzierać przez wysokie trawy niekoszonej łąki. Z każdym krokiem jazgot wodnego ptactwa narasta, a kiedy staję wreszcie nad brzegiem wody kakofonia dźwięków jest oszałamiająca. Nie próbuję nawet rozpoznać poszczególnych śpiewaków, za dużo tego! Ale jest jeden ptaszek charakterystyczny. Zadałem sobie trud, żeby poszukać go w googlach. To trzciniak. Śpiew trzciniaków to nie jest jakieś tam nudne ćwierkanie, on wydaje z siebie melodię bardzo skomplikowaną, zmienia barwę głosu, tempo i tonację, jakby był utalentowanym jazzmanem. Gdy kilkaset trzciniaków (ale może to być liczba idąca w tysiące) umówi się, że będą swoje melodie wykonywać jednocześnie, ale każdy zaczyna i kończy w innym momencie, powstaje tam niezły jam session. Sala Kongresowa a w niej Trzciniaki Jamboree!
I tym muzycznym akcentem kończy się opowieść o miejscu, które jest moją namiastką Arkadii. Przez lata nie do końca uświadamiałem sobie, dlaczego mnie tam ciągnie, dlaczego wkładam tyle pracy w urządzanie tego miejsca. Wcale nie chodzi o wypoczywanie. Mam wiele różnych powodów, żeby tam przebywać, ale chodzi głównie o to, żeby przedłużyć sobie dzieciństwo.






Witajcie, podczas ostatniego urlopowania powstał pomysł, aby pokazać Wam miejsce, które dla mnie jest wyjątkowe. Zapraszam na małą wycieczkę po włościach, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”.
No pewnie! 🙂
Poprackowe dzień dobry na nowym pięterku, Wyspo:)
Cześć!
Witaj, Quacku:)
Relację przeczytałam i bardzo mi się podoba.
Kronika Sosnowego Lasku niegorsza od Olsztyńskiej.
Muszę powiedzieć, że także coraz częściej łapię się na myśli, iż moje powroty do Głuszy są podróżami w Krainę Dzieciństwa. Każdy dźwięk, każdy kadr, każda woń przywodzą mnie do wspomnień o bezpieczeństwie i fajności tamtych czasów:)
Zdjęć nie udało mi się powiększyć, poczekam więc cierpliwie.
Dzień dobry, Laudate:)
Witaj, Leno
Ten dolny zbiór daje się powiększać, a niektóre fotki są podpisane
Urocze miejsce:)
Nie wiem, czy dobrze odgaduję, że miła bestia (6) wieczorami zamienia się w (15) płomienną bestię;)
Rzeczywiście wygląda, że ta większa zieje ogniem. Ale staram się zaprzyjaźnić z obiema. Mrówkom nie wchodzę w drogę, a owady z chatki cierpliwie wypędzam. Nie ma tego dużo.
Myślałam, że ta ogniowa to nocna odsłona tej dziennej;)
Dobry wieczór, Laudate:)
Na razie się zmywam – wrócę za godzinę i jeśli będzie trzeba, odpowiem na pytania.
Opowieść interesująca i zakończona ciekawą refleksją. Chyba wszyscy mamy takie adresy zwrotne, zakodowane w głębi duszy…
Intrygujące jest bogactwo różnorodności twojego lasku. Tam na skraju ci nawet Oliwka wyrosła… 😉
To modrzew. Oliwka to imię sąsiadki, która przynosi pomidory i bazylię. 🙂
Całkiem miło się dreptało, słuchając szumu rześkich klonowych liści, pokapywania kropli światła z latarń i cichego piaszczenia alejkowych kafelków.
Okołodomowy świat we dnie pławił się w słońcu, wieczorem przyjął ciepły tusz:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór! Tusz skojarzył mi się tylko z kupionymi wczoraj nowymi wkładami do drukarki
Szumy, kapania i piaszczenie, bardzo nowoczesna muzyka!
Witam na nowym pięterku.
Jutro będę czytać.
Wróciłam do domu. Jestem niewyspana, zmęczona, napita i szczęśliwa.
Dobranoc!
Spokojnej!
Jutro kolejny pracusiowy dzień, do którego muszę się przygotować:)
Miłych snów, Wyspo:)
Chyba wszyscy tak mamy. Do pracy, rodacy! A tymczasem podusia.
Podusia, byle nie poddusia 😉
Spokojnej i Tobie!
Dobry wieczór, Wyspo.
Upał wrócił na dobre. Do końca przyszłego tygodnia, same trzydziestki.
Nie czytałem jeszcze. Zaraz mam wizytę u dentysty. 🙂
Dobry wieczór, otrzymuję pewne sygnały, że też mnie to być może niedługo czeka (tj. dentysta).
A na razie umykam, dobranoc!
Dobranoc, Quacku.
U mnie tylko czyszczenie. 🙂
Dzień dobry, jest naprawdę chłodno, szkoda, że zupełnie bez słońca, ale nie można mieć wszystkiego. Z radia podano, że miasta na południowym zachodzie Polski (Wrocław, Kalisz) przygotowują się na jakieś masakryczne opady. Ze skrajności w skrajność!
Pani Gieniu, poprosimy całkiem nieskrajną kawę, taką zupełnie normalną.
Witajcie!
Od jutra poza pracą, więc dziś jeszcze młynek…
Urlopik? Wyjazd?
Tak, w sobotę ruszam w stronę Mazur.
Na żagle? Super!
Uciekaj Tetryku z Krakowa, bo synoptycy straszą, że w sobotę w nocy ma tam lać okropnie. Go North! Stopy wody pod kilem! 🙂
A tu pozostawię kilo wody pod stopą!
Kochani, koniec pracy, ale przerwa potrwa do wieczora, jadę załatwiać coś jeszcze.
A jutro zapewne w ogóle będę tylko rano.
Zmarznięte witajcie!
Przeczytałam, zdjęcia obejrzałam, pozazdrościłam (bez zawiści).
Przepraszam, że dopiero teraz się witam, ale wczoraj byłam tak nieprzytomnie zmęczona, że z trudem napisałam, że wróciłam.
Dziś stale coś było, a nie chciałam się witać bez przeczytania.
Tym bardziej że temat mi bliski, gdyż jak Wyspiarze wiedzą mam taką malutką chatkę. Tzn. nie taką, bo starą malutką z malutkim kawałkiem ziemi.
Witaj, Makówko. Z pewnością nie masz czego zazdrościć – najważniejsze abyśmy wszyscy, jak tu jesteśmy, czuli się dobrze w naszych gniazdkach uwitych dla wypoczynku i realizacji pasji.
Witaj Laudate!
Ja w mojej chatce czuję się dobrze, choć nie przypomina mi to dzieciństwa, gdyż to miejsce to nie moje miejsce rodzinne. Urodziłam się i całe życie mieszkam w Krakowie.
Planuję dziś zrobić małe „porównanie”. Jak pozwolisz podparte paroma zdjęciami.
Oczywiście! Poziomu satysfakcji nie da się łatwo porównać, ale chatkowo-ogrodowe klimaty uwidocznione na zdjęciach mogą się fajnie uzupełniać.
Wspomniałem o literackiej inspiracji, jakiej dostarczył mi widok szerszenia. Niestety, dziś u znajomej zobaczyłem książkę pt. „The sting of the bee”. Zatem nie mam co próbować, ktoś inny napisał za mnie. 🙁 Może zatem inspiracji na kryminał powinienem szukać poza światem owadów? Podpowiedzcie coś koniecznie!
Był już także film p.t. „Żądło”, wspaniała klasyka 🙂
Pociężkoprackowe dzień dobry, Wyspo:)
A słoneczko nam dziś doświeciwało, upał nie dokuczał i nawet ludełki ochoczo współpracowały:)
Tak pracowały ludełki, aż im się pokręciły kudełki. Czy tak? Czy może ciut mniej?
Tak współpracowały ludełki, że im się pokręciły kudełki i stępiły widełki;)
Dzień dobry, Laudate:)
Znaczy, dobre miejsce! Nas straszą ulewy…
Musisz mieć niezłe układy z płanetnikami 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
Jestem i idę po dobranockę.
Na spacerku nie było słoneczka, nie było gwiazdek, nie było księżyca. Ale były latarnie:)
I piesek Cudzesek, co się po kwadransie okazał zerwanym ze smyczy Czyjusiem:)
Całkiem ciepłe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór! Ale ciepłe domowe czy ciepłe jeszczezespaceru?
Napiszesz coś więcej o piesku? Po kwadransie? Jaka rasa albo wielorasa? 🙂
Ciepłe jeszczezespaceru:)
A piesek taki jakby foksik, tylko żółtawy. Nie wiem, czy rasowy, bo trochę ciemno było, a on dreptał parę kroków za nami, jakby nie wiedział, czy bardziej boi się obcych czy samotności:)
Zrobił z nami rundkę, a ja już się zaczęłam zastanawiać, kogo by tu poprosić o przechowanie, bo widać było, że Zgubek zadbany, niewychudzony.
I wtedy z bocznej alejki wychynęły dwie nastolatki, a piesuś żwawo pognał w ich kierunku. Usłyszałam jeszcze początek reprymendy, więc uznałam, że to właścicielki:)
Ruszyłyśmy w stronę domu, zadowolone, że nibyfoksik nie będzie się błąkał po ciemnicy:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Bardzo pozytywna historia! A Psiulka jakoś się do foksika odnosiła?
No właśnie – nie. Stąd wywnioskowałam, że młody, bo ona dla smarkaterii jest pobłażliwa. I dla różnych takich stworzonek „po przejściach”.
Znakomite. Psiulka ma kompas moralny, a może nawet takiż radar?
Dobry wieczór!
Cudzesek był nastawiony pokojowo i towarzysko?
Raczej trochę lękliwie:) Trzymał się parę kroków za nami, przystawał, gdy my to robiłyśmy, i ruszał, gdy zaczynałyśmy iść.
Nie wołałam go, ale i nie odpędzałam. Myślę, że był jeszcze dość młody:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Mili Wyspiarze, znowu muszę odrobić pracę domową na jutro, więc będę zmykać:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej!
Dobranoc!
Dzień dobry po imprezie w Stróży 😉
Pani Gieniu, niewykluczone, że dzisiejszy dzień skończy się jutro, więc poprosimy o kawę, dużo kawy!
A ja się tylko witam i znikam na resztę dnia (i weekendu)
Dzień dobry !
Gienię poproszę o rozgrzewającą herbatę i jakieś śniadanie na ciepło.
Szerokiej drogi Quacku!
Witajcie!
Dziś niewiele mnie tu będzie — pogrzeb mamy…
Tetryku!
Dla Ciebie i Twojej rodziny!
Dzięki!
Jeszcze raz szczere kondolencje, Tetryku.
Laudate czy w tym „Twoim” stawiku można się kąpać?
Nie można. Jest płytki, zarośnięty, zarybiony i zasr..ny przez mega stada ptaków. W ciagu ostatnich 12 lat lustro wody się obniżyło, więc proces zarastania trwa. Teraz to rezerwat ptactwa.
(Co mi, jako sąsiadowi lepiej odpowiada niż obecność hałasującej dzieciarni)
Ciszaaaaa….na Wyspie.
Słychać tylko kapiący deszcz i grzmoty.
Spacerek pacany ale na ciepło:)
Deszczyk nieco nam zwilżył fryzury, pokropił noski, nastroszył o(u tych, które mają)gonki i przemoczył wszystkie sześć stópek:)
Takie chwilami deszczowe dobry wieczór, Wyspo:)
Psiułka jako zmokła kura? Bardzo okrężne skojarzenie…
Dobry wieczór, Leno!
Że niby taka Rudaszka przynosząca szczęście jak różne znajdowane w deszczu na drodze jako plon Czubaszki, Czarnuszki, Jarzębki?
Może coś w tym być… 😉
Dobry wieczór, ja przez dzień cały spacerowałem do drewutni i z powrotem. Poza tym obserwuję prognozy w PL i postępy wody w zalewaniu terenów. U nas sucho i spokojnie, słucham Requiem Mozarta dla utrzymania nastroju.
A ja słucham mojego przedpotopowego piekarnika, bo (zamiast na sen) zebrało mi się na pieczenie:)
Ale do drewutni nie jak Emil? 😉
Dobry wieczór, Laudate:)
Dobry wieczór, Wyspo!
Dobry wieczór, Riverze:)
Choć dla mnie – bardzo zmęczony wieczór, więc zaraz będę zmykać:)
Dobry wieczór, Leno:)
W końcu dorwałem kapary, będę mógł zacząć coś kombinować z pomidorami.
To super:)
Powodzenia.
I – dzień dobry, Riverze:)
Też będę zmykać, bo już mi się literki plączą:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno.
Kochani, już tylko wchodzę, żeby powiedzieć dobranoc!
Dobranoc, Quackie.
Dzień dobry! Kolejny pracowity dzień poza domem (i Wyspą).
Kawa koniecznie. Pani Esmeraldo, poprosimy.
Miłego pozadomienia się, Quacku:)
I – dzień dobry:)
Witajcie!
Jeszcze kawa — i w drogę! 🙂
Do przelotnego zobaczenia 🙂
Szerokości:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Deszczowe witajcie!
Tetryku szerokiej drogi!
Dziś dwa spotkania -turystyczne, potem harcerskie.
Strzemiennego!

Dzień dobry.
Pogoda super – niezimno, nieciepło, lecz w sam raz:)
Słońce, trochę wiaterku, chmurka od czasu do czasu…
Sobotnioprzelotne dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry, Leno:)
Właśnie zalałem pomidory. 🙂
Wybywam na razie, będę później.
Wróciłem, ale niedługo znowu uciekam.
Kochani, wróciłem już nieco wcześniej, ale jestem dzisiaj kompletnie wyczerpany – ogarniam targi książki z ramienia stowarzyszenia tłumaczy, a zakończyłem dzisiaj targowy dzień jako uczestnik dyskusji panelowej.
Jeszcze jutro, może po zakończeniu wrócę w lepszym stanie.
Dobranoc!
Dobranoc, Quackie.
Napisałam i błąd serwera…
Niby nie było czym, a jakaś taka zmordowana jestem:)
Miłych snów, Wyspo:)
Dobranoc!
Dzień dobry, dzisiaj jadę trochę później 🙂
Poproszę kawę dla wszystkich (którzy ją piją o tej porze)!
Witajcie!
Patrzę przez okno i widzę kawałek błękitnego nieba!
Wczoraj miałam bardzo miłe spotkanie harcerskie, a dziś (nie zgadniecie?) -znów się pakuję.
Miłej niedzieli!
Targi dobiegły końca i ja trochę też 🙂
Jestem w domu, gdybym się nie odzywał, to dlatego, że za chwilę przerwa, a potem całkiem być może, że zasnę na stojąco

Dzień dobry wieczór.
Hej, hej! Dobry!
Pozdrowienia z chatki w lesie.
Nawet ulewy nie zrobiły jakichś zniszczeń.Natomiast jakiś zwierzak grasował na górnym tarasie i „przy okazji” ujawniły się 3 gniazda os albo szerszeni.
Zimno,palimy w kozie.
Jak już grasował, to nie mógł wyżreć tych gniazd?
Gniazda były porozrzucane po tarasie i nie wiemy skąd wypadły.
Już była za późno,aby to sprawdzać.
Eh,te uroki życia w lesie…
O, ale jak porozrzucane, to znaczy, że już nieczynne? To dobrze, duży plus – nie będą wam szerszenie i osy się pętać po terenie, więc prawdopodobieństwo przypadkowego użądlenia maleje.
To się okaże w dzień.
No ale jak już zrzucone skąsiś z góry, to ew. może łatwiej będzie zmieść (jeszcze niżej). Albo żeby ptaki czy inne zwierzaki wykończyły te gniazda już do imentu.
Też bym chciała..
Makówko, a jak woda? Mocno daje się we znaki?
Mnie nie zalało,jestem na górce,ale na dole też wygląda ok,Raba nie wylała.
Dałam na fb zdjęcie Raby z Zarabia.Jak ktoś zechce (Quacku!)to można zobaczyć.
Z komórki nie umiem dodać zdjęcia.
Już, chwila. Lepiej niżej niż w „schodkach”.
Zmieniając temat.Wczoraj byłam na spotkaniu harcerskim,zwiedzałam Muzeum Harcerstwa,wspominałam czasy obozów itd.
Czy ktoś z Wyspiarzy był w ZHP?
Kochani, kończy mi się przytomność, umykam. Dobranoc!
Dobranoc, Quackie!
Niedzierla wyjątkowo obfita w wydarzenia, zaowocowała dziwną sennością:)
Dobrego wieczoru Spaćnieidącym i miłej nocki tej Reszcie:)
Dobranoc, Leno:)
Dzień dobry.
Nowy dzionek nastał i nowe pięterko również.